Anna - BOŻE WYCHOWANIE -

 

VIII

ROK 1988

 

6 I 1988 r., Warszawa

Modlimy się we troje z Grzegorzem i Lucyną.

– Prosimy Cię, Panie, za nasz naród. Prosimy o przyspieszenie odrodzenia Polski. Panie, pragniemy w tym roku nie zawieść ciebie.

– Moje kochane dzieci, nasze pragnienia są zgodne, ponieważ Ja też chcę nie zawieść się na was. Ale jeżeli wy o to specjalnie prosicie, to Ja specjalnie dla was dodam do zadań waszych więcej skuteczności, więcej radości – tak że nie obawiajcie się w tym roku, że coś okaże się ponad wasze siły, ponieważ to będą siły nasze wspólne. (...)

Teraz udzielam wam mojego błogosławieństwa i zachęcam do podjęcia wszystkiego, co wam w tym tygodniu polecę, bo wszystko będziemy robić razem.

Tak bardzo pragnę umacniać was

7 I 1988 r.

Modlimy się z o. Janem. Rozmawia z nami Matka Boża. Jak gdyby w odpowiedzi na moje zaskoczenie tłumaczy, że zawsze pozostaje w moim domu, także po odniesieniu Obrazu Nawiedzenia. Maryja mówi:

– Cieszę się wami, dzieci, cieszy Mnie, że zauważacie moje starania i widzicie moje działanie w waszym kraju. Ja już wszystko scalam i jednocześnie ochraniam was. Dlatego zaufajcie Mi i nie martwcie się o te wszystkie sprawy, których wam nie udaje się lub nie udało załatwić. Bo to jest, dzieci, ziemia – jeszcze nie królestwo Boże. Ale wasza miłość i oddanie się sprawom mojego królestwa polskiego i planom Syna mojego też je budują, choć tego nie widzicie.

Poddajcie się moim staraniom bez zbędnego pośpiechu i niepokoju. Zawierzcie możliwościom Boga, który jest Panem niemożliwości.

Mówcie jak najwięcej o pojednaniu, o niesieniu sobie wzajemnie pomocy. Twórzcie koła przyjaciół dookoła siebie, a kiedyś Ja je połączę. (...)

Dobrze, synu, że jesteś poddany swojej władzy; i ona się zmienia wraz z narastaniem zagrożenia. Synu, pokaż ojcu Rektorowi moje teksty, to, co Ja mówię teraz, bo Ja traktuję poważnie swoje obowiązki względem was i pragnęłabym, żebyście równie poważnie traktowali moje wskazówki i chcieli stosować się do nich. Gdyż wszystko to, co mówię, mówię dla waszego dobra, dla dobra całego narodu polskiego. (...)

Dalej wam powtarzam: bądźcie gotowi do działania publicznego według swoich specjalności; ci, którzy to potrafią, niech przygotują: wykłady, odczyty w radio, w telewizji, w sejmie, w komisjach naukowych, we władzach wyższych uczelni. Wszędzie będziecie potrzebni, nie jako członkowie konkretnego zakonu, lecz jako ludzie służący Synowi mojemu uczciwie i z oddaniem.

Błogosławię cię, synu, w każdym zamiarze służenia Synowi mojemu. Moim stałym życzeniem jest, żebyście pamiętali, że macie Matkę i że ta Matka może wam wyprosić wszystko, z czym się zwracacie, prosząc nie tylko dla siebie, lecz także dla innych ludzi.

Chciałabym, synu, abyś każdego, kogo spowiadasz, oddawał mojemu wstawiennictwu, chociażby tylko jedną myślą, i prosił, abym go broniła od zła. Moje ręce są pełne łask, o które ludzie tak mało proszą. Wskażę ci, jak to czynić: jeżeli idziesz do Anny, módl się za nią; jeżeli jedziesz pociągiem, módl się za współtowarzyszy, za kolejarzy i za maszynistę; jeżeli przyjedziesz do jakiegoś miasta, oddawaj Mi je; jeżeli idziesz z wykładem, oddawaj Mi swoich studentów, aby słowa twoje zostały przyjęte jak najlepiej. Proś zwłaszcza za tych słabszych – to jest wasz obowiązek jako nauczycieli. Przy umówionym spotkaniu módl się za swego rozmówcę. Jeżeli zaniedbałeś swoich przyjaciół w Krakowie, to przynajmniej zatelefonuj i uciesz ich, że o nich pamiętasz. Ze współbraćmi w domu staraj się nawiązać więcej przyjaźni i serdeczności, bądź dla nich dobry. Jeżeli ktoś jest smutny lub chory, odwiedź go, pożycz mu książkę – powiedz Mi o nim, a Ja ci podsunę pomysł w danym momencie. Nie myśl, że smutni i oschli nie potrzebują dobroci; może dlatego są smutni i oschli, że za mało jej otrzymali.

Ja się tak bardzo cieszę, gdy widzę wzajemną miłość w was, oddanych Jezusowi.

Wiesz dobrze, że każdy kapłan ma moją specjalną opiekę i troskę, bo oddał się całkowicie na służbę i przez to jest bardziej narażony na ataki nieprzyjaciela.

Synu, teraz przyklęknij i przyjmij moje błogosławieństwo w Imię Pana i Boga mojego. Pamiętaj, że Ja tu jestem już, teraz i zawsze. Tulę cię do serca, synu, i udzielam ci mojej macierzyńskiej miłości. Bo Bóg jest i Ojcem i Matką ludzkości (ze zrozumienia: Bóg jest źródłem zarówno ojcostwa, jak i macierzyństwa ludzkiego, miłości ojcowskiej i miłości macierzyńskiej; w mężczyznach winna być również delikatność i „kobieca” czułość, a w kobietach winno być męstwo i odwaga – jako podobieństwo do Stwórcy).

Dziel się wszystkim ze Mną, bo Ja tak bardzo pragnę umacniać was, wspomagać i pocieszać. Bądź Mi w tym towarzyszem, synu mój. Kocham cię, błogosławię i umacniam w służbie mojej dla dobra waszego narodu, dla wypełnienia dążeń mojego Syna i Jego wspaniałego planu zbawienia.

Błogosławię w Imię Boga Wszechmogącego w Trójcy Jedynego, w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Mówi Pan:

– Chciałbym powiedzieć ci, synu, parę słów. Jasiu, kochany Jasiu, Jasieczku, jeśli Ja polegam na tobie, czyż ty nie powinieneś być bardziej spokojny i polegać na Mnie? Niech cię nic nie niepokoi w naszych wspólnych pracach, bo Ja wiem o wszystkim i nad wszystkim czuwam.

Ponadto macie Matkę, która was kocha, troszczy się o was i ustawicznie was strzeże. Dlatego, synu, ciesz się moją miłością. Widzisz, masz już tyle lat doświadczenia, wiesz, jak rzadko wszystko udaje się w zupełności. Dlatego niech cię nie martwią niepowodzenia i zawody, zwłaszcza na ludziach. Mają prawo do wątpliwości, ale zobaczysz, jak będą chłonni, jak wielu zwróci się do ciebie w momencie, kiedy zagrożenia staną się widoczne i kiedy zarysuje się możliwość zmiany dla waszego narodu. Wtedy ty musisz im mówić to wszystko, co wiesz. Pocieszam cię, bo martwisz się o osobę, która ci się sprzeciwia, a tymczasem i ona będzie potrzebowała pociechy.

Chcę ci powiedzieć, synu, że cieszę się tobą, a najbardziej raduje Mnie to, że nie ostygłeś i że twoja miłość rośnie. Nawet nie wiesz, synu, jak Mnie tym uszczęśliwiasz.

Przygarniam was do serca, dzieci, i błogosławię na nadchodzący rok. Bądźcie dobrej myśli
.

13 I 1988 r.

Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem. Pan prosi nas, żebyśmy dziękowali Mu w imieniu tych, którzy Mu nie dziękują. Po wymienieniu różnych grup Pan prosi:

– A teraz podziękujcie Mi za tych, którym dałem mało, bo na nich się wspiera moje królestwo na ziemi.

– Dziękujemy za wyniesienie wszystkich biednych, niewykształconych, chorych, upośledzonych, tych, którzy mają życie zmarnowane przez innych; szczególnie za tych, którzy spodziewają się wszystkiego od Ciebie... Prosimy o więcej radości dla chorych i ułomnych, o Twoją stałą obecność przy nich, żeby czuli, że są kochani.

– Tu dużo od was zależy. Macie moje „Słowa” o miłosierdziu. Powinny trafić do chorych, niewidomych, do szpitali... Zróbcie to, dzieci, a ucieszycie Mnie. A teraz dam wam moje błogosławieństwo.

Dla Mnie jedynie ważne jest to, że Mi wierzysz

17 I 1988 r.

Mówi Pan do o. Jana:

– Czy nie sądzisz, synu, że Duch Święty wspomaga cię ciągle? Przecież to, co zaplanowałeś sobie, jest z mojego życzenia. Dlatego chciałbym, synu, abyś jeszcze raz powrócił do tych materiałów, które otrzymałeś.

Ale pozwól, że coś ci zaproponuję: chciałbym, żebyś zaczął od przebywania ze Mną. Chciałbym, synu, abyś czytając słowa moje, czytał je ze Mną i śledził zamiary mojej miłości i wszelkie moje wysiłki i próby. Możesz sobie zanotować kierunki moich starań – wiele w ostatnich „Słowach” mówiłem do waszego narodu. Rozważ i przemyśl, do czego wzywam świeckich, do czego Kościół hierarchiczny i czego pragnę od całego waszego narodu. Zrób sobie z tego notatki – one się przydadzą w rozmowach późniejszych.

„Słowa” moje dawałem wam jako moją pomoc do przekazania wedle potrzeb ludzi, krajów, zgromadzeń czy zespołów ludzkich. Ale ty możesz podzielić je właśnie wedle rodzajów życia: na dotyczące hierarchii, zakonów, misji, krajów na Zachodzie, biednych i chorych, narodu polskiego jako całości; odnoszące się do życia wewnętrznego czy też działalności na zewnątrz; w zależności od typu misji na Wschodzie itd., itd. Dla twojego pogłębienia proponuję ci, żebyś czytał jeszcze raz księgę Izajasza tak, jak Ja ją objaśniałem (patrz załącznik „Czytamy Izajasza z Panem”).

Nie spiesz się, synu, pamiętaj, że Ja jestem z tobą, że czytamy razem. Jeżeli będziesz miał wątpliwości i pragnął poszerzenia pewnych tematów, zanotuj sobie. Chciałbym też, żebyś uwierzył, że Ja sam pragnę z tobą mówić. Jeśli w trakcie czytania zostawisz Mi chwilę czasu, bądź pewny, że dam ci wskazówki i rozjaśnię twoje wątpliwości lub upewnię cię poprzez słowa Pisma. Dlatego o jedno cię proszę: nie spiesz się. Oddawaj Mnie swój czas tak, jak gdybym był twoim ukochanym gościem, dla którego masz mnóstwo czasu.

W moich sprawach trzeba spokoju. Niczego nie rób w pośpiechu. Czas jest w moim ręku. Dlatego bądź spokojny. (...) Dla Mnie jedynie ważne jest to, że ty Mi wierzysz i że na ciebie mogę liczyć. Mówiłem wam już, że nie potrzebuję tysięcy. Wszelkie moje dzieła przebiegają w ciszy i spokoju. Ponieważ czasy są dla was krytyczne, a dla wielu ostateczne, dlatego pomoc moja wzrasta i kiedy nadejdzie moment, Ja otworzę wasze uszy i serca. (Z rozeznania: Pan zwraca się do narodów bogatych i wzywa je do postu, pokuty i nawrócenia z drogi zepsucia. Wierzący, a zwłaszcza chorzy i cierpiący, niech się modlią i ofiarowują Panu nieustannie swoje cierpienia. Pan daje obietnice biednym, smutnym, głodnym i nieszczęśliwym, tak jak dawał je na Górze Błogosławieństw).

20 I 1988 r.

Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem. Mamy dużo indywidualnych próśb...

– Dziękujemy, Panie, żeś tak pokierował wydarzeniami, że kolega chciał zanieść Twoje „Słowa” (o miłosierdziu) do Instytutu Onkologicznego. Prosimy, żeby trafiały też do innych szpitali.

– A ja proszę, żeby trafiały do Hospicjum, bo tam ludzie umierają na raka. Tak bym chciała, żeby umierali pogodzeni...

– A czemu nie prosisz Mnie, abym dla nich przemówił (podyktował „Słowo”)? (Pan)

Wymieniamy jeszcze wiele próśb. Wreszcie milkniemy i oczekujemy na to, co Pan nam powie.

– Znam wasze zmartwienia, wasze myśli, wasze wszystkie pragnienia. Nie martwcie się, że jeśli nie powiecie o wszystkim, to Ja o tym nie będę wiedział. Wszystko, co wam potrzebne, dam wam we właściwym czasie.

Pan prosił, żebyśmy modlili się i ofiarowywali przykrości za kapłanów.

Niczym nie martwcie się, dzieci, bo Ja czuwam. Teraz przyciskam was do serca, napełniam moim zdrowiem (...). Uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Chciałbym, moje dzieci, żebyście się czuli stale pod moją opieką, abyście uwierzyli, że Ja jestem z wami, że nigdy z moich oczu nie schodzicie – wy i wszyscy, którym chcecie służyć sobą. Dlatego życzyłbym sobie i prosił o to, abyście niczym nie martwili się z góry. Przyszłość pozostawcie Mnie. I żyjmy razem z dnia na dzień.

20 I 1988 r., Warszawa, wieczorem

– Nie obawiaj się, córko. Ja jestem przy tobie. Dzisiaj pytałem się was, dlaczego nie prosicie Mnie o pomoc dla chorych i umierających. Przecież wiecie, że was kocham i ich – tym bardziej, im ciężej im jest, bo wtedy właśnie niezbędny im jestem Ja i tylko Ja. Podam ci, co chcę, aby wiedzieli, wy zaś postarajcie się jak najszybciej słowa

moje dostarczyć, bo otworzyłem wam drogę tam, gdzie dzieci moje cierpią i giną z lęku, gdzie im najciężej (chodzi o Instytut Onkologii).

Zanim jednak napiszesz, chcę ci powiedzieć, że rozpoczynam już swoje dzieło. Jeżeli nie wierzysz Mi, obserwuj, co się dzieje w przyrodzie: jak cała powstaje przeciw wam, tam przede wszystkim, gdzie najbardziej zakłócono równowagę i gdzie człowiek wniósł najwięcej swoich własnych propozycji posłużenia się naturą dla celów niskich, dla zdobycia bogactw kosztem przyrody, w tym i ludzi. Gdyby nie moja interwencja, która jest waszym ratunkiem, jakże szybko zniszczylibyście się sami, niszcząc jednocześnie życie na ziemi. Jakże jesteście ślepi, głusi i ciemni w waszej pysze z „postępu” nauki i techniki, a przede wszystkim jak egoistyczni, aroganccy i nikczemni. Mówię o tych, którzy wiele posiadają, wiele mogą, a oczy ich wpatrzone są tylko w „zysk” (oślepione pożądaniem posiadania), w więcej i więcej bogactwa, podczas gdy na niczym im samym nie zbywa, a dookoła biedacy umierają z głodu, chorób i nędzy. Nie chcę i nie będę ratował tych, którzy całą ludzkość wiodą na stracenie. Przeciwnie, dam im poznać smak trwogi, głodu, bezdomności i nieszczęścia – ostatni mój dar dla tych, którzy Mną wzgardzili używając moich dóbr w nadmiarze i z zaciekłością broniąc ich przed głodnymi i potrzebującymi.

Czy widzisz, jak u was zatrzymuję surowość zimy, a jak dopuszczam ją na cały kontynent Ameryki Północnej?

Powiedziałam Panu o problemach, jakie mam z sobą sama.

– Córko, z nieprzyjacielem walczyć trzeba, nie zaś ulegać mu. Pozwól, bym Ja sam walczył za ciebie, bo słabiutka jesteś, Ja zaś chcę cię osłonić i wzmocnić. Daj Mi więc szansę, dziecko. Trwaj przy Mnie, wzywaj Mnie i wszędzie bądź ze Mną – nie zaś sama. Jutro, pragnę, abyś Mi usłużyła.

21 I 1988 r., Warszawa

– Oddaję Ci, Panie, na razie godzinę, pod wieczór – więcej.

– Dobrze, córko, więc pisz.

Napisałam cztery strony. Daliśmy tytuł: „Do cierpiących, chorych”. To „Słowo Pana” zostało później opublikowane, m.in. w książce „Świadkowie Bożego miłosierdzia”, wydanej przez Wydawnictwo WAM; zamieszczone jest także w niniejszym tomie (patrz Dodatki).

 
27 I 1988 r.

Grzegorz pyta, czy może przekazać pewien tekst kapłanowi, z którym miałby się zobaczyć. Pan mówi:

– Mogę ci, synu, obiecać, że jeśli będziesz dawał słowa moje powodowany chęcią podzielenia się Mną, powodowany współczuciem, pragnieniem pomożenia, miłosierdziem – wtedy będziesz to robił ze Mną i masz całą moją pomoc i opiekę. Ale też nie mogę zapewnić ci pełnej skuteczności. Przecież Mnie też tyle razy odrzucano. Zapytaj Annę, ile razy jej dopomogłem, kiedy w pragnieniu dzielenia się poszła za daleko. (...)

Grzegorz pyta o możliwość wykorzystania słów Pana do cierpiących, chorych przez dziennikarkę katolickiego pisma, która odpowiada na listy czytelników. Pan mówi:

– Powiedz jej, że może dawać chorym (fragmenty – po przepisaniu na maszynie), jeśli uzna to za pożyteczne. Niech się posługuje moim „Słowem do chorych”. Po to je wam daję.

3 II 1988 r.

Modlimy się we troje. Dzielimy się tym, co nas spotkało w ciągu ostatnich dwóch tygodni, za wszystko dziękując Panu.

– Moje dzieci, jeśli poczujecie kiedykolwiek potrzebę pomożenia jakiejś grupie ludzi (chodzi o powszechne ludzkie biedy, np. o alkoholików), zwracajcie się do Mnie, a Ja z mojej wszechmocy udzielę wam zawsze wszystkiego, co wam potrzebne do dawania innym, o ile uznam to za słuszne.

A czy modlisz się za nią?

16 II 1988 r.

Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem. Rozmawiamy o rekolekcjach i wspominamy pewna osobę, od której doznałam kiedyś dużych przykrości.

- Nie rozumiem, Panie, dlaczego ona ma takie wpływy.

– A czy modlisz się za nią?

– Nie. Staram się zapomnieć o niej.

– To nie rozwiązuje sprawy – mówi Pan.

– Mea culpa (moja wina). Co innego można powiedzieć, gdy się z Tobą rozmawia...

– Można powiedzieć, że się Mnie kocha.

Wymieniamy różne prośby.

– Cieszę się, że wprowadzacie Mnie w swoje sprawy. Wszystko, co mówicie w tym czasie, który oddajecie Mnie, przyjmuję jako waszą wolę opowiedzenia Mi o waszych troskach i oddania ich Mnie (z prośbą o mój współudział).

– Tak, Panie, oczywiście, że Ci wszystko oddajemy.

– A Ja bym chciał, żebyście to robili stale.

Wymieniamy prośby.

– Panie, liczę na operację. Nic nie mówisz, to znaczy, chcesz tego.

– Chcę, poddaj się lekarzowi.

Rozmowa-modlitwa toczy się dalej. Po udzieleniu błogosławieństwa Pan dodaje:

– Pamiętajcie, dzieci, że daję wam odpowiednią do nauki łaskę przyjęcia jej. Napełniam was mądrością i otwieram wam uszy na głos mojego Ducha.

Ja pragnę udzielać się każdemu

21 II 1988 r.

Modlimy się we troje z o. Janem i Grzegorzem. Po zrelacjonowaniu naszych spotkań w ostatnim czasie Pan powiedział:

– Czy widzisz, jak szybko i dobrze toczą się sprawy, kiedy polegacie na Mnie? Tym lepiej będą przebiegać, im bardziej będziecie pozostawiać inicjatywę Mnie, przygotowując się starannie według własnych zobowiązań. Ja chcę z wami współpracować. (...)

Ojciec Jan pyta o dwie osoby (do współpracy).

– Widzisz, synu, Ja pragnę udzielać się każdemu. Próbuj. Przecież wszystko zależy od waszej dobrej woli przyjęcia tego, co chcę wam powiedzieć. (...)

– Nie spieszcie się, dzieci. Powoli. Ja jestem we wszystkim. Wiem o tym. Tylko oddawajcie wszystko Mnie.

Rozmawiamy o naszej historii, dajemy przykłady: Frycz Modrzewski, Piotr Skarga – tradycje społeczne. Mówimy również o naszych winach i o pokucie. Pan tłumaczy:

– Moje dzieci, pokuta to jest odmiana życia. Wszyscy wedle swoich umiejętności pracujecie nad tym, ażeby życie waszego narodu odmieniło się według moich praw. Na ręce Matki mojej, Maryi, składajcie wasze wysiłki (...) i słuchajcie nadal wskazań moich, tak jak to robicie do tej pory, a wtedy nie może stać się nic, co by Mi przeszkodziło w moich planach uzdrowienia waszego narodu, uzdrowienia waszego życia społecznego wedle moich zamierzeń.

Bo chodzi Mi o to, żeby z waszej historii i tradycji, z waszej kultury wyciągać polityczne wnioski i dostosowywać je do praktycznej sytuacji waszego wieku. Potrzebna jest wam konsekwencja, i nie jest konieczne tworzenie czegoś zupełnie nowego, kiedy macie sprawdzone dobre wzory, a jednocześnie uwidoczniły się błędy.

Przyciskam was do serca i daję wam moje błogosławieństwo i zachętę oraz obietnicę dalszego kierownictwa – jeżeli swojej postawy nie zmienicie.

23 (lub 24) II 1988 r., Warszawa

Modlimy się we troje. Po dłuższej rozmowie z nami Pan podsumowuje swoja naukę:

– Jaka to dla Mnie radość współdziałać z synami ludzkimi. Pomyślcie o tym, dzieci. Sądzicie, że to dla Mnie trud, a to jest szczęściem dla Mnie, gdy człowiek zaprasza Mnie do współudziału w swoim życiu.

Pan zwraca się do mnie:

– Gdybyś była zawsze ze Mną, chodziłabyś w radości. (Pan)

– A pokusy, a próby? Trzeba przecież przez to wszystko przejść – odpowiadam.

– A może Ja chcę napełnić was radością. (Pan)

– Bardzo tego potrzebujemy. Jest to dla nas takie ważne.

– Obiecuję ci radość na czas pobytu w szpitalu. Przecież tam będę tym bardziej z tobą.

25 II 1988 r., Warszawa

– Panie, czy chcesz mi coś przekazać?

– Zawsze mam ci coś do powiedzenia, ale jeśli nie masz ochoty na rozmowę, nie narzucam ci się. To, co wam powiedziałem ostatnio (na modlitwie wspólnej we środę, 23 stycznia), ma właśnie na celu pomożenie ci. Nie odkładaj pracy...

Zdziwiłam się. Pan dodał:

– bo modlitwa i medytacja jest pracą. Ale weź siebie samą i postaw przede Mną. Wtedy, w mojej obecności, łatwiej ci będzie zobaczyć przeszkody – bo Ja ci w tym pomogę.

A wy, czy szykujecie drogę Matce mojej?

28 II 1988 r.

Modlimy się we troje z Grzegorzem i jego kolegą Wojciechem. Wojciech zwraca się do Pana:

– Prosiłbym, by Matka Boża nie tylko panowała, ale rządziła, i to nie za dziesięciolecia, a za lata.

– A wy, czy szykujecie drogę Matce mojej?

Wojciech wymienia dziesiątki już nieżyjących wiernych synów Maryi, z o. Maksymilianem Kolbem na czele.

– Bardzo „chytrze” podszedłeś do Mnie, synu, powołując się na tych, którzy służyli Mi całym życiem. Cóż mam począć, kiedy im chciałbym dać jak najwięcej radości, a oni wciąż proszą za wami. Nie mam wam za złe, że przypominacie Mi o czasie, który jest tak ważny w waszym życiu (jest jego elementem).

No więc dobrze, synu, spójrz na siebie. Czy nie zmieniłem twojego spojrzenia na innych? Czy nie ukazałem ci dużo szerszych horyzontów i nie dałem większych możliwości dla twojej pracy. Czy sądzisz, że bawię się tobą? (Pan)

Wojciech skarży się na natłok spraw: codzienność, rozdarcie; sprawy ogólne, bytowe, materialne; martwienie się o biedę innych; prosi o szczyptę oddechu. Pyta w końcu:

– Czy rządzący (w PRL) są tylko głupcami i złodziejami, czy też świadomie służą złu?

– Mój synu. Nie oni rządzą wami, tylko moja wola. Oni są namiestnikami obcego mocarstwa, które runie na waszych oczach bezpowrotnie i całkowicie rozsypie się. Oni poniosą konsekwencje swojego życia beze Mnie. Wy, jeżeli wytrwacie przy Mnie, już tak bardzo krótko, będziecie realizować prawa moje.

– Już staramy się to robić.

– Tak, synu, ale konieczne jest wam jeszcze pełne przeniesienie waszej wiary na Mnie. Przeczytaj, synu, o Mojżeszu. Słyszałeś dzisiaj o Abrahamie, czy potrafiłbyś zawierzyć Mi tak jak on?

– Nie, nie zniósłbym takiej próby.

– Toteż Ja wam takich nie daję (prób). Ale przeczytaj z mojego Pisma historię Jonasza.

Pragnę was przygotować do walki o moje prawa. Bo już niedługo będziecie musieli albo stanowić je, albo stać się naśladowcami innych narodów Europy Zachodniej. Będziecie zmuszeni wybierać i wtedy potrzebna wam będzie głęboka wiara, że wedle moich praw żyjąc potraficie stworzyć świat lepszy, bardziej ludzki, a więc i bardziej ubogacający wasz naród we wszystko, co wam potrzebne. (Pan)

– Wierzę głęboko. Wielu ludzi też.

 Rozmawiamy na temat planowanych prac.

– Bądź pewien jednego, że działacie wedle mojej woli. Dlatego wam pomagam. I będę to robił, chyba że nastąpią wśród was spory i kłótnie, więc wystrzegajcie się tego. (Pan)

– Godzić się to iść na kompromis – a gdzie prawda i słuszność?

– Dobrze wiesz, synu, o co Mi chodzi. (Pan)

– Skoro wiem, to się postaram – „kapituluje” Wojciech.

– Dobrze wiesz, że każdy ma prawo do swojego zdania i należy w dyskusji szanować osobę „przeciwnika”. W ten sposób możecie się wzajemnie ubogacać. (Pan)

Rozmowa powraca do koncepcji życia narodu według praw Bożych. Wojciech pyta:

– Kierunek – tak. Ale czy naród jest przygotowany, żeby przyjął, uchwalił takie prawa i... wytrzymał?

– Widzisz, synu. Naród wasz posiada piękną cechę miłości ojczyzny, miłości bezinteresownej. Tę cechę rozwinęła w was niedola wielopokoleniowa. Ona obudziła w was pragnienie prawdziwej sprawiedliwości, której wam tak długo odmawia się. A więc widzisz, jak wielkie dobro wyrosło z tak wielkiego bólu i ucisku. Teraz pragnienie sprawiedliwości jest waszą najgorętszą potrzebą, i to sprawiedliwości prawdziwej, wedle waszego powszechnego (narodowego) sumienia. A więc jest to sprawiedliwość prowadząca pod mój osąd. Ja zawsze wyprowadzam dobro z okoliczności nawet najgorszych. Jeśli je dopuszczam, to po to, aby was uszlachetniały (urabiały was Mnie).

Widzisz, dziecko, jak bardzo wysoko was cenię, jak was szanuję. Dlatego właśnie otrzymaliście propozycje tak wysokiej miary, że uważam, iż zdolni jesteście – jeśli naprawdę zechcecie – wypełnić moje plany. Gdybym was tak wysoko nie cenił (cały naród, wypróbowany przez wiele pokoleń), dałbym wam zadanie mniejsze i cele łatwiejsze; ale pomyśl, synu, jak wielkie szczęście wam gotuję, ile wam chcę dać w zamian za wszystko, co znieśliście (ze zrozumienia: potop szwedzki, rozbiory, unici, prześladowania, Sybir, wiezienia, rzezie, procesy fałszywe, oficjalne kłamstwo i fałsz, zdrady, deportacje, masowe mordy, obozy, łagry, obce rządy, niszczenie duchowe i materialne narodu).

Proponuję, abyście razem ze Mną rozpoczęli budowę nowego świata. Zapragnąłem, abyście wy, właśnie wy, dali upodlonemu i przegniłemu (zgangrenowanemu, zepsutemu) światu szansę odrodzenia się – ostatnią już szansę powrócenia ku Mnie. Jak myślisz, synu, co Mną powodowało, że was wybrałem? (Pan)

– Nie wiem, co w „prehistorii”. W nowszej historii Polacy wybrali Ciebie i opowiadają się za Tobą.

– Tak, synu, właśnie o to Mi chodziło. Chcę, aby wasza wolna wola opowiadała się za Mną. Czy nie sądzisz, że teraz stało się to powszechne i obejmuje już cały naród? (Pan)
 

Moja więź z każdym z was jest osobista, inna i intymna

3 III 1988 r., czwartek, Warszawa

Wczoraj modliliśmy się w naszej grupie domowej. Dziś otrzymałam list od o. Jana, który napisał, że odprawi Msze św. w intencji dobrego przebiegu mojej operacji. Ta wiadomość, a może raczej modlitwa ojca, pomogła mi w zwróceniu się do Pana, któremu dziękowałam, a także prosiłam o pomoc dla mnie i dla różnych osób. Pan powiedział:

– Cieszę się, Anno, że chcesz zwrócić się do Mnie. Nie zawsze jesteś Mi potrzebna do „dyktowania”. Czasem chciałbym porozmawiać z tobą jak ojciec z córką.

Moja więź jest z każdym z was osobista, inna i intymna, bo jest stosunkiem miłości wzajemnej. Wiem dobrze o tym, że to moja miłość jest pierwsza, bo z niej powstaliście, że jest stała, mocna, niezmienna, a wasza powoli i z oporami staje się prawdziwą miłością. Ale czy może być inaczej pomiędzy Ojcem a dziećmi Jego? Ojciec tylko daje, dziecko – przyjmuje: żyje i rozwija się z miłości rodziców. Dziecko nic nie ma własnego, wszystko otrzymuje, i wie o tym. Uważa to za stosunek naturalny, gdyż długo trwa, nim staje się samodzielne. Póki dziecko jest w domu rodzinnym, ma wszystkie swoje potrzeby zaspokajane – wedle możliwości i decyzji rodziców. Ja jednak jestem Ojcem bardzo hojnym i dbam o was. Dziecko nie dziękuje ojcu stale i za wszystko, co otrzymuje, bo uważa to za stan normalny – od urodzenia zawsze tak było, prawda? Czyż Ja, wasz rzeczywisty Ojciec, domagam się podziękowań i pochwał? Waszym wyrazem wdzięczności jest radość lub zadowolenie, z jakim przyjmujecie to, co wam daję.

Lecz pomiędzy rodzicami waszymi a Mną istnieje zasadnicza różnica – w celu. Oni przygotowują was do samodzielności w życiu ziemskim – wedle jego wymagań. Musicie więc stawać się odpowiedzialni za siebie, zdobyć wiedzę i umiejętności, stać się zaradni i orientować się możliwie jak najlepiej w warunkach, w jakich macie spędzić życie. Rodzice żyjący blisko ze Mną starają się również o to, by przekazać wam własne doświadczenia...

Co mamy do dania

14 III 1988 r.

Modlimy się we troje z o. Janem i Grzegorzem. W odpowiedzi na pytanie Grzegorza, jak powinien traktować inspiracje do podejmowania działań, żeby nie zlekceważył dobrych, ale nie ulegał lekkomyślnie niewłaściwym, Pan mówi:

– Wszystkie inspiracje, jeśli mają na celu dobro bliźnich i są w zasięgu waszych możliwości, możesz przyjmować jako moje, jeżeli towarzyszy im spokój.

– A jeżeli popełnimy błąd?

– Pamiętajcie, że Ja wasze błędy naprawiam nieustannie.

Pan kieruje teraz słowa do nas wszystkich, a zwłaszcza do ojca Jana:

– Zwracam wam uwagę na misję nawrócenia waszych sąsiadów. Prześledźcie i zanalizujcie, ile dobrego wy, Polacy, wnieśliście na cały teren Litwy, Rusi i Rosji, a gdzie popełniliście błędy; co było przyczyną tych błędów w stosunku do waszych sąsiadów?

Zastanówcie się też nad tym, co moglibyście im dać teraz. Bo Ja uważam, że tylko Mnie samego, żywego Boga. Nauka Kościoła idzie potem (ze zrozumienia: nie należy zaczynać od narzucania im struktur Kościoła katolickiego, naszych obyczajów religijnych; nie powinniśmy narzucać nawet sposobu myślenia; nic nie mamy do dania poza naszą żywą wiarą żyjącą Chrystusem). Najpierw Ja sam żyjący w was i działający przez was oraz moja Ewangelia. Następnie Ojcowie Kościoła, Doktorzy Kościoła, mistycy – odbicie moje w świecie człowieczym (ze zrozumienia: świeci żyjący z Panem i ukazujący Go przez mądrość, wiedzę, miłość i miłosierdzie). Na końcu Zakon (ze zrozumienia: chodzi o przepisy prawa kościelnego, doktrynę Kościoła; w tym powinniśmy dzielić się wzajemnie z prawosławiem własnymi osiągnięciami duchowymi i teologicznymi).

Najpierw Ja i Ewangelia (z ofiarą Mszy świętej i Sakramentami), na końcu zaś organizacja kościelna (tzn. hierarchia, podziały administracyjne; ze zrozumienia: prymat papieski – to Pan w Ojcu Świętym).

Pomyślcie o nawróceniu mojego Kościoła. Jeżeli sami się nie nawrócicie, zniszczycie wszystko – bo Ja wam pomagać nie będę. (...)

(W pracach naukowych) prześledźcie kierunek świętości charakteryzujący wasz naród, jak też waszych sąsiadów. Świętość polską cechuje misyjność i zwrócenie się ku potrzebom świata oraz miłość społeczna (nie tylko u współczesnych, jak brał Albert, także u dawnych, jak ksiądz Skarga). (...) W każdym temacie historycznym powinna być ukazana na końcu możliwość dalszego prowadzenia opisanego dzieła (ze zrozumienia: np. jak dzisiaj według potrzeb współczesnych realizować ideał szkoły pijarskiej czy jezuickiej, tak aby były przykładem dla szkół publicznych; jak organizować dzieła miłosierdzia).

Synu, ciągle miej na uwadze miłość społeczną i udzielanie się sobie wzajemnie. Od was – zakonników, którzy oddaliście Mi życie – żądam, aby wasze udzielanie się miało na celu podnoszenie wszystkich, którzy żyją życiem świeckim (z rozeznania: zakonnicy powinni rozumieć sytuacje świeckich, uczestniczyć w niej przez przyjaźń, udzielanie rad, spotkania czy rekolekcje). Za wygody życiowe – synu, ty nie stoisz w kolejkach, nie gotujesz, nie pierzesz... – odpłacajcie przynajmniej miłością do moich ukochanych dzieci, które tak mało od was otrzymują (serca, dobroci, zainteresowania). Otaczajcie ich troską. Jakże inaczej mogę uzdrowić moich uczniów? (Z rozeznania: ludzie umieją rozpoznać, kto służy Panu, a kto sobie; wyczuwają miłość Boga żyjącego w człowieku i kochającego ich przez niego).

Będę żądał wiele od mojego Kościoła i chcę, żebyście się przygotowali i stanęli w gotowości.

Nawiązujcie kontakty ekumeniczne, rozmawiajcie z protestantami i prawosławnymi, łączcie naród w jedno...

W odpowiedzi na pytanie Grzegorza, czym się kierować przy wybieraniu z zapisków relacji ze spotkań z Panem, które miałyby znaleźć się w książce, Pan mówi:

– Pamiętaj, synu, że tu chodzi o relacje z mojego świata. Powinny być różnorodne, bo bogactwo zainteresowań w was znajduje odpowiedź od moich dzieci (w moim domu). Chciałbym, żeby każdy znalazł w nim (wyborze tekstów) coś dla siebie, bo jedynie wtedy wybór nie stanie się dla niego tylko ciekawostką. A przecież chodzi nam o to, żeby teksty trafiały do serca i duszy człowieka (ze zrozumienia: przez uczucia i rozum).

Grzegorz mówi, że praca nad tekstami nie idzie mu tak wydajnie, jak powinna i pyta, czy powodem tego nie jest trwonienie przez niego czasu. Pan odpowiada:

– Ja znam wasze warunki, synu, i muszę ci powiedzieć, że przeważnie wyobrażacie sobie, że stać was na o wiele więcej, niż rzeczywiście możecie. Nie chodzi Mi o to, żebyś zrobił dla Mnie dużo, tylko abyś to, co robisz, czynił we wspólnocie ze Mną. Już tak było, prawda? Kiedy Ja pomagam, wszystko idzie lżej, więc pamiętaj o Mnie.

Grzegorz przedstawia problemy swojej żony, pracującej zawodowo (w niepełnym wymiarze) oraz uczącej dzieci religii, a ponadto studiującej i zdającej egzaminy z teologii.

– Widzisz, synu, miłosierdzie jest najszybszym nawiązaniem wspólnoty ze Mną. A w lekcjach i w egzaminach pragnąłbym uczestniczyć: chciałbym być zabierany na lekcje i zapraszany do pomagania w nauce. W drodze na lekcje niech oddaje Mi wszystkie dzieci, żeby się otworzyły (na Mnie); one nie bardzo potrafią, więc niech Grażyna Mi je oddaje. W egzaminach i nauce niech oddaje Mi swój czas i uczy się – ze Mną. Przecież ostatecznie uczy się o Mnie (na końcu nauki jestem Ja).

Jakie jest wasze zawierzenie?

16 III 1988 r.

Modlimy się we czworo z Lucyną, o. Janem i Grzegorzem. Dziękujemy Panu za wszystko, czym nas obdarzał, przepraszamy, że nie zawsze poddawaliśmy naszą wole Jego woli, a także prosimy za różne osoby i sprawy. Miedzy innymi modlimy się za młodą kobietę, namawianą przez jej matkę do zabicia dziecka, które nosi w swoim łonie (a córka jest uległa wobec matki). Pan mówi:

– Posłuchajcie, dzieci, nie będę dzisiaj mówił wam niczego nowego. Jesteście wszyscy zmęczeni. Dlatego do następnego spotkania biorę was pod moją specjalną opiekę. I teraz, kiedy macie wszystko, co wam mówiłem do tej pory (przepisane relacje z poprzednich spotkań), przeczytamy to sobie spokojnie w domu, zastanowimy się i omówimy to razem. Wiem, jak się staracie i jak się spieszycie. Dlatego chcę wam dać spokój, siły i więcej radości. Wszystko, co będziecie robić, czyńcie wraz ze Mną. Bo Ja naprawdę staram się ułatwić wam życie, jeśli tego chcecie.

W czasie dzisiejszej Mszy św. ofiarujcie moją Krew również za tę kobietę i za jej matkę. Bo Ja je kocham i pragnę nade wszystko tego, żeby nie obciążyły się zbrodnią.

– Dziękuję, Panie, za Grażynę (żonę). Dziękuję też, że przyjęła Twoje słowa. (Grzegorz)

– Synu, ona jest moim dzieckiem, jak i ty, jakżebym mógł się o nią nie troszczyć. Pamiętajcie, że żyjecie w czasie i każdemu jest potrzebny inny czas (na dojrzewanie wewnętrzne).

– Dziękujemy Ci, Panie, za wszystko, co nam dawałeś. Jesteś, Panie, zachwycający. Jesteś cudowny! (Anna)

– Dziecko, przecież Ja was stworzyłem do szczęścia i już chcę wam je dawać. Przecież praca, chociaż ciężka, już daje wam radość.

– Co bym bez tej pracy robiła. (Anna)

– Umacnia ona nadzieję i chce się działać. (Grzegorz)

– Widzicie, dzieci, tak wpływa na was moje towarzystwo. Ja przyszedłem, żeby służyć i kto zawiera przyjaźń ze Mną, nie może mieć innych intencji niż Ja. Bo przecież się rozumiemy, prawda, dzieci?

– Tyś, Panie, zbawił świat. Odkupiłeś go.

– Bo Ja jestem Bogiem. Ja mogłem. Ale wy współpracujecie nad zbawianiem świata.

Dzieci, tulę was do serca i wcale nie odchodzę. Jestem z wami. Przyjmijcie moje błogosławieństwo.

Ze zrozumienia: Pan chce, żebyśmy okazali, że kochamy Go, okazując miłość sobie wzajemnie. Łączymy ręce w serdecznym uścisku.

Po wyjściu ojca Jana rozmawiamy o stanie społeczeństwa i o tym, że nie możemy się doczekać spełnienia obietnic Pana. Pan pyta nas:

– A czy możecie z czystym sercem powiedzieć, że jesteście gotowi?

– Mogę tylko powiedzieć przewrotnie, że nigdy nie będziemy mogli powiedzieć, że jesteśmy gotowi. (Anna)

– Słusznie powiedziałaś, bo pełna gotowość to świętość.

Chcę, żebyście się sami sprawdzali w każdej sytuacji trudnej lub nieprzyjemnej (zawodzącej was), jakie w tym momencie jest wasze zawierzenie? Czy Ja nadal jestem na pierwszym miejscu w waszym sercu? I to jest wszystko, co wam proponuję na najbliższe dni. Proście, abym wam przypominał o tym w momentach sprawdzania siebie (czyli w okolicznościach, które Pan daje nam właśnie po to).

Wieczorem, już sama, zwracam się do Pana:

– Pozwól, że spytam, co Ty chcesz nam powiedzieć.

– Moje dziecko. Ja jestem z wami. Bądźcie spokojni, bo nigdy nie pozostawię was samych wobec trudności. Wy zaś musicie pewni być mojej obecności i pomocy. Dotyczy to zwłaszcza spraw trudnych lub zaskakujących. Z pewnością nie pozostawię was w niepewności.

Powiedz Janowi, że teraz najważniejsze są sprawy waszego narodu, bo tu jest miejsce mojego działania. Jeśli wy nie nawrócicie się ku Mnie, tym bardziej nie uczynią tego inne narody, które odeszły dużo dalej ode Mnie.

– Przecież my jesteśmy bardzo daleko?

– Tak, to prawda, ale wy zdolni jesteście do powrotu. Brakuje wam nadziei, a Ja wam ją dam. Brakuje wam wiary w to, że służyć macie Mnie w moich wielkich i wspaniałych planach – odsłaniam je wam. A wasza słabość wzywa Mnie; wszak wiesz, że wzywają Mnie wasze niedostatki i nędze, wasz głód i pragnienie, aby ktoś was uznał za godnych szacunku i miłości. Ja jestem tym, kto was kocha, i tę miłość odsłonię wam – całemu narodowi, bo on jest moim dzieckiem, teraz chorym, słabym, wycieńczonym i zrozpaczonym. Czy sądzisz, że Ja tego nie wiem? A może myślisz, że nie chcę lub nie potrafię temu zaradzić?

Pomyślałam, że tyle razy Pan mógł nam pomóc, a nie chciał, np. w powstaniach. Dlaczego mam wierzyć, że teraz nam pomoże?

– TERAZ jest czas właściwy, dlatego teraz właśnie mówię do was, uczę was i przygotowuję. Dobrze więc, że teksty naszych rozmów szykujecie, aby służyły wam, kiedy powiem. Już służą wam, którzy wierzycie Mi, ale niezadługo potrzebne będą szerzej. Wszystkim kieruję, o wszystkim wiem, a jeśli dopuszczam do was niepowodzenia i zawody – bo jest to wam potrzebne do okrzepnięcia i zahartowania się – to jednak bronię was i osłaniam. Czyż nie jest tak?

– Tak, ale pragnęlibyśmy tylu ludziom pomóc, dać radość – dając Ciebie – a oni nie chcą nawet zobaczyć, jak Ty, Panie, mówisz do nas, i odrzucają Twoja miłość bez zapoznania się z nią.

– Nigdy nie było inaczej. Zawsze przez większość byłem odrzucany, a przecież mój naród wierzył w Boga i oczekiwał Mesjasza. Dlaczegóż wy nie mielibyście zaznać mojej goryczy...? Ludzie nie zmieniają się: nieufność i podejrzliwość, zarozumiałość i pycha – to składniki waszej ludzkiej natury. Mnie chodzi o to, abyście wy, którzy uwierzyliście Mi, zawierzyli Mi w pełni, abym z wami mógł prowadzić moje dzieło. Ja nie potrzebuję wielu ludzi, ale pragnę waszej prawdziwej miłości, a ona zawiera w sobie wiarę i ufność, i zupełne zawierzenie. Mnie o was chodzi, dzieci. Mówię to wam, teraz, tutaj, gdzie jestem z wami, bo chcę was przekonać, jak drodzy jesteście dla Mnie i jak nieskończenie o każdego z was zabiegam i pragnę przyciągnąć do siebie, abyśmy stanowili jedno (ze zrozumienia: abyśmy przylgnęli na zawsze do Pana).

24 III 1988 r., czwartek, Warszawa

Byłam dziś na Mszy św. i Drodze krzyżowej w kościele Św. Barbary. Pan uczył mnie. Zwrócił moją uwagę, na to, iż nie powiedział, abyśmy zostawili swój krzyż i szli za Nim, ale: „weźcie swój krzyż i idźcie za Mną”. Ponadto, że droga krzyżowa nie jest szybka i że On też szedł z trudem, upadał, mozolił się, ale jednak powoli posuwamy się – On razem z nami – ku Jego królestwu.

Ja nigdy cię nie przymuszam i nie osądzam

25 III 1988 r., Zwiastowanie Pańskie, Warszawa

– Widzisz, Panie, co ze mną się dzieje. Tak chciałam iść dzisiaj do kościoła (przecież wiesz, że czczę i kocham Matkę Twoją i naszą, a naszą Królową), ale po powrocie i drobnych pracach domowych poczułam się taka zmęczona, że nie mogłam nic zrobić. Dopiero teraz. Czy to lenistwo? W każdym razie przepraszam Cię, Panie.

– Wiem, dziecko. A ty wiesz, że Ja nigdy cię nie przymuszam i nie osądzam. Przeciwnie, cieszę się, jeśli pomimo wszystko – tak jak teraz – przychodzisz do Mnie. Cóż chciałabyś usłyszeć?

Myślałam o udręczeniu naszego narodu, o tym, że skutkiem działania naszych władz – przeciw nam – jest chyba duża ilość świętych... ale temat rozmowy pozostawiłam Panu.

– Co Ty chcesz, powiedzieć, Jezu.

– Dobrze, zatem jako Przyjaciel twój, który cię rozumie, odpowiem ci na twoje myśli, pragnienia. Masz rację, że tylko szatan może tak was udręczać, codziennie, nieustannie, z premedytacją, poprzez ludzi oddanych mu lub nienawidzących bliźniego swego.

Zdziwiłam się. Pan od razu odpowiedział.

– Obojętność, lekceważenie, pogarda i arogancja ludzi, którzy są obowiązani dbać o wasze dobro, gdyż za to otrzymują wynagrodzenie, jak również zyski wynikłe ze swej pozycji i władzy, a w sobie wytworzyli tylko samouwielbienie, żądzę posiadania wszystkiego, co się da osiągnąć dzięki karierze, i poczucie władzy nad innymi – wszystko to w oczach moich jest nienawiścią, gdyż jest świadomym szkodzeniem bliźnim, wam, zamiast niesienia pomocy. Ja znam motywy postępowania każdego z was i krzywda wasza, ciągłe cierpienie, zmęczenie, wyczerpanie i wszelkie wynikłe z tego skutki spadają na winowajców w dniu ich sądu, was zaś usprawiedliwiają przede Mną z wielu waszych win.

Masz słuszność, dziecko. Szatan, chcąc zniszczyć człowieka, upodlić go i sprowadzić do życia zwierzęcego, szkodzi sam sobie, gdyż Ja lituję się nad wami i wiele wam wybaczam. Także prawdą jest, że kraj wasz przez te trudne lata, już nie wojenne, przyniósł Mi chwałę, gdyż uczcił Mnie – trwając przy Mnie pomimo wszystko – w tysiącach wiernych, cichych i umęczonych losem. I są przy Mnie, prosząc za was, tysiące świętych z waszej ziemi. Nadal bogate żniwo przynosi Mi ojczyzna wasza, a miłość moja przybliża dzień uwolnienia. Będziecie żyli w moim świetle, wedle pragnienia waszych serc, obiecuję ci to!
 

Wszyscy jesteście moimi dziećmi

28 III 1988 r., poniedziałek, Warszawa

Znowu miałam napad nieufności i przez trzy dni nie pisałam.

– Witaj, córko. Chciałbym, ażebyś rozmowę ze Mną zaczęła od wszystkich twoich zmartwień. Powiedz Mi o nich.

– Martwię się o to, że książki „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” (maszynopisu) nie ma tam, gdzie być powinna; że nie mam pomocy w tym, co trzeba zrobić. Wynika z tego, że Ty nie pomagasz, a w takim razie, myślę, że nie jest to takie pilne – i przestaję wierzyć Twoim słowom, że „niedługo”. Wtedy przychodzą pokusy, że to już ponad dwadzieścia lat, że byłam od początku zwodzona i... odkładam pisanie.

Przecież Ty, Panie, też słyszysz, co szatan mi podsuwa – i milczysz albo (później) powtarzasz swoje obietnice. (Mam żal do Ciebie, że) z jednej strony przynaglasz, a z drugiej stawiasz mnie w sytuacjach, gdzie jestem absolutnie bezradna.

Powiedz, czy to jest szlachetnie, czy takie postępowanie jest godne Przyjaciela. A chcesz, żeby Ci ufać zupełnie... Gdyby tak postępował ze Mną „ludzki” przyjaciel, dawno by się nasza przyjaźń skończyła. A Ty? Czy masz prawo bawić się nami. Już nie chodzi o mnie, ale ile osób już by Cię poznało, gdybyś to nam umożliwił, zamiast wciąż wszystkie możliwości tłumić...

– No widzisz, znowu posłuchałaś głosu nieprzyjaciela. A Ja czekam cierpliwie, żeby z tobą rozmawiać. (...)

Chciałbym też dokończyć moją rozmowę z tobą na temat moich metod wychowawczych, gdyż znajdziesz w niej wytłumaczenie mojego postępowania z wami. Do książki („Świadkowie Bożego miłosierdzia”) potrzebnych jest wam jeszcze kilka relacji, i to też chciałbym, abyś uzupełniła. Weź więc nową kartkę i zacznij od dokończenia ostatniego zdania z naszej rozmowy z 3 marca (które brzmiało): „Rodzice żyjący blisko ze Mną starają się również o to, by przekazać wam własne doświadczenia z życia duchowego w przyjaźni ze Mną...”

Wtedy spotkanie wasze ze Mną jest ułatwione i następuje o wiele wcześniej, o ile ufacie rodzicom waszym i ich wskazaniom. Ja zaś podtrzymuję ich i was.

Nie ma człowieka nie przeznaczonego do życia w wieczności ze Mną i nie odkupionego przeze Mnie. Dlatego też jestem Mistrzem każdego z was i wszelkie zaniedbania i braki w waszym wychowaniu duchowym potrafię uzupełnić – jeżeli zapragniecie Mnie. Abyście zaś zechcieli Mnie szukać, naginam okoliczności waszego życia w taki sposób, by wasze poszukiwanie celu i sensu życia znalazło swój koniec – we Mnie.

Całe życie człowieka jest szkołą i nauka nigdy się nie kończy, gdyż jest przygotowaniem was do życia o wiele wspanialszego, życia człowieka dojrzałego, który wyboru już dokonał i wybrał raz i na zawsze Miłość – Mnie, jako wartość najważniejszą, jedynie godną trudu. Wtedy przechodzi do życia wiecznego wedle swojego pragnienia.

W moim królestwie nie istnieje zło ani fałsz i błędy. Ja jestem jego sercem, światłem i Ojcem – już rozpoznanym, odszukanym i na wieczność bliskim. Tym, którzy nie zdążyli przygotować się dostatecznie, by móc w nim żyć, pomagam w oczyszczeniu się, lecz wszelkie moje wysiłki ku temu zmierzają, abyście już na ziemi stali się przyjaciółmi mymi, ażebyście z dzieci wyrośli Mi na synów dojrzałych na tyle, by stać się zastępcami mymi, pomocnikami, a więc – ojcami dla innych ludzi, mniej jasno widzących sens i cel swego życia niż wy.

Wszyscy jesteście moimi dziećmi, nad każdym z was cierpliwie się trudzę i o szczęście jego zabiegam. A szczęście ludzkie spełnia się we Mnie, bo nie dla niewielu lat życia na ziemi – znojnego, pełnego zawodów i przemijania – powołałem was do istnienia, a do pełni życia we wzajemnej miłości w królestwie Bożym: nie znającego śmierci, bólu, braków, starzenia się i rozpadu; przeciwnie – wciąż rosnącego w radość poznawania, rozumienia w nieustającej wymianie miłości, w szczęściu świadomości swojej godności dziecka Bożego, we wdzięczności i uwielbieniu dla Mnie – Tego, który wam ofiarą śmierci swojej to szczęście umożliwił.

Jakże przejść możecie z waszej atmosfery nienawiści, złości, podejrzliwości, przewrotności i kłamstwa do mego domu – domu miłości wzajemnej, radości, prawdy i braterstwa – jeżeli uprzednio nie przygotujecie się do życia w nim? A jak inaczej przygotować się możecie, jeśli nie przez odrzucenie – w sobie – tego wszystkiego, co przynależne jest światu, lecz nie ma wstępu do królestwa mojego? Tego was uczyłem, przebywając z wami i żyjąc wśród was, ukazywałem – sobą samym – że można być człowiekiem wedle zamysłu Ojca, nie zarażając się drążącym was złem. Powiecie: „Ale Ty byłeś Bogiem”. Tak, lecz i człowiekiem, tak jak wy, doświadczającym wielorakiego zła, braków, niedoli i cierpienia. Istotne jest to tylko, jak Ja odpowiadałem na owo zło świata, i to było nauką uczniów moich, a poprzez nich stało się Ewangelią waszą.

Ci, którzy podejmują trud naśladowania Mnie, uczą się – każdy we właściwych dla siebie i najbardziej sprzyjających warunkach – jak stawać się nowym Adamem, nową Ewą, dziećmi Bożymi współżyjącymi z Ojcem swym w miłości i zrozumieniu już tu na ziemi. Jeśli nauczania mego nie odrzucicie, nie zlekceważycie, chociaż wydać się wam może nieprzydatnym do życia wśród ludzi poszukujących dóbr materialnych i walczących ze sobą o nie, jeżeli uszanujecie starania moje o was, miłość moją i troskę o każdego z was, jeśli nie odepchniecie Mnie i nie wzgardzicie Ofiarą moją, lecz przeciwnie, wykorzystacie Krew moją, która oczyszcza was, i Ciało moje, które umacnia i przemienia was – nie umrzecie, a przejdziecie z życia ku życiu we wspaniałości królestwa.

Dom, który przygotowałem wam, nie ma granic ani kresu czasu, ale wejdą doń ci tylko, którzy nauczyli się kochać. Na tę naukę poświęćcie życie. Daję wam siebie – ku pomocy, Duch Święty wam radzi, podtrzymuje was, rozpala. Tysiące nauczycieli z domu mego z radością udziela się wam i każdy z was może wśród nich wybrać sobie przyjaciół wedle upodobania swego. Pierwszym z nich Ja jestem!

Uwierzcie tylko, że okoliczności, warunki, miejsce na ziemi, czas i sytuacje Ja sam wybrałem wam; wedle natury waszej – gdyż każdy z was co innego w sobie poskromić musi, co innego wybrać i innego zła poniechać. Jeśli zaś przyjmiecie do serca naukę moją i podejmiecie trud wyborów ze Mną, razem, rychło stać się możecie nauczycielami dla młodszych braci waszych i wypełnicie w sobie zamierzenie moje dla rodzaju ludzkiego.

Bądźcie śmiali, proście odważnie

29 III 1988 r.

Spotkaliśmy się w trzy osoby (ze Zbyszkiem i Grzegorzem). Mówimy, co w Polsce niepokoi nas i martwi. Podczas modlitwy Pan odpowiada:

– Moje biedne dzieci, wiecie przecież, że moim największym pragnieniem jest, żebyście trwali przy Mnie; wtedy jesteście bezpieczni. Proszę was, trwajcie przy Mnie przez ten okres, pamiętajcie o Mnie, skupcie się przy moim Krzyżu i czerpcie z mojej Krwi. Wszystkie łaski potrzebne dam wam. Zanurzajcie w niej wszystkie bóle i grzechy świata. Kierujcie ją na głowy tych, których zbawienia pragniecie – wszak wiecie, że moja Krew zmywa wszelkie zło. Korzystajcie z łask miłości i przebaczenia, jakie zawarte są w mojej Ofierze.

Chciałbym, żebyście byli hojni względem siebie i całego świata – to okres mojego miłosierdzia. Otwieram wam moje Serce po to, abyście brali z niego to, co jest wam potrzebne, czego potrzebujecie.

W miłosierdziu moim zanurzajcie cały wasz naród, bo potrzebuje oczyszczenia. Mówcie to każdemu, komu możecie. Proście za wszystkich, których grzechy i winy was bolą – za wszystkie sprawy, sytuacje, a nawet za wszystkie urzędy. Proście, abym naprawił to, co zostało zdeformowane, wynaturzone, „odwrócone”. Korzystajcie z mocy mojej Krwi, bo to jest Krew Boga; oddaję wam ją do dyspozycji.

Proście za wasze rodziny, domy, osiedla, dzielnice, parafie, za wasze instytucje. Proście też za tych, którzy wami rządzą, ponieważ wzięli na siebie ciężar przekraczający ich siły – i bez mojego błogosławieństwa zniszczą wasz kraj i siebie; a Ja pragnę ratować wszystkich. (Mamy się zogniskować na naszym narodzie – naszej rodzinie).

Zanoście do Mnie wasze pragnienia, skupiajcie się na mojej Ofierze; ale zobaczcie, co wam dała moja Ofiara...

Boleję nad tym, że tak mało pragniecie, że tak nieśmiało prosicie, a przecież Krew moja otworzyła wam skarbiec Bożego Miłosierdzia. Bądźcie śmiali, proście odważnie. Nie jesteście żebrakami – jesteście moimi dziećmi!

Konieczne jest zawierzenie Mi „pomimo wszystko”

30 III 1988 r., środa, Warszawa

– Mam wyrzuty sumienia, Panie. Wydaje mi się, że chcąc ukończyć tekst o wychowaniu (z 28 marca) na tej samej stronie, zmusiłam Cię niejako do skrócenia jego treści. Chciałabym to naprawić i proszę, pomóż mi przy ewentualnych poprawkach.

– Cieszę się, Anno, że przyznałaś się do błędu. Wiesz, że chciałem powiedzieć wam nieco więcej. Na razie przeczytaj ostatnią stronę. Rozpocznij od: „Pierwszym z nich jestem Ja” (koniec przedostatniego akapitu).

– Musicie Mi jednak uwierzyć. Dlatego podstawą waszego życia, czyli rozwoju duchowego, jest zawierzenie Mi. Wiara we Mnie – to za mało; przyjęcie moich słów i życie wedle nich – to jeszcze za mało. (Tak postępował bogaty młodzieniec, lecz nie poszedł za Mną. Co mu przeszkodziło? – Przywiązanie do tego wszystkiego, co posiadał, a czego porzucić nie chciał). Konieczne jest zawierzenie Mi „pomimo wszystko” – pełna i stała ufność w to, że kocham was i cokolwiek czynię, chociażby wydawało się, że krzywdzę was, robię to dla waszego dobra wiecznego, dla prawdziwego szczęścia człowieka.

U podstaw grzechu pierworodnego tkwi nieufność i podejrzliwość względem intencji Boga. Zaszczepił ją w was nieprzyjaciel, lecz wy przyjęliście do serca oszczerstwo i zwątpiliście w bezinteresowną miłość Boga, Ojca i Dobroczyńcy waszego. Dlatego szatan mógł doprowadzić was do zaprzeczenia prawu Bożemu, do odmówienia Bogu wiary, a więc i posłuszeństwa. Cały rodzaj ludzki nieustannie się z tym boryka. W każdym z was żyje czujna i podejrzliwa gotowość do zaprzeczenia zamiarom Boga, Jego nieskończonej dla was miłości, miłosierdziu, ojcowskiej trosce i pomocy. I ciągle powtarzacie wspólny wasz błąd. Dlatego póki nie odstąpicie od niego, próżne są moje wysiłki.

Dlatego też wciąż mówię wam o mojej naturze, przekonuję was, a ostatecznie ofiarowałem się, aby wam śmiercią moją udowodnić miłość Boga do swego stworzenia, dziecka zbuntowanego i nieszczęśliwego – człowieka.

Zwracając się ku Mnie, każdy z was musi chcieć sam obalić swój błąd; na gruzach nieufności, zwątpienia i podejrzliwości – ustawić żelazny fundament zawierzenia. Jeśli odrzucicie ten przytłaczający was ciężar błędu, reszta będzie prosta, bo Ja podejmę wasze życiowe ciężary i poniosę je z wami. Podążać będziemy do domu Bożego wspólnie i razem przekroczymy bramy życia.

Zawierzenie Mi – to nie jeden akt woli, ale to nieustanne odpowiadanie: „ufam” na niezliczone pytania rodzące się wśród wydarzeń każdego dnia. Dlatego gorąco pragnę, abyście uwierzyli Mi, że to Ja sam biorę udział w waszym życiu. Ja wybieram codzienne sytuacje, okoliczności, ludzi, z którymi was spotykam, tak jak zadecydowałem o czasie, warunkach i miejscu, w jakim się narodziliście, o waszych talentach, zdrowiu, powołaniu i liczbie waszych dni, a wszystko to dobierałem jako najbardziej wam przydatne – wedle natury waszej. Każdy z was jest odmienny i każdy na drodze ku królestwu mojemu inne pożądania odrzucić musi, co innego poskromić w sobie, czego innego poniechać; różne przeszkody pokonujecie, każdy wedle możności swojej. Macie odmienne hierarchie wartości wpojone wam przez otoczenie, różne kryteria ocen. Wychowanie, a i możliwości wasze różne są, zależne od epoki i ustroju, w jakim żyjecie, od czasu pokoju i czasu wojen lub przemocy zła. Świat wabi was, a zarazem przeciwstawia się wam.

Bo życie, dzieci moje, to pora wyborów. I po to je otrzymujecie, aby móc sami zadecydować o sobie. Ale Ja w nim jestem ciągle obecny – żywy i kochający. Jeżeli przyjmiecie do serca naukę moją i podejmiecie trud wyborów wraz ze Mną, wspólnie, Duch mój prowadzić was będzie i prostym stanie się odróżnienie dobra od zła, pozorów od rzeczywistości, prawdziwego piękna od złudzeń. On bowiem jest Światłem i Prawdą, przewodnikiem waszym i pewnością. Z Bogiem żyjąc, w miłości i zaufaniu, prostą drogą i szybko postępować będziecie, rychło zatem stać się możecie nauczycielami dla młodszych braci waszych; a świat spragniony jest Prawdy i głodny Mnie. Wtedy staniecie się przyjaciółmi mymi i wypełnicie – w sobie – zamierzenie moje dla rodzaju ludzkiego: „aby wszyscy stanowili jedno”, „abyście się wzajemnie miłowali” – które jest kluczem do królestwa niebieskiego. Nie tylko sami wejdziecie tam, lecz wprowadzicie ze sobą rzesze zabłąkanych braci swoich, a miłość Boga otoczy was i nasyci...

6 IV 1988 r.

Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem.

– Teraz jest tydzień Twojego Miłosierdzia, Panie.

– Przygotujcie więcej tekstów o moim miłosierdziu.

– Pomóż nam, Panie, żeby Twoje słowa trafiły do narkomanów.

– Dlaczego Mnie nie prosicie o słowo do narkomanów i potencjalnych samobójców. I do nich chcę mówić.

Teraz daję wam moje błogosławieństwo. I oczekujcie mojego miłosierdzia. Spodziewajcie się go, liczcie na nie. Proście przez siostrę Faustynę, przez jej wstawiennictwo.

10 IV 1988 r., Niedziela Miłosierdzia, Warszawa

Byłam na Mszy świętej. Dałam Panu akt przebaczenia wobec dwóch moich (zmarłych) kolegów z konspiracji, do których miałam wiele żalów. Pan nawiązuje do tego:

– Cieszę się, dziecko, żeś przebaczyła wszelkie przykrości Ludwikowi i Eustachemu. Sprawiłaś im radość i ulgę, a to jest właśnie czyn miłosierdzia. Chcesz wiedzieć, czy potrzebna jest pomoc i komu. Rozmawiaj z nimi. W dniu mojego miłosierdzia spotkajcie się i zbliżcie ze sobą – a Ja jestem z wami.

Tego dnia rozmawiałam z moją Matką, która przygotowała mnie do rozmowy z kolegami, tłumacząc niektóre sytuacje, będące przyczyną mojego żalu do nich. W rezultacie w ciągu najbliższych kilku dni rozmawiałam, i to bardzo dużo, z nimi oboma (Ludwikiem i Eustachym), a także z gen. „Nilem” i zmarłym przed trzema tygodniami panem Antonim P. Rozmowy z Ludwikiem i Eustachym kontynuowane były jeszcze w ciągu następnych tygodni. Doszły wtedy jeszcze rozmowy z kilkoma innymi osobami. Wszystkie te rozmowy (niemal w całości) zamieszczone są w książce „Świadkowie Bożego miłosierdzia”.

Chcę waszego wyzwolenia

12 IV 1988 r., wtorek, Warszawa

– Panie, Tyś powiedział jeszcze przed wojną cioci Alinie: „Naród twój pogodzi Mnie z ludzkością”. Czy to prawda?

– Tak, powiedziałem, i tego pragnę, ale od was zależy, czy zechcecie Mi służyć sobą nie pojedynczo, a wspólnie. Teraz tylko razem możecie pokonać trudności. Natomiast ode Mnie możecie spodziewać się takiej pomocy, jaka będzie wam potrzebna, i dużo więcej jeszcze. Ja moich darów nie skąpię i nie odmierzam, lecz powinny być one uszanowane i przyjęte; ponadto musicie zrozumieć, dlaczego wam je daję, dlaczego właśnie was oszczędzam i wasz kraj osłaniam. Tak stanie się, lecz dopiero wtedy, gdy nadejdą czasy ucisku i przerażenia na cały świat.

Teraz wydaje się wam, że właśnie was doświadczam najbardziej, że dopuściłem na was całe zło świata i chcę was zgubić. Nie, Ja was tylko uczę. Jest to bolesna nauka, pragnę bowiem obudzić w was wstręt do przemocy, do niesprawiedliwości, do pogardy dla ludzi, kłamstwa i obłudy w życiu politycznym, a we współżyciu społecznym ciągle stawiam was wobec skutków waszych głównych wad: nienawiści wzajemnej (z której wynika okradanie się wzajemne, oszukiwanie, wyzyskiwanie, poniżanie jednych przez drugich, brak godności w postępowaniu), niesumienności, braku odpowiedzialności i uczciwości w pracy, pobłażliwości dla własnych wad i lenistwa. Ta wzajemna jątrząca was zawiść, obojętność na cudze cierpienie, zakamieniały egoizm, chciwość i zachłanność zatruwają wasze współżycie społeczne, właściwie uniemożliwiają je wam. Czujecie się nieszczęśliwi, wręcz zrozpaczeni; wygnaliście precz radość, uśmiech, pogodę i spokój wewnętrzny, lecz nadal szukacie winy w innych, naprawdę zaś staliście się wrogami samym sobie. I nie chcecie trzeźwo zabrać się do naprawiania szkód – w sobie i w życiu społecznym. Doprowadzam was do dna, abyście nareszcie odkryli źródło błędów, a kiedy zapragniecie mojej pomocy w odradzaniu się, dam ją wam.

Chcę waszego wyzwolenia, lecz abyście umieli żyć w wolności, w ładzie i zgodzie, musicie zmienić się: odejść od siebie ku moim planom, zapragnąć służyć Mnie – przez cały wasz naród, wspólnie (a nie jednostkowym interesom). Bo po to was przygotowuję, byście mogli żyć w mojej wolności i pokoju – i dawać je innym.

Niczego wam tak nie trzeba jak orędownictwa Matki

13 IV 1988 r.

Mówi Pan:

– W tych czasach, które nadchodzą, nikt by nie ostał się bez mojej specjalnej opieki. Dlatego troska moja wzrasta do tego stopnia, że mówię z wami osobiście, abyście wiedzieli, że stoję przy was. Starajcie się zrozumieć póki czas, że to całe działanie moje jest wyrazem mojej miłości do was i uwierzcie Mi, aby nie zawstydziła was Niniwa.

Przychodzę do was z pomocą z całym niebem, dlatego liczcie na współbraci waszych, którzy są ze Mną. Najbardziej zwracajcie się ku Maryi, Królowej nieba i waszej, bo niczego wam tak nie trzeba jak orędownictwa Matki.

14–22 IV 1988 r., Warszawa

Przez cały ten okres codziennie rozmawiałam z różnymi osobami – na życzenie Pana – spisując ich relacje ze spotkania z Nim i z Jego miłosierdziem.

Dla osoby jadącej na Wschód

23 IV 1988 r., sobota, pod Warszawą

Jestem u Lucyny, która ma jechać na Litwę, i chce tam zabrać te teksty, które Pan sobie życzy, by spróbować je przekazać. Jednocześnie obawia się, milicji i inwigilacji. Proszą Pana o wskazówki dla niej.

– Powiedz, Anno, córce mojej, że Ja pragnę tylko jednego: aby ufała Mi całkowicie, tak mocno, że zezwoli Mi działać według moich zamiarów. Dlatego musi być niezależna od własnych pragnień, od napięcia przewidywań i lęków. Ja będę ją prowadził z chwili na chwilę i w ten sposób ona będzie wolna od zobowiązań względem Mnie, od wysiłków, by Mnie zadowolić i od żalu, że coś się jej nie udało (skoro o wszystkim decydować będzie Pan).

Tych, którzy Mi ufają, uwalniam od ciężaru odpowiedzialności, przygotowań, a i od zawodów. Kiedy ktoś zaufa Mi – polega na Mnie, nie zaś na własnych umiejętnościach i sprawności. Wtedy cieszy go każda chwila działania, a jej brak przyjmuje jako moja wolę – i tak naprawdę jest.

Od wszystkiego, co mogłaby dla Mnie wykonać, ważniejsza jest Mi ona sama. Bo tym najważniejszym zadaniem, które jej zlecam, jest stanie się moją przyjaciółką, a sytuacje i miejsca są tylko materiałem, z którego ona ma tę przyjaźń budować. Czy może być przyjaźń tam, gdzie nie ma pełnego zaufania...? Niechaj więc zawierzy Mi, bo jedzie ze Mną, i tam, chcę, by nasza przyjaźń pogłębiła się – przez zawierzenie Mi. Jednak o kilku sprawach powiem, aby pozbyła się niepokoju.

Zabrać może to, co uważa za słuszne, bo będę ją ochraniał, ale niedużo. (...) Dewocjonalia nie są potrzebne, gdyż zwracają uwagę na resztę rzeczy. Niezbędne jest moje Słowo – Pismo Święte, jako osobista książka modlitwy.

Chciałbym, ażeby córka moja bardziej posługiwała się tym, co zrozumiała, przeżyła i pamięta ze słów moich, czyli, by służyła Mną samym – a wtedy słowa będą jej osobistym świadectwem, a nie prelekcją czy kazaniem. Do nakarmienia moim słowem wystarczy to, co wymieniłem. Lucyna wie, że posyłam ją do młodzieży, a grunt przygotowuje zrozumienie, zainteresowanie, osobista przyjaźń w szczerości i życzliwości; ważny jest osobisty stosunek do rozmówców.

Nic więcej Mi nie potrzeba. A Matka moja w Ostrej Bramie wspomoże ją, bo wspomaga, chroni i prowadzi każdego, kto Mnie miłuje i pragnie gotować Mi drogę.

Błogosławię wszystkie wasze gorące pragnienia, starania i wolę waszą umacniam w wysiłku wypełnienia woli mojej, moje małe córki.

Ojciec Ludwik

29 IV 1988 r.

W wychowaniu Bożym mogą brać udział także nasi bracia przebywający w królestwie niebieskim. Ojciec Ludwik mój dawny spowiednik, kontynuował nawet z nieba kierownictwo duchowe wzglądem mnie. Teraz próbował mi pomóc – skutecznie – gdy przeżywałam zniechęcenie i zaczęłam wątpić w sens tego wszystkiego, co robię.

– Jestem z tobą, Ludwik. Przecież myślałaś o mnie (ojciec Ludwik tłumaczy swoją obecność ze względu na moje zdziwienie).Może na początku rozmowy przekażę ci kilka uwag. Można?

– Tak.

– Widzę, że zauważyłaś już, jak bardzo potrzebna ci samotność. Nigdy nie działamy inaczej – w Panu – jak czekając na wasze zrozumienie. Inaczej byłaby to presja, a przecież jesteśmy mądrymi twoimi przyjaciółmi. Wiemy, jak Chrystus Pan postępował z nami i pragniemy – teraz dla ciebie – pełnej wolności wyboru, poczucia swobody życia w Panu.

Nic się nie stało. Powoli dojdziesz do pełnej równowagi i stałości w przestawaniu z Nim. On sam pracuje nad tobą.

Otóż wiem, że zrozumiałaś intencje Pana. Męczy cię teraz każdy, kto nie ma z tobą wspólnoty duchowej, i to w naszej wspólnej pracy. A (dzieje się tak) dlatego, że Pan czyni w twoim życiu miejsce dla nas. On nie chce, żebyś cierpiała z powodu odsunięcia od przyjaciół i znajomych „ziemskich”, dlatego powoli odsłania przed tobą pustkę konwenansów towarzyskich i nudę rozmów o niczym.

– Gdyby Bóg dał mi prawdziwą, czyli kochającą rodzinę i prawdziwych przyjaciół...

– Masz ich tylu, ilu wytrzymujesz (o. Jana i Grzegorza) (...) Potrzeba ciszy, spokoju i samotności jest prawidłowa. Nic nie rób „na siłę”, dziecko. Zwolnij tempo i nie ulegaj namowom i perswazjom ludzkim. Ty sama czujesz, co ci jest potrzebne i wedle swego wyczucia postępuj. Nie ulegaj prośbom, jeżeli wyczuwasz w nich interesowność; broń się przed próbami ingerencji w twój sposób życia. Podlegasz Panu i masz być do Jego dyspozycji. Nikt i nic przeszkodzić ci w tym nie może. Ty zaś staraj się porządkować swój układ zajęć dnia tak, by znajdować czas dla nas o takiej porze, kiedy nie jesteś zmęczona. Pamiętaj o tym, że my dużą wagę przywiązujemy do twego samopoczucia. Masz mało sił i musisz nimi właściwie gospodarzyć. Nie żyjesz w zdrowych warunkach. Ale będzie lepiej, więc wytrzymaj i nie niepokój się.

Chciałaś wiedzieć, co jest teraz najważniejsze (w twojej pracy). Ostatnie rozmowy (do książki), jeśli zechcesz. Po nich zamkniemy temat. Ale na dzisiaj dosyć. Jedź jutro, radzę ci to, odetchniesz świeżym powietrzem.

Błogosławię cię w imieniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. + Ludwik OP

l V 1988 r.

Zwróciłam się do ojca Ludwika:

– Nie pojechałam, ojcze, nie mogłam się zdobyć na wysiłek wyjścia z domu samej. Wiem, że się w ten sposób powoli sama zabijam, ale jestem zbyt zmęczona – w ogóle życiem. Coraz mniej mi na nim zależy. Ostatecznie ważne jest tylko to, co napiszę, a nie ja sama. Dla was także. Ponadto, czy warto to wszystko szykować? Dla kogo? Przecież to nie są ludzie (ci, z którymi się stykam, których oglądam w telewizji). Żyją gorzej niż zwierzęta, bo one nie są nikczemne. Wiem, że wszystko robię na próżno, że zaprzepaszczą i zmarnują wszystkie możliwości, bo zawsze tak robili. Do tej pory nic nikomu nie pomogłam i na pewno nic nie pomogę, bo oni nie szukają Boga i nie potrzebują Go. Chcą tylko więcej mieć.

– Nie dawaj się, Aniu, ogarniać smutkowi i rozżaleniu. To jest działanie waszego nieprzyjaciela (szatana) i wiesz dobrze, że nic dobrego ci nie da. Nie słuchaj go, słuchaj nas.

Mówi Ludwik. Przecież chciałaś ze mną rozmawiać.

Przyjmij ode mnie tę wskazówkę. Ponieważ piszesz wedle woli Pana, a więc służąc planom Pana, występujesz przeciw władcom waszego świata – siłom nieprzyjaciela, i on o tym wie. Nie może zniszczyć tego, coś wykonała, bo to własność Pana, ale niszczy ciebie samą poprzez wszystko to, co na ciebie źle wpływa, a nawet poprzez zachowanie przyjaciół, jeśli się nie pilnują. Właśnie szatan chce cię tak zrazić do ludzi, żebyś zdecydowała nic więcej dla nich nie zrobić. Ta głupota, nieuczciwość, akty złej woli, lekceważenia i niedbalstwa, to, z czym się wciąż stykasz u ludzi – to wszystko on pilnie reżyseruje, aby cię ostatecznie zrazić. Twoją odpowiedzią obecnie może być tylko: „pomimo wszystko” – i w tym jest cała twoja zasługa.

Myślałaś o heroizmie. Wyobraź sobie, że on zawiera się właśnie w takich drobnych codziennych zwycięstwach, a nie w czynach wielkich. Twoja walka toczy się tu i teraz, a nie „kiedyś”. I nie walczysz sama, jeśli tylko zechcesz skorzystać z naszej pomocy, jak teraz. A więc rozpocznijmy działanie...

2–7 maja – codziennie rozmawiałam z Panem i spisywałam relacje z tych spotkań (zostały zamieszczone w książce „Świadkowie Bożego miłosierdzia”).

Dałem jej udział w mojej drodze krzyżowej

8 V 1988 r., niedziela, Warszawa

Otrzymałam telefon od Grażyny A. z mojej grupy Odnowy w Duchu Świątyni, z którą modliłyśmy się. razem w 1987 roku.

- Panie, telefonowała Grażyna ze szpitala. Strasznie cierpi. Prosi, żeby się za nią modlić, bo nie ma już sił. Co ja mam robić?

- To, co właśnie uczyniłaś. Mówić Mi o tym.

– Ja tego nie rozumiem. Przecież Ty kochasz Grażynę. Wiesz, co z nią się dzieje. Co ja mogę zrobić, jeżeli Ty nie chcesz jej pomóc. Czy moja prośba ma jakiekolwiek znaczenie?

– Ma, Anno. Tego właśnie was uczę, tego pragnę, abyście się za siebie wzajemnie wstawiali. Może właśnie czekam na twoją prośbę...

– Więc proszę Cię, ulżyj jej zaraz, natychmiast. Nie zwlekaj. Czy prawdziwy Przyjaciel nie pospieszyłby natychmiast na ratunek, gdyby mógł? A Ty możesz. Jednak Ty jesteś przyjacielem Grażyny, więc dlaczego tak ją męczysz?

– Wytłumaczę ci to, Anno. Ona ofiarowała swoje cierpienia za uratowanie dwojga ludzi uzależnionych głęboko (narkomanów, jak się dowiedziałam później). Ja przyjąłem jej ofiarę. Moja droga córka nie chce Mnie prosić o zdjęcie z niej cierpienia, bo sądzi, że powinna je wytrzymać dla dobra tych, o których się troszczy. Ale prosi o to pośrednio – przez ciebie. A ty nie wiesz, jak najskuteczniej prosić, czyż nie tak?

– Tak, Panie.

– Więc powiedz Mi, że pragniesz gorąco, żebym poszedł do Grażyny i przy niej pozostał, bo ufasz Mi i wiesz, że Ja ulżę jej. To prawda, że ty nie możesz nic pomóc fizycznie, ale możesz i powinnaś wyręczać się Mną. Czy sądzisz, że ci odmówię?

– Nie wiem, jakie są Twoje plany, Panie, względem niej.

– Pomyśl o tym, że jeśli nawet mam „swoje” plany, to mogę je zmienić dla ciebie, dlatego że prosisz Mnie.

9 V 1988 r., poniedziałek, Warszawa

– Panie, jadę do Grażyny do szpitala. Co chcesz, żebym jej powiedziała?

– Odpowiem ci, córko, bo znam motywy twojego pytania. Uspokój Grażynę. Powiedz jej, że dałem jej udział w mojej drodze krzyżowej, aby zbliżyć ją ku sobie i otworzyć dla niej mój skarbiec łask. Niech się niczego nie obawia, a czas dany jej wykorzystuje dla zbawienia ludzi. Oddaję jej moją Krew, niechaj używa jej dla wykupienia grzeszników sprawiedliwości mojej. Będzie żyła i będę z nią jak przyjaciel z przyjacielem, bowiem zrozumiała Mnie. Zanieś jej moje błogosławieństwo i słowa otuchy. Kocham ją i nie opuszczę nigdy.

10 V 1988 r.

– Dziękuję Ci, Panie, za Grażynę, za to, co dla niej robisz. I cieszę się razem z nią. Dziękuję Ci też za pomoc i ulgę dla niej (Grażyna od rana zaczęła czuć się coraz lepiej). Dziękuję Ci też, że mówisz do niej (Grażyna słyszała to samo, co ja zapisałam wczoraj, tyle że innymi słowami), jesteś blisko niej i poszerzasz jej pojmowanie. Dziękuję Ci za to małżeństwo, które wyzwoliłeś z narkomanii...

Zapewniam was, że nie ma człowieka niezdolnego do dawania z siebie dobra

11 V 1988 r.

Przyszedł Grzegorz przed swoim wyjazdem na rekolekcje. Modliliśmy się. Pan powiedział m.in.:

- Wzywam was do szerzenia tych moich słów, które mówią o miłości powszechnej, o wspólnocie, o wzajemnej pomocy, o dążeniu ku jedności i przebaczaniu. Uczcie się zwłaszcza przebaczania waszym nieprzyjaciołom, bo dopiero ta umiejętność uczyni was zdatnymi do służby Mnie. Wyrozumiałość, przebaczanie win, podbijanie serca nieprzyjaciół i czynienie z nich przyjaciół własnych jest dla Mnie dowodem waszej sprawności duchowej. Mówcie o tym, pragnijcie tego i ćwiczcie się, szukając w każdej sytuacji spraw łączących was z waszym rozmówcą. Szukajcie płaszczyzny, na której możecie się zrozumieć. Wy przecież taką macie: jest nią miłość Ojczyzny.

Jeszcze uczcie się zrozumienia, że ojczyzna to nie jest ideał, a żywi ludzie, ułomni i pełni wad, tak jak i wy. Żeby ich podźwignąć, trzeba dać im coś do kochania, wskazać drogę, na której i oni potrafią coś dla wspólnego dobra zrobić, czymś się wykazać. Bo zapewniam was, że nie ma człowieka niezdolnego do dawania z siebie dobra. Nawet ten, kto został już zniszczony moralnie, zdeprawowany, zdolny jest do podniesienia się przy mojej pomocy. Ale płynie ona przez wasze ręce, przez wasze serca, bo słowo bez miłości jest puste...

Chcę, żebyście się przygotowywali w sercach i duszach, bo w waszym narodzie zawsze przywódcom stawiano wysokie wymagania moralne. Stawiajcie więc wspólnie sami sobie wymagania, abyście mogli być przykładem dla innych, a wtedy Ja was wspomogę i braki wasze uzupełnię.

Nie zapominajcie też, że jesteście z dobrowolnego wyboru królestwem Maryi. Jeżeli potrzebna wam była Królowa, która jest wszystko wybaczającą Matką, opiekunką, pocieszycielką, która wyraża sobą pełnię macierzyństwa, jakże wy możecie działać przeciw Niej? Rozważcie to sobie. To mówcie.

Stworzyłem was na współpracowników Boga

23 V 1988 r., poniedziałek, Warszawa

Modlimy się z Lucyną i jej matka, które mają razem jechać do Wilna. Pan mówi:

– Jak mógłbym was nie zrozumieć, skoro sam stworzyłem waszą naturę. Przecież w swoim planie przeznaczyłem was na współpracowników Boga i każdy z was, który chce wraz ze Mną służyć światu, przywraca całej ludzkości cząstkę jej rzeczywistego powołania.

Moje drogie córki, właśnie teraz wam daję taką okazję, jeżeli zechcecie przysłużyć Mi się. Od czasów mojego życia na ziemi nic się nie zmieniło: już wtedy uczyłem apostołów rozsyłając ich po dwóch, i teraz nie czynię inaczej.

Ty, córko, towarzysz swojej przyjaciółce modlitwą (tam, gdzie nie pójdziesz z nią), a ty wykorzystuj okazje, które będę ci dawał. Ale z niczym się nie spiesz, niczego nie rób sama, dopóki nie zauważysz w duszy, że to jest moja wola. Zapewniam cię, dziecko, że będziesz Mnie rozumiała, o ile będziesz trwała we Mnie, a to znaczy w pokoju i ciszy wewnętrznej. (...)

Nie spodziewaj się, córko, nadzwyczajności, ponieważ Ja działam zawsze w ciszy i w ukryciu. Chcę przez ciebie położyć podwalinę pod przyszłe dzieło zwrócenia się młodych ku Bogu – i zauważ, dziecko, nie tylko Polaków, ale wszystkich, którzy się do Mnie zwrócą – ponieważ młodzież jest zwykle dość czysta, by szukać ideałów i jeszcze pragnie nie dóbr materialnych, ale kochania i służenia Temu, kogo się kocha.

Tego, co mówię ci, córko, nie bierz ze sobą; zostaw to w Sercu mojej Matki. I kiedy będziesz mówiła o ożywieniu religijnym w Polsce, mów o wielu możliwościach i ruchach, bo Ja daję wam naprawdę duży wybór w służbie.

Gdybyś miała, córko, zapraszać (do Polski), patrz na serce tego człowieka, patrz, co go najbardziej porywa. Jeżeli zobaczysz pragnienie zbliżenia ze Mną, poznania Mnie, pragnienie służby – takiego wybieraj.

– Mam trudności w medytacji...

– Zdaj się w tym, córko, na Mnie. Do Mnie się zwracaj pytając o temat. Wykorzystuj codzienne czytania Pisma świętego i zauważaj sytuacje powszednie, wobec których cię stawiam. Bo nie ma chwili, w której nie moglibyście znaleźć pokarmu dla rozważań o Mnie przejawiającym się w świecie. (...) Chcę, żebyś wiedziała, córko, że kiedy Ja mówię do duszy, nikt inny głosu mojego słyszeć nie może, bo Bóg sam w swoim bycie przenika was, czego wy sami nie jesteście w stanie zrobić (nawet w niebie).

Teraz chciałbym dać wam moje błogosławieństwo na drogę. Przyjmijcie moją miłość, moją opiekę i moje towarzystwo na drogę i cały pobyt. Nie opuszczę was aż do powrotu. Umacniam was i wiedzcie, moje córki, że wiele dobrego spodziewam się po was. Pamiętajcie, że macie kochającego Ojca i liczcie na Mnie w każdej chwili. Bądźcie spokojne, bo oto Ja, Bóg Wszechmogący, opiekuję się wami. A jeśli chcecie uradować Mnie, cieszcie się każdą chwilą, którą wam ofiarowuję, bo to jest mój dar dla was, prezent dany z miłości.

Wszystko się spełniło; a na granicy nawet nie było rewizji przedziału.

Przyjmuję twoje troski

24 V 1988 r.

Modlimy się we dwoje przed imieninami Grzegorza:

– Dziękuję Ci, Panie, za Twoją miłość, za to, że umacniasz moją ufność. (Grzegorz)

– Ja wszystko mogę uczynić, synu, jeżeli człowiek daje Mi swoją dobrą wolę. Ty, synu, oddajesz Mi ją, dlatego mogę cię prowadzić szybciej i więcej ci ofiarować.

– Dziękuję Ci, Panie, za żonę i dzieci. Cieszę się każdym przejawem ich wzrastającej ufności i miłości do Ciebie.

– Widzę, synu, że Mnie rozumiesz, bo Ja też w ten sposób cieszę się wami. I nie notuję w pamięci waszych potknięć i niedostatków, ale raduję się każdym przejawem waszej miłości do Mnie.

Chciałbym ci dzisiaj, synu, podziękować za twój bezinteresowny udział w naszej współpracy. Jeżeli spotykam się z gorącym pragnieniem usłużenia Mi – tak jak syn służy ojcu (z miłości, a nie za pieniądze) – cieszę się tak ogromnie, że gotów jestem dać wszystko to, czego pragniesz; ale muszę ograniczać się do dawania tyle, ile teraz możesz unieść. Bo już poznałeś, jak moje dary przytłaczają swoją wielkością takich jak ty, synu, którzy rozumieją ich wagę i mają poczucie odpowiedzialności za to, co wam wkładam do rąk, abyście rozdawali. Dlatego chcę cię dzisiaj obdarzyć pokojem wewnętrznym, opartym na zawierzeniu Mi, bo nie chciałbym, synu, aby ciążyła ci świadomość posiadania mego bogactwa, którym nie możesz tak się dzielić, jak byś chciał. Pragnę, aby mój pokój towarzyszył ci i udzielał się innym. Strzeż więc prostoty uczuć (jaką ma dziecko: jak zawierzenie, to pełne).

– Broń mnie przed tym, abym udzielania się innym przeze mnie Twojego pokoju nie przypisywał sobie. (Grzegorz)

– Synu, modlisz się codziennie „strzeż nas ode złego”. To jest właśnie to. Codziennie Mi to mówisz. Ani jedno słowo z tej modlitwy nie jest próżne.

Synu, czy masz dzisiaj jakieś prośby? Chciałbym je spełnić, gdyż pragnę twojej radości. Powiedz Mi je.

Grzegorz prosi o pomoc dla żony, tłumacząc, jak postrzega niektóre jej problemy i trudności.

– Synu, prosisz Mnie o pełne uzdrowienie twojej żony. Masz prawo oczekiwać tego ode Mnie, ponieważ męża uczyniłem odpowiedzialnym za żonę. Licz na Mnie, synu, bo rozumiem twoje pragnienie. Sam jestem Ojcem niezliczonej ilości bytów, a wciąż pragnę nowe powoływać do istnienia, aby cieszyły się szczęściem. A ty, synu, bądź dla niej jeszcze czulszy, delikatniejszy, wyrozumialszy. Ona teraz jest słabsza niż ty. Ty, synu, bądź dobry, a Ja będę działał.

– Proszę jeszcze za synów i za wszystkich moich bliskich, zwłaszcza tych, którzy odeszli od Ciebie i bardziej potrzebują Twojej pomocy. (Grzegorz)

– Widzisz, synu, zależy nam na tym samym. Wiesz, Grzegorzu, miłość bliźniego polega na pragnieniu, abym udzielił mu takiego samego szczęścia, jakiego pragnie się dla siebie. Czy masz kogoś, synu, kto bardzo leży ci na sercu?

– Proszę za zagubionych, zmaterializowanych sąsiadów i kolegów z pracy, za kapłanów z parafii...

– Tak, synu, przyjmuję twoje troski, a ty przypominaj Mi o nich, zwłaszcza o kapłanach. Księża to jest moja wielka troska.

– Dziękuję za Mamę (za to, że jest w Twoim domu).

– Mój synu, czyż Ja kocham ją mniej niż ciebie? Ona tu jest teraz ze Mną. Porozmawiajcie ze sobą.

Pan nasz pragnie, abyśmy się sobie udzielali wzajemnie

Mówi matka Grzegorza:

- Ojciec nasz i Pan pragnie, abyśmy się sobie udzielali wzajemnie - poprzez wszystkie „granice” (tzn. ludzkość w królestwie niebieskim i na ziemi). Przecież w gruncie rzeczy wciąż jesteśmy jedną rodziną. My cieszymy się szczęściem w domu Pana, lecz wy teraz właśnie „zarabiacie” na niebo starając się poszerzyć zakres szczęścia dla innych ludzi, żyjących razem z wami i tych, którzy nadejdą. Jednak nie wiecie nic o tym, że zwiększacie i nasze szczęście. Bo niebo rośnie ludźmi: im więcej ich tam jest, tym większa jest ich radość i szczęście. Niebo – miliony bytów szczęśliwych – jest chwałą Bożą. Wyśpiewują sobą, wyrażają sobą chwałę Boga miłującego je – Tego, który stwarza dla szczęścia i daje im to szczęście.

Ale nasza ziemia też ma stać się miejscem chwały Bożej – to jest tym największym darem dla Boga od nas wszystkich, całej rodziny ludzkiej – i teraz jest wasza kolej trudzenia się nad przywróceniem w życiu ludzkości należnych Bogu praw. Dlatego, ktokolwiek na ziemi służy Panu, ma naszą ogromną pomoc i jesteśmy przy nim (nie schodzi nam z oczu, radzimy mu, opiekujemy się nim...).

Proszą też za was wszyscy, którzy się oczyszczają (w czyśćcu), w miarę jak zaczynają pojmować plany Boże, a zwłaszcza swoje uchybienia spowalniające ich realizację na ziemi. Piekło też o tym wie. Dlatego stawia przeszkody i stara się zniszczyć wszelkie dobre zamierzenia i prace. Dlatego tak bardzo atakowani są słudzy Boży i tak bardzo nęceni ku „dobrom świata”. Miejcie dla nich wyrozumiałość, ale proście za nimi. Proście zwłaszcza świętych kapłanów: Andrzej Bobola tyle może; wszyscy ci, którzy zwyciężyli pokusy świata. Proście ostatnich papieży i oddawajcie ich opiece tych, którzy sami sobie nie radzą. (...)

I ja troszczę się o naszą rodzinę na ziemi, ale nie jestem w tym osamotniona. My prosimy, a ty masz być dla nich apostołem Jezusa. Chociaż tak bardzo trudno jest być świętym na co dzień wobec tych wszystkich, których droga do Pana nic nie obchodzi, to jednak najbardziej działa przykład. Dlatego nie zrażaj się, współczuj im i nie odrywaj się od Pana (jedną ręką trzymaj człowieka, któremu chcesz pomóc, a drugą ręką trzymaj się Pana). Ja ci towarzyszę.

Przygotowuję was do podjęcia służby mojemu Synowi

26 V 1988 r., Dzień Matki

Modlimy się we czworo z Grzegorzem, Wojciechem i Zbyszkiem. Modlimy się za nasze Matki, a także Żony, Babcie, Ciocie... – za wszystkie matki, szczególnie za te, które przeżywają pokusę zabicia dziecka. Mówi Maryja:

– Jestem waszą Matką, zawsze obecną, nieustannie nad wami czuwającą. Cokolwiek robicie dla mojego Syna, robicie to ze Mną, bo Ja prowadzę dzieło Jego w świecie. Tu, w moim kraju, przygotowuję was do podjęcia służby mojemu Synowi przez cały naród, przez wszystkich...

– To jest coś, co mnie przeraża – ci „wszyscy”. (Wojciech)

– I mnie też. (Anna)

– A Ja się nie zrażam, bo znam wasze serca i wierzę, że może obudzić się miłość w każdym z was (miłość do Boga, pragnienie służenia Mu). Pamiętajcie, moje drogie dzieci, które tak dobrze znam, że Ja nigdy nie tracę nadziei. Jeżelibyście nawet wszyscy przestali wierzyć w możliwość odrodzenia się waszego narodu, zawsze pozostanę Ja, nadal ufając i wstawiając się za wami. Pamiętajcie, że macie Orędowniczkę. Nawet w najcięższych chwilach waszego życia. Dlatego nie bójcie się tej grozy, co nadchodzi, bo Ja was ocalę. (...)

Rosja Mnie kochała i mam nadal swoje miejsce w ich sercach. Ja wierzę, że razem pójdziemy wyzwalać ich z ciemności błędu i grzechu. (...)

– Myślę, że my, Polacy, umiemy zaufać Bogu w sytuacjach krańcowych: uroczystych lub tragicznych, ale nie na co dzień. Ja poddaję się szybko. (Wojciech)

– Synku, oddaj ten brak ufności Mnie, przecież jestem przy tobie...

– Oddajemy się tobie, Maryjo, z naszymi rodzinami..., a także z pragnieniem służenia w dziele realizacji planów Bożych na ziemi.

– Ja je z wami prowadzę, tak jak matka, wspólnie z dziećmi.

13 VI 1988 r.

Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem. Pan zwraca się do nas:

– Zawsze wam mówię, poznawajcie się, poznawajcie się jedni z drugimi. Jeśli tylko jest okoliczność sprzyjająca moim sprawom, poznawajcie się. Posłuchaj, synu, jeśli masz możliwość, jeśli widzisz okazję do spotkania się lub rozmowy w moich sprawach, wykorzystaj to. Chciałbym tylko, żebyś się nie uzależniał ode Mnie.

Przypomnij sobie, jak rozesłałem do czynienia posługi miłosierdzia moich uczniów po dwóch, bardzo jeszcze niedojrzałych. O ile więcej od nich wiesz ty, od jak dawna w porównaniu z nimi służysz Mi. Ja cię traktuję jak przyjaciela, a przyjacielowi pozostawia się pełną wolność. Czy nie uważasz, synu, że jest to najwyższy dowód zaufania? Bo wiem, że twoje serce jest skierowane ku Mnie i że troszczysz się o moje sprawy.

O rekolekcjach

– Moje dzieci, wiecie, że ciągle osiada na was pył świata, ponieważ w nim żyjecie. Potrzebne jest wam oczyszczenie się w moim świetle, potrzebne jest wam moje uzdrowienie, bo bez mojej pomocy słabniecie. A Ja pragnę wam dodać również sił fizycznych, bo nawet nie wiecie, jak bardzo wiąże się stan duszy ze stanem zdrowotnym ciała.

Ja nie potrzebuję od was wiele czasu, ale potrzebna Mi jest pełna wasza wola zawierzenia Mi i jak najgorętsze pragnienie przyjęcia moich darów i mojego kierownictwa. Nikt z was nie wie, co jeszcze mogę mu dać i jak wiele dla Mnie możecie dokonać razem ze Mną, wspólnie. Pragnę, abyście znajdowali przynajmniej raz do roku – a chciałbym o wiele częściej – czas, w którym oddawalibyście przewodnictwo Mnie. (Byłby to okres leczenia naszych słabości i naszych ran oraz poszerzania naszej świadomości). Jeśli zezwolicie Mi postępować w tym czasie wedle mojego pragnienia, to będziecie przemienieni. Chciałbym, aby Jan, który ma duże doświadczenie, pomagał wam w tym.

Teraz, dzieci, nie macie już czasu. Daję wam moje błogosławieństwo. Cieszę się wami, raduję się waszym pragnieniem służenia Mi tam, gdzie możecie. Cieszę się postawą Grzegorza, którą cechuje pewność, przezorność, nie nadmierny entuzjazm. Tulę was do serca, daję wam mój pokój i specjalną obietnicę opieki. Jesteście zmęczeni, moje  dzieci,  wszyscy,  dlatego  daję  wam  więcej  sił.  Grzegorzu, powiedz żonie, że błogosławię jej pracy. (...)

O zawierzeniu

Podczas modlitwy wspólnej Grzegorz prosi w intencji swojej zmarłej ciotki, o której los najwyraźniej się lęka. Mówił o niej, o jej stosunku do życia, do wiary... W końcu „odkrył”, że Bóg bardziej od niego ja kocha, bardziej pragnie jej szczęścia i lepiej ją usprawiedliwi, i przestał ją tłumaczyć, a po prostu ufnie powierzył ja Panu, dobremu, miłosiernemu Ojcu. Wtedy Pan powiedział:

– A Ja przyjmuję twoje prośby. Jeżeli oddajecie Mi kogoś z zupełnym zawierzeniem i wy w imieniu tych osób liczycie na moje miłosierdzie dla nich, nie ma prawie możliwości, żebym nie mógł ich ocalić. (Przeszkodą może być zapiekły upór w złym).

Wiecie, jak bardzo cenię miłość bezinteresowną, jak cieszy Mnie wasza troska o innych. Przecież wtedy działamy razem, jesteście podobni do Mnie. A Ja mogę to podobieństwo wzmagać w was, aby rosło.

Kocham was, dzieci.

Znajdujecie się pod szczególną opieką Matki mojej

18 VI 1988 r.

Modlimy się we czworo. Pan mówi:

– Wiem, że mnóstwo z was modli się i prosi nieustannie o pokój, ale o wiele więcej ludzi cierpi, jest zagrożonych śmiercią, głodem, żyje w lęku i niepewności jutra. Tak wiele czasu wam dałem, wciąż odkładając czas kataklizmów.

Jeśli już powiem: „TERAZ” – ruszą do działania wszystkie moje sługi i nie przestaną wypełniać mojej woli aż do końca, który Ja zaplanowałem. Nic się nie zmieni z tego, co wam zapowiedziałem i wiecie, że dla waszego narodu mam pełnię miłosierdzia, ponieważ nie przez jedną nację zostaliście skazani na śmierć. (...)

Bądźcie czujni, przygotowujcie się i bądźcie miłosierni w myślach, w mowie, w czynach, a przede wszystkim w sercu. Niech wasze serca zjednoczą się z moim. Nie straszcie ludzi niepotrzebnie, bo nie wysyłam was jako zwiastunów zagłady. Pragnę, abyście głosili moje miłosierdzie tym mocniej, im straszniejsze będą okoliczności. (...)

Mówi Pan do ojca Jana:

– Starałeś się, synu, zrobić dla Mnie, co mogłeś. Wiele osób nie przyjęło twoich słów – pozostaw ich. Powiedziałem, że lęk jest moim ostatnim ratunkiem wobec nieskończenie rozdmuchanej obecnie i pewnej siebie pychy intelektualnej, także w moim Kościele. Ale lęk o życie może otworzyć ich na to, co dotychczas odrzucali, w tym i na moje słowa. (...)

Mój synu, uprzedzam was z miłości, ale nie nawołuję do usilnej i chaotycznej bieganiny. Ten czas będzie próbą człowieczeństwa dla każdego z was, a dla Mnie próbą i ujrzeniem, ile z mojej miłości zdołał zawrzeć w sobie każdy z was. (Chodzi o Kościół instytucjonalny) (...)

Zmiłuję się nad każdym, ale wśród przyjaciół moich pragnę mieć ludzi, którzy wybierają Mnie, bo Mnie kochają, nie zaś tych, którzy liczą na Mnie w trosce o swoje własne bezpieczeństwo. (...)

Pomogę każdemu z was, ale nie szukam tłumu przyjaciół. Szukam zrozumienia i miłości, i tam, gdzie one są, tam Ja też jestem. (...)

Miłość moja spoczywa na was. Niech was ogarnie, napełni, abyście stali się naczyniem, z którego się ona przelewa na wszystkich głodnych i potrzebujących. Pragnę tego. A im bardziej groźna i niebezpieczna będzie trwać pora, tym bardziej będzie potrzebne waszym bliźnim poczucie bezpieczeństwa, świadomość mojej obecności i opieki oraz pewność, że miłosierdzie moje da się uprosić. I to będzie najważniejsze wasze zadanie.

19 VI 1988 r.

Nie mogłam pisać, bo sforsowałam ręce w drodze powrotnej. Szłam do siostry Barbary W. Poprosiła mnie o „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”.

– Pomogę ci, Anno. Wiem, jakie są twoje intencje, dlatego będę z tobą i podtrzymam cię. Nie martw się niczym, córko, z góry. Zaufaj mi.

21 VI 1988 r.

Pytałam o to, czy Grażyna, która wyjeżdżała na dwa miesiące do Szwecji, może być spokojna. Pan powiedział:

– Słyszę cię, Anno. Możesz jej to obiecać i zapewnić o mojej opiece nad całą rodziną. Ale pospiesz się (żeby zdążyć jej to przekazać).

Wasz naród ma być wyrazicielem mojego miłosierdzia

24 VI 1988 r.

Mówi Pan:

– To wy, wasz naród ma być wyrazicielem mojego miłosierdzia. Was wyprowadzę i obronię, abyście świadczyli o Mnie. Waszej wdzięczności oczekuję, wdzięczności przejawiającej się nie w chwili i nie w słowach, a w stałej, chętnej, radosnej współpracy ze Mną. Od was oczekuję, dzieci, rozpoczęcia budowy nowego, przemienionego świata – wedle moich planów, a nie własnych.

Moje miłosierdzie zawieszam nad wami, ale wy musicie je nie tylko przyjąć, ale z nim czujnie współpracować. Miłosierdzie moje jest jak tysiąc talentów. Ile wy powinniście oddać Mnie, waszemu Dobroczyńcy?

Moje miłosierdzie jest miłością współczującą, przebaczającą i podnoszącą człowieka. Wola ludzka musi chcieć ją przyjąć i pełnić – współczując, przebaczając i podnosząc.

O pewnym zgromadzeniu zakonnym

3 VII 1988 r.

Pan mówi:

– Moje dziecko, chciałbym, żebyś z ojcem prowincjałem porozmawiała przed wyjazdem. Jemu naprawdę zależy na dobrej służbie całego zakonu. Gdyby mógł, całą ziemię by chciał doprowadzić do Boga. Pragnie gorąco mojego panowania na polskiej ziemi i we Włoszech, które uważa za drugą ojczyznę (ojczyznę założyciela zakonu). A Ja powiedziałem ci, przypomnij sobie, że w dziele nawrócenia Rosji chcę widzieć zakony skromne, ubogie duchem, czyli pozbawione pychy. Syn mój (założyciel zakonu) uprosił u Mnie dla swoich synów duży udział w tej misji, a Ja widzę ich służbę jako podzielenie się ich własnym charyzmatem z narodami Wschodu – darem służenia pomocą i opieką biednym, chorym i nieszczęśliwym, służbą pełnioną w radości, bo tego pragnął mój ukochany syn. Narody Wschodu nie włączyły w swoją służbę – Mnie, czynnego, społecznego miłosierdzia. Jest to dar udzielania się sobie i służenia sobie wzajem w sprawach materialnych dotyczących ciężaru kondycji ludzkiej. Jeżeli zechcą, otrzymają ode Mnie ten wielki dar. I nie będą mieli gdzie pomieścić garnących się do nich młodych ludzi głodnych służby.

Jeśli prowincjał będzie cię chciał wysłuchać, przekaż mu te słowa i powiedz, że Ja mogę dać im więcej, niż zdołają udźwignąć. Mogę dać im nieskończone szczęście wprowadzania ludzi zabłąkanych i „bezdomnych” (nie wiedzących, co ze sobą zrobić, gdzie służyć i jak służyć) w moje szeregi, gdzie znajdą pokój, bezpieczeństwo i radość z możności darzenia i ratowania innych. Ale synowie (założyciela zakonu) muszą być gotowi do przyjęcia ciężaru moich łask. Nie chodzi Mi o ich ilość, ale o tężyznę wewnętrzną, zapał, energię i gotowość „rzucenia się na najgłębszą wodę” na moje życzenie – czyli o absolutne zawierzenie Mnie i miłość gotową na wszystko w zawierzeniu. (...)

Ty wiesz, dziecko, jak bardzo pragnę poruszyć, ożywić miłość we wszystkich ludziach, ruchach i zgromadzeniach, które się Mnie na służbę oddają. Pragnę dla ich szczęścia, aby wkraczali w mój dom z pełnymi rękoma, uszczęśliwieni z tego, że wykorzystali życie właściwie – wysławili Mnie nim, każdy wedle pragnienia swego serca. Ale jakże mało serc Mi odpowiada...

Spójrz na niego z miłością

3 VII 1988 r.

Modlimy się we dwoje z Grzegorzem. Pan mówi:

– Dziękuję wam, dzieci, za wasz trud. Cieszę się wami. Tak właśnie chcę, żebyście byli zupełnie spokojni, bo jesteście blisko przy moim Sercu i ono was zakrywa przed każdym niebezpieczeństwem. Mówię to tobie, Grzegorzu.

– Niepokoję się o to, czy podczas pobytu w Niemczech nie zostanę zaskoczony jakimiś niebezpiecznymi wydarzeniami...

– Synku, nawet gdybyś był w lwiej jamie, jak Daniel, ja cię potrafię wydobyć – wraz z synami. (...)

– Tyle prac, których się podjąłem, powinienem dokończyć...

– Mój synu, staraj się zawsze dokończyć tę pracę, jakiej się podejmujesz, ale rób to spokojnie. Coś ci zaproponuję: oddaj ją na chwałę moją. Przecież to jest część twojego życia, a czyś nie ofiarowywał Mi całego życia?

– Przyjmij ją, Panie, proszę...

– Wszystko, synu, cokolwiek zechcesz powierzyć Mi, przyjmę z radością. Przecież nie możesz Mi oddać ani stad wielbłądów, ani gry na scenie (teatru). Możesz Mi oddać tylko ubrane w twoją osobowość moje dary, prawda?

– Oj, tak.

– Widzisz, synku, Ja z radością przyjmuję każde wasze westchnienie, każdą myśl, każdy wasz uśmiech skierowany ku Mnie. Czy nie jesteś zmęczony?

– Nie.

– No to powiem ci jeszcze, jak cieszy Mnie twoje gorące pragnienie dzielenia się Mną.

– Ale jest ono też Twoim darem, i dziękuję Ci za nie.

– Jest wspólnotą ze Mną. Spójrz, jak Ja się dzielę Sobą, Sobą w Hostii, którą może przyjąć każdy, kto zechce. A jak niewielu z was naprawdę Mnie pragnie. Im większa miłość, tym większe pragnienie udzielania się całym sobą, rozdawania siebie, i przy tym ten, kto kocha, nie myśli o sobie, a tylko o tym, że jest potrzebny – jak chleb, jak mówił syn mój Albert (brat Albert Chmielówski).

– Ale dzielenie się Tobą w tych tekstach jest i szczęściem, i obowiązkiem...

– Jest potrzebą serca synowskiego, który kocha Ojca, jest z Niego dumny i pragnie, żeby wszyscy Go poznali. To właśnie jest miłość.

I jeszcze ci coś powiem, synu. Miłość do ludzi może się przejawiać jako najgłębsze współczucie dla ich głodu, błądzenia, szukania, braku zaspokojenia – i wtedy tak bardzo pragnie się ich nakarmić. Przypomnij sobie, jak nakarmiłem rzesze głodnych i zmęczonych, szukających Mnie i potrzebujących słowa Bożego. Ja, synu, żyję w tobie, przenikam cię, i przez ciebie, z tobą, twoim sercem kocham i pragnę obdarzać. Nie dałem ci, synu, ryb wędzonych i placków, złożyłem w twoje ręce moje słowa, moją miłość do ludzi, moje dążenie do nasycenia ich sobą. Jestem szczęśliwy, że wspólnie łamiemy mój chleb i rozdajemy go. (...)

Oddawajcie wszystkich, wszystkich Mnie, mówiąc o ich sprawach.

Wspominamy różne osoby, również – choć nie bez wątpliwości – takie, o których sądzimy, że działają w złej wierze. Pytamy się: „Co z takimi robić?”

– Gdy zobaczysz go na ekranie (telewizora), spójrz na niego z miłością.

Moje dzieci, już późno, odpocznijcie. Daję wam moje błogosławieństwo i włączam w nie Lucynę. Moja mała wspólnoto, błogosławię was. Jestem z wami i jutro was wspomogę. (...) Kocham was, moje dzieci.