Kolor streszczenia
Kolor komentarzy
Kolor cytatów

Rozdział XIII
NIEPLANOWOŚC ROZWOJU KULTURY

XIII. 1. OPORY AFEKTYWNE

Natrafia się na ogromne nacechowane afektem opory próbując wykształconemu niebiologowi uprzytomnić fakt, że choć wielkie organiczne stawanie się wykazuje powszechnie tendencję do kierowania się od prostszego do bardziej złożonego, od bardziej do mniej prawdopodobnego, krótko mówiąc od niższego do wyższego, to określają je wyłącznie prawa przypadku i konieczności. Tylko emocjonalnymi przyczynami wyjaśnić można, że książka Jacques Monoda spotkała się u wielu ludzi z tak niechętnym przyjęciem. Poznanie, że wielkie prawa natury nie cierpią żadnych wyjątków, zdaje się popadać w konflikt ze świadomością i oceną wolnej woli, która w poczuciu nas wszystkich jest jedną z najwyższych wartości człowieczeństwa i jego nieodstępowalnym prawem. Dany w przeżyciu fakt, że mamy wolną wolę, oraz przyrodoznawcze poznanie fizjologicznego zdeterminowania naszych działań tworzą aporię, o której będzie mowa w następnym tomie i z której, jak sądzę, znam wyjście.

Niemal równie trudna do zaakceptowania jest myśl, że rozwojem kultury nie kieruje ani nasza wola, ani tym bardziej nasze myślenie pojęciowe, rozsądek i rozum. Filozofowie historii hołdowali aż do czasów najnowszych przekonaniu, iż rozwojem dziejowym ludzkości, następstwem rozkwitu i upadku rozmaitych kultur kieruje jakiś z góry dany plan, jakaś idea.

XIII. 2. EWOLUCJONISTYCZNE SPOJRZENIE NA ROZWÓJ KULTURY

Poznanie, że kultury rozwijają się w sposób analogiczny jak gatunki zwierzęce i roślinne, każda dla siebie, na własny rachunek i ryzyko, przeniknęło do filozofii historii stosunkowo późno. Jak już o tym była mowa w rozdz. IX rozwój kultury, tak samo jak rozwój wszystkich innych systemów żywych, toczy się bez żadnego z góry danego planu. Toynbee był chyba pierwszym z historyków i filozofów historii, który porzucił założenie, jakoby rozwój ludzkości i jej kultury był procesem jednolitym.

Jeśli chcemy wniknąć w bieg rozwoju kulturowego zgodnie z metodami badań przyczynowych i mając na oku utopijny cel, by móc bieg ten przewidywać i kierować nim, to trzeba, byśmy się na początek zdecydowali przyjąć do wiadomości skromną prawdę, że czynniki, za których sprawą przybywa wiedzy w jakiejś kulturze, działają w zasadzie analogicznie jak te, które kierują rozwojem gatunku. Dzięki uprzednio przedstawionemu opisowi kultury jako systemu żywego oraz omówieniu czynników chroniących jej niezmienniczość i czynników tę niezmienniczość redukujących powinno być jasne, w jaki sposób można przyrodoznawczo stawanie się kultury rozpatrywać — i ewentualnie także zrozumieć.

Zależało mi przede wszystkim na tym, by pokazać, że poznawcze osiągnięcia kultury, zdobywanie i gromadzenie wiedzy, dochodzą do skutku dzięki procesom analogicznym w zasadzie do tych, które sprawiają przyrost wiedzy w rozwoju filogenetycznym. Jest to dziwne i nieoczekiwane, gdyż na gromadzenie wiedzy ponadindywidualnej, ujętej tradycją, składają się, jako sprawności w zdobywaniu wiedzy, inteligencja i rozeznanie pojedynczego człowieka. Kultura w tajemniczy i nieco niesamowity sposób pochłania i przetrawia jednostkowe dokonania swych nosicieli i w procesie, który tak trafnie opisali i zanalizowali Peter L. Berger i Thomas Luckmann w kilkakrotnie już wzmiankowanej przeze mnie książce, przetwarza je we wiedzę powszechną lub, lepiej powiedziawszy, w opinię publiczną o tym, co jest prawdziwe i rzeczywiste. Wszelako obok omówionych tutaj funkcji zachowujących i funkcji redukujących tradycję w procesie tym uczestniczy jeszcze wiele innych funkcji, o których nie było mowy i które mają wspólnie tę tylko cechę, że sterowanie nimi nie jest świadome i nie podlega rozumowi. Dlatego opinia publiczna, która dominuje w danej kulturze, podobna jest znacznie bardziej do skarbca informacji jakiegoś gatunku zwierzęcego i ugruntowanego na tych informacjach przystosowania, niż do tego, co poszczególny człowiek wie i czym się rozsądnie umie posługiwać.

Nowoczesne przyrodoznawstwo jako nowa, licząca sobie zaledwie kilka stuleci forma zbiorowego ludzkiego dążenia ku poznaniu jest wprawdzie tak w zasadzie zorganizowane, że dzięki wspólnemu zobowiązaniu do obiektywizacji narzuca ściślejszą paralelność i wspólnotę w myśleniu i kształtowaniu opinii, jednakże również przy kształtowaniu opinii w przyrodoznawstwie nie obywa się bynajmniej bez wpływów nieracjonalnych, które ogólnie biorąc określają zbiorową opinię w danej kulturze. Także przyrodnik jest dzieckiem swego czasu i swojej kultury.

Całkowity brak jakiegoś zgodnego z rozumem planowania w rozwoju kultury i jej produktów uwidacznia się w sposób najbardziej zdumiewający tam, gdzie by się najpewniej takiego planowania oczekiwało, np. u inżynierów, którzy przy stole kreślarskim projektują wyroby techniczne, powiedzmy wagony kolejowe, z wyliczeniem, jak sądzą, czysto racjonalnym. Naprawdę nie należy mniemać, by w działalności tej odgrywało jakąś istotną rolę tak zwane myślenie magiczne, z którym zapoznaliśmy się w r. IX jako z jednym z czynników sprzyjających niezmienniczości kultury. Kiedy jednak przyjrzymy się stadiom, przez jakie przeszedł w swym niewiele ponad stuletnim rozwoju wagon osobowy naszych kolei, zobaczymy z jakim uporem człowiek trzyma się tradycji. Bez mała można by sądzić, że mamy przed sobą zapis filogenetycznego procesu różnicowania.

Najpierw osadzono po prostu powóz na żelaznych kołach, następnie uznano, że mały rozstaw kół konnego pojazdu jest niekorzystny, powiększono go więc, wydłużając wobec tego wagon. Miast jednak, jak by to było rozsądne, wynaleźć niezależnie konstrukcję karoserii odpowiednio dopasowanej do długiego podwozia, zestawiono, rzecz nie do wiary, szereg zwyczajnych pudeł od powozów, jedno za drugim. „Zlewając się" ściankami poprzecznymi stały się one przedziałami, ale boczne drzwiczki z większymi oknami w środku i mniejszymi z przodu i z tyłu pozostały bez zmiany. Zachowano ścianki poprzeczne między przedziałami i konduktor musiał się gimnastykować na zewnątrz pociągu, do czego też przewidziano szereg uchwytów i biegnący wzdłuż całego pociągu stopień. Takie trwożliwe w najprawdziwszym sensie słowa trzymanie się czegoś już wypróbowanego i niechęć do zupełnie nowych koncepcji są typowe dla myślenia magicznego. Nigdzie jednak nie przejawiają się dobitniej niż w produkcji technicznej, gdzie uniemożliwiają jasne jak na dłoni rozwiązania. Ta sama ludzka skłonność do magicznego konserwatyzmu przejawia się jeszcze wyraźniej, ale też mniej dziwi, w takich wytworach kultury, w których wymagania funkcjonalne mniej mają wpływu na formę i gdzie wobec tego większe są możliwości kształtowania jej przez inne czynniki, jak np. przez symboliczne znaczenie określone rytualizacją. Otto Keonig w książce Kultur und Verhaltensforschung (Kultura i etologia) opisał badania porównawcze historycznego rozwoju munduru wojskowego i wykazał, że nie tylko do tego przedmiotu badań odnoszą się bez reszty pojęcia homologii i analogii, lecz że również występują w nim, tak samo jak w filogenezie, zjawiska zmiany funkcji, rudymentaryzacji i śladowości. Spośród wielu równie dobitnych przykładów przytoczę tutaj rozwój tak zwanych ochraniaczy szyi, przedstawiony na rysunku poniżej. Na rysunku widać jak z funkcjonalnej pierwotnie części pancerza powstaje, przy zmianie funkcji, oznaczenie hierarchii.

Te wszystkie zjawiska wskazują na brak jakiegokolwiek przewidującego planowania w rozwoju wymienionych wytworów kultury. Wytwory te służą określonym funkcjom tak właśnie, jak narządy i paralele, zachodzące pomiędzy ich rozwojem historycznym a filogenetycznym stawaniem się struktur narządów, nasuwają przypuszczenie, iż w obu wypadkach działają analogiczne czynniki; główną rolę wśród tych czynników odgrywa najpewniej selekcja, nie zaś racjonalne planowanie.

Zacznę od zacytowania pierwszego zdania tego rozdziału:
Natrafia się na ogromne nacechowane afektem opory próbując wykształconemu niebiologowi uprzytomnić fakt, że choć wielkie organiczne stawanie się wykazuje powszechnie tendencję do kierowania się od prostszego do bardziej złożonego, od bardziej do mniej prawdopodobnego, krótko mówiąc od niższego do wyższego, to określają je wyłącznie prawa przypadku i konieczności.
Przecież to jest bzdura. Lorenz-sytemowiec podparł się rozumowaniem naukowym. Prawa statystyki i przypadku prowadzą nieuchronnie czyli koniecznie, do wzrostu entropii. Jedynie prawa ewolucji biologicznej mocą praw systemów otwartych (w sensie Bertalanffiego) prowadzą do ewolucji w sensie właściwym czyli do spadku entropii, wzrostu złożoności i coraz bardziej nieprawdopodobnych rozwiązań przyrody.

Lorenzowi zapomniało się, że nauka nie ma "celu", nauka jest celem samym w sobie. Planować można konkretną lekcję, którą trzeba zrealizować zgodnie z programem szkoły, ale sama nauka to życie. Uczymy się żyć w konkretnym systemie społecznym i tym lepiej ten system służy nam, im lepiej poznamy zasady jego działania. Powinniśmy pamiętać, że prawa przyrody są zawsze takie same, ale w każdym systemie działają inaczej.

Mówi się, że człowiek stary to nie ten co ma dużo lat, tylko ten co przestał się uczyć. Kiedy młodzież przestaje się uczyć to znaczy, że społeczeństwo się zestarzało i "pora umierać".

I jeszcze jedno: jak krowa może zrozumieć wyższość człowieka? Ja można pojąć wyższy rozwój z poziomu niższego???