William Bramley - Bogowie Edenu



Nr 34


ROBO-SAPIENS



Degradacja wiedzy duchowej do ideologii materialistycznej postępuje stopniowo. Proces ten można przedstawić w postaci diagramu zaczynającego się u góry od opisu duchowej i fizycznej rzeczywistości z punktu widzenia wiedzy duchowej, a kończącego u dołu opisem tych samych rzeczywistości z punktu widzenia materializmu.

RZECZYWISTOŚĆ DUCHOWA RZECZYWISTOŚĆ FIZYCZNA
Każdy jest istotą duchową. Egzystencja duchowa jest niezależna od jakichkolwiek procesów materialnych. Procesy duchowe są nadrzędne i mogą wpływać na wszechświat materialny. Nieznane są granice potencjalnych możliwości jakiejkolwiek istoty duchowej. Rzeczywistość materialna jest wyłącznie produktem procesów duchowych i może być za ich pomocą tworzona, zmieniana lub likwidowana. Możliwe jest całkowite poznanie wszystkich procesów materialnych i duchowych.
Każdy jest istotą duchową. Istnieją różne rodzaje istot duchowych, które nie mogą być zmienione. Istoty duchowe podlegają pewnym „nieuniknionym” lub „niezmiennym” prawom rządzącym światem materialnym.
Każdy jest istotą duchową. Istnieją nadrzędne istoty duchowe, którym podlegają wszystkie pozostałe.Procesy materialne są wynikiem działań „wyższych” istot duchowych, którym podlegają wszystkie pozostałe byty.
Wszyscy posiadają element duchowy, ale istnieje tylko jedna prawdziwie duchowa istota zwana zwykle „jedynym” Bogiem.Wszechświat materialny stworzony został przez „jedynego” Boga. Istnieje wiele „nieuniknionych” praw wszechświata, których ludzie nie mają nawet nadziei zrozumieć.
Rzeczywistość duchowa istnieje, ale zależy ona i wynika z materialnego wszechświata. Jeśli istnieje Najwyższa Istota, to jest ona prawdopodobnie bytem materialnym lub prawem naukowym. Za zjawiskami duchowymi kryją się procesy materialne. Zdolności duchowe, takie jak „ESP”, „jasnowidzenie” etc., są, o ile istnieją, wyłącznie przejawem wciąż nie odkrytych praw materialnego wszechświata.
Rzeczywistość duchowa w ogóle nie istnieje. Wszystko może być wyjaśnione jako przejaw działania procesów materialnych. Nie istnieje żadna inna rzeczywistość poza fizycznym wszechświatem. Zdolności duchowe, takie jak „ESP” etc., nie istnieją.
„Życie” nie istnieje. Wszelki ruch jest wynikiem pozbawionych życia procesów fizycznych, które wywołują złudzenie „życia” i „myślenia”.

Współczesna kultura zachodnia mieści się w dolnych sektorach tego zestawienia. Trend ku dołowi zwany jest „naukową psychiatrią”. Jest wielu wybitnych ludzi zajmujących się tą dziedziną, lecz jako całość poddana została ona znacznemu upolitycznieniu w związku z wykorzystywaniem jej przez rządy w różnych sytuacjach i stała się kanałem propagującym ściśle materialistyczny punkt widzenia. Współczesna psychiatria wymazała, niestety, ostatnią pozostałość rzeczywistości duchowej, którą akceptował nawet Marks. Aby zrozumieć, dlaczego tak się stało, prześledźmy dzieje tej dziedziny nauki.
Próby leczenia człowieka z zaburzeń umysłowych są równie stare jak historia naszej cywilizacji. Początki psychiatrii sięgają wstecz do starożytnej Grecji i Rzymu. Ponad dwa tysiące lat temu grecki lekarz Hipokrates sklasyfikował różne formy chorób umysłowych i odrzucił powszechne przekonanie, że są one wywoływane przez rozgniewanych bogów bądź złe moce. Później, żyjący w II wieku n.e. w Rzymie słynny lekarz Galen zaczął jako jeden z pierwszych wysuwać teorie na temat związku między mózgiem i kondycją umysłową. Po Galenie zachodnia psychologia wróciła na wiele wieków do wierzeń w demony i czarownice.

Najważniejszy przełom w psychologii miał, jak się zdaje, miejsce w Austrii. W latach 1880-1882 wiedeński lekarz Józef Breuer stwierdził, że udało mu się wyleczyć pewną dziewczynę z silnej histerii poprzez zmuszenie jej do przypomnienia sobie i opowiedzenia w stanie hipnozy wydarzenia, które kiedyś wywołało ów uraz. Jej choroba ustąpiła całkowicie. Dr Breuer odkrył, że z choroby umysłowej można wyleczyć poprzez samo przywołanie z pamięci i przeanalizowanie wspomnień wydarzeń z przeszłości, które tkwią w naszym umyśle ukryte przed świadomością, nawet bez pomocy terapeuty. Ta procedura usuwa w jakiś sposób uraz zniekształcający działanie umysłu. Dr Breuer odkrył coś, co nigdy nie zostało w pełni zbadane przez psychiatrię, choć zostało z powodzeniem wykorzystane przez Zygmunta Freuda w stworzonej przezeń psychoanalizie. Nawet jego następcom nie udało się uczynić następnego kroku, którym byłoby opracowanie dokładnych metod pomagających ludziom w precyzyjnym określaniu i lokalizowaniu zdarzeń z przeszłości wywołujących zaburzenia umysłowe oraz w rozładowywaniu będącego ich źródłem umysłowego, fizycznego i emocjonalnego bólu. Freud zboczył ku wymyślonej przez siebie wątpliwej metodzie „wolnych skojarzeń”, która uczyniła proces przypominania mniej precyzyjnym. Przeceniał także znaczenie seksu.

Odkryciu Breuera dużo większe znaczenie nadało to, co działo się w sąsiednich Niemczech, gdzie właśnie rodziła się „psychiatria naukowa”.

Jednym z pierwszych ośrodków „naukowej psychiatrii” był Lipsk, gdzie Wilhelm Wundt (1832-1920) stworzył w roku 1879 pierwsze na świecie laboratorium psychologiczne. Do tego czasu uniwersytety umieszczały z reguły badania i studia psychologiczne na wydziałach filozoficznych z uwagi na dawny pogląd, że człowiek zawiera element duchowy. Wundt uważał, że psychologia powinna mieścić się w ramach laboratorium biologicznego. Dla Wundta ludzkie istoty były tylko biologicznymi organizmami w żaden sposób nie związanymi z jakąkolwiek duchową rzeczywistością. To właśnie uważał on za „naukowy” punkt widzenia.

Teoria umysłu stworzona przez Wundta mówi, że źródłem procesu ludzkiego myślenia jest zewnętrzna stymulacja wywołująca cielesną identyfikację z innymi bodźcami, które dotarły do ciała w przeszłości i zostały w nim zarejestrowane. Gdy tego rodzaju identyfikacja następuje, ciało lub mózg tworzy akt „woli”, który jest reakcją na nowy bodziec. Nie istnieje więc coś takiego jak samodzielnie stworzona przez człowieka myśl lub wola. Dla Wundta i jego uczniów człowiek nie jest niczym innym jak skomplikowanym, robotopodobnym organizmem.

Poglądy Wundta były wynikiem eksperymentów przeprowadzanych w jego laboratorium i innych miejscach. Niektóre z nich wykazały, że pobudzając prądem elektrycznym różne części mózgu można doprowadzić do fizjologicznych objawów różnych emocji. Eksperymenty te doprowadzity do błędnego wniosku, że mózg jest źródłem osobowości, ponieważ wywołuje fizyczne uzewnętrznianie się emocji i myśli. Zwodniczość tego rozumowania jest oczywista. Osoba prowadząca doświadczenie przykłada bodziec zewnętrzny. Innymi słowy, centra mózgowe nie pobudzają siebie samych, z wyjątkiem bardzo ograniczonego zakresu. Doświadczenia dowiodły, że potrzeba czegoś więcej, czegoś zewnętrznego, aby pobudzić centra mózgowe. Co więc je pobudza, kiedy eksperymentator odłącza elektrody? Musi istnieć inne zewnętrzne źródło - brakujący element. Tym brakującym elementem wydaje się być istota duchowa, która przekazuje impulsy poprzez swoje własne wyjścia energetyczne. Mimo iż Wundt i inni wykorzystywali swoje eksperymenty do „udowadniania” wyłącznie biologicznych podstaw istnienia ludzkich myśli, ich wyniki w rzeczywistości wskazywały w pewnym stopniu na co innego.

Błędny lub nie, stworzony w Lipsku bodźcowo-reakcyjny model ludzkich zachowań stał się „nową falą” w psychiatrii i zyskał znaczne poparcie ze strony niemieckiego rządu, zaś sam Wundt przez 40 lat był najbardziej wpływową postacią w tej dziedzinie nauki. Jego laboratorium przyciągało do Lipska studentów z całego świata, z których wielu stało się później sławnymi uczonymi. Jednym z jego studentów był Iwan Pietrowicz Pawłów (1849-1936), który zyskał sławę dzięki swoim eksperymentom z dzwonkami i psami wydzielającymi ślinę na ich dźwięk. Bardzo ładnie podsumowała to wszystko Duane P. Schultz w książce Historia współczesnej psychologii:

Przez tych studentów Laboratorium Lipskie wywarło ogromny wpływ na rozwój psychologii. Służyło za wzór dla wielu innych laboratoriów, które zaczęły powstawać w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Wielu studentów przyjeżdżających do Lipska zjednoczyło się w poglądzie i wytyczonym tam celu i stworzyło nową szkołę w psychologii.

Definiując na nowo naturę myślenia i zachowań, naukowa psychiatria przedefiniowała również naturę zaburzeń umysłowych i sposób ich leczenia. Opracowano i rozwinięto metody omijania ludzkiej woli i intelektu (modyfikacja behawioralna). Ponieważ ludzie byli traktowani wyłącznie jako biologiczno-chemiczno-elektryczne organizmy, uważano, że wszystkie choroby umysłowe są rezultatem zaburzeń procesów fizjologicznych wykraczających poza „naturalny porządek”. Eksperymentatorzy dowodzili, że choroby umysłowe można leczyć wyłącznie za pomocą środków fizjologicznych, takich jak leki, kuracje wstrząsowe bądź zabiegi chirurgiczne na mózgu. Uważano, że tego rodzaju kuracje mogą stanowić remedium na chemiczne lub elektryczne niezrównoważenie i w ten sposób prowadzić do wyleczenia z chorób psychicznych.

Z teorii tych wyrósł obracający miliardami dolarów przemysł farmaceutyczny, który wypuszcza co roku olbrzymie ilości leków zmieniających stan emocjonalny. Ich celem jest uwalnianie ludzi od chorób psychicznych, od „nie mogę zasnąć” począwszy, a na ciężkich psychozach skończywszy. Wielu psychologów stosuje ponadto specjalne urządzenia do poddawania ludzkiego mózgu elektrycznym wstrząsom. Niektórzy stosują nawet metody chirurgiczne. Po około pół wieku obserwacji działania tych terapii, należy zapytać, czy choć trochę pomogły one ludziom. Czy zdrowie psychiczne ludzi jest dziś większe niż było 50 lat temu? Aby móc odpowiedzieć na to pytanie, dobrze byłoby najpierw przeanalizować najczęściej przepisywaną przez psychiatrów kurację - leki psychotropowe („oddziaływające na umysł”).

Produkcja leków psychotropowych to mamuci przemysł. Wytwarza główną część wszystkich przepisywanych leków. Wartość sprzedaży tych leków wyprodukowanych w roku 1978 w samych rylko Stanach Zjednoczonych wyniosła 16,7 miliarda dolarów. Suma ta nie obejmuje oczywiście produkcji firm europejskich. Doskonała książka Tranquilizing of America (Uspokajanie Ameryki) podaje, że najczęściej przepisywany lek psychotropowy, valium (Laboratoria Roche), został przepisany w roku 1977 ponad 57 milionów razy, włącznie z powtórzeniami. Według danych Roche'a w roku 1981 używało go prawie osiem milionów ludzi, czyli około pięciu procent całej dorosłej populacji Stanów Zjednoczonych! Jeśli dodamy do tego dziesiątki milionów recept wydanych na inne medykamenty psychotropowe, to zobaczymy, jak ogromna liczba zmieniających umysł i nastrój leków spożywana jest co roku. Na przykład w roku 1977 łączna ilość recept wydanych na 20 głównych leków psychotropowych w USA wyniosła 150 milionów. Daje to około 8,35 miliarda pigułek! Leki te nadal są przepisywane w tych ilościach.

To wręcz epidemiczne stosowanie leków nie jest przypadkiem. Silne leki psychotropowe są energicznie promowane, wśród społeczności lekarskiej za pomocą reklam zamieszczanych w tak poważnych pismach medycznych, jak na przykład The American Journal of Psychiatry (Amerykański przegląd psychiatryczny), a także poprzez spotkania i seminaria sponsorowane przez przemysł farmaceutyczny.

Ponieważ u pewnej liczby pacjentów zaobserwowano rzeczywiste pogorszenie stanu zdrowia w wyniku leczenia psychotropowego, zrodziła się uzasadniona krytyka zorientowanej na pigułki psychiatrii. Jak się okazało, duża ilość ludzi, którzy dopuścili się pozornie bezsensownych aktów przemocy, które ściągają uwagę mass-mediów, jak na przykład strzelanie do przechodniów, była poprzednio leczona za pomocą leków psychotropowych. Przykładowo John Hinckley jun. był pod wpływem valium, kiedy w roku 1981 próbował zamordować prezydenta USA, Ronalda Reagana. Tego rodzaju zbieżność jest zwykle wyjaśniana tym, że ludzie ci byli już psychicznie chorzy, zanim dopuścili się aktu przemocy, i że - co gorsze - leki nie były w stanie im pomóc. Krytycy stosowania leków psychotropowych podkreślają, że ludzie ci często nie przejawiali skłonności do przemocy przed leczeniem, że zaczęli przejawiać ją po nim. Czyżby psychiatryczne leczenie rzeczywiście pogorszyło stan ich umysłów do tego stopnia, że wpadli w psychozę?

Wielkim sukcesem Urzędu Stanów Zjednoczonych ds. Żywności i Leków (FDA) było wymuszenie na producentach obowiązku umieszczania na lekach wykazu wywoływanych przez nie efektów ubocznych oraz przeciwwskazań ich stosowania. Ten wymóg ostrzega lekarzy o możliwych niebezpieczeństwach wynikających ze stosowania danego leku i wskazuje, kiedy należy go odstawić. Niestety, często jest tak, że kiedy lekarz dostrzega skutki szkodliwego działania leku, wywołane przezeń zniszczenia są już nieodwracalne. Większość niepożądanych reakcji znika po odstawieniu leku, lecz pewne efekty uboczne mogą pozostać na stałe i potęgować komplikacje. Szczególnie zatrważające jest to, że większość niepożądanych skutków dotyczy efektów psychologicznych.

Otwierając egzemplarz The American Journal of Psychiatry i oglądając po raz pierwszy ogłoszenia leków może doznać szoku nie tylko z powodu zręcznych formułek handlowych, ale także z powodu drobnego druku, którym napisana jest długa lista potencjalnych niepożądanych reakcji psychologicznych. Większa część tej listy składa się z niezrozumiałych dla kupującego terminów medycznych. Oto próbki wykazów potencjalnych niepożądanych efektów ubocznych popularnych leków psychotropowych, które były reklamowane i przepisywane w latach osiemdziesiątych.

Surmontil (Laboratoria Ives), który jest polecany jako lek pomagający przezwyciężać objawy depresji, może wywoływać między innymi następujące efekty uboczne:

Stany niepewności (szczególnie u osób starszych) połączone z halucynacjami, dezorientację, urojenia, niepokój wewnętrzny, podniecenie, bezsenność i senne widziadła, nadmierne podniecenie i nasilenie psychozy.

Haldol (McNeil Pharmaceutical) zalecany do obniżania stanu pobudzenia pacjentów może powodować:

Bezsenność, niepokój, euforię, podniecenie, ospałość, depresję, letarg, ból głowy, dezorientację, zawroty głowy, ataki epileptyczne, halucynacje oraz katatoniczne stany behawioralne...

Thorazine, którą zaleca się do leczenia osób psychotycznych, zarówno dorosłych, jak i dzieci, należy do leków, które powodują:

...symptomy psychotyczne, stany katatoniczne, obrzęk mózgu (nadmiar płynu mózgowego), konwulsje, zaburzenia w obrazie protein mózgowo-rdzeniowych... UWAGA: Istnieją doniesienia o nagłych zgonach pacjentów przyjmujących fenotiazyny [klasa leków, do której należy Thorazine] (jak się wydaje w związku z zatrzymaniem akcji serca lub asfiksją związaną z zanikiem odruchu odkrztuszania), ale jak dotąd nie stwierdzono istnienia bezpośredniego związku między tymi zgonami i przyjmowaniem leku.

Ostatnie zdanie powyższego urywka jest typowym przykładem dwuznaczności. Sugeruje ono istnienie związku między podawaniem pacjentom tego leku i nagłą ich śmiercią, lecz zaraz potem producent zaprzecza, aby istniały jakiekolwiek dowody, że to właśnie lek był przyczyną śmierci! Bez wątpienia był to wyłącznie nadzwyczajny zbieg okoliczności, że pacjenci biorący ten lek cierpieli na zatrzymanie akcji serca lub zaburzenia w odruchu odkrztuszania. Przeznaczenie rzeczywiście chadza dziwnymi ścieżkami.

Stelazine, kolejny lek Smith Kline'a, wywołuje szereg takich samych efektów jak Thorazine z dodatkiem „nienaturalnie niskiego ciśnienia krwi (czasami śmiertelnego) oraz zatrzymania akcji serca”. Lek ten jest reklamowany jako „klasyczny antypsychotyk”.

Norpramin (Merrel Dow Pharmaceuticals, Inc.) posiada tę samą listę niepożądanych reakcji, jaka figuruje przy Surmontilu z dodatkiem „blokady serca, uszkodzenia mięśnia sercowego, porażenia”.

Nawet stosunkowo „łagodne” valium, tak chętnie obecnie przepisywane, powoduje:

...występowanie paradoksalnych reakcji, takich jak stany ostrego pobudzenia, zawroty głowy, halucynacje, zwiększona kurczliwość mięsni, bezsenność, napady gniewu, zaburzenia snu i inne. W przypadku ich wystąpienia należy przerwać podawanie leku.

Powyższe leki stanowią jedynie znikomą próbkę. Prawie każdy lek reklamowany w The American Journal of Psychiatry zaopatrzony jest w długą listę identycznych bądź podobnych niepożądanych reakcji. Wnioski są oczywiste. Leki te mogą spowodować znaczne pogorszenie stanu psychicznego pacjenta lub wywołać stany znacznie ostrzejsze od tych, które starano się leczyć!

Jak już podkreślałem, lekarze zapisują te leki, ponieważ niepożądane reakcje, jak podają dołączane do nich ulotki, występują w mniejszości przypadków i wiele z nich daje się usunąć poprzez zaprzestanie podawania leku. Usuwanie efektów ubocznych może trwać jednak bardzo długo. Przywrócenie zdrowia osobie przeżywającej załamanie psychiczne z powodu stresów bądź przyjmowania niewłaściwych leków może zająć dużo czasu. W międzyczasie może ona uczynić dużo szkody, zarówno sobie, jak i innym. Gdy weźmiemy pod uwagę ogromną skalę, na jaką przepisywane są te leki, nawet niewielki procent pacjentów doznających efektów ubocznych ich działania stanowi sporą armię. To tłumaczy, dlaczego dochodzą oni często do kresu wytrzymałości po „terapii”. Niestety bardzo niewielu ludzi wini za to leki, nawet gdy jest to oczywiste. Zawsze ofiarą jest pacjent („zawsze był trochę niespełna rozumu”) bądź społeczeństwo („zobaczcie, co społeczeństwo zrobiło temu biednemu szaleńcowi”). Tragedią jest to, że może to mieć wpływ na niektóre dzieci. Wiele szkół i ośrodków leczniczych bez zastanowienia aplikuje trudnym dzieciom i młodzieży silne leki psychotropowe.

Często mówi się, że liczba ludzi, którym leki pomogły, jest znacznie większa od tych, którym zaszkodziły. Adwokaci cytują statystyki, które dowodzą, że leki umożliwiły wielu osobom wcześniejsze opuszczenie zakładów psychiatrycznych i powrót do społeczeństwa. Leki psychotropowe zdają się umożliwiać pewnym ludziom trzymanie ich patologicznych objawów psychicznych pod kontrolą w stopniu wystarczającym na prowadzenie użytecznego życia w społeczeństwie. Jakim kosztem jednak osiąga się te pozorne dobrodziejstwa?

Jak przyznaje wielu psychiatrów, leki psychotropowe rzadko leczą choroby psychiczne. Jedyne ich działanie to osłabianie symptomów. W tym względzie podobne są one do mikstur, które poprawiają samopoczucie pacjenta, ale rzadko leczą chorobę będącą jego przyczyną. Gdy leki zostają odstawione, symptomy choroby zwykle wracają. Pacjent nie funkcjonuje lepiej, niż miało to miejsce przed leczeniem, i może nawet nastąpić pogorszenie stanu jego zdrowia w związku z ubocznym działaniem leku. Wielu psychiatrów nie mówi dlatego o „leczeniu”, ale o „utrzymaniu”. Psychiatria chełpi się, że mimo niskiego wskaźnika „wyleczeń” osiągnęła wysoki wskaźnik „utrzymania”. Jak długo fabryki będą wytwarzać pigułki, tak długo lękowe „utrzymanie” może być kontynuowane.

Czy to uczciwe w stosunku do pacjenta? Czy na dłuższą metę pomaga to społeczeństwu?

Niebezpieczeństwo zorientowanej na „utrzymanie” psychiatrii polega na tym, że choroba umysłowa jest w pewnym sensie „zaraźliwa”. Jest to szczególnie widoczne na przykładzie zjawiska zwanego „psychologią tłumu”, a także w innych przypadkach. Jeśli ludzi nie leczy się w rzeczywistości z chorób umysłowych, a jedynie maskuje ich objawy, to zwykle rozwijają się one dalej i w konsekwencji ilość chorych umysłowo w społeczeństwie leczonym za pomocą leków stale wzrasta. Jeśli uzmysłowimy sobie, że leki psychotropowe wpędzają tysiące ludzi w jeszcze głębsze bagno psychologiczne z powodu niebezpiecznych efektów ubocznych, to łatwo dojdziemy do wniosku, że zorientowana na leki psychiatria grozi społeczeństwu katastrofą. Mimo tych niebezpieczeństw leki psychotropowe nadal stanowią główną formę leczenia w większości współczesnych szpitali psychiatrycznych.

Zagrożenie stwarzane przez silne środki psychotropowe potęguje jeszcze jeden fakt. Psychiatria stoi dziś przed problemem rosnącej liczby samobójstw wśród samych psychiatrów. Liczba samobójstw wśród tej grupy zawodowej w Stanach Zjednoczonych jest obecnie sześć razy większa od średniej krajowej. Najwięcej samobójstw popełniają psychiatrzy pracujący w szpitalach psychiatrycznych. Ten wysoki odsetek samobójstw bywa często traktowany jako przejaw ryzyka zawodowego i wynik rzekomej frustracji oraz ciągłego kontaktu z chorobami umysłowymi. Bez względu na przyczynę tego stanu rzeczy tak wysoki odsetek samobójstw jest wystarczającym powodem do rozważenia tej sprawy z punktu widzenia dobra pacjentów. Samobójstwo poprzedzone jest zwykle okresem złego stanu zdrowia psychicznego. Rzadko się zdarza, aby samobójstwo popełniła zrównoważona i dobrze przystosowana do środowiska osoba. Jednym z podstawowych obowiązków psychiatry jest dokładna diagnoza i właściwe leczenie, tymczasem jednym z najczęstszych przejawów chorób psychicznych jest widzenie własnych problemów u innych ludzi. Zatem znajdujący się w stanie przedsamobójczym psychiatra może stanowić źródło groźnych błędów w diagnozowaniu, gdyż może „rozpoznawać” u pacjentów to, na co sam cierpi. Ponieważ błędna diagnoza i terapia mogą zrujnować zdrowie i życie pacjenta, zwłaszcza w szpitalach, w których stosuje się silne środki psychotropowe, elektrowstrząsy i zabiegi chirurgiczne, niezwykle ważne jest, aby psychiatrzy i personel techniczny takiego szpitala byli w stanie idealnej równowagi umysłowej i społecznej. Niestety, w większości przypadków tak nie jest.

Masowe stosowanie środków psychotropowych rodzi jeszcze jeden problem. Ich nadużywanie uważane jest za jedną z najpoważniejszych chorób społecznych współczesnego świata. Agencje do walki z tym zjawiskiem poświęcają na to dużo czasu i pieniędzy. Walka z nadużywaniem tych środków oparta jest na poglądzie mówiącym, że ludzie nie powinni brać nielegalnych środków (narkotyków) w celu zmiany swojego nastroju bądź stanu umysłu. Z kolei filozofia współczesnej psychoterapii stoi w całkowitej opozycji do tych haseł. Zorientowana na leki psychiatria mówi: Masz depresję? Weź pastylkę. Czujesz się zbyt szczęśliwy? Weź pastylkę. Czujesz, że nie możesz się dostosować? Weź pastylkę. Czujesz, że jesteś ponad wszystko (megalomania)? Weź pastylkę. Czujesz się niepewnie i zagubiony? Weź pastylkę. Czujesz się zbyt pewny? Weź pastylkę. Nie możesz spać? Weź pastylkę. Jesteś zbyt senny? Weź pastylkę. Widzisz rzeczy tam, gdzie ich nie ma (halucynacje)? Weź pastylkę. Nie widzisz rzeczy tam, gdzie one są? Weź pastylkę. Zorientowana na „utrzymanie” psychiatria promuje przekonania, które sprawiają, że nielegalny handel narkotykami kwitnie: Chcesz mieć lepsze samopoczucie? Weź pastylkę. Ironia tego wszystkiego polega na tym, że najbardziej „konserwatywni twórcy prawa”, którzy żądają ostrzejszych kar dla handlarzy narkotyków, należą do tych, którzy wspierają jednocześnie legalną machinę szpitali psychiatrycznych, w których umieszcza się przymusowo ludzi i aplikuje im bardzo silne środki, przy których te nielegalne są niczym.

Celem powyższych rozważań nie jest zwalczanie całej psychiatrii. Jak już wspomniałem, istnieje obecnie wielu świetnych psychiatrów. Wielu terapeutów i doradców, którzy stosują bezlekową terapię polegającą na porozumiewaniu się (rozmowie), osiąga doskonałe wyniki w niesieniu skutecznej pomocy swoim pacjentom. Aby zrozumieć problemy, z jakimi ma do czynienia naukowa psychiatria, należy wiedzieć, że psychiatrzy to zwykle ludzie z naukowymi stopniami medycznymi. Jak wiadomo, lekarze uczeni są w szkołach medycznych, jak leczyć choroby fizyczne: infekcję atakować antybiotykami, a złamaną nogę unieruchomić za pomocą kawałka metalu. Błąd wielu psychiatrów polega na tym, że wierzą, iż problemy psychiczne są takiej samej natury, jak problemy ze złamaną nogą lub wirusową infekcją, w związku z czym atakują chorobę psychiczną lekami bądź elektrowstrząsami. Tego rodzaju działania mijają się z celem, ponieważ „załamany umysł” musi być leczony w oparciu o zupełnie inne zasady. Widać to szczególnie na przykładzie innych narodów, które pozwalają ludziom prowadzić terapie i doradzać innym bez wymagania od nich posiadania stopni naukowych.

Czy osiągnięcie stanu, w którym psychiatria potrafi przywracać zdrowie psychiczne pacjentom, lekarzom i całemu światu, zawdzięcza ona filozofiom materialistycznym? To smutne, ale nie. Psychiatria wkroczyła na właściwą drogę, kiedy odkryto, że umysł można wyleczyć z jego nieorganicznych chorób za pomocą konfrontacji z dawnymi, ukrytymi urazami. Niestety tego odkrycia nie udało się jej rozwinąć w coś bardziej konstruktywnego niż toporne i przypadkowe metody do dziś używane w psychoterapii. Psychiatria wykoleiła się, gdy przystąpiła do maskowania problemów umysłowych za pomocą środków chemicznych i zaczęła stosować dziwaczne metody omijania wolnej woli jednostki na rzecz manipulacji typu bodziec-reakcja (modyfikacja behawioralna). Już nadszedł najwyższy czas, aby wycofać się z tego materialistycznego punktu widzenia, odłożyć leki na bok i zacząć przywracać poczucie szacunku wolnej woli i intelektowi człowieka. Być może pozwoli to nam wkroczyć na drogę do prawdziwego, psychicznego, społecznego i duchowego odrodzenia rasy ludzkiej.