Alec Newald - "Koewolucja"
8
ŚWIAT MIĘDZY WYMIARAMI
Nie jestem pewien, czy to zgoda na udział w testach, czy też po prostu
ich wyniki skłoniły moich gospodarzy do przekazania mi nowych
informacji. Zresztą podobnie postępowali przedtem.
Za każdym razem dyskusja dotyczyła początkowo zagadnień prostych, które
dobrze rozumiałem, aby następnie objąć tematy bardziej skomplikowane.
Mogę jedynie podejrzewać, że była to część scenariusza mającego pomóc
mi w zachowaniu twarzy lub też gospodarze chcieli uchronić mnie przed
informacyjnym przeciążeniem w początkowej fazie pobytu. Miałem
wrażenie, że podawane mi informacje ograniczano do niezbędnego minimum
i tylko niejako przy okazji pojawiał się nowy materiał, uzupełniając
bądź zastępując poprzednie dane.
Każdą taką aktualizację traktowałem jak komplement, gdyż znaczyło to,
że albo darzą mnie coraz większym zaufaniem, albo uznali, że jestem
dość inteligentny, aby poradzić sobie z nową partią materiału.
Kolejna aktualizacja zdawała się wskazywać, że przyczyny ich
zainteresowania Ziemią były o wiele bardziej złożone, niż początkowo
sądziłem.
Odniosłem wrażenie, iż Zeena chce mi coś wyznać, choć nie powiedziała
tego wprost. Zaproponowała, żebym się odprężył, ona zaś opowie mi w tym
czasie o pewnym głupim przedsięwzięciu.
Zaczęła od pytania, czy pamiętam jej niedawne wyjaśnienia dotyczące
różnic w naszych poziomach wibracji oraz to, że mój został podniesiony
tak, abym mógł się z nimi kontaktować.
— To zaledwie połowa tego, co potrafimy — powiedziała. — Dawno, dawno
temu żyła grupa bardzo niecierpliwych ludzi, którzy pragnęli mieć
więcej, niż posiadali. Byli bardzo inteligentni jak na swój wiek oraz
stopień rozwoju ewolucyjnego. Szybko opracowali podstawowe koncepcje
podróży kosmicznych. Przyszło im to bez trudu, ale chcieli czegoś
więcej. Marzyli o opanowaniu sztuki podróży w czasie, jednak aby było
to możliwe w formie, jaka ich interesowała, musieli coś w sobie
zmienić. Tym "czymś" była praktycznie ich budowa fizyczna, ich energia
wibracyjna. Zmiana ta dokonałaby się z czasem na drodze naturalnej,
gdyby tylko chcieli na nią zaczekać, ale im się niesamowicie śpieszyło.
Postanowili wywołać ją w sztuczny sposób. Innymi słowy, zamierzali
przyśpieszyć tempo ewolucji - dokonać czegoś, czego prawdopodobnie
jeszcze nikt nie próbował w historii ich wszechświata. Jak się później
okazało, istniały ważne powody, dla których inni nie porywali się na
ten wyczyn. Ale oni wierzyli w swoją mądrość i że zdołają ten cel
osiągnąć.
Śledząc przepływające przez moją głowę myśli Zeeny, nie mogłem oprzeć
się alarmującej refleksji, że brzmią one dziwnie znajomo - nie w
warstwie dotyczącej samego przedmiotu, ale raczej w sferze pełnej
zaślepienia mentalności odzwierciedlanej na Ziemi przez niektóre
narody z zapałem przeprowadzające próby nuklearne!
— Podjęto stosowne działania — ciągnęła Zeena — których już raz
wprawionych w ruch nie można było powstrzymać. W ogromnym uproszczeniu
sytuację tę można porównać do zepchnięcia głazu ze szczytu wysokiej
góry. W proces ten zaangażowane zostały siły, które można opisać jako
przerażające, a zarazem niezwykle subtelne. Usiłowali zmienić całą
swoją rzeczywistość, swój poziom bytu. Chcieli przejść z tego, co
odbieracie jako twardą, trójwymiarowa rzeczywistość, do czwartego albo
jeszcze wyższego wymiaru! Ta następna rzeczywistość różni się
praktycznie bardzo nieznacznie od waszej, ale jest bardziej miękka i
ulotna, co pozwala na łatwiejsze wzajemne przenikanie się przedmiotów.
Nie ma tam wyraźnie zaznaczonych granic jak w waszym świecie, zwłaszcza
w przypadku ciała. Także czas daje się tam łatwiej rozciągać. Oznacza
to, że podróż w czasie jest łatwiejsza do zniesienia dla istot
biologicznych i można ją odbyć bez nieprzyjemnych efektów ubocznych.
Tamci ludzie wiedzieli to wszystko, zanim podjęli próbę konwersji.
Niestety, przedwczesna konwersja istot niebiologicznych pociąga za sobą
efekty uboczne, których nie przewidzieli i do dzisiaj za to płacą. Jak
już wcześniej wspomniałam, ludzie ci dysponowali niezwykle zaawansowaną
techniką, toteż zdołali wydostać się ze swojej trójwymiarowej
rzeczywistości. Okazało się jednak, że to jeszcze nie wszystko, gdyż
potrzebne im było miejsce gdzie mogliby teraz żyć - planeta wirująca w
rytmie zbliżonym do ich własnej wibracji. Zadanie przekształcenia
rodzimej planety nie przekraczało ich możliwości technicznych, toteż
wnet do niego przystąpili. W celu zachowania harmonii oraz równowagi w
swoim systemie słonecznym postanowili nieznacznie zmienić słońce, lecz
ich wiedza nie była na tyle głęboka, aby ogarnąć całość efektów
oddziałujących na system, po tym jak przenieśli się z niego do innych
wymiarów bytu. Wyobrażali sobie, że projekcji do nowej przestrzeni
ulegnie jedynie cień, czy też niefizyczna część ich planety, tymczasem
stało się coś zupełnie innego. Sprawę fizycznych efektów, które
wystąpiły w ich systemie słonecznym omówimy sobie innym razem. Ich
zasadniczy problem polegał na tym, że niezupełnie trafili do cztero-
bądź więcej wymiarowej zrównoważonej przestrzeni - to znaczy do tej, do
której wysłałaby ich naturalna ewolucja. Zostali uwięzieni w stanie
przejściowym - nazwijmy go wymiarem 3,5. Gwoli prawdy rozwiązali
problem podróży w czasie, ale jakim kosztem? Nie mogli kontaktować się
z innymi formami życia i zamieszkali w świecie czy też gęstości przez
nikogo nie zasiedlonej. Znaczyło to, że naturalna ewolucja przeszła
obok nich. Przestali ewoluować i mogli tylko patrzeć, jak inne grupy i
rasy wokół nich zmieniały gęstość i rozwijały się na drodze ewolucji.
Nie było to dobre, ale najgorsze dopiero miało nadejść. Sztuczna zmiana
poziomu gęstości planety wywołała zachwianie równowagi w ilości energii
otrzymywanej przez ich słońce z innych źródeł. To z kolei pociągnęło za
sobą przyśpieszenie procesu jego starzenia się. Tak więc tkwili w
pułapce na przetworzonej przez siebie planecie zagrożeni przez własne
słońce i wyglądało na to, że nie mają gdzie się schronić! Wtedy ktoś
przypomniał sobie o pięknej planecie w odległej części
kosmosu do której mogli dotrzeć za pomocą technologii podróży w czasie.
Planeta ta nie znajdowała się jeszcze w stadium rezonansu
czterowymiarowego, ale badania wskazywały, że niedługo do tego dojdzie.
Zamieszkujący tam ludzie byli nawet do nich podobni dzięki genetycznym
eksperymentom wczesnych badaczy. Tak, to prawda, odwiedzali tę daleką
planetę w zamierzchłej przeszłości. Tak więc stworzyli wielki plan. A
gdyby tak cofnąć się nieco we własnym cyklu ewolucyjnym i zmienić
poczynione kroki? - zastanawiali się. Gdyby tak na powrót wprowadzić do
własnej populacji oryginalne DNA? Dawne geny zostały zaszczepione na
tamtej planecie przez starożytnych podróżników, którzy nie doznali
wymiarowych przemian, jakie teraz prześladowały ich rasę. Te
genetyczne kopie wciąż znajdowały się w organizmach niektórych tubylców
z planety Terra. Jeśli zdołają wymieszać stare geny z nowymi, a
następnie przeprogramować nieco samych siebie, zyskają szansę na to,
żeby dokonać na tamtej planecie spodziewanego ewolucyjnego skoku -
skoku, który przeniesie ich tam, dokąd pragnęli dotrzeć dawno temu.
Zapewne już wiesz, że mówię tutaj o moim własnym ludzie — dodała Zeena.
— To nasze marzenie i nasz cel. Aby go jednak osiągnąć, będziemy
potrzebowali pomocy, zrozumienia i współpracy, Alec!
Zastanawiałem się, czy ostatnia część jej relacji nie była przypadkiem
prośbą, ale cóż ja, zwykły obywatel Ziemi, członek przeszło
pięciomiliardowej populacji mogłem zrobić, aby im pomóc, poza
bezstronnym przekazaniem wam tego problemu. Jeśli zdarzy się wam
kiedyś w przyszłości zetknąć z tym zagadnieniem i będzie wam dane w
jakikolwiek sposób przyczynić się do podjęcia decyzji, będziecie
przynajmniej znali garść uczciwie przedstawionych faktów, które mogą
okazać się wam pomocne w powzięciu ostatecznego osądu.
Zeena kontynuowała przygnębiający opis dzisiejszego Portu. Chociaż ich
uczeni byli w stanie uchronić do pewnego stopnia atmosferę,
przebijająca się przez nią ilość słonecznego promieniowania stanowiła
coraz większy problem. Zmuszeni byli w przyśpieszonym tempie
przekształcić się w rasę podziemną, wychodzącą na powierzchnię tylko
nocą, z jakiej prawdopodobnie rozwinęli się ich pradawni przodkowie.
Ale noce na Porcie były zimne i stawały się coraz zimniejsze.
Promieniowanie wywarło już dramatyczny efekt na życie roślinne, a
raczej na to, co z niego zostało. Pustynie stały się suchsze niż
kiedykolwiek przedtem i zupełnie martwe. Piaski podchodziły już pod
same miasta, choć podejmowano wysiłki, aby je powstrzymać.
Ludność z determinacją walczyła o to, aby nie zostać więźniami własnej
planety, która nie tak dawno temu musiała bardzo przypominać Ziemię.
Według Zeeny szata roślinna Portu przypominała wcześniej bardzo naszą,
a obszary pustynne były bardzo niewielkie. Słońce, które odziedziczyli,
czy też którym manipulowali (nie mam pewności, która interpretacja jest
właściwa) dobiegało kresu swoich dni. Wstrząsające nim pulsacje, które
będą stopniowo przybierać na gwałtowności, zniszczą w końcu zdolność
tej planety do podtrzymywania życia biologicznego.
Problemem, z którym lud Zeeny musiał się obecnie uporać, gdyby przyszło
mu osiąść na jakiejkolwiek planecie większej niż Port, była grawitacja.
Port jest bowiem globem niewielkim, nawet jak na ziemskie standardy.
Panująca na nim grawitacja odpowiada w przybliżeniu od połowy do jednej
trzeciej grawitacji ziemskiej, niższe jest także ciśnienie
atmosferyczne, choć nie znam jego dokładnej wartości.
Starożytni przodkowie rasy Zeeny byli silniejsi i odporniejsi niż
współczesne pokolenia. Port nie był ich macierzystą planetą.
Przenieśli się nań, gdy jakaś katastrofa zniszczyła ich rodzinny świat.
Według Zeeny było to w tak zamierzchłej przeszłości, że już dawno temu
przepadły wszelkie zapisy na ten temat. Fakt ów stał się jednak
zalążkiem wielu opowieści i mitów. (Jedna z najbardziej
rozpowszechnionych jej wersji została przedstawiona w rozdziale 14).
Ich pierwotny dom był mały według ziemskich standardów. Tyle
przynajmniej wiedzieli i na swoje placówki, czy stacje przejściowe
zawsze wybierali globy mniejsze od Ziemi. W naszym systemie słonecznym
z powodu rozmiarów bardziej odpowiadał im Mars lub Księżyc, mimo iż
Ziemia miała do zaoferowania o wiele lepsze warunki.
Głównym powodem, dla którego przodkowie Zeeny musieli w końcu nauczyć
się znosić grawitację Ziemi, była chęć uczestnictwa w stworzeniu na
naszej planecie inteligentnego życia. Zeena dodała, że w środowisku o
niskiej grawitacji możliwe są wielkie osiągnięcia z zakresu techniki, o czym ludzie z Ziemi przekonują się w trakcie
realizacji programów kosmicznych oraz naukowych eksperymentów
prowadzonych w stanie nieważkości.
Niektórzy z naszych uczonych wątpili czy jakakolwiek pozaziemska rasa
chciałaby skolonizować Marsa, mając w zasięgu ręki lśniący klejnot
Ziemi.
— Częściowo to prawda — odpowiedziała. — Muszą oni jednak wiedzieć, że
Mars nie zawsze wyglądał tak jak dzisiaj (to znaczy, miał rozrzedzoną
atmosferę i bardzo mało wody). Częściowo zaś pozostają w błędzie, cóż
bowiem wiedzą o przyczynach, które skłoniły nas do wzięcia w pierwszej
kolejności pod uwagę Marsa? Przede wszystkim powinieneś wiedzieć, że
poszukujemy własnej przeszłości, co bez wątpienia robilibyście także i
wy, gdybyście tylko mogli tak jak my dotrzeć do niej we własnym ciele.
Przecież wiesz, że nasze dzieje są ze sobą związane.
Większość waszych uczonych patrzy na tę zagadkę z niewłaściwej
perspektywy - z własnej perspektywy. Z łatwością przychodzi im
myślenie o locie na planetę, gdzie panuje grawitacja o połowę mniejsza
niż na Ziemi. Co natomiast pomyśleliby o przeprowadzce na planetę
posiadającą grawitację dwa, a nawet trzy razy większą niż ich
macierzysty glob? Jestem pewna, że mieliby nad czym myśleć!
Co do gęstości waszej atmosfery nasi ludzie zawsze potrzebowali
dodatkowych urządzeń umożliwiających im oddychanie na waszej planecie.
Od pewnego czasu chodzimy ubrani w coś w rodzaju samowystarczalnych
kombinezonów, które bardzo zmieniły nasz lud i uczyniły z nas rasę
jeszcze słabszą. Uwzględniając jednak obecne warunki życia, nie
jesteśmy w stanie temu zaradzić.
Przechodząc do innego istotnego tematu, Zeena oświadczyła, że żeńska
część rasy ludzkiej posiada w sobie wiele z wczesnych udoskonaleń
dokonanych przez pierwszych kolonistów i przekazanych nam na drodze
krzyżowania gatunków.
Najlepsze cechy pierwszych badaczy stały się dominujące u żeńskich
potomków zrodzonych z ich związków. Nawet dziś ziemskie kobiety
odznaczają się wyższym stopniem oburęczności niż mężczyźni, łatwiej im
też posługiwać się instynktem, intuicją czy szóstym zmysłem. Młode
kobiety posiadają wyższy poziom koncentracji i szybciej przyswajają
wiedzę. Tendencje do ochrony własnej osoby oraz brak agresji u
ziemskich kobiet to także ślady cywilizacji Portu. Nawet wyglądem wasze
kobiety są bardziej do nas zbliżone niż mężczyźni.
Zapytała też mnie, czy nie czytałem kiedyś, że płuca kobiet są bardziej
wydajne niż mężczyzn, a półkule mózgowe obu płci kontaktują się między
sobą na niemal całkowicie odrębnych zasadach.
Większość z tego, co mówiła Zeena, brzmiało logicznie i rozsądnie.
Zacząłem nawet myśleć, że rzeczywiście wygląda na to, iż na Ziemi
egzystują obok siebie dwie odrębne rasy - kobiety i mężczyźni! Ironii
całej tej teorii przydawał fakt, że wyglądało na to, iż mieszkańcy
Portu bardziej potrzebowali teraz do odbudowy swojej rasy cech
ziemskich mężczyzn.
W końcu otrzymałem szansę na zadanie kolejnych pytań i tym razem
skierowałem rozmowę na wspólne nam zamiłowanie do morza.
— Czy na twojej planecie wykorzystujecie oceany do podróżowania, tak
jak my robimy to na Ziemi? — spytałem.
— Nie. Być może kiedyś, bardzo dawno temu, ale teraz nie. Bawimy się
natomiast na wodzie, ale tylko w różnych pojazdach. W odróżnieniu od
was nie pływamy.
— Dlaczego nie pływacie?
— To przez te kombinezony! Nie nadają się do całkowitego zanurzenia w
wodzie — odrzekła Zeena.
— A co się dzieje kiedy łapie was deszcz?
- Potrafimy odsunąć deszcz od naszych ciał, natomiast otaczająca nas ze
wszystkich stron duża ilość wody odcina kontakt ze źródłem energii. To
nie byłoby dobre - wyjaśniła.
- Czy możesz powiedzieć coś więcej o tym źródle energii?
- Przepraszam, nie teraz. Ten temat stał się dla nas drażliwy,
zwłaszcza w świetle stosunków z Ziemią. Nie chodzi mi tutaj o ciebie,
Alec, tylko o ziemskich wojskowych - padła odpowiedź.
— Pamiętam, że kiedyś na Ziemi przeczytałem relację o obserwacji NOLi
wlatujących i wylatujących z morza. Czy mogły to być wasze pojazdy?
— To możliwe, ponieważ nasze transportery mogą przybierać różne
kształty. Jeden z nich jest rzeczywiście przystosowany do przebywania
pod wodą. Być może zainteresuje cię, że pojazdy poruszające się w
ziemskiej atmosferze potrafimy rozdzielać na kilka części. Musisz
wiedzieć, że pojazd, którym podróżujesz obecnie, ma inną budowę.
Jeśli zobaczysz w przyszłości na Ziemi NOLa i podzieli się ona na trzy
lub pięć części, możesz go uznać za nasz pojazd. Formacje te mogą mieć
kształt trójkąta, a przy pięciu pojazdach powinieneś zobaczyć prostokąt
z piątym pojazdem zawsze ustawionym w środku. To właśnie ta formacja
tak bardzo intrygowała niektóre spośród waszych starożytnych plemion. O
ile pamiętam, nazywano ją "quincunx".
Następnie Zeena wspomniała co nieco o podwodnej siatce umożliwiającej
im podmorskie podróże.
Później, już po powrocie na Ziemię, przeprowadziłem dogłębne badania
zjawiska NOLi i z zaskoczeniem oraz radością odkryłem w jednej z
książek Bruce'a Cathie informacje mówiące, że istnieją niepodważalne
dowody na to, iż niektóre, jeśli nie wszystkie, obce pojazdy kosmiczne
przemierzają nasze oceany oraz niebo z wykorzystaniem systemu
elektromagnetycznej sieci energetycznej.
Sieć ta otacza naszą planetę niczym nawinięty na kłębek sznurek. Z
dużym przybliżeniem metodę pozyskiwania z niej energii można porównać
do staroświeckich tramwajów elektrycznych czerpiących elektryczność do
napędu silników z rozpiętych w górze napowietrznych linii. Pojazdy te
nie musiały wozić ze sobą źródła energii. Wystarczyło sięgnąć w górę.
Osoby zainteresowane otaczającą Ziemię siatką elektromagnetyczną
odsyłam do książek Bruce'a Cathie.