Anna – BOŻE WYCHOWANIE –

 

 

Zagarnąłem cię dla Siebie, zapraszając do bliskiej i serdecznej przyjaźni

6 IV 1991 r. Anna, Grzegorz

Grzegorz mówi o swoich rozterkach co do dzielenia czasu pomiędzy sprawy związane z osobistym rozwojem naukowym a pomoc w sprawach Pana i rozmaite aktywności społeczne. Pan odpowiada:

– Już wam tyle razy mówiłem: jeżeli wy się zajmujecie moimi sprawami, to Ja się zajmę waszymi. Nie martw się, synu, swoją drogą naukową, bo spokojnie i powoli będziesz nią szedł. A to dlatego, że Ja cię na niej widzę. Ale cieszy Mnie, że Ja jestem dla ciebie ważniejszy niż wszystkie inne sprawy. Dlatego też zagarnąłem cię dla Siebie, zapraszając do bliskiej i serdecznej przyjaźni.

Mój synu, cieszy Mnie to, co robisz w Anglii, i jak to robisz. Właśnie tego pragnę, abyście nawiązywali pomiędzy sobą nić zrozumienia, bliskości, wspólnoty celów. Bo Ja zawsze jestem tym samym budowniczym pomostów (pomiędzy ludźmi). W tym będziesz Mi najbardziej potrzebny przez całe swoje życie. (...)

Poszukuję chętnych i radosnych współtowarzyszy pracy, a to jest możliwe tylko wtedy, kiedy na moje wezwanie odpowiada wasze serce. Rozum zawsze wybór serca musi potwierdzić. Wtedy włącza się wola służenia temu, co zachwyciło wasze serce. Nie są to jednak emocje, a wolny wybór waszej istoty duchowej (czyli wybór na wieczność utrwalający się każdym wysiłkiem).

Powiedz, mój synu, o co jeszcze pytasz. Bo jeśli chodzi o „Żywe Świętych Obcowanie” (takim tytułem określaliśmy przygotowaną do druku książkę wydaną później pt. „Świadkowie Bożego miłosierdzia”), to słuszne jest, aby powstało kilka egzemplarzy, które można będzie pożyczać. Jeśli chodzi o książkę, ona będzie wydana, kiedy wasz kraj uzyska już pełnię wolności. Najpierw potrzebne jest wam oczyszczenie i nawrócenie, a to już uczyni Duch Święty. Niczego nie zmieniam w moich planach, o których już wiecie.

Pytamy, co będzie teraz?

Pan odpowiada:

– Cała Mała Azja stanie w ogniu. Dzieci, dookoła nie będzie spokoju, ale wy bądźcie pewni mojego błogosławieństwa. Daję je słabym właśnie dlatego, że go bardziej potrzebują. Daję wam też na prośby całej waszej Polskiej Rodziny w niebie, którym nie może się oprzeć moja sprawiedliwość dla nich, a moje miłosierdzie dla was. (...)

Teraz, synu, przytulam cię do serca, uklęknij i przyjmij moje błogosławieństwo na cały twój pobyt. Pragnę też, abyś wszystko, co z nim się wiąże, oddawał Mi za twój naród, tak jak inni oddają Mi swoje trudności i cierpienia. Pamiętaj teraz – przez cały czas pobytu tam – że to jest twój wkład. Dawniej były darami obrączki, srebrne tabakiery, pierścionki (jako dar dla Polski), a teraz proszę was o dary duchowe.

Grzegorz:

– Wiesz, Panie, że poznałem w Anglii Palestyńczyka, który kocha swój naród i pragnie dla niego wolności, ale zgubił Ciebie. Co mógłbym mu powiedzieć?

Pan:

– Powiedz mu, że drogą do wolności nie jest rozbudowywanie i poszerzanie nienawiści. Niech wszystko to, co przeżywa: współczucie, żal, tęsknotę – niech to ofiarowuje za swój naród, a więcej dla niego zrobi niż wszyscy terroryści, którzy swoim zachowaniem (swoimi zbrodniami) powiększają nieszczęście kraju i opóźniają jego wyzwolenie. Niech zrozumie, że nienawiść w odpowiedzi zawsze rodzi nienawiść. Ma prawo pragnąć wolności dla swojego ludu – wolności życia wedle własnych pojęć, tradycji i wyobrażeń – ale nie po trupach innych ludzi. Powiedz mu to.

I dodaj ode Mnie, że kocham go i całą jego rodzinę i lud bez względu na to, czy on Mnie uznaje. Bo Ja mu dałem życie. Nie ma na świecie innych ludzi jak moje dzieci. Wielkim moim bólem jest to, że się nienawidzą wzajemnie.

Synu, daję ci moje błogosławieństwo dla twoich prac, słów i czynów. Ściskam cię i przytulam do serca. +

Grzegorz prosi w myśli o światło i umocnienie.

Pan odpowiada:

Synu, My (moja Matka i Ja) przecież tak często jesteśmy przy tobie. Powinieneś to wiedzieć. We wszystkim, co czynisz dla Mnie, masz we Mnie doradcę zawsze gotowego do pomocy.


Niedziela Miłosierdzia

7 IV 1991 r.

Spotykamy się w dwanaście osób. Stwierdzamy z pewnym zaskoczeniem, że reprezentujemy różne stany (kobiety i mężczyźni, duchowni i świeccy), zawody i grupy wieku. Rozpoczynamy spotkanie od odmówienia Koronki do Miłosierdzia Bożego według wskazówek Pana sprzed dwóch dni. Potem przedstawiamy Panu (po cichu) nasze troski, prośby i zamierzenia, a także na prośbę Pana śpiewamy „Przybądź, Duchu Święty”. Pan mówi:

– Czy wiecie, dlaczego chciałem, abyście wezwali Ducha Świętego? Dlatego, że zesłanie wam Pocieszyciela było i pozostało największym dowodem Miłosierdzia Bożego dla was (ludzi). Chciałbym, żebyście w tym dniu, w dniu, który wyznaczyłem jako specjalny dzień mojego Miłosierdzia, otrzymali łaski Ducha Świętego jako dowód mojej miłosiernej miłości dla was.

A Ducha Świętego, jak powiedziałem wam niedawno, trzeba wzywać. Świadome wezwanie Ducha Prawdy, Miłości i wszelakich darów jest dla waszej duszy tym, czym byłoby dla gospodarza domu otwarcie drzwi w oczekiwaniu na przybycie gościa. Chciałbym, żebyście teraz zwrócili się do Mnie wszyscy prosząc, abym udzielił wam darów Ducha Świętego poprzez ofiarę męki i śmierci Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. (...)

– Prosimy.

– Jakże Ja was kocham, moje biedne, zmęczone dzieci. Kocham was specjalnie ze względu na waszą słabość, wasz trud służenia Mi w świecie, który nadal nie chce Mnie. (...) Daję wam z miłosierdzia mojego większą wrażliwość na cierpienia, smutki i bóle waszych bliźnich. Pragnę, abyście moją wrażliwość dzielili ze Mną. Czynię was moimi dłońmi niosącymi światu przebaczenie, miłosierdzie i uleczenie ran, zwłaszcza ran duszy. Nie bójcie się działania. Nie bójcie się już wejścia wśród ludzi, bo Ja dzielę się z wami moim pragnieniem napojenia i nakarmienia Sobą każdej potrzeby i głodu ludzkiego. (...)

Pragnę, aby życie wasze stało się radosną służbą, skwapliwym dzieleniem się i obdarzaniem, a możecie być pewni, że darów wam nie zabraknie, ponieważ otwieram wam moje „spichrze” pełne bogactwa. Dlatego chciałbym, żebyście dzielili się hojnie, nie myśląc o waszej przyszłości czy brakach, bo na każdy dzień otrzymacie dosyć, a nawet zbyt wiele (w znaczeniu: nie zdążamy rozdać wszystkiego). Ja jestem hojnym Ojcem, a ponieważ tak mało moich dzieci pragnie Mi służyć, dlatego ci, którzy o to proszą, otrzymują – każdy z was – dary przeznaczone dla wielu, lecz odrzucone i innym niepotrzebne.

Uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Niech spocznie na was błogosławieństwo, miłość, moc Boga Najwyższego i pozostanie z wami. Niech wzrasta w was i udziela się innym. Pragnę, aby każdy z was był źródłem wody żywej – mojej wody, której nigdy nie zabraknie.

Przytulam was, dzieci, do serca. Kładę ręce na waszych głowach i na waszych ramionach, aby myśli wasze stały się jasne i mądre, aby wasze ramiona potrafiły unieść ciężar moich łask. Pozostańcie, dzieci, w pokoju. Błogosławię wam w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

 

Cieszę się, że jesteście ze Mną bezpośredni

8 IV 1991 r. Anna, Grażyna, Grzegorz

Mówi Pan:

– To, co wam wczoraj dałem, to nie jest woda, która spływa po was, prędko wysycha i nic po niej nie pozostaje. Tym wszystkim, którzy przyjęli moje dary poważnie i z wiarą, pomogą one w rozwoju ich władz duchowych. Ponadto powinny się one w was przejawiać, ale to już zależy od waszej odwagi (Pan mówi tu o darze języków, darze prorokowania i innych darach przejawiających się niejako publicznie).

Ja mam bardzo wiele darów oprócz tych znanych wam i najczęściej wymienianych, a każdemu daję to, co z góry dla niego przeznaczyłem, czym chciałbym wzbogacić jego służbę. Chciałbym tylko, abyście trwali w postawie zawierzenia i w postawie przyjacielskiej, która polega na wymianie (wymianie miłości i wymianie myśli – rozmowie w ufnej przyjaźni: wyrażaniu wdzięczności, obaw, trosk, sądów i próśb, wysłuchiwaniu rad i pocieszenia, przyjęciu umocnienia).

Uczyłem was, dzieci, bycia takimi, jakimi chciałbym was widzieć zawsze, czyli otwartymi na moje słowa, słuchającymi moich wskazań bez niedowiarstwa.

Ciebie, Grzegorzu, chciałbym obdarzyć umiejętnością rozeznania (chodzi o rozeznanie stanu duchowego ludzi, z którymi Grzegorz będzie rozmawiał – czy są otwarci na Boga), bo to ci się przyda jeszcze w Anglii. Daję ci też spokój wewnętrzny i cierpliwość, aby ci się tam lżej żyło aż do powrotu. Nadal pozostań moim synem słuchającym Mnie i współpracującym ze Mną, a wtedy czegoś i tam dokonamy. Zachęcaj do powrotu, zwłaszcza naukowców. Potrzebne Mi są wzorce osobowości na takch stanowiskach, na których będą widoczni. Czy teraz polecasz Mi kogoś specjalnie?

Grzegorz wymienia różne osoby. Pan odpowiada:

– Stawiaj ich pod krzyżem – wszystkich. W żadnym wieku nie jest za późno na powrót do przyjaźni ze Mną. (...) I proszę cię, synu, nie zapominaj prosić we wszystkich potrzebach kraju (które spostrzegasz).

Grzegorz:

– Tylu mamy u władzy ludzi nieodpowiednich...

Pan:

– Stawiaj ich, synu, pod moim krzyżem. Mają prawo do oczyszczenia się w mojej Krwi. Rób to zwłaszcza w czasie ofiary Mszy świętej. Bądź też spokojny o wszystkich pozostawionych w Polsce, bo tu czuwa nad wami Matka moja.

Anna:

– Panie, myśmy się wczoraj zdenerwowali pogłoskami o możliwym zamachu na Papieża. Prosimy Cię o specjalną opiekę dla Niego.

Pan:

– Mnie też zależy na Jego życiu. Ale wspomagajcie go modlitwą. (...)

Cieszę się, że jesteście ze Mną bezpośredni. Wciąż brak Mi moich uczniów (ze zrozumienia: takich, jakimi byli za życia Pana Jezusa apostołowie: ufnych, kochających, dzielących się swoimi myślami młodych ludzi) i w każdym pokoleniu ich szukam. Brak mi waszej bezpośredniości, naturalności, serdeczności, zaufania. Moja ludzka natura wciąż cierpi głód. (Ze zrozumienia: Panu brak miłości ludzkiej, bo ludzka natura Jezusa jest zjednoczona z naturą Boga, który jest miłością nieskończoną i tak jak nieskończenie nas kocha, tak i nieskończenie pragnie miłości swoich dzieci).

Teraz chciałbym was obdarzyć moim błogosławieństwem, ciebie, Grażynę i Annę. Pamiętajcie, że dla Mnie stanowicie jedno. Jeżeli obdarzam Grzegorza, to na pewno nie zapominam o Grażynie – bo byłaby to krzywda. Teraz uklęknijcie, dzieci.

Obejmuję was, przyciskam do serca. Dzieci, miejcie nadzieję, nie załamujcie się. Zwłaszcza ty, Grażyno, nie daj się ugiąć naporowi pesymizmu i bezładu, z którym się stykasz w pracy. Ufaj mojej miłości, bo będziesz świadkiem przemiany powszechnej wciąż poszerzającej się, a Ja pragnę dać wam trojgu zaszczyt służenia Mi w tym czasie i współdziałania ze Mną nad tym wspaniałym dziełem mojej Matki – dziełem waszego oczyszczenia i odrodzenia. Czasów, w których żyjecie, będzie wam wielu zazdrościło, jak i możliwości, jakie przed wami otwieram, ale wasze cierpienia, trud i przezwyciężanie przeciwności są dla was szansą osiągnięcia większej dojrzałości. Dlatego nie odmawiam jej wam.

Pamiętajcie, że toczycie walkę pod moim sztandarem i każdy gest waszego przezwyciężania się jest krokiem naprzód, zdobywaniem dla Mnie nowych terenów (w duszach ludzkich). Pamiętajcie też, że wasza przyszłość jest pod znakiem nadziei opartej na moim przyrzeczeniu, na obietnicy Boga!

Kładę ręce na waszych głowach. Proszę was, podnieście je i patrzcie z ufnością w przyszłość. Nie lękajcie się i brońcie innych przed lękiem, bo Ja zwyciężyłem świat i pragnę dać wam (całemu narodowi) udział w tym zwycięstwie. Błogosławię wam w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. +


Aby was wyzwolić...

17 IV 1991 r. Anna, o. Jan

Mówi Pan:

– Ja zmieniam swoje plany i postanowienia wtedy, gdy następuje przemiana w ludziach. Jeżeli dążą oni ku nienawiści i żyją pragnieniem zadawania śmierci i grabieży, to zaznają skutków na sobie. Zaś tam, gdzie znajdę miłość wzajemną, dążenie do służenia sobą, gdzie znajdę zawierzenie Mnie i dążność do przebaczania, tam łagodzę swoją sprawiedliwość lub zamieniam ją na miłosierdzie. (Zrozumieliśmy, że przebaczenie win nie powinno oznaczać rezygnowania ze sprawiedliwości; tymczasem obecnie pozwalamy na triumf podłości i zbrodni nie ukaranych, deprawując własne społeczeństwo).

Natura ludzka domaga się, aby wina przeciw miłości bliźniego, a tym bardziej zbrodnie przeciw bliźniemu, były ukarane. Kary możecie łagodzić, ale każda zbrodnia wymaga ujawnienia jej i napiętnowania, aby bezkarność nie mnożyła zbrodniarzy.

Czas pokoju dany wam w Polsce przedłużam tak, aby mógł się odbyć zjazd młodzieży (w Częstochowie) i spotkanie jej z Królową Nieba i waszą Królową. A to dlatego, że tę właśnie młodzież chcę uczynić ziarnem moim. Jak widzisz, Janie, szykuję zasiewy na najbliższe trzydzieści lat. Ale to nie oznacza pokoju na świecie i nie występowania katastrof, gdyż bez potężnych wstrząsów i rozwieszenia grozy śmierci nad ziemią nie pozbędziecie się tych niewidzialnych sieci, które was wiążą. Ja teraz będę je przecinał, aby was wyzwolić, tak jak to obiecałem. (...)

Uklęknij, synu, i przyjmij moje błogosławieństwo. Obejmuję cię błogosławieństwem danym wam w Niedzielę Miłosierdzia, a także specjalnym dla brata w kapłaństwie. Umacniam twoje siły i zdrowie, abyś mógł realizować to, co sobie wymarzyłeś w służbie mojej, i jeszcze wiele innych rzeczy w przyszłości. +


Jestem twoją prawdziwą Matką

3 V 1991 r. Święto Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski

Maryja zwraca się do mnie:

– Dzisiaj pragnę objaśnić ci moje zamierzenia, abyś mogła przekazywać je innym. Ale nie martw się, bo chcę rozłożyć naszą pracę na trzy dni, aby stały się one pożyteczne. I sama ci pomogę, tak że będziesz mogła pisać, a zamiast cierpienia ofiarujesz Jezusowi to, co napiszesz. (Maryja mówi to tonem pytającym, oczekując odpowiedzi.)

– Tak, dziękuję.

– Moja mała, zmęczona córeczko, chcę cię dzisiaj pocieszyć, jak matka uspokaja i tuli swoje dziecko, więc nie myśl o Mnie jako o swej Pani. Jestem twoją prawdziwą Matką, bo troszczę się o twoją duszę, o ciebie całą. Przygotowuję cię do naszej współpracy, więc nie obawiaj się, dziecko, że nie będziesz już potrzebna lub nie będziesz miała sił ani możliwości. Jeżeli Syn mój obiecał ci, że będziesz Jego łączniczką, to na pewno na próżno tego nie mówił.

Maryja odpowiada na wszystkie moje obawy i przypuszczenia, o których nigdy nikomu nie mówiłam.


6 V 1991 r. Anna

Zwracam się do Maryi kontynuując rozmowę rozpoczętą 3 maja:

– Dziękuję Ci, Matko, że odpowiedziałaś na moje lęki.

– Jakąż byłabym Matką, gdybym nie rozumiała cię, córeczko. Wiem, jak przeraża cię odwlekanie się naszych zapowiedzi, gdyż wydaje ci się, że walczysz z czasem. Chcesz zachować jak największą sprawność, aby móc Nam służyć, a tymczasem widzisz, że choroba się posuwa, a ty słabniesz, podczas gdy nasze słowa wciąż się nie sprawdzają. Ponadto widzisz, że nieprzyjaciel działa i powoduje wciąż nowe destrukcje. Martwisz się – znając naturę ludzką, a zwłaszcza waszą, z jej brakiem rozeznania, nowobogackim snobizmem, brakiem etyki, uczciwości i wiedzy, przy tak wielkiej łatwowierności Polaków – że już nie uda się cofnąć tych (wciąż zakładanych) klubów „Lwów”, „Rotarian” i podobnych. Boisz się, że przejdziecie pod inną władzę, lecz tak samo złowieszczą, gdyż utajoną i niszczącą sumienia. Widziałam, córeczko, jak zareagowałaś na ten reportaż z balu „Lwów”.

Obiecuję ci, że w „mojej” Polsce nie będzie rządziła masoneria ani żadne inne obce wam i wrogie władze i organizacje międzynarodowe, ponieważ Ja biorę was w obronę. Tak samo przestań obawiać się zamachu stanu, działań KGB lub wojsk rosyjskich czy niemieckich. Wasi dwaj najwięksi wrogowie rozsypują się; tyle będziecie się ich obawiali co Austrii, która była wieleset lat mocarstwem i szkodziła wam tak jak i tamci.

Kiedy Pan mówi „dość”, narody upadają. I tak było zawsze, a teraz na waszych oczach rozpoczyna się koniec starego świata i jego amoralności. Widzisz, Aniu, rewolucja bolszewicka nie była początkiem nowego, lecz podsumowaniem starego porządku i jego metod: rządów kłamstwa, ucisku, deprawacji, zbrodni i krwi. Kończą się już czasy gwałtu, podbojów zbrojnych, zniewolenia i przemocy silnych państw nad słabszymi. Teraz Pan dopuści, aby silni zostali obezwładnieni strachem i ulegli przemocy. Przeciw żywiołom, zarazom i poruszeniu własnych milionowych mas ludzkich, które doprowadzili do nędzy i rozpaczy, nic nie poradzą. (...) Ani Rosja, ani Stany Zjednoczone nie pozostaną potężnymi mocarstwami, lecz jedno rozsypie się jak wieża z piasku uczyniona, a drugie zubożeje, przejdzie lata zamętu i walk wewnętrznych, wreszcie podzieli się, a spustoszenie uczynione przez żywioły i ludzkie działania leczyć będzie przez dziesiątki lat.

Mówiłaś o rozwijającym się snobizmie. Otóż snobizm rodzi się z zazdrości o to, czym imponują człowiekowi inni ludzie lub całe państwa. Zazdrość zaś wyjątkowo tylko dotyczy tego, co wysokie, szlachetne, duchowe. Człowiek jest nienasycony w pożądaniu dóbr

„świata”: jego złota, wygody, dobrobytu, władzy, rozkoszy, swobody użycia i nadużywania, wreszcie zwierzęcej żądzy posiadania wszystkiego, czego zapragnie – bez wyrzutów sumienia, lęku przed karą ludzką i „bożą”, bez odpowiedzialności i obowiązków. Słowem, w człowieku skażonym grzechem pierworodnym natura zwierzęca pragnie podporządkować sobie ducha, i wciąż trwa w ludzkości walka o człowieczeństwo, o godność dziecka Bożego przeciw nieujarzmionej zwierzęcości „starego człowieka”, jak nazywał go Paweł. Teraz, córeczko, przerwiemy; jutro porozmawiamy, dobrze?


8 V 1992 r.

Wylałam przed Maryją wiele moich żalów. Matka Boża odpowiada:

– Po to właśnie rozmawiamy, Anno, abym mogła pocieszyć cię, poradzić, wskazać drogi działania. Otóż do zakonu sióstr (zamkniętego) pójdź, przekaż im moje wezwanie i ostatnie słowa Jezusa. Możesz też przedstawić nasze zamierzenia, o ile zechcą słuchać. Powiedz im, że te słowa Pana są przeznaczone dla wszystkich zakonów zamkniętych – nie tylko żeńskich – i Ja liczę na to, że wszystkie staną przy Mnie we wspólnych prośbach o odrodzenie waszego narodu. Bardzo proście o „ponowne narodziny” księży i całej hierarchii i w tej intencji ofiarujcie cierpienia i post. Bardziej boli Jezusa niewierność Jego sług niż złość ludzi, którzy Go nie rozumieją lub nie znają. Ale wy proście, a nie rozmawiajcie z nimi o tym (na razie). Teraz, dziecko, mówcie z ludźmi, którzy są Mi wierni, a których znacie. Na innych będzie czas po wylaniu Ducha Świętego. Teraz – to czas przygotowania, zadośćuczynienia jedni za drugich, czas przebłagania, ofiar, modlitw wstawienniczych. Wszystko, coś Mi powiedziała, jest twoim cierpieniem, więc masz co ofiarować za siebie i bliźnich. Dziś zakończymy rozmowę. Jutro jeszcze będziemy rozmawiać. Daję ci błogosławieństwo od Pana. +


Jesteś synem królewskim

13 V 1991 r. Anna, ks. Grzegorz, o. Jan

Ksiądz Grzegorz mówi o swoich lękach. Czuje sią atakowany przez szatana, który podsuwa mu różne myśli; nie zawsze umie rozróżnić, co pochodzi od niego, a co nie. Nie bardzo rozumie, dlaczego Pan to dopuszcza. Lęka się przy tym o swoje zdrowie i czuje się trochę nieszczęśliwy. Pan tłumaczy:

– Nigdy szatan nie powie ci, żebyś zawierzył Panu Bogu twemu. Tym pierwszym, co wmówił ludzkości, jest to, że Bóg ma względem niej złe zamiary i że jemu, tzn. szatanowi, można ufać.

Synu, wszystkie przykrości i bóle, wszystko czego doświadczasz ostatnio, lęki, napady nieufności i złe przewidywania – to wszystko ma ci służyć jako stopień ku zbliżeniu się do Mnie. To jest drabina, która ma ci ułatwić drogę. I jeżeli nawet szatan tu działa, Ja zezwalam mu na to, abyś ty mógł go zwyciężać.

Synu, gdybyś czuł się świetnie, nie miałbyś żadnej zasługi, i sam zadbałbym o to, abyś otrzymał większe ciężary na miarę twoich sił.

Grzegorz:

– Pomóż mi, Panie.

Pan:

Synu, chcę ci pomóc. Największemu mędrcowi do ostatniej chwili życia muszę tak samo pomagać jak dziecku. Dlatego właśnie możecie liczyć na pomoc moją, bo jesteście tak mali. Tego nikt nie zmieni. Ale czy nie powinieneś się cieszyć, że masz wielkiego Ojca – Ojca nieskończonej miłości, troski i miłosierdzia dla was?

Jesteś synem królewskim, Grzegorzu. Nie zapominaj o swojej godności wobec szatana. Dlatego nie wchodź w dyskusje i wymiany myśli z tym, który dobrowolnie Mnie opuścił i jest poza moim miłosierdziem i przebaczeniem – z własnego wyboru. Szatan bowiem stara się każdego z was uczynić tak nieszczęśliwym, jak jest on sam. Sam jest poza miłością, która łączy Mnie i ciebie. Dlatego robi wszystko, aby cię od niej odłączyć. Nie miej nic wspólnego z nim, synu.

Wyłącz ze swoich myśli wszelki niepokój i lęk, bo jesteś odkupiony krwią Boga-Człowieka i szatan nie ma żadnego prawa do ciebie, jeżeli sam mu go nie przyznasz. Bez twojej woli może ciebie atakować wyłącznie z zewnątrz, nie w tobie. Cóż cię obchodzi naszczekiwanie psa? Czyż jesteś jego bratem? Wiedz, że jesteś kochany, że idziesz do Mnie, że będziesz ze Mną. To ci na pewno wystarczy. Umacniam cię, synu, w sobie i obiecuję ci na dzisiaj spokojny powrót do domu (Pan mówi to z uśmiechem).

Błogosławię was wszystkich, dzieci, i umacniam w miłości, w Sercu moim umieszczam. A tobie, Grzegorzu, pragnę ująć ciężaru. Przyjmij poważnie moje słowa i stosuj je. Jesteś moim synem i nikt nie może tego stosunku zmienić. Jako syn masz obietnice dziedziczenia Królestwa.


Bóg liczy na zrozumienie u swojego marnotrawnego dziecka

13 V 1991 r. Anna, Grażyna, o. Jan

Mówi Maryja, odpowiadając na niepokoje Grażyny:

– Powierzaj Bogu wraz ze Mną troskę o każdego, którego stan umysłu cię niepokoi. Jeżeli nie znasz jego imienia czy nazwiska, to mówiąc o nim wyobraź go sobie.

Czy modlisz się czasem za twoją koleżankę, którą kiedyś przyprowadziłaś? Proś o ożywienie jej w miłości do Boga i o to, żeby Bóg zaczął być ważny w jej życiu.

Powiedzcie Mi, jakie macie troski. Będziemy się troskali razem.

Grażyna prosi za instytucję państwową. Maryja odpowiada:

– To wam obiecuję, że w „mojej” Polsce nie dopuszczę do rządów ludzi oddanych nieprzyjacielowi. A głupota pod wpływem darów Ducha Świętego będzie się zmniejszać, ponieważ obudzi się w ludziach sumienie i zainteresowanie sprawami duchowymi, miejscem Boga w życiu człowieka.

Anna:

– Proszę o radę dla Bogdana (który odwiedza więźniów). Czy może mówić więźniom, że właśnie oni, ze względu na to, że cierpią, mogą wstawiać się za tych, którzy mają się „lepiej”, bo są na wolności, a w rzeczywistości bardziej potrzebują orędownictwa.

– Najważniejszą i podstawową sprawą dla człowieka jest przywrócenie mu własnej godności, jeśli uważa, że ją stracił. Chodzi tu o jego godność rzeczywistą: człowieka odkupionego przez Jezusa Chrystusa i przeznaczonego do życia w miłości i w bliskiej przyjaźni nie tylko z Bogiem, ale i z całą społecznością ludzką, teraz i w wieczności. Powiedz Bogdanowi i Józkowi, niech mówią więźniom: „Próbujcie żyć w zgodzie i służyć sobie wzajemnie we własnych celach (więziennych)”. A chciałabym, żeby potrafili poniechać nienawiści do personelu i kierownictwa więzienia.

Macie dostrzec w każdym człowieku miłość Boga do niego. Dobrze by było, żeby zobaczyli ją też – każdy w swoim życiu. Bo jeżeli Bóg dopuszcza, że błędy popełnione zostają osądzone i ukarane, powinno to być końcem błędnej drogi, a wyborem innej, niesprzecznej z miłością bliźniego. Ale jest też dowodem, że Bóg liczy na zrozumienie u swojego marnotrawnego dziecka i spodziewa się po nim powrotu do praw Ojca. Bo miłość Jego posiada każdy z was bez względu na to, co czyni.

Chciałabym, aby więźniowie stali się zdolni do proszenia za innych. A jeśli chcecie szybkich rezultatów i dowodów, jak jest miłe to Bogu, mówcie o tym z więźniami chorymi na AIDS i innymi specjalnie upośledzonymi. Oni mogą wyprosić dla drugich wszystko, o co poproszą, jeśli przyjmą swój los jako szansę podniesienia się ku Bogu, a nie jako karę.

Pytałaś, córko, co można powiedzieć siostrom wizytkom (Pan wielokrotnie radził nam, żebyśmy zwracali się z prośbami o modlitwę do sióstr z zakonów kontemplacyjnych). Przeczytaj im to właśnie i proście je o specjalne modlitwy i ofiary za tych więźniów, którzy by zechcieli spróbować takiej, jaką proponuję wam, drogi ku Bogu (która jest zarazem drogą miłosierdzia wzglądem innych).

Dzieci, przygotujcie się na naszą rozmowę w środę, a teraz uklęknijcie i przyjmijcie błogosławieństwo mego Syna i moje. (...) Błogosławimy wam, tulimy do serca i mówimy wam: „Otrzyjcie łzy, podnieście czoła”. Ufajcie. Pozostańcie w pokoju. +


Wszystkich was kocham takich, jacy jesteście

5 VI 1991 r. Piąty dzień pielgrzymki Papieża w Polsce. Anna, Grażyna, Andrzej, Bogdan, Jacek

Zapraszamy do rozmowy Najświętszą Maryję Pannę. Pytamy się, czy jeszcze coś trzeba zrobić przed Mszą św. niedzielną na Agrykoli. Mówi Maryja:

– Liczę na to, że już robicie to, co trzeba, tzn. modlicie się, asystując w spotkaniach papieskich i nabożeństwach. Zapraszajcie całą waszą wspólnotę z królestwa Bożego i z czyśćca do współdziałania i razem proście o odrodzenie waszego narodu. Jeżeli obawiacie się jutrzejszego dnia, proście Mnie, abym w tym dniu okazała swoją moc jako Pani waszego narodu. Przecież wiecie, dzieci, jak Ja kocham mojego syna, waszego Papieża Jana Pawła II.

– Chcę powierzyć Ci, Matko, wszystkich nauczycieli, którzy będą na spotkaniu z Papieżem we Włocławku.

– Maryjo, oddajemy Kościół prawosławny pod Twoją opiekę po dzisiejszym spotkaniu z Papieżem. Prosimy Cię za wszystkich hierarchów kościelnych. Prosimy o jedność kościołów: katolickiego i prawosławnego.

Mówimy o tym, jakie wrażenie wywarło na nas to spotkanie.

– Wszystkich was kocham takich, jacy jesteście. Dlatego proponuję wam teraz: oddajcie Mi w opiekę na te dni siebie i wszystkich, o których troszczycie się, i trwajcie przy Mnie w serdecznych prośbach za wszystkich, którzy są daleko od Jezusa. Proście też za waszą wspólnotę poza granicami kraju, i to bardziej o tę na Zachodzie niż na Wschodzie. (...)

To co teraz nadchodzi, ujawni wam w pełnym świetle wszystko co chore, zatrute, jadowite, i odetnie od tego, co dobre, słuszne a nawet skuteczne w działaniu dla całego waszego narodu. Dlatego nie obawiajcie się, bo uczy was nie nauczycielka, a Matka. Otrzymacie dary Ducha Świętego, które Ja sama będę w was rozwijać, dopóki nie przemienią was w dzieci Boże, służące Ojcu radośnie, gorliwie i z miłością (one nie będą wam odebrane). Nie obiecujemy tego wszystkim, a tylko tym, którzy są do miłości zdolni. Ale takich jest w waszym kraju miliony, a wśród nich tak wielu będzie powracających w skrusze synów marnotrawnych. Pamiętajcie o nich i za nich się módlcie. Ten kocha goręcej, komu wiele odpuszczono. Będziecie świadkami tej duchowej przemiany.

Uklęknijcie dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo na nadchodzący czas waszego odrodzenia. Zechciejcie je przyjąć w imieniu całej wspólnoty polskiej, jako że wy Mnie słyszycie. Błogosławię was, dzieci, tulę do serca i oddaję w służbę Synowi mojemu, któremu wspólnie będziemy usługiwać w Jego dziele ratowania świata. Błogosławieństwo daję dla was i przez was całemu narodowi, a wy weźcie je i rozdawajcie razem z moimi słowami! Przyjmijcie błogosławieństwo w imię Boga Wszechmogącego w pełni Trójcy Świętej. +


Jeśli wierzycie rzeczywiście obietnicom Pana, powinniście dziękować z góry

8 VI 1991 r. Anna, Ewa, Grażyna, Bogdan, Jacek, o. Jan, Michał

Śpiewamy hymn „Ciebie Boże wysławiamy...” Ojciec Jan czyta fragment z Księgi Izajasza (Iz 46, 10-13). Mówi Maryja, nawiązując do zapowiedzianego przez siebie (7 marca) wylania Ducha Świętego na nasz naród w czasie Mszy św. odprawionej w Warszawie przez Papieża:

– Moja mała wspólnoto! Zaproponowałam wam, abyście oddali Panu chwałę, bo jeśli wierzycie rzeczywiście Jego obietnicom, powinniście dziękować z góry. Mówiłam o tym już ostatnio, ale nie zauważyłam, żebyście to czynili. Teraz trwajcie w tym stanie wdzięczności aż do jutrzejszej Ofiary Mszy świętej. Chciałabym, moje kochane dzieci, żebyście jutro trwali w pokoju ducha. Niech was nic nie denerwuje, nie zamąci waszej radości. Nie niecierpliwcie się, nie narzekajcie, bo to umniejszy wasz stan gotowości do przyjęcia wszystkiego, co mój Syn dla każdego z was przeznaczył. Przedwczoraj przygotowywałam was, a dzisiaj mówię: trwajcie wraz ze Mną w wieczerniku oczekiwania. Ale chciałabym, abyście opanowali wyobraźnię (nie spodziewajcie się niczego nadzwyczajnego, słowem, postawcie tamę fantazji, wyobraźni i emocjom).

Cóż jeszcze chcecie wiedzieć, dzieci? Widzicie, jak prosto przebiega współpraca pomiędzy niebem a waszym Papieżem! Ufam, że tak przebiegać będzie współpraca pomiędzy Mną a wami w codziennych staraniach o uszlachetnianie i podporządkowanie waszego życia społecznego prawom Bożym. (...)

Michał:

– Mam problem, czy pewne sytuacje są grzechem, czy nie (nieumiejętność rozróżnienia).

Maryja:

– Wiesz, Michale, radzę ci, porozmawiaj o tym szerzej z ojcem Janem. On się doskonale orientuje, czym są skrupuły. Ale pamiętaj, synu, że grzechem jest tylko to, na co świadomie przyzwala rozum i wola, kiedy zdajesz sobie sprawę, że jest to zło.

Bogdan:

– Proszę Cię, Matko, żebym mógł pełniej wielbić mojego Pana, Jezusa Chrystusa (przeszkody w podświadomości i nieświadomości).

Maryja:

– Synu, najważniejszą sprawą jest twoja intencja. Trudności mogą pochodzić z twojego rozproszenia, zmęczenia, natłoku myśli wynikłych z wielości obowiązków. Wtedy ofiaruj Panu nawet cały dzień jako czas uwielbienia i wdzięczności za wszystko, co ci dał; przede wszystkim za to, że jesteś.

Bogdan:

– Dziękuję, Mamo, za piękną radę.

Maryja:

– I stosuj ją. Proś, żeby On przyjął to, co dajesz Mu sercem i wolą, nie zwracając uwagi na stany organiczne. (...)

Ewa:

– Maryjo, proszę Cię o wolność wewnętrzną. Naucz mnie wolności.

Maryja:

– Wolność wewnętrzna, córko, jest absolutnie niezależna od okoliczności fizycznych. Polega na prostocie, zawierzeniu dziecka Bożego, które idąc przez życie nie wypuszcza ze swej małej rączki dłoni Ojca i bez protestu i pytań idzie tam, gdzie Ojciec. (Gdy w grę wchodzą skrupuły, nie należy się nimi przejmować – Bóg zna i rozumie stan człowieka). Czy to cię zadowala?

Dzieci, chciejcie przyjąć dary Ducha Świętego i mówcie to Bogu, ale nie tylko jutro (przy okazji Mszy św.). Proście o to, aby owocowało w was wszystko, co Bóg już w was umieścił. Zapewniam was, że każdy człowiek wchodzi w życie z bogactwem darów. A szczęściem Boga jest rozwijanie ich. Wiecie dobrze, że Pan mój i wasz pragnie doprowadzić do pełni dojrzałości i rozkwitu każde swoje dziecko, bo przecież ku temu je przeznaczył stwarzając.


Pragnę, byś zawarł bliższą przyjaźń ze Mną

23 VI 1991 r. Anna, Zbyszek

Anna:

– Panie, mamy do Ciebie kilka próśb. Zbyszek chce prosić o wskazówki i rady.

Zbyszek:

– Widzę problem, czy klerycy powinni wychodzić poza seminarium i kiedy. Dlaczego ci „wychodzący” na zewnątrz wyobcowują się ze wspólnoty seminaryjnej?

Pan odpowiada:

– Prawdopodobnie wychodzą za wcześnie, nie ugruntowawszy przyjaźni ze Mną, wobec czego swoje pragnienia odnalezienia przyjaźni umieszczają w grupach innych ludzi, którzy są im bliżsi. Wychodzić powinniście wtedy, kiedy wasze pragnienie służenia innym ludziom i obdarzania ich moją miłością ogarnia was tak, że staje się przemożne, a nie kiedy poszukujecie odmiany lub wrażeń albo chcecie stanowić autorytet dla innych.

Pomyślcie, czy na początku waszej służby nie powinny stanąć grupy różnych ruchów, a raczej środowiska pozbawione kapłanów, a więc bardziej zagrożone. Pomyślcie o współpracy z kapelanami więziennymi. Drugie – to środowiska szpitali. Tych, którzy rzeczywiście kochają swoich bliźnich, zachęcałbym, by zwrócili uwagę na domy dziecka, domy starców i domy przewlekle chorych. Tam trzeba iść, żeby darzyć, nie żeby zyskiwać. Więc ci z was, którzy mają czyste intencje, powinni pomyśleć o najbardziej skrzywdzonych, a wtedy Ja z radością pójdę do nich z wami. O tym można pomówić z ojcem duchownym.

Zbyszek:

– Czy sugerujesz mi, Panie, nie wychodzić na drugim roku?

Pan:

– Chciałbym, synu, żebyś drugi rok studiów poświęcił zawarciu bliższej przyjaźni ze Mną. Chciałbym, żebyśmy się coraz lepiej poznawali. Tego samego pragnąłbym dla twoich kolegów, ponieważ moim zamiarem jest, aby żaden z moich uczniów nie poczuł się nigdy samotny. Bo przecież zauważ, że Ja i ty to jest najmniejsza wspólnota, będziemy do niej włączać tych, do których cię skieruję. Ale wtedy musi już być w tobie żywe źródło mojej obecności i łaski (Anna tłumaczy: ośrodek, centrum, gdzie będziesz z Bogiem, jako wspólnota przyjaźni).

Zapewniam cię, synu, że to nie będzie nudne. A teraz błogosławię, przytulam do serca i zapewniam, że otrzymałeś pełnię miłości Ducha Świętego jako ziarno zasadzone w twojej duszy. Teraz ty dbaj o warunki wzrostu i rozwoju.

Pamiętaj, synu, że Mnie zależy na tobie i ważniejszy jesteś dla Mnie ty sam i twoje szczęście wieczne niż wszelkie możliwe twoje dokonania. Działania (tych, którzy Mi służą) wynikają z miłości; wszystkie inne są budowaniem własnej chwały. Dlatego spokojnie poddawaj się mojemu prowadzeniu, bo Ja wiem, gdzie przyniesiesz Mi najwięcej pożytku, a przez to będziesz najszczęśliwszy.

Ufaj, synu, mojej miłości do ciebie i ucz się bycia ze Mną, bo to możesz zrobić tylko ty wedle swojej woli. Seminarium może cię nauczyć jedynie różnorakich aspektów wiedzy o Mnie, historii Kościoła, historii osiągnięć myśli ludzkiej w odniesieniu do Mnie, ale zbliżyć się do Mnie samego może tylko ten, kto pragnie Mnie i tęskni do mojej miłości – a takiemu Ja sam wychodzę na spotkanie. Więc ufaj, synu, i pozwól, abym w tobie wzrastał w ciszy i pokoju. Nie obawiaj się, synu, o siebie, bo jesteś moją miłością.

 

Jaka powinna być odpowiedź człowieka rozumiejącego moją miłość do całego rodzaju ludzkiego?

25 VI 1991 r. Anna, Grażyna, Jacek

– Czy jest Twoją wolą, Panie, i czy jest w Twoich planach, aby powstał zakon Miłosierdzia Bożego? – pytamy na prośbę znajomego zainteresowanego istnieniem takiego zakonu męskiego.

Pan:

– Dałem moje słowa siostrze Faustynie w tym kraju i w tych czasach. Pragnąłbym przygotować was na czasy o wiele gorsze: na czasy, w których cały obecnie syty i bogaty świat będzie potrzebował miłosierdzia, a więc zmiłowania mojego i przebaczenia, a jeszcze bardziej będzie potrzebował ratunku i pomocy ludzkiej (czynnej miłości bliźniego).

Jeżeli Ja daję wam tak daleko idącą pomoc i przygotowuję nowe drogi ratunku, to spodziewam się po was zrozumienia mojego miłosierdzia i waszej odpowiedzi. Jaka powinna być odpowiedź człowieka rozumiejącego moją miłość do całego rodzaju ludzkiego? Jak odpowiedzielibyście sami?

Anna:

– Zrobię wszystko, co sama mogę w tej sprawie, która Ci leży na sercu, Panie.

Grażyna:

– Przypomina mi się nauka Pana Jezusa: umywanie nóg apostołom. „I wy czyńcie podobnie” (J 13, 14-15).

Jacek:

– Powinniśmy czynić miłosierdzie bliskim w takim stopniu, w jakim pozwolą nam w dzisiejszym życiu czas i siły.

Pan:

– Czy nie sądzicie, że wielu mam chętnych i wielu z was nie tylko rozumie Mnie, ale odczuwa głęboką potrzebę aktywnego udziału w pełnieniu miłości bliźniego?

– Jest tyle zagrożeń w naszym społeczeństwie, tyle niezrozumienia. Ludzie tak nie chcą słuchać... – mówi ze smutkiem Jacek.

– Ja oznajmiam wam swoje zamiary, podaję środki ratunku i zachęcam was do czynnego udziału w ratowaniu – wraz ze Mną – świata. Ci z was, którzy są blisko Mnie (współodczuwają wraz ze Mną i razem ze Mną boleją nad cierpieniami świata), tworzą zaczyn rodzącego się nowego powszechnego braterstwa ludzi dobrej woli, samarytanów waszych czasów (ze zrozumienia: powinny to być zespoły ludzi do różnych zadań, w każdym kraju – według jego potrzeb – obejmujące wszystkich ludzi dobrej woli bez względu na ich narodowość, przynależność do kościoła, system, w jakim żyją, wiek, płeć, stan (duchowny czy świecki)).

Dzieło Miłosierdzia Bożego nie będzie miało ograniczeń. Będzie otwarte dla każdego, kto pragnie służyć bliźnim swoim. Bo jego wodzem (Panem) jestem Ja, Król Miłosierdzia, Ojciec, Zbawca i Przyjaciel każdego człowieka, „miłośnik” człowieka.

Moje dzieci! Powiedziałem wam o moim dziele, takim jakie Ja pragnę założyć i prowadzić, lecz powinni być w nim ludzie oddani całkowicie koordynowaniu pracy różnych zespołów, umiejący również prowadzić je i zakładać nowe, wedle potrzeb chwili, słowem potrzebni będą organizatorzy dysponujący i czuwający nad prawidłowym rozdziałem środków materialnych. Dlatego powinna istnieć formacja typu zakonnego, by obejmowała ludzi całkowicie wolnych od spraw zawodowych (zarobkowych), rodzinnych (celibat) – bo ich rodziną mają być bliźni – żyjących w dobrowolnym ubóstwie, cieszących się zaufaniem. Wśród nich chciałbym mieć wielu księży

– lecz wolnych od żądzy władzy, posiadania lub dążenia do kariery intelektualnej. Chciałbym mieć z powrotem moich uczniów i apostołów (takich ludzi, jakimi byli uczniowie i apostołowie Jezusa, których Pan sam wychowywał i prowadził). Jeżeli znajdzie się taka grupa moich przyjaciół, którzy zrozumieją wagę moich wymagań – a więc potrzebę „ponownego narodzenia się”, konieczność oczyszczenia i odrodzenia duchowego kleru, zakonów i całego Kościoła (Ludu Bożego) – wtedy wspomogę ich i sam nimi kierować będę – mówi Pan.

Rozważcie moje propozycje, gdyż nie pragnę jeszcze jednego zakonu podobnego do istniejących. Ja tworzę nowe dzieło. Odpowiadam na potrzebę dzisiejszych czasów. Odpowiadam też na wszelkie mity, schizmy i zbrodnicze ideologie, oparte na jednym szatańskim prawie dzielenia i nienawiści, tworząc zjednoczenie ludzi dobrej woli, zwróconych ku każdemu potrzebującemu pomocy, kochających się wzajemnie i tą miłością obejmujących cały rodzaj ludzki.

Świat, który utworzyliście, jest „nieludzki”, dlatego Ja przynoszę wam miłosierdzie, przebaczenie, pojednanie i miłość bezwarunkową, obejmującą każde z moich dzieci. Ci z was, którzy Mnie zrozumieją, wezmą udział w moim dziele odrodzenia świata, gdyż ich rękami rozdawać będę moje dary. Ufam wam, że Mnie nie zawiedziecie. Oczekuję waszego opowiedzenia się za Mną. Potrzebna Mi wasza dobra wola, wasz wybór, wasze pragnienie służby człowiekowi, abyśmy mogli razem zbawić ten biedny, zrozpaczony, nieszczęśliwy świat.

A teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo, dzieci. Kocham was. +

Ze zrozumienia: Jest to największa sieć Zbawiciela, którą Pan zarzuca na świat dla nawrócenia każdego człowieka; dla wielu ostatnia szansa, ostatni środek ratunku. Jest to jak gdyby najszybsza, „na skróty”, droga do Pana: bez wzglądu na religię (lub jej brak), narodowość, system, w którym człowiek żyje, bez wzglądu na stan, wiek, zawód płeć – wezwanie Boga do wspólnego miłowania bliźnich i służenia im. „Na przełaj” prowadzi droga służby człowiekowi do służby – Bogu, droga przygotowana przez Pana na czasy ostateczne, droga miłosierdzia, dla której Jezus podał zasady w Ewangelii św. Mateusza (25, 34-40):

„Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie błogosławieni Ojca mego i weźcie w posiadanie królestwo przygotowane dla was od założenia świata. Bo byłem głodny, a daliście mi jeść; byłem spragniony, a daliście mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście mnie; byłem nagi, a przyodzialiście mnie; byłem chory, a odwiedziliście mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie, spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? Lecz Król im odpowie: Zaprawdę powiadam wam: wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili”.

Oto Dzieło Miłosierdzia Pana naszego na obecne lata. Szansa współdziałania z Jezusem Chrystusem otwiera się dla każdego człowieka dobrej woli. Jeżeli zechce miłować drugiego człowieka, reszty dokona Pan.


Aby człowiek stał się współpracownikiem swojego Ojca – Boga

13 VII 1991 r. Anna, Grażyna

W rozmowie prowadzonej w świadomości, że Pan jest obecny, wyrażamy swoją niepewność, wątpliwości i obawy, pytania i troski w związku z planowanym spotkaniem z nieznanymi osobami, a potem zwracamy się wprost do Pana (mając pewność, że nas słyszał i że zna nawet nasze niewypowiedziane myśli). Pan odpowiada:

– Moja córko, nie obawiaj się, ponieważ Ja tam będę. Jeżeli tylko ludzie chcą mojego udziału, a tym bardziej jeżeli liczą na Mnie i dają Mi wolność prowadzenia spotkania lub rozmowy wedle mojej woli, nie odmawiam. Przecież moją radością jest przebywanie z synami człowieczymi. To Ja cieszę się, że mogę was spotkać ze sobą, gdyż planuję wyprowadzić z tego dobro. Dlatego niczym się nie martw (...) i nie obawiaj się, bo Ja was prowadzę, spotykam i wami buduję swoje dzieła w świecie. (Poczułam się kamieniem, jednym z wielu rozrzuconych w trawie, które Pan podnosi i układa z nich fundamenty, kładąc każdy na przeznaczone dlań miejsce w swojej budowie).

Moim odwiecznym pragnieniem było, aby człowiek, istota stworzona, a więc zależna (podległa), stał się dzięki wyborowi swojej własnej wolnej woli współpracownikiem swego Ojca – Boga. I ta „złota” nić współpracy (świetlista, ze wzglądu na udział w niej Pana) przewija się w dziejach ludzkości od kilku już tysięcy lat. Obecnie jest was więcej, dlatego poszczególne nici zaczną się splatać w grube, silne, „widzialne” sznury, którymi – wspólnie – otoczymy popękany glob, aby nie dać mu się rozpaść. Tak jak Samarytanin obandażował rany pokaleczonego, bezradnego człowieka, aby mu uratować życie, tak my (Ja i wy) będziemy wysiłkiem wszystkich ludzi dobrej woli łagodzić cierpienia i naprawiać krzywdy świata. To mówię wam dla uzupełnienia moich słów (z 25 czerwca). Ciąg dalszy zależy od odpowiedzi na moje wezwanie i od pragnienia przyjęcia mojego kierownictwa przez tych, którzy zdecydowanie chcą służyć Mnie, jako pierwszej przyczynie, istocie i źródle Miłosierdzia.

Ze zrozumienia: Bóg w obecnych czasach pragnie być dla rodzaju ludzkiego samym miłosierdziem i przebaczeniem, a to ze względu na ogrom naszych win, zaślepienie umysłu i wynikłe stąd zaciemnienie władz duchowych, uniemożliwiające prawidłowe rozeznanie dobra i zła. Ludzkość weszła w ślepy zaułek, z którego bez pomocy swojego Zbawcy nie znajdzie drogi odwrotu (nie może jej zobaczyć). Bóg, który jest Miłością, chce wobec naszego tragicznego stanu duchowego uratować nas, wyleczyć i wyprowadzić na prawidłową drogą rozwoju ludzkości – drogę, wskazaną nam przez Pana słowami z Ewangelii św. Jana (w modlitwie arcykapłańskiej) „Abyście się wzajemnie miłowali”. Wszyscy, którzy słowa te uznają za słuszne, powinni jednoczyć się w praktycznym objawianiu ich światu wedle otrzymanych darów, uzdolnień i umiejętności.

To wystarczy, dziecko. Uklęknijcie. Przyjmijcie moje błogosławieństwo. Przyciskam was do serca, wraz ze wszystkimi, o których się troszczycie. Kocham was, dzieci. Podnieście serca („Sursum corda”), bo Ja już dzieło swoje rozpocząłem. Będziemy pracować moją metodą: cicho, delikatnie, bez pośpiechu i hałasu. Czy widzieliście kiedyś, jak przybiera woda (spokojny przypływ morski)! Tak i Ja będę zatapiał w moim miłosierdziu grzechy świata. A wy będziecie moimi świadkami. +


Otwieram wasze oczy, abyście zobaczyli, ile niedoli jest dookoła was

16 VII 1991 r. Anna, Grażyna, o. Jan

Mówi Pan:

– Widzisz, dziecko, jak was gromadzę pod płaszcz Maryi, Matki mojej. Zapewniałem Grzegorza, że nie ma powodu do obaw. Kiedy powróci, będziemy mówili o dziele miłosierdzia tu, w Polsce. Bo stąd Maryja zamierza wyruszyć z „kolumną sanitarną” Miłosierdzia na Wschód dla ratowania ludzi za waszymi obecnymi wschodnimi granicami. Dlatego potrzebne są wszelkie inicjatywy miłosierdzia: te, które już powstają, jak hospicjum, i inne (np. fundacje pomocy więźniom opuszczającym zakłady karne...).

O. Jan:

– Panie, Ty sam wsławisz swoje imię przy naszych nędzach (Ez 36, 20-35).

– Skąd wiesz, Janie, czy Ja już nad tym nie pracuję? Pomyślcie same, dzieci, przecież najpierw muszą powstać w waszych umysłach idee (nasze współczucie i gorące pragnienie zaradzenia krzywdom i biedom ludzkim powoduje, że Bóg może odpowiedzieć dając pomysł, idee, stworzenia ruchu, dzieła czy zakonu, które potrafią zaspokoić zauważone potrzeby). Każde moje dzieło jest odpowiedzią mojej mocy na bezradną miłość człowieka do jego potrzebujących bliźnich. Dlatego, abyście mogli dokonać wiele dobra, musicie jednoczyć swoje wysiłki, uprzednio jednocząc pragnienia swoich serc – odpowiada Pan.

Nie ma dnia, aby w waszym kraju czyjeś serca nie wołały do Mnie: „Ojcze, pomóż! Ojcze, ratuj! Ojcze, naucz nas, jak najlepiej mamy czynić dobro głodnym go, nieszczęśliwym, potrzebującym ratunku”. A Ja wciąż przybliżam się ku wam, rozgrzewam wasze serca i otwieram wasze oczy, abyście zobaczyli, ile niedoli jest dookoła was. Czy sądzicie, że czynię tak bez powodu? Pragnę uczynić z was swoich współpracowników, nie zaś sługi lub automaty. Dlatego poszerzam wasze serca, abyśmy mogli wspólnie odczuwać potrzeby świata. Ponadto pragnę dać wam jak najwięcej twórczej swobody. Przecież Ja jestem Dawcą wolności. Jeżeli jednak żyje w was silne i utrwalone pragnienie niesienia pomocy, macie natychmiast moją pomoc, a więc światło, zrozumienie, a przede wszystkim moją miłość, którą się z wami dzielę. I to wszystko dzieje się dookoła was. A poza tym, dzieci, czyż naprawdę każde z was już teraz nie pomaga Mi?

O. Jan:

– Panie, dziękujemy Ci za dobro, które czynisz przez nas.

Anna:

– Panie, ale my myśleliśmy o nowych dziełach.

Pan:

– Nic się nie martwcie, macie Matkę, która potrafi zorganizować pracę dla wszystkich swoich chętnych dzieci – gdyż potrzeb jest ogrom. (...)

Grażyna:

– Proszę o pomoc, jak istotna jest ilość godzin lekcji religii.

– Mnie nie zależy na ilości godzin. Zależy Mi na tym, aby wszyscy nauczyciele, którzy uważają się za katolików, byli nimi naprawdę (wliczając w to katechetów). Jeśli oni będą moimi świadkami, ich przykład da więcej niż wykłady. To jest problem co najmniej kilku lat. Widzisz, Grażyno, wy, dorośli, musicie się wychowywać wzajemnie, aby móc prawidłowo wychowywać dzieci i młodzież. Najważniejsze są żywe wzorce postępowania, które dobrze świadczą o Mnie. A takich mam zbyt mało – mówi Pan.

Teraz, dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo. Na pożegnanie mówię wam, że spoczywacie w moim sercu, nie schodzicie z moich oczu, że cieszę się wami, zauważam każde dobro, które czynicie, i każdy wysiłek, a o niedociągnięciach i brakach myśleć nie chcę.

O. Jan:

– Dziękujemy, że je naprawiasz.

– Od czego jestem? Od naprawiania błędów moich przyjaciół. (Pan mówi to żartobliwie).

Cieszę się, kiedy rozmawiamy. Cieszę się, kiedy myślicie lub mówicie o moich planach. Cieszę się, że coraz częściej łączycie się ze Mną i możemy odczuwać to samo pragnienie służenia światu. Błogosławię was. +


Czegóż ci brak?

16 VII 1991 r. Anna, ks. Zdzisław, o. Jan

Mówi Pan do ks. Zdzisława:

– Cieszę się, mój synu, że mogę z tobą rozmawaiać osobiście. Ty prosisz Mnie o pomoc, ale nie wyobrażasz sobie, jak bardzo Ja chcę ci pomagać, objaśniać, radzić – najlepiej przez rozmowę (Pan tłumaczy: dlatego przez rozmową, że to jest przyrodzona człowiekowi, najpowszechniejsza, najprostsza forma porozumienia, powalająca na pytania i wyjaśnienia). Jeżeli rzeczywiście pragniecie służyć Mnie, a nie własnym koncepcjom, powinniście dokładnie wiedzieć, czego Ja chcę, a może raczej powinniśmy się rozumieć tak, jak ojciec pracujący wspólnie z synem, np. w łodzi rybackiej. (...)

Proś o dar słyszenia Mnie dla siebie i swoich przyjaciół. Jeżeli będziecie prosić i pragnąć tego daru, Ja wam pomogę. (...)

Dziś, gdy będziesz poświęcał Jej figurę, będzie z tobą moja Matka. Możesz z Nią rozmawiać, możesz Jej powierzyć wszystkie swoje troski i wszystkie swoje plany i zmartwienia. Ona pragnie, żebyś z Nią przebywał jak z Matką. Pagnie zatrudnić cię w swojej służbie, a jest to służba niesienia miłosierdzia światu – dzieło moje, które Matka będzie rozbudowywać i rozszerzać w waszym kraju. I stąd pragnie zanieść je światu, zwłaszcza tym, którzy będą najciężej doświadczeni. Dlatego stawajcie w gotowości, dzieci, chciejcie służyć, a Ona nikogo, kto kocha Mnie, nie odsunie od tej służby.

Nie martw się, synu, masz Matkę, masz Ojca, masz Ducha Świętego, Towarzysza i Przyjaciela, masz Mnie, który was kocham. Czegóż ci brak? Całe twoje życie jest w naszych rękach. A więc oddałeś je Miłości i Miłość będzie rosła w tobie i przez ciebie udzielała się innym. Z góry dziękuj Mi, synu, i ciesz się, jeżeli naprawdę Mi zawierzyłeś. Teraz błogosławię was w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Trudno nam zakończyć rozmowę.. Ks. Zdzisław zadaje pytanie:

– Czy w służbie Miłosierdzia potrzebny jest film?

– Przyszłością filmu polskiego jest zagadnienie etyki, filmy z ideą miłosierdzia. Ale to za kilka lat. Wtedy będą potrzebne filmy nie tylko dla Polski, ale i dla całego Wschodu, który zamierzam przywrócić Kościołowi. Będą potrzebne filmy o waszych świętych, zwłaszcza z ostatnich lat – o Maksymilianie, o moim synu Albercie, o Faustynie. Cechą charakterystyczną świętych polskich była wrażliwość na potrzeby ludzkie – można to nazwać potrzebą działania miłosiernego – i takich świętych mamy (w niebie) ogromną ilość, ale pragnąłbym, aby dzieła dające najwięcej dobra i ratunku duszom i ciałom były wydobyte i ukazane światu.

Ze zrozumienia: form przekazu jest wiele, np. film dokumentalny, fabularny, naukowy. Na ukazanie światu zasługują m.in. Honorat Koźmiński, Romuald Traugutt, Andrzej Bobola, Jozafat Kuncewicz, ojciec Beyzym, Urszula Ledóchowska, jej rodzeństwo i wielu innych. Takie filmy potrzebne będą zwłaszcza za granicą, na Wschodzie, gdyż Kościół prawosławny nie ma w swojej tradycji zakonów charytatywnych ani dzieł miłosierdzia społecznego. Pan pragnie też posłać na Wschód zakony ubogie, np. franciszkańskie, i nowe, np. małych braci, małe siostry, siostry Matki Teresy i różne ruchy świeckie.

 

Daję ci szansę ratowania wielu ludzi ciężko chorych duchowo

20 VII 1991 r. Anna, Grażyna, o. Stanisław

Pan rozmawia z o. Stanisławem, mającym wyjechać na Wschód:

– Mój synu, zacznijmy rozmowę od twojej odpowiedzi. Otóż powiedz Mi, czego obecnie najbardziej się lękasz. Co cię niepokoi, a co martwi?

– Najbardziej się lękam własnej słabości, braku zawierzenia, niepokoju jak zostanę przyjęty... Boję się też własnych złudzeń.

– Co nazywasz złudzeniami?

– Na przykład myśl, czy być posłańcem Serca Jezusa: czy to nie mój wymysł ambicjonalny, sława, pycha? Boję się też własnych słabości..., żebym umiał siebie dobrze prowadzić.

– Być posłańcem to żaden powód do chwały – po prostu służysz. Idziesz tam, gdzie cię posyłają. Idziesz w moje Imię, bo Ja jestem Miłością. I to jest oczywista prawda. Natomiast twoje skrupuły są działaniem nieprzyjaciela, który usiłuje ci zasugerować wszelkie możliwe lęki. Wobec tego postępuj tak: Powiedziałem, że jestem z wami aż do skończenia świata; ponadto jesteś w Towarzystwie Jezusowym, czy tak trudno ci uwierzyć, że jedziemy razem? Będziemy zawsze razem i wszystko czynić będziemy wspólnie. A jeżeli ty przez swoją naturę ludzką popełnisz jakieś błędy, to Ja je moją mocą naprawię. Czy sądzisz, że jest coś, czego Ja nie mógłbym dokonać? Czy w tej mierze wszystko wyjaśniliśmy sobie?

– Chodzi o to, do jakiego stopnia potrafię uwierzyć, że Ty wszystko możesz...

– Ty sam jesteś słaby – jak każdy człowiek. A Ja znam naturę ludzką. I dlatego tak bardzo zbliżam się do was, by móc was wspomagać, prowadzić i z wami współpracować nad zbawianiem świata. Jeżeli bliskość moją przy tobie i moją stałą, czujną, opiekuńczą miłość potraktujesz poważnie, obecność moja stanie się dla ciebie niewątpliwa.

Posłuchaj, synu, przecież jedziesz pełnić moją wolę, nieść ludziom smutnym i nieszczęśliwym dobrą nowinę. Powiedziałem wam, że daję wam obecnie czasy apostolskie. Czy nie oznacza to, że każdego z was traktuję jak swojego ukochanego ucznia, dla którego sam zaplanowałem najpiękniejsze – bo bogate w czynienie dobra – życie? Daję ci, synu, szansę ratowania wielu ludzi ciężko chorych duchowo lub już na wpół umarłych; razem przywracać będziemy im zdrowie. Policz to sobie jako zaszczyt i dowód Mojego zaufania do ciebie. A i tak nie wysyłam cię samego. Co ty na to, synu?

– Ja zawsze wiedziałem, że nie jestem sam. Doświadczałem tego, że jestem niesiony na skrzydłach, ratowany. Ale zawsze jest jakieś tchórzostwo..., chęć czynienia według tego, co ja rozumiem, wiem. Trudno pozwolić prowadzić się jak dziecko. Może lęk przed krzyżem? Chyba tak – lęk przed krzyżem.

– Tam, synu, wiara twoja stanie się głębsza i prostsza. Pamiętaj, że na krzyżu Ja zginąłem za was, a nie wy za Mnie. Krzyżem jest życie codzienne, dlatego zaczynaj je ze Mną. Przedstawiaj Mi od rana swoje zamiary na każdy dzień, proś o moją obecność i współdziałanie i proś Mnie za każdego z tych, z którymi się w danym dniu spotkasz. Trudności, zmartwienia i niepowodzenia to jest normalna ludzka droga po trudnych, kamienistych ścieżkach – i tylko to może stać się twoją zasługą i twoją chlubą w moim domu. Dlatego nie odmawiam wam trudności. Wszystko bowiem, co wy nazywacie „sukcesem”, jest moim dziełem. Jakiż więc byłby twój udział, gdybym drogi twoje usłał kwiatami? Czy rozumiesz, o co Mi chodzi?

– Myślę, że tak...

– Będziesz miał z mojej woli różne „pogody”, dlatego przestań dzielić je jak dziecko na dobre i złe, bo wszystkie razem są ci potrzebne. Pamiętaj, że twoje życie jest twoją osobistą drogą do nieba, wybraną specjalnie dla ciebie. A Ja nie przestaję wychowywać i uczyć człowieka do ostatniej sekundy życia, zaś człowiek uczy się w działaniu (czyniąc). Tak że ty stawaj się bratem wszystkich, wśród których będziesz, tak jak Ja jestem twoim Bratem, Przyjacielem, Ojcem i Nauczycielem.

– Chciałbym spytać o braci prawosławnych...

– Twoją misją jest miłowanie ludzi tak, jak Ja ich miłuję: wszystkich jednakowo, bezwarunkowo, nieskończenie. Rozmawiaj z każdym, kto będzie chciał z tobą rozmawiać, ale nie narzucaj się. A tam, gdzie znajdziesz zrozumienie, szukaj zawsze tego, co łączy. Kościół wschodni ma rozwinięte bardziej niż wy, a wy bardziej niż oni, inne zagadnienia teologii. Udzielajcie sobie wzajemnie tego, co w obu Kościołach najlepsze, tak jak to bywa w dobrym małżeństwie, gdzie dwoje ludzi wymieniając pomiędzy sobą swoje przymioty i wartości ubogaca się wzajemnie, tworząc jedno ciało uświęcone łaską Boga. Nie daj się sprowokować do drażniących dyskusji, nie ulegaj emocjom (nawet cudzym), postępuj tak, jak Ja bym postępował; bo jestem z tobą, choć niewidzialny. Dlatego, synu, nie przynoś Mi wstydu. Oddawaj Mi wszystkich, za których będziesz czuł się odpowiedzialny, a szykuj sobie współpracowników i przyjaciół idąc śladem apostołów.

Pamiętaj, synu, że ten wyjazd to mój wspaniały prezent, piękna przygoda – piękna, bo przecież jedziemy razem. Traktuj to jako wyraz mojej miłości do ciebie, mój dar, moje zaproszenie – i ciesz się nim zamiast martwić.

Chcę ci powiedzieć, że Matka moja pragnie zgromadzić wszystkie swoje dzieci pod swoje skrzydła. Dlatego Rosja, która czci Ją jako moją Matkę – Bogarodzicę i Matkę Miłosierdzia – ma Jej troskę i pomoc. Ale Jej opiekę ma każdy człowiek. Dlatego wszyscy wzywajcie Jej w chwilach trudnych i ufajcie miłosierdziu Boga.

– Mam dwa pytania: o wspólnoty życia chrześcijańskiego i wspólnoty neokatechumenalne.

– Strzeż się, synu, wprowadzać od razu podziały na katolików „lepszych” i tych „gorszych”. Oprzyj się na metodzie Pawła, który zakładał wiele kościołów w różnych środowiskach, o różnym języku, kulturze, pochodzeniu i obyczajach. Na wszystko będzie czas. Ale pamiętaj, że oni oczekują na Mnie żywego i kochającego, a nie na różne typy życia religijnego. Pragnę jedności miłowania i służenia sobie wzajemnie. A powoli jeden lud Boży zróżnicuje się wedle własnych potrzeb i upodobań, tak jak każda rodzina ludzka. Ale najpierw jest miłość, zrozumienie, współdziałanie i służenie jeden drugiemu. Raczej oprzyj się, synu, na błogosławieństwach moich. Twórz więzy wszechstronnej pomocy wewnątrz powstającej wspólnoty ludzkiej, która od razu powinna pragnąć i dążyć do rozszerzania się poza swój krąg; mówię tu o czynnej służbie bliźnim potrzebującym pomocy. Co jeszcze, synu?

– Nic, wszystko wiem.

– To teraz uklęknij i przyjmij moje błogosławieństwo. Synu, błogosławię cię jako mojego posłańca niosącego Mnie światu. Błogosławieństwo moje rozciągam na wszystkich, z którymi będziesz się spotykał, nie wyłączając nikogo; przeciwnie, czynię je skutecznym dla najbardziej zagrożonych. Przyjmij je i nieś ze sobą wszędzie, gdzie będziesz. Miasta, wioski i ludzi oddawaj Mnie pod moje panowanie pełne miłosierdzia. Bo bardzo wam miłosierdzia i przebaczenia mojego potrzeba. Twoimi rękoma – Mnie poświęconymi (chodzi o święcenia kapłańskie) – będę ich przygarniał do serca i bronił przed nieprzyjacielem dusz ludzkich. Kocham cię, synu, i spodziewam się, że razem wiele dobra dokonamy. Błogosławię cię w imieniu Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Jakże Ja cię kocham... +


Nawet w nagłej, niespodziewanej śmierci objawiam swoje miłosierdzie

22 VII 1991 r. Anna

– Proszę Cię, Panie, powiedz o Twoim miłosierdziu w stosunku do tego młodego człowieka, który zginął, jak się dowiedziałam, kiedy popisywał się przed kolegami brawurową jazdą swoim samochodem, a wszyscy przedtem pili alkohol. Proszę od razu o „słowo” o tym, co jest nam konieczne, zwłaszcza kiedy giniemy nagle, nie przygotowani na śmierć. Wiem, że nigdy człowiek nie spotka się z większym miłosierdziem, niż kiedy staje przed Tobą.

– Cieszę się, że zrozumiałaś to, córeczko. Nawet w nagłej, niespodziewanej śmierci objawiam swoje miłosierdzie. Jeżeli wybieram ją, to często po to, aby była usprawiedliwieniem dla tych z moich dzieci, po których nie spodziewam się, że kiedykolwiek zechcą przygotować się na spotkanie ze Mną, natomiast dłuższe życie powiększy ciężar ich win. Jest to też ostrzeżenie dla ich otoczenia – wezwanie do zastanowienia się nad stanem własnej duszy i zachęta do szybszego oczyszczenia się z win (Łk 13,1-5 – zawalenie się wieży w Siloe). Mówię oczywiście o tych, którzy wiedzą, że mogą oczyścić się w sakramencie pokuty. Lecz i inni mogą zastanowić się nad zmianą swego sposobu życia, naprawieniem krzywd przez siebie bliźnim wyrządzonych, porzuceniem nałogów lub złych nawyków, okazaniem bliźnim swoim – zwłaszcza tym, za których ponoszą odpowiedzialność – większej troski, uwagi, czasu, a zwłaszcza miłości.

Patrząc na nagłą śmierć, zaskakującą innego człowieka, nie sposób nie zastanowić się: „A ja, czy jestem gotów? Czy rzeczywiście najważniejsze są dla mnie te sprawy, które mnie pochłaniają? Jaką pamięć pozostawię po sobie? Czy ludzie będą mi wdzięczni, życzliwi, czy też obojętni, ponieważ i ja byłem względem nich obojętny lub może nawet niemiłosierny? Czy zasłużyłem sobie na ich orędownictwo...?”

Dla człowieka zmarłego w niedojrzałości duchowej straszny jest sąd jego bliźnich o nim, bo słyszy myśli ich i rozumie, lecz wytłumaczyć się nie może. Jeśli jednakże człowiek ginie nagle, opinia ludzka łagodnieje: jest w niej więcej współczucia, a także woli wybaczenia mu win. Ludzie gotowi są zapomnieć jego przewinienia i modlą się o pomoc dla niego. I to też zmarły słyszy, i za każdą modlitwę, dobrą myśl lub słowo jest ogromnie wdzięczny.

Pamiętaj o tym, że każdy z was od momentu śmierci żyje w świecie duchowym – w świecie mojej prawdy. Spadają zeń wszelkie mity, złudzenia, zakłamanie i fałsz – jeśli w nich żył. Obecność Boża jest żywą miłością i wobec niej człowiek, zrozumiawszy, że jest kochany bezwarunkowo i na zawsze – a to poznaje natychmiast – nie chce kłamać, oszukiwać i udawać. Wie, że jest kochany taki, jaki był i jest. Wie też, że Chrystus Pan będzie jego orędownikiem i obrońcą wobec sprawiedliwości Bożej.

Człowiek poznaje prawdę o Bogu: Stwórcy, Ojcu i Zbawicielu swoim, i poznaje swoją odpowiedź na wszystko, co otrzymał; jest nią jego życie, jego czyny, słowa i miłość lub jej brak – niekoniecznie do Mnie samego, bo mógł Mnie nie znać lub wychowany został w nienawiści do Mnie, lecz do bliźnich swoich. Dlatego taki nacisk kładę na słowo z Sądu Ostatecznego (Mat 25, 34r-40), bo wypełnianie miłosierdzia może was usprawiedliwiać w oczach moich. Ostatnią zaś szansą ocalenia waszego może stać się wasza nagła śmierć. Wtedy gotów jestem wysłuchać waszego sądu o sobie: „Ojcze, nie jestem godzien, abyś przyjął mnie do domu Twego, ale wejrzyj na swoje nieskończone miłosierdzie i przebacz mi winy przeciw Tobie i braciom moim”. Kto odwołuje się do niego, odrzucony nie będzie.

Natomiast sąd człowieka nad sobą samym może być straszliwym bólem i trwać długo, aczkolwiek poza czasem. Dlatego zachęcam was do miłosierdzia względem winowajców waszych, a szerzej względem wszystkich braci waszych, którzy umierają lub właśnie zmarli, zwłaszcza zaś tych, którzy zginęli śmiercią nagłą.

Proście za nich, odwołując się do mego miłosierdzia. Proście wraz z Maryją, Matką waszą, poprzez Jej Przeczyste Serce. Dołączajcie zaś wasze czyny miłosierdzia, zadość czyniąc w ten sposób brakom w życiu zmarłego. Jeśli był skąpy, bądźcie hojni w swoim i jego imieniu; jeśli nienawidził i gardził ludźmi, kochajcie ich; jeżeli mściwy był i okrutny, bądźcież wy kochający i litościwi; gdy był chciwy, bądźcie bezinteresowni i wielkoduszni. Tak naprawiając winy zmarłego, wznosicie jego i siebie ku bramom niebieskim. Wszak wiecie, że zmarły nic już dla siebie zrobić nie zdoła. Lecz wam dany jest jeszcze czas. Możecie wybawiać z czyśćca braci swoich. A dla miłosiernych i Ja miłosiernym będę.


Powiedzcie, co jest wam teraz najbardziej potrzebne

26 VII 1991 r. Anna, Bogna, s. Ewelina, Grażyna, Zofia, Bogdan, o. Paulin, Szczepan

Prosimy Pana, żeby powiedział nam to, co sam chce.

Pan:

– Moje dzieci, kocham was. Z każdym z was współpracuję wspomagając was wtedy, kiedy staracie się w Imię moje. Chciałbym, abyście przygotowywali się do tych dni, które już stoją w drzwiach. Pragnę, abyście w tym czasie współpracowali ze Mną jako moi towarzysze, uczniowie i przyjaciele. Tak wiele lat was przygotowywałem – każdego wedle umieszczonych w nim darów. Teraz nadchodzi pora, w której wy powinniście tworzyć wokół siebie koła przyjaciół i pomagać ludziom dobrej woli w wejściu na moje drogi. Nadchodzi czas, w którym potrzebny będzie każdy z was do wspólnej walki na wielu, wielu frontach, ale zawsze o jedno – o bezpieczeństwo waszego narodu i utrwalenie w nim jego prawdziwych cech. Czy rozumiecie Mnie (czy pragniecie, żebym to szerzej wytłumaczył)!

Bogdan:

– Co do idei rozumiemy; co do „wykonawstwa” prosimy o wskazówki.

Pan:

– W „wykonawstwie” będzie dana łaska na każdy moment. Powoli każde z was zajmuje już swoje miejsce w społeczeństwie lub już zajął (np. s. Ewelina, o. Paulin). Znacie moje zamierzenia i wiecie, że liczę na was i tutaj właśnie, od waszej stolicy, rozpocząłem swoje dzieło. Otrzymaliście Ducha Świętego i waszą sprawą jest tylko strzec Jego obecności w sobie, a moją sprawą jest wciąż poszerzać zasięg łaski. Bo cały wasz naród potrzebuje nawrócenia i otrzyma wystarczającą pomoc, aby się przemienić. Warunkiem jest jednak wasz wybór wedle waszych cech i umiejętności. Dlatego będziecie Mi żywymi świadkami. I – jak wielokrotnie już was prosiłem – chciejcie wszystkie wasze dobre słowa i czyny oddawać Mi w imieniu tych, którzy czynią źle lub są obojętni. Co jeszcze chcielibyście wiedzieć, dzieci, w tej sprawie?

Zofia:

– Chciałabym prosić, Panie, abyś nas ukierunkowywał ku tej drodze, którą jasno widzisz.

Pan:

– Tobie, Zosiu, daję sposobność wedle twoich sił. Oszczędzam cię, dziecko, bo pragnę, żebyś Mi dłużej służyła. (Zosia jest chora na serce; właśnie wróciła z sanatorium). Powiedzcie teraz wszyscy po kolei czym wam mogę służyć, co jest wam teraz najbardziej potrzebne.

S. Ewelina:

– Proszę o obecność Ducha Świętego w kapitule dla naszego zgromadzenia.

Pan:

– Dobrze, córko. A ty bądź tą, która porusza sznurem dzwonka wzywającego Mnie. Córeczko, dziękuję ci za wszystko, coś zrobiła dzisiaj dla Mnie (s. Ewelina przyjechała poprzedniego dnia przywożąc ciasta na imieniny Anny, a dzisiaj od rana sprzątała, myła, prała, czyściła jej całe mieszkanie; bardzo ciężko się napracowała). Ucieszyłaś Mnie i wzruszyłaś. Dlatego i Ja odpowiem ci specjalnym staraniem.

Bogdan:

– Wielbię Pana i dziękuję za łaski, które otrzymałem w Zakopanem, że mogłem odbyć nowennę do Matki Bożej Szkaplerznej. Trudno mi wrócić do pracy w więzieniu; proszę o wzmocnienie pragnienia kontynuacji pracy z więźniami.

Pan:

– Synu, nie będę wzmacniał twojego pragnienia emocjonalnego, bo nie na tym polega służba. Nie służysz „kiedy ci się chce” i „dopóki ci się chce”, lecz służysz Mi wedle swoich umiejętności, które ci dałem, w tym, co uważasz za ważne, słuszne – a tym bardziej kiedy jest to naglące. A wiesz, że powiedziałem: „Byłem w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. (...) Nie znam was” (Mt 25, 40-46). Ja ci tylko, synu, obiecuję swoją obecność z tobą w tej pracy, i to o wiele silniejszą niż wtedy, kiedy pracujesz zarobkowo.

Bogdan:

– Zrozumiałem. Idę w niedzielę i rozpoczynam to, czego podjąłem się wcześniej.

O. Paulin:

– Dwie sprawy: pierwsza – chciałbym prosić Pana Jezusa o trochę więcej sił fizycznych i psychicznych; druga – proszę o pomoc pedagogiczno-edukacyjną (moja chrześniaczka stwarza rodzinie poważne problemy wychowawcze).

– Nie masz innej rady jak tylko ofiarować ją całkowicie Mnie. Zrób to przez Serce mojej Matki. Powierz Paulinkę wychowaniu Maryi. Ponadto musicie ją nadal kochać równie mocno. Nie mówcie jej nigdy, że was zawiodła. Dziecko musi wiedzieć, że wy wierzycie w jej dobrą wolę i zdolności. A Ja będę wspomagał wasze starania.

Mój synu, pragnę ci dodać energii i sił, ale ty sam pamiętaj, że powinieneś swe obowiązki i wysiłki ograniczać. Nie możesz wymagać od siebie tyle, ile wymagałeś lat temu czterdzieści. Synu, Ja jestem wyrozumiałym Ojcem, nie wymagam od ciebie nieustających wysiłków. Pragnę twojej miłości. Pragnę serdecznego, ciepłego stosunku do Mnie, rozmowy, przyjaźni. I pamiętaj, że nigdy cię do niczego nie będę zmuszać, a tym bardziej popędzać. Błogosławię. +

Pan błogosławi o. Paulinowi, który musi już wyjść.


Pamiętaj, że masz Ojca wyrozumiałego

Przedkładamy Panu dalej nasze prośby:

Grażyna:

– Prośba o światło w najbliższych dniach w pracy.

Pan:

– Ja z twego postępowania jestem zadowolony. Postępuj tak dalej.

Szczepan:

– Dwie sprawy: robotników, ze trzech, „bo żniwo wielkie”; i troszkę ulgi w sprawach materialnych, aby nie trzeba było opędzać się przed kłopotami jak przed komarami.

Pan:

– Znam wasze kłopoty. Sam was (ciebie i Grażyną) zachęcałem do tej pracy. I nie opuszczam was. Ale kiedyś będziecie ten czas wspominali z dumą jako czas heroiczny, i nie chcę wam odmawiać tej radości, lecz obiecuję pomoc. Oboje zdajecie sobie sprawę z tego, jak ważna jest wasza praca dla przyszłości kraju, i to również was podtrzymuje. Jeszcze trochę wytrwajcie, dzieci.

Obiecałem ci, Szczepanie, i twojej żonie, że nie zawsze wasze życie będzie takie ciężkie i skomplikowane. Zapewniam cię, że wiem co mówię. Dlatego proszę, nie załamuj się i nie daj sobie wmówić, że nie wytrzymasz, że nie widzisz znikąd pomocy ani wyjścia. Ponieważ jesteś zmęczony, silniejsze są pokusy. Nie bierz ich za swoje (tych myśli pełnych zniechęcenia i złych przewidywań). Co jeszcze cię trapi, mój synu?

Szczepan:

– Wytrzymałość – może nie tyle własna, ile żony...

Pan:

– Nie patrz, synu, z perspektywy czysto ziemskiej (biologicznej). Pamiętaj, że masz pomoc z wysoka, że to Ja cię zachęcałem do przyjęcia tej pracy nie po to, aby zniszczyć ciebie lub wasze małżeństwo, lecz dlatego, że wierzyłem, że właśnie ty jesteś dostatecznie kompetentny, dość silny wewnętrznie i dość sprawny, aby móc ten ciężar podjąć, nie zrzucając go na innych i nie rezygnując. Pamiętaj, co w tym gmachu się działo i pod jaką presją nie uginali się twoi poprzednicy w tych pokojach. „Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi” (Hbr 12, 4). Twoja sytuacja nie wymaga od ciebie ostatecznej ofiary.

Ja w ciebie, synu, wierzę. Musisz tylko stale pamiętać, że masz wszechmogącego Ojca, który nie spuszcza cię z oczu.

Pan zwraca się. do Bogny:

– Powiedz, córko, co cię gnębi.

Bogna:

– Chciałabym otrzymać pomoc w rozeznawaniu i kształtowaniu codzienności zgodnie z wolą Bożą.

Pan:

– Cały czas ci jej udzielam, córko.

Bogna:

– Chciałabym podziękować i prosić, abyś mnie wspomagał w mojej słabości.

Pan:

– Pamiętaj, że Ja działam spokojnie, do niczego nie przymuszam.

Anna:

– Pan mówi to z uśmiechem, jak gdybyś rozbawiła Chrystusa Pana tym, że skarżysz się na coś, co jest charakterystyczną właściwością natury ludzkiej.

Pan:

– Dam ci propozycję, córko. Ciesz się moimi przymiotami, które powodują, że tak nieskończenie kocham tę waszą „marność ludzką”. Jej to właśnie zawdzięczacie całe moje miłosierdzie, które na was wylewam. Macie też moją cierpliwość, łaskawość, wspaniałomyślność, wybaczenie na jedno słowo prośby. Wszelkie przywileje, które wam dałem, zawdzięczacie temu, że jesteście tak bardzo słabi.

Bogna:

– Czy to, co rozpoznaję i wybieram, odpowiada planom Bożym?

Pan:

– Córko, przecież ty idziesz, jesteś w drodze. Ja ci pozwalam na wszystko, bo na wszystkim się uczysz. Ważne jest tylko jedno: czy twoje postępowanie jest kierowane intencją służenia Mi, czy też intencją szkodzenia moim planom. Jeżeli ty, córko, pragniesz Mi usłużyć, Ja wszystko, cokolwiek zrobisz, przyjmuję jako twój dar niezależnie od tego, czy jest Mi on bardziej, czy mniej potrzebny. A zapewniam cię, że możliwość błędu też aprobuję, ponieważ na błędach uczycie się. Pamiętaj, że masz Ojca wyrozumiałego, który lubi pobłażać swoim dzieciom i patrzy przez palce na drobne błędy swoich stale jeszcze małych dzieci.. Zapewniam cię, córko, że dla Mnie do samej śmierci będziesz wciąż dzieckiem, chociaż traktuję cię poważnie i pomagam w pracy wymagającej dojrzałości.

Dzieci, chciałbym mocno przytulić was do serca. Kładę ręce na waszych strudzonych głowinach i mówię wam: „W górę serca! Jam zwyciężył świat”. A teraz czynię z niego moje królestwo. Powoli, dzieci, rozpoczynamy ratowanie świata. Nie martwcie się niczym, bo jestem z wami. Błogosławię wszystkie wasze starania i wysiłki, wszystkie wasze dążenia i marzenia. Błogosławię wasze dni codzienne w każdej sekundzie ich trwania.

Pozostańcie blisko przy moim sercu, bo niczego Mi tak nie brak jak miłości człowieka. Bądźcie tymi, którzy Mnie kochają, a wszystko inne będzie wam przydane. Daję wam moje błogosławieństwo w imię Boga Najwyższego. +


Czy teraz widzicie, jak bardzo Mi zależy na was samych?

3 VIII 1991 r. Anna, Grażyna, Grzegorz

Pan zaczyna rozmowę z Grzegorzem:

– Cieszę się, że was znowu zgromadziłem razem. Powiedz Mi, Grzegorzu, jak określiłbyś swój pobyt w Anglii, odkładając na bok sprawy zawodowe.

Grzegorz:

– Po pierwsze zyskałem spojrzenie na Zachód z bliska, namacalnie dostrzegając pustkę duchową i odchodzenie od Ciebie, z jednoczesnym wypełnianiem tej przestrzeni sprawami degradującymi, jak natrętna propaganda czy niemal kult prymitywnego seksu, pornografia, wynaturzenia... i jawnie uwłaczającymi Tobie, jak magia, okultyzm, czary (np. działające otwarcie, a nawet zapraszane do telewizji wiedźmy)... aż do satanizmu. Oprócz tego pierwszy raz zetknąłem się z klimatem przeciwnym wierze. Bolało mnie także zakłamanie w działaniach publicznych, np.: chrześcijaństwo państwowe na pokaz i cynizm w praktyce.

Co do masonerii, nie starałem się poznać jej roli i znaczenia, ale zaniepokoiły mnie opinie różnych osób o opanowaniu przez masonerię wszystkich ważnych dziedzin życia, łącznie z administracją, policją, sądownictwem, środkami przekazu, dzięki czemu może ona czynić, co chce, działając niejawnie (np. decydować o powierzaniu stanowisk w służbach publicznych i instytucjach). Ciągle nie mogę zapomnieć katedry anglikańskiej z kaplicą Matki Bożej wybudowaną przez masonerię; nie wiem, czy to jest zakłamanie, szyderstwo czy... nieświadome szukanie orędownictwa.

Na Polonię spojrzałem zupełnie inaczej – z bliska – i nawiązałem znajomości (przyjaźnie). Mam uczucie, że nie przekazałem w pełni tego, co chciałeś, Panie, abym przekazał, choć starałem się wykorzystywać okazje.

Pan:

– Mnie wystarczy, jeśli ziarno jest w ziemi.

Grzegorz:

– Tak, usiłowałem w to wierzyć, że ja nie muszę oglądać efektów. Chciałbym jeszcze dokończyć poprzez korespondencję lub artykuły...

Pan:

– Czym był (ten pobyt) dla ciebie, dla twego ducha?

Grzegorz:

– To okres bliżej Ciebie: więcej czasu na modlitwę, na uświadamianie sobie Twojej obecności, bliskości. Także tęsknota za Polską i bliskimi, którą starałem się oddawać Ci spokojnie, wiedząc że to wszystko jest Twoim darem i zadaniem. Pamiętałem o Twoim zapewnieniu, że ta rozłąka nie będzie destrukcyjna, ale że będziesz się opiekował (całą rodziną).

Pan:

– Czy uważasz, że zmieniłeś się?

Grzegorz:

– Myślę że tak, ale właściwie zastanawiam się...

Pan:

– Czy nastąpiło pogłębienie, czy spłycenie twojej hierarchii wartości?

Grzegorz:

– Wierzę, że poddawałem się kształtowaniu przez Ciebie, dlatego chcę wierzyć, że pogłębienie. Myślę, że bardziej świadomie traktuję służbę...

Pan:

– Czy widzisz potrzebę tego zadania – służby?

Grzegorz:

– Poza wszelkimi wątpliwościami, Panie. Przepojenie życia Tobą, Twoimi wartościami widzę jako najgłębszą potrzebę ludzkości.

Pan:

– A Mnie się wydaje, synu, że pogłębiliśmy naszą przyjaźń.

Grzegorz:

– Dziękuję. Bałem się, gdy mówiłem o Tobie, żeby to nie przeszło na mówienie prawie „zawodowe”, ale żeby było wyrażaniem treści, świadectwem.

Pan:

– Dlatego właśnie potrzebna ci była „pustynia” (przebywanie we dwoje). Czy jaśniej zobaczyłeś z daleka, dlaczego Ja twój naród wybieram do współpracy?

Grzegorz:

– Tak. Właśnie dlatego, że z daleka, że przez kontrast. I tym bardziej niepokoiłem się, że moglibyśmy tę szansę zmarnować – i dla siebie, i dla ludzkości.

Pan:

– Moglibyście, ale tylko przez świadomą zbiorową złą wolę. Bo ponad waszą naiwnością i nieświadomością Ja czuwam. Ale teraz już powróciłeś, aby na zapowiedziany wam okres stanąć do służby wraz z innymi (wspólnie).

Anna:

– Panie, teraz prosimy Cię, wskaż nam, czego się od nas spodziewasz.

Pan:

– Cierpliwości, wytrwałości, spokoju (wewnętrznego). Oczekuję też pełnego nawrócenia się (zwracania się po rozkazy i dyspozycje do Mnie jako do waszego wodza). Wiem, że spodziewacie się ode Mnie informacji – i otrzymacie ją, ale nie dzisiaj, lecz razem z Janem.

Anna:

– Panie, tylko znowu boimy się o Papieża.

Grzegorz:

– Panie, polecamy Ci Papieża, prosimy o opiekę nad nim...

Pan:

– Ja się też martwię (wielką ilością zlej woli w ludzkości, tym co robi ona ze swoją wolnością).

Anna:

– Czy to nie jest koniec ludzkości?

Pan:

– W pewnym sensie tak. Dlatego właśnie daję wam na te czasy całą pełnię mego miłosierdzia, które jest odpuszczeniem i zapomnieniem waszych win za jedno wasze „przebacz!”.

Dzieci, przytulam was do serca, nasycam moim pokojem i zapewniam, że w waszym życiu nie stanie się nic bez mojej woli, bo zaufaliście Mi. A chciałbym rozciągnąć to poczucie bezpieczeństwa i mojej bliskości na cały wasz naród.

Przyjmijcie moje błogosławieństwo, moją wielką miłość, moją radość z was trojga. Bo zbliżyliście się do Mnie wszyscy troje, choć każde prowadziłem inną drogą. I znowu jesteśmy razem, ale już na następnym stopniu (chodzi o rozumienie woli Pana i świadomą zgodę na to, czego Pan chce).

– Chwała Ci, Panie...

Pan:

– Teraz już mogę na was budować następne zadanie (polegać na nas i z nami budować).

Grzegorz:

– „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha”.

Pan:

– Tak, jesteście już moimi, ale nie sługami, lecz uczniami i przyjaciółmi.

Anna:

– Dziękujemy Ci, Panie, kochamy Cię. Cieszymy się, że nie zapominasz o nas.

Grzegorz:

– „Czy może niewiasta zapomnieć swego niemowlęcia...”

Pan:

– Dobrze powiedziałeś, Grzegorzu. Czy teraz widzicie, jak bardzo na was samych Mi zależy, jak nieskończenie ważny i drogocenny jest dla Mnie każdy z was. Nie to, dzieci, co robicie dla Mnie, ale to, czym się stajecie – a stajecie się coraz bardziej świadomymi swego stanu dziećmi moimi – to jest dla Mnie najważniejsze.

Kocham was. Obejmuję błogosławieństwem Boga Wszechmogącego w Trójcy Jedynego, Świętego Świętych. Niech błogosławieństwo moje spocznie na was, przeniknie was i pozostanie, abyście byli świadkami moimi. +


Otrzymacie pomoc całego nieba

8 VIII 1991 r. Anna, o. Jan, Grzegorz

Mówi Pan:

– Dzisiaj, dzieci, pomówimy, tak jak wam to uprzednio obiecałem, o moich planach.

Ojciec Niebieski zadecydował już, że pora nadeszła. Ponieważ litość Boga nie jest zrozumiana, a grzech rozprzestrzenia się coraz szerzej i szybciej, nie mamy innego sposobu niż aby poprzez lęk przed śmiercią, poczucie zagrożenia i powszechną świadomość niebezpieczeństwa, które może dotrzeć wszędzie – poprzez te ostateczne środki jeszcze raz dać wam szansę zastanowienia się i świadomego odwrotu od drogi zgubnej ku prawidłowej. Ponieważ będzie to największa hekatomba w (znanych wam) dziejach ludzkości, otrzymacie pomoc całego nieba, gdyż wszystkie rodziny ludzkie mają tu swoich przedstawicieli, którzy kochają ich i proszą o możność niesienia pomocy swoim potomkom i spadkobiercom (wnukom, prawnukom... od pokoleń).

Zrozumcie, dzieci, że łączy was z moim światem braterstwo dużo głębsze, niż sobie możecie wyobrazić. Jest to braterstwo wspólnej drogi. (Ze zrozumienia: obejmuje to z jednej strony odpowiedzialność za przekazane nam z całym dziedzictwem wady, przewinienia nie odżałowane i krzywdy nie naprawione, z drugiej – przez Boga dane w nagrodę, prawo dalszego udzielania się tym, którzy tworzyli szeroko rozumiane dobro, np. twórczość naukowa, artystyczna, niesienie pomocy bliźnim. Dotyczy to całych rodzin, narodów, a także szerzej – powolnej drogi dźwigania się całej ludzkości ku Bogu.) (...)

Chcecie Mnie zapytać, czego teraz pragnąłbym od waszego społeczeństwa. (...) Nie dajcie się oderwać ode Mnie, a na wszelkie zarzuty wobec Kościoła – często słuszne – odpowiadajcie, że Kościół mój na ziemi składa się z milionów ludzi pozostających wciąż w drodze (ku zbawieniu), nie różniących się od reszty niczym poza uznaniem, że ta droga, którą idą, prowadzi ich ku dojrzałości (duchowej) i poza podstawowym zrozumieniem, że na początku tej drogi stanąłem Ja, że Ja was prowadzę i jestem z wami aż do skończenia świata – a Ja jestem miłością, zmiłowaniem, miłosierdziem i przebaczeniem.

Wy wiecie, iż pragnę, aby cały mój Kościół stawał się powoli MNĄ – Zbawicielem dla reszty świata. Ale tu już nie słowa są potrzebne, lecz postawa wasza, bo wy macie być moim fizycznym obrazem, moimi żywymi świadkami.

Moje dzieci, teraz – jak powiedziałem – powinniście się jednoczyć, tworzyć obok siebie koła przyjaciół – nie dla obrony, lecz aby walczyć, występować przeciw temu wszystkiemu, co was niszczy. Pamiętajcie, że każdy czyn dobry działa silniej niż słowo, bo jest przykładem, że można żyć wedle moich reguł, a nie wedle zmieniających się, bezwartościowych „mód świata”.

Dzieci, podejmujcie wszelkie inicjatywy i działania ku dobru społecznemu, ale niech to będzie działanie, a nie „obradowanie” i wyżywanie się w słowach (tym najbardziej zagrożeni są klerycy i księża, dlatego należało by umożliwiać im dostęp do działań społecznych). Organizujcie powoli front ludzi dobrej woli – mój front – a nie partie polityczne.

To jest program dla tych, z którymi będziecie w najbliższym czasie rozmawiali. Zobaczcie, jak działa mój syn Karol, Jan Paweł II: nie szczędzi trudu ani sił, a wszędzie jest dla ludzi obrazem moim; i jest to obraz dobry. (...)

Sami słyszycie, jak narasta i rozszerza się zaniepokojenie społeczeństw sytych lub dążących do dobrobytu, które zaczynają czuć się zagrożone przez brak odpowiedzialności i zasad moralnych przywódców narodów wciąż pozostających we władzy „starych” poglądów, gdzie jedyną drogą jest przemoc, gwałt, agresja zbrojna i zdobywanie tego, czego pożądają, poprzez zadawanie śmierci i cierpienia innym. A jeśli ilość takich przywódców i takich państw będzie rosła, będziecie coraz bardziej poruszeni i przerażeni. Bo teraz

ujawnią swoje zamiary większe państwa (ZSRR, Chiny). Takim działaniom towarzyszyć będą kataklizmy, gdyż inaczej zniszczylibyście się zupełnie. Bo nie wiecie nawet, ile straszliwej broni jądrowej posiadają kraje, których nikt by o to nie posądzał.

Zapowiedziane czasy trwogi i śmierci już się rozpoczynają, ale wy ogniskujcie się na tworzeniu dzieł miłosierdzia, dzieł pokoju, gdyż taką rolę przeznaczyłem waszej ojczyźnie. Troszczcie się o waszych sąsiadów, troszczcie się o Wschód. (...)

Władze Kościoła w Polsce muszą zrozumieć, że nadchodzi coś zupełnie nowego i trzeba działać w inny sposób, bardziej ofiarnie i pracując w łączności ze społeczeństwem, a nie ponad nim.

Spodziewaliście się ode Mnie dat: dawałem wam przykład z drzewa figowego – przeczytajcie jeszcze raz ten fragment (Mt 24, 32-33).

O. Jan:

– Mnie teraz najbardziej naglące wydaje się opracowanie tych wszystkich „Słów”.

Pan:

– Ile lat ci to mówię... Głosisz rekolekcje, Janie, masz wielu penitentów, spotykasz się z wieloma środowiskami twórczymi. Mów o potrzebie działania, o tym, że każdy z was może coś dobrego zrobić i zachęcić do tego innych. Oprzyjcie się na tym, co mówiłem o moim dziele miłosierdzia, w którym potrzebni będą wszyscy. Bo Ja zacieram różnice pomiędzy moimi dziećmi i dążę do wspólnoty miłości.

Teraz, dzieci, błogosławię was. Wspomóżcie serdeczną myślą spotkanie młodzieży; oddawajcie ich wszystkich naszej wspólnej Matce. Błogosławię was, przytulam do serca i obiecuję, że będę wam umożliwiał niesienie pomocy – każdemu wedle jego możliwości i umiejętności. (...)

Udzielam wam mojego błogosławieństwa, energii, siły przekonania, udzielam wam stałości we Mnie. Kocham was, dzieci. Błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. +