IV. 1. GRANICE WYDOLNOŚCI GENOMU
Mimo niemal bezgranicznej wydolności genom ze swą metodą prób i
sukcesów nie byłby zdolny, zdany tylko na siebie, utrzymać systemów
żywych w ciągłym stanie przystosowania, który zabezpiecza ich
przetrwanie. Mechanizm poznawczy genomu nie potrafi bowiem sprostać
szybkim zmianom środowiska. O tym, że któryś z jego eksperymentów się
powiódł, nie "dowie" się przecież, zanim nie upłynie żywot jednej
przynajmniej generacji. Dlatego też genom ze swoją metodą może
powodować przystosowania do takich tylko danych środowiskowych, które z
dostateczną statycznie stałością utrzymują się przez czas dłuższy. W
języku współczesnej cybernetyki można powiedzieć, że życie jednej
generacji jest "czasem martwym", który musi upłynąć, nim mechanizm
poznawczy genomu zacznie reagować na jakiś wpływ zewnętrzny.
Istnieje natomiast, jak to już wspomniałem w "Prolegomenach" i szerzej
omawiałem w 3 podrozdziale rozdziału I, mnóstwo dobrze przystosowanych
mechanizmów, które przyjmują i wykorzystują informację, ale jej nie
gromadzą. Jak już zaznaczono, często się nie dostrzega swoistości tych
mechanizmów, ponieważ analogie funkcjonalne, które zachodzą pomiędzy
najprostszą i najpierwotniejszą formą zdobywania wiedzy, właściwą
genomowi i najwyższymi formami kulturowej dążności ludzkiej do poznania
pozwalają zbyt łatwo zapomnieć, że pomiędzy tymi dwoma procesami
rozgrywającymi się na różnych poziomach organicznego bytu ulokowana
jest cała warstwa niezbędnych zdolności poznawczych, które dostarczają
wiedzy o chwilowo panujących w środowisku okolicznościach i tym samym
stanowią podwalinę dla wszystkich wyższych procesów doświadczania i
uczenia się. Tego rodzaju procesami musimy się teraz zająć. Zachodzą
one u wszystkich istot żywych z bakteriami i roślinami włącznie.
IV. 2. OBWÓD REGULUJĄCY, CZYLI HOMEOSTAZA
Wszystkie mechanizmy fizjologiczne, zdobywające informację krótkotrwałą
i wypełniające w ten sposób czas martwy genomu, są zdolne do tego
wyczynu dzięki strukturom, które swoją budowę, służącą temu celowi,
zawdzięczają metodzie prób i sukcesów stosowanej przez genom. Tkwi w
tym problem. Fakt, że nawet najprostsza forma zdobywania informacji
chwilowej, mianowicie forma obwodu regulującego, czyli homeostazy, jest
związana ze strukturą, czyli z wynikami metody prób i sukcesów i że z
drugiej strony trudno byłoby wyobrazić sobie życie bez homeostazy -
stawia nas wobec problemu, który od znanego dylematu kury i jajka różni
się tym jedynie, że jest pytaniem sensownym.
Już w rozdziale o fulguracji dowiedzieliśmy się, co to jest obwód
regulujący, czyli obwód z ujemnym sprzężeniem zwrotnym. W świecie
organizmów występuje nieprzebrane mnóstwo obwodów regulujących o
wszelkich dających się w ogóle pomyśleć stopniach skomplikowania, od
prostych mechanizmów, które utrzymują niezmienność na poziomie
"jedynie" chemicznym, aż do wysoce zróżnicowanych organizacji, w
których najbardziej skomplikowane funkcje narządów zmysłowych i
centralnego systemu nerwowego utrzymują, przez zachowania
poszczególnych osobników bądź całych społeczności określoną "wartość
powinną" (docelową), na przykład korzystną dla zachowania gatunku
gęstość populacji, jak to udało się wykazać Wynne-Edwardsowi w
przypadku rozmaitych gatunków zwierząt.
Ilekroć jakiś organizm odnajduje po zakłóceniu równowagę wewnętrzną lub
utrzymuje ją mimo zakłócających wpływów z zewnątrz, znaczy to zawsze,
iż odebrał on i sensownie wykorzystał informację o rodzaju i stopniu
odpowiedniej zmiany w środowisku. Kiedy na przykład zwierzę przyspiesza
oddech w otoczeniu ubogim w tlen lub wobec nadmiaru pożywienia
powstrzymuje się na pewien czas od żarcia, znaczy to, że system żywy
jest poinformowany nie tylko o własnym zapotrzebowaniu na pewne
substancje, lecz nadto również o aktualnie istniejącej w środowisku
"sytuacji na rynku" tych substancji.
Jak wiele innych mechanizmów, za których pośrednictwem organizm odbiera
informacje o panujących chwilowo w jego środowisku okolicznościach,
również mechanizm obwodu regulującego funkcjonuje nieograniczenie raz
po razie bez jakiejkolwiek zmiany w działaniu. Innymi słowy: jeśli
pominąć niepożądane przejawy zużycia i starzenia się, zaprogramowana
przez genom struktura tego mechanizmu pozostaje stale taka sama.
Informacja, dla której przyjmowania i spożytkowania zbudowany został
ten aparat, jest natychmiast wykorzystywana, ale nie jest gromadzona.
IV. 3. POBUDLIWOŚĆ
Poza pewnymi formami homeostazy wszelkie procesy, za pomocą których
organizm uzyskuje i wykorzystuje informację chwilową polegają na jego
uzdolnieniu do odpowiadania na tak zwane bodźce. Bodziec i pobudliwość
definiowano w bardzo rozmaity sposób. W ogólności rozumie się przez to,
że na pewne skuteczne - w sensie przyczyny wywoławczej, a zatem bez
bezpośredniej przemiany dynamicznej - oddziaływanie z zewnątrz, właśnie
na ów "bodziec", organizm odpowiada albo procesem ruchowym (jest nim
także każda zmiana w stanie ruchu), albo wydzielaniem substancji,
sekrecją. Na ogół kiedy mowa o pobudliwości, ma się na myśli
wywoływanie ruchów, przynajmniej gdy chodzi o organizmy niższe. Dopiero
w następstwie podziału pracy pomiędzy systemem nerwowym i mięśniowym u
zwierząt wyższych zyskują one zdolność przyjmowania i wykorzystywania
bodźców również bez natychmiastowej odpowiedzi ruchowej.
Nie wiadomo, jak się zdaje, czy u najniższych stworzeń występuje w
ogóle zdolność do ruchu bez pobudliwości. Bakteriolodzy są mi jeszcze
dłużni odpowiedź na pytanie, czy istnieją mikroorganizmy poruszające
się, ale niezdolne do odpowiadania na bodźce. W zasadzie byłoby do
pomyślenia, że zdolność do ruchu, zwłaszcza do zmiany miejsca, może
zwiększać prawdopodobieństwo uzyskiwania energii również wówczas, gdy
nie towarzyszy jej zdobywanie informacji.
Jednakże u większości istot żywych zdolność do zmiany miejsca, do
lokomocji, wiąże się ściśle z uzdolnieniem do odpowiadania na bodźce.
Wolno powiedzieć, że prymarnym i najważniejszym osiągnięciem lokomocji
jest możność wycofania się z niebezpiecznej sytuacji, jaką dzięki niej
uzyskuje zwierzę. Jeszcze bardziej być może pierwotna funkcja ruchu
ciała polega na tym, że maksymalnie kurcząc ciało organizm wystawia na
szkodliwe wpływy świata zewnętrznego możliwie jak najmniejszą
powierzchnię pokrytą skórą sfałdowaną i pogrubioną. Tego rodzaju
reakcji unikania, która występuje u wielu organizmów osiadłych bądź
zdolnych jedynie do powolnego ruchu, towarzyszy często sekrecja
wydzielin przyczyniających się do ochrony powierzchni. Tak zachowują
się jednokomórkowe jamochłony (Coelenterata) i inne bezkręgowce, jak
chociażby ślimaki. Na pobudliwości polegają i te procesy, które są
jedynie zdobywaniem i wykorzystywaniem informacji chwilowej, bez jej
gromadzenia (jak w opisanych tu właśnie przypadkach niektórych obwodów
regulujących), i także te, które rozgrywają się w centralnym systemie
nerwowym i stanowią podłoże najwyższych zdolności - uczenia się oraz
pamięci. O tych ostatnich mowa będzie dopiero znacznie później.
IV. 4. REAKCJA AMEBOIDALNA
Zadziwiać może, iż najpospolitszy i najprostszy z wywoływanych przez
bodziec ruchów, które znamy w świecie organizmów, odbywa się we
wszystkich trzech wymiarach przestrzeni. Komórka ameboidalna, złożona
wyłącznie z "nagiej" protoplazmy, porusza się rozcieńczając w jednym
miejscu swą warstwę zewnętrzną, ektoplazmę. Wybrzusza się tam wówczas
coś na kształt worka przepukliny, z którego w miarę jak zewnętrzna
powłoka nadal się lokalnie rozcieńcza wyrasta nibynóżka pseudopodium.
Zawartość komórki spływa następnie w stronę mniejszego oporu, do
pseudopodium, które się u osady coraz bardziej wypełnia i tężeje i w
ten sposób cała komórka posuwa się stopniowo we właściwym kierunku.
Wyrastaniu pseudopodium odpowiada po odwrotnej stronie, czyli z
funkcjonalnego tyłu pełznącej ameboidalnej komórki, tężenie i kurczenie
się ektoplazmy.
Proces powstawania nibynóżki i poruszania się w wyznaczonym przez nią
kierunku wyjaśniano dawniej upatrując rolę najistotniejszej przyczyny w
zmianach napięcia powierzchniowego. Można faktycznie imitować bardzo
pięknie cały ten proces na sztucznym modelu nieożywionym, zmieniając
napięcie powierzchniowe kulistej kropli. Obserwując przez dłuższy czas
ameby w niemal naturalnym dla nich obszarze życiowym doszedłem do
przekonania, że jest to wyjaśnienie o wiele za proste. Już dość dawno
temu twierdziłem, iż udało mi się zaobserwować bezpośrednio, jak plazma
ameby stale zmienia swój stan, z roztworu w galaretę i z powrotem, tak
że wewnątrz komórki, w rdzeniu nibynóżki, pozostaje ciekła i płynie w
przód, galarecieje natomiast ponownie, na kształt zestalającej się płynnej
lawy, tam gdzie styka się ze
światem zewnętrznym, wodą lub podłożem. Tym, co przy pobieżnej
obserwacji wydaje się zmniejszeniem napięcia powierzchniowego i co ma
faktycznie ten sam skutek mechaniczny, jest częściowe rozpuszczanie się
galaretowatej ektoplazmy, które rozpoczyna się od wewnątrz, w miejscu,
gdzie utworzyć się ma nibynóżka. Ten pogląd będący owocem
nieskomplikowanych obserwacji uzyskał od tego czasu pełne potwierdzenie
dzięki badaniom L. V. Heilbrunna. Kiedy szkodliwy bodziec dotyka
powierzchni żyjątka, które się w odpowiedzi boleśnie jak gdyby kurczy i
zaczyna od niego odpełzywać - dzieje się to wskutek przechodzenia w
stan galaretowaty uprzednio ciekłych części plazmy, w miejscach
bezpośrednio przylegających do pobudzonego. Kurczenie wynika z tego, że
takiemu przejściu towarzyszy niewielkie zmniejszenie się objętości
protoplazmy i ono też powoduje ów efekt mechaniczny podobny efektowi
wzrostu napięcia powierzchniowego. Spływania plazmy wewnętrznej nie
można jednak z pewnością tłumaczyć jedynie różnicami ciśnienia, które
są skutkiem właśnie opisanych procesów. Znane są też przecież przepływy
plazmy w komórkach roślinnych, otoczonych sztywną powłoką z celulozy,
gdzie ciśnienie jest wszędzie takie samo.
Kiedy obserwuje się amebę w jej naturalnym obszarze życiowym, tzn. nie
przeniesioną pipetką na szkiełko pod obiektywem, lecz swobodną w
naczyniu, w którym żyje, zdumiewa wielostronność i zdolność
przystosowawcza jej zachowania. Najlepszy znawca pierwotniaków, H. S.
Jennings, powiada, że gdyby ameba była wielkości psa, przypisano by jej
bez wahania przeżywanie podmiotowe. Ze wszystkimi sytuacjami w
środowisku daje sobie ona radę za pomocą tego jedynego, wyżej opisanego
sposobu poruszania się. Trzeba sobie uprzytomnić, że jest to jeden i
ten sam mechanizm, który pozwala "lękliwie" uciekającej amebie unikać
szkodliwego oddziaływania, zbliżać się ku korzystnemu i, w optymalnym
przypadku, "chciwie" opływać i wchłaniać przedmiot promieniujący
pozytywne bodźce. Ameba ucieka i pożera za pomocą jednego i tego samego
mechanizmu ruchowego!
Informacja przystosowawcza, która stanowi podłoże pozornej inteligencji
ameby, zasadza się wyłącznie na uzdolnieniu do selektywnego
odpowiadania na bardzo rozmaite bodźce zewnętrzne, przy czym ilościowo
reakcja może być w rzeczy samej tak różna, że potrafi zmylić
obserwatora, przesłaniając tożsamość mechanizmu ruchowego. Ameba, która
kierując się jakąś stromą zmianą temperatury, zakwaszenia itp. pełznie
leniwie ku przychylniejszym pieleszom, sprawia całkiem odmienne
wrażenie niż ta, która "rzuca się" na obiekt-łup, czy też ta, która z
pozorną chytrością omotuje właśnie kilkoma nibynóżkami ruchliwego
orzęska. Duża rozmaitość zachowań oraz orientacja według wszystkich
trzech osi w przestrzeni, osiągana w tak prosty sposób, sprawiają, że
ameba wydaje się zdumiewająco "inteligentnym" zwierzęciem. Nie jest to
jednak, by tak rzec, "zasługa" ameby, gdyż i ta rozmaitość, i ta
orientacja polegają jedynie na uzdolnieniach przysługujących
protoplazmie jako takiej i przeto również istocie, która się z niej
wyłącznie składa.
Dopiero kiedy proteuszowa zdolność wytwarzania w dowolnym miejscu ciała
funkcjonalnego przodu lub tyłu zostanie poświęcona na rzecz stałej
struktury, zwłaszcza na rzecz wydłużonej, opływowej formy wszelkich
szybko pływających stworzeń, wyłoni się jako całkiem nowy problem
pytanie, w jaki sposób można by szybkim, lecz sztywnym statkiem
sterować ku celowi we wszystkich trzech kierunkach przestrzeni. Wśród
zwierząt wielokomórkowych jest jedynie niewiele istot z symetrią
promienistą, które, jak na przykład rozgwiazda, mogą podążać w każdą
dowolną stronę, chociażby tylko w dwóch wymiarach. Jeśli zaś przy
powierzchownej obserwacji wydaje się, że ośmiornicy, tego
zdumiewającego stworu z baśni, nie krępują żadne więzy, jakie wszystkim
wyższym organizmom nakłada stałość struktur, i jeśli faktycznie
dysponuje ona jak ameba pełną swobodą działania we wszystkich możliwych
kierunkach w przestrzeni - to nie zawdzięcza tego nieobecności
struktur, lecz ich wielości i suwerennemu nad nimi panowaniu.
IV. 5. KINEZA
Omówimy teraz szereg mechanizmów sterujących, które zwierzętom ze
strukturalnie ustalonym przodem i tyłem umożliwiają sensowne dla
zachowania gatunku spożytkowanie uzdolnień do zmiany miejsca,
mianowicie przez wyszukiwanie rejonów, gdzie uzyskanie energii jest
prawdopodobniejsze, natomiast utrata mniej prawdopodobna. Wydać się
może dziwne, że daje się to osiągnąć bez modyfikowania kierunku ruchu.
A przecież jest to możliwe. Przemieszczający się ruchem przypadkowym
organizm, który przyspiesza, gdy warunki w otoczeniu stają się
niekorzystne i zwalnia, gdy są one sprzyjające, osiąga
pożądany skutek dzięki takim wyłącznie ilościowym modyfikacjom procesu
poruszania się. Dla ilustracji wskażmy na proces, po prawdzie
niekorzystny, który sprawia, że wzrasta liczba samochodów w tych
punktach sieci ulicznej, gdzie zmuszone są one zwalniać. Gdyby
samochody były pierwotnymi żyjątkami w pobliżu gnijącego strzępka
rośliny, ich zachowanie się byłoby celowe. Tę najprostszą metodę
możliwie jak najdłuższego przebywania w możliwie najkorzystniejszych
warunkach otoczenia Fraenkel i Gunn nazwali kinezą (ruchem).
U wielu organizmów proces ten uzyskuje skuteczniejszą formę przez to,
że gdy tylko znajdą się w korzystniejszych warunkach, zwierzęta
poruszające się nie po linii prostej, lecz mniej czy bardziej zygzakiem
powiększają kąt zmian kierunku, które same są dyktowane przez czysty
przypadek. Można sobie bez trudu przedstawić, że w ten sposób penetrują
one obiecujący rejon znacznie wydajniej. Taki proces, zwany
klino-kinezą spotyka się na ogół w kombinacji z kinezą zwykłą u
najrozmaitszych stworzeń i to wcale nie tylko pierwotniaków i
bezkręgowców, lecz w najczystszej formie także u niejednego z
równonogów, które należą, jak wiadomo, do wyższych skorupiaków
(pancerzowców). Takie same co do formy i funkcji, ale polegające na o
wiele bardziej złożonych procesach zmysłowych i nerwowych sposoby
zachowania występują też u ssaków, dość wspomnieć zwierzęta
przeżuwające, gdy się pasą, lub ludzi, gdy szukają grzybów.
We właściwej kinezie zasługuje na uwagę prostota jej mechanizmu.
Wystarcza jeden jedyny receptor, który wywiera czysto ilościowy wpływ
na jeden jedyny sposób poruszania się. Nie potrafię dojrzeć prostszej
metody, za pomocą której nieameboidalny, niezdolny więc do ruchu we
wszystkich kierunkach organizm mógłby uzyskiwać i wykorzystywać
orientującą go w przestrzeni informację chwilową. W proste słowa ubrać
można to, czego ów organizm doświadcza o zewnętrznym świecie: "Tutaj
jest lepiej" albo "Tutaj nie jest tak dobrze". Nie bardziej
skomplikowane są wnioski, jakie z tej "wiedzy" wyciąga: "Pobądźmy tutaj
troszkę" albo "Stąd się wynośmy". O kierunku stromej zmiany, za której
sprawą środowisko poprawia się lub pogarsza, zwierzę nie dowiaduje się,
tak doświadczając, niczego.
IV. 6. REAKCJA FOBIJNA
Istnieje szereg niższych istot, które reagują stereotypicznie odwrotem,
kiedy poruszając się w przestrzeni natrafiają na stromą zmianę bodźca
oznaczają szybkie pogarszanie się warunków środowiska, i tutaj więc
organizm doświadcza czegoś o kierunku, w jakim znajduje się obiekt,
którego należy unikać. Kiedy jednak, przeciwnie, zdarzy się, że zwierzę
przebywa strefę stromej zmiany oznaczającej poprawę warunków życiowych,
wówczas nie następuje żadna reakcja, o ile, jak u wielu pierwotniaków,
nie wchodzi nadto w grę kineza. Dopiero gdy głupie stworzenie opuści
korzystną okolicę i znajdzie się po drugiej stronie, a więc w mniej
sprzyjającym milieu, odpowie reakcją unikania. Otto Koehler powiadał:
zupełnie jak człowiek, który podwyżkę poborów inkasuje bez słowa, ale
kiedy się dochody kurczą, podnosi straszny lament.
H. S. Jennings wykazał, Alfred Kuhn zaś w swym klasycznym dziele Die
Orientierung der Tiere im Raum (Orientowanie się zwierząt w
przestrzeni) wyraźnie podkreśla, że zwrot, jakiego dokonuje zwierzę
wycofując się z niekorzystnego kierunku, nie jest co do rozmiaru
wyznaczany przez kierunek, z którego dociera bodziec. Na przykład
pantofelek (Paramaecium) zachowuje się przy reakcji odwrotu
następująco: Najpierw odginają się wszystkie rzęski na całej
powierzchni żyjątka tak, że przez chwilę płynie ono z powrotem
dokładnie tą samą trasą, którą przybyło. Potem rzęski po jednej stronie
ciała i wokół otworu gębowego - te ostatnie służą do napędzania pokarmu
- zaczynają znów pracować - "maszyna w przód". To sprawia, że
Paramaecium nie rusza teraz ani w przód, ani w tył, lecz stoi w
miejscu, zataczając swym przednim końcem okrąg, a wzdłużną osią ciała
opisując powierzchnię stożka. Po upływie pewnego czasu zależnego od
siły, ale nie od skierowania bodźca, komplet rzęsek znów się przekręca,
powracając do pierwotnego nastawienia i żyjątko odpływa w kierunku,
który wskazuje jego oś wzdłużna w momencie przerzutu rzęsek. Może się
przypadkiem zdarzyć, że w momencie, kiedy żyjątko znów ruszało w przód,
ruch po stożku przebiegł pełne 360 stopni; wówczas popłynie ono
ponownie w stronę wywoławczego bodźca. Równie dobrze może też być tak,
że nowy kierunek jest jeszcze bardziej niekorzystny niż dawny i że
prowadzi ku jeszcze
bardziej stromemu narastaniu odstraszającego bodźca. W obu wypadkach
żyjątko ponowi swą reakcję. Ten sposób zachowania nazwany przez Alfreda
Kuhna reakcją fobijną wydatnie przewyższa kinezę - ale bynajmniej
nie reakcję ameboidalną - ze względu na mnogość informacji, która
przekazuje zwierzęciu. Reakcja fobijna powiadamia zwierzę nie tylko, że
jakieś określone otoczenie jest niekorzystne, lecz również, w którym
kierunku warunki stają się jeszcze bardziej nieprzychylne, aczkolwiek
nie informuje go, w której stronie panuje najbardziej niekorzystna
sytuacja, jakiej najbardziej należałoby unikać, ani też, oczywiście, w
której stronie wypadałoby szukać sprzyjających okoliczności. Ponieważ
reakcja fobijna ma nie tylko ilościowy wpływ na lokomocję, jak kineza,
lecz ponadto powoduje jakościowo odmiennego rodzaju reakcję odwrotu,
zwierzę może się stale trzymać dzięki niej z dala od niekorzystnego
milieu i pozostawać w korzystnym, nie tylko zaś skracać swój pobyt w
pierwszym i przedłużać w drugim, jak to się dzieje za sprawą kinezy.
Przy reakcji fobijnej, zupełnie tak samo jak przy ameboidalnej i przy
kinezie, informację o tym, co jest milieu korzystnym, a co nie,
organizm zawdzięcza temu fragmentowi całościowego procesu, który jest
przyjmowaniem i niejako filtrowaniem bodźców. Problematyką tej
zdolności będzie się trzeba zająć w ósmym podrozdziale niniejszego.
(Nie powinno tu powstać wrażenie, jakoby reakcja fobijna stanowiła
jedyny mechanizm orientacyjny w dyspozycji Paramaecium. Przy zmianie
mniej stromej, a także wówczas, gdy zwierzę płynie trasą, która w sferę
zmiany stromej wchodzi pod płaskim kątem Paramaecium jest najzupełniej
zdolne, jak to wykazała Waltraud Rose, zmodyfikować swój kurs, w
sensownie odmierzonym zakresie, i uniknąć niekorzystnego milieu bez
reakcji fobijnej. W warunkach naturalnych reakcję fobijną obserwuje się
rzadko. Pantofelek potrafi też, jak wykazał Otto Koehler, rozróżniać
między bodźcami zależnie od tego, czy dotykają jego przodu czy tyłu.
Tylko na pierwsze z nich odpowiada fobijnie, na drugie zaś,
całkiem rozsądnie, reaguje przyspieszeniem ruchu w przód. Przy zbyt
silnych bodźcach ta zdolność rozróżniania zawodzi. Kiedy zbliży się
nagle bardzo gorącą igłę do tylnego końca pantofelka, żyjątko tak samo
uskakuje w tył, jak przy odpowiednim pobudzeniu końca przedniego. Ten
sposób zachowania nazwany przez Otto Koehlera reakcją przestrachu może
przynieść zwierzęciu zgubę, co prawda jedynie w warunkach, które w
normalnym życiu na swobodzie nigdy niemal nie występują.)
IV. 7. REAKCJA TOPICZNA, CZYLI TAKSJA
Na o wiele wyższym poziomie, zarówno ze wzglądu na mnogość uzyskiwanej
informacji chwilowej, jak też na skomplikowanie procesów
uczestniczących, znajduje się ten typ reakcji orientujących, które za
Alfredem Kuhnem nazwiemy topicznymi, czyli taksjami. [Słowo to
występuje też w medycynie jako "ręczne odprowadzenie wadliwie ułożonego
narządu" - i nie ma oczywiście nic wspólnego, poza etymologią, ze
znaczeniem etologicznym - przyp. tłum.] Od czasu opublikowania
jego już tutaj wspomnianego dzieła o orientowaniu się zwierząt w
przestrzeni przeprowadzono wiele doniosłych badań. Dla zrozumienia
procesów fizjologicznych będących podłożem orientacji, szczególnie
ważne okazały się te roztrząsania, w których punktu wyjścia dostarczyła
perspektywa cybernetyczna, nauka o obwodzie regulującym, jak w
badaniach Mittelstaedta, Jandera i innych. Próba streszczania tutaj ich
wyników rozsadziłaby ramy tej książki.
Najprostsza reakcja topiczna, nazwana przez Kuhna tropo-taksją, polega
na tym, że organizm dopóty się obraca, dopóki na dwóch symetrycznie
rozlokowanych receptorach nie zapanuje równowaga pobudzeń. Płaziniec,
który reaguje "dodatnio tropo-taksycznie" na prądy przynoszące mu woń
pożywienia, kręci sią dopóty, dopóki strumień wody nie uderzy z równą
siłą w obie strony jego głowowego końca i wówczas pełznie pod prąd.
Jeśli się tę sytuację wytworzy sztucznie, kierując dwie strużki wody z
rozwidlonej rurki symetrycznie na głowę robaka, to popełznie on po
wypadkowej między nimi. Od tego prostego mechanizmu, który niemalże
odpowiada abstrakcyjnemu "tropizmowi" Loeba, najprzeróżniejsze
wyobrażalne przejścia prowadzą ku wyższym organizacjom nerwowym z
najbardziej skomplikowanymi sprzężeniami zwrotnymi; dobry przykład
stanowi tu aparatura, za pomocą której modliszka zwyczajna (Mantis)
wymierza celny cios swej zdobyczy, jak to w toku wieloletnich badań
zdołał wykazać H. Mittelstaedt.
Wszystkim tym reakcjom topicznym, od najprostszych do najbardziej
skomplikowanych, wspólne jest to, że zwierzę ustawia się w przestrzeni
w kierunku najkorzystniejszym w sensie zachowania gatunku, bez
pośrednictwa jakichkolwiek prób i błędów. Innymi słowy rozwarcie kąta,
o który obraca się zwierzę, zależy wprost od kąta utworzonego przez
kierunek, skąd przychodzi bodziec, z osią wzdłużną ciała zwierzęcia.
Obrót o "sterowanym rozwarciu" znamionuje wszystkie reakcje topiczne.
Podczas gdy reakcja fobijna informuje organizm jedynie o kierunku, w
którym się poruszać nie powinien, nie mówiąc mu niczego o mnóstwie
wszystkich pozostałych kierunków przestrzennych, które mógłby obrać -
reakcja topiczna informuje zwierzę wprost o tym, który ze wszystkich
możliwych kierunków jest najkorzystniejszy. Ze względu na ilość
uzyskiwanej informacji taksja przewyższa zatem wielokrotnie i reakcję
fobijna, i kinezę, ale - raz jeszcze podkreślmy - bynajmniej nie
reakcję pseudopodiów ameboidalnej komórki.
IV. 8. WRODZONY MECHANIZM WYWOŁAWCZY
[Wbrew nie utartemu jeszcze zwyczajowi obieram ten właśnie termin,
nie zaś "mechanizm wyzwalający" lub "mechanizm spustowy", ze względów
zarówno językowych, jak i rzeczowych; Auslosemechanismus u Lorenza
odgrywa rolę podobną wprawdzie, ale w sposób istotny większą niż
"spust", natomiast "wyzwalanie" budzi w polszczyźnie skojarzenia
niemożliwe przy niemieckim - Auslose - przyp. tłum.]
W podrozdziałach o poruszaniu się ameby, o kinezie i o reakcji
fobijnej, kiedy była mowa o zdobywaniu informacji w tych procesach
ruchowych, wspomniałem już także o mechanizmie fizjologicznym, który je
wywołuje. Organizmowi potrzebne są nie tylko struktury, stanowiące
podłoże motorycznego przebiegu przy celowym, w sensie zachowania
gatunku, sposobie poruszania się, lecz również aparat, służący do
odbioru bodźców, które powiadamiają go o nadejściu chwili i zajściu
okoliczności takich, że są dobre widoki, by dany sposób postępowania
istotnie sprzyjał zachowaniu gatunku.
Kiedy w fizjologii systemu nerwowego odkryto ważną zasadę łuku
odruchowego, naturalne wydało się zebranie pod pojęciem odruchu
wszelkich procesów wywołujących ruch, kiedy zaś J. P. Pawłow uczynił
zrozumiałym nie mniej ważny proces powstawania reakcji warunkowych,
znów naturalne wydało się ująć wszelkie reakcje sensowne w sposób
wrodzony, tzn. nie poprzedzane procesami uczenia się jako "odruchy
bezwarunkowe". Nie jest to samo w sobie ujęcie błędne, przesłania
jednak istotny problem. Jest zupełnie prawdopodobne, że u zwierzęcia ze
scentralizowanym systemem nerwowym aparat przyjmujący bodźce, tzw.
receptor, jest połączony torem nerwowym z efektorem, tzn. organizacją
nerwową, za której sprawą zachodzi celowa odpowiedź motoryczna, w jeden
system całkiem dobrze spełniający ogólne wyobrażenie o łuku odruchowym.
W bardzo wielu przypadkach zbadano dokładnie, którędy taki tor
przebiega i z ilu elementów nerwowych się składa.
Dla nas problemem jest jednak nie sam proces odruchu, lecz niejako to,
co go poprzedza, jego receptorowy początek. Zmuszeni jesteśmy zapytać,
jak to się dzieje, że organizm dokładnie "wie", jaka powinna, po
określonym bodźcu, nastąpić reakcja, by mogła to być reakcja
spełniająca zadanie zachowania gatunku? Jak to się dzieje,
że na przykład ameba nie opływa i nie wchłania wszelkich drobnych
ciałek, lecz z rzadkimi wyjątkami tylko te, które mogą jej służyć za
pożywienie? Skąd żyjątko, które przebija się przez życie za pomocą
kinezy wie, kiedy i gdzie ma płynąć szybko lub powoli?
Zmuszeni jesteśmy przyjąć, że przed każdą taką odpowiedzią motoryczną
podłączony jest mechanizm filtrujący bodźce, tzn. dopuszczający do
skuteczności jedynie te, które z dostatecznym prawdopodobieństwem
statystycznym są znamienne dla takich sytuacji w środowisku, w jakich
wywołany sposób zachowania się może być działaniem sensownym. Można
porównać ten aparat recepcyjny z zamkiem, który daje się odryglować
jedynie właściwym kluczem. Dlatego też mówi się o bodźcach kluczowych.
Aparat fizjologiczny, który dokonuje filtracji bodźców, nazywamy
wrodzonym mechanizmem wywoławczym, w skrócie WMW.
U jednokomórkowców i niższych zwierząt wielokomórkowych, u których
repertuar sposobów poruszania się jest niezbyt bogaty i ogranicza się w
zasadzie do wyszukiwania zdobyczy oraz partnerów płciowych i do
unikania niebezpiecznych sytuacji, wymagania, jakim sprostać musi
selektywność WMW, nie są zbyt wysokie. Niemniej ameba na przykład
reaguje selektywnie na wcale niemało rozmaitych sytuacji bodźcowych,
aczkolwiek jej sposoby zachowania różnią się jedynie ilościowo. W
porównaniu z nią uwięzione w sztywnej strukturze orzęski, do których
zalicza się również pantofelek wydają się znacznie mniej plastyczne.
Żyjątko to za pomocą reakcji fobijnych i topicznych poszukuje
otoczenia, które poza innymi cechami znamionuje zwłaszcza określone
stężenie jonów H. Najczęściej występującym w przyrodzie kwasem jest
kwas węglowy, który w większym stężeniu znajduje się w wodach, gdzie
żyją Paramaecia, zwłaszcza w pobliżu gnijącej materii roślinnej, to zaś
po prostu dlatego, że żywiące się taką materią roje bakterii wydzielają
dwutlenek węgla. Zależność ta jest tak niezawodna, inne zaś,
ewentualnie trujące kwasy występują tak niepospolicie rzadko, że
pantofelkowi najlepiej przydaje się bardzo prosta informacja, która
wyrażona w słowach orzeka, iż określone stężenie kwasu oznacza obecność
gromady pożywnych bakterii. W programie gatunku nie mógł być, jak łatwo
pojąć, przewidziany przypadek, kiedy to eksperymentator-fizjolog
wpuszcza do obszaru życiowego pantofelka kroplę trującego kwasu
szczawiowego.
U zwierząt wyższych z dobrze wykształconym centralnym systemem nerwowym
i takimiż narządami zmysłowymi oraz z bogatym repertuarem różnych
jakościowo sposobów zachowania się, selektywność wrodzonych mechanizmów
wywoławczych sprostać musi wyższym wymaganiom, zwłaszcza wówczas, gdy
trzeba, by jeden jedyny narząd zmysłowy wywoływał różne odpowiedzi na
różne kombinacje bodźców. Nie ma takiego problemu, kiedy narząd
zmysłowy potrafi przyjmować bodźce jednego tylko rodzaju, jak to jest
na przykład u samiczki świerszcza. Regen wykazał, że nie słyszy ona nic
poza wabieniem samczyka. Natomiast młode rybki z większości gatunków
pielęgnicowatych reagują optycznie zarówno na obraz matki, za którą
płyną, jak i na podobnej wielkości obraz drapieżnej ryby, przed którą
powinny uciekać i chować się. Odniesiony do niewłaściwego obiektu każdy
z tych odmiennych sposobów zachowania oznaczałby niewątpliwą zgubę.
Teoretycznie w przypadku naszej samiczki świerszcza narząd słuchu
mógłby być powiązany bezpośrednio z motorycznym aparatem wykonawczym. W
przypadku ryb pomiędzy receptor i efektor musi być podłączony aparat
filtrujący, który potrafi oddzielać bodźce kluczowe jednego rodzaju od
drugiego. Aparat ten może być umieszczony jedynie w samym systemie
nerwowym, tzn. pomiędzy narządami receptora i efektora.
Niewiele wiadomo o sposobach, jakimi WMW sprawuje swą fizjologiczną
funkcję filtracji, aczkolwiek badania nad siatkówką żaby,
przeprowadzone przez Lettwina i jego współpracowników oraz Eckharda
Butenandta, rzucają sporo cennego światła na sprawę możliwości
realizacji takiej selekcji bodźców. W późniejszych latach Schwartzkopff
i jego uczniowie wykazali, że u szarańczaków łańcuch zwojów, po którym
biec musi kluczowy bodziec faktycznie sprawuje funkcję filtrującą i
pokazali, w jaki sposób to robi.
Kiedy się ma możność zobaczyć w warunkach naturalnych, jak niezawodnie
i celowo WMW powiadamia organizm, który z poszczególnych sposobów
zachowania jest w danych okolicznościach sensowny ze względu na
przetrwanie gatunku, jest się skłonnym przeceniać ilość informacji
zawartej w WMW. Kiedy się widziało, jak "mądrze" trzymają się
Paramaecia w pobliżu pożywnej runi bakteryjnej, jak błyskawicznie
świeżo wylęgłe pisklę indycze chowa się pod najbliższą osłoną na widok
lecącego drapieżcy lub jak młoda pustułka, która ma po raz
pierwszy do czynienia z wodą, pluszcze się w niej i potem czyści
piórka, jak gdyby robiła to już tysiąc razy - wówczas odczuwamy niemal
zawód dowiadując się, że pierwotne żyjątko kieruje się, jak już o tym
była mowa, jedynie stężeniem kwasu, że pisklak indyka zupełnie tak samo
chowa się przed wielką muchą łażącą po białym suficie i że gładka płyta
marmurowa wywołuje u młodej pustułki te same ruchy, co woda.
Wrodzona informacja mechanizmu wywoławczego jest zakodowana w sposób
tak prosty, jak na to tylko zezwala warunek, by nieprawdopodobne było
zadziałanie WMW w odpowiedzi na jakąkolwiek inną sytuację poza
biologicznie adekwatną. Klasycznym przykładem informacji prostej, ale w
warunkach naturalnych zupełnie wystarczającej zwierzęciu, jest
informacja zawarta w WMW, który wywołuje u pospolitego kleszcza (Ixodes
rhicinus) reakcję kłucia. Jakub von Uexkull wykazał, że zwierzątko to
kłuje wszystko, co ma temperaturę 37°C i zapach kwasu masłowego. Mimo
takiej prostoty charakterystyki żywiciela kleszcza, mianowicie ssaka,
jest nieprawdopodobne, by reakcję mógł wywołać jakikolwiek inny z
napotykanych w lesie przedmiotów.
Do najbardziej gruntownych i precyzyjnych badań nad WMW należą prace
małżeństwa Kuenzerów nad młodymi pielęgnicami. Współczesną wiedzę o
omawianych tutaj problemach streszcza dobrze opracowanie W. Scheidta
(1964).
IV. 9. GATUNKOWO SWOISTE DZIAŁANIE Z POPĘDU W ROZUMIENIU OSKARA
HEINROTHA
Szczególną rolę odgrywa wrodzony mechanizm wywoławczy w przypadkach, w
których inicjuje on tak zwany ruch instynktowy. U organizmów, którym
sztywny, rozczłonowany szkielet pozostawia swobodę tylko dokładnie
określonych ruchów, czyli przede wszystkim u stawonogów i kręgowców,
istnieją zawsze swoiste gatunkowo koordynacje ruchowe, gotowe i
zaprogramowane jako całości w genomach. Nazywa się je koordynacjami
dziedzicznymi lub ruchami instynktowymi (Erbkoordinationen,
Instinktbewegungen), po angielsku fixed motor patterns. Fizjologicznie
wyróżniają się one tym, że bardzo sztywne następstwo ruchów nie jest
tutaj, jak snadnie można by mniemać, skutkiem zazębiania się odruchów,
lecz wynika z procesów, które rozgrywają się w samym centralnym
systemie nerwowym bez współdziałania receptorów. Erich von Holst, Paul
Weiss i inni poświęcili centralnie koordynowanym sposobom poruszania
się wiele szeroko zakrojonych wysiłków badawczych. Jak ostatnio
wykazali E. Taub i A. J. Berman, nawet u prymatów znaczna część ich
często nader zróżnicowanych koordynacji ruchowych funkcjonuje bez
jakiegokolwiek sterowania przez receptory zewnętrzne czy wewnętrzne.
Prowadzenie przez aferencję, czyli kontrolę dośrodkową, odgrywa przy
koordynacjach dziedzicznych tylko rolę ogólnej orientacji w
przestrzeni, dla zaistnienia samego następstwa ruchów jest ono
nieistotne. Można to wywnioskować również bez wiwisekcji
dezaferencyjnej (tzn. wyłączającej wszystkie nerwy czuciowe),
mianowicie obserwując częste występowanie ruchów jałowych, kiedy to
koordynacja dziedziczna przebiega jako całość mimo nieobecności
normalnie ją wywołującego obiektu. Tak na przykład bywa, że mimo
nieobecności źdźbła trawy lub
jakiegokolwiek podobnego obiektu tkacz Quelia wykonuje cały
skomplikowany ruch, który przy budowie gniazda służy przymocowaniu
źdźbła do gałęzi. Wygląda to tak, jak gdyby ptak miał "halucynację"
obiektu. Przebieg koordynacji dziedzicznej nie jest sam w sobie
procesem poznawczym. Zawarta w nim jako gotowe przystosowanie
umiejętność jest do dyspozycji zwierzęcia, tak jak dobrze
skonstruowane narzędzie, którego przydatność ogranicza się do celów tym
węższych, im bardziej są one wyspecjalizowane.
Bywają koordynacje dziedziczne powszechnie przydatne,
jak na przykład koordynacje zmiany miejsca, gryzienia, drapania,
dziobania itd., bywają też takie, które dopasowane są bardzo
specyficznie do określonego zadania, jak na przykład wspomniany już
ruch wiązania u tkacza lub liczne sposoby poruszania się właściwe
tokowaniu
bądź kopulacji.
Sztywność trwałego przystosowania i całkowita niezależność od wszelkiej
nauki występują najwyraźniej właśnie przy tych koordynacjach
dziedzicznych, które zróżnicowały się w służbie bardzo specjalnych
funkcji. Nawet doświadczonego etologa wciąż na nowo ogarnia zdumienie,
gdy zdarzy mu się zobaczyć, jak doskonale i w pełni celowo przebiega
taki tok zazębiających się zachowań, kiedy występuje po raz pierwszy u
zwierzęcia hodowanego od maleńkości, o którym wiadomo na pewno, że nie
dysponuje jakąkolwiek o nim informacją z własnego doświadczenia. Oskar
Heinroth opisuje, jak hodowany od wyklucia się jastrząb, który dopiero
co zyskał zdolność lotu, schwytał w powietrzu bażanta, zamierzającego
przefrunąć ze stołu na parapet, i nim opiekun zdołał zainterweniować,
wylądował na narożu szafy z już ubitą zdobyczą. Heinroth dodaje: "Ten
pierwszy akt urzędowy w roli jastrzębia zrobił na nas niezatarte
wrażenie." W rzeczywistości połączenie umiejętności motorycznej z
dokładną "wiedzą" o sytuacji, w której umiejętność tę należy stosować,
zakłada ogromne mnóstwo informacji wrodzonej.
Omawiany tutaj tok działań złożony ze wstępnej reakcji WMW i z
uruchomionej przez niego koordynacji dziedzicznej stanowi funkcjonalną
całość, która w państwie zwierząt występuje niezwykle często. Oskar
Heinroth nazwał ją "gatunkowo swoistym działaniem z popędu". Pojęcie to
okazało się nader płodne, aczkolwiek dopiero znacznie później dokonano
analizy tej całostki i rozpoznano, że oba składniki mogą być
zintegrowane w całość funkcjonalną również w odmienny sposób.
U zwierząt wyższych swoiste gatunkowo działanie z popędu przedstawia
proces poznawczy, który, jak to wyłożyliśmy w rozdziale I.3 nie oznacza
przystosowania, lecz jest dokonaniem już przystosowanego mechanizmu.
Dane są z góry gotowe informacje, które dotyczą biologicznie
"właściwej" sytuacji i także te, dzięki którym organizm otrzymał
środki, żeby sobie z tą sytuacją poradzić. Proces dostarczający
informacji chwilowej powiadamia zwierzę jedynie, że
hic Rhodus, hic
salta, oto przyszła chwila, by użyć tego szczególnego sposobu
zachowania!
Gatunkowo swoiste działanie z popędu stanowi wzorcowy przykład
liniowego łańcucha akcji, który jest funkcjonalnie sprawny już w tak
prostej formie, ale który dopiero przez integrację z innymi, również
prostymi skądinąd procesami doprowadził do fulguracji zdolności zaiste
epokowych. Tak proste łańcuchy, jak opisane przed chwilą znaleźć można
w czystej formie właściwie tylko u takich istot, u których odpowiednie
działanie zdarza się w życiu osobnika w ogóle jeden jedyny raz, jak na
przykład u pająków skaczących (skaczeli) i wielu owadów.
U zwierząt wyższych do działania dołącza się przede wszystkim człon
dodatkowy: poszukiwanie wywoławczej sytuacji bodźcowej, którą za
Wallacem Craigiem nazwę zachowaniem apetencyjnym. Można sobie
wyobrazić, że również wzbogacony o ten wstępny człon łańcuch akcji
zdolny jest funkcjonować w sposób sprzyjający zachowaniu gatunku przy
czysto liniowym przebiegu. Nie umiałbym tego jednak poprzeć żadnym
konkretnym przykładem. Wszędzie niemal, gdzie daje się wykazać
zachowanie apetencyjne, odnajdujemy też zwrotny wpływ wyniku działania
na poprzedzające je zachowanie. Tym samym dany jest proces kolisty,
który stanowi fundament właściwego uczenia się, tzn. uczenia się z
wyników, o którym będzie mowa w rozdziale szóstym.
IV. 10. INNE SYSTEMY ZBUDOWANE Z MECHANIZMÓW WRODZONYCH I RUCHÓW
INSTYNKTOWYCH
Jak już napomknąłem, mój nauczyciel Oskar Heinroth i ja sam uważaliśmy
przez długi czas, że "gatunkowo swoiste działanie z popędu" jest
najprostszą i najważniejszą cegiełką wszelkich zwierzęcych i ludzkich
zachowań instynktowych. Zrozumienie, że działanie to złożone jest z
dwóch fizjologicznie odmiennych składników było bezpośrednim wnioskiem
z odkrycia Ericha von Holsta, który wykazał przekonywająco, że
koordynacja dziedziczna nie składa się z łańcuchów odruchów
bezwarunkowych, co uprzednio zakładano jako oczywistość. Holst nie
tylko pokazał, że koordynacja ruchu dochodzi do skutku w ściśle
uporządkowany sposób, bez pomocy odruchów, lecz również, że po to, by
zadziałała, niepotrzebne są żadne bodźce z zewnątrz. Liny, którym
przecięto tylne korzenie wszystkich nerwów rdzeniowych poruszały się
płynąc najzupełniej normalnie, system nerwowy dżdżownicy całkowicie
oddzielony od reszty ciała i umieszczony w roztworze Ringera
niestrudzenie wysyłał w uporządkowanej kolejności impulsy nerwowe,
które pobudzałyby muskulaturę robaka, gdyby tam jeszcze była, do dobrze
skoordynowanych ruchów pełzania. Ruch dochodzi więc do skutku za sprawą
produkcji bodźców i koordynacji, które mają miejsce w samym centralnym
systemie nerwowym. "Płaszcz odruchów", jak się wyraził Erich von Holst,
służy jedynie temu, by ruchy, których źródło jest wewnątrz, zostały
sensownie przystosowane w czasie i przestrzeni do danych zewnętrznych.
Koordynacja dziedziczna stanowi niezmienny szkielet zachowania, którego
struktura zawiera informację uzyskaną wyłącznie filogenetycznie.
Funkcjonalnie sprawna staje się taka koordynacja dopiero za sprawą
wielu obsługujących ją mechanizmów, służących przyjmowaniu informacji
chwilowej, które koordynację w adekwatnej sytuacji wywołują i które
sterują nią w przestrzeni i w czasie. Rozpoznanie tego uważam za akt
narodzin etologii, gdyż dostarczyło ono owego Archimedejskiego punktu,
od którego wyszła nasza analityczna działalność badawcza.
Opisane tu w zarysie zdobycze poznawcze fizjologii rzuciły nowe światło
na procesy, które wespół z koordynacją dziedziczną tworzą całostki
funkcjonalne, o czym już była mowa. Dopóki uważano swoiste gatunkowo
działania z popędu za łańcuchy odruchów bezwarunkowych, proces ich
wywoływania wydawał się pierwszym członem łańcucha, jednym z wielu
odruchów. Zdawało się więc, że nie różni się on fizjologicznie od
pozostałych i że wobec tego nie zasługuje na szczególną uwagę. Kiedy
jednak zrozumiano, że endogenna produkcja bodźców dla każdego z tego
rodzaju ciągów ruchowych trwa nieprzerwanie i że specjalne instancje
nadrzędne muszą ją stale pohamowywać, tzn. kiedy stało się jasne, że
wywołanie instynktowego ruchu oznacza w gruncie rzeczy tylko
odhamowanie jego spontaniczności, wówczas wyłoniło się pytanie, co to
za szczególny mechanizm fizjologiczny sprawia, iż następuje odhamowanie.
U wielu niższych zwierząt najważniejszą funkcją najwyższych instancji
systemu nerwowego jest stałe hamowanie rozmaitych swoistych dla
organizmu endogennych i automatycznych sposobów poruszania się oraz
"popuszczanie im cugli" we właściwym momencie, za sprawą przychodzącej
z zewnątrz informacji chwilowej. Dżdżownica pozbawiona "mózgu", tzn.
zwoju nadprzełykowego, pełznie bez przerwy i nie potrafi się zatrzymać.
Podobnie zoperowany krab nie umie przestać jeść, dopóki jest jeszcze
cośkolwiek do jedzenia itd.
Odkrycie endogennej produkcji bodźców przy centralnie koordynowanych
sposobach poruszania się naświetliło na nowo nie tylko proces
odhamowania, lecz również mnóstwo nader doniosłych procesów innego
typu. Dzięki obserwacjom Heinrotha, Lissmanna i także moim własnym
wiadomo było już od dawna, że przy dłuższym nieużywaniu jakiegoś ruchu
instynktowego próg wywołujących taki ruch bodźców nie jest stały, lecz
stopniowo coraz bardziej się obniża. Wskutek tego coraz łatwiejsze staje
się wywołanie odpowiedniego sposobu zachowania; zaczyna on działać w
odpowiedzi na bodźce nieadekwatne, "namiastki", w krańcowych zaś przypadkach
uruchamia się na samym końcu, mimo braku jakiegokolwiek wykrywalnego
bodźca, czyli, jak to mówimy: "na jałowym biegu". Zjawiska obniżania
się progów studiowałem i opisywałem w okresie, kiedy wierzyłem jeszcze
niezachwianie, że ruchy instynktowe mają naturę ciągu zazębiających się
odruchów. Już wówczas jednak kładłem rzetelnie nacisk na takie
zwłaszcza zjawiska, dla których teoria zazębiających się odruchów nie
potrafiła znaleźć miejsca. Właśnie jednak te fenomeny można
przekonywająco wyjaśnić dzięki odkryciom Holsta. Obniżanie się progu
bodźców wywoławczych nie jest wszelako jedynym skutkiem, jaki powoduje
u zwierzęcia niespotykanie przez czas dłuższy sytuacji adekwatnej dla
danego ruchu instynktowego. Przedłużający się brak okazji do puszczenia
w ruch jakiejś określonej koordynacji dziedzicznej, wprawia na ogół w
niepokój organizm jako całość i powoduje aktywne poszukiwanie
kluczowych bodźców. To wspomniane już pod koniec poprzedniego
podrozdziału zjawisko nazywamy za Wallacem Craigiem zachowaniem
apetencyjnym (appetence behavior).
To zatem, co "popędza" zwierzę, ów "popęd", o którym mówi implicite
dawny termin Heinrotha "działania z popędu", w wielu przypadkach nie
jest bynajmniej tożsamy z którymś z ogólnych "wielkich" pobudek
zachowania zwierząt i ludzi - jak głód, pragnienie czy popęd płciowy -
gdzie przyczyny fizjologiczne łatwo na ogół znaleźć i gdzie polegają
one bądź na braku ważnych substancji, bądź też odwrotnie, na
wypełnieniu narządów jamistych ("popęd detumescencji"). [Detumescencja
- ściśle: ustąpienie obrzęku, stęchnięcie; w szerszym
znaczeniu: opróżnienie - przyp. tłum.] Przeciwnie, każdy
najdrobniejszy nawet z ruchów instynktowych, jeśli przez pewien czas
nie zostanie "odreagowany" - aby użyć nie najpiękniejszego terminu
Zygmunta Freuda - reprezentuje autonomiczną pobudkę zachowania. Odgrywa
to doniosłą rolę przy powstawaniu reakcji warunkowych, co zostanie
przedstawione w rozdziale VI. N. Tinbergen i G. P. Baerends pierwsi
wykazali, że trzy ważne podsystemy działania z popędu: zachowanie
apetencyjne, wstępna reakcja wrodzonego mechanizmu wywoławczego i
wykonanie ruchu instynktowego zaspokajające popęd - mogą być połączone
również w inny, bardziej złożony sposób. Bardzo często jakaś dłuższa
sekwencja sposobów zachowania jest zaprogramowana tak, że inicjujące ją
zachowanie apetencyjne doprowadza do sytuacji bodźcowej, która nie
wywołuje bezpośrednio wykonania ruchu instynktowego, stanowiącego cel,
lecz najpierw tylko zachowanie apetencyjne innego rodzaju. Kobuz
wylatuje na łowy poszukując zdobyczy - zachowanie apetencyjne
pierwszego rzędu. Kobuz napotyka stado szpaków i wznosząc się wysoko
ponad nie wykonuje w locie szczególny manewr, którego celem jest
odłączenie od ptasiej chmary jednego jedynego szpaka - zachowanie
apetencyjne drugiego rzędu. Dopiero jeśli wynik tego manewru jest
pomyślny, drapieżca osiągnął sytuację, w której może znaleźć
zastosowanie kolejny sposób zachowania, mianowicie zabijanie zdobyczy,
po czym nastąpią dalsze ruchy instynktowe, najpierw ruch szarpania, a
wreszcie pożerania łupu. Dla naszych przedstawień o istocie ruchu
instynktowego ważne jest, że liczne koordynacje dziedziczne wbudowane
są w taki ciąg nie jako cele ostateczne gaszące popęd, lecz w pewnej
mierze jako cele pośrednie. Można je więc z równym powodzeniem ujmować
jako zachowania apetencyjne, które zmierzają do sytuacji bodźcowych
wywołujących kolejne ogniwo akcji. Tinbergen nazwał taką sekwencję
apetencji instynktem zorganizowanym hierarchicznie. Taki system
uporządkowanych hierarchicznie apetencji prowadzi zwierzę, w
"przemyślanym" filogenetycznie programie, od jednej sytuacji
wywoławczej do drugiej, mianowicie - i w tym właśnie rzecz - zawsze od
sytuacji ogólniejszej, którą łatwiej jest napotkać, do bardziej
szczególnej, którą trudno byłoby znaleźć, gdyby nie wskazał do niej
drogi mechanizm wywoławczy, przełączający z apetencji pierwszego na
apetencję drugiego rzędu. Pojęcie hierarchicznie zorganizowanego
instynktu nie jest wcale żadnym konstruktem metafizycznym: można
ustalić eksperymentalnie liczbę mających w nim udział mechanizmów
wywoławczych, uczestniczące zaś koordynacje dziedziczne dają się
dokładnie opisać.
Łańcuchy uczestniczących w takim systemie apetencji i mechanizmów
wywoławczych mogą się też "rozwidlać"; wówczas po osiągnięciu sytuacji
bodźcowej, do której zmierzało zachowanie apetencyjne pierwszego rzędu,
zachodzi możliwość kilku dalszych sposobów zachowania, tzn. może być
rozbudzonych kilka dalszych apetencji. Kiedy na wiosnę wraz ze wzrostem
długości dnia hormony wytwarzają u ciernika gotowość do rozmnażania
się, ryba wędruje najpierw z głębi na płyciznę i to zachowanie
apetencyjne trwa dopóty, dopóki ciernik nie znajdzie spokojnej,
płytkiej wody porośniętej roślinami. W tej sytuacji staje się "rybą
osiadłą", tzn. bierze w posiadanie określone terytorium i odtąd go nie
opuszcza. Zmienia się tym samym "nastrój" ciernika, czyli gotowość do
określonych sposobów zachowań, o czym oznajmia światu zewnętrznemu,
zarówno innym osobnikom z tego samego gatunku, jak i badaczom jego
zachowań, zmiana szaty barwnej ryby. Odtąd ciernik jest gotów
równocześnie budować gniazdo, zwalczać rywali oraz zalecać się do
samiczki, prowadzić ją do gniazda i odbyć tarło. Sytuacja bodźcowa
osiągnięta przez zachowanie apetencyjne pierwszego rzędu stanowi więc
warunek wstępny równoczesnego rozbudzenia kilku apetencji różnego
rodzaju. System instynktów ciernika zanalizował dogłębnie N. Tinbergen,
szczerkliny piaskowej (Ammophila) - G. B. Baerends.
Taki hierarchicznie zorganizowany system instynktów jest o wiele
plastyczniejszy, niż zwykłe działanie z popędu w rozumieniu Heinrotha,
ponieważ każdy z wielu podłączonych szeregowo mechanizmów wywoławczych
zdobywa informację o panujących w danej chwili okolicznościach i
dostosowuje do niej zachowanie. Poza tym liczne uczestniczące w tej
procesualnej całości i sterujące nią w przestrzeni taksje podnoszą
wydatnie zysk informacyjny.
Szczególny walor przystosowawczy, pozwalający na oszczędność czasu i
energii, uzyskują hierarchiczne systemy instynktów dzięki temu, że
pojedyncze człony w łańcuchu zachowań mogą być ewentualnie opuszczone.
Kiedy w przytoczonym powyżej przykładzie kobuz napotyka jednego
samotnego szpaka, zaoszczędzi sobie naturalnie manewru odłączającego i
przejdzie natychmiast do ataku. U szczerkliny piaskowej, jak wykazał
Baerends, nie zawsze udaje się spowodować odpowiednie "skróty"; owad
obstaje w wielu wypadkach przy obowiązkowej sekwencji hierarchicznego
przebiegu zachowań.
Zdolność przystosowawczą systemów hierarchicznie zorganizowanych, która
jest nieraz wręcz zdumiewająco sensowna i dlatego sprawia wrażenie
"inteligencji", zawdzięczają one - podkreślmy raz jeszcze - działaniom
służącym przyjmowaniu informacji chwilowej. System jest przystosowany,
ale wskutek otwartości swego programu umożliwia rozliczne, celowe w
sensie utrzymania gatunku, zachowania kombinowane również bez
jakiejkolwiek zmiany mechanizmów, bez modyfikacji adaptacyjnej. Tak
więc system ten należy w zupełności do kategorii procesów poznawczych
zdolnych funkcjonować bez udziału procesów uczenia się, czyli będących
właśnie tematem niniejszego rozdziału. Tego, że procesy te funkcjonują
niezależnie od uczenia się, można dowieść w tych licznych przypadkach,
kiedy złożone, hierarchicznie zorganizowane łańcuchy zachowań występują
w życiu osobnika tylko jednorazowo, jak to jest na przykład z godami u
wielu pająków, co tak gruntownie przebadali małżonkowie Peckham i
Jocelyn Crane, lub ze zbadanym i sfilmowanym przez Ernsta Reese
zachowaniem larw krabów pustelników: nawet u będącej jeszcze w stadium
glaucothoe, swobodnie unoszącej się w wodzie larwy, kiedy napotyka ona
po raz pierwszy muszlę ślimaka, występuje cały wysoce zróżnicowany ciąg
sposobów zachowania, za pomocą których dorosły krab pustelnik wyszukuje
ślimaczą muszlę, sprawdza ją, czyści i zajmuje.
Pryncypialna niezależność od procesów uczenia się, z jaką funkcjonują
hierarchicznie zorganizowane zachowania instynktowe, nie wyklucza, że
one właśnie stały się podłożem, na którym rozwinęły się mechanizmy
uczenia się. Zachowania instynktowe mają z wysoce rozwiniętymi
procesami uczenia się owe stosunki "jednostronne", które zwykle
zachodzą pomiędzy sposobami dziania się na różnych poziomach
integracji. Proszę uprzytomnić sobie to, co było powiedziane w
rozdziale II.4.
Mechanizmy uzyskujące informację chwilową są niezależne w działaniu od
procesów uczenia się, do których wystąpienia dochodzi na wyższym
poziomie, ale stanowią warunek poprzedzający ich powstanie. Procesy
adaptacyjnej, czyli "teleonomicznej" modyfikacji zachowania przez
uczenie się, które omówić mamy w następnych dwóch rozdziałach, byłyby
niemożliwe bez tych mechanizmów. Wdrażanie przez ćwiczenie, stępianie
bodźców wskutek przywykania (habituacja), powiększanie selektywności
mechanizmów wywoławczych dzięki nawykowi, jednym słowem wszystkie
procesy, o których będzie mowa w następnym rozdziale, są możliwe
jedynie na podstawie sprawności przedstawionych w rozdziale niniejszym.
W szczególnej jednak mierze dotyczy to tematu rozdziału VI: wydolności
poznawczej uczenia się z sukcesów (Lernen durch Erfolg - conditioning
by reinforcement). Warunkiem poprzedzającym powstanie tej najwyższej i
najważniejszej formy uczenia się była obecność w pełni sprawnych
funkcjonalnie systemów złożonych z zachowania apetencyjnego, wrodzonego
mechanizmu wywoławczego i stanowiącej cel sytuacji końcowej. W
nieobecności któregokolwiek z tych trzech członów nigdy by nie mogło
dojść do "fulguracji" sprzężenia zwrotnego, które pozwala, by wynik
oddziaływał zwrotnie na poprzedzające go zachowanie, i które stanowi
istotę reakcji warunkowej w ściślejszym sensie.
IV. 11. STRESZCZENIE ROZDZIAŁU
Spośród omówionych w trzech pierwszych rozdziałach mechanizmów
poznawczych jedynie mechanizm genomu zdolny jest dzięki metodzie prób i
sukcesów nie tylko zdobywać, lecz również gromadzić informację. Ilość
uzyskiwanej w ten sposób i przechowywanej informacji jest prawie
nieograniczona, ale czas niezbędny do wyciągnięcia z nowo zdobytej
wiedzy konsekwencji sprzyjających zachowaniu gatunku odpowiada co
najmniej okresowi jednego pokolenia. Dlatego systemy żywe nie mogłyby
utrzymać swego przystosowania - poza, ewentualnie, środowiskiem
niewyobrażalnie wręcz stałym - jeśli by dzięki mechanizmom działającym
bez dużych opóźnień nie potrafiły otrzymywać i wykorzystywać informacji
o okolicznościach, które zachodzą w otoczeniu w danej chwili.
Najpierwotniejszym, najstarszym i najzupełniej powszechnym jest spośród
takich mechanizmów obwód regulujący, który poprzez ujemne sprzężenie
zwrotne uniezależnia od oscylacji zewnętrznych i utrzymuje na stałym
poziomie określone wewnętrzne warunki w organizmie (homeostaza).
W organizmach poruszających się swobodnie zachodzą procesy, które
pozwalają im uwzględniać w sensowny sposób przestrzenne dane
środowiska; są to na przykład: reakcja ameboidalna, kineza, reakcja
fobijna i taksja, warunkiem zaś wstępnym wszystkich czterech jest
pobudliwość.
Na wyższym poziomie zróżnicowania dołączają się: wrodzony mechanizm
wywoławczy, koordynacja dziedziczna, czyli ruch instynktowy, oraz
zbudowane z nich obu systemy bardziej złożone.
W przeciwieństwie do poznawczych zdolności genomu i w przeciwieństwie
także do wyższych, zawierających w sobie uczenie się, funkcji
poznawczych wszystkie omawiane w niniejszym rozdziale mechanizmy są
niezdolne do gromadzenia informacji. Ich działania nie są procesami
przystosowawczymi, lecz funkcjami struktur już jako przystosowane
gotowych. Są one zabezpieczone przed wszelką modyfikacją i tak być
musi, gdyż jako dane przed wszelkim doświadczeniem stanowią podłoże
każdego możliwego doświadczenia. Pod tym względem odpowiadają one
kantowskiej definicji tego, co "aprioryczne".
Omawiane w niniejszym rozdziale mechanizmy zdobywające informację
chwilową są wprawdzie funkcjonalnie sprawne niezależnie od wszelkiego
uczenia się, jednakże same stanowią ze swej strony niezbędne podłoże
procesów uczenia się, które rozwijają się na wyższym poziomie
integracji.