Kolor streszczenia
Kolor komentarzy
Kolor cytatów

Rozdział XIV
OSCYLACJA JAKO DZIAŁANIE POZNAWCZE

XIV. 1. OSCYLACJA W FIZYCE I W FIZJOLOGII

Każdy proces regulacji, w którego mechanizmach jakąś rolę odgrywa bezwładność, ma tendencję do oscylowania. Odchylona igła kompasu oscyluje po zakłóceniu kilka razy w obie strony, nim stanie ponownie we „właściwym” położeniu, i jest bardzo trudno skonstruować jakikolwiek regulator, na przykład termostat, w taki sposób, by przy wyrównywaniu zakłócenia uniknąć niewielkiego „przestrzału ponad celem”, po którym dopiero wygasająca oscylacja doprowadza układ do stanu powinnego. Jest tak tym bardziej we wszystkich fizjologicznych procesach regulacji. Tak zwane pobudzenie spoczynkowe elementu nerwowego, które na przykład po oddaniu salwy przez ten element schodzi najpierw do zera, tzn. do stanu całkowitej niepobudliwości, nie powraca po zwykłej asymptocie do uprzedniej wartości, lecz skacze wysoko ponad nią. Dlatego po okresie „niewrażliwości” na wszelkie bodźce następuje okres nadpobudliwości i uprzednią wartość pobudzenia spoczynkowego element nerwowy osiąga stopniowo, nieraz dopiero po wielokrotnej oscylacji.

XIV. 2. PSEUDOTOPOTAKSJA

Alfred Kuhn opisał pewien rodzaj orientacji, przy którym proces oscylacji wykorzystany jest jako narzędzie poznawcze. Wprawdzie jedynym elementem konstrukcyjnym tego mechanizmu orientacji jest reakcja fobijna, niemniej potrafi on ustalać kierunek celu równie dokładnie, jak opisana w r. IV.7 topotaksja. Kuhn nazwał go przeto „pseudotopotaksją”. Dobrego przykładu pseudotopotaksji dostarcza zachowanie, za pomocą którego znajduje łup ślimak Nassa. Zaalarmowane zapachem zwierzę wynurza się z piasku i kołysząc swoim długim ryjkowatym przewodem oddechowym, czyli syfonem, szuka kierunku, w którym siła bodźca rośnie najszybciej. Ślimak pełznie przy tym w przód w dowolnym kierunku, ale nie wykonuje wcale charakterystycznego dla wszystkich reakcji topicznych, czyli taksji zwrotu o sterowanym rozwarciu. Przeciwnie, zachowuje przypadkowo obrany kierunek dopóty, dopóki nie zaczynają maleć różnice w stężeniach substancji zapachowej, które percepuje on przy bocznych wychyleniach swego syfonu po obu stronach trasy. Łatwo pojąć, że maksimum osiągają te różnice w chwili, gdy ślimak przecina pod kątem prostym kierunek wiodący do celu, kiedy zatem syfon wychyla się właśnie na osi tego kierunku. Wbrew mimowolnym oczekiwaniom obserwatora ślimak nie wykonuje wówczas zwrotu o 90° ku celowi, lecz skręca pod ustalonym kątem ostrym, którego rozwarcie nie podlega sterowaniu. Można to uznać za autentyczną reakcję fobijna. Powtarzając ten proces Nassa brnie ku najbardziej stromej zmianie stężenia zapachu, jak żaglówka manewrująca pod wiatr, aż na koniec syfon, przy kolejnym wychyleniu, dotyka zdobyczy i wtedy ślimak „rzuca się” na łup już po linii prostej! Pewna moja amerykańska znajoma zwykła podobnie kierować samochodem po szerokich bocznych drogach o niewielkim ruchu. Najpierw jechała mniej więcej w kierunku, w którym biegła droga, dopóki wóz nie znalazł się tuż przy lewym czy prawym poboczu, na co prowadząca reagowała fobijnie drobną zmianą kursu. Metoda nazwana pseudotopotaksją polega na takim zestawieniu ciągu reakcji fobijnych, że w sumie dają one zmianę kierunku z rozwarciem już sterowanym.

XIV. 3. OSCYLACJE NASTROJÓW «HIPERTYMICZNYCH» I «HIPOTYMICZNYCH»

Jak każdemu wiadomo z samoobserwacji, nastrój człowieka waha się pomiędzy wesołością i przygnębieniem, pomiędzy stanami pogody i depresji. W jednej z form każde takie wahnięcie trwa czas dłuższy; zwłaszcza u ludzi pracy twórczej okresy dobrego nastroju i aktywności przeplatają się z okresami złego samopoczucia i bezczynności. Patologiczny nadmiar w tych oscylacjach jest to tzw. psychoza maniakalno-depresyjna, znacznie powiększa się wtedy zarówno okres, jak i amplituda nastrojów.

Pomiędzy „normalnym” i „patologicznym” wahaniem od stanów „hypertymicznych” do „hipotymicznych” czy też, jak dawniej mawiali psychiatrzy, od „manii” do „melancholii” — istnieją wszelkie wyobrażalne formy pośrednie. Zmienny jest czas trwania poszczególnych stanów. Są ludzie, którzy niemal stale znajdują się w nastroju po trosze hypertymicznym, i którym wszyscy wokół zazdroszczą pogody, ponieważ tylko niewielu wie, że ludzie ci muszą ją opłacać krótkotrwałymi, ale głębokimi depresjami. Odwrotnie, są ludzie o nastroju na ogół z lekka „melancholijnym”, którzy jednak okupują za tę cenę okresy najwyższej aktywności i siły twórczej. Słów „opłacać” i „okupywać” używam nie bez intencji, jako że jestem przeświadczony, iż faktycznie zachodzi fizjologiczny związek pomiędzy wymienionymi wychyleniami w oscylacji nastrojów.

„Normalna” i w sposób oczywisty korzystna dla zachowania gatunku jest dobowa przemiana nastroju, której podlegają wszyscy niemal ludzie zdrowi. Niejeden człowiek na pewno obserwuje u siebie przeżycia, które teraz spróbuję opisać fenomenologicznie. Kiedy, jak to się z reguły dzieje, budzę się na pewien czas wczesnym rankiem, zaraz przychodzą mi na myśl wszystkie nieprzyjemności, na jakie jestem akurat narażony. Przypominam sobie o ważnym liście, który od dawna powinienem był napisać, przychodzi mi do głowy, iż ten czy ów zachował się wobec mnie w sposób taki, że nie wolno mi tego było ścierpieć, odkrywam błędy w napisanym w poprzednim dniu tekście, przede wszystkim zaś uświadamiam sobie wszelakie niebezpieczeństwa, którym, jak mniemam, winienem natychmiast zapobiec. Doznania te atakują mnie z taką siłą, że często chwytam za papier i ołówek, aby mi nie uciekły z głowy świeżo przypomniane obowiązki i nowo odkryte niebezpieczeństwa. Potem, uspokojony po trosze, zasypiam ponownie i kiedy budzę się po raz wtóry, gdy już pora wstawać, wszystkie te przykre i groźne sprawy wyglądają znacznie mniej ponuro, poza tym przychodzą mi teraz do głowy pomysły skutecznych przeciwdziałań i zaraz się też do tego zabieram.

Jest bardzo prawdopodobne, że ta fluktuacja nastroju, jakiej podlega większość z nas, wiąże się z funkcjonowaniem obwodu regulacyjnego, w który wbudowany jest opóźniający element bezwładny, a więc powodujący oscylację. Wiemy wszyscy, że nagłe zniknięcie czynników deprymujących prowadzi do niepohamowanego rozradowania, powszechnie też znany jest proces odwrotny. W uwarunkowanej wewnętrznie oscylacji pomiędzy stanami „hipotymicznymi” i „hypertymicznymi” dopatrywałbym się ważnego dla zachowania gatunku procesu poszukiwania, który tropi z jednej strony groźne dla naszego bytu niebezpieczeństwa, z drugiej natomiast możliwości, jakie dałoby się z pożytkiem wykorzystać.

Mój nieżyjący już przyjaciel Ronald Hargreaves, psychiatra, któremu nie brakowało pomysłów, postawił mi w jednym z ostatnich listów pytanie, jaką ewentualnie wartość dla zachowania gatunku mógłby mieć nastrój lękowo-depresyjny. Odpowiedziałem, że gdyby moja żona nie miała skłonności do takich nastrojów, dwoje moich dzieci już by prawdopodobnie nie żyło. Zabiłaby je bardzo wczesna i dlatego też szczególnie groźna infekcja gruźlicy, gdyby moja żona, działając jako doświadczona lekarka i zalękniona matka, nie postawiła szybko właściwej diagnozy i nie postępowała zgodnie z nią już wtedy, gdy wszyscy inni lekarze przeczyli, jakoby istniało jakiekolwiek niebezpieczeństwo.

Wiadomo, że wpływy zewnętrzne mogą ogromnie powiększyć amplitudę omawianej tu fluktuacji nastroju i to również jest oczywiście wartościowe dla zachowania gatunku. Kiedy człowiek dowiaduje się któregoś dnia, że stracił posadę lub że jest chory na cukrzycę, uruchomienie wówczas przez taką wiadomość mechanizmu wyszukującego niebezpieczeństwa jest sensowne, gdyż niewątpliwie zaistniałe fakty jakieś niebezpieczeństwa wywołają. Tak samo sensowne jest, kiedy w przypadku odwrotnym, powiedzmy ozdrowiawszy po chorobie lub wygrawszy większą sumę na loterii, człowiek wpada w nastrój, w którym rozgląda się za możliwościami, jakie otwiera mu taka łaska losu.

Także bierność człowieka w nastroju lękowo-depresyjnym ma teleonomiczny sens. Dzikie zwierzę nasłuchujące lub wypatrujące niebezpieczeństw również zachowuje się motorycznie spokojnie i tylko narządami zmysłów przeszukuje śledząc wszystkie percypowalne bodźce. Wyszukiwanie ewentualnych niebezpieczeństw nie jest bynajmniej obowiązkiem najsłabszego czy najbardziej trwożliwego z członków zwierzęcej społeczności. Rola czujki, który stoi na straży, gdy stado spokojnie się pasie, przypada najsilniejszemu i najodważniejszemu ze starych gąsiorów. Videant consules ne res publica aliquid detrimenti caperet (Niechaj konsulowie baczą, by szkody jakowejś nie poniosła Rzeczypospolita) [Oryginalna wersja senackiego „dekretu z mocą ustawy” o proklamowaniu dyktatury, co podejmowano w ostateczności — senatus consultum ultimum - rozpoczyna się od słów: Videant consules ne quid detrimenti res publica capiat... Jeszcze inna forma - caveant consules etc. jest późniejsza - przyp. tłum.]

Odpowiednio też tłumaczy się aktywność, która owłada nami, gdy jesteśmy w doskonałym nastroju. O ile do wykrywania niebezpieczeństwa potrzebna jest przede wszystkim praca naszego aparatu receptorycznego, o tyle wykorzystanie nowo powstałych możliwości zakłada zawsze działalność motoryczną.

Przeciwbieżna oscylacja wartości progowych wszystkich układów bodźcowych, wywołujących na przemian nastroje hypertymiczne i hipotymiczne, spełnia zadanie „szperacza”, „scanning mechanism”, jak mówią anglojęzyczni cybernetycy. Już to stoi on na straży bacząc na pojawiające się nowe niebezpieczeństwa, już to rozgląda się za nastręczającymi się nowymi sposobnościami i w ten sposób pełni funkcję niedwuznacznie poznawczą.

XIV. 4. OSCYLACJE W OPINII PUBLICZNEJ

Jak wiemy, porozumienie w kwestii tego, co powszechnie uchodzi za rzeczywiste i prawdziwe, zasadza się na bardzo złożonym toku zdarzeń społecznych. W nim również grają rolę procesy regulacji nacechowane pewną bezwładnością i przeto tendencją do oscylacji. Thomas Huxley powiedział, że każda nowa prawda rozpoczyna swój marsz jako herezja, kończy zaś jako ortodoksja. Gdyby chcieć pojęcie ortodoksji zrównać z pojęciem skostniałej i na dobre unieruchomionej doktryny, byłoby to zadanie bardzo pesymistyczne. Jeśli jednak przez ortodoksję rozumieć pogląd umiarkowany, akceptowany przez większość nosicieli kultury, można w procesie, który miał na myśli Huxley, dojrzeć typowe działanie ludzkiego społeczeństwa.

Rzeczywiście wielkie, epokowe, nowe poznanie jest najpierw zawsze niemal przeceniane, przynajmniej przez geniusza, który do niego dotarł. Historia przyrodoznawstwa poucza, że odkrywca zawsze na dobrą sprawę przeceniał zasięg ważności świeżo przezeń odkrytego wyjaśniającego pryncypium. Należy to wręcz do przywilejów geniuszu. Jacques Loeb sądził, że potrafi wyjaśnić wszystkie zachowania zwierzęce i ludzkie wychodząc od zasady tropizmu, Pawłow mniemał to samo o odruchu warunkowym, Zygmunt Freud popełnił analogiczne błędy. Jedynym wielkim odrywcą, który nie docenił znalezionego przez siebie pryncypium wyjaśniającego był Karol Darwin.

Nawet w wąskim kręgu jednej szkoły naukowej formowanie się nowej wspólnej opinii rozpoczyna się większym niż trzeba odstępstwem od tego, co przyjmowano dotąd. Za tę przesadę winę ponosi zazwyczaj, jak już zaznaczono, sam pionier nowej opinii. Jego mniej genialnym, lecz lepiej uzdolnionym analitycznie uczniom przypada zadanie stłumienia oscylacji i zatrzymania we właściwym punkcie. Proces odwrotny oznacza doktrynalizację i przez to przeszkadza w dalszym poznaniu. Jeśli mianowicie odkrywca nowej prawdy nie znajduje krytycznych uczniów, lecz wyznawców, to wówczas dochodzi do założenia religii, co wprawdzie w życiu kulturalnym w ogóle przynosi nieraz wielkie dobrodziejstwa, w nauce jednak jest niepożądane. Taki proces wyrządził ciężkie szkody dorobkowi poznawczemu Zygmunta Freuda.

W kulturach, w większych grupach kulturowych, a zwłaszcza w przyrodoznawstwie proces oscylacyjny, który wywiązuje się po każdym znaczniejszym kroku na drodze poznania, dopełnia działania poznawczego szczególnego rodzaju. Powszechna opinia przecenia najpierw nowe poznanie, które może, dla przykładu, polegać na odkryciu nowej metody, w podobny sposób, jak wielcy odkrywcy przeceniają własne znalezisko. Taka zbyt wysoka ocena zbiorowa jest szczególnie przesadna wówczas, gdy nowe odkrycie staje się modą, co ma miejsce zwłaszcza w wypadku znalezienia nowych metod. Jeśli są to metody wymagające rozlicznych nakładów i drogie, wówczas mogą się dla młodych naukowców stać wręcz symbolami statusu, jak to np. dzieje się obecnie z maszynami liczącymi, komputerami.

Pozytywny efekt poznawczy takich ekscesów polega na tym, że dzięki forsownym wysiłkom, aby nowe pryncypium wyjaśniające bądź nową metodę zastosować, gdzie tylko można i nie można, znajduje się często, mimo pokaźnej dozy bezkrytyczności, takie możliwości zastosowań, które by przy ostrożniejszym postępowaniu pozostały ukryte.

Z drugiej strony takie ekscesy w posługiwaniu się nowo odkrytymi pryncypiami mogą prowadzić do rozczarowań. Bezkrytyczne ich stosowanie może doprowadzić do niechcianej i zresztą niesłusznej reductio ad absurdum i nawet do tego, że opinia publiczna odwróci się od nowego poznania i ewentualnie wręcz o nim zapomni. Historia nauk przyrodniczych dostarcza wielu przykładów takich wydarzeń.

Tak np. historia nauki Darwina pokazuje, jak bardzo wynikłe z takiego wahadłowego odwrotu opinii publicznej opory wobec nowego poznania, same w sobie błędne, oraz jego krytyka przyczyniły się do nowych badań i znalezienia dalszych, przekonywających argumentów.

Omawiane oscylacje w kształtowaniu się opinii publicznej prowadza w sumie do tego, że bardzo różni ludzie angażują się, pod wpływem silnych motywacji, w poszukiwanie argumentów za i przeciw nowej nauce tak, że nawet jej doraźni przeciwnicy przyczyniają się do stworzenia dla niej solidnych podstaw i dokładnego określenia jej zakresu ważności. Wahadłowy ruch opinii pomiędzy za i przeciw, działa jak mechanim szperacza (scanning mechanism) i punkt, w którym się ostatecznie zbiorowa opinia stabilizuje, jest bliższy prawdy, niż mniemał sam odkrywca w pierwszym upojeniu sukcesem.

Oscylacje opinii publicznej i sprawowana przez nie funkcja poznawcza należą do tych procesów fizjologicznych, na których obecność zwraca uwagę dopiero patologiczny błąd w działaniu. Zaznaczyłem już, że poszukiwanie argumentów za i przeciw aktywowane jest przez bardzo silne motywacje. Dopóki wywodzą się one tylko z czystego utęsknienia prawdy, oscylacje są tłumione i ustają we właściwym punkcie. Skoro jednak wchodzą w grę mocniejsze instynktowe pobudki, zachodzi niebezpieczeństwo, że odmienność dwóch opinii doprowadzi do powstania dwóch grup etnicznych, każda zaś z nich będzie przeświadczona o słuszności własnego poglądu i popadnie w stan wojowniczego zapału, o którego niebezpiecznym charakterze pisałem obszernie w książce o agresji.

Ingerencja pobudek instynktowych prowadzi wówczas do opanowania przez podwzgórze działalności kresomózgowia i tym samym do spadku prawdziwości obu przeciwstawnych poglądów. Przyczynia się do tego okoliczność, że w celu werbowania zwolenników każde stronnictwo wtłacza swój pogląd w możliwie proste i łatwo zrozumiałe formułki, w miarę możności takie, by dało się je odmawiać chóralnie. Ponieważ wskutek tej symplifikacji poglądy obu stron faktycznie stają się głupsze, są w rezultacie coraz bardziej nie do przyjęcia dla przeciwników i to prowadzi do oscylacji samowzbudnej, która może się zakończyć „regulacyjną katastrofą”. Niebezpieczeństwa te omówione zostaną bardziej szczegółowo w przygotowywanym tomie drugim.

Z punktu widzenia systemów żywych oscylacje to złe określenie, stanowczo obstaję przy słowie próby lub wahania (odchylenia). Oscylacje wiążą się z dynamiką newtonowską i z systemami sterowania, gdzie element woli nie ma nic do powiedzenia. Ale to moje subiektywne odczucie.