Anna – BOŻE WYCHOWANIE –

 

 

Chciałbym, żebyś spojrzała na moje plany pod kątem możliwości ich realizacji

16 VIII 1991 r. Anna, Maria, o. Jan

Mówi Pan:

– Już nadchodzi czas realizacji, ale dla tych, którzy będą organizować, głosić i uczyć innych. Bo w tej chwili mogę się oprzeć na tych, którzy Mi wierzą i przyjmują moje słowa. Dlatego zbieram was ku różnym zadaniom wedle ukierunkowania waszej miłości, a Duch Święty już z wami pracuje. Teraz też szybko będzie postępowało to, co wydawało się nie do zrealizowania.

Czego chciałbym od was dwojga? Poznawajcie się, poznawajcie moje zamiary względem waszej ojczyzny. Ty, Anno, już je znasz. Ale chciałbym, żebyś ty, Mario, spojrzała na moje plany pod kątem możliwości ich realizacji. Kiedy więc czytasz, pomyśl, czy widzisz odpowiednich ludzi do tego lub innego rodzaju pracy. Kiedy przeczytasz całość, możesz za moją zgodą wprowadzać takie osoby w konkretne działy służby. Jeżeli chodzi o społeczną służbę kobiet, chciałbym w niej widzieć harcerstwo żeńskie, ale nie tylko. Instruktorkami, albo osobami opracowującymi szczegółowe koncepcje takich służb mogą zostać osoby z różnych ruchów katolickich, a nawet zakonów, jeżeli ukończyły odpowiednie studia i odbyły praktykę na różnych placówkach służby społecznej.

Proszę cię, Mario, czytaj pod tym kątem, po to bowiem doprowadziłem do waszego spotkania z sobą, żebyście się uzupełniały. Anna inspiruje i przekazuje, ale nie ma żadnych zdolności organizacyjnych, bo nie jest to jej rola. Ty zaś jesteś obdarowana uzdolnieniami do wprowadzania w czyny planów teoretycznych.

Maria:

– Moją zasadą postępowania jest, żeby słowo wypowiedziane było święte, żeby słowa nie były rzucane na wiatr.

Pan się uśmiecha:

– Taką chcę cię mieć, moja córko! Czy myślisz, że Ja nie tęskniłem bardziej niż ty do rozmowy z tobą? Wreszcie stało się tak. I teraz masz do Mnie otwartą drogę. Na razie czytaj. Potem pomyślimy, jak wykorzystać twoje pomieszczenie, twoje książki, twych przyjaciół, bo przecież nie na próżno działałaś w różnych środowiskach.

Maria:

– Liga kobiet, skauting... szukałam po latach odejścia od Kościoła. I znalazłam.

Pan:

– Ale zawsze szukałaś Mnie – szukałaś prawdy, szukałaś miłości, szukałaś drogi. Czyż Ja tego nie wiem? Przecież Ja byłem motorem twego poszukiwania.

Pan zwraca się do ojca Jana, który wspomniał, że przygotowuje się do wyjazdu do Niemiec na zjazd socjologów.

– Na pewno o tobie nie zapomnę. Przecież cały czas współpracujemy, jesteśmy razem. Synu, postępuj tak, jak ci sytuacja nakaże, ponieważ Ja przemawiam również przez sytuację. Nie zostaniesz na długo. Nie będę cię więcej przynaglał do przekazywania ostrzeżeń, ponieważ ich nie przyjmują. Kiedy żyłem pośród was, też nie usiłowałem za wszelką cenę nawracać kapłanów, faryzeuszy i saduceuszy – od arcykapłana do sług świątyni – ponieważ w sercu mieli pychę, samozadowolenie i pogardę dla wszystkich niżej urodzonych. A wielu żywiło do Mnie nienawiść. I ty nie usiłuj przezwyciężać oporu za wszelką cenę, ponieważ Ja zawsze pozostawiam woli wolny wybór. I nawet stan duchowy, w jakim giniecie, jest waszym własnym wyborem.

Teraz, synu, mam dla ciebie propozycję: w czasie całej drogi do Krakowa, odczytując w „Słowie Powszechnym” mowy Jana Pawła do młodzieży na Jasnej Górze, módl się we wszytkich intencjach Papieża, dodając do nich swoje, bo potrzebny mu jest wasz współudział w imieniu społeczeństwa polskiego. I proś razem z moją Matką, myślę, że ten czas nie będzie zmarnowany. Kocham cię, synu. Uklęknij, przyjmij moje błogosławieństwo. Wspomogę twój umysł i dam ci jasne zrozumienie wszystkiego, o czym będziesz mówił, bo przecież jesteśmy przyjaciółmi i pomagamy sobie. Tulę cię do serca, synu, obdarzam cię moim pokojem, wzmacniam twoje siły fizyczne i czekam cię tutaj, kiedy będziesz mógł przyjechać. Daję ci błogosławieństwo Boga Najwyższego w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. +


Gdzie jest czystość intencji, łatwo i prosto układa się moja współpraca z wami

22 VIII 1991 r. Anna

Zamierzałam zwrócić się do Pana, ale Pan to uprzedził, zachęcając mnie:

– Pytaj, dziecko. Wiesz, że zawsze wam odpowiadam.

– Przynagliła mnie osoba pani Marii. Chciałabym przez nią dawać teksty jej znajomym. Nie wiem jednak, Panie, czy to Ty spowodowałeś nasze spotkanie. Tak mi się wydawało.

– Tak, córko, Ja to sprawiłem, gdyż uzupełniacie się i wspólnie możecie więcej zrobić. Obie służycie Mi w jednej sprawie, czyż nie tak?

– Tak sądzę.

– Wszystko zależy od tego, Anno, czy zechcesz się z nią podzielić tekstami społecznymi. Bo sama czujesz, że możesz na niej polegać.

Przecież ty Mnie słyszysz, córeczko, dużo częściej, niż sądzisz, i postępujesz wedle moich wskazań nawet wtedy, kiedy ich nie zapisujesz, lecz gdy myślisz o naszych sprawach. Masz stałą pomoc w działaniu, kiedy jest ci to potrzebne, bo myślisz o tym, co zrobić lepiej, czym możesz obdarzyć tych, z którymi cię stykam, co jeszcze możesz zrobić dla Mnie i Matki mojej. Otóż tam, gdzie jest czystość intencji, łatwo i prosto układa się moja współpraca z wami, dzieci. (...)

Dzisiaj powiedziałem ci, że nie dawałem ci kalectwa, lecz chorobę, i ty ten dar przyjęłaś. A teraz lecz się, gimnastykuj, walcz z nią, ile możesz, a Ja ci w tym dopomogę. Tak postępując nie sprzeciwiasz się mojej woli. Chcę, abyś stawała się sprawniejsza i zdrowsza. Nie „skazałem cię” na bezradność. To była próba. A teraz pragnę, abyś miała więcej sił, a więc mniej bólu, bo cierpienie osłabia i wyczerpuje. Potrzebna Mi będzie twoja gotowość, więc wiedz, że taka jest moja wola.

Widzisz, że znajduję ci osoby pomocne, którym i ty możesz dużo dać. Zbliżasz je do Mnie. Jesteś jak stara przyjaciółka, która Mnie długo zna i rozumie i dlatego wciąż nowe przyprowadza Mi osoby; one same jeszcze nie ośmielają się przyjść i nie wiedzą, jak rozmawiać ze Mną. Ty zaś wiesz, że Ja do nich wszystkich tęsknię i pragnę je mieć w swoim domu, a teraz – jak najbliżej i stale przy sobie. Nie zauważyłaś nawet, ile już osób zapoznałaś ze Mną – osobiście, gdyż znają Mnie, czytają o Mnie, a nawet – posługując się przenośnią – piszą do Mnie i często „telefonują”, ale nie znają szczęścia żywej mojej obecności i radości szczerej, bezpośredniej rozmowy. Ty pośredniczysz w zawieraniu osobistej przyjaźni pomiędzy nami.

Cieszę się tobą, dziecko, i mówię ci to, gdyż nigdy nie pytasz o siebie, a przecież i tobie należą się słowa miłości. Nie jesteś moją sługą, lecz córką ukochaną, z którą tak często przebywam i w naszym wspólnym domu razem przyjmujemy naszych gości.

Daję ci moje błogosławieństwo na najbliższe czasy, przytulam do serca i mówię ci, córeczko moja, zdrowiej, walcz o siły, bo Ja tego chcę. Uwierz mocno w moją miłość do ciebie, w moją dbałość i troskę, w moją pomoc, bo to wszystko będziesz miała. Nie ulegaj sugestiom, że wszystko w twoim życiu zmierza ku gorszemu. Przeciwnie, będzie lepiej, bo będziesz Mi teraz bardzo potrzebna i otrzymasz pomoc i podtrzymanie. Kocham cię, moja mała, gorąco miłująca córeczko, moja mała pociecho. Tak, Aniu, pocieszasz Mnie twoją wytrwałą, gorącą odpowiedzią na moje starania o was. Obejmuję cię błogosławieństwem Boga w pełni Trójcy Świętej, w całej mocy miłości Nieskończonego. +


Kiedy Ja mówię: „dosyć”

27 VIII 1991 r. Anna, Andrzej, Bogdan, Jacek

– Panie, mówiliśmy o tym, że spełniają się Twoje zapowiedzi. Dziękujemy Ci, Panie, za wyzwolenie tych narodów, które tego najbardziej pragnęły. Chcemy zapytać, czego teraz od nas najbardziej oczekujesz:

Pan:

– Moje dzieci, sami obserwujecie przebieg działań, które wydawałoby się, że są niemożliwe (ZSRR), a które stają się możliwe, kiedy Ja mówię: „dosyć”. Teraz możecie obserwować dalszy przebieg wypadków. Bo to jest dopiero początek. Mówiłem wam, iż kiedy się rozpocznie, nie zakończy się ta przemiana dopóty, dopóki cały świat nie zostanie przeobrażony. To jest koniec dzisiejszego świata, do którego przywykliście, chociaż bolejecie nad jego złem.

Pragnę, dzieci, abyście towarzyszyli tym przemianom w duchu, prosząc i orędując, wstawiając się za ludźmi i tłumacząc ich, gdyż nie po to was osłaniam, abyście się cieszyli swym bezpieczeństwem, lecz byście starali się pomagać ginącym chociaż modlitwą, jeśli nie będziecie mogli dać innej pomocy, zwłaszcza narodom sąsiadującym. (...)

Andrzej:

– Chciałbym Ci polecić, Panie, problemy personalne szkoły i chciałbym prosić o światło w decyzjach, które muszę podjąć w najbliższych dniach.

Pan:

– Obiecuję ci to, ponieważ oddajesz te sprawy Mnie. Dołączę tylko jedną radę. W swoich decyzjach wybieraj zawsze większe dobro, a Ja cię wspomogę odpowiednim światłem. Teraz synu, przyjmij moje błogosławieństwo i zanieś je bliskim, bo daję ci je dla całego domu, nie wykluczając nikogo.

Dzieci, tulę was do serca, obejmuję was swoją miłością wraz z waszymi bliskimi, jak również z wszystkimi, z którymi spotykacie się w waszej pracy, i z tymi, którym wspólnie pragniemy dawać dobro. Błogosławię was w imieniu Boga Najwyższego. +


Proście Mnie stale o ratunek dla narodów, w których wzrasta nienawiść

26 IX 1991 r. Anna, Jacek, Grzegorz

Dziękujemy za wiele spraw... Pan mówi:

– Cieszy Mnie, że zauważacie, jak spełniają się moje słowa i obietnice dane wam. Ale to ciągle jeszcze czas walki o wasze dusze. Czy nie sądzicie teraz, że tylko lęk może umożliwić wam zobaczenie się w prawdzie o waszej ludzkiej kondycji?

– Tak, tak. I aż prosimy o przyspieszenie, żebyśmy się nie wyniszczyli, nie ulegli złu. Oddajemy Ci te kraje, w których rośnie nienawiść. Ale co z tego, że Ci oddajemy, kiedy oni chcą się zabijać? (...)

– Sami widzicie, że lepszy jest kataklizm, czyli strach i śmierć, niż nienawiść ludzka, która zabija wasze dusze.

Anna:

– Tak, Panie, teraz widzę zasadniczą różnicę. Bo strach i śmierć nie odcinają człowieka od Boga, natomiast nienawiść i bratobójstwo tak.

– A wy, czy zgadzacie się z tym?

– Tak, Panie. Tak, zdecydowanie.

– Moje dzieci. Teraz pragnę dać wam błogosławieństwo moje dla waszych domów. Pragnę też udzielić wam więcej siły, energii i zdrowia dla waszej pracy. Rozpoczynamy znowu „nasze wspólne życie”. Pierwsze plany już przedstawiliście Mi (w rozmowie). Macie rację, że współpraca nasza będzie się przejawiała nieco inaczej (w nieco innych formach), stosownie do sytuacji. Teraz wykańczajcie wszystko, co jeszcze nie jest zakończone, bo chciałbym, abyście już byli wolni od zaległości, gdyż czekają nas inne zadania.

Klęknijcie, dzieci. Przytulam was do serca, obejmuję swoją miłością was i wasze rodziny, i waszych przyjaciół – a proszę, abyście oddawali Mi waszych nieprzyjaciół i ludzi, których wy uważacie za wrogów moich i wrogów waszego narodu. Proście Mnie też stale o ratunek dla narodów, w których wzrasta nienawiść. Oddawajcie wszystkich owładniętych nią, a także zacietrzewieniem, wrogością i niechęcią wzajemną mojej Niepokalanej Matce, bo Ona jest Pogromicielką piekła. Kocham was, dzieci, i nie tylko prowadzę przez was moje plany, lecz szykuję wam drogi działania. Obiecuję wam, że już nigdy się nie rozstaniemy. Błogosławię was. +


Występujesz w mojej obronie

2 X 1991 r. Św. Aniołów Stróżów. Anna, o. Jan, Grzegorz

Ojciec Jan mówi o swej zamierzonej interwencji na temat „testamentu” Karla Rahnera dla jezuitów. Pan utwierdza go:

– Wszystko w porządku, zrób to. Występujesz w mojej obronie. Mój synu, to jest wkład twojej pracy wedle twojej wiary, twojego wykształcenia (specjalistycznego)i twojej troski o dobro zakonu i świata, a także, jak sądzę, wedle twojej troski w obronie moich zamiarów dla świata. Obiecywałem ci stałą pomoc Ignacego – jeśli się do niego zwrócisz – no i teraz widzisz, że ją otrzymujesz. Przecież to jest twoja współpraca z Ignacym. Syn mój a twój Ojciec założyciel cieszy się, że może przez twoje usta wyrazić swoje zastrzeżenia, obawy i swoje nigdy nie zmienione zdanie o celowości istnienia jezuitów, o zadaniu jezuitów w świecie: absolutna wierność papieżowi oraz misyjność, która oznacza niesienie Mnie w świat jeszcze Mnie nie znający lub, jak na Zachodzie, nie rozumiejący Mnie.

Jesteście moim wojskiem, ale powróćcie do prawdziwego zrozumienia, czym jest służba Mnie: jest to rezygnacja z wszystkich planów własnych dla planów moich, aż do rezygnacji ze swego dobra, nawet najwyższego (życia), kiedy trzeba, abym Ja mógł wchodzić w życie coraz większej liczby ludzi i kształtować je.

Dziękuję ci, Janku, za twoje starania, bo wiem, że dużo cię to kosztowało.

O. Jan:

– Nałożono mi wykłady o św. Tomaszu. (...) Czuję się nie przygotowany. Proszę o współpracę św. Tomasza, żeby przeze mnie kontynuował swoje dzieło.

Pan:

– Synu, już zacząłeś z nim znajomość studiując jego pisma. Teraz powróć do zażyłej przyjaźni z twoim starszym bratem (bo wszyscy w niebie jesteśmy braćmi, tylko dojrzalszymi). I nie mów abstrakcyjnie, ale nawiązując do sytuacji obecnej, ukazuj zastosowanie jego myśli do czasów obecnych. Gdyby bowiem jego nauka była zupełnie niepotrzebna, nie warto byłoby o niej mówić. Zwracaj uwagę na jego ukochanie spraw moich (niebieskich) i na jego gorącą miłość bliźnich, którym chciał moje sprawy przedstawić możliwie jasno i precyzyjnie. Bo praca każdego z was, jeśli w intencji ma zbliżenie intelektu ludzkiego ku Mnie, jest waszym osobistym wyrazem miłości i jako taką ją przyjmuję. (W znaczeniu: dla Pana każde dzieło, także artystyczne, np. Chopina czy Norwida, jest oddaniem hołdu Bogu).

Przerwa. Ojciec Jan wychodzi

Anna:

– Musiałeś, Panie, czekać na nas (aż się zwrócimy do Ciebie).

Pan:

– Ja się nie nudzę. Słucham waszych słów, waszych myśli. Ale teraz, dzieci, przystąpmy na krótko do pracy. Grzegorzu, co planujesz dalej, w sprawach naszych tekstów?

Relacjonujemy Panu nasze prace i zamiary. Pan pyta:

– Czy w tych pracach macie jakieś kłopoty?

Anna:

– Brak sił. Ale jeśli pójdę do szpitala, to przy Twojej pomocy, Panie, wyjdę silniejsza – tak jak chciałeś.

Grzegorz:

– Odczuwam brak czasu. Praca nad tekstami mogłaby przebiegać sprawniej, ale przydałaby się drukarka laserowa lub inna szybka.

Dzwoni Bogdan. Zapytany, mówi że ma dobrą szybką drukarkę, którą chciał przeznaczyć do użycia w tych pracach.

Mówi Pan z uśmiechem:

– No widzisz, dziecko, można wszystko zrobić przy mojej pomocy.


Każdy z was jest Mi potrzebny

2 X 1991 r. wieczorem. Anna, Bogdan, o. Jan, Jacek, Witold

Przedstawiamy Panu różne nasze troski. Na zakończenie Pan mówi:

– Moje dzieci, pragnę, abyście teraz, przy Mnie, odpoczęli od swoich kłopotów i problemów. Oddaliście je Mnie, a Ja je przejąłem i więcej do nich nie wracajmy. Pragnę, abyście cieszyli się współpracą ze Mną. Chcę, żebyście zrozumieli, że już to samo jest wielkim darem dla was. A teraz przyjmijcie, że ta współpraca jest zaledwie początkiem naszego coraz większego zbliżenia, zrozumienia, z którego wynika pełna wspólnota celów, ta najgłębsza więź duchowa, jaka da wam możliwości budowania królestwa Bożego na ziemi, bo takie jest moje zamierzenie wobec każdego z was. I co wy na to powiecie?

Anna:

– Cieszymy się, Panie, i dziękujemy Ci. Dzisiaj jeszcze w pełni nie zdajemy sobie z tego sprawy, Panie. A teraz czekamy na dalsze Twoje słowa.

Pan:

– Moje dzieci, kiedy mówiłem wam, żebyście kończyli wszystkie wasze nie dokończone sprawy, to dlatego, że pragnę, abyście byli zupełnie wolni od nich (bez innych zobowiązań), gdyż będę każdego z was potrzebował w służbie społecznej do nowych zadań dla waszego kraju. Przygotowujcie się do okresu wielkich napięć dookoła Polski, do narastającego zagrożenia, coraz większego poczucia zagrożenia bezpieczeństwa światowego. W miarę wzrastającego zrozumienia niebezpieczeństw, powinniście zmierzać ku jednoczeniu się i samoobronie. Nad tym wszytkim czuwa Maryja, i Ona będzie inspirowała wasze zespołowe działania. Wtedy też potrzebne staną się nasze teksty i bieżące wskazówki. (...)

Proszę was, bądźcie pełni nadziei, nie dawajcie się przygnębiać atmosferze „świata”, która będzie coraz groźniejsza. Pamiętajcie, że każdy z was jest Mi potrzebny i niezastąpiony w miejscu, w którym Ja go pragnę widzieć i starajcie się przeciwstawiać przygnębieniu i lękowi, bo chciałbym widzieć dookoła każdego z was grupy ludzi spokojnych i otwartych na dzieło niesienia pomocy (bliźnim) „ruch miłosierdzia”. Przy każdym spotkaniu pamiętajcie, że powinna w was wzrastać nadzieja, optymizm i radość (z powodu zawierzenia moim planom). Dzieci, powiedzcie Mi, czy teraz odczuwacie jakieś lęki.

Anna:

– Nie odczuwamy, Panie, żadnych lęków. Czujemy się dobrze. Dziękujemy Ci, Panie.

Pan:

– Bo gdzie Ja jestem, tam wnoszę pokój i daję wam poczucie bezpieczeństwa (przynależności do Mnie). Teraz uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Pokój mój daję wam. Zawsze i wszędzie jestem przy każdym z was. Pamiętajcie o tym w chwilach zagubienia. Niech błogosławieństwo moje spocznie na was i rozwija wasze dusze ku większemu zrozumieniu i przyjaźni. Błogosławieństwo moje daję wam, abyście zabrali je do waszych domów. +


Pomożemy wam wedle waszej słabości

22 X 1991 r. Anna, Grażyna, Jacek, Grzegorz

Odmawiamy Apel Jasnogórski. Zwraca się do nas Pan:

– Moje dzieci, wszyscy jesteście zmęczeni, ale ufam, że w moim towarzystwie się ożywicie. Jutro będę z wami i w tym czasie postarajmy się załatwić jak najwięcej bieżących spraw. (...)

Grażyna:

– Chcemy być, Panie, przy Tobie, w Twoich sprawach, żebyś mógł się nami posługiwać. To daje taką radość...

Mówi Pan z czułością:

– Ja dobrze o tym wiem, dzieci, że jestem przez was kochany.

Chcę was uradować, więc powiem wam, że tych, którzy Mnie miłują, mam więcej w waszym kraju niż w jakimkolwiek innym na świecie.

– Dziękujemy Ci, Panie, żeś nas (Polaków) tak wychowywał.

– Już niedługo nadejdzie czas, kiedy będziecie błogosławić Mnie za wszystkie etapy mojego wychowania (przez wieki), tak jak w moim królestwie dziękują Mi wasi zmarli i zamordowani poprzednicy.

Moi drodzy, wasze zadanie dopiero się zaczyna. Ale teraz nie będzie już przedziału pomiędzy pokoleniami. Będziecie pracować wspólnie, przejmując służbę jedni od drugich. Możecie być pewni, że nie odejdziemy stąd (Pan Jezus i Maryja), aż pomożemy wam wedle waszej słabości. Dlatego patrzcie z nadzieją w przyszłość, bo dla dzieci moich z królestwa niebieskiego nie ma niemożliwości. Wszystkie zdarzenia, które teraz następują coraz szybciej jedne po drugich przyjmujcie spokojnie i nie pozwalajcie innym na pesymizm, a tym bardziej na poczucie beznadziejności wszelkich usiłowań. Już szale się przechyliły i nie ma odwrotu od moich postanowień. Ja odnawiam ziemię. (...)


Dobrze, że dajesz się prowadzić moim światłom

23 X 1991 r. Anna, o. Jan, o. Paulin, Grzegorz

O. Jan:

– Powiedziałeś, Panie, że mówisz do mnie wewnętrznie przez światło. Ta moja praca nad Rahnerem rozbudowuje się. Chcę jego słowom przeciwstawić Twoje (z przekazów Anny). Co Ty na to?

Pan:

– Synu, bardzo dobrze, jeżeli widząc błędy sami staracie się je naprawić, zwłaszcza w obrębie jednej wspólnoty zakonnej. Dobrze, że dajesz się prowadzić moim światłom, bo to jest moja wola: zachęcam cię, żebyś doprowadził tę sprawę do końca. Zawsze możesz liczyć na pomoc ojca Ludwika, a jeszcze bardziej waszych własnych specjalistów w tej dziedzinie.

O. Paulin:

– Kiedyś na seminarium prowadzonym przez prof. Iwanickiego poddaliśmy krótki fragment z Rahnera na temat wolności woli analizie logicznej i wykryliśmy dwadzieścia cztery błędy.

O. Jan:

– Bardzo dziękuję za zachętę.

Pan:

– Bardzo się cieszę, że tak się przejmujesz moimi sprawami. Raduje Mnie, synu, że angażujesz się całą swoją naturą, a nie tylko intelektem. Na to daję ci moje zezwolenie, zachętę i błogosławieństwo.

Anna:

– Pan przypomina, że „jeśli Mnie uwłaczają, to tym bardziej...”

O. Jan:

– Panie, przeglądając te słowa (przepisane) jestem trochę przerażony licznymi życzeniami, które wypowiedziałeś przez te lata, a które zostały przez nas zapomniane. Proszę o światło Ducha Świętego, o pamięć („Duch Święty przypomni wam i nauczy...”)

Pan:

– Dobrze, synu, ale zauważ, że Ja znam wasze charaktery, waszą pamięć, a przede wszystkim wasz stan zmęczenia (sytuacją ogólną). Dlatego często powtarzam moje słowa i obiecuję, że nie będę was rozliczał z niewypełnienia tego, o czym zapomnieliście.

Widzisz, synu, każdy z was wykorzystuje zaledwie cząstkę swoich możliwości. Dopiero u Mnie możecie rozkwitnąć w całej pełni swojej osobowości. Do tego, aby się tak stało, konieczna jest wam miłość, tak jak wszystkiemu co rośnie konieczna jest woda. Człowiekowi konieczna jest miłość moja, bo Ja go stworzyłem, a tu, na ziemi, miłość moja jest tak przesłaniana brakiem miłości ludzkiej dookoła was, wy zaś swoją naturą psychofizyczną wchłaniacie tak wiele zła (w postaci nieżyczliwości ludzkiej, gniewu, obojętności, braku chęci współpracy, poniżania), że nie jesteście w stanie przyjąć pełni mojej miłości, bo wciąż jesteście „stuleni” jak roślina wobec zagrożenia.

Dlatego wielokrotnie mówię wam o zawierzeniu Mnie i ku pełni zawierzenia was prowadzę (nie ku pełni rozwoju intelektu czy ku karierze). Jeżeli zawierzenie jest pełne, to człowiek wspierając się na Mnie przestaje bać się świata. Czy teraz jaśniej rozumiecie, że zawierzenie jest początkiem, podstawą i fundamentem, na którym człowiek może się w pełni swojego człowieczeństwa rozwinąć ku Mnie. Czy w związku z tym, co mówiłem, masz jakieś pytania, Janie?

O. Jan:

– Bardzo dziękuję.

Pan:

– Chciałem wam dzisiaj naświetlić nieco inaczej moje ciągłe naleganie, abyście się starali o postawę zawierzenia.

O. Paulin:

– Ja mam takie zwykłe kłopoty.

– Synu, kocham cię i czegóż ci więcej trzeba?

– Prosimy Cię, Panie, o błogosławieństwo Twoje.

– Dzieci, uklęknijcie, przyjmijcie moje ojcowskie błogosławieństwo wraz z moją zachętą. Podnieście się na sercu (Sursum corda), ufajcie moim obietnicom dla was, bądźcie pełni wiary w moc moją i miłość moją; chrońcie się w nich w chwilach niepokojów i lęków. Rozterki wszystkie oddawajcie od razu Mnie, a Ja was odciążę.

Kocham was. Błogosławię waszym staraniom i tulę do serca. Niech moc Boga Nieskończonego, Świętego Świętych, spocznie na was i towarzyszy wam w waszej pracy. +


Zaczniecie powracać do swoich rzeczywiście polskich cech

28 X 1991 r. (W szpitalu). Anna, Grzegorz

– Prosimy Cię, Panie, o wskazówki...

Pan:

– Moje dzieci, kocham was. Jestem przy was i cieszę się z każdego dobra, które czynicie, a błędów i pomyłek wam nie liczę; nie ma człowieka, który by ich nie popełniał.

Zaczęliśmy rozmawiać. W pewnej chwili Anna wypowiedziała wielką pochwałę swojego ojca, mówiąc o jego wpływie na kształtowanie się w niej obrazu Ojca, Boga. Zastanowiliśmy się, jak wiele zawdzięczamy naszym rodzicom...

– Czy wiecie, dzieci, że oni wszyscy są teraz z nami, asystują przy naszej rozmowie. Bo wszyscy, którzy są w moim królestwie, niesłychanie silnie reagują na każdy głos miłości, i nawet będące w niebie dzieci moje możecie uszczęśliwić jeszcze bardziej, myśląc o nich z miłością. Weźcie sobie to do serca. (W znaczeniu: chodzi o to, żeby myśleć z miłością o jak największej liczbie ludzi, a nie tylko o najbliższych).

Twój ojciec, Anno, jest całkowicie zaangażowany w sprawy Polski, a twoja matka razem z nim, aczkolwiek z innej strony. Zaś twoja matka, Grzegorzu, współpracuje z tobą bardzo blisko, gdyż dała ci wiele ze swoich cech charakteru (wtedy jeszcze nie ukształtowanego), co pozwala ci ze mną współpracować. Czyż nie jest słuszne, abym zezwolił jej na pomaganie synowi, któremu za życia tej pomocy udzielić nie mogła?

Moje drogie dzieci. Proszę was, nie martwcie się wynikami wyborów ani żadnymi innymi sprawami politycznymi, ponieważ ponad wszystkim jest królestwo Maryi. A Ona jest pogromicielką szatana. Teraz, w miarę pogarszania się sytuacji światowej, i wy zaczniecie powracać do swoich rzeczywiście polskich cech, takich jak poczucie odpowiedzialności za istnienie państwa, troska o dobro społeczeństwa (narodu) i pragnienie zwarcia szeregów ludzkich by zyskać większą skuteczność i szybkość działania. Wszystko, co was spotyka, ofiarowujcie w tym celu. I kończcie prace. Cieszę się, że każdy z was robi to, co może.

Dzieci, błogosławię was... Nie klękajcie! (zwraca Pan uwagę; lekarz powiedział Annie, że nie powinna). Tulę do serca, cieszę się, że spotkaliśmy się dzisiaj. Pamiętajcie, że Ja tu jestem obecny w swoim miłosierdziu bardziej niż gdziekolwiek indziej, bo poznałem cierpienie i słabość ludzkiego ciała (natury ludzkiej). Proś Mnie, Anno, o wszystkich, na których zwrócisz uwagę i wszędzie zabieraj Mnie ze sobą. Ja pragnę być z wami.

Tobie, Grzegorzu, daję błogosławieństwo dla całego twojego domu, przyjaciół i twoich studentów. +


Pragnę, aby każdy z was był inny, był sobą

4 XI 1991 r. (w szpitalu). Anna, Barbara, Grzegorz

Anna:

– Pani Barbara jest z nami pierwszy raz. Wierzę, że to Ty, Panie, chciałeś spotkać się z nią...

Pan:

– Każdy ojciec pobiegłby najpierw do dziecka chorego i cierpiącego, a przecież Ja nie jestem inny niż ojcowie ludzcy.

Barbaro, moja córeczko. Gdybyś wiedziała, jakim szczęściem jest dla Mnie spotkanie się z każdym z was. Przecież nie mam, nigdy nie miałem i nigdy nie będę miał takiej samej córki jak ty. Ja stwarzam każdego człowieka z przeznaczeniem od razu do życia wiecznego w miłości ze Mną. Dlatego pragnę, aby każdy z was był inny, był sobą w swoim zbiorze cech tworzących jego indywidualną osobowość. I do każdego z was mam inny stosunek miłości, bo dostosowuję się do waszych potrzeb, do waszego zrozumienia, do waszej natury (duchowej i psychofizycznej).

Od razu powiem ci, córko, że twoja matka jest w moim domu i bardzo prosi Mnie o ciebie, a także stara się pomagać całej twojej rodzinie (troszczy się o wnuki). Czy chciałabyś, córko, zapytać twoją matkę?

Barbara:

– Chciałabym zapytać o przyszłość moich dzieci... Kiedy się z nią spotkam?

Mówi matka Barbary:

– Córeczko, przecież ja jestem stale przy tobie. W świecie duchowym naszego Pana znajduje się wszystko poza wami (ludźmi, póki żyjecie na ziemi), a to dlatego, moja dziecinko, że wy żyjecie dla dokonania wyboru: czy chcecie być Tu z nami, czy chcecie być poza Bogiem. Gdybyście chociaż na chwilę zobaczyli nasz świat, wybór byłby dokonany, a wy nie chcielibyście żyć dłużej na ziemi. Tymczasem każdy człowiek, nawet kiedy tak bardzo cierpi jak ty – ja przecież wiem o tobie wszystko, córeńko, bo my tu współodczuwamy z wami (chodzi o „rozumienie” bólu bez fizycznego odczuwania go) – może pomimo bólu świadczyć dobro. A dobro świadczone pomimo wszystko ma niesłychaną wagę u Boga. I tak czyniąc, człowiek może nie tylko zwiększyć swoje szczęście w naszym świecie, ale i wyprosić u Boga niewyobrażalnie wiele dla wszystkich i wszystkiego, co kocha. Dlatego, córeczko, zwłaszcza w tych czasach tak bardzo potrzebni jesteście dla dobra duchowego swoich bliskich (twoich dzieci). A zobacz, ile ty rozbudzasz w nich teraz delikatności i opiekuńczości.

Barbara mówi o swoich kłopotach rodzinnych. Matka odpowiada:

– Wiem o wszystkim. Czuwam nad swoimi wnukami. A teraz tulę cię do serca, córeczko.

Mówi Pan:

– Dziecinko, Ja jestem twoim prawdziwym Ojcem. Ja ciebie rozumiem i współczuję ci do tego stopnia, że zrobiłem wszystko, żeby móc z tobą rozmawiać. Proszę cię, zaufaj mojej miłości, bo Ja nigdy nikogo nie zawiodłem. Na Mnie możesz liczyć. Proszę, powierz Mi czas twego życia i przestań się obawiać, bo Ja mogę wszystko. To przede wszystkim chciałem ci powiedzieć i o to prosić. Jeżeli zdasz się na Mnie i zaufasz Mi, Ja postąpię wedle mojej miłości do ciebie i dam ci mój pokój i pewność, że jesteś nieskończenie kochana.

A jeżeli chcesz dopomóc Mi w moich staraniach, ofiarowuj teraz, w najbliższym czasie, wszystko, co cię boli, w intencji przemiany twojego męża – bo bardzo potrzebuje mojego miłosierdzia.

Teraz, córeczko, daję ci moje specjalne błogosławieństwo, mój pokój. Pragnę, abyś spała dzisiaj spokojnie. I proszę cię, dziecko, nie trap się niczym, nie myśl o przyszłości (w rodzinie), bo jeżeli ty Mi na to zezwolisz, Ja sam się zajmę sprawami twojego domu. Przecież Ja kocham was wszystkich. A matka twoja będzie opiekunką twojego domu. Nie martw się o swoje dzieci. Dałem ci je, abyś wychowała je dla Mnie – dla ich dobra – i robiłaś co mogłaś, a teraz Ja ci pomogę.

Błogosławię was, dzieci. Kładę dłonie na wasze głowy, na wasze ramiona (biedne, chore, zbolałe) i proszę, bądźcie dobrej myśli: Ja jestem najlepszym lekarzem.

Błogosławieństwo Boga Najwyższego niech spocznie na was i pozostanie. +

Kocham was, dzieci.

Barbara umarła w 1994 roku. Prosiła, żeby nie modlić się o jej uzdrowienie, bo Pan chce, żeby ofiarowała Mu swoją chorobą i cierpienia (naprawdę wielkie) za Polską i za swoją rodzinę. I tak uczyniła.


Tęknię do prostoty moich uczniów

11 XI 1991 r. Anna, Grażyna, Hanna, o. Jan, Bogdan, Jacek, Grzegorz

Rozmowę, rozpoczyna Pan:

– Cóż chcecie, dzieci, żebym wam uczynił?

Dziwicie się, że nie mówię, co chcę, abyście wy dla Mnie uczynili? Ostatnio (...) powiedziałem wam, że pragnę, abyście się oczyszczali wykorzystując do tego celu okoliczności i spotkania z ludźmi. Bo pragnę bardzo, abyście utrwalili się we Mnie i w każdej sytuacji byli gotowi jednakowo wyraźnie stawać po mojej stronie (Panu chodzi o świadectwo miłości, np. żeby nie odpowiadać emocjonalnie na agresję, złośliwość itp.).

Potoczyła się rozmowa na temat konkretnych takich sytuacji i zagadaliśmy się. Gdy ocknęliśmy się, zrobiło nam się wstyd...

– Nie martwcie się przerwami w naszej rozmowie, bo Mnie bardzo raduje to, że czujecie się przy Mnie naturalnie i jesteście tacy, jacy jesteście, nie przybierając w czasie rozmowy żadnej pozy ani względem Mnie, ani względem reszty zgromadzonych. Sztuczność w modlitwie i pobożność na pokaz, z jaką się najczęściej spotykam wśród mojego ludu, boli Mnie, a nie z każdym z was rozmawiam tak bezpośrednio, jak z wami. Jednak wciąż wam mówię, że tęsknię do prostoty moich uczniów, którzy chodzili ze Mną stale, przeto nie mogli ukryć swoich wad, a Ja nie pouczałem ich i nie krępowałem. Jedynie czasem wykorzystywałem sytuację, aby wykazać im błąd; zawsze jednak robiłem to łagodnie, aby nie prowokować w nich obłudy. Widzicie, dzieci, ukrywanie swojej prawdziwej natury wobec Boga jest po prostu... śmieszne (w znaczeniu: przypomina to postawę Adama i Ewy, którzy po popełnieniu grzechu ukryli się).

Co, za mocne określenie? (Pan mówi to żartobliwie) No, a jak wy byście to nazwali?

– Żałosne, bezsensowne, śmieszne, irracjonalne...

– Tak więc dochodzimy do tego, dzieci, że każdy z was w rozmowie ze Mną pozostaje samym sobą i wówczas toczymy rozmowę w atmosferze bezpośredniości, naturalności i swobody.

Ponownie zagadaliśmy się (część z nas) i znowu poczuliśmy się niepewnie wobec Pana.

– Ja się nie gniewam, ale niektórzy z was mogą się denerwować.

Na początku rozmowy zadałem wam pytanie: „Cóż chcecie, dzieci, abym wam uczynił?” (Pan powtarza pytanie, które zadał niewidomemu Bartymeuszowi; Mk 10, 51). Proszę was o szczerą odpowiedź.

Bogdan:

– Jedyne marzenie – żeby uczynić Polskę prawdziwie wolną – Twoją wolnością...

Anna:

– Nie o tego rodzaju prośby chodzi Panu.

Pan prostuje:

– Co wam (osobiście) uczynić?

Bogdan:

– Aby moja miłość i ufność wzrastały.

O. Jan:

– Tłumaczę „Słowa Pana”, odkrywam nowe treści i bardzo się cieszę, ale idzie mi ciężko.

Pan:

– A prosisz dostatecznie często o pomoc?

O. Jan:

– Prosiłem...

Pan:

– Proś przy każdej okazji. (...)

Grażyna:

– Proszę o podtrzymanie całej naszej grupy w ministerstwie, gdzie nie tylko brakuje sił fizycznych, ale duch słabnie.

Pan:

– Przecież ty właśnie jesteś łącznikiem pomiędzy grupą a Mną: słyszysz Mnie, możesz Mi powiedzieć to, co was boli, i otrzymać odpowiedź. Cieszy Mnie, dziecko, że przejęłaś się tą pracą, którą ci zaproponowałem. Dobrze, będę wam pomagał wedle waszej wiary, więc ty w niej trwaj, jeśli inni nie mogą.

Hanna:

– Ja proszę o siły fizyczne przy wykonywaniu wszelkich prac, tak domowych, jak i pozadomowych. Chciałabym prosić również o łaskę zdrowia dla kogoś z rodziny – żeby się operacja udała.

Pan:

– Po prostu złóż tę osobę na moim Sercu, tak jakbyś podawała Mi małe dziecko. Bo rzeczywiście wobec choroby jesteście bezradni jak niemowlęta. I zaufaj Mi. Wiesz przecież, Hanno, że Ja wszystko planuję dla dobra każdego człowieka. Jednak nawet gdyby lepsza dla niego była śmierć, na twoją prośbę mogę ją odsunąć. Wszystko zależy od waszego wstawiennictwa, od waszego zaufania i zawierzenia. Czyżbyście nie zauważyli, że dookoła was nieustannie dzieją się cuda?

Anna:

– No tak... łącznie z rozmową z Panem.

Jacek:

– Proszę o pomoc w moich cierpieniach natury duchowej (martwię się o przyszłość narodu polskiego, o jego byt).

Pan:

– Jak to? Po tym, co ci powiedziałem, jeszcze ci tak ciężko? Złóż Mi ten ciężar jutro w czasie Ofiary Mszy świętej. Oddaj go Mnie, bo Ja wszystkie wasze ciężary zabrałem na krzyż.

Jacek:

– Znam wszystkie zagrożenia (pracują nad tym, żeby ten naród zniszczyć) i nie mogę sobie z tym poradzić. Wiem, że nasz naród musi przejść przez wiele jeszcze cierpień, żeby dostąpił łaski wejścia na prawidłową drogę.

Pan:

– Nie tyle, ile już przeszedł. Bo „egzaminy” już zdaliście, chociaż ostatkiem sił. Teraz czas na rekonwalescencję, którą się zajmujemy: Maryja, Matka moja i wasza, i Ja.

Jacek:

– Ale ja się staram mówić...

Pan:

– Nie to jest ważne. Ważne jest twoje zawierzenie lub jego brak.

Jacek:

– Nie umiem przekazać innym tej pewności opartej na Tobie.

Pan:

– Ty sam, jeśli trwasz w pokoju i zawierzeniu, jesteś dowodem mojej obecności i wspomożenia. Oni zaś są dowodem absolutnego odejścia ode Mnie. Niechaj widzą w tobie mój znak, i nic więcej nie potrzeba. Nie powiedziałem ci, żebyś był nauczycielem innych, nie dałem ci daru nawracania.

O. Jan:

– Ja też się spotykam z niewiarą. Mówiłem niektórym osobom już dawno. Kiedy nawiązuję teraz do tego, zmieniają temat.

Pan zwraca się. do Anny:

– No a ty?

Anna:

– Chciałam prosić o uzdrowienie mojej natury emocjonalnej, ale doszłam do wniosku, że do uzdrowienia jest dużo więcej. Przemień mnie wedle Twego upodobania, bo ja sobie nie dam rady i nie wiem, jak się do tego brać. A Ty to wiesz. I dziękuję Ci, Panie, za wszystko, co robisz względem każdego z nas.

– Dziękujemy Ci, Panie.

Grzegorz:

– Proszę, żebym przeżywał każdą chwilę z Tobą i żebym umiał dzielić czas pomiędzy obowiązki: i tam, gdzie serce ciągnie, i gdzie powinność. I żebym czynił wszystko z radością.

Pan:

– Niech ci się tak stanie, synu.

Powiedzcie Mi, dzieci, w związku z prośbą Grzegorza, czy pomimo wszystkich strapień nie czujecie się teraz radośniejsi (niż przed „rozmowami z Panem”).

– Tak. Tak. Oczywiście, że tak. To jest różnica – niebo a ziemia!

Pan:

– Wobec tego chciałbym, dzieci, żebyście oddawali Mi swoje sprawy, swoje plany, swoje zamiary i wszystkich, z którymi się spotykacie lub spotykać będziecie – każdy z was. W ten sposób będziecie zarzucać na bliźnich płaszcz mojej opieki. Ty, Bogdanie, np. na więźniów.

Bogdan:

– Będę tak robił.

Pan:

– A czy robisz to w sprawach zawodowych?

Bogdan:

– Rzadko.

Pan:

– Właściciel komputera, który reperujesz, nie jest czymś gorszym. Dlatego właśnie, że są ludźmi interesu, mogliby wiele zrobić dla bliźnich, gdyby zbliżyli się do Mnie. Więc nie zapominajcie i o nich.

Chciałbym was zapytać, czy patrząc na reportaże z Jugosławii modlicie się za tych ludzi.

– Tak. Tak. Ja za mało – odpowiadamy.

Pan:

– Do Jugosławii dołączą wkrótce inne państwa. I to jest zrozumiałe, dlatego że w tej chwili ujawnia się autentyczna nienawiść lub miłość bliźniego.

Ktoś z nas przypomniał rozmaite zbrodnie Rosji (ZSRR), popełniane od tak długiego czasu...

Pan:

– Ale już powiedziałem: „Dosyć!”

Weźcie sobie, dzieci, do serca te słowa, które na dzisiaj przygotował Grzegorz. Nie zapominajcie ich (wracajcie do nich, przypominajcie sobie), bo to jest czas egzaminów sprawdzających wasze zawierzenie w codziennym praktykowaniu. Lecz kiedy w wasze sprawy wprowadzacie Mnie i polegacie na mojej pomocy, Ja zaczynam z wami współpracować i wtedy zaczynają się układać sprawy pozornie niemożliwe lub trudne. Rzecz polega na tym, dzieci, żebyście uwierzyli, że Mnie interesuje wasze życie, praca, środowisko i wszyscy ludzie, którzy znajdują się w waszym zasięgu.

Bogdan:

– To jest prawda.

Pan:

– Dlatego mówiłem ci o ludziach interesu.

Anna wspomina pewną osobą (dawno już nie widzianą) o bardzo pogmatwanym życiu osobistym. Pan nawiązuje do tego:

– Ano właśnie, powinnaś chociaż raz oddać Mi ją w opiekę, tym bardziej że nie żyje.

Anna:

– To ja Ci, Panie, oddaję tę złośliwą pannę z mojego pokoju (w szpitalu). (...) A poza tym, Panie, sądzę, że to jest spełnianie się twojego „Słowa do cierpiących”: chory, który sam cierpiąc modli się za innych, może wyprosić wszystko.

Anna opowiada o pewnej chorej, której groziło wypisanie ze szpitala bez właściwego leczenia (operacji), a wobec której w ostatniej chwili szpital zmienił decyzją na korzystną – w dzień po tym, jak w intencji tej chorej została odprawiona Msza św. zamówiona przez inną chorą.

Pan:

– Tak. A Ja dziękuję ci, żeś jej dała moje „Słowo”.

Anna komentując uprzejmość Pana powiedziała, że dawniej, w średniowieczu, tak wychowywano królów, żeby byli grzeczni wobec poddanych i że Pan jest taki...

– Bo Ja jestem Królem Królów. (Pan to mówi z uśmiechem).

– Dziękujemy Ci, Panie.


Świadczcie sobą, waszą pewnością mojej opieki

– Cieszę się, dzieci, że nie nalegacie na to, żebym wam prorokował o najbliższych wydarzeniach... Moje kochane dzieci, moja mała rodzinko. Dobrze Mi być z wami, a i wam chyba dobrze być ze Mną, skoro śmiejecie się i żartujecie. A tacy byliście poważni (smutni, przybici).

Dzieci, pragnę was nasycić moją radością. Chcę, aby z was promieniowała na innych. Zwłaszcza tobie jej udzielam, Anno (szpital). Nie potrzeba, abyście wiele mówili. Świadczcie sobą, waszą pewnością mojej opieki, waszym zawierzeniem, waszą wiarą „contra spem spero” (ufam wbrew beznadziei). Daję wam większą moc zawierzenia, ale wy musicie uwierzyć, że Ja wam ją daję (Pan mówi to z uśmiechem).

Błogosławię was, dzieci, na najbliższe dni (bo niedługo się przecież spotkamy). Stawajcie się powoli moimi świadkami, uczcie się tego. Apostołowie też się musieli uczyć (Pan przypomina, jak rozpuścił ich po dwóch i po powrocie opowiadali, co im się udało, a co nie; Łk 9, 1-6. 10-11).

Nie zrażajcie się niczym a niczym, to znaczy również własnymi brakami i słabością. Gdybyście byli doskonali, nie byłoby Mnie tutaj. Przychodzę dlatego, że Mnie potrzebujecie i udzielam się wam dlatego, że pragniecie kochać (ludzi, naród, świat), a każde usiłowanie człowieka, który pragnie zbliżyć ku Mnie siebie i otaczający go świat, pociąga Mnie i natychmiast spieszę, aby go wspomóc. Dlatego też spieszę się, jeśli się gromadzicie, bo wtedy wspólnie jesteście silniejsi i możecie sobie pomagać. Kocham was, dzieci.

Bogdan:

– I my Ciebie kochamy.

– Wiem, że Mnie kochacie tak, jak możecie. A Ja kocham z wami i moją miłością obejmuję was i wszystko to, co wy kochacie. Poszerzam też wasze serca, żeby się w nich zmieściło więcej mojej miłości. Przygarniam was do serca, nasycam moim pokojem, którego żadne okoliczności ziemskie zachwiać nie mogą.

Moje drogie dzieci, przyjmijcie błogosławieństwo waszego Boga, Ojca, Zbawcy i Przyjaciela – w całej pełni Świętości Trójcy Świętej. +


Naucz się mówić Mi o wszystkich twoich sprawach

20 XI 1991 r. (w szpitalu). Anna, Bogna, ks. Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz

Nie mogliśmy się przez pewnien czas dostatecznie skupić, żeby zacząć modlitwę. Odmówiliśmy „Zdrowaś Mario”. Odzywa się Pan z uśmiechem:

– Ja jestem z wami, dzieci.

Anna:

– Dziękujemy Ci, Panie, za te słowa, które dałeś dla Polski. One bardzo uspokajają. W zasadzie nie trzeba już o te sprawy pytać. (...) Prosimy o Twoje słowo, Ojcze.

Pan:

– A czego się spodziewacie, dzieci?

Anna:

– Spodziewamy się radości i pocieszenia, bo tak jest zawsze w Twojej obecności.

Ks. Grzegorz:

– My byśmy chcieli na zakończenie naszych rekolekcji usłyszeć jakieś słowo.

Pan rozmawia z ks. Grzegorzem:

– Co byś chciał usłyszeć, Grzegorzu, czy to, co Ja myślę o twoim stosunku do rekolekcji, czy...?

– Swój stosunek to ja znam. Chciałbym usłyszeć wolę Pana względem nas, jak przezwyciężać pokusy złego ducha.

– Powoli i wytrwale, nie zrażając się niepowodzeniami i starając się kochać tych zwłaszcza, którzy najmniej ci się podobają.

– No, staram się.

– To staraj się dalej wytrwale.

– Sam nie wiem, jaki będę w takim wieku (jak mój proboszcz).

– Ale ty patrzysz, obserwujesz i będziesz wiedział, jakim być nie powinieneś.

– Ale te moje lęki, chyba narzucane z zewnątrz przez złego ducha...?

– Czyż nie wiesz, synu, że moi kapłani są najbardziej atakowani, że szatan zawsze chce rozbić wszelką jedność, pragnie zadrażniać, jątrzyć i rozdzielać was.

– Unikam zadrażnień i staram się ustępować.

– I dobrze robisz, synu. Nic tak szatana nie wyprowadza z równowagi jak wasza pokora.

– Ale jestem potem rozbity.

– Ale gdybyś był całkowicie zanurzony we Mnie, nic z tych spraw do ciebie by nie dotarło.

– Proszę Cię, Panie, pomóż mi.

– Wielekroć ci powtarzam, synu, masz Ojca Wszechmogącego: powierz się jego staraniom z pełnią zaufania.

Po rozmowie na temat zagrożeń zdrowia ks. Krzysztofa Pan mówi:

– Pamiętaj, że sam jesteś swoim pierwszym bliźnim i obowiązuje cię troska o twój „aparat fizyczny” (ciało), którym Mi służysz. Moje dzieci, a teraz ustąpcie, bo wiem, że Bogna ma kilka spraw do Mnie.

Bogna mówi o swoich planach. Pan odpowiada:

– Chciałbym, żebyś zawsze postępowała zgodnie ze swoim rozeznaniem dobra i zła, bo jak ci to już raz powiedziałem, jeśli się pomylisz działając w dobrej wierze, Ja to naprawię. Ale najważniejsze jest, abyście chcieli realizować konsekwentnie i do końca te plany, które sami uznajecie za potrzebne; precyzując: służące zbliżeniu ludzi ku Mnie lub pomiędzy sobą.

– Czy światło, które miałam ostatnio, żeby szukać jakichś inicjatyw na terenie Polski, to jest ten właściwy kierunek?

– To zależy od tego, jak ty się ustosunkowujesz do tego. Nie chodzi o gorączkowe szukanie, ale o ocenianie możliwości ludzi, z którymi się spotykasz. I bądź tak dobra, zechciej Mnie włączyć jako wspólnika tych poszukiwań. (Pan mówi to żartobliwie)

– Czy mam próbować dzielić się tymi planami?

– Jeśli nie podejmiesz działania, to co z tego będzie?

– Ale jak rozpoznać tych ludzi?

– Jeśli robisz coś dla Mnie – nie dla swojej chwały – to możesz zawsze liczyć na moją pomoc i wsparcie. Ale nie ufaj tylko swojej intuicji, lecz spokojnie rozważaj (już po rozmowie) wypowiedzi osób, z którymi rozmawiasz, nie biorąc pod uwagę odczuć i nastrojów (podoba się, nie podoba, gruboskórny, itd.; to są Boże sprawy, a nie dobieranie sobie grona przyjaciół). Patrz na czystość intencji i staraj się sama o tę bezinteresowność w służbie.

No widzisz, córeczko, było o czym mówić? (...) Pierwszym i zasadniczym twoim zadaniem jest starać się o zbliżenie ze Mną. I tego będę od ciebie wymagać zawsze. Trwaj w jedności ze Mną. Naucz się mówić Mi o wszystkich twoich sprawach, tak jak mówiłabyś do twojego najbliższego przyjaciela, który cię rozumie. Bo tak jest.

A ty, Grzegorzu?

Grzegorz:

– Zauważyłem, że nie przygotowuję zajęć ze studentami w należyty sposób. Nawet jeśli nie wypada to całkiem źle zapewne dzięki doświadczeniu i rutynie, to chciałbym, żeby było lepiej...

Pan:

– Synu, i w tym mogę ci udzielić pomocy. Możemy nawet razem wykładać.

Grzegorz:

– Dziękuję. Wiele razy odczuwałem wyraźnie Twoją pomoc.

Pan:

– Grzegorzu, daję ci specjalne błogosławieństwo, umacniam cię moją siłą, daję ci moją energię do dyspozycji (energie, miłości). Bądź pewien, synu, że nigdy nie wątpię w twoją szczerość i zaufanie do Mnie. Dlatego mogę użyczyć ci wielu moich darów, gdyż wiem, że nie zmarnujesz ich i nie nadużyjesz. A przecież Ja tak bardzo pragnę się wam udzielać, abyście nie zginęli, dzieci (...).

Przyjmijcie moje błogosławieństwo, moją miłość i moc, którymi was teraz pragnę napełnić. Niech spocznie na was i rozwija się w waszych sercach. Daję wam błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej nieskończonej Świętości Trójcy Świętej. +


Czy aż tak wiele was kosztuje zwrócenie się ku Mnie...?

30 XI 1991 r. Anna, Dagnyja, Grażyna, Hanna, s. Maria, Bogdan, Franciszek, Grzegorz, Jacek

Nie mogliśmy zdecydować się, jak rozpocząć modlitwę, i Pan zaczął sam:

– Dzieci, czy nie czas byłoby przyzwyczaić się do normalnej rozmowy ze Mną, bez napięcia i zdenerwowania? Mówię to do wszystkich, ponieważ w czasie naszej rozmowy nie jest ważna wasza postawa fizyczna ani gesty, tylko wasze pragnienie rozmawiania ze Mną; bo przecież wiem, że je wszyscy macie (a kilka osób nie może się doczekać).

Cały czas rozmawialiście o sprawach moich, aczkolwiek nie zawsze z równą miłością.

Zawstydziliśmy się (przynajmniej niektórzy z nas).

– Przestańcie się wstydzić, że jesteście ludźmi. Przecież niczym innym stać się nie możecie mimo największych nawet waszych pragnień. Ja stwarzając rodzaj ludzki liczyłem się z waszą słabością. Chciałem was mieć właśnie takich jak dzieci, ale jak prawdziwe dzieci (naturalne, nie zepsute czy wypaczone). Chciałem was mieć ufających Mi, zwracających się do Mnie, polegających na Mnie, a przede wszystkim potrzebujących Mnie. Ja podtrzymuję istnienie wszystkich bytów (duchowych i duchowo-fizycznych), ale tak bardzo chciałem być dla was, ludzi, prawdziwym Ojcem. (Ze zrozumienia: anioły i inne byty duchowe są „dorosłe” w porównaniu z nami i Bogu służą świadomie jako swojemu Stworzycielowi, my często – nie; co więcej, my Boga potrzebujemy w naszej słabości i powinniśmy i możemy wołać: „Ojcze, ratuj!”, „Ojcze, prowadź!” itp.)

Mój stosunek do was (ludzi) i wasz do Mnie jest szczególny. Chciałem, żebyście tak jak dzieci polegali na mojej miłości, bardziej kochali Mnie niż z obowiązku Mi służyli. Od chwili moich pierwszych rozmów z wami (z Adamem i Ewą)stale oczekuję od was, że będziecie bezpośredni, naturalni, całkowicie pewni mojej opiekuńczej miłości do każdego z was. A to moje oczekiwanie jest tak rzadko zaspokajane. Niewielu ojców ziemskich musi znosić taki brak wzajemnego uczucia, taką oschłość i niezrozumienie jak Ja. Czy rzeczywiście wytłumaczeniem waszym może być to, że jestem dla waszych zmysłów niewidzialny? Czy nie kryje się w tym raczej wasza obojętność, wasza oschłość serca, które nie chce kochać – słowem, wasza wola trzymania się ode Mnie z daleka?

Nie będę mówił o waszej niewdzięczności, bo ojciec od małych dzieci wdzięczności nie oczekuje, ale rani Mnie nieustannie wasza niechęć do Mnie, wasze wytrwałe pozostawanie poza moją miłością. Powiedzcie Mi, czy rzeczywiście tak wielkim wysiłkiem jest dla was nasza rozmowa? Czy aż tak wiele was kosztuje zwrócenie się ku Mnie? Czy głównym motywem (unikania Mnie) jest wasza oziębłość, lenistwo czy też pycha? Bo wszystkie trzy podają sobie ręce, aby utrzymać was jak najdalej ode Mnie. I to teraz, kiedy istnienie całego rodzaju ludzkiego jest zagrożone. Czy doprawdy aż tego trzeba, abyście – tak jak obecnie w Chorwacji – ginęli w lęku i głodzie, w zawalonych domach? Czy aż tego trzeba, żebyście zwrócili się do Mnie...?

Proszę was, starajcie się nawiązać ze Mną bliską i szczerą przyjaźń, póki możecie to robić w każdej chwili, w swobodzie i bez lęku. Chciałbym jako Ojciec być z was dumny i cieszyć się waszą dobrowolną miłością. Bo w trwodze i zagrożeniu wielu będzie się do Mnie zwracało wołając o ratunek. A przecież mogliby w ogóle nie potrzebować ratunku, gdyby zawsze liczyli na Mnie... (Nie chodzi o to, że taki człowiek uniknie zagrożenia i śmierci, ale że w razie czego przyjmie je z ufnością – tak jak wszystko, co otrzymywał od dobrego Ojca).

Moje kochane dzieci. Może nie takich słów spodziewaliście się ode Mnie, ale zdradzę wam powód: chciałem się z wami podzielić moim bólem, gdyż ufam, że wy Mnie zrozumiecie...

Jacek:

– Często mamy podobne refleksje patrząc na to, z czym się spotykamy w naszych małych gronach.

– Bo wy, dzieci, uczycie się kochać razem ze Mną; odbieracie ból mojego serca jako własny. Czyż to nie jest prawdziwe zrozumienie, jakiego wspólnie pragniemy (Ja i wy)?

Moi drodzy, współmiłowanie świata wraz ze Mną darzy zarówno radością, jak i wielkim bólem, ale daje wam to wielkie możliwości proszenia za świat, wstawiania się i orędownictwa. Wtedy kiedy nasza przyjaźń pogłębi się, radość wasza wzrośnie, ponieważ każdy ból docierający do was będziecie przekazywać Mnie, a radość wasza będzie wzrastała wraz ze świadomością, że jestem przy was, słucham was i przez was wspomagam innych. Nie znaczy to, że zawsze będziecie wysłuchiwani (przeszkodę stanowić może wolna wola ludzka), lecz pewność wasza wzrośnie i w pełni świadomości współpracować będziemy dla dobra waszych współbraci.


Cieszę się, że dzielisz się ze Mną swoimi kłopotami

S. Maria:

– Jak na przykład zachować się, kiedy pada lawina krytyki w stosunku do osób Kościoła, kapłanów? Tyle jest w tym napięcia, agresji.

Pan przypomina scenę, z kamienowaniem jawnogrzesznicy (J 8,1-11).

– Gdyby nawet Kościół był jawnogrzesznicą, to odpowiedź moja będzie zawsze ta sama: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. Mario, czy ci ta odpowiedź wystarczy?

S. Maria:

– Tak. Dziękuję, Panie. Zupełnie wystarcza. Włożyliśmy tyle trosk z rodzicami, żeby zdobyć krzyże dla szkoły i dyrektor zabronił (są: w trzech klasach). Jak postąpić?

Pan:

– A jakie logiczne racje ma dyrektor?

S. Maria:

– Uważa, że w szkole są różne wyznania.

Pan:

– Przegłosujcie (niech przegłosują rodzice).

Franciszek:

– Co mam robić, żeby pomóc mojemu ojcu (rodzicom)?

Pan:

– Mój synu, bądź względem swego ojca cierpliwy. Bądź też dobrym synem. Twoje postępowanie jest dowodem, jakim jesteś chrześcijaninem. Wiem, że chciałeś Mnie jeszcze o coś zapytać.

Po chwili wahania Franciszka Pan dodaje:

– Pytaj bez obawy. Przecież wiesz, że cię kocham.

Franciszek:

– Co mam robić?

Pan:

– Zawierz Mi, synu, całego siebie i dalej postępuj powoli i planowo.

Franciszek został później przyjęty do seminarium duchownego.

– A ty, Dagnyjo, chcesz Mnie o coś zapytać?

Dagnyja:

– Chciałabym podziękować za wszystko co jest, co było i co będzie.

Pan:

– Cieszy Mnie, córeczko, twoje zaufanie. Ja nie zapominam o tobie. Ale czy nie chciałabyś Mi oddać kogoś w specjalną opiekę?

Dagnyja:

– Czuję, że teraz jest bardzo ciężki czas dla mojej córki, choć wiem, że to jest jej potrzebne. Chciałabym, żeby zrozumiała, że Pan Bóg ją kocha.

Hanna i Jacek:

– Dziękujemy Ci, Panie, za udaną operację Jerzego, o którą prosiliśmy (11 XI) – jesteśmy cały czas tacy szczęśliwi – i równocześnie prosimy o jego pełne nawrócenie.

Pan:

– Tak rzadko otrzymuję od was wyrazy wdzięczności. Cieszę się nimi szczególnie. Niech to was zachęca do dalszych próśb. Nie ustawajcie. (Ze zrozumienia: chodzi przede wszystkim o życie duchowe ludzkie, bardziej niż o fizyczne.)

Grażyna:

– Chciałam podziękować za mojego tatę (solenizanta), za piękną jesień jego życia, i prosić o wszystkie łaski dla niego. Proszę też o mądrego szefa resortu... Chciałam jeszcze oddać Ci moich wczorajszych gości i prosić o pomoc dla nich, bo bardzo jej potrzebują.

Pan przyjmuje te prośby i dodaje:

– Powiedz Marysi, że jej ojciec jest ze Mną – jest bezgranicznie szczęśliwy – i przesyła jej dla całej rodziny swoje ojcowskie błogosławieństwo. (Dzisiaj był jego pogrzeb. Ojciec Marysi chorował od jakiegoś czasu. Do śmierci przygotował się po chrześcijańsku, przyjmując Sakramenty. Umierał otoczony miłością rodziny i wspierany ich modlitwami. Zmarł przed tygodniem w uroczystość Chrystusa Króla).

Bogdanie, zdaje się, że chciałeś Mi coś powiedzieć.

Bogdan:

– Chciałem Cię przeprosić, Panie, za swoje lenistwo i za to, że podczas Mszy świętej tak często rozpraszam się i nie wielbię Cię tak, jak powinienem.

– Gdybyś Mnie wielbił tak, jak Ja na to zasługuję, twoja pycha stałaby się niebotyczna. (Pan powiedział to żartobliwie).

Bogdan:

– Dziękuję, że – dzięki Tobie – mogę służyć innym.

Pan:

– Ja tylko składam propozycje. Reszta zależy od waszej decyzji.

Bogdan:

– Wszystkie moje bliskie rodziny spotyka jakieś nieszczęście. Szczególnie oddaję Ci te dwie i proszę o objęcie ich miłosierdziem.

Pan:

– To, co teraz Mi powiedziałeś, powinieneś Mi mówić podczas każdej Mszy św., włączać ich w Ofiarę Chrystusa.

Do Franciszka, który zaczął mówić o swoich rodzicach, Pan mówi:

– Twoim obowiązkiem jest kochać twoich rodziców, a nie osądzać, jeżeli i ty nie chcesz być osądzony. Dlatego staraj się wypełniać przyrodzone prawo miłości.

Anna:

– Proszę Cię, Panie, wyciągnij mnie z tego szpitala.

Pan:

– Przecież prosiłaś o oczyszczenie... Już niedługo.

Grzegorz:

– Dziękuję za pomoc w pracy, której zakres zupełnie mnie przytłaczał. Proszę też o pomoc w sprawach wychowawczych dotyczących kształtowania sumienia moich synów.

Pan:

– Dzielcie się ze Mną swoim ojcostwem. Pozostawiaj Mi wolną rękę w kształtowaniu ich dusz, bo Ja dla każdego z nich mam już (od chwili poczęcia) przygotowane zadanie życia, którego ty przecież nie znasz. Ale cieszę się, że dzielisz się ze Mną swoimi kłopotami. W ten sposób mogę i Ja być ich ojcem w pełni, nie naruszając waszych rodzicielskich praw.

Moje dzieci. Teraz żegnam się z wami.

Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej mocy Świętości Trójcy Świętej. +


Jakże mogłabym was przynaglać

9 XII 1991 r. Anna, o. Jan, Grzegorz

Mówi Maryja:

– Pytajcie Mnie, dzieci. Tyle wam mówiłam, teraz wy pytajcie.

O. Jan:

– Nie wiem, czy zgłosić się do prowadzenia rekolekcji?

Maryja:

– Synu, nie skończyłeś jeszcze poprzednich prac (chodzi o tłumaczenie „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”).

O. Jan:

– A czy mam przyspieszyć to tłumaczenie? Tak dobrze się pracuje. Tyle poznaję...

Maryja:

– Synu, Ja cię przynaglać nie mogę, bo chcę, żeby to było zrobione dobrze. Staraj się jednak posuwać pracę, bo niedługo możesz nie mieć możliwości wysłania.

O. Jan:

– To Wasze niebieskie „niedługo” to pewnie kwestia kilku lat.

Maryja:

– No i co, czy uważacie, że już jesteście przygotowani, że zrobiliście wszystko, co mogliście zrobić, że posłaliście wszystko to, czego Pan sobie życzył, że przetłumaczyliście teksty?

O. Jan:

– Dlatego bardzo prosimy o przypominanie, o przynaglanie...

Maryja:

– Przynagla się leniwe i niedbałe sługi. Nie chciałabym tak was traktować. Wiem, ile macie bieżących zajęć. A w tym, co robicie ponadto, przejawia się wasza miłość. Jakże mogłabym was przynaglać?

Grzegorz:

– Matko, zaproponowano mi napisanie podręcznika. Myślę, że tematycznie jest dostatecznie bliski mojej specjalności, a i pieniądze by się przydały, ale ta praca będzie wymagać czasu, a nie chciałbym, aby było to kosztem naszej pracy. Proszę o radę.

Maryja:

– Wydaje Mi się, synu, że twój odcinek w naszej wspólnej pracy jest w jakiś sposób już zaawansowany – że kończysz już przepisywanie dawnych roczników – tak że na bieżąco nie będziesz miał tyle pracy. Dlatego sądzę, że możesz te sprawy pogodzić. Czasy są ciężkie i trzeba wam pieniędzy. Z drugiej strony ty masz już wprawę, pisałeś, stale wykładasz, orientujesz się w możliwościach pojmowania i zainteresowaniach młodzieży. Sądzę synu, że napisanie takiego podręcznika nie przekracza twoich możliwości ani nie wymaga od ciebie specjalnego douczania się. Dlatego też nie mówię ci „nie”, ale radziłabym ci, abyś robił to szybko. (...)

Odmawiamy z przejęciem i radością dziesiątek różańca. Ta modlitwa kończy spotkanie.


To jest współpraca całego mojego Kościoła

12 XII 1991 r. Anna, Grzegorz

Grzegorz:

– Czy masz, Panie, jakieś uwagi lub rady co do skróconego zestawu zawierającego ostatnie słowa Maryi do nas?

Pan:

– Moi drodzy. Cieszę się, żeś podjął myśl, aby ten wybór sporządzić. Bo wiem, jak ważne jest dla was każde słowo Maryi. Uważam, że ten tekst wiele dobrego uczyni, gdyż ludzie mają rzeczywiście w tym kraju osobliwą cześć i uczuciową miłość do Maryi jako do Matki swojej. Ja ten wybór błogosławię. (...)

A ty, Anno, wykorzystaj ten czas (Adwent) na przeczytanie pełnego zestawu „Żywego Świętych Obcowania” (chodzi o zestaw, który został wydany przez WAM pod zmienionym tytułem: „Świadkowie Bożego miłosierdzia”).

Cóż wam jeszcze dolega, dzieci?

Grzegorz:

– Zasmuca mnie zło, ujawniające się teraz coraz silniej i coraz szerzej.

Anna:

– Ja się boję zimy, kataklizmów w zimie.

– Nie bójcie się. Wy (Polacy) musicie coraz szybciej i uczciwiej normalizować swoje życie społeczne. Na to wam daję ten czas.

A wy, konkretnie wy, dzieci, jesteście ze Mną i robicie to, co jest waszym zadaniem. Przecież już dawno służymy wspólnie światu. Cóż więc może wam grozić, skoro Ja dbam o was i mówię wam o swoich zamiarach? A także stwarzam wam okoliczności i daję warunki (np. nowe drukarki Grzegorza i Jacka), a także spotykam i będę spotykał z tymi, których dla was wybiorę (do wspólnej pracy).

Anna:

– Oddajemy Ci, Panie, nasze życie, nasz czas, nasze siły i możliwości. I chcemy Ci powiedzieć, że kochamy Cię, że gdy jesteśmy z Tobą, to jesteśmy tacy szczęśliwi. Oddajemy Ci, Panie, wszystkich naszych przyjaciół i tych, którzy z nami pracują. Dziękujemy Ci, Panie, i prosimy, abyś każdego z nas prowadził dalej ku zbliżeniu z Tobą.

Pan:

– Ja was kocham, dzieci, i tą samą miłością obejmuję wszystkich waszych bliskich. Wiedzcie też, że wasze rodziny tu, u Mnie, kochają was wielką miłością, czuwają nad wami i wspomagają was. To nie jest, dzieci, współpraca tylko pomiędzy Mną a wami, to jest współpraca całego mojego Kościoła, i więcej: wszystkich bytów duchowych – domowników moich – z ziemią. Bo Ja jestem jednym Ojcem dla wszystkich i pragnę zbliżenia pomiędzy moimi dziećmi: zbliżenia we wspólnym miłowaniu.

Spójrzcie na krąg światła tej lampy, przy której siedzicie. Jesteście otoczeni takim samym kręgiem miłości całego nieba. Czy nie czujecie się bezpieczni i kochani?

Anna:

– W zasadzie tak, Panie. Zatracamy się, kiedy szarpią nas jakieś emocje. I smuci nas, że tylu osobom nie jesteś potrzebny, a nawet budzisz wrogość.

Pan:

– No widzicie, dzieci, jak bardzo – niestety – potrzebny jest wam (ludziom) strach i poczucie zagrożenia. Jak cudowne rezultaty wydał on w czasie II wojny światowej: jakże was mobilizował i podnosił ponad egoizm. Ufam, że tak się stanie i teraz.

Teraz przygarniam was do serca, otaczam moim bezpieczeństwem, udzielam wam radości i nadziei – mojej nadziei – i dalej mówię do was to samo: Ufajcie, „Jam zwyciężył świat” (J 16, 33). Ja wykupiłem świat. Jestem jego Stwórcą, Panem i Ojcem. Świat jest mój – potencjalnie. Tylko wasza ludzka wola opiera Mi się (Pan powiedział to z westchnieniem).

Kocham was, dzieci, całą ludzkość. Błogosławię wam. +


Jeśli zechcesz, będę Matką was wszystkich w tym domu

28 XII 1991 r. Anna, s.Ewelina, Grzegorz

Maryja zwraca się. do s. Eweliny:

– Ewelino, moja córeczko, bardzo jesteś dzisiaj zmęczona, powiedz Mi więc szybko (siostra Ewelina spieszy sią na pociąg), co ci leży na sercu.

– Największą troską jest mój brat.

– Córko, oddawaj go Mnie, ile razy o nim pomyślisz, i proś, abym stała się jego przewodniczką, a zrobię to ze względu na twoje zawierzenie. Jednak pozostawiaj mu czas, tak jak każdemu z was daje go Bóg. Co jeszcze Mi powiesz, córeczko?

– Chciałabym Ci, Matko, polecić moje nowe zadania, abym umiała służyć siostrom. Potrzeba mi dużo dobroci, wyrozumiałości...

– Potrzeba ci również ich miłości i chciałabym, abyś przyjmowała od nich z wdzięcznością to, co ci mogą dać.

– Są nadopiekuńcze w stosunku do mnie.

– Dla nich ty jesteś dzieckiem, któremu chciałyby ulżyć i pomóc. Pozostaw im trochę tej możliwości czynienia dobra.

Po chwili Maryja dodaje:

– Jeśli zechcesz, będę Matką was wszystkich w tym domu.

– Oczywiście, to jest moje największe pragnienie.

Zaczęliśmy rozmawiać o problemach siostry Eweliny. Maryja mówi:

– Cieszę się, że staracie się radzić sobie wzajemnie, dzieląc się własnym doświadczeniem. Tak powinno być pomiędzy „rodzeństwem” (dziećmi jednej Matki).

Chciałam ci powiedzieć, dziecko, że modlitwy wasze bardzo są potrzebne tej, która rok temu w tym dniu zginęła. Módlcie się wybaczając jej wszystkie jej przewiny, bo bardzo się obciążyła. Najgorszą w czyśćcu jest świadomość nieodwracalności wyrządzonego zła, więc starajcie się naprawiać jej winy – i to będzie największą pomocą dla niej.

Dołączaj zawsze wolę przebaczenia. I staraj się sama zachowywać inaczej w tym, w czym ona grzeszyła. Co jeszcze masz Mi do powiedzenia, córeczko?

– Chyba już tylko „dziękuję” za te rady i proszę o prowadzenie. Żebyś mi dała Twojego ducha służby, moim siostrom ducha miłości, żebym mogła wypełnić to, czego Jezus ode mnie pragnie.

– Cały czas to czynię, córko, bo zależy Mi na tym, aby każde z was stawało się chwałą Jezusa. Przecież na każdym z was spoczywa Jego zbawcza Krew..

Teraz daję ci, Ewelino, moje Matczyne błogosławieństwo i proszę, staraj się w każdej chwili dziękować Jezusowi za Jego nieskończoną miłość do ciebie i do każdej z was. Błogosławię cię. +


Pan Niemożliwości

31 XII 1991 r. tuż przez północą

Anna:

– Panie mój, chcę spędzić przełom roku 1991/92 z Tobą i proszę Cię, spraw, aby coraz więcej ludzi chciało Ci oddać cześć i dziękczynienie w tym czasie. Godzien jesteś, Panie, naszej największej miłości, wdzięczności i uwielbienia za wszystko, co dla nas uczyniłeś i nadal czynisz. Dziękuję Ci w imieniu wszystkich, którzy Ci nie dziękują...

Dziękuję Ci, Panie, za to, co czynisz ze mną, za wszystko, co mi dałeś, bo wszystko to było mi potrzebne. Cokolwiek Ty dajesz, dajesz to z miłości i każdy Twój dar przyjęty dźwiga nas, uczy i oczyszcza. Dziękuję Ci więc za chorobę, niesprawność i ból oraz za pomoc ludzką, życzliwość, pamięć i dobroć. Dziękuję też w imieniu wszystkich innych chorych i cierpiących, samotnych i nieszczęśliwych, bo oni nie wiedzą jeszcze, że wszystko to, co czynisz, czynisz z miłości. (...)

Oddaję Ci wszystkich moich bliźnich, zwłaszcza cierpiących i umierających. Proszę, obejmij ich swoją miłością i miej w opiece tych, którzy teraz nadal zabijają się i nienawidzą. Zmiłuj się, Panie mój, nad nierozumnymi, pełnymi nienawiści sługami nieprzyjaciela, którzy nie wiedzą, co czynią, a ofiarom ich daj Twój dom i racz darować ich winy – bowiem wszyscy jesteśmy pełni grzechu, słabi, niewierni i nie potrafimy kochać. (...) Przybliż, Panie, czas oczyszczenia i odrodzenia ziemi i wprowadź Twój pokój w nasz skażony świat. (...)

Panie Niemożliwości, błagam Cię, otocz nasz kraj opieką i pomóż nam powrócić na Twoje drogi. Ratuj też naszych sąsiadów od głodu, wojny domowej i nienawiści. Oczekujemy Twojego panowania w bólu, niepokoju i z trudem zdobywamy nadzieję. Przyjdź nam z pomocą, Boże niezwyciężony, Ojcze, Przyjacielu i Zbawco nasz.

Pan:

– Córko moja, jakże Ja cię kocham! Wzruszyłaś Mnie i otworzyłaś moje serce. Pragnę udzielić ci wszystkiego, czego potrzebujesz i o co dla innych Mnie prosiłaś. Zawiązałaś dzisiaj ze Mną przymierze miłości. Licz na Mnie i we wszystkim, czego pragniesz, zwracaj się do Mnie. Nie obawiaj się prosić o sprawy trudne. Nazwałaś Mnie przecież Panem Niemożliwości – i jestem nim.

Wiem, że bardzo prosisz o zdrowie dla Barbary. Przywrócę je. Bądź pewna, że chcę przychylić się do twoich próśb. O co prosisz dla siebie?

Anna:

– Panie, zdrowiem moim Ty dysponujesz i niech mi się tak stanie, jak Ty zamierzasz, ale proszę o siły. Pragnę też kochać Cię bardziej, goręcej, silniej i wierniej. Wzmóż moje siły, Panie.

Pan:

– Słucham cię, Anno, z radością, jak kochający ojciec słucha swego dziecka. Dzisiaj jednakże chciałbym skończyć rozmowę, bo pora na spoczynek, córeczko. Lecz jutro powrócimy do naszej rozmowy.

Anna:

– Tak, Ojcze. Kocham Cię. Pozostań ze mną.

Pan:

– Nie odejdę od ciebie, dziecko. Kocham cię miłością Boga, miłością nieskończoną. Wiedz, że twoje prośby za chorych, ginących i cierpiących uradowały serce moje i będą skuteczne. Tulę cię do serca, otaczam pokojem i błogosławię na nasz nowy rok współpracy. +