List nr 14 - Nad czym ostatnio pracujesz?

Oczywiście nie chodzi Ci o moją pracą zawodową (jestem już na emeryturze), tylko o tzw. prawdziwe zainteresowania. Otóż cały czas pracuję nad aksjomatyką. Jak wiesz na początku było Słowo, a ja w swojej pracy ciągle nie potrafię znaleźć tego odpowiedniego. Tak naprawdę to pracuję nad językiem. Problemem nie są słowa tylko znaczenie jakie im przypisujemy. Pracuję nad przykładami użycia starych słów w nowym znaczeniu - przygotowuję wykład nowego języka matematycznego.

Od bardzo wielu lat zajmuję się ogólną teorią systemów, która naprawdę jest "teorią wszystkiego", jednak ma ona jedną szczególną cechę, którą trudno wytłumaczyć: jej postać zależy od punktu widzenia. W Nauce człowieka cywilizowanego przyjęło się mówić o przekonaniach naukowców (które są zawsze personalne) i o posiadanej przez nich wiedzy, która jest obiektywna, bo nie zależy od punktu widzenia naukowca, a jedynie jest zależna od poziomu rozwoju całego społeczeństwa. Nauka jest naszym dorobkiem, naszym bogactwem, bo dzięki niej wiemy kim jesteśmy, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy. Nauka jako całość określa Ludzkość. Ale to nie dotyczy każdego człowieka z osobna. Każdy z ludzi jest niepowtarzalną indywidualnością, i jego poglądy od poglądów naukowych różnią się jak dzień i noc. Suma ludzi stanowi ludzkość, ale nie ma na świecie ani jednego człowieka "typowego", bo poglądy każdego z ludzi różnią się między sobą. Wszyscy ludzie, dosłownie każdy z osobna, lepiej lub gorzej znają ogólną teorię systemów, bo mamy ją we krwi, ale każdy widzi ją i rozumie inaczej.

Jak już dawno mówiłem, jednym z największych odkryć systemowych jest odkrycie Beniamina Lee Whorfa, że myślimy słowami. Słowa są granicami naszych światów, nadają sens temu co widzimy. Jeżeli dwóch ludzi wychowywało się w dwóch różnych systemach językowych to praktycznie wzrastali w dwóch różnych światach. Prawdziwe porozumienie między nimi jest prawie niemożliwe, z wyjątkiem empatii. By tę trudność zrozumienia jeszcze podkreślić posłużę się określeniem jakiego używają nasi kosmiczni bracia mówiąc o porozumieniu między człowiekiem z duszą i bez, że jest ono niemożliwe bo niemożliwe jest prawdziwe porozumienie między człowiekiem i inteligentnym zwierzęciem. Od zwierzęcia odróżnia nas posiadanie Duszy, a człowiek zachowuje się jak inteligentne zwierzę gdy posiada Duszę martwą (bo śmierć Duszy to oderwanie jej od Boga, a nie od ciała). Tak więc porozumieć się możemy, ale zrozumieć - nie. Należymy do dwóch zupełnie różnych systemów.

Adam i Ewa to były dwie doskonałe istoty, mieli pełnię Łaski, ale nie wiedzy. Byli doskonali, choć z ograniczoną wiedzą - mieli jedynie WIERZYĆ, czyli ufać, że prowadzeni są właściwą drogą (cokolwiek to oznacza z naukowego punktu widzenia). Ich błąd, nazwany potem największym z grzechów, polegał na przedłożeniu wiedzy ponad wiarę. Wydawało im się, że ich ocena sytuacji, ich wiedza, jest właściwsza od tej jaką im przekazano. Ich punkt widzenia przedłożyli ponad wiedzę obiektywną. Ale historia Adama i Ewy ma się nijak do opowieści naszych kosmicznych braci, którzy twierdzą, że człowiek ma pięć ciał, mianowicie: fizyczne, energetyczne, eteryczne, astralne i duszę, przy czym dusza według nich to fragment Absolutu, który wcieliwszy się w materię zdobywa doświadczenie. Nie ma miejsca na Łaskę i wiarę, a jedynie liczy się zdobywanie wiedzy. Nasz kłopot polega na tym, że bazując na ich obrazie świata musimy się jakoś ustosunkować do tych ciał świetlistych, których i tak ani nie widzimy ani nie potrafimy wkomponować w nasz przyziemny obraz materii.

Drugi kłopot to bogactwo różnic w opisach tych samych struktur u różnych cywilizacji. Poglądy kosmitów są zgodne co do istoty, ale bardzo różnią się w szczegółach. Każda z cywilizacji reprezentuje inny poziom rozwoju i inną filozofię. Różnice są tak istotne, że każą wątpić w ich wyobrażenie o Świecie jako całości. A jednak wszyscy oni panują nad materią w stopniu o wiele wyższym od nas. Jedno co podkreślają wszyscy to fakt, że wszechświat dzieli się na służących sobie i tych co służą innym, i jest to jedyny podział jaki da się sprowadzić wprost do naszych pojęć matematycznych, a konkretnie do systemów liniowych i dwuliniowych.

Mamy również problem z rozumieniem pojęcia przestrzeni, bo nasze jej rozumienie jest rozumieniem odzwierzęcym. Nasi naukowcy mogą sobie wyobrazić jedynie przestrzeń pogiętą, ale musi to być przestrzeń "jednoznaczna" - nie istnieje pozaprzestrzeń i przestrzeń nieorientowalna na wzór butelki Klaina. Kosmolodzy snują co prawda różne opowieści ale od razu robią mnóstwo zastrzeżeń by nie podpaść pod naukowy ostracyzm. Wszystko musi być oparte o teorię względności, która niestety jest granicą naszej wyobraźni. Jednak gdy ja sam próbuję myśleć o przestrzeni łapię się na wpadaniu w te same koleiny, mimo iż wiem dużo o przestrzeniach równoległych, o tym, że czas jest związany z energią a nie z przestrzenią, i o względności energii (właśnie z powodu czasu). Przygania kocioł garnkowi...

Tak jak nie umiemy wyobrazić sobie pozaprzestrzeni, nie umiemy wyobrazić sobie pola (sił) nie zanurzonego w przestrzeni. Dlatego właśnie nie rozumiemy że pająk mógłby przegryźć (przetunelować) szybę w drodze do muchy (patrz list 10), i nie rozumiemy, że kwaterniony nie są operatorem obrotu tylko operatorem wyjścia poza trzy potencjały. Ani fizycy ani matematycy nie zauważają, że pole i przestrzeń to pojęcia z dwóch różnych światów, a mieszanie świata dwuliniowego z liniowym to mieszanie wnętrza z zewnętrzem, altruizmu z egoizmem, czasu ewolucyjnego z entropowym, życia ze śmiercią. Matematycy tego nie widzą, bo są przekonani, że te pojęcia to jedynie ich genialne pomysły (wszak matematyka to dzieło człowieka-artysty), zaś fizycy twierdzą, że bez matematyki nic nie potrafiliby odkryć. Trudno wyjść z lasu gdy ślepy prowadzi ślepego, a przy tym jest nauczycielem naszych dzieci. Ale jak na razie systemowcy muszą być dobrymi fizykami i dobrymi matematykami w starym, dobrym tego słowa znaczeniu, bo nauka Nova jeszcze się nie narodziła. Nie wiemy na jakich pojęciach oprzeć nowy język opisu przyrody.

I jest jeszcze jeden kłopot - o ile stosunkowo łatwo pokazać jak zmienia się rozumienie w systemie i poza nim, a co za tym idzie znaczenia konkretnych pojęć, o tyle w "krainie jutra", czyli przestrzeni czterowymiarowej obowiązuje inna logika, zatem nasz opis tamtego świata zawsze będzie ułomny lub nieadekwatny.


Uzupełnienie

Językiem na poważnie zacząłem interesować się przy pracy na konkurs papieski. Wtedy to trafiłem na pytanie postawione przez Rajneesha-OSHO, wielkiego wroga wiary i religii katolickiej: dlaczego katolicy uważają, że wypada modlić się przy paleniu papierosa, a nie wypada palić przy modlitwie? Zdanie to korespondowało z moimi rozważaniami nad układami odniesienia i wskazywało na ich nierównoprawność. Dlaczego jedne układy odniesienia są lepsze od innych? Czy ma to coś wspólnego z językiem, czy fizyką?

Długo trwało zanim zrozumiałem, że nie dotyczy to układów tylko systemów i istnieją dwa rodzaje systemów różniące się nie tylko sposobem działania sił ale również logiką, bo w systemach dwuliniowych przestrzeń działania sił jest czterowymiarowa. Nie widać tego gdy siły działają subtelnie, ale gdy siły manifestują swe działanie, nasz zwierzęcy umysł szuka wytłumaczenia trzywymiarowego czyli logicznego w sensie Arystotelesa. Nasza logika to logika matematyczna, która uważa, że jeśli coś jest białe to nie może być równocześnie czarne, a to co jest w środku nie może być równocześnie na zewnątrz. To matematycy wymyślili powierzchnie jednostronne i uznali, że są "nieorientowalne". Na takich właśnie powierzchniach nie da się określić potencjału czyli określić pojęć prawo-lewo, większy-mniejszy. Ich zdaniem orientowalna trzywymiarowa przestrzeń fizyczna jest jedyniesłuszna, a kto twierdzi inaczej mówi nielogicznie, czyli można się z nim nie liczyć. Niestety dopóki matematycy nie zaczną uczyć się od fizyków a nie odwrotnie, w naszych uczelniach będzie panowało średniowiecze.

Nasi kosmiczni bracia twierdzą, że suma energii i antyenergii jest równa zero, czasu i antyczasu jest także równa zero, zaś big-bang nie był eksplozją tylko superpozycją (Bóg stworzył świat z niczego). Od tego zmianę naszych poglądów możemy zacząć, a jeśli zrozumiemy że możemy przechodzić z jednej przestrzeni do innej i podróżować w czasie, to konsekwencją będzie zauważenie względności ogólnej. Zmiana punktu widzenia zmienia obraz rzeczywistości, jednak to równocześnie zmienia język jakim tą rzeczywistość opisujemy. Sądzę, że zmianę można zacząć od wyrzucenia z języka nauki słowa teoria, gdyż jest to słowo jednoznaczne związane z pychą. Jest to oficjalna nazwa pozoru zrozumienia jakiegoś wycinka naszej rzeczywistości. Gdy zabraknie teorii naukowcy przestaną ścigać się po noble i granty i zabiorą do prawdziwej współpracy.

Drugim takim słowem jest kwant i kwantowanie, bo przejście od mechaniki klasycznej do mechaniki kwantowej nie jest zmianą skali tylko przejściem od fotonu do jego analogu spinowego, którego wielkość określa stała Plancka. Dla fotonu jest to energia, zaś dla elektrino jest to moment pędu, działanie. Wielu fizyków używało wielu nazw dla tej tajemniczej cząstki, mi spodobała się nazwa nadana przez Bazijewa (chć jego teoria jest do luftu). Matematycy uważają, że operacja rzutowania zmniejsza wymiar bo różne kierunki zbiegają się w punkt - moim zdaniem dochodzi do inwersji czasu lub przestrzeni. Do poprawnej mechaniki kwantowej nie dojdziemy przez zmianę skali i liczby wymiarów tylko przez zmianę paradygmatu.

To co napisałem było wstępem związanym z siłami przyrody. W języku jakim posługujemy się na co dzień inne siły odgrywają główną rolę, a mianowicie uczucia, emocje, a przede wszystkim poglądy, czyli to w co wierzymy. To są siły zmuszające nas do działania, odpowiedzialne za powstawanie systemów i kształtujące nasz język.