III. 1. MIKOŁAJA HARTMANNA KATEGORIE BYTU
"Czy naprawdę jest tak, jak o to pomawiano przecież filozofię Kanta, że
pytanie o podstawę ontologiczną zostało z niej całkowicie wyłączone?
Czy nie jest raczej tak, że problem owego granicznego cięcia, jak w
ogóle problem ważności obiektywnej, obejmuje właśnie pytanie o podstawy
ontologiczne? Właściwie przecież pojęcie intelektualne może dotyczyć
rzeczy tylko, jeżeli to, co o niej orzeka, rzeczywiście do niej
przystaje. Zatem w takim zakresie, na jaki rozciąga się «ważność
obiektywna», zakłada ona, że kategoria intelektualna jest zarazem
kategorią przedmiotową." Jak wskazują te zdania, do postawienia znaku
równości pomiędzy kategoriami ludzkiego myślenia a kategoriami
pozapodmiotowej realności skłania Mikołaja Hartmanna właśnie głębokie,
zasadnicze przeświadczenie o istnieniu świata rzeczywiście
pozapodmiotowego. Kategoria oznacza dla niego orzeczenie, predykat.
Hartmann powiada: "Kategorie są podstawowymi predykatami bytu,
poprzedzającymi wszelkie predykacje szczegółowe i równocześnie
stanowiącymi ich ramy." W innym miejscu: "... będąc same
najogólniejszymi formami orzeczeń - niejako koleiną dla możliwych
orzeczeń bardziej szczegółowych - niemniej wypowiadają [
Hartmann używa Aussage i słów pochodnych w dwoistym znaczeniu:
orzeczenia i wypowiedzi - przyp. tłum.] one podstawowe określniki
przedmiotów, o których traktują. Zawarty w tym jest pogląd, że właśnie
te wypowiadane określniki podstawowe przysługują przedmiotom jako bytom
i to mianowicie niezależnie od tego, czy są czy też nie są o nich
wypowiadane. Kiedy jest wypowiadany, wszelki byt pojawia się w
predykatach. Ale predykaty nie są z nim identyczne. Pojęcia i sądy
istnieją nie ze względu na siebie same, lecz ze względu na byt.
Jest to wewnętrzny, ontologiczny sens sądu, który transcenduje jego
immanentną logicznie formę. On to właśnie sprawił, że wbrew wszelkim
nieporozumieniom pojęcie «kategorii» zachowało ontologiczną nośność."
Zakładając stanowczo, jak to dostatecznie wyraźnie wynika z
przytoczonych zdań, że kategoria intelektualna jest zarazem kategorią
przedmiotową i na tym zasadzając, jak to faktycznie czyni, swe
przeświadczenie o egzystencji i względnej poznawalności świata
zewnętrznego, Hartmann jest w swej zasadniczej postawie
teoriopoznawczej jak najbardziej bliski hipotetycznemu realizmowi, dla
którego kategorie i formy oglądu ludzkiego aparatu poznawczego są
czymś, co całkiem oczywiście powstało w toku filogenezy i "pasuje" do
danych rzeczywistości pozapodmiotowej w analogiczny sposób i z
analogicznych powodów, jak kopyto końskie do stepowej gleby lub płetwy
rybie do wody. Zapewne Hartmann twierdząc, że zachodzi korespondencja
pomiędzy kategoriami intelektualnymi i przedmiotowymi ani myślał szukać
dla niej wyjaśnienia historyczno-genetycznego. Niemniej poglądy o
budowie świata realnego, w szczególności świata organizmów, które
wypracował na gruncie swej nauki o kategoriach, pokrywają się tak
kompletnie z poglądami badacza filogenezy, że zawsze z trudem mi
przychodzi referowanie Hartmannowskiego toku myśli w taki sposób, żeby
nie przemycać do jego nauki o warstwach interpretacji
ewolucjonistycznej. Zapytałem kiedyś mego przyjaciela Waltera Roberta
Cortiego, który znał dobrze Hartmanna również osobiście, co by, jego
zdaniem, powiedział wielki filozof na filogenetyczną wykładnię swojej
nauki. Corti odrzekł, że Hartmann by tę wykładnię odrzucił - i dodał na
pociechę: "No, ale przecież dzięki temu dopiero staje się ona
przydatna." W następnym podrozdziale odwołuję się do tej wypowiedzi
prawdziwego filozofa.
III. 2. MIKOŁAJA HARTMANNA NAUKA O WARSTWACH REALNEGO BYTU
Tam, gdzie żyjemy, w realnym świecie, zastajemy, powiada Mikołaj
Hartmann, warstwy, z których każda ma osobne kategorie bądź grupy
kategorii ontologicznych i posiadanie lub nie posiadanie tych kategorii
wyodrębnia daną warstwę od innych. "Na drabinie tworów realnych
występują pewne podstawowe fenomeny inności nieprzekraczalnej" i "nauka
o kategoriach, adekwatna w swych założeniach do fenomenów, musi
uwzględniać te cezury tak samo, jak powiązania ontologiczne, które
sięgają ponad nimi..." Owe powiązania sięgają ponad cezurami zawsze w
sposób tylko jednostronny; cezury zaś wyodrębniają cztery wielkie
warstwy realnego bytu: nieorganiczną, organiczną, psychiczną i duchową.
Pryncypia ontologiczne i prawa przyrody, które mają moc w warstwie
nieorganicznej, obowiązują też bez ograniczeń w warstwach wyższych.
Hartmann pisze: "Tak oto natura organiczna wyrasta ponad nieorganiczną.
Nie unosi się swobodnie, sama dla siebie, jej wstępną przesłanką są
stosunki i prawidłowości tego, co materialne; spolega na nich,
aczkolwiek nie wystarczają one bynajmniej, aby złożyć coś żywego. Tak
samo byt psychiczny i świadomość są uwarunkowane przez podtrzymujący je
organizm, tylko w nim, i dopiero wraz z nim, występują w świecie. Nie
inaczej też wielkie dziejowe zjawiska życia duchowego wiążą się z
życiem psychicznym jednostek, które są zawsze nosicielami tego
życia duchowego. Z warstwy na warstwę odnajdujemy przerzucony ponad
każdą cezurą ten sam stosunek spolegania, uwarunkowania «od dołu», a
przecież zarazem samodzielności spolegającego, które ma własne
uformowanie i prawidłowość.
Stosunek ten stanowi właściwą jedność realnego świata. Choć tak
wieloraki i heterogeniczny, świat nie jest wcale pozbawiony
jednolitości. Jest to jedność systemowa, ale ów system jest systemem
warstw. Realny świat ma budowę warstwową. Nie chodzi przy tym o
nieprzekraczalność cezur - gdyż nie wykluczone, że nieprzekraczalność
ta tylko «dla nas» istnieje - ale o ingerencję nowej prawidłowości i
uformowanie kategorialne, w zawisłości wprawdzie od warstwy niższej,
lecz niemniej wykazujące wobec niej swoistość i samodzielność."
Te przepiękne zdania z dzieła Hartmanna ukazują więc wprost podstawową
zgodność pomiędzy jego własnymi poglądami, uzasadnionymi wyłącznie
ontologicznie, i poglądami filogenetyka, który czerpie swoją wiedzę z
porównawczych i analitycznych studiów nad żywymi istotami.
Hartmannowską naukę o warstwach potępiono jako "konstrukcję
metafizyczną" najzupełniej niesłusznie, gdyż tym właśnie nie jest. Nie
została skonstruowana mocą spekulatywnej dedukcji, lecz opiera się na
danych empirii i jest adekwatna do fenomenów i wielorakości tego świata
bez rozrywania go na heterogeniczne części składowe.
W moich oczach ontologicznej słuszności tej nauki dowodzi najbardziej
przekonywająco to, że nie uwzględniając w najmniejszej nawet mierze
faktów ewolucji zgadza się jednak z nimi co do joty, podobnie jak się
to dzieje z każdą przyzwoitą anatomią porównawczą, nawet jeśli
wypracowano ją przed poznawczymi osiągnięciami Darwina. Następstwo
warstw wielkich Hartmannowskich kategorii ontologicznych zgadza się
wprost, i bez kwestii, z kolejnością, w jakiej powstawały one w
dziejach Ziemi. To, co nieorganiczne, obecne było na Ziemi na długo,
długo przed organicznym, późno zaś, bo dopiero w toku filogenezy,
wyłoniły się centralne systemy nerwowe, którym można by przypisać
przeżywanie podmiotowe, "duszę". To wreszcie, co duchowe, pojawiło się
dopiero w najnowszej fazie tworzenia.
Hartmann powiada wyraźnie, że różnice kategorialne pomiędzy warstwami
niższymi a wyższymi nie ograniczają się bynajmniej do wielkich cezur,
które istnieją między nieorganicznym a organicznym, organicznym a
upsychicznionym i na koniec pomiędzy tym ostatnim a duchowym. Powiada
on: "Wyższe twory, z których składa się świat, są podobnie uwarstwione
jak on." Dla nas oznacza to, że każdy krok filogenezy, który od istoty
o niższym poziomie organizacji prowadzi do istoty o poziomie wyższym,
jest podobnego w zasadzie typu, co powstanie samego życia.
III. 3. WYKROCZENIA PRZECIW REGUŁOM ADEKWATNEJ DO FENOMENÓW ANALIZY
KATEGOHIALNEJ I ADEKWATNEJ SYSTEMOWO ANALIZY PRZYCZYNOWEJ
Zgodność pomiędzy ontologią Hartmanna i filogenetycznym badaniem
systemów staje się najbardziej uderzająca, kiedy rozpatruje się
prawomocne w nich metody i zarazem tak częste, niestety, wykroczenia
przeciw tym metodom, przez samo przedsięwzięcie dyktowanym. Ontologowi
leży na sercu, by rzeczywistość zewnętrzną opisać adekwatnie do
fenomenów, tzn. nie przypisując żadnej danej rzeczywistej kategorii
ontologicznych, które jej nie przysługują, ani też nie pomijając tych,
które są dla niej znamienne. Hartmann powiadał: "To, że w budowie
realnego świata występuje uwarstwienie jest samo w sobie łatwo
dostrzegalne, wręcz narzuca się nieuprzedzonym oczom. I myśl o
uwarstwieniu tylko dlatego nie mogła zatriumfować bez boju, że od
niepamiętnych czasów przeciwstawiał się jej postulat jedności wysuwany
przez myślenie spekulatywne."
Jest spekulacją metafizyczną, gdy na przykład radykalny mechanicyzm
chce całe dzianie się świata wyjaśnić kategoriami dotyczącymi dziania
się mechanicznego i prawidłowościami mechaniki klasycznej, które do
tego po prostu nie wystarczają. Kiedy zarazem wyznawca tego poglądu
pomija swoiste prawidłowości, które wyodrębniają wyższe warstwy od
głębiej położonych i wynoszą ponad nie, zachodzi wówczas łatwy do
przejrzenia, ale niemożliwy prawie do wytrzebienia, błąd
nieprzestrzegania "górnej granicy". Wszystkie tak zwane "izmy", jak
mechanicyzm, biologizm, psychologizm itd. przypisują sobie zdolność
ujmowania w kategoriach dotyczących dziania się na głębszych poziomach
- procesów i prawidłowości, znamionujących wyższe warstwy i tylko im
właściwych, to zaś po prostu nie wychodzi.
Tak samo uprawia się gwałt przeciw zastanym zjawiskom, kiedy się
bezprawnie przekracza granicę w odwrotnym kierunku. O tym błędzie,
symetrycznym niejako do uprzednio omawianego, Hartmann powiada: "Za
wyjściowy punkt dla całości światoobrazu obiera się wówczas szczyt
psychicznego bytu - miejsce, gdzie człowiek obraz ten we własnym
samopoczuciu przeżywa - i tamtejsze pryncypium przenosi się potem «w
dół», na niższe szczeble realności." Wszystkie panpsychizujące
światoobrazy, monadologię Leibniza, naukę o środowisku Jakuba von
Uexkulla i nawet pomysłową próbę Weidla rozwiązania problemu ciała i
duszy cechuje ten sam błąd: mają one w zamierzeniu wyjaśniać całą
wielorakość świata na podstawie jednego tylko rodzaju pryncypiów
ontologicznych czy też zasad wszelkiego dziania się.
Nieprzeparta najwyraźniej jest u wielu myślicieli potrzeba takiego
właśnie postępowania i osiągania w ten sposób możliwie jednolitego
światoobrazu. Inaczej nie można by w ogóle wyjaśnić, jak to się dzieje,
że człowiek nie pozbawiony zdrowego rozsądku wpada na pomysł, by
odmówić podmiotowego przeżywania psu bądź szympansowi, co uczynił
Descartes, lub by na wzór Weidla przypisywać je atomowi żelaza.
Wszystko co ujawniły współczesne adekwatne systemowo badania
filogenetyczne w kwestii powstawania nowych właściwości systemów oraz
jednostronnego stosunku pomiędzy różnej wysokości poziomami integracji,
pozwala rozpoznać wyraźnie, że analiza przyczynowa, kiedy staje się
adekwatna do właściwości systemowych systemu żywego, owocuje
rezultatami i wiąże się z metodami blisko spokrewnionymi z rezultatami
i metodami adekwatnej do fenomenów analizy kategorialnej Hartmanna.
Wolno nawet twierdzić, że dopiero dzięki adekwatnej systemowo analizie
przyczynowej staje się zrozumiałe, dlaczego ganione przez Hartmanna
przekraczanie granic jest tak fatalnie zwodnicze. Rozumiemy teraz
dokładnie, dlaczego niemożliwe jest dedukowanie właściwości wyżej
zintegrowanego systemu z właściwości systemu niższego i także, dlaczego
czystym nonsensem jest doszukiwać się - a cóż dopiero postulować - w
podsystemach jakiejś całości, lub u mniej złożonych przodków wyższej
istoty żywej, właściwości i uzdolnień, które zaistniały dopiero wraz z
aktem twórczym wyższej integracji.
W książce tej zmuszony jestem zająć się jednym zwłaszcza typowym błędem
tego rodzaju, mianowicie uporczywym staraniem niektórych psychologów i
etologów, by wykazać, że przyuczanie adaptacyjne występuje nie tylko u
niższych stworzeń, u których go po prostu "jeszcze" brak, lecz również,
co gorsza, w takich podsystemach wyższych organizmów, w których mało,
że uczenie się nie powoduje modyfikacji, ale które są ze wspomnianych
już w pierwszym rozdziale przyczyn zaprogramowane filogenetycznie jako
odporne na wszelkie modyfikacje. Pozbawionemu biologicznego
wykształcenia psychologowi, który znaczną część swej praktycznej wiedzy
o istotach żywych zawdzięcza obcowaniu z ludźmi oraz wyższymi ssakami i
który nadto wychowany został w doktrynie, że odruch i odruch warunkowy
są najprostszymi, najbardziej prymitywnymi elementami wszelkiego
zachowania zwierząt i ludzi - wydawać się może, że robi coś niemal
oczywistego, gdy również pierwotniakom i niższym bezkręgowcom
przypisuje przynajmniej proste oznaki zapowiadające, czyli orimenta
reakcji warunkowych i gdy obstaje przy tym błędnym przekonaniu z
żarliwością umotywowaną potrzebą jednolitego światoobrazu. Siła tej
motywacji wyjaśnia także mnóstwo naprawdę nieraz tragicznych
przypadków, kiedy badacz przy próbach wykazania, że również najniższe
stworzenia się "uczą", sam siebie oszukiwał.
III. 4. BŁĄD POJĘĆ DYSJUNKTYWNYCH
W poprzednim podrozdziale wskazywałem, że różnym warstwom realnego bytu
przysługują bardzo różne właściwości kategorialne, zależne od rozmaitej
wysokości poziomów integracji systemów. Mowa była o błędach
powstających wskutek tego, że starając się zrozumieć świat na podstawie
jednego jedynego pryncypium wyjaśniającego, chce się wyjaśnić systemy
niskie i proste za pomocą zasad zbyt wysokich i, odwrotnie, systemy
wysoce zintegrowane - za pomocą zasad zbyt elementarnych.
Teraz trzeba się zająć odwrotną wadą w ludzkiej dążności do poznania,
polegającą na zapominaniu o tym, co wspólne, co cechuje na równi
wszystkie razem warstwy realnego świata. Tworzenie dysjunktywnych,
przeciwstawianie alfa i nie-alfa jest to najwyraźniej forma myślenia
wrodzona ludziom, tak jak skłonność do jednolitych zasad
wyjaśniających, i będąca w pewnej mierze jej przeciwwagą.
Jednostronne przenikanie się warstw z dołu ku górze, o czym mowa była w
4 podrozdziale rozdziału II dopuszcza dwojakiego rodzaju orzeczenia o
tym, co jest wspólne i o tym, co rozróżnia. Można na przykład
powiedzieć, że wszelkie procesy życiowe są dzianiem się chemicznym i
fizycznym, że wszelkie podmiotowe procesy naszego przeżywania są
procesami organicznymi, fizjologicznymi i zatem również
chemiczno-fizycznymi i że wreszcie wszelkie duchowe życie człowieka
jest w podobnym sensie dzianiem się we wszystkich tych warstwach
podłoża. Z równą słusznością i prawem można powiedzieć: procesy życiowe
są "właściwie" - tzn. ze względu na pryncypia ontologiczne i zasady
dziania się, które im tylko przynależą, jedynie dla nich są swoiste i
poprzedzają u nich, jako właściwości, wszelkie inne chemiczno-fizyczne
dzianie się - czymś całkiem innym niż to dzianie się innym. Procesy
nerwowe, którym towarzyszy przeżycie, są czymś zupełnie innym niż
bezduszne procesy neurofizjologiczne i człowiek, który jako twór
obdarzony zdolnościami duchowymi ma uwarunkowaną kulturowo
ponadjednostkową wiedzę, umiejętności i wolę - jest w tym, co do
istoty, różny od swych najbliższych według zoologii krewniaków.
Sprzeczność pomiędzy tymi dwoma szeregami orzeczeń jest tylko pozorna i
rozwiązanie tego pozornego problemu, który stawać się może fatalną
przeszkodą w postępie ludzkiego poznania, stanowi jeden z
najważniejszych rezultatów, do których ontologia Hartmanna i
przyczynowo-analityczne badania żywych systemów doszły niezależnie od
siebie, a jednak najzupełniej zgodnie: jednostronne przenikanie się
warstw, czyli poziomów integracji, pociąga za sobą to, że nie stosuje
się do nich forma myślowa dysjunktywnego zaprzeczenia. B nie jest nigdy
nie -A, lecz zawsze A + B, C jest A + B + C itd. Chociaż ujmowanie
warstw realnego świata w pojęcia rozłączne jest faktycznie
niedopuszczalne, przecież zagnieździły się one niezliczonymi parami w
naszym myśleniu oraz naszym naukowym i potocznym języku: natura i duch,
ciało i dusza, zwierzę i człowiek, nature i nurture itp.
Kiedy w modelu przedstawionym przykładowo w rozdziale o fulguracji
integrujemy w jeden oba systemy a) i b), czyli obwód z cewką indukcyjną
i obwód z kondensatorem, wówczas ta nowa jedność składa się nadal z
części jej obu podsystemów,
ale ma właściwości, których w tamtych podsystemach nie można było
wykazać ani nawet zapowiedzieć. Wolno by mniemać, że jest to równie
łatwe do zrozumienia jak fakt, że analogiczne nowe fulguracje
zachodziły w toku filogenezy literalnie co krok i że dawne właściwości
systemowe mogą trwać nadal nietknięte, mimo że pojawiają się nowe.
Zdarzają się antropolodzy filozofujący, którym widocznie zrozumieć to
wszystko jest właśnie najtrudniej i którzy przeto wiodą równie nie
kończące się, co bezpłodne dyskusje nad kwestią, czy człowiek różny
jest od zwierzęcia "co do istoty", czy też jedynie "w gradacji". Nie
wiedzą lub nie rozumieją, że każda nowo się pojawiająca właściwość
systemu, jak zdolność do oscylacji w naszym modelu, oznacza z
najzupełniejszą oczywistością zmianę nie w gradacji, lecz zmianę
istotną. Zwierzę ciepłokrwiste ze swym nowym obwodem regulującym, który
utrzymuje stałą temperaturę krwi jest w tym, co do istoty różne od
swego zmiennocieplnego przodka, skrzydło ptasie jest co do istoty różne
od gadziej kończyny, z której powstało i w tym właśnie, a nie w żadnym
innym sensie człowiek jest co do istoty różny od innych antropoidów.
Kiedy ktoś w rozłącznych pojęciach mówił w jego obecności o człowieku i
zwierzęciu "w ogóle" - mój nauczyciel, Oskar Heinroth, zwykł życzliwie
przerywać pytając cierpliwie: "Proszę wybaczyć, ale kiedy pan powiada
«zwierzę», to ma pan przy tym na myśli amebę czy szympansa?"
III. 5. STRESZCZENIE DWÓCH OSTATNICH ROZDZIAŁOW
Z obu ostatnich rozdziałów o powstawaniu nowych właściwości systemowych
i o Mikołaja Hartmanna nauce o warstwach chciałbym, reasumując, wydobyć
trzy fakty, ważne dla głównego tematu książki, do którego teraz
przystąpimy, mianowicie dla porównawczych roztrząsań o budowie i
filogenezie mechanizmów poznawczych. Jak wszystkie procesy życiowe,
również procesy zdobywania i gromadzenia informacji sprzyjającej
zachowaniu gatunku są wielowarstwowe i nieraz się ze sobą splatają.
Rozpatrując je będziemy wciąż napotykać te oto trzy fakty:
Po pierwsze: proste i najprostsze systemy są najzupełniej zdatne do
samodzielnego funkcjonowania i także najprostsze organizmy są zdolne do
życia i zawsze były, gdyż w przeciwnym razie nigdy by nie mogło z nich
przecież powstać wyżej zorganizowane potomstwo.
Po drugie: nowa, złożona funkcja często, jeśli nie zawsze, powstaje za
sprawą integracji kilku już obecnych funkcji prostszych, które każda z
osobna i niezależnie od późniejszej integracji były funkcjonalnie
sprawne i które bynajmniej ani nie znikają, ani też nie tracą ważności,
lecz funkcjonują nadal jako niezbędne części składowe nowej jedności.
Po trzecie: najzupełniej daremne jest szukanie w osobnych, niezależnie
funkcjonujących podsystemach tych właściwości systemowych, które
zaistnieją dopiero na wyższym poziomie integracji.