II. 1. NIEADEKWATNOŚĆ SŁOWNICTWA
Kiedy próbuje się odmalować przebieg wielkiego organicznego stawania
się, dochowując przy tym wierności jego naturze, wówczas okazuje się,
że krępuje nas w tym przedsięwzięciu fakt, iż zasób słów języka
kulturalnego powstał w okresie, gdy jedynym znanym rodzajem rozwoju
była ontogeneza, tzn. indywidualne stawanie się istot żywych. Wszystkie
słowa jak rozwój,
development,
evolution itd. znaczą przecież
etymologicznie rozłożenie się czegoś, co już przedtem obecne było w
stanie zwiniętym czy też złożonym, jak kwiat w pączku lub kurczę w
jajku. Wymienione wyrazy oddają w zadowalający sposób te ontogenetyczne
procesy. Zawodzą jednak wręcz żałośnie, kiedy próbuje się utrafić w
istotę organicznego procesu stwarzania, który na tym się właśnie
zasadza, że wciąż powołuje do istnienia coś całkiem nowego, czego
przedtem po prostu nie było. Nawet piękne słowo niemieckie Schöpfung
(stwarzanie, etym. - czerpanie) powiada etymologicznie, że zaczerpnięto
coś już obecnego z również obecnego zbiornika. Niektórzy filozofowie
ewolucji uprzytomniwszy sobie nieadekwatność wszystkich takich słów
sięgnęli po jeszcze gorsze: emergencję - pobudzające zgodnie z logiką
języka do wyobrażenia, że oto wyłania się nagle coś preuformowanego,
jak wieloryb, który aby zaczerpnąć powietrza wypływa na powierzchnię
morza, wydającego się jeszcze przed chwilą, przy powierzchownej, czyli
dosłownie powierzchniowej obserwacji, pustym.
II. 2. FULGURACJA
Na określenie aktu stworzenia czegoś nowego filozofowie teiści i
mistycy średniowiecza ukuli wyraz fulguratio, błyskawica. Chcieli bez
wątpienia wyrazić przez to bezpośredni wpływ niebios, Boga. Jeśli nie
za sprawą głębszych, niepodejrzewanych współzależności, to na skutek
etymologicznego przypadku, termin
fulguratio
o wiele trafniej oddaje ów
proces powstawania czegoś przedtem nieistniejącego, niż wszystkie
uprzednio wymienione wyrazy. Piorun Zeusa jest dla nas, przyrodników,
iskrą elektryczną jak i inne, jeżeli zaś w niespodziewanym miejscu
jakiegoś systemu widzimy rozbłyskującą iskrę, wówczas pierwszą naszą
myślą jest, że powstało krótkie spięcie, nowe połączenie.
Kiedy się na przykład pospina dwa niezależne od siebie systemy, jak to
poglądowo zaprezentowano na rys. l
na prostym modelu elektrycznym
(zapożyczonym z książki Bernharda Hassensteina), wówczas powstają za
jednym zamachem całkiem nowe właściwości systemowe, przedtem nieobecne
i to tak, że nic nawet nie wskazywało, by miały zaistnieć. Dokładnie tę
właśnie głęboką prawdę zawiera mistycznie brzmiące, ale najzupełniej
słuszne twierdzenie psychologa postaci: "Całość jest czymś więcej niż
jej części."
Szczególnym przypadkiem powstawania nowych właściwości systemowych
(których wiele dalszych przykładów później poznamy) jest przypadek
następujący: w szeregu podsystemów, które powiązane są ze sobą liniowym
łańcuchem uzależnień przyczynowych, gdzie zatem pierwszy podsystem ma
za funkcję jedynie powodować, końcowy zaś jedynie dawać efekt, właśnie
ten ostatni może, dzięki powstaniu nowego połączenia przyczynowego,
uzyskać wpływ na pierwszy, tak że łańcuch przyczynowy domyka się w
obwód. Poznaliśmy już przykłady takich obwodów oddziaływań, mianowicie
obwodów z dodatnim oddziaływaniem zwrotnym, przy omawianiu zdobywania
energii i informacji. Co najmniej równie ważny jest proces w obwodzie z
ujemnym sprzężeniem zwrotnym, ponieważ jednak zalicza się on już do
mechanizmów zdobywających informację, omówię go bliżej dopiero w
odpowiednim podrozdziale. Tutaj niechaj wystarczy uwaga następująca:
kiedy w obwodzie uzależnień przyczynowych wbudowany jest w którymś
miejscu "znak odejmowania", kiedy zatem jakiś proces w łańcuchu działa
tym słabiej, im mocniejsze staje się działanie procesu bezpośrednio go
poprzedzającego, wówczas rezultatem jest regulacja. Im bardziej podnosi
się ciecz w gaźniku lub w płuczce klozetowej, tym wyżej podnosi się
pływak, ograniczając przez to dalszy dopływ cieczy. Następstwem tego
procesu jest ustalenie się lustra cieczy.
Cybernetyka i teoria systemów uwolniły nagłe powstawanie nowych
właściwości systemowych i nowych funkcji od piętna cudowności. Nie ma
bynajmniej nic nadnaturalnego w tym, że liniowy łańcuch przyczynowy
domyka się w obwód i że istnieć tym samym poczyna system, który się
swymi funkcjonalnymi własnościami różni od wszystkich uprzednich nie w
gradacji, lecz zasadniczo.
Fulguratio
tego rodzaju może mieć epokowy, w
najistotniejszym sensie, wpływ, kiedy pojawia się w filogenezie jako
zdarzenie historycznie jednorazowe.
II. 3. JEDNOŚĆ Z WIELOŚCI ROZMAITEGO
Wielu myślicieli, tak filozofów jak przyrodników, rozpoznało, iż postęp
w stawaniu się organicznym osiągany jest niemal zawsze w ten sposób, że
pewna liczba różnych od siebie, wzajem i niezależnie dotąd
funkcjonujących systemów integruje się w jedność wyższego porządku i że
w toku tej integracji następują w nich zmiany, w których rezultacie
stają się one zdatniejsze do współpracy w nowo powstającej nadrzędnej
całości systemowej. Goethe, jak wiadomo, definiował rozwój jako
dyferencjację i subordynację części. Ludwig von Bertalanffy przedstawił
ten proces bardzo ściśle w swej teorii biologii podając wiele
przykładów. W. H. Thorpe w książce
Science,
Man and Morals wyłożył
nader przekonywająco, że powstawanie całości z pewnej wielości
rozmaitych części, które stają się przy tym jeszcze bardziej wzajemnie
niepodobne, jest najważniejszą twórczą zasadą w ewolucji: "
Unity out of
diversity" [Jedność z rozmaitości - przyp. tłum.], Teilhard de
Chardin wreszcie wypowiedział to samo najzwięźlej i w najpiękniejszej
poetycko formie: "
Créer c'est unir"
[Tworzyć to jednoczyć - przyp.
tłum.]. Zasada ta działała na pewno już przy narodzinach pierwszego
życia.
Twórcze jednoczenie tego, co rozmaite w funkcjonalną całość oznacza
samo przez się skomplikowanie systemu żywego. Jednakże w toku dalszej
ewolucji nowy system często się upraszcza przez to, że każdy ze
zjednoczonych w nim podsystemów "specjalizuje się", tzn. ogranicza do
jednej tylko działalności przydzielonej mu za sprawą nowego podziału
pracy, natomiast pozostałe funkcje, które za czasów niepodległości
musiał także spełniać, przekazuje innym członom całości. Nawet komórki
w zwojach naszego mózgu, zdolne w zespoleniu do najwyższych osiągnięć
duchowych, w pojedynkę ustępują znacznie amebie bądź pantofelkowi i to
zarówno, gdy chodzi o indywidualną sprawność komórki, jak i w sensie
relewantnej informacji, która stanowi podstawę tej sprawności. Ameba
czy pantofelek dysponują szeregiem sensownych odpowiedzi na bodźce
zewnętrzne i "wiedzą" sporo ważnych rzeczy o środowisku. Natomiast
komórka w zwoju nerwowym "wie" tylko, kiedy ma oddać salwę, ta zaś nie
może być nawet silniejsza bądź słabsza, lecz zawsze tylko jest albo nie
jest, zgodnie z prawem "wszystko albo nic". To "ogłupienie" elementu
wbudowanego w wyższą całość nie następuje oczywiście bez racji: jest
ono nieodzowne dla funkcjonowania całości,
ponieważ służy ujednoznacznieniu przekazu wiadomości. "Doniesienie"
przekazywane przez komórkę nie powinno być raz silniejsze, raz słabsze
w zależności od jej przypadkowych, chwilowych stanów, podobnie jak nie
pozostawia się uznaniu zdyscyplinowanego żołnierza, czy ma wykonać
rozkaz mniej czy bardziej energicznie.
Takie uproszczenie niezawisłego pierwotnie podsystemu w toku
integrowania go w nadrzędnej całości jest zjawiskiem, które wykryć
można na każdym szczeblu ewolucji. Występując na poziomie
psycho-socjalnego rozwoju człowieka i jego kultury stawia nas ono przed
trudnymi problemami. Nieuchronnie postępujący w tej kulturze podział
pracy prowadzi niepowstrzymanie do pogłębiania się specjalizacji we
wszystkich zawodach, zwłaszcza, co najgorsze, w nauce. Ostatecznie w
wyniku tego procesu rośnie wiedza specjalisty, a kurczy się przedmiot
wiedzy, aż na koniec, zgodnie z doskonałym starym dowcipem, specjalista
wie już wszystko - o niczym. Zachodzi poważne niebezpieczeństwo, że
specjalista, który wskutek rywalizacji z kolegami zmuszony jest
dysponować wiedzą coraz obfitszą i coraz bardziej szczegółową, będzie
coraz słabiej zorientowany w innych zakresach wiadomości, aż wreszcie
nie potrafi w ogóle osądzić, jaka pozycja i rola przypadają jego
własnej dziedzinie w ramach szerszego systemu odniesienia:
ponadjednostkowej, związanej z kulturą łącznej wiedzy ludzkości. Tym
problemem specjalizacji będę się musiał zająć w innej książce.
Innym rodzajem uproszczenia wyżej zorganizowanego systemu jest to, co w
życiu społeczeństw ludzkich zwykliśmy nazywać "poprawą organizacji". Z
żywymi systemami bywa często tak, jak z maszynami konstruowanymi przez
człowieka, których pierwsze próbne egzemplarze mają zawsze budowę
bardziej skomplikowaną niż ostatecznie produkowany model. Upraszczają
się lub skracają trasę oddziaływania wzajemne, zwłaszcza wymiana
informacji pomiędzy podsystemami, eliminowane są, "rudymentaryzowane"
(uszczątkowiane), jak zwykł mówić biolog, niepotrzebne już pozostałości
historyczne. Upraszczanie przez "poprawę organizacji" jest typowe
szczególnie dla ponadjednostkowych, kulturowo uwarunkowanych wspólnot
ludzkich.
II. 4. JEDNOSTRONNY STOSUNEK POMIĘDZY POZIOMAMI INTEGRACJI
Następstwem poprzednio omawianych dróg integrowania już istniejących
podsystemów w funkcjonalną całość jest pewien najzupełniej swoisty i
niejako jednostronny stosunek, który w taki sam sposób zachodzi
wewnątrz organizmu zarówno pomiędzy jego całością i jej podsystemami,
jak i pomiędzy wyższymi istotami żywymi i ich już wymarłymi,
pierwotniejszymi przodkami. Tenże sam stosunek zachodzi też w zasadzie
pomiędzy wszystkim, co żyje a jego materiałem budowlanym, materią
nieorganiczną. Można wyrazić ten stosunek ontologicznie, powiadając:
całość jest swoimi częściami i jest nią nadal również wówczas, gdy w
toku filogenezy wzbogaciła się dodatkowo, dzięki szeregowi kolejnych w
czasie "fulguracji", o odpowiednią liczbę nowych właściwości
systemowych. Same podsystemy nie uzyskują w tym procesie żadnych nowych
i wyższych właściwości systemowych, mogą je w toku omawianych już
uproszczeń nawet tracić. W ogóle żadna z prawidłowości, które rządzą w
podsystemach nie załamuje się na poziomie całości: na pewno nie
załamują się te, które panują nad materią nieorganiczną, składającą się
na cegiełki wszelkiego życia.
W ten sposób - i na tym zasadza się jednostronność stosunku, o którym
tutaj mowa - całość systemowa ma wszelkie właściwości wszystkich swoich
członów, zwłaszcza też wszystkie słabości cechujące poszczególne
człony, gdyż, jak wiadomo, łańcuch nigdy nie jest silniejszy od swego
najsłabszego ogniwa. Odwrotnie natomiast, żaden z licznych podsystemów
nie ma właściwości całości. W bardzo podobny sposób każdy wyższy
organizm ma większość właściwości swoich przodków, podczas gdy,
odwrotnie, nawet najlepsza znajomość właściwości żywej istoty nie
pozwala nam przepowiedzieć, jakie one będą u jej wyżej rozwiniętych
potomków. Nie znaczy to wcale, by wyższe systemy nie były dostępne
analizie i nie podlegały naturalnemu wyjaśnieniu. Ale badaczowi, który
analizę podejmuje, nigdy nie wolno zapominać, że właściwości i
prawidłowości całego systemu, a także każdego z jego podsystemów trzeba
zawsze wyjaśniać właściwościami i prawidłowościami tych podsystemów,
które leżą na bezpośrednio niższym poziomie integracji. Nawet takie
wyjaśnienie jest możliwe jedynie wówczas, gdy zna się strukturę, według
której podsystemy tego poziomu układają się w wyższą jedność.
Zakładając pełną znajomość tej struktury jest zasadniczo możliwe
wyjaśnić w sposób naturalny, tzn. bez odwoływania się do czynników
pozanaturalnych, również najwyżej stojący system żywy wraz ze
wszystkimi jego zdolnościami.
II. 5. RESZTA NIE PODDAJĄCA SIE RACJONALIZACJI
Wszelako twierdzenie o pryncypialnej możności wyjaśnienia istoty żywej
obowiązuje tylko wówczas, gdy aktualne struktury jej ciała przyjmujemy
jako dane, inaczej mówiąc, gdy postępujemy tak, jak gdyby nie
interesowało nas ich stawanie się w historii. Albowiem z chwilą, gdy
zadajemy sobie pytanie, dlaczego określony organizm ma taką właśnie, a
nie inną strukturę, najważniejszych odpowiedzi szukać musimy w
prehistorii danego gatunku. Uprawnioną odpowiedzią przyczynową na
pytanie, dlaczego mamy uszy akurat w tym miejscu po bokach głowy jest:
ponieważ pochodzimy od oddychających w wodzie przodków, mających w tym
miejscu szczeliny skrzelowe, tzw. tryskawki, które przy przejściu do
życia na lądzie zachowały się jako przewody powietrzne i zmieniwszy
funkcję, oddane zostały w służbę zmysłowi słuchu.
Liczba przyczyn czysto dziejowych, które trzeba by znać, aby wyjaśnić
bez reszty, dlaczego jakiś organizm jest taki właśnie, a nie inny, nie
jest wprawdzie nieskończona, niemniej dość przecież wielka, by
zasadniczo niemożliwe stało się dla człowieka prześledzenie wszystkich
w ogóle łańcuchów przyczynowych, nawet przyjąwszy, że gdzieś się one
kończą. Zawsze więc pozostaje, jak powiada Max Hartmann, irracjonalna,
czy też nie poddająca się racjonalizacji reszta. To, że ewolucja w
Starym Świecie wyprodukowała dęby i ludzi, w Australii zaś eukaliptusy
i kangury było właśnie uwarunkowane takimi niewykrywalnymi już
przyczynami, które pospolicie zwykliśmy określać z rezygnacją jako
"przypadek".
Aczkolwiek - co stale trzeba podkreślać -
jako przyrodnicy nie wierzymy
w cuda, to znaczy w przełamywanie wszechobecnych praw przyrody,
jest
jednak dla nas najzupełniej jasne, że nigdy nie może się udać wyjaśnić
bez reszty powstania wyższej istoty żywej z jej niżej stojących
przodków. Zwłaszcza Michael Polanyi zwrócił uwagę na to, że wyższa
istota żywa nie jest "redukowalna" do swoich mniej złożonych przodków i
że tym bardziej systemu żywego nie da się "zredukować" do materii
nieorganicznej i rozgrywających się w niej procesów. Zupełnie wszakże
to samo dotyczy maszyn zrobionych przez człowieka i właśnie dlatego
stanowią one przykład dobrze ilustrujący istotę nieredukowalności,
którą tutaj mamy na myśli. Jeśli brać pod uwagę jedynie ich aktualny,
fizykalny układ działania, to poddają się analizie bez reszty: idealnym
dowodem, że analiza się powiodła, jest możliwość pełnej realizacji
syntezy, mianowicie wyprodukowania tych maszyn w praktyce. Jeśli jednak
skierować wzrok na ich historyczne, teleonomiczne stawanie się jako
narządów homo sapiens, to przy próbie wyjaśnienia, dlaczego maszyny te
są takie, a nie inne, natrafia się na resztę, która nie poddaje się
racjonalizacji, zupełnie tak samo jak w przypadka systemów żywych.
Wolno przyjąć, że Polanyi nie zamierza bynajmniej postulować czynników
witalistycznych, aby jednak całkiem wykluczyć takie nieporozumienie,
wolę sformułowanie, że system o wyższym poziomie integracji jest
niededukowalny z systemu niższego, chociażby jak najdokładniej znanego.
Wiemy, że systemy wyższe z pewnością powstały z niższych, że są z nich
zbudowane i że po dziś dzień zawierają je w sobie jak cegiełki. Wiemy
też całkiem na pewno, jacy to kolejno byli poprzednicy, z których
powstały wyższe istoty żywe. Jednakże do każdego aktu budowy należała
pewna
fulguratio, jako
historycznie jednorazowe zdarzenie w filogenezie
i to zdarzenie miało za każdym razem charakter czegoś przypadkowego,
charakter, jeśli tak ktoś chce, wynalazku.