William Bramley - Bogowie Edenu



Nr 17


LATAJĄCY BOGOWIE NAD AMERYKĄ



W czasach krucjat po drugiej stronie naszego globu również rozgrywały się wielkie dramaty. Na kontynentach amerykańskich rodziły się i upadały wielkie cywilizacje.

Badanie historii starożytnych cywilizacji amerykańskich jest niezwykle utrudnione, ponieważ prawie wszystkie ich zapisy zniszczono setki lat temu. W rezultacie historycy często mają kłopoty z ustaleniem najbardziej podstawowych danych, takich jak daty. Z tego powodu na przykład wiek cywilizacji Majów szacuje się na 30.000, 12.000 lub zaledwie 700 lat. Do rozważań zawartych w tej książce będę używał datowania, które jest najpowszechniej akceptowane przez współczesnych historyków i archeologów.

Wielu z archeologów uważa, że pierwszą ważną północnoamerykańską cywilizacją było społeczeństwo Olmeców zamieszkałe na terenie obecnego Meksyku. Okres jego rozkwitu przypada na lata miedzv VIII a IV wiekiem p.n.e. Wiadomo o nim niewiele ponad to, że zostawiło po sobie imponujące ruiny, wśród których znajdują się wielkie piramidy. Piramidy te są przekonywającym dowodem na to, że przed naszą erą miało miejsce przenikanie kultur pomiędzy Starym i Nowym Światem.

Uważa się, że Olmecowie dali początek słynnej cywilizacji Majów, która rozwinęła się po nich. Kultura Majów zajmowała obszar od Meksyku aż po Amerykę Środkową i trwała od III wieku p.n.e. do IX naszej ery. Tak jak Olmecowie, również Majowie lubili budować piramidy. Co ciekawe, niektóre ich piramidy pokrywane były podobnie jak wczesnoegipskie wapienną powłoką. Majowie naśladowali także egipski zwyczaj mumifikowania ciał oraz mieli bardzo podobne wierzenia dotyczące życia po śmierci. Oto, co pisze na ten temat znany historyk Raymond Cartier:

Pozostałe analogie do Egiptu widoczne są w sztuce Majów. Ich naścienne malowidła i freski oraz dekoracyjne wazy pokazują, że mamy tu do czynienia z ludźmi o cechach silnie semickich [mezopotamskich]. Cechy te przejawiają się ponadto w innych rodzajach ich działalności: uprawie roli, łowieniu ryb, budownictwie, polityce i religii. Egipt przedstawiał te czynności z takim samym, okrutnym realizmem. Ceramika Majów przypomina ceramikę etruską, płaskorzeźby podobne są do płaskorzeźb Indii, zaś olbrzymie strome schody ich świątyń w kształcie piramid przywodzą na myśl świątynię Angkor Wat w Kampuczy. Jeśli to wszystko nie było inspirowane z zewnątrz, to należy założyć, że ich mózgi były tak skonstruowane, że przyjęły taki sam sposób artystycznego wyrazu jak wielkie starożytne cywilizacje Europy i Azji. Czyżby więc ludzka cywilizacja powstała w jednym miejscu, po czym rozprzestrzeniła się po całym świecie, czy też pojawiała się spontanicznie w różnych częściach świata? Czy niektóre rasy były nauczycielami a inne uczniami, czy też wszystkie uczyły się same? Rozrzucone ziarna czy też jeden pień z odroślami w różnych kierunkach?

Zbieżności są zbyt duże, aby można było twierdzić, że amerykańskie cywilizacje rozwinęły się niezależnie od społeczeństw Starego Świata. Jungowska teoria „zbiorowej podświadomości” jest zbyt naciągana, aby można nią było to wyjaśnić. Te uderzające podobieństwa wskazują, że cywilizacje amerykańskie były częścią globalnej społeczności, nawet jeśli ich członkowie nie zdawali sobie z tego sprawy. Podobne analogie można znaleźć i dziś. W różnych miastach całego świata widzimy nowoczesne drapacze chmur, które są bardzo do siebie podobne niezależnie od miejsca, w którym zostały wybudowane, od Singapuru aż po Stany Zjednoczone. Przeszklone wysokie drapacze chmur w jakimś afrykańskim kraju, niemal identyczne z wieżowcami Chicago, mogą stanowić nie lada niespodziankę. Ich otoczenie jest z reguły całkowicie inne, co wskazuje, że nie są one produktem oryginalnej afrykańskiej kultury, lecz przejawem niezależnych globalnych wpływów. Podobne globalne wpływy istniały oczywiście również ponad tysiąc lat temu, czego dowodzą rzucające się w oczy podobieństwa pomiędzy kulturami starożytnych Egipcjan i Majów. Wygląda na to, że te globalne wpływy są wynikiem działalności społeczeństwa Nadzorców, o których liczne wzmianki znajdujemy również w starożytnych przekazach amerykańskich.

Mieszkańcy starożytnej Ameryki oddawali cześć Nadzorcom, przedstawiając ich jako ludziopodobnych „bogów”, którzy przybywali do nich z innych światów. Tak jak na Wschodniej Półkuli, tak i w Ameryce Nadzorcy kryli się za zasłoną mitologii. Podobnie jak w Egipcie i Mezopotamii, ich sługami w Ameryce byli kapłani posiadający dużą władzę polityczną, która wynikała z ich szczególnej roli w stosunku do reszty rodzaju ludzkiego. Istnienie dowodów na obecność Bractwa w starożytnej Ameryce nie powinno więc nikogo dziwić. Na przykład wąż był ważnym symbolem religijnym na całej Zachodniej Półkuli. Wielu historyków wolnomularstwa twierdzi, że istnieją dowody na obecność wczesnomasońskich obrzędów w prekolumbijskich społeczeństwach. Symbol Bractwa, swastyka, jest tu również wyraźnie obecna, jak to podkreśla profesor W. Norman z Uniwersytetu Pensylwanii w swojej książce The Swastika: A Study of the Nazi Claims of Its Aryan Origin:

Historia amerykańskich cywilizacji jest podobna do historii cywilizacji Starego Świata. Wypełniają ją wojny, ludobójstwa  i  nieszczęścia. Miasta oraz  religijne ośrodki starożytnej Ameryki nieustannie powstawały i upadały. Jedyną niezmienną rzeczą było budowanie piramid. Toltekowie - cywilizacja wyrosła z kultury Majów - kontynuowali tradycję budowy piramid. To oni stworzyli słynną Piramidę Słońca w Meksyku. Pod względem objętości i masy jest ona większa od Piramidy Cheopsa i wykonana jest z bloków obrobionych z tą samą precyzją, jak jej egipski odpowiednik.

Gdy w XVI wieku Hiszpanie najechali Amerykę, z premedytacją zniszczyli prawie wszystkie świadectwa kultur starożytnej Ameryki, jakie napotkali, z wyjątkiem złota i cennych kruszców, które statkami wysłali do Hiszpanii. W tym czasie inkwizycja była u szczytu swojej władzy i Hiszpania była jej gorącym orędownikiem. Mieszkańców Ameryk uważano za pogan, w związku z czym chrześcijańscy misjonarze niszczyli wszystkie zapisy i dzieła sztuki związane z ich religiami. Zapisy te obejmowały bezcenne teksty historyczne i naukowe. Efekt tych zniszczeli był bardzo podobny do skutków spalenia przez chrześcijan Biblioteki Aleksandryjskiej, w wyniku którego całkowitemu zatarciu uległy niektóre fragmenty historii ludzkości. Ta dewastacja sprawiła, że nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć dziś na bardzo wiele pytań dotyczących historii Majów, którzy wybudowali wiele, wręcz baśniowych, ośrodków kultu religijnego, po czym je porzucili. Część historyków uważa, że ten eksodus dokonał się nagle. Jego przyczyna wciąż jest nie znana. Inni sądzą, że dokonał się on stopniowo, wraz z upadkiem ich społeczeństwa. Wiadomo jest, że Majowie składali ofiary z ludzi. Niektórzy historycy uważają, że były to rzadkie przypadki, inni natomiast sądzą, że ten zwyczaj miał wręcz rozmiary ludobójstwa, które pochłaniało 50.000 ofiar rocznie. Jak było naprawdę?

Istnieje księga, która jest rzekomym zapisem wierzeń Majów. Nazywa się Popol Vuh (Księga Rady). Nie jest ona oryginalnym starożytnym tekstem. Napisał ją w XVI wieku nieznany Maja. W późniejszym czasie przetłumaczył ją na hiszpański ojciec Francisco Ximenez z Zakonu Dominikanów. Przekład ten po raz pierwszy opublikowano w Wiedniu w roku 1857 i jest on obecnie najwcześniejszą ocalałą wersją tej księgi.

Uważa się, że Popol Vuh jest zbiorem wierzeń i legend Majów przekazywanych od wieków ustnie. Dzieło to wyraźnie przesiąknięte jest chrześcijańskimi wierzeniami, które przeniknęły do niego za sprawą jego autora bądź ojca Francisco Ximeneza, albo ich obu. Jest również oczywiste, że część tej księgi jest wytworem czystej fantazji wymieszanej z treściami, które opowiadają rzekomo prawdziwą historię stworzenia człowieka. Mimo tych zniekształceń warto się przyjrzeć kilku jej ustępom, ponieważ zawierają ona ważne religijne i historyczne wątki, które występują również w innych tekstach. W Popol Vuh są one jednak znacznie bardziej sztuczne niż w tekstach chrześcijańskich. Przedstawione są one w niej w formie wypowiedzi bogów starożytnych Majów.

Popol Vuh podaje, że ludzie zostali stworzeni, aby służyć „bogom”. Oto fragment ich wypowiedzi:

...stwórzmy tego, który nas będzie utrzymywał i żywił! Jak dokonać, aby nas wzywano, aby nas wspominano na ziemi? Uczyniliśmy już próbę z pierwszym naszym dziełem, z pierwszymi stworzeniami, ale nie można było sprawić, aby nas chwaliły i czciły. Tak więc spróbujmy zrobić istoty posłuszne, pełne szacunku, które by nas utrzymywały i żywiły.

Według Popol Vuh bogowie przed stworzeniem Homo sapiens wykreowali stworzenia nazwane „drewnianymi kukłami”.
Te dziwne drewniane postacie, opisywane jako wyglądające i mówiące jak ludzie, „żyły i rozmnażały się; miały córki i miały synów...” Okazały się one jednak niewystarczającymi dla nich sługami. Wyjaśniając, dlaczego były one niewystarczającymi sługami, Popol Vuh podaje dziwaczne uzasadnienie dotyczące spraw ducha, coś, co nie występuje w chrześcijaństwie, ale z kolei obecne jest we wczesnych tekstach mezopotamskich. „Drewniane kukły” nie posiadały dusz, w związku z czym chodziły „bez celu” na wszystkich czterech kończynach. Inaczej mówiąc, „bogowie” odkryli, że tworząc żywe stworzenia bez dusz (form duchowych) animujących ciało stworzyli istoty mogące się reprodukować, lecz pozbawione inteligencji, która nadaje celowość i kierunek działaniu.

„Bogowie” zniszczyli więc swoje „drewniane kukły” i odbyli długie narady, których celem było uzgodnienie kształtu i zakresu następnego eksperymentu. W końcu udało się im wykreować stworzenia, w które można było tchnąć ducha. Tym nowym, udoskonalonym stworzeniem był Homo sapiens.

Jednakowoż Homo sapiens nie uwolnił Nadzorców od kłopotów. Według Popol Vuh pierwsi Homo sapiens byli zbyt inteligentni i posiadali zbyt wiele zdolności!

Zostali obdarzeni rozumem; spojrzeli i natychmiast wzrok ich sięgnął daleko, zdołali ujrzeć, zdołali poznać wszystko, co istnieje na świecie. Kiedy patrzyli, w jednej chwili widzieli wszystko, co ich otaczało, i oglądali wokół siebie sklepienie niebieskie i okrągłe oblicze ziemi.
[...]
Ale Stwórca i Twórca słuchali ich bez radości.
- Nie podoba nam się to, co mówią nasze stworzenia, nasze dzieła; wszystko wiedzą, to, co małe, i to, co duże - rzekli.

Trzeba było coś zrobić. Należało obniżyć poziom inteligencji ludzi (to znaczy form duchowych animujących ludzkie ciała). Sprawić, aby Homo sapiens był głupszy:

Cóż teraz z nimi zrobimy? Niech ich wzrok dosięga tylko tego, co jest blisko, niech widzą tylko niewielką część oblicza ziemi! Nie podoba nam się to, co mówią. Czyż nie są ze swej natury zwykłymi stworzeniami i tworami [naszych rąk]? Czyż i oni mają być bogami?

Popol Vuh opowiada następnie w symboliczny sposób, co Nadzorcy zrobili, aby obniżyć inteligencję i inne zdolności Homo sapiens:

Wówczas Serce Nieba cisnął im oparem w oczy, które zamgliły się jak powierzchnia lustra, gdy na nie chuchnąć. Oczy ich zaćmiły się i mogli widzieć jedynie to, co było blisko, tylko to było dla nich jasne.
W taki oto sposób zostały zniszczone mądrość i wszelka wiedza owych czterech ludzi [pierwszych Homo sapiens]...

Powyższy fragment jest echem biblijnej opowieści o Adamie i Ewie, w której „pałające miecze” blokowały ludziom dostęp do ważnej wiedzy. Oznacza to, że intencją Nadzorców jest to, aby ludzie nigdy nie posiedli wiedzy na temat świata istniejącego poza tym, który postrzegamy zmysłami.

Popol Vuh zawiera jeszcze jeden element warty podkreślenia, ponieważ jest on echem biblijnego wątku „pomieszania języków” z opowieści o Wieży Babel. Popol Vuh podaje, że poszczególni „bogowie” mówili różnymi językami, które plemiona starożytnych Majów zmuszone były przyjmować, gdy dostawały się pod władzę nowego „boga”. Nawet w Nowym Świecie ludzie zostali podzieleni na różnojęzyczne grupy przez swoich nadzorczych „bogów”.

Nadzorczy „bogowie” na wiele wieków przed przybyciem pierwszych Hiszpanów do Ameryki przestali ukazywać się bezpośrednio ludziom. Mimo iż NOLe w dalszym ciągu obserwowano na całym świecie, nikt ich jednak nie uważał za pojazdy „bogów”. Rasa Nadzorców postanowiła działać z ukrycia, co wywołało wrażenie, że opuściła Ziemię i wróciła do domu. Niestety, pozostała na Ziemi, co pokazuje następny i chyba najbardziej złowieszczy rozdział.
przekład Halina Czarnocka, Carlos Marrodan Casas, PIW, Warszawa, 1980, str. 42).