William Bramley - Bogowie Edenu
Nr 3
NOLe - PRAWDA CZY FIKCJA?
Czym są NOLe? Skąd pochodzą?
Ściśle mówiąc termin niezidentyfikowany obiekt latający odnosi się
do dowolnego obiektu unoszącego się w powietrzu, którego nie można
zidentyfikować jako konstrukcję wykonaną przez człowieka bądź znane
zjawisko naturalne. Nazwa ta sugeruje tajemnicę. W potocznym użyciu
termin UFO oznacza obiekt mogący być statkiem kosmicznym należącym do
pozaziemskiej cywilizacji.
Termin ten wymyślony został przez kapitana Sił Powietrznych Stanów
Zjednoczonych Edwarda J. Ruppelta, który z ramienia tej formacji sił
zbrojnych prowadził od roku 1951 badania dotyczące tego zjawiska. Przed
wprowadzeniem tego terminu NOLe nazywano zwykle „latającymi spodkami”,
jako że kształtem przypominały one najczęściej odwrócone talerze lub
dyski.
Co roku obserwuje się setki NOLi. Relacje na ich temat kierowane są
na policję, do środków masowego przekazu oraz organizacji
ufologicznych. Stanowią one jednak zaledwie drobny ułamek ogółu
obserwacji, ponieważ większość ludzi, którzy widzieli te obiekty, nie
chce o tym publicznie mówić.
Około 90-95 procent wszystkich relacji mówiących o NOLach dotyczy
konstrukcji latających będących dziełem człowieka lub nieznanych
zjawisk naturalnych. Dalsze 1,5-2,0 procent to oszustwa często
wspierane spreparowanymi zdjęciami. Mimo iż owe fałszerstwa stanowią
tak niewielki odsetek ogółu relacji na temat NOLi, to jednak właśnie
one są źródłem ogromnych nieporozumień. To przede wszystkim one są
odpowiedzialne za ośmieszanie poważnych badań tego zjawiska. Im
bardziej przekonywające jest oszustwo, tym więcej czyni szkody.
Pozostałe 8-8,5 procent obserwacji NOLi dotyczy pojazdów powietrznych,
które zdają się nie być ziemskiego pochodzenia. Gros badań koncentruje
się właśnie na tej grupie.
W XX wieku relacje dotyczące NOLi bardzo rzadko były przedstawiane w
środkach masowego przekazu przed rokiem 1947, stąd też wielu ludzi
sądzi, że jest to raczej współczesne zjawisko. W rzeczywistości tak nie
jest. Obserwacje NOLi dokonywane są od tysięcy lat we wszystkich
częściach świata. Na przykład Julius Obsequens podaje w swojej książce
Prodigorium liber następujący opis zdarzenia z roku 216 p.n.e.:
Rzeczy podobne do statków widziano na niebie nad Italią... W Arpi [w Italii] widziano na niebie okrągłą tarczę... W Capui całe niebo stanęło w płomieniach, na którym ktoś dostrzegł kształty przypominające statki...
W pierwszym stuleciu naszej ery sławny rzymski mąż stanu Cyceron opisał
noc, w czasie której widziano na nocnym niebie słońce i słyszano
towarzyszące temu głośne hałasy. Niebo, jak gdyby się otworzyło
ukazując dziwne „kule”. W VIII i IX wieku NOLe stały się tak
dokuczliwe, że król Francji Karol Wielki musiał wydać edykt
zabraniający im zakłócania powietrza i wywoływania burz. W czasie
jednego ze zdarzeń kilku jego poddanych zostało uprowadzonych przez
powietrzne „statki”, pokazano im cuda, a następnie odstawiono z
powrotem na Ziemię, gdzie zostali zamordowani przez rozhisteryzowaną
gawiedź. Te kłopotliwe statki oskarżano nawet o niszczenie plonów.
NOLe nie tylko widywano, ale również czczono na przestrzeni całej
historii ludzkości. Religie starożytnej Mezopotamii, Egiptu i Ameryki
były zdominowane przez adorację wyglądających jak ludzie „bogów”
przybyłych z niebios. Mówiło się, że wielu z nich podróżuje latającymi
„łodziami” i „kulami”. Tego rodzaju stwierdzenia starożytnych stały się
w obecnych czasach podstawą teorii „starożytnych astronautów”, zgodnie
z którą w zamierzchłej przeszłości Ziemię odwiedzili przedstawiciele
obcej cywilizacji i angażowali się w nasze sprawy. Niektórzy badacze
zjawiska UFO poszli w swoich domysłach jeszcze dalej, wysuwając
przypuszczenie, że cywilizacja ta przed wieloma tysiącami lat stworzyła
lub podbiła ówczesną ludzkość i że do dzisiaj dogląda swojej własności.
Wielu ludzi tego rodzaju teorie traktuje jak science fiction.
Koncepcja ta jest jednak owocem akademickiej dyskusji, którą toczą ze
sobą przez ostatnie stulecie historycy. Dotyczy ona prób odpowiedzi na
pytanie: Jak to się stało, że starożytne cywilizacje Starego i Nowego
Świata położone na przeciwległych krańcach naszej planety stały się tak
bardzo podobne do siebie? Dlaczego ludzie należący do tych tak bardzo
odległych od sobie cywilizacji stworzyli tak podobne wierzenia
religijne?
Jeden z szeroko rozpowszechnionych poglądów głosi, że istniał kiedyś
lądowy pomost przebiegający przez Cieśninę Beringa, który łączył
Syberię z Alaską. Przemieszczając się wzdłuż niego ludzie ze Starego
Świata migrowali do Nowego. Inni wskazują, że istnieją archeologiczne
dowody na to, że Fenicjanie przepłynęli Ocean Atlantycki setki lat
przed Wikingami i Krzysztofem Kolumbem. Niektórzy naukowcy uważają, że
Fenicjanie przenieśli do Nowego Świata wiele elementów kultury
egipskiej, które z niej zapożyczyli. Jeszcze inna hipoteza głosi, że
Egipcjanie sami przepłynęli ocean.
Wbrew dowodom wspierającym wszystkie z przytoczonych możliwości,
żadna z tych teorii nie jest w stanie zawrzeć w sobie wszystkich
znanych faktów. To spowodowało stworzenie czwartej z kolei teorii,
którą w roku 1910 właściwie sformułował profesor uniwersytetu w
Oxfordzie, laureat Nagrody Nobla, Frederick Soddy:
Pewne legendy i wierzenia, które otrzymaliśmy w spadku po
starożytnych, są tak rozpowszechnione i mocno ustabilizowane, że
przywykliśmy uważać je za niemal tak stare, jak ludzkość. Jednakowoż
trudno oprzeć się pokusie zbadania, na ile fakt, że niektóre z tych
legend mają tak wiele wspólnych pierwiastków, można przypisać
przypadkowi, a na ile występujące między nimi podobieństwa mogą
wskazywać na możliwość istnienia starożytnej, kompletnie nam nie znanej
cywilizacji, której istnienia nawet nie podejrzewaliśmy, po której
zaginął wszelki ślad.
Gdy wysuwa się tego rodzaju przypuszczenie, wielu ludzi z miejsca
myśli o zaginionych kontynentach lub wyspach takich jak Atlantyda czy
Lemuria. Jeden ze współczesnych Soddy'emu wysunął jednak inną
koncepcję. Według niej pozaziemskie społeczności były w zamierzchłych
czasach zaangażowane w ziemskie sprawy. Tym kontrowersyjnym,
współczesnym Soddy'emu człowiekiem był Charles Hoy Fort (1867-1923).
Charles Fort jest prawdopodobnie pierwszym dwudziestowiecznym
pisarzem, który zupełnie poważnie sugerował, że istoty pozaziemskie
wpływają na nasze dzieje. Otrzymawszy niewielki spadek resztę swojego
życia poświęcił na gromadzenie doniesień mówiących o niezwykłych
zjawiskach, których opisy publikowane były w biuletynach i pismach
naukowych. Relacje, które gromadził, dotyczyły takich zjawisk, jak
niezwykłe światła poruszające się po niebie, „deszcze” spadających z
nieba zwierząt oraz inne zdarzenia, które nie dawały się wyjaśnić w
oparciu o ówczesną wiedzę naukową. Jego dwie pierwsze książki
The Book of the Damned (1919) oraz New Lands
(1923) zawierają opisy szerokiej gamy obserwacji NOLi i związanych z
nimi zjawisk pochodzące z dziewiętnastego i początku dwudziestego
wieku. Konkludując Fort stwierdza, że ziemskie niebo gościło całą gamę
pozaziemskich pojazdów, które nazwał „superkonstrukcjami”.
W rezultacie swoich badań Fort wysnuł jeszcze inne teorie, z których
wiele przetrwało do dzisiaj wciąż prowokując do myślenia. W
The Book of the Damned stwierdza między innymi:
Myślę, że jesteśmy własnością.
Właściwie powinienem powiedzieć, że należymy do czegoś; że w
zamierzchłych czasach nasza planeta była ziemią niczyją, że
eksploatowały ją i kolonizowały inne światy walcząc ze sobą o objęcie
jej w posiadanie... i teraz jest czyjąś własnością. To coś posiada tę
planetę na własność... pozostali zaś mają się trzymać od niej z daleka.
Fort doszedł do wniosku, że rasa ludzka nie posiada zbyt wysokiego
statusu w porównaniu do pozaziemskich właścicieli Ziemi. Zastanawiając
się nad wciąż aktualnym pytaniem, „dlaczego [właściciele Ziemi] nigdy
nie przybywają tu otwarcie i nie ujawniają się”, Fort stwierdził:
Czy uczylibyśmy oraz starali się nadać ogładę świniom gęsiom lub
bydłu, nawet gdybyśmy potrafili to uczynić?
Czy byłoby rozsądne ustanawianie opartych na zasadzie równości
stosunków dyplomatycznych z kurami, jakie znamy?
Fort nie tylko porównuje rasę ludzką do żyjącej w samozadowoleniu
trzody chlewnej, ale uważa także, że bezpośredni wpływ na nasze sprawy
mają właśnie owi właściciele Ziemi:
Przypuszczam, że mimo wszystko jesteśmy użyteczni, że pomiędzy
walczącymi stronami doszło do porozumienia i że obecnie coś ma do nas
legalne prawo, które nabyło w drodze przemocy bądź płacąc za nas naszym
poprzednim, bardziej prymitywnym właścicielom czymś analogicznym do
szklanych paciorków... że wszystko to jest wiadome od wieków pewnym
grupom ludzi żyjącym pośród nas w postaci sekt lub zakonów, których
członkowie pełnią rolę przewodników stada w odniesieniu do pozostałej
części ludzkiej populacji albo też ważniejszych niewolników lub
nadzorców kierujących nami zgodnie z otrzymywanymi Skądś instrukcjami,
za którymi kryje się nasza tajemnicza użyteczność.
Fort nie stara się dociekać, jaki może być sens owej tajemniczej
„użyteczności”, sugeruje jedynie, że być może ludzie są po prostu
niewolnikami.
Przechodząc do lżejszego tonu, Fort stwierdził, że w zamierzchłych
czasach losy Ziemi były bardzo barwne:
Zgadzam się jednak, że w przeszłości, zanim jeszcze prawo własności zostało ustalone, mieszkańcy innych światów wpadali tu, latali, żeglowali, jeździli, spacerowali. Przybywali tu zarówno pojedynczo, jak i w grupach, wpadając przypadkowo bądź regularnie, aby zapolować, pohandlować, uzupełnić haremy czy założyć kopalnie... Jedni nie byli w stanie tu dłużej przebywać, inni zakładali kolonie, jeszcze inni gubili się lub ginęli bez śladu i to zarówno wysoko zaawansowani ludzie bądź inne twory, prymitywni ludzie - najróżniejsi: biali, czarni, żółci...
Fort nie podsuwa gotowych odpowiedzi wyjaśniających, jak to wszystko ma
się do naszych czasów, niemniej daje wskazówkę, jak to stwierdzić:
Świnie, gęsi i bydło.
Najpierw ustalmy, czy jesteśmy czyjąś własnością, a potem z jakiego powodu.
Poglądy Forta można z całą pewnością zaliczyć do bardzo śmiałych.
Zostały one opublikowane w czasie, gdy niebo przemierzały jeszcze
prymitywne aeroplany i sterowce. Historyczny lot Charlesa Lindberga
przez Atlantyk miał się odbyć dopiero za osiem lat.
Fort zyskał niewielu lojalnych następców za swojego życia. Musiały
jeszcze upłynąć co najmniej trzy dziesięciolecia, zanim zasiane przez
niego ziarno zaowocowało nagłą eksplozją różnego rodzaju
niebeletrystycznych opracowań, w których ich autorzy wskazywali, że w
ziemskie sprawy miesza się jakaś pozaziemska cywilizacja. Ten nagły
wybuch zainteresowania wywołały liczne relacje dotyczące obserwacji
NOLi chętnie publikowane przez środki masowego przekazu pod koniec lat
czterdziestych i na początku pięćdziesiątych. Jedną z pierwszych
książek wydanych w tym okresie, która omawiała między innymi starożytne
obserwacje NOLi, była Flying Saucers on the Attack (Latające
spodki atakują) Harolda T. Wilkinsa. Ukazała się ona w roku 1954 roku
nakładem nowojorskiego wydawnictwa Citadel Press. W następnych latach
wydawnictwo to wydało jeszcze szereg innych książek poświęconych temu
zjawisku, w tym również głośną The UFO and the Bible (NOLe i
Biblia: 1956) astronoma Morrisa K. Jessupa. W książce tej Jessup
sugeruje, że wiele wydarzeń opisanych w Biblii było dziełem istot
pozaziemskich a nie Boga. Na poparcie swoich poglądów autor przytacza
wiele cytatów z Biblii. W następnych latach ukazało się kilka innych
tego typu książek o podobnych tytułach, na przykład Flying Saucers
in the Bible (Latające spodki w Biblii; 1963) Virginii F. Brasington
czy The Bible and Flying Saucers (Biblia i latające spodki; 1967)
pastora Barry'ego H. Downinga.
Po drugiej stronie Atlantyku pewna grupa europejskich pisarzy
wnosiła ze swojej strony ważny wkład do tego tematu. Tandem francuskich
pisarzy Louis Pauwels i Jacques Bergier napisał intrygujący bestseller
Morning of the Magicians
(Poranek magów), który na początku lat sześćdziesiątych został wydany
również w USA. Erich von Däniken ze Szwajcarii w latach pięćdziesiątych
i sześćdziesiątych również pisał o starożytnych astronautach zdobywając
ogromny rozgłos na początku lat siedemdziesiątych po opublikowaniu
swojego pierwszego międzynarodowego bestsellera Erinnerungen an die Zukunft
(Rydwany Bogów). Ogromny sukces książki Dänikena wywołał pod koniec lat
siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych falę podobnych
publikacji i filmów zaznajamiających miliony czytelników i widzów z
koncepcją „starożytnych astronautów”.
Pogląd, że obce istoty ingerują w nasze sprawy, jest ogólnie
tolerowany, dopóki nie opuszcza książek z gatunku „science fiction”,
lecz kiedy mówi się o nim jako o fakcie rzeczywistym, traktowany jest z
dezaprobatą. Ta idea jest bowiem wyzwaniem rzuconym w twarz
wszystkiemu, czego nas do tej pory uczono. Przez stulecia istniała
silna tendencja do myślenia o naszej planecie i rasie w kategoriach
skrajnie izolacjonistycznych. Wieki temu ludzie uważali, że ludzkość
znajduje się w centrum wszechświata i że słońce oraz wszystkie gwiazdy
krążą wokół nas. Był to miły dla ducha pogląd, lecz niestety całkowicie
mijający się z prawdą. W czasach Świętej Inkwizycji osoba poddająca go
w wątpliwość mogła być skazana na śmierć. Jedynymi „pozaziemskimi
istotami”, w które wolno było ludziom wówczas wierzyć, byli uskrzydleni
aniołowie w białych szatach wysyłani z Niebios przez wielkiego boga
imieniem Jehowa. Mimo iż nauka w znacznym stopniu wycofała się na
szczęście z tego punktu widzenia, to jednak pogląd mówiący o centralnym
położeniu ludzkości we wszechświecie wciąż jest zadziwiająco mocno
zakorzeniony w świadomości zdecydowanej większości ludzi.
Istnieje kilka przekonywająco brzmiących argumentów przeczących
poglądom, że jedna lub nawet więcej pozaziemskich cywilizacji odwiedza
Ziemię. Niektórym z nich warto się bliżej przyjrzeć;
1. Brak dowodów na istnienie we wszechświecie jakichkolwiek
inteligentnych form życia poza naszą rasą.
Na pierwszy rzut oka to twierdzenie może wydawać się prawdą, jednak
samo rozejrzenie się po Ziemi pokazuje, że nawet tu można znaleźć inne
inteligentne formy życia. Badania delfinów oraz pozostałych dużych
ssaków morskich wykazały, że stworzenia te obdarzone są wysokim
poziomem inteligencji. Wieloletnie obserwacje innych ssaków ujawniły u
niektórych i nich znacznie wyższą inteligencję, niż początkowo
zakładano. Oznacza to, że w znanym nam wszechświecie istnieje wiele
inteligentnych lub półinteligentnych stworzeń - dzielimy z nimi tę samą
planetę. Fakt, że wszystkie one żyją i rozwijają się razem na tej samej
planecie, jest doskonałą wskazówką, że gdzie indziej we wszechświecie
mogą istnieć w odpowiednich warunkach inne inteligentne stworzenia.
2. Nie dokonano ani jednej obserwacji NOLi, której nie dałoby się
wytłumaczyć za pomocą naturalnych zjawisk przyrodniczych bądź jako
przejawu działalności człowieka. Oznacza to zatem, że wszystkie NOLe
muszą być tego typu zjawiskami.
Argument ten jest wynikiem błędnej logiki, zgodnie z którą daną
rzecz zawsze można „wytłumaczyć” jako coś innego. Posługując się nią
można na przykład „wyjaśnić”, że słońce to nic innego jak biliony
robaczków świętojańskich zgromadzonych w gigantycznej szklanej kuli. To
„wyjaśnienie” nie pasuje jednak do zgromadzonych dowodów jak również do
lepszej teorii mówiącej, że słońce jest olbrzymią masą sprężonego pod
wpływem sił grawitacji wodoru, w której zachodzi zjawisko syntezy
jądrowej.
Wiele obserwacji NOLi otrzymuje prozaiczne wyjaśnienia wyłącznie z
powodu ignorowania dowodów, które wyraźnie wskazują, że nie są one
żadnym ziemskim zjawiskiem. Jeśli ktoś ma skłonność do selektywnego
traktowania dowodów, wówczas należy się spodziewać wszelkich możliwych
wyjaśnień pasujących do danej obserwacji. Cała sztuka polega na takim
dobraniu wyjaśnienia, aby pasowało ono do wszystkich rzeczywistych
faktów. W wielu przypadkach prawdziwe fakty wskazują, że dany NOL
rzeczywiście najlepiej daje się wyjaśnić jako jakieś znane zjawisko
naturalne. W innych przypadkach najlepszym wyjaśnieniem jest jednak
stwierdzenie, że mamy do czynienia z pojazdem kierowanym przez obce,
pozaludzkie inteligencje. Wiele znaczących obserwacji odpowiada właśnie
postulatom tej kategorii.
3. Nie istnieją „namacalne dowody” na istnienie
NOLi bądź „starożytnych astronautów”.
„Namacalne” dowody to po prostu konkretne, fizyczne obiekty. W
ufologii takim namacalnym dowodem mógłby być na przykład „rozbity
spodek” bądź ciało jego pozaziemskiego pilota. Twierdzi się, że skoro
obce pojazdy kosmiczne latają po ziemskim niebie od tysięcy lat, to już
dawno powinniśmy być w posiadaniu fizycznego dowodu ich istnienia.
Odkładając na bok pogłoski, jak również fakty wskazujące na to, że
niektóre państwa są w posiadaniu jednego lub więcej rozbitych
latających spodków przetrzymywanych w tajemnicy, nie możemy zgodnie z
logiką zakładać, że powinniśmy znajdować dużo szczątków tych obiektów.
Aby to wyjaśnić, posłużę się analogią do naszych nowoczesnych
odrzutowców pasażerskich.
Każdego roku z lotnisk znajdujących się na terenie Stanów
Zjednoczonych startują miliony samolotów pasażerskich linii lotniczych.
Mimo tej olbrzymiej liczby lotów bardzo niewielu ludzi styka się z
rozbitymi samolotami pasażerskimi lub martwymi członkami ich załóg,
ponieważ bardzo mały procent wszystkich lotów kończy się katastrofą.
Równie mało ludzi ma okazję natknąć się na jakąkolwiek zużytą część
wyrzuconą z samolotu, gdyż stanowią one zwykle większe moduły, które
wymieniane i wyrzucane są w specjalnie do tego przeznaczonych
miejscach. Gdyby nie to, że większość z nas widuje przelatujące
samoloty pasażerskie, a nawet nimi lata, „konkretne” dowody na ich
istnienie byłyby równie trudne do znalezienia, zwłaszcza w miejscach
położonych daleko od miejsc ich produkcji lub przelotów. Spróbujmy
przełożyć to wszystko na matematyczną formułę. Bazując na statystyce
prowadzonej przez Urząd Lotnictwa Stanów Zjednoczonych, w okresie od
początku do połowy lat osiemdziesiątych zaledwie jeden na milion lotów
mających początek na amerykańskich lotniskach i wykonywanych przez
głównych amerykańskich przewoźników kończył się poważnym wypadkiem
takim jak rozbicie, przymusowe lądowanie z dala od lotniska bądź utrata
części samolotu. Ten godny uznania rekordowy współczynnik
bezpieczeństwa sprawia, że transport powietrzny jest jednym z
najbezpieczniejszych sposobów współczesnego transportu.
Przypuśćmy, że obce pojazdy kosmiczne pojawiające się na naszym
niebie, o których donosi tak wielu ludzi, mieszczą się w tym samym
rekordowym procencie bezwypadkowości, co amerykańskie samoloty
pasażerskie. Załóżmy ponadto, że w obrębie Ziemi ma miejsce rocznie
2000 przelotów latających spodków, co daje około 5,5 lotu dziennie.
Przyjmijmy również, że każdy z owych przelotów odbywa się na
odpowiednio niskim pułapie, aby w przypadku wystąpienia awarii, to co
zostanie z danego spodka, spadło na Ziemię nie ulegając wcześniej
dezintegracji w atmosferze.
Po zestawieniu wszystkich tych liczb razem okazuje się, że „latający
spodek” ulegałby katastrofie bądź upuszczał na ziemię kawałek swojego
wyposażenia zaledwie raz na pięćset lat! To z kolei oznacza tylko
dwanaście awarii od zarania odnotowanych przez historię dziejów
ludzkiej cywilizacji! Jeśli zmniejszymy współczynnik bezpieczeństwa o
połowę i podwoimy liczbę hipotetycznych przelotów NOLi do 4000 rocznie
(11 dziennie) bądź pozostawimy współczynnik bezpieczeństwa na tym samym
poziomie i czterokrotnie zwiększymy ilość ich przelotów wykonywanych na
niskich pułapach (8000 rocznie - 22 dziennie), to otrzymamy jedną
awarię lub upuszczenie kawałka ich wyposażenia na powierzchnię Ziemię
na sto dwadzieścia pięć lat!
Tak więc możemy przyjąć z dużym marginesem bezpieczeństwa, że nawet
jeśli pozaziemskie pojazdy latają po naszym niebie od tysiącleci, to i
tak nie powinniśmy spodziewać się znalezienia zbyt wielu ich wraków lub
istotnych części ich wyposażenia. W tej sytuacji najlepszymi dowodami
pozaziemskich wizyt, jakich należy się zgodnie z rozsądkiem spodziewać,
są po prostu relacje naocznych świadków, które właśnie posiadamy.
Mimo tej pesymistycznej statystyki istnieje szereg relacji mówiących
o katastrofach NOLi. Pochodzące rzekomo z ich eksplozji szczątki
prezentowano nawet publicznie. O jednym z takich okazów doniósł pewien
brazylijski reporter, twierdząc, że został on znaleziony przez pewnego
rybaka, który wydobył go z oceanu w roku 1957. Odłamek ten został
wysłany przez magazyn Omni do Instytutu Technologii Stanu Massachusetts
w celu poddania go odpowiednim badaniom. Okazało się, że był to kawałek
czystego magnezu. Jeden z badaczy MIT-u wyraził przypuszczenie, że mógł
on pochodzić z eksplozji samolotu lub satelity, który wszedł ponownie w
atmosferę. Ponieważ był fragmentem czegoś, co mogło być wyprodukowane
na Ziemi, uznano, że wyniki badań nie dają powodów do jakichkolwiek
innych wniosków.
4. Jeśli NOLe są pozaziemskimi pojazdami latającymi, to od
jakiegoś czasu powinniśmy posiadać przynajmniej jedną nie budzącą
wątpliwości fotografię.
Rzecz w tym, że wszystko może budzić wątpliwości. Aby rozpocząć
dyskusję na jakiś temat, wystarczy otworzyć usta i wypowiedzieć kilka
słów. Sam fakt prowadzenia dyskusji nie przeczy realności istnienia jej
podmiotu. Rozpoczynanie jej oznacza po prostu jedynie to, że ktoś
postanowił wieść spór kierując się uczciwymi bądź niecnymi intencjami.
Pomijając to nie da się zaprzeczyć, że istnieje niewiele dobrych
zdjęć NOLi. Amatorskie zdjęcia NOLi, którymi dysponujemy, są generalnie
dwóch rodzajów.
Pierwsze przedstawiają zamazane obiekty uniemożliwiające wysnucie
jakichkolwiek wniosków co do ich natury (zdjęcia takie mogą
przedstawiać dosłownie wszystko), drugie natomiast to oszustwa.
Wyraźne, ostre zdjęcia NOLi najczęściej okazują się być mistyfikacjami.
Ma to miejsce tak często, że ufolodzy niemal z góry zakładają, że
„dobre” zdjęcie NOLa okaże się w końcu „złym”.
Ma to miejsce zwłaszcza
w ostatnich czasach, kiedy postęp w technologii obróbki zdjęć jest tak
daleki, że odróżnienie zdjęcia normalnego od trikowego stało się już
prawie niemożliwe.
Nadal jednak brak odpowiedzi na pytanie: dlaczego jest tak mało
zdjęć pozwalających na wyciągnięcie konkretnych wniosków?
Jak już wspomniałem, z ogółu obserwacji NOLi tylko niewielki ich
procent jest autentyczny. Większość z nich dokonana została nocą.
Przeważająca część „bliskich spotkań” (ludzi z załogantami statków
kosmicznych) odbywa się w odludnych, nierekreacyjnych miejscach, w
których mało kto ma przy sobie aparat fotograficzny. Owe znikome szansę
wykonania dobrego zdjęcia pogarsza jeszcze fakt, że zdecydowana
większość posiadaczy aparatów fotograficznych, łącznie z zapalonymi
fotoamatorami, nie zawsze ma je przy sobie. Można spokojnie przyjąć, że
w dowolnej chwili ma je przy sobie mniej niż jedna osoba na dziesięć
tysięcy. Co więcej, NOLe nie równoważą tego regularnymi przelotami nad
zatłoczonymi terenami wakacyjnymi, gdzie znajduje się większość
gotowych do robienia zdjęć aparatów fotograficznych. Uzmysłowiwszy
sobie powyższe fakty, możemy stwierdzić, że dobre autentyczne zdjęcia
pozaziemskich pojazdów kosmicznych powinny być nadzwyczaj rzadkim
towarem. Należy również wziąć pod uwagę to, że posiadanie aparatów
fotograficznych stało się powszechne od niedawna, zaledwie od
kilkudziesięciu lat.
Powyższe uwagi nie oznaczają oczywiście, że nie istnieją
autentyczne, wartościowe zdjęcia obcych pojazdów latających. Jest ich
jednak niewiele i można je znaleźć w różnych książkach napisanych przez
odpowiedzialnych badaczy zjawiska UFO.
5. Oświadczenia naocznych świadków w przypadku obserwacji NOLi są
wewnętrznie niezborne. W tej sytuacji są one niewystarczającym dowodem
na odwiedziny istot pozaziemskich.
Prawdopodobnie najbardziej wpływowym krytykiem zjawiska UFO w chwili
pisania tej książki jest Philip Klass, zwany również dzięki swoim
drobiazgowym dochodzeniom przez niektórych „Sherlockiem Holmesem
ufologii”. Jego książka The UFO Explained została uznana przez
Aviation/Space Writers w roku 1974 za najlepszą książkę roku. W owym
nagrodzonym dziele Klass podaje kilka zasad. Pierwsza z nich brzmi:
Ufologiczna Zasada Numer 1: Uczciwe i inteligentne osoby postawione nagle przed krótkotrwałym i niespodziewanym wydarzeniem, zwłaszcza takim, w którym bierze udział nieznany obiekt, mogą mylić się w swoich próbach opisania tego, co widziały.
Powyższa zasada bywa czasami prawdziwa. Dowiodły tego badania zjawiska
NOLi prowadzone przez zespół kierowany przez Edwarda U. Condona w
latach 1966-1968 na zlecenie rządu Stanów Zjednoczonych. Opublikowane
po ich zakończeniu wyniki zwane potocznie „Raportem Condona” stały się
kamieniem milowym w literaturze poświęconej zjawisku UFO.
W jednym z rozdziałów „Raportu Condona” komitet zastanawia się, co
się stało po zboczeniu z kursu rosyjskiego sztucznego satelity Sonda IV
i jego ponownym wejściu w ziemską atmosferę 3 marca 1968 roku. Opadając
ku ziemi i spalając się w atmosferze, stworzył fantastyczne widowisko
wszystkim ludziom obserwującym to zdarzenie z ziemi. Ów płonący wrak
jawił się naocznym świadkom jako majestatyczna procesja ognistych
obiektów ciągnących za sobą złocistopomarańczowy ogon. Z uwagi na
wysoki pułap tych obiektów nie było możliwe określenie z ziemi, czym są
w rzeczywistości te porozrywane części. Widać je było jedynie jako
jaskrawe, oddzielne punkty świetlne. Wrak Sondy IV wywołał efekt
podobny do tego, jaki powstaje podczas upadku meteorytu.
W trakcie analizy relacji naocznych świadków spadania Sondy IV
odkryto, że niektórzy z nich „widzieli” więcej, niż w rzeczywistości
było widać. Poważne potraktowanie części tych błędnych obserwacji
mogłoby doprowadzić do wniosku, że wrak Sondy IV był pozaziemskim
statkiem kosmicznym kierowanym przez inteligentne istoty. Na przykład
czterech świadków podało, że światła były częścią obiektu w kształcie
cygara lub rakiety, który często występuje w relacjach dotyczących
obserwacji NOLi. Trzech innych świadków stwierdziło, że „obiekt” miał
okna. Kolejny obserwator oświadczył, że „obiekt” spadał pionowo. Z
powodu tych rozbieżnych obserwacji Klass i inni mu podobni wszystkie
„cygaropodobne NOLe z jasnymi oknami” traktują jako meteory. Komitet
Condona przytacza relacje dotyczące upadku Sondy IV jako przykład,
dlaczego zeznania naocznych świadków są często nieodpowiednie do
orzeczenia, czy widziany przez nich obiekt jest pozaziemskim statkiem
kosmicznym.
Sprawa zakończona?
Niezupełnie.
W swojej cytowanej powyżej Ufologicznej Zasadzie Numer 1 Klass
twierdzi, że naoczni świadkowie mogą się generalnie mylić w swoich
próbach opisania tego, co widzieli. Należy podkreślić, że nie stwierdza
on, że zazwyczaj są oni niedokładni. Ta uwaga zyskuje na znaczeniu, gdy
wgłębimy się nieco w „Raport Condona”.
Komitet Condona stwierdził, że co najmniej połowa świadków upadku
Sondy IV podała dokładny, nie upiększony opis zdarzenia. Relacja o
„cygaropodobnym NOLu z oknami” pochodzi od niewielkiej grupy świadków.
Uważny badacz zjawiska NOLi byłby w stanie wyeliminować ze
szczegółowych relacji błędne opisy i prawidłowo zidentyfikować upadek
Sondy IV jako upadek jakichś szczątków lub meteoru. Komitet
przeanalizował również falę obserwacji NOLi wywołaną przez studentów
pewnego college'u, którzy wypuścili wieczorem cztery balony na gorące
powietrze. Były one wykonane z plastykowych worków, zaś gorącego
powietrza dostarczały podczepione do nich od spodu urodzinowe świeczki.
Komitet przeanalizował zeznania czternastu naocznych świadków, którzy
nie potrafili powiedzieć, czym były te obiekty. Ich opisy różniły się
bardzo nieznacznie od siebie i dość dokładnie przedstawiały to, co
mogli widzieć. W końcowym wniosku Komitet skonkludował:
Podsumowując, mieliśmy do czynienia z pewną liczbą zgodnych ze sobą
opisów, zaś niewielkie różnice, które w nich występowały, nie były
większe od tych, jakich należy oczekiwać w związku z różnym
usytuowaniem obserwatorów i ich różnymi zdolnościami percepcyjnymi.
Można wskazać na kilka niewielkich niedokładności, zwłaszcza
dotyczących oceny odległości i kierunku, lecz nie są one aż tak duże,
aby mogły mieć wpływ na obraz całości zdarzenia.
Ten wniosek oznacza coś bardzo ważnego, coś, co możemy określić
jako naszą własną „ufologiczną zasadę”:
Uczciwe i inteligentne osoby postawione nagle przed krótkotrwałym
i niespodziewanym wydarzeniem, zwłaszcza takim, w którym bierze udział
nieznany obiekt, będą w większości przypadków starały się opisać
dokładnie to, co rzeczywiście widziały.
Z tego właśnie powodu zeznania naocznych świadków są dopuszczane w
sądzie w celu orzekania winy lub niewinności oskarżonego, nawet w
przypadku braku materialnych dowodów. Zeznanie świadka jest konkretną i
użyteczną formą dowodu.
6. Na niebo skierowano skomplikowane urządzenia nasłuchowe w celu
złapania sygnałów wysyłanych przez istoty pozaziemskie. Jak dotąd nie
namierzono żadnych tego typu sygnałów. Jest to kolejny dowód na to, że
w naszym najbliższym sąsiedztwie nie ma inteligentnych form życia.
Mimo sceptycyzmu wielu kół naukowych dotyczącego możliwości
odwiedzin Ziemi przez istoty pozaziemskie, podjęto kilka starannie
przygotowanych prób nasłuchu sygnałów mogących pochodzić od obcych
cywilizacji za pomocą wyrafinowanych anten radiowych skierowanych w
przestrzeń kosmiczną. Fakt, że wysiłki te nie przyniosły jak dotąd
pozytywnych rezultatów w postaci wykrycia jakichkolwiek inteligentnych
sygnałów, jest chętnie przytaczany jako dodatkowy dowód na nieistnienie
w naszym sąsiedztwie obcych cywilizacji.
Kłopot z tego rodzaju wnioskiem polega na tym, że anteny radiowe
posiadają wiele ograniczeń. Mogą one wykrywać jedynie fale radiowe,
podczas gdy w widmie fal elektromagnetycznych istnieje wiele innych
zakresów mogących służyć do komunikowania się, jak choćby mikrofale. Co
upoważnia nas do twierdzenia, że domniemana pozaziemska cywilizacja
będzie z całą pewnością używała fal radiowych w celach komunikacyjnych?
Nawet nie wiemy, co znajduje się poza dwoma znanymi nam końcami widma
fal elektromagnetycznych. Skąd możemy mieć pewność, że nie ma fal w
jednym z tych dwóch będących „białymi kartami” regionów i że nie nadają
się one do komunikowania się znacznie bardziej od tego, co udało się
nam dotychczas odkryć? Niemożność uchwycenia inteligentnych sygnałów
przez anteny radiowe oznacza jedynie, że żadna z cywilizacji będących w
ich zasięgu nie posługuje się falami elektromagnetycznymi przez nie
wykrywalnymi.
7. Jeśli tak wiele „latających spodków”
odwiedza Ziemię, to dlaczego nie są one częściej wykrywane przez radary?
W rzeczywistości istnieje wiele znaczących obserwacji NOLi
potwierdzonych za pomocą radarów. Te znakomite dowody są jednak
odrzucane przez krytyków jako rzekome błędy radarzystów, przekłamania
samych radarów bądź też jako błędne odczyty radarowe wywołane
naturalnymi zjawiskami przyrodniczymi. Prawdopodobnie mielibyśmy
znacznie więcej dowodów tego typu, gdyby nie to, że obsługa radarów
szkolona jest w pomijaniu anomalii w postaci fałszywych obrazów
radarowych, które może wywoływać bardzo wiele różnych rzeczy. Fałszywe
echa radarowe mogą być wywoływane przez tak różne obiekty jak lecące w
stadzie ptaki lub anomalie meteorologiczne. Operatorzy radarów szkoleni
są przede wszystkim do śledzenia i identyfikacji pojazdów powietrznych
ziemskiej konstrukcji. Jeśli coś niezwykłego trafi na ekran i po chwili
zniknie, to najczęściej jest ignorowane. Dlatego między innymi bardzo
wiele obserwacji radarowych nie zostaje nigdy odnotowana.
Radarowa detekcja NOLi jest również coraz bardziej eliminowana przez
postęp technologiczny. Obecnie wiele nowoczesnych urządzeń radarowych
automatycznie eliminuje nienormalne odczyty nie wyświetlając ich nawet
na ekranie. Ułatwia to znacznie pracę operatorów, lecz jednocześnie
utrudnia wykrycie przez radary NOLi, które z reguły poruszają się w
sposób niekonwencjonalny. Klass komentuje to następująco:
Jak na ironię jednym z wielu kryteriów stosowanych [przez radarowe
komputery] do rozróżniania między prawdziwymi a fałszywymi celami są
filtry eliminujące echa powstałe na skutek odbić fal od potencjalnych
NOLi, nawet gdyby były to najprawdziwsze pozaziemskie pojazdy
poruszające się z naddźwiękowymi prędkościami...
8. Wielu ludzi poddanych hipnozie stwierdza, że byli uprowadzeni
przez NOLe. Tego rodzaju dowody są wysoce podejrzane, ponieważ ludzi,
którzy nigdy nie byli uprowadzeni, można wyćwiczyć w tworzeniu w stanie
hipnozy równie realistycznych „wspomnień”.
Gdyby zjawisko UFO składało się wyłącznie ze sporadycznie
występujących dziwnych znaków na niebie, wówczas można byłoby je
spokojnie zlekceważyć. Problem jednak w tym, że wielu ludzi utrzymuje,
iż zostali uprowadzeni przez załogantów NOLi. Co ciekawe, ich przeżycia
są bardzo do siebie podobne: ofiara dostrzega NOLa (zazwyczaj nocą w
odludnym miejscu), po czym zostaje unieruchomiona i zabrana na jego
pokład przez obce istoty, gdzie jest poddana przez nie badaniu, a
następnie uwolniona i odstawiona na miejsce, z którego została zabrana.
Większość ludzi, którzy to przeżyli, nie pamięta tego świadomie.
Najczęściej pamiętają oni, że widzieli NOLa i że minęły dwie godziny,
jednak nie są w stanie przypomnieć sobie, co się w tym czasie działo. W
takich przypadkach badacze starają się dotrzeć do tych zablokowanych
wspomnień za pomocą hipnozy.
Wydaje się, że ta dziwna amnezja, której doznaje tak wiele ofiar
uprowadzeń przez NOLe, jest wywoływana celowo przez ich załogantów w
celu ukrycia przez nich całego zdarzenia oraz swojej obecności. Tego
rodzaju blokada umysłu jest rzeczywiście możliwa. W czasie niecnych i
szeroko komentowanych eksperymentów dotyczących „kontroli umysłu”
prowadzonych w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych CIA
wypracowała skuteczne techniki umożliwiające niszczenie wspomnień i
wywoływanie amnezji. Na szczęście istnieją sposoby na przywrócenie tych
zablokowanych wspomnień. Jak się okaże w dalszej części książki,
manipulacje z ludzką pamięcią są powszechną praktyką stosowaną przez
NOLe na przestrzeni całych dziejów ludzkości.
Do chwili obecnej zgromadzono ogromną ilość fascynującego materiału
dotyczącego przypadków „wzięć”. Za sprawą różnych eksperymentów, jak na
przykład tego, który przeprowadzono w roku 1977 w Anaheim Memoriał
Hospital w Kalifornii, został on poddany w wątpliwość. Właśnie tam
stwierdzono, że osoby posiadające rzekomo nieco wiedzy o UFO mogą
kreować w stanie hipnozy bardzo realistyczne „wspomnienia” z „wzięć”.
Wyniki tych badań skrzętnie wykorzystano do zasiania wątpliwości co do
prawdziwości zeznań składanych podczas hipnozy.
Eksperymenty anaheimskie mijają się jednak z istotą rzeczy i w
rzeczywistości nie wnoszą nic nowego do wyjaśnienia zjawiska UFO.
Potwierdzają jedynie to, co już od dawna wiadomo na temat hipnozy.
To prawda, że wspomnienia danej osoby mogą być zniekształcone, w
czasie gdy jest ona w stanie hipnozy. Gwoli prawdy to samo może mieć
miejsce również w stanie pełnej świadomości. Z drugiej strony w
dostateczny sposób udowodniono, że hipnoza może być skutecznym
narzędziem przywracania zupełnie prawdziwych wspomnień - wszystko
zależy od umiejętności hipnotyzera oraz stanu umysłu osoby
hipnotyzowanej. Hipnotyzer może na przykład ukierunkować osobę, która
nigdy nie jechała pociągiem, do stworzenia przez nią realistycznie
wyglądających wspomnień z wyimaginowanej przejażdżki pociągiem, lecz
czy to oznacza, że każda poddana hipnozie osoba pamiętająca przebywanie
w pociągu zmyśla? Oczywiście nie.
Trzeba przyznać, że istnieją pewne subtelności związane z hipnozą.
Poddana jej osoba znajduje się w stanie półświadomości, przez co może
być ona bardziej podatna na wpływy z zewnątrz niż normalnie. Z tego
właśnie powodu amerykańskie sądównictwo generalnie nie dopuszcza zeznań
uzyskiwanych w stanie hipnozy jako dowodów procesowych. Innym
niebezpieczeństwem, jakie rodzi hipnoza, jest to, że poddana jej osoba
odzyskawszy wspomnienia rzeczywistych zdarzeń, nieustannie nakłaniana
do przypominania sobie dalszych szczegółów, może doznać zakłócenia
„ścieżki czasu”. W takiej sytuacji zaczyna „przypominać” sobie
dodatkowe „epizody”, które w rzeczywistości nie miały miejsca. Ale
nawet wtedy wspomnienia rzeczywistych zdarzeń pozostają nie zmienione.
Niestety, niektórzy wzięci byli często - poza wszelkimi granicami
zdrowego rozsądku - poddawani hipnozie. W rezultacie ich i tak mocno
atakowane wspomnienia narażone są na poważne zniekształcenie. Z tego
właśnie oraz innych powodów jestem zdecydowanym przeciwnikiem używania
do tego celu hipnozy. Zablokowane wspomnienia mogą i powinny być
odtwarzane w stanie pełnej świadomości. Niektóre relacje dotyczące
przypadków wzięć uzyskane zostały właśnie w ten sposób.
9. Matematyczne prawdopodobieństwo odkrycia Ziemi przez
pozaziemską cywilizację jest zbyt małe, aby mogło stać się rzeczywistością.
Wymyślono wiele wzorów matematycznych, aby wykazać jak mało
prawdopodobne są odwiedziny Ziemi przez przedstawicieli pozaziemskiej
rasy. Tego rodzaju wzory bazują zwykle na teoriach ewolucji, liczbach
planet nadających się do życia oraz odległościach między gwiazdami i
galaktykami. Są one z całą pewnością interesujące, lecz nie powinny być
traktowane jako ostateczne kryterium. Jeśli coś istnieje, to istnieje i
jakiekolwiek próby zaprzeczania temu za pomocą matematycznych wzorów
nie sprawią, że to coś zniknie.
Należy pamiętać, że nie jesteśmy w stanie dostrzec żadnych planet
poza naszym układem słonecznym, nie mówiąc już o określeniu, czy
istnieje na nich jakiekolwiek życie. Sytuacja ludzkości może być w tym
przypadku przyrównana do sytuacji kolonii mrówek, któtych zasięg
obserwacji nie przekracza kilku hektarów powierzchni terenu. Gdyby ich
kolonia była zlokalizowana na spalonej słońcem pustyni, wówczas z całą
pewnością doszłyby one do wniosku, że cała Ziemia jest bezludnym
pustkowiem, i nawet w najśmielszych przypuszczeniach nie
przypuszczałyby, że kilkaset kilometrów dalej mogą być ogromne
metropolie. To, że nasz własny układ słoneczny a nawet część galaktyki
jest w naszym mniemaniu bezludną pustynią, nie oznacza, że tak jest
wszędzie. Inna część galaktyki może się roić od różnych inteligentnych
form życia, lecz jak na razie nie istnieje żaden sposób, abyśmy mogli
to sprawdzić z tego odległego krańca Drogi Mlecznej. Jedyne, co możemy
w tej sytuacji zrobić, to snuć nieustannie zmieniające się teorie. Z
tego właśnie względu nie jest roztropne negowanie wszelkich dowodów
pozaziemskich odwiedzin, o których słyszymy tu i ówdzie.
10. Tylko ludzie z odchyleniami umysłowymi wierzą w istnienie NOLi.
Jedną z nieuczciwych metod często stosowanych przez krytyków
zjawiska UFO jest atakowanie dowodów odwiedzin Ziemi przez istoty
pozaziemskie poprzez wywieranie psychicznego nacisku. Będąc absolutnie
pewną, że przez nasze niebo nie przeleciał żaden statek pozaziemski,
osoba stosująca tego rodzaju praktyki ucieka się zwykle do
„wyjaśniania” poszczególnych obserwacji poprzez przypinanie ich
świadkom zniesławiających etykietek psychologicznych, które stanowią
całą gamę określeń zaczynających się od zwykłych potrzeb zaspokojenia
pragnień religijnych, a kończących się na schizofrenii. Te godne
pożałowania praktyki psychiatryczne stały się niestety bardzo modne w
ostatnich latach. Zniekształcają one prawdziwy obraz; zgodnie z którym
najpoważniejsze badania zjawiska UFO są w najwyższym stopniu naukowe.
Większość badaczy tego zjawiska to ludzie równie zdrowi na umyśle i
racjonalnie myślący, jak ich krytycy, którzy ochoczo przyklejają im
szkalujące psychologiczne etykietki. Prawdziwa debata dotycząca
zjawiska UFO winna koncentrować się na aspektach wyłącznie naukowych,
intelektualnych i historycznych, a nie emocjonalnych.
Innym problemem związanym ze stosowaniem psychologicznej „analizy”
do „wyjaśniania” powszechnego i naukowego zainteresowania zjawiskiem
UFO jest to, że może to doprowadzić do postawienia wszystkiego na
głowie. Uczony broniący tezy o możliwości pozaziemskich odwiedzin jest
w stanie równie łatwo, jak i niewłaściwie przekonywać, że ludzie,
którzy skłaniają się do prozaicznych wyjaśnień obserwacji NOLi mimo
przeciwnych dowodów, czynią to ze strachu przed czymś, czego nie
potrafią zrozumieć. Niczym przestraszone dziecko lub niezależnie
myślący młodzieniec usiłujący ogarnąć trudny do zrozumienia otaczający
go świat, który znalazłszy się w ogniu poglądów uczonych z tytułami
naukowymi, nagina wszystko do tego, co jest w stanie pojąć
intelektualnie i emocjonalnie.
Jak widzimy, psychologiczne obrzucanie błotem jest bardzo marną
formą naukowej debaty. Nie przynosi ono nikomu niczego dobrego, zaś
przyklejane etykietki są zwykle nieprawdziwe i jedynie zaciemniają
temat dyskusji. Na szczęście nie brakuje inteligentnych i racjonalnie
myślących ludzi po obu stronach barykady związanej z kontrowersyjnym
zjawiskiem UFO.
11. Teorie dotyczące NOLi są kurami znoszącymi złote jajka
wymyślonymi do żerowania na naiwnych.
Truizmem jest twierdzenie, że w naszym społeczeństwie dwa największe
grzechy to posiadanie pieniędzy i nieposiadanie ich. Oba karane są z
równą zaciętością.
Jednym z najłatwiejszych sposobów zdyskredytowania jakiejś idei jest
zasugerowanie, że ktoś otrzymał pieniądze za jej głoszenie. Niektórzy
przeciwnicy zjawiska UFO czynią aluzje, że dawni szarlatani, którzy
karmili ludzi dziwnymi poglądami, wzbogacili się na ich naiwności. Tego
rodzaju aluzje czyni się po to, aby zasugerować ludziom, że ludzie
zarabiający na sprzedaży książek lub filmów o UFO zajmują się podobnym
krętactwem.
Należy pamiętać, że pieniądze same w sobie nie mają nic wspólnego z
prawdziwością danej idei. Są one nieprzewidywalnym dobrem, które spływa
jednakowo do tych, którzy na nie zasłużyli, jak i do tych, którzy na
nie nie zasłużyli. Jest pewna grupa ludzi, którzy rzeczywiście zarobili
niemałe pieniądze na książkach i filmach poświęconych zjawisku UFO. Ich
liczba jest jednak znikoma w porównaniu do tysięcy nauczycieli,
wykładowców i pisarzy, którym płaci się, nieraz bardzo godziwie za
głoszenie bardziej konwencjonalnych poglądów na temat świata.
Nawet jeśli kilka osób złożyło fałszywe relacje bądź starało się
fałszywie zinterpretować zjawisko UFO w celu zrobienia pieniędzy, nie
oznacza to jeszcze, że zjawisko UFO zostało tym samym zdyskredytowane.
Od zarania dziejów zysk jest głównym motywem poczynań człowieka w
prawie wszystkich dziedzinach jego działalności. Gdybyśmy odrzucili
wszystko, co kiedykolwiek miało związek z chęcią osiągnięcia zysku, to
z dorobku naszej kultury zostałoby nam bardzo niewiele. Na szczęście
zdecydowana większość świadków i badaczy zjawiska UFO, zarówno
biednych, jak i bogatych, jest uczciwa w tym, co mówi i robi.
12. Zachowanie NOLi nie jest zgodne z tym, czego spodziewamy
się po inteligentnych istotach pozaziemskich.
W związku ze swoim dziwacznym i trudnym do przewidzenia zachowaniem
NOLe są niezwykle trudnym obiektem do badań. Z jednej strony rodzą one
bardzo głębokie pytania w kwestii życia, z drugiej zaś przypominają
elementy scenografii filmów z Buckiem Rogersem. Ta dwoistość ich natury
jest trudna do pogodzenia i jednocześnie nieodłącznym ich elementem.
Jak się wkrótce przekonamy, zjawisko UFO jest równie głębokie, jak i
zwariowane. Właśnie ten drugi aspekt bywa często wykorzystywany do
dyskredytowania relacji dotyczących NOLi. Niektórzy jego przeciwnicy
utrzymują, że gdyby NOLe były pozaziemskimi statkami kosmicznymi, to
zachowywałyby się w bardziej przystępny do zaakceptowania sposób.
Dlaczego na przykład NOLe porywają kobiety i przekazują im religijne
posłania, zamiast wylądować na trawniku przed Białym Domem i
porozmawiać z prezydentem Stanów Zjednoczonych?
W jednej ze swoich książek Philip Klass oferuje nagrodę w wysokości
10.000 dolarów za dostarczenie niepodważalnego dowodu na odwiedziny
istot pozaziemskich. Do nagrody kwalifikuje się tylko coś takiego jak
rozbity statek kosmiczny bądź inne rzeczy, które Akademia Nauk Stanów
Zjednoczonych mogłaby uznać za dowód istnienia pozaziemskiej
inteligencji, albo wystąpienie pozaziemskiego gościa przed
Zgromadzeniem Generalnym Narodów Zjednoczonych lub kamerami
ogólnokrajowej telewizji. Fakt, że jak dotąd nikt nie zdobył tej
nagrody, jest przez niektórych ludzi uważany za dodatkowy dowód na to,
że Ziemia nie została do tej pory odwiedzona przez przedstawicieli
obcej rasy.
Problem z tą dziesięciorysięczną nagrodą jest łatwo wytłumaczalny.
Już rozważaliśmy znikome szansę znalezienia rozbitego „spodka” bądź
znaczącej jego części. Co będzie jeśli Akademia Nauk Stanów
Zjednoczonych będzie skłonna uznać ziemskie pochodzenie mniejszych
kawałków „fizycznych” dowodów, zanim w ogóle rozważy możliwość ich
pozaziemskiego rodowodu, albo gdy pozaziemscy przybysze okażą tyle
ochoty na wystąpienie w telewizji lub na forum Narodów Zjednoczonych,
ile miałby jej zwykły pilot na wystąpienie przed zgromadzeniem
szympansów?
Życzeniem nas wszystkich jest, aby NOLe wykazały większą chęć
współpracy, lecz dopóki jest to tylko życzenie, musimy badać to
zjawisko w takiej postaci, w jakiej ono występuje, nie klasyfikując go
według sposobu zachowania, jaki naszym zdaniem powinno wykazywać.
13. W przeszłości kilka obserwacji NOLi, które uznane zostały
przez ich badaczy za niezaprzeczalne dowody odwiedzin Ziemi przez obce
istoty, okazało się zjawiskami ziemskiego pochodzenia lub zwykłymi
oszustwami. Takie błędy poddają w wątpliwość wszelkie oświadczenia
badaczy zjawiska UFO.
Zjawisko to jest bardzo trudne do badania i dlatego nawet najlepsi
jego znawcy nie są w stanie uniknąć pomyłek, czasami nawet wielu.
Bardzo łatwo jest sięgać po nie i używać ich do dyskredytowania całego
zjawiska. Tego rodzaju taktykę często stosują prawnicy w sądzie,
mężowie stanu w debatach politycznych, a nawet uczeni angażujący się w
naukowe spory.
Rzecz w tym, że tego rodzaju taktyka nie zawsze prowadzi do prawdy,
czasami wręcz oddala od niej. Dobrym tego przykładem była „Teoria
Kulistości Ziemi” głoszona przez Krzysztofa Kolumba w piętnastym wieku.
W czasach gdy wielu ludzi wciąż uważało, że świat jest płaski, Kolumb
głosił pogląd, że Ziemia jest okrągła lub kształtu gruszki. Miał w tym
względzie tyle racji, ile jej nie miał w innych sprawach. Uważał na
przykład, że dotrze do Azji po przepłynięciu Oceanu Atlantyckiego i po
powrocie do Hiszpanii twierdził, że właśnie tego dokonał. Dziś wiemy,
że wcale nie dotarł do Azji, lecz natknął się na kontynent
północnoamerykański, który leży daleko od niej. Traktując to jako
negatywny argument moglibyśmy z łatwością wyśmiać dowody Kolumba na
kulistość Ziemi. Nawiasem mówiąc, niektóre z pozostałych teorii Kolumba
na temat Ziemi okazały się fałszywe, a niektóre wręcz absurdalne.
Tego rodzaju sytuacja ma często miejsce, zwłaszcza gdy dana gałąź
nauki jest tak młoda, jak dziś ufologia. Fałszywe poglądy i dowody są
często używane na poparcie ortodoksyjnych koncepcji. Nie chcę przez to
powiedzieć, że każda nowa teoria jest prawdziwa lub że złe dowody są
oznaką dobrej teorii. Jak wiadomo z historii nauki, niejedna nowa
teoria okazała się z czasem fałszywa. Chodzi o to, aby ważyć właściwie
wszystkie dowody i dopiero wtedy wyrażać opinie. Nie należy przy tym
się dziwić, że inni nie podzielają wniosków, do których się doszło. To
zabawne, że dwoje ludzi przyglądając tej samej informacji, może dojść
do zupełnie przeciwnych wniosków.
14. Głoszenie teorii o odwiedzinach istot spoza Ziemi oraz
„starożytnych astronautach” jest działaniem niebezpiecznym dla
społeczeństwa.
Argument ten nie wymaga deprecjacji w społeczeństwach posiadających
tradycję otwartych debat i dyskusji. Wolność wypowiadania się jest
jednym z fundamentów zdrowej kultury. Pozwala ona prawidłowo rozwijać
się zarówno całemu społeczeństwo, jak i poszczególnym jego członkom.
Duże różnice w głoszonych ideach dają ludziom większe możliwości
wyboru. Posiadanie takich możliwości stwarza przewagę nad tymi, których
intelektualne opcje są w jakiś sposób ograniczone. W społeczeństwie
otwartym rodzi się i umiera wiele niekonwencjonalnych idei i jest to
niewielka cena za olbrzymie korzyści płynące ze swobody wypowiedzi.
15. Skoro jest tak wiele NOLi, to dlaczego dotąd nie widziałem żadnego z nich?
Ja też nie widziałem. Nie widziałem także Indii, lecz istniejące
dowody na ich istnienie przekonują mnie, że one istnieją.
Oprócz wyżej wymienionych argumentów stosuje się jeszcze inne
sposoby dyskredytowania obserwacji UFO. Jedna z nich ma czysto
semantyczny charakter. Niektórzy przeciwnicy zjawiska UFO twierdzą, że
starają się znaleźć „racjonalne” wyjaśnienie tych obserwacji, przy czym
przez „racjonalne” rozumieją oczywiście takie wyjaśnienie, które
opisywałoby UFO jako zjawisko naturalne lub będące dziełem człowieka.
Zastosowanie tu słowa „racjonalne” jest bardzo niefortunne, gdyż
oznacza ono „zdrowe”, „prawidłowo pomyślane”
lub „logiczne”. Ponieważ
zdrowy rozsądek i logika opierają się wyłącznie na prawdzie, przeto
„racjonalne” wytłumaczenie zjawiska to takie, które jest najbliższe
prawdy, bez względu na to, jaka by ona nie była. Jeśli dany NOL jest
błędnie zaobserwowanym zjawiskiem naturalnym, wówczas wyjaśnienie go
jako takie byłoby rzeczywiście racjonalne. Jeśli jednak nie jest on
naturalnym zjawiskiem bądź dziełem człowieka, wówczas twierdzenie, że
jest takim - wbrew oczywistym dowodom - nie ma nic wspólnego z
racjonalnością.
Pragnę dodać na koniec, że rozumiem opory wielu ludzi nie
pozwalające im traktować zjawiska UFO serio. To trudny temat i ma
charakter pułapki. Jest wielu ludzi, którzy byli kiedyś otwarci na
sprawy związane z UFO, lecz miały nieszczęście oberwać zgniłym jajem w
twarz, gdy zapędziły się w swoich spekulacjach na ich temat za daleko i
udowodniono im, że są w błędzie. Dobrym przykładem może tu być
publiczna debata, jaka swego czasu toczyła się w sprawie marsjańskiego
księżyca Fobosa. Jakieś dziesięć lat temu kilku czołowych naukowców
wysunęło hipotezę, że Fobos jest sztucznym satelitą umieszczonym na
marsjańskiej orbicie przez istoty pozaziemskie. Gdy później sonda
kosmiczna przeleciała blisko niego i sfotografowała go, okazało się, że
jest on niczym więcej jak kawałkiem nieregularnej skały. Naukowcy i
astronomowie, których egzystencja zależy od ich dobrej reputacji, nie
mogą pozwalać sobie na takie błędy. Wielu ludziom, którzy popełnili
tego rodzaju błąd, trudno jest się potem wspiąć z powrotem na grzbiet
konia, z którego spadli, i w rezultacie całą złość kierują na zwierzę,
które ich zrzuciło. Kompetentni badacze zdają sobie doskonale sprawę z
czyhających na nich niebezpieczeństw i unikają wychodzenia z wnioskami
poza znane fakty.
Dlaczego traktuję poważnie możliwość pozaziemskich wizyt, mimo iż
zgadzam się i „naturalnym” wyjaśnieniem wielu obserwacji UFO, na
których temat wciąż trwa dyskusja? Czynię to z wielu powodów. Po
pierwsze, zjawisko UFO jest obserwowane od wielu stuleci i istnieją na
ten temat liczne doniesienia. Mając to na uwadze odrzucam pogląd
krytyków, że jest ono elementem współczesnego folkloru. Po drugie,
zjawisko UFO jest zadziwiająco spójne w przypadkach, które miały
miejsce w różnych miejscach i różnych okresach czasu. Na przykład pewne
współczesne obserwacje cygaro- lub rakietokształtnych NOLi są niemal
identyczne z relacjami pochodzącymi z piętnastego wieku z terenów
Arabii. Po trzecie, mimo opublikowania szeregu wątpliwych materiałów
dotyczących hipotezy „starożytnych astronautów”, istnieją liczne
prawdziwe i przekonywające dowody przemawiające na jej korzyść.
Krytykom twierdzącym, że „nadzwyczajne przypadki wymagają
nadzwyczajnych dowodów”, takie właśnie dowody zostały moim zdaniem
przedstawione. Po czwarte, teoria „starożytnych astronautów” wcale nie
jest „pseudonaukową bzdurą”, jak się próbuje ją określać. Teoria ta
jest zadziwiająco logiczną hipotezą rzucającą światło na
niewytłumaczalne dotychczas fakty historyczne. Uważam, że pewnego dnia
zajmie ona poczesne miejsce w nauce, na które w pełni zasługuje. Fakt,
że zrodziła się z badań podstawowych, a nie w gabinetach ważnych
uniwersytetów, nie ma tu nic do rzeczy. Każdy ciekawy świata,
dociekliwy umysł, może dokonać doniosłych odkiyć.
W tym miejscu mojego wywodu muszę rozczarować niektórych
czytelników, którzy sądzą, że jest to jeszcze jedna książka o
współczesnych obserwacjach NOLi lub dowodząca słuszności hipotezy
„starożytnych astronautów”. Nie było to moim zamiarem. Wystarczająco
dobrze zrobili to już inni. Jeśli po tym długim wstępie ktoś jeszcze
jest sceptykiem w sprawie zjawiska UFO, zalecam mu przed przystąpieniem
do lektury następnych rozdziałów przestudiowanie przynajmniej części
literatury ufologicznej. Książka Bogowie Edenu została napisana
z myślą o tych czytelnikach, którzy możliwość odwiedzin Ziemi przez
przedstawicieli pozaziemskich społeczeństw traktują poważnie.
Książka ta zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończył Charles Fort.
Fort przypuszczał, że Ziemia może być własnością jakiejś obcej
cywilizacji. Co więcej, uważał, że ludzie mogą być czymś niewiele
ważniejszym niż niewolnicy lub bydło. W wyniku swoich własnych badań
historycznych, które przeprowadziłem wychodząc ze zupełnie innych
pozycji, doszedłem do podobnego, równie zuchwałego wniosku:
Ludzka społeczność wydaje się być rasą niewolniczą wegetującą na
położonej na peryferiach niewielkiej galaktyki planecie. W swoim czasie
była ona źródłem siły roboczej dla pozaziemskiej cywilizacji, która
jest jej właścicielem. Aby zachować kontrolę nad swoją posiadłością i
utrzymać Ziemię w roli swego rodzaju więzienia, cywilizacja ta podsyca
nie kończące się konflikty między ludźmi, stymuluje postępujący upadek
duchowy ludzkości i nieustannie piętrzy przed nią rożne trudności. Ta
sytuacja trwa niezmiennie od tysięcy lat po dziś dzień.
Wystawiwszy się na ewentualne wyśmianie z powodu sformułowania tak
odważnej hipotezy, przejdę obecnie do podzielenia się z państwem
spojrzeniem na historię, które jest całkowicie odmienne od tego, z
jakim spotykaliście się państwo do tej pory.
Ponieważ ryzykuję bardzo dużo wydając tę książkę,
proszę wszystkich czytelników jedynie o dwie rzeczy:
1. Uważne przeczytanie całej książki.
2. Czytanie kolejnych rozdziałów w kolejności ich występowania w książce.
Poszczególne idee, fakty bądź historyczne epizody, które
przedstawiam, nie mają większego znaczenia jako pojedyncze całości.
Każdy z nich nabiera znaczenia, dopiero gdy patrzy się nań w kontekście
całej historii ludzkości. Znaczenie tego, co przeczytali państwo do tej
pory, stanie się zrozumiałe dopiero po przeczytaniu kolejnych
rozdziałów. I odwrotnie, doniosłość materiału zawartego w dalszej
części książki stanie się jasna, dopiero kiedy przeczyta się
wcześniejsze rozdziały. Około 150 pierwszych stron tej książki zawiera
hipotezy, wnioski i stwierdzenia, które mogą wydać się nienaukowe lub
wręcz oburzające. Jednak dalsza lektura przedstawionych faktów
historycznych sprawi, że nabiorą one właściwego kształtu.
Zatem... proszę zapiąć pasy, bo właśnie rozpoczynamy zdumiewającą
i karkołomną przejażdżkę po podbrzuszu historii.