Anna - BOŻE WYCHOWANIE -

 

 

Miłość wasza względem siebie nawzajem powie Mi, kim jesteście prawdziwie

10 VII 1988 r.

Mówi Pan do kapłana na Wybrzeżu:

– Chciałbym, abyście pewni byli mojej opieki i nie ulegali panice, bo Ja mogę umniejszyć „zło”, ale wtedy, kiedy wy okażecie sobie miłość wzajemną. Modlitwy są potrzebne, ale modlitwa dochodzi do Mnie niesiona na skrzydłach miłości, a miłość czyni, a nie mówi i deklaruje.

Pragnę od was wszystkich miłości wzajemnej i jeśli dopuszczę na was to, co wy nazywacie „złem”, będzie to sprawdzian przed moimi oczyma, ile w was jest rzeczywistego synostwa. Jestem Miłością i kto jest prawdziwie synem moim, kieruje się miłością w myślach, słowach i czynach. Teraz przede wszystkim potrzebne będą czyny. Potrzebna będzie miłość wasza względem siebie i ona Mi powie, kim jesteście prawdziwie.

Teraz, synu, daję ci moje błogosławieństwo i proszę, nie martw się zbytnio niczym. Masz przecież Ojca. Przeciwności, kłopoty i trudności daję ci, abyś miał co pokonywać i mógł pogłębiać swoje zawierzenie. To są moje dary wiecznotrwałe (zawierzenie i duma z pokonanych przeciwności), więc proszę, przyjmij je z ochotą. (...)

W waszym kraju, synu, rozpoczynam moją budowę. Potrzebni Mi są święci kapłani. Niech cię to nie przeraża, bo nie ty sam nad sobą pracujesz, ale Ja cię uświęcam – wedle pełni zawierzenia (własnymi siłami nikt z was nic by nie zrobił).

Ja jestem Panem niemożliwości

11 VII 1988 r.

Mówi Pan do zakonnicy (z zakonu kontemplacyjnego na Wybrzeżu):

– Czy wiecie, córki, jak nieustannie Maryja błaga za wami?

Mówiłem, że prośbom Jej oprzeć się nie mogę i nie chcę, bo mam w sercu Jej obraz, kiedy stała pod krzyżem i cierpiała wraz ze Mną (widzę, jak gdyby oczyma Chrystusa Pana patrzącego z wysokości krzyża, podniesione ku Niemu oblicze Matki stężałe, zamarłe z bólu, białe jak papier). Dlatego mówię wam wszystkim, liczcie na moją Matkę, polegajcie na Niej, ufajcie Jej, bo Ona potrafi was przenieść ponad falami. Nie bójcie się, bo nie ma mocy, która mogłaby przeciwstawić się Jej woli złączonej z wszechmocną wolą Bożą. (...)

Starajcie się, moje dzieci, tak „ślepo”, bezgranicznie, do końca zawierzyć Bogu, jak uczyniła to Matka moja od momentu Zwiastowania i jak w tej ufności trwała.

Mnie najbardziej potrzebne jest wasze zawierzenie. Tak mało mam dzieci ufnych, że wciąż ich poszukuję. Widzisz, córeczko, wy kobiety jesteście bardziej ofiarne, bardziej wrażliwe na mój głos, bardziej skłonne zawierzyć swemu Zbawicielowi. Dlatego do was się zwracam i właśnie w polskich zgromadzeniach kontemplacyjnych (żeńskich) szukam tej miary miłości, która pozwoli Mi usprawiedliwić cały wasz naród i uratować go. (Z rozeznania: zawierzenie sióstr zobowiązuje Pana, a ponieważ prośbami ogarniają cały naród, więc Pan odpuszcza całemu narodowi; przebaczenie jest konsekwencją zawierzenia). Wiem, dziecko, że Mnie rozumiesz. Dlatego na waszym zawierzeniu chcę budować mur obronny na waszym Wybrzeżu (wał tak mocny, że fale go nie rozmyją).

Nie pragnę waszego męczeństwa, a przeciwnie, chcę, abyście się stały dawczyniami ocalenia dla tych wszystkich, których sobą zasłaniacie. Tylu wokół was jest słabych, nieszczęśliwych, a przez to bardzo grzesznych ludzi. Któż ich osłoni przed sprawiedliwością Ojca, jeśli nie wy? Ale Ja, córki, ufam wam i liczę na was, tak jak ojciec liczy na swoje prawe dzieci (nie tylko prawowite, ale te, które poszły prawą drogą naśladując ojca).

Tereny przybrzeżne nisko położone będą zalane, ale nie zatopione na zawsze (fala przejdzie, ale cofnie się.). (...) Mogę dopuścić, aby niektóre dzielnice zburzyła woda, jeśli będą przeżarte przez grzech i nie odwrócą się od niego. Ale Ja jestem Bogiem Mojżesza (przejście przez Morze Czerwone) i mogę uczynić z żywiołami to, co zechcę. W to musicie głęboko wierzyć, że Ja jestem Panem niemożliwości, i na tym opierać swoje zawierzenie – na tym i na waszej miłości do biednych, grzesznych, nieszczęśliwych, do waszych niedojrzałych bliźnich.
 

Weźcie moją Matkę za wzór zawierzenia

Do grupy osób na Wybrzeżu (podczas rekolekcji) Pan mówi:

– Dzieci, zaprosiłem was tutaj, bo chciałem nasycić was sobą i przygotować do pomocy sobie w dniach zagrożenia. Bardzo mało Mi potrzeba, wyłącznie zawierzenia Mi, ale pełnego zawierzenia. Pragnę mieć w was pomocników, braci i siostry moje. Pragnę dać wam udział w ratowaniu świata, dlatego będę was obdarzał, uzdrawiał i nasycał sobą, aby was wzmocnić. I będę przy was stał nieustannie. Czy chcecie zawierzyć Mi absolutnie, na zawsze i w każdych okolicznościach?

– Tak, Panie...

– Potrzebne Mi jest tylko wasze „tak”. Jeśli Mi tylko zezwalacie, obejmuję was swoją miłością zawsze, każdego dnia. Od tej chwili chcę, abyście wiedzieli, że jesteście moją własnością nie dlatego, abym chciał was zniewolić, ale żebym mógł was zachować i otoczyć moją mocą, a także żebyśmy mogli wspólnie rozumiejąc się i kochając, służyć światu. Bardzo was potrzebuję, dzieci.

Powiedziałem wam niedawno, że dla jednego człowieka zawierzającego Mi w pełni gotów jestem uratować miasto, a wy dziwiliście się, że nie powiedziałem, jak duże miasto. Nie obiecuję wam uratowania całego terenu (...) i wszystkich rzeczy materialnych, ale możecie wyprosić uratowanie ludzi. Ufajcie Mi, módlcie się za każdego, z kim się spotkacie, oddawajcie Mi wszystkich, o których usłyszycie, wasze otoczenie, sąsiadów, szkoły i szpitale, wasze kościoły i wasze muzea – wszystko, co cenicie, co chcielibyście zachować. Bo widzicie, dzieci, wasze zawierzenie jest dowodem wobec wszystkich sił ciemności, że jestem tu (w tym mieście) kochany, i wtedy mogę wystąpić jako Pan waszych serc, a Ja mogę wszystko (ze zrozumienia: zawierzenie jest wyznaniem wiary, że tylko Pan ma prawo rządzić, i wtedy Pan będzie naprawdę rządzić, a Pan jest Miłością).

I proszę was, dzieci, nie myślcie o waszej nicości i o tym, że was mało, bo to dla Boga nie ma żadnego znaczenia. Przez jedno „fiat” skromnej, ubogiej dziewczyny przyszło na świat zbawienie. Więc weźcie moją Matkę za wzór, za Matkę – pełną mocy i miłosierdzia, bo My zawsze jesteśmy razem.

Nie chcę was przerażać, przeciwnie – chcę was otoczyć niezwyciężoną opieką, więc bądźcie spokojni.

Do kapłana:

– Synu, zalecam wam tu, w Szczecinie, abyście mocno opierali się o moją Matkę. Proście Ją, by Ona – ze względu na mieszkających tu Polaków, którzy Ją czczą jako Królową Polski, i przez pamięć o setkach tysięcy tych, których Niemcy wydarli z trzewi (z ciała) waszego narodu – zechciała uznać te okolice jako część swego prawowitego Polskiego Królestwa, i jako takie wybroniła przed moją sprawiedliwością (która dokona sądu nad narodami).

Proście Ją stale, bo to jest Matka wszechmocna (przez prośbę), a Ona będzie Panią waszych losów.

Do kapłana pragnącego posługiwać na Wschodzie

30 VII 1988 r.

Podczas modlitwy wspólnej z kapłanem Pan mówi:

– Nie chcę, aby synowie moi zagubili się, samotni, w obcych im środowiskach. Dlatego pragnę, aby tam szybko powstawały zwarte parafie. Pragnę, aby z wami pojechali młodzi, aktywni animatorzy ruchów katolickich i osadzali się przy parafiach, ściśle współpracując z księżmi i pomagając im we wszystkich służbach kościelnych, a ponadto działając na zewnątrz. (Obraz jak gdyby zarzucanej sieci rybackiej o dużych oczkach, lecz bardzo mocnych węzłach – parafiach).

Mówiłem wam już, dzieci, że na terenie Rosji europejskiej będzie ogólne nawrócenie, ale potem – i to bardzo szybko – nastąpi fala powołań. Gdzież pójdą ci ludzie, których wezwę, jeśli nie do was?

W większych miastach, pragnę, aby w przywróconych wam klasztorach powstawały seminaria duchowne i pierwsze ośrodki życia wspólnotowego, przede wszystkim życia otwartego, gotowego do jak najszerszej służby bliźnim, bo cała Rosja będzie biedna, głodna, potrzebująca wsparcia, a przede wszystkim miłości takiej, jaką daje swoim bliźnim Matka Teresa (czyli bezwarunkowej i dla najbiedniejszych).

Na terenach dawniejszego Wielkiego Księstwa Litewskiego wciąż trwa pamięć o zakonach, które tu istniały, i dlatego łatwo wejdą one na swoje dawne miejsce w życiu społecznym (jezuici, franciszkanie i wiele innych). Chciałbym, abyście czynili miejsce zakonom młodym, takim jak albertyni, michalici, orioniści, pallotyni, mali bracia i małe siostry Karola de Foucaulda, misjonarki miłości Matki Teresy i inne...

Ty, synu, masz duże doświadczenie i masz wielu przyjaciół i wychowanków. Mógłbyś wybranych wśród nich pociągnąć za sobą. Chodzi Mi o to, mój synu, żeby nie powstawała na ziemiach tak bardzo doświadczonych potężna i stroma hierarchia Kościoła. Chciałbym, abyście raczej potraktowali ten teren jako misyjny.

Więc, synu, przygotuj się. Radziłbym pod tym kątem gromadzić odpowiednie książki, poczynając od elementarzy (polskich) i śpiewników do ksiąg liturgicznych, bo tam ich mają mało, rozeznawać ludzi i rozmawiać z nimi. Paramenty kościelne bierzcie tylko konieczne, lecz jak najwięcej polskich książek.

A także słuchaj Mnie, mój synu, bo Ja pragnę rozmawiać z tobą bez pośredników.

3 VIII 1988 r.

Rozmawialiśmy o dłuższych rekolekcjach – o ich wartości, ale i o trudności ze znalezieniem na nie czasu. Pan mówi:

– Twoje oczyszczenie, synu, Ja przeprowadzam wciąż, z chwili na chwilę, ponieważ jesteś poddany tak wielu obowiązkom, że nie możesz z nich się wyłączyć. A nawet nie chcę tego dla ciebie, bo ty przewodzisz swojej rodzinie i jej pomagasz w dojrzewaniu ku Mnie.

Żyjcie wszyscy z dnia na dzień, bo tak będzie wyglądało wasze życie w okresie nadchodzącym. Czy teraz widzicie, jak bardzo jest wam potrzebny bliski i wyraźny, stały kontakt ze Mną, taki, jak ma żołnierz ze swoim dowódcą?

– I takich jak my wziąłeś, Panie, do współpracy?

– Bo Ja nie szukam tych, co sobie dobrze radzą beze Mnie, a tych, co Mnie potrzebują. I dodam wam jeszcze, dzieci, że naturę każdego z was potrafię w zupełności wykorzystać w waszej służbie, jeśli się poddacie mojemu wychowaniu. A ono trwa...

Znowu zaczęliście się martwić, dzieci, a przecież Ja proponuję każdemu z was pogłębienie przyjaźni ze Mną.

No to teraz podziękujcie Mi, dzieci, za moją miłość do was – do każdego z was inną, lecz równie bezgraniczną.

Bądźcie pełni nadziei

8 VIII 1988 r.

Maryja mówi o nadziei:

– Czy wiecie, dlaczego Jezus powierzył Mi teraz waszą Ojczyznę? On tak bardzo pragnie was uratować, a wy wciąż jesteście nieoczyszczeni („niedoczyszczeni”). Dlatego potrzebna wam ochrona i wstawiennictwo Matki. A Ja uczynię wszystko, aby osłonić was przed Aniołami Sprawiedliwości, wykonawcami woli Pana (ze zrozumienia: dlatego Pan chce, żeby „niepokalaność” Maryi obroniła nas przed wykonawcami wyroków Bożych „zasłaniając” nasze grzechy, naszą grzeszność).

Ale kiedy Ja przy was stanę i zobaczycie Mnie wyraźnie, zechcecie oczyścić się i nawrócić ku życiu zgodnemu z wolą mego Syna, życiu w przyjaźni z Nim. (...)

Bądźcie dobrej myśli, bądźcie pełni nadziei, bo Bóg daje wam nowe życie, prawdziwie godne człowieka. Kończy się okres rozpaczy, ślepoty i błędu, zaczyna się moje panowanie, a Ja was będę wychowywać Bogu. Nie lękajcie się, bo Ja jestem Matką prawdziwą. Potrafię dbać nie tylko o duszę dziecka, ale o jego ciało. Znam jego potrzeby (głód, lęk przed zagrożeniem chorobą, kalectwem, śmiercią...).

Teraz błogosławię wam, dzieci.
 

8 VIII 1988 r.

Do zakonnicy ze zgromadzenia kontemplacyjnego (związanego z Matka Boża), z domu na Wybrzeżu, Maryja mówi:

– Ja, wasza Matka Wielkiego Zawierzenia, wzywam was do współpracy i polegam na was.

Córki, nie dopuszczajcie do siebie lęku i wątpliwości. Ufajcie w pomoc moją i oddawajcie pod płaszcz mój wszystkich, o których pamiętacie (imiennie) i całe tereny przybrzeżne. Proście też, abym chroniła wasze skarby kultury, z takim trudem uratowane (odbudowane...).

Matka Boża nawiedza rodziny w parafii

15 VIII 1988 r.

W domu Grzegorza w dniu święta Wniebowzięcia znajduje się przyniesiony z kościoła obraz Matki Bożej, w którym Maryja nawiedza rodziny parafii. Modlimy się we troje, z żoną Grzegorza. Rozmowę zaczyna Maryja:

– Czy chcecie, abym została Matką całej waszej rodziny?

– Tak. Tak.

– A czy zezwolicie, abym was wychowywała i abym wychowanie waszych synów wzięła w swoje dłonie?

– Tak. Tak.

– Chciałabym, abyście stali się moimi pomocnikami. A Ja już przystępuję do działania w waszym kraju. Spójrzcie na mojego Syna. Wszystkie moje myśli, dążenia, cała miłość skupia się na Nim.

Pragnę, aby jak najszybciej Syn mój odzyskał swoje królestwo, rozpoczął panowanie – najpierw tu, a potem coraz dalej, aż obejmie w posiadanie całą ludzkość, za którą już zapłacił swoją Krwią, a która odrzuca panowanie Miłości.

Wy, moje dzieci, zaznaliście tak wiele krzywd, cierpienia i lęku, że łatwo wam uciekać się do Mnie. Tak bardzo spragnieni jesteście mojej macierzyńskiej miłości, opieki i troski. Dlatego tak spieszę ku wam, aby dać wam to wszystko, czego jesteście głodni.

Będę wam Matką prawdziwą w porze grozy i śmierci. Potrafię was uchronić przed wszelkim złem, a proszę was tylko o jedno: kochajcie Jezusa! Wzywajcie mego Syna, czyńcie Mu miejsce w waszych sercach, myślach, zamiarach. Proście, aby wszedł w życie waszego kraju w pełni swej władzy. On jest miłością. Jeżeli zechcecie, ta niesłychanie potężna miłość wypełni was i przemieni. Staniecie się narodem przyjaciół Boga.

A wy, dzieci, czy chcecie służyć Jego planom wraz ze Mną?

– Tak. Tak. I w imieniu dzieci też: tak.

– Przyjmuję was, dzieci, do swojej rodziny. Odtąd pamiętajcie, że macie rzeczywistą Matkę i oddawajcie Mi wszystkie wasze trudności, zamiary, kłopoty, od rzeczy poważnych do najbłahszych.

Daję wam moje błogosławieństwo macierzyńskie w imieniu Boga Wszechmogącego w pełni Trójcy Świętej. Tulę was do serca, moje drogie, kochające dzieci.

Modlimy się w ciszy. Maryja mówi po chwili:

– Pamiętajcie, że jeżeli wy czujecie się moimi dziećmi, to możecie prosić za innymi, żebym i ich przyjęła.

Po myśli o zmarłej matce Maryja mówi:

– Jestem Matką wszystkich ludzi. Jestem Matką waszych matek. I nie ma osoby tak bardzo starej, ażeby nie potrzebowała miłości macierzyńskiej.

Grzegorz miał wyjechać z synami do Niemiec. Wobec ostrzeżeń Pana zapytaliśmy, czy nie ma się czego obawiać. Pan mówi:

– Zabierzcie Mnie też, jako czwartego. Jedźcie spokojni. Czyż mógłbym nie troszczyć się o was? Przecież obiecałem. Korzystajcie z ostatnich dni spokoju. Wiem, że nie potrzebuję ci mówić, żebyś nie marnował okazji, bo od dawna wiem, jak ci na moich sprawach zależy.

Błogosławię was, dzieci, i daję wam mój pokój, który przynosi z sobą Matka moja. A Ona pragnie pozostać z wami. Cieszcie się i dziękujcie, bo nie ma większego daru niż posiadanie takiej Matki, jaką jest Maryja, Matka moja i wasza.

– Dziękujemy. I przepraszamy za tych, którzy lekceważą ten Dar.

– Oni wrócą, wrócą... – odpowiada Maryja.
 

Chcę być z wami stale

21 VIII 1988 r.

Pan mówi do matki trojga małych dzieci, która kiedyś była w Odnowie Charyzmatycznej:

– Moja córeczko. Dzisiaj chcę mówić z tobą, ponieważ wiem, jak mało masz czasu (z powodu opieki nad niemowlęciem).

Chciałbym, córko, nauczyć cię najprostszej rozmowy ze Mną, którą możesz prowadzić (w każdej chwili, w czasie dnia pracy). Masz własne dzieci, więc wiesz, ile razy przychodzi do ciebie dziecko z prośbą, żebyś coś mu dała, coś wytłumaczyła; pragnie, abyś zaspokoiła jego bieżące potrzeby i robisz to. A Ja jestem waszym Ojcem, który jest usuwany z waszego życia, jest wam niepotrzebny, nie chcecie Jego pomocy. Nie wierzycie, że mógłbym wam pomóc w każdej sprawie, nawet tej najbardziej „praktycznej”. (Pan mówi to z głębokim smutkiem).

– Ja nie potrzebuję długich modlitw, lecz chcę być z wami stale. Dlatego zwracaj się do Mnie w każdej najbłahszej sprawie, kiedy przypomnisz sobie o Mnie; zwracaj się jedną myślą, jednym zdaniem. Dam ci przykład, córko. Wiem, ile razy budzi cię w nocy płacz niemowlęcia. Czemu nie poprosisz Mnie, dziecko, żebym mu dał dobry sen? Czemu nie powiesz Mi, że bardzo jesteście zmęczeni i pragniecie przespać spokojnie noc.

To samo dotyczy pozostałych synów. Rozmawiaj ze Mną o nich. Mów Mi, co cię w nich cieszy i dziękuj Mi za to, czym ich obdarzyłem. Bo przecież widzisz w nich moją miłość do was (do waszej rodziny). Ale mów Mi też o tym, co ciebie martwi lub niepokoi (w dzieciach) i proś o pomoc w tej sprawie. To samo dotyczy również was, to znaczy ciebie i twojego męża, i waszych bliskich. Przecież Ja mogę wszystko, a czuję się wam tak mało potrzebny właśnie na co dzień. A Ja jestem przy was i mógłbym wam być pomocny w tych sprawach, do których Mnie dopuścicie, w których zechcecie skorzystać z mojej pomocy.

Daję wam, dzieci, mój pokój. Chciałbym, aby zapanował między wami dwoma. Pamiętajcie, że dałem go wam; starajcie się utrzymać mój dar.

Ta osoba nie przyjęła słów Pana; nawet nie chciała ich przeczytać, tym bardziej – zatrzymać. Bardzo oddaliła się od Boga (w tym czasie). Dlatego te pełne miłości słowa Pana pozostały u mnie i teraz mogą służyć innym matkom, jeżeli przyjmą je do serca i zaczną praktykować.

Ja nad wszystkim czuwam

5 IX 1988 r.

Zostało wydane „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”. Cieszymy się bardzo. Martwimy się zarazem, że ma różne niedostatki – nazwisko podane na okładce wbrew obietnicy, brak przedmowy od wydawnictwa – świadczące być może o rezerwie wobec książki. Pan mówi:

– Chciałem wam przypomnieć delikatnie, że to Ja jestem Autorem „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” i kto ma pretensje, ma je do Mnie. Teraz, kiedy książka jest, chciałbym, aby szła przede wszystkim za granicę. Grzegorzu, jeśli znasz adres tego księdza franciszkanina (o którym mówiłeś), wyślij mu egzemplarz.

Moje dzieci, po co tyle niepokoju? Przecież Ja nad wszystkim czuwam. Waszą rzeczą jest jedynie być Mi posłusznym. A Ja wam sytuacje odpowiednie znajduję i stawiam przed wami ludzi...

Gdy rozmawiamy o sytuacji w świecie, Pan mówi:

– Teraz najważniejsza jest modlitwa wstawiennicza. Osłaniajcie nią innych, nie tylko wasz kraj, ale wszystkie narody ziemi. Wtedy będziecie się jednoczyć z moim Kościołem (w niebie).

Daję wam moje błogosławieństwo.

9 IX 1988 r.

– Czy chcesz, Panie, wskazać coś Małym Braciom?

– Tak, córko, chcę im dopomóc, ale o ile zechcą przyjąć moje słowa. Teraz powiedz, że mam dla nich piękne pole do działania: pole nie uprawiane, pustynne, bo pozbawione długo Wody Żywej – Mnie. Te „dzikie” pola, pragnę, aby zamienili w urodzajną ziemię, bo jest ona z natury dobra, żyzna i może Mi przynieść plony stokrotne. Jedynie brak jej gospodarza. Brak troski, brak miłości, brak miłosierdzia, sprawiedliwości i braterstwa. Brak im też celu. Tęsknią i łakną Mnie, bo długo ich okłamywano i oszukiwano (Pan mówi o ZSRR).

Pragnę posłać was, dzieci Karola, abyście stali się im braćmi – a przydam wam ich wielu. Rozmnożę was i rozsieję, jak siewca sieje ziarno, abyście ziemie rozliczne i nieogarnione (nawet wyobraźnią) uczynili pożytek przynoszącymi i uszczęśliwili szukających, dając im cel i sens nadając ich życiu.

Ja kocham was zawsze i pomimo wszystko

10 IX 1988 r.

Zapytałam Pana o sens mojego pobytu u znajomej z Odnowy, gdzie nie wypoczęłam, a nawet poczułam się gorzej, gdzie oczekiwano ode mnie pracy, do jakiej nie byłam już zdolna, gdzie – wbrew zapowiedziom – nie było czasu na wspólne rozmowy z Panem...

– Moja córko. Czyż nie widzisz, że oni potrzebowali pomocy? Mówisz, że pomocy fizycznej i że cały czas miano do ciebie pretensje o to, że nie mogłaś zrobić tego, czego oni się po tobie spodziewali. A czy owe oczekiwania (wobec osoby chorej) nie świadczą o ich złym stanie? Mówię o tym, że twojej znajomej potrzebna jest modlitwa wstawiennicza. Liczę na ciebie, córko. Byłyście w jednej wspólnocie i lubiłaś ją. Wiem, że teraz, kiedy poznałaś jej braki, trudno ci ją lubić, ale bierz przykład ze Mnie. Ja kocham was zawsze i pomimo wszystko. A przecież chcesz być ze Mną? A więc i kochać powinnaś tak, jak Ja was miłuję.

Ukazałem ci potrzebę i zagrożenie. Musi się za nią modlić ktoś, kto widzi jej braki i potrzeby, nie ci, którzy są zaślepieni, bo oni nie proszą. Zauważyłaś, że tam nie ma stałej i serdecznej więzi ze Mną, liczę więc na ciebie, córko. Jej bardzo potrzeba orędownictwa przede Mną. Chodzi Mi o twoją dobrą wolę darowania jej (jej złośliwości i szykan) i o stałe prośby, abym Ja ją bronił, bo jest zagrożona. Sama to widzisz.

A o siebie się nie martw. Ja się o ciebie troszczę i pomogę ci. Nie obawiaj się o serce (zasłabłam tam), Ja cię wyleczę. Czyż nie jestem lekarzem dusz i ciał waszych?

13 IX 1988 r.

Po modlitwie z Jerzym z zakonu pragnącego posługiwać na Wschodzie (po jego wyjściu) zwracamy się do Pana:

– Dziękujemy Ci, Panie, za jego otwartość. Jak Ty, Panie, dbasz o nich!

– O każdego człowieka, chciałaś powiedzieć. Bo nie mam innych niż tylko – synów (i córki).

– Czy chcesz nam coś powiedzieć, Ojcze?

– Chcę, żeby ta przyjaźń (znajomość) trwała.

Widzisz, córko, teraz zamiary moje względem Rosji będą się coraz bardziej urealniać. Dlatego tym z was, którzy Mi wierzą, a których Ja chcę mieć w tym dziele (dziele nawrócenia), mogę już wskazywać ich miejsce i zadania.

Cieszę się waszą radością, dzieci. Oto mój dar dla was na dzisiejszy dzień. A teraz odpocznijcie. Błogosławieństwo moje dałem wam i ponawiam, a ty, Grzegorzu, zabierz je wraz z radością swoją do domu, aby udzieliła się wam wszystkim.

Codzienne sprawy

16 IX 1988 r.

Mówimy o znajomych księżach, także o ich wadach i niedociągnięciach.

– Panie, oddajemy Ci naszych księży...

– Proście za nich. (Pan)

– Trzeba by prosić cały dzień, wymieniając imiona, imiona, imiona...

– Oddawajcie Mi całą parafię, wraz z jej „kierownictwem”. (...) (Pan)

– Przepraszamy, Panie, za nasze rozproszenia. To jest nawet niegrzeczne.

– Jestem cierpliwy (ze zrozumienia: trudno by było inaczej z ludzkością przestawać). (Pan)

– Proście (o co chcecie).

– Prosimy, Panie, o Twoje słowo do zagubionej młodzieży. Tylu ich jest. (Grzegorz)

– Dobrze, przygotujcie się. (Pan)

– A mali bracia? (Anna)

– Są moją radością. Możecie pytać Karola (de Foucault), a i Mnie. (Pan)

Wymieniamy jeszcze różne prośby.

– W październiku powinnam mieć operację... (Anna)

– Rób to, co teraz: przedstawiaj Mi swoje plany. Czy to już wszystko, co ci ciąży? (Pan)

Wymieniamy prośby za różnych ludzi i sprawy.

– Czy chciałbyś, Panie, dodać jakieś relacje do tego zbioru, którego opracowanie właśnie kończymy? (Zbiór ten został później wydany jako „Świadkowie Bożego miłosierdzia”).

– A nie chcielibyście spotkać się z kimś, kto Mi służył całe życie służąc bliźnim? (Pan)

Rozumiemy, że chodzi o Janusza Korczaka.

– Cudownie! (Grzegorz)

– Ojciec Ludwik z nim współpracował. (Anna)

– Ja wam dopomogę w tych ostatnich relacjach. Bądźcie spokojni.

– Dziękuję Ci, Panie, za radość widoczną u Grażyny. (Grzegorz)

– Będzie jeszcze większa. (Pan)

18 IX 1988 r.

Mówi ojciec Ludwik:

– Witaj, Anno. Mówi Ludwik. Dawno nie rozmawialiśmy. Wiem, o co chcesz mnie prosić, boś o tym myślała. Rzeczywiście znaliśmy się z Januszem Korczakiem – pozostańmy przy pseudonimie literackim. Już z nim rozmawiałem. Naturalne jest, że wolę Pana wypełniamy z całą chęcią i z radością.

Pragnę moich kapłanów prowadzić moją własną drogą

21 IX 1988 r.

Modlimy się wspólnie z kapłanem (Stanisławem).

– Mów, Panie, bo sługa Twój słucha.

– Czego się lękasz i czym się martwisz?

- ...

– Synu, powiedz Mi, czy kochasz Mnie.

– Tak, kocham Cię, Panie Jezu.

– Czy wstępując do seminarium chciałeś służyć Mnie?

– Tak.

– I tylko Mnie?

– Tak, i ludowi Bożemu, zgodnie z Twoją wolą.

– Czy wiesz, że kapłan jest moim najbliższym przyjacielem?

– Tak.

– Chcę ci powiedzieć, że dla Mnie ważniejszy jesteś ty sam niż wszystko, czego mógłbyś dla Mnie dokonać.

– Tak, dziękuję, że mnie kochasz.

– Ty szykowałeś się do prowadzenia innych ku Mnie. Ale ciebie prowadzę Ja sam.

– Czy to znaczy, że nie mam szukać mistrzów i nauczycieli, i przewodników wśród ludzi i zaufać...?

– Tak, synu, ale Ja ci to wyjaśnię. Pomyślałeś kiedyś o tym, że kapłan powinien przede wszystkim naśladować Mnie?

– Tak, chcę Cię, Panie Jezu, naśladować i przepraszam, jeżeli grzeszyłem szukając bardziej siebie niż Ciebie.

– Widzisz, synu. Ja pragnę moich kapłanów prowadzić moją własną drogą, abyśmy się zżyli i zrozumieli. Każdy z was (ludzi) przechodzi pewien odcinek mojej drogi, ale kapłan, który ma wielu ludziom zastąpić Mnie, powinien przejść wiele odcinków tej drogi, żeby umiał lepiej pomóc tym, którym ma służyć, wraz ze Mną, który im służę sobą. Mnie, synu, na tobie zależy, dlatego pragnąłbym, abyś zechciał przyjąć ze zrozumieniem i wdzięcznością również bolesne fragmenty mojego życia. Bo z kimże je podzielę? Trzydzieści lat żyłem poddany wszelkim wymaganiom swojego stanu i otoczenia, a przecież mogłem służyć światu już od dziecka (Pan przypomina spotkanie z kapłanami w świątyni).

Mój synu, mówiłeś o selektywności. A czy ty jej nie przeprowadzasz w życiu? Jakżeż więc możesz głosić innym to, czego sam nie pokonałeś? A Ja chcę, żebyś był moim głosem. Może żądam od ciebie zbyt dużo, ale widzisz, moja nauka jest poszerzaniem miłości w człowieku. Okoliczności zewnętrzne ujawniają ci, kim jesteś. A Ja ci mówię, że chcę dla ciebie, abyś stał się drugim Mną i tak ci ufam, i tak polegam na twojej miłości do Mnie, że wierzę, iż zdolny jesteś przełamać w sobie to wszystko, co ci przeszkadza w pełnym miłowaniu świata. Nie obawiaj się, że będziesz niepotrzebny. Ja mam wciąż za mało przyjaciół. Powiedz jeszcze raz, czy naprawdę chcesz nim być.

– Tak.

– Więc zapraszam cię, żebyś przeszedł ponad wszystkim, co ci przeszkadza, co cię boli i drażni, do wspólnoty miłowania wraz ze Mną. Ci, o których mówiliście z niechęcią lub urazą, też są dziećmi mojej miłości. Sami widzicie, jak bardzo potrzeba im pomocy. Życz im tego, czego życzysz sobie: mojej miłości i zbawienia. Patrząc moimi oczyma zobaczysz w nich nie dostojników, a dzieci pełne niedoskonałości – bo takimi jesteście wszyscy we wspólnocie Kościoła.

Błogosławię ci i proszę, pamiętaj o Mnie w każdej chwili dnia i nocy i mów do Mnie o wszystkim, co cię boli, czego pragniesz i do czego dążysz. Ja cię słucham. Daję ci moje siły i łaskę w trudnym dziele przełamywania swojej natury cielesnej. (...)

Pamiętaj, synu, o jednym, że kocham cię dla ciebie samego.

Ucz się kochać, synu. Miłowanie nie wymaga czasu. Wymaga tylko objęcia życzliwością tych, z którymi cię spotykam i oddawania ich Mnie. (...)

Wiedz, synu, i pamiętaj, że to w moich oczach powinieneś wydawać się wiernym synem. (...) Staraj się, synu, podobać Mnie naśladując Mnie w mojej postawie względem grzeszników (bez gromienia ich). (...)

Synu, umacniam cię i upewniam, że nie schodzisz z oczu moich. Wiedz, że chcę mieć w tobie przyjaciela tak oddanego, aby mógł zostać powiernikiem miłości mojej, która was wspomaga. Powierzaj Mi wolę miłowania tych, którzy cię nie miłują, i użalaj się nad ich biedą, a i zagrożeniem.

27 IX 1988 r.

Modlimy się ponownie z tym samym kapłanem co 21 września.

– Ciągle mam uczucie niepokoju i smutku, chociaż słowa, które mi mówisz, są światłem. Czuję się „udręczony”... (Stanisław)

– Nie takie rzeczy ze Mną robią, synu.

– Jak się starać o miłowanie razem z Panem?

– Dobrze, powiem ci, synu. Przecież Ja cię oczyszczam.

Powinieneś dziękować Mi za każdy dzień, za każdą chwilę, jaką ci daję, abyś miał czas i spokój potrzebny ci dla dokonania wyboru. Bo Ja stawiam cię teraz przed ostatecznym wyborem drogi: albo Ja i tylko Ja w pełnym zawierzeniu, bez niecierpliwości, nieufności, podejrzliwości (ze zrozumienia: podejrzliwości wobec Boga, nieufności co do Jego miłości), albo ty w swojej naturze i żyjąc wedle niej. Zauważ, synu, że mówiąc to, okazuję ci moje zaufanie i polegam na twojej miłości do Mnie.

Stanisław mówi o pewnym chłopcu zagrożonym demoralizacją.

– Oddawaj go Mnie. Oddawaj go tak, jak gdyby był twoim rodzonym bratem, z taką samą miłością.

Czy sądzisz, synu, że Ja nie wiedziałem, że mój naród jest podbity, zniewolony przez imperium rzymskie? A jednak nie walczyłem z okupantem. Czy nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego tak szybko centrum mojego Kościoła umieściłem w (mieście) Rzymie?

– Było to zwycięstwo Miłości...

– Widzisz, synu, Ja zawsze spieszę się tam, gdzie jest największy grzech. Uwierz Mi, synu, że grzech jest chorobą duszy. A Ja jestem lekarzem dusz. Nie przyszedłem sądzić i potępiać, a ratować.

– Chcę być, Panie Jezu, przez Ciebie uratowany i uczestniczyć w dziele ratowania innych; być Twoim przyjacielem, pomocnikiem, narzędziem...

– Wiem o tym, synu. Dlatego chcę ci pomóc. Łączność ze Mną jest wspólnotą miłowania, a najbardziej miłości potrzeba tym, którzy jej w sobie nie mają. Zrozum, synu, że każdy z was rozpoczął istnienie z Miłości i bez miłości umiera, ale ponieważ umiera przede wszystkim dusza, nie jest to dla was widoczne, tym bardziej że człowiek głodny poświęca wszystkie swoje wysiłki zdobyciu pożywienia. Im dalej jest ode Mnie (od Kościoła, od Ewangelii), tym bardziej błądzi i szuka na ślepo. W tych poszukiwaniach, coraz bardziej rozpaczliwych i bezpłodnych może dojść aż do nienawiści. Zastanów się, synu, czy Ja kiedykolwiek na nienawiść odpowiedziałem nienawiścią?

– Dotknął mnie zarzut, że głoszę nienawiść, ale intencją moją było rozróżnienie zła i grzesznika.

– Synu, nie po to cię powołałem, żebyś „nazywał rzeczy po imieniu”.

– A co chcesz, Panie, abym czynił?

– Cały czas prowadzę cię ku temu, abyś zrozumiał, że Ja pragnę nawrócenia grzesznika, który jest – równie jak ty – ukochanym moim dzieckiem. Każdy, bo inaczej nie istniałby. Ty jesteś moim odbiciem, a chcę, abyś był Mną samym. Ja jestem Miłością. Tylko miłość może człowieka głodnego nasycić, tylko miłość może uratować grzesznika.

– Czy i w jakiej mierze ktoś, kto jest odbiciem Chrystusa, może wypowiadać słowa twarde?

Ze zrozumienia: wypędzając przekupniów ze świątyni czy także gromiąc faryzeuszy aż do nazwania ich „grobami pobielanymi” Pan mówił ostre słowa i działał gwałtownie jako Syn Boży dbały o cześć Ojca. Kiedy człowiek (który nigdy nie jest nieskazitelny) potępia innego człowieka, ten zamyka się wtedy i odpowiada nienawiścią.

– Moje drogi nie są drogami waszymi, ale Ja wam daję wszelką pomoc.

Synu, jeszcze raz zapytuję cię. Czy chcesz Mnie naśladować?

– Tak, Panie, Ty wiesz, że chcę pomimo oporów mojej natury i proszę o pomoc, żebym nie zaparł się Ciebie.

– Ja ci pomogę. Licz na Mnie, polegaj na Mnie, mów Mi o wszystkim.

– Czy w mowie wewnętrznej, czy wobec ludzi?

– Tylko ze Mną. Dlatego właśnie staję przy tobie jako Przyjaciel, żebyś miał komu powiedzieć (wszystko, co cię gnębi).

– Mam trudności ze znalezieniem stałego spowiednika. Czy mógłbyś mi wskazać spowiednika, przewodnika duchowego?

– Ja jestem twoim przewodnikiem. Ale wierzę, że kiedyś ty staniesz się takim spowiednikiem, jakiego potrzebuje mój lud.

– Chcę, Panie Jezu. Proszę Cię o to.

– Jeśli chcesz być dobrym spowiednikiem... Dobry spowiednik musi mówić ludziom, że są kochani i budzić nadzieję.

– A ludzie z niepełną świadomością grzechu?

– Tym bardziej mów im, że Ja ich kocham – pomimo wszystko.

– Czasem odmawiam rozgrzeszenia...

– Ale powiedz, że czekasz na tego kogoś, aż namyśli się i przyjdzie.

  ...

– Teraz, synu, jest czas twojego ostatecznego wyboru. Ten czas, który ci daję, będzie nauką kochania. (Ze zrozumienia: czytając Ewangelie, należy przyjrzeć się stosunkowi Pana do ludzi).

– Niekiedy byłem oszukiwany przez ludzi. Zdarzało się, że reagowałem gwałtownie.

– Powiedziałem: jeżeli weźmie ci suknię, dodaj płaszcz. Jeżeli nie możesz dać płaszcza, dodaj modlitwę i wstawiaj się za niego. A jeżeli będziesz komukolwiek coś dawał, powiedz Mi, że dajesz to jako zadośćuczynienie za grzechy twojego bliźniego.

  ...

Czy wiesz, że możesz otrzymać wszystko, o co Mnie poprosisz?
  ...

– Muszę już iść. Mam odprawić Mszę żałobną i pogrzeb. (ks. Stanisław)

– Idź, bo nie należy lekceważyć swoich obowiązków. A w drodze módl się za tych, których ciała składają do ziemi.

Pamiętaj, synu, o jednym, że kocham cię, że kocham cię tym silniej, im bardziej jest ci moja miłość potrzebna, kocham cię tym goręcej, im bardziej jesteś sam. Cały jesteś zanurzony w mojej miłości, tylko tego nie czujesz.

Błogosławię ci, synu, na ten czas, który nadchodzi. Licz na Mnie, zwracaj się do Mnie. Ja ci na pewno pomogę. Razem możemy wiele dobra uczynić i pomóc wielu moim biednym, głodnym dzieciom.

Chciałbym zdobyć wasze pełne zaufanie

30 IX 1988 r.

Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem po rozmowie o wydarzeniach w życiu każdego z nas, stanowiących temat do refleksji nad działaniem Pana. Mówi Pan:

– Moje dzieci. Sami widzicie, jak się o was staram. Cały czas uczę was współżycia ze Mną. Chciałbym zdobyć wasze pełne zaufanie. Na czym ono polega? Na podejmowaniu okazji, które wam daję i na przyjmowaniu w spokoju i cierpliwie okresów, w których pozornie nic się nie dzieje lub są trudności. Bo chcę was przekonać o jednym: że zawsze jestem z wami, że ten, kto powierzył Mi swoje życie, nie tylko nie schodzi z moich oczu, ale prowadzę go sam w każdej minucie jego życia.

Tak jak to mówiłem, moim jest – darzenie, waszym działem w tej współpracy – przyjmowanie tego, co Ja wam przygotowuję, podejmowanie moich darów i czynienie ich użytecznymi. Natomiast okresy pozornej stagnacji uczą was cierpliwości, a trudności, pragnę, aby nauczyły was niezrażania się i ponawiania wysiłków, czyli wytrwałości.

Tak więc widzicie, każda chwila jest moim darem – doceńcie ich różnorodność i odmienność. Wszystko wam jest tak potrzebne, jak ziemi odmiana pór roku i tygodni, a nawet dni zmiennej pogody.

W każdym z wydarzeń jestem Ja, Ojciec kochający i troskliwy. Zapraszam was, abyście cieszyli się tą świadomością...

Błogosławię was na nadchodzące dni, przyciskam do Serca i proszę, pamiętajcie o mojej obecności.

28 X 1988 r.

Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem. Pan mówi:

– Pytacie, czy jestem zadowolony (z waszej wspólnej pracy). Ja się cieszę, dzieci, z każdego z was, z waszej dobrej woli i szczerego pragnienia współżycia ze Mną; czy to nie więcej niż zadowolenie? Myślicie, że wasze prace są pełne ułomności, a Ja życzyłbym sobie doskonałości? Otóż nie. Doskonałość jest atrybutem moim. W waszych pracach przejawiają się wasze osobowości, w pełni wolności pragnące Mi usłużyć. I tylko to jest dla Mnie ważne. Czyż kiedykolwiek powielałem Marie, Małgorzaty, Teresy...? Każda była inna. I dlatego w ogóle istnieje tak liczna ludzkość (z rozeznania: bogactwo różnorodności).

– Prosimy o jakieś sugestie, co robić z przygotowywanym zestawem „Bo gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są w imię moje, tam jestem pośród nich”. Jak się zabrać do jego rozpowszechniania? (Grzegorz)

– Pokaż znajomym zakonnikom i zaproponuj im wydanie w Krakowie jako ważnej pomocy katechetycznej dla rodzin. A swoją drogą, synu, jeśli możesz, to odbij trochę (egzemplarzy). (...)

Do ojca Jana o zaprzyjaźnionym zakonniku:

– ...i powiedz, że moim życzeniem jest, żeby ten tekst się rozchodził. Przekaż mu też błogosławieństwo, które daję wam.

Niech spocznie na was... doda wam sił i napełni was radością nadziei. Bo już stoję w drzwiach.

To samo błogosławieństwo moje i tekst, który odbijesz, zanieś też, synu, córkom moim (znajomym zakonnicom w zakonie kontemplacyjnym).

Prosimy za różne osoby.

– Wszystkie wasze prośby przyjmuję w Sercu (z uśmiechem). A teraz, dzieci, przyjmijcie błogosławieństwo i pozostańcie ze Mną do jutra.

 

Coraz bardziej będę rozpalał w was głód mojej obecności

29 X 1988 r.

Modlimy się we czworo, z ojcem Janem, Grzegorzem i Grażyną, jego żoną..

– Słuchamy Cię, Panie. Zapraszamy Cię, żebyś był Gospodarzem, a my będziemy słuchali.

– Słowem, chcecie takiej katechezy jak w Szczecinie? – uzupełnia Pan z uśmiechem.

– Moje dzieci. Chciałbym przede wszystkim tego, żebyście niczym się nie niepokoili. Bo wasza przyszłość (narodu) jest w rękach Matki. Dlatego chcę, abyście przyjmowali każdy dzień z radością, nie obawiając się i nie zabezpieczając bardziej, niż to zrobiliście. Chcę, żebyście się dzielili pomiędzy sobą i udzielali sobie wzajemnie – a to znaczy o wiele więcej. Chcę, żebyście się dzielili – Mną.

Moim zamiarem dla was (dla narodu) jest, aby czas zagrożenia (chodzi o wszystkie zagrożenia) był czasem mojej katechizacji, czasem szybkiego nawrócenia ku Mnie waszego narodu. Wtedy potrzebne będą wszystkie moje teksty (dotyczące dzieła nawracania), a jeszcze bardziej Ja sam, prowadzący was, żywy, obecny i widomie działający.

Pomyśleliśmy, że chodzi o znaki działania Pana („zbiegi okoliczności”), jakie dostrzegamy często sami. Pan to potwierdza:

– Wy już je znacie. Dlatego, moje dzieci, mówcie teraz o łatwości spotkania się ze Mną i dawajcie świadectwo – tam, gdzie możecie – a Ja pomogę wam. Bo coraz bardziej będę rozpalał w was głód mojej obecności. Posługujcie się moimi słowami („Pozwólcie ogarnąć się Miłości”). Wy teraz torujecie Mi drogę. (...)

Po pytaniu ojca Jana o prowadzenie rekolekcji.

– Wszystko, synu, stosuj tam, gdzie pojedziesz. Komu możesz, mów, że Ja przeprowadzam mobilizację – swoją. Mówiłeś dziś: „dusza moja pragnie Boga żywego” (refren psalmu z czytań z dnia), a Ja chcę, żeby „dusza narodu” podobnie pragnęła Boga (ze zrozumienia: Pan już pobudza również Białoruś i Rosje). A jeśli spotkasz ojca Mariana, to powiedz, że to Ja przeoruję grunt. (...)

Chcę wam podziękować, dzieci, za wszystkie wasze dotychczasowe starania. Bo moje słowa już się rozeszły daleko, i kto ich potrzebuje, ten je otrzyma, kto zechce się przygotować, ten będzie przygotowany. Boleję nadal nad losem Polaków w Niemczech (również w Holandii i Belgii) i nad brakiem przekładów. (...)

Proszę was jeszcze o jedno. Szerzcie słowa o miłości i pojednaniu, uspokajajcie, hamujcie emocje waszych przyjaciół czy podwładnych (...). Mówcie coraz więcej o miłosierdziu wzajemnym, a Ja, jeśli zechcecie, powiem wam moje „Słowo” o udzielaniu sobie miłosierdzia wzajemnego.

Cóż jeszcze mógłbym dla was zrobić, dzieci?

– Młode pokolenie jest tak zagubione... Czy mógłbyś powiedzieć coś szczególnie do nich? (Grzegorz)

– Mój synu, moje wszystkie słowa są do nich. Nie sądź, że młode pokolenie nie zrozumie tego, co mówię o waszej ojczyźnie. Przeciwnie, odczują je w sercu głębiej, bo jest w nich głód – pożądanie! – sprawiedliwości.

– Wojciech przekonuje i nalega, że naszą grupę powinno się szybko powiększyć. Ale jak wyszukiwać właściwe osoby?

– Słuchajcie, dzieci. „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” jest moim sprawdzianem, czy Ja tej osobie jestem potrzebny, czy jestem przez nią zapraszany, wzywany. Jeżeli ktoś nie szuka Mnie żywego, kochającego, mówiącego mu o swojej miłości, będzie zawsze tylko wykonawcą, lecz nie przyjacielem czy apostołem (z rozeznania: apostoł to ten, który idzie kierując się natchnieniami Ducha Świętego; czyli współpracuje stale z Bogiem – działają razem).

I jeszcze ci powiem, Janie, że jeżeli ktoś prosi o pomoc Ducha, Ducha Prawdy, Światła i Miłości, przyjmie „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”, bo przecież jesteśmy jej (tej książki) Autorem. Ale nie sądź, że każdy jest gotów na przyjęcie (z rozeznania: nie każdy, kto nie przyjmuje – „nie jest godzien” czy „jest daleko”; nieprzyjecie może wynikać z trudności intelektualnych lub osobistych niechęci, niewiary w takie drogi Pana itd.).

I dlatego, synu, dając komuś moje słowa, oddawaj go jednocześnie opiece Ducha Świętego i pamiętaj o nim w czasie Mszy świętej (z rozeznania: należy „stawiać” go pod Krzyżem, by oczyścił się we Krwi Chrystusa). 

Pan zwraca się do Grażyny:

– Moja córeczko, czyżbyś ty nie miała żadnych problemów?

– Co (mam zdecydować) z moimi studiami?

– Widzisz, córko, te studia, choć same w sobie nie nakarmią twojej duszy, ale mogą ci pomóc w pogłębieniu znajomości Mnie samego, którego chcesz poznawać. One dadzą ci odpowiednie – potrzebne wam, ludziom – upoważnienia. Bo Ja chciałbym, córko, żebyś mogła pracować wprost ze Mną, darząc Mną innych. Chciałbym wyzwolić cię od pracy, która ci coraz bardziej ciąży, i dać ci radość tworzenia w sercach ludzkich mojego żywego wyobrażenia.

Dam ci jedną radę: wszystko, co robisz w pracy zawodowej i na tych zajęciach, rób „dla miłości mojej”, dla Mnie samego, oddając Mi dzień po dniu – a kiedy przejdziesz do współpracy ze Mną, Ja ci to wszystko zwrócę „z procentem”.

Nie lękajcie się też o synów, bo przecież już Mi ich powierzyliście. W każdym przypadku, kiedy będziecie się o kogoś martwić, zechciejcie przypomnieć sobie, że Ja tę osobę kocham bezgranicznie – tak jak was. Dla Mnie nie jest ona nigdy „gorsza” czy „mniej warta”, bo powstała i żyje z miłości mojej. Oczywiście, konieczna jest odpowiedź człowieka, ale jej czas znam Ja. Wy proście i kochajcie, stawiajcie ich pod Krzyżem moim, dzielcie się Mną przyjmując Komunię. (Pan „podpowiada”, jak się modlić: „Kocham Cię, Panie, razem z ta osoba, która nie chce cię znać”, „Panie, kocham Cię razem z tym, który nie może Cię kochać czy nie chce, czy jest zniewolony”...).

Pod Krzyżem stawiajcie także nieprzyjaciół. (Z rozeznania: gdybyśmy kochali naprawdę nieprzyjaciół, nikt nie zostałby potępiony).

Po dyskusji na temat rozumienia tego „dzielenia się” Pan dodaje:

– Moje dzieci, jest tyle sposobów pukania do mojego serca. Każdy z was może mieć swoją własną metodę; bo każdy z was inaczej wyraża swoją miłość – wedle swojej osobowości.

A teraz powiem wam coś innego. Proszę, powiedzcie Mi kolejno, czym się w tej chwili najbardziej martwicie, co wam najbardziej dolega i czego się najbardziej obawiacie.

– Styl naszych jezuickich studiów filozoficznych (triumfalistyczny, na pognębienie przeciwnika) czy nie wyraża pychy intelektualnej? Św. Tomasza szanuję i kocham, ale teraz...? (o. Jan)

– Tak, synu, jeżeli Ja przystępuję do dzieła odrodzenia, odradzam cały świat, we wszystkim (do starych bukłaków młodego wina się nie wlewa). Synu, jak wyobrażasz sobie możliwości nawrócenia Rosji przy takim podejściu? A przecież Ja ich kocham i chcę dać im siebie (Miłość), a nie teologię katolicką, choćby najlepszą...

– Martwię się dwiema rodzinami...

Zwracając się do nas ojciec Jan dodaje:

– Powierzałem je Panu...

– Tak, synu, Ja to pamiętam. Czy sam masz jakieś lęki? (Pan)

– Martwię się o zdrowie.

– Synu, co pewien czas należy dać się przebadać całkowicie. Idź do dobrego lekarza, nie oszczędzaj na tym, i zrób dokładne, pełne badania.

– Martwię się najbardziej o moją siostrę. (Grażyna)

– Córko, kochasz ją? Więc włączaj ją w swoją modlitwę. A jeśli starasz się robić coś dobrego, oddawaj Mi to w imieniu was obu. Masz do tego prawo, bo łączą was więzy krwi. Po prostu pamiętaj o niej przede Mną.

– Liczne i różnorodne obowiązki, perspektywa długiego wyjazdu... (Grzegorz)

– Synu, to wszystko jest sprawdzianem twojego zawierzenia. Nic ci więcej nie trzeba, jak tylko prosić Mnie o pomoc i siły, i współpracę, i pewność, że to otrzymasz. A przy tym nie niepokój się o przyszłość, ale ze względu na Grażynę i na dzieci (na miłość, która was łączy) obiecuję ci, że w okresie zagrożenia będziesz tu. Nie pozostawię cię poza granicami kraju; tu, synu, będziesz Mi bardzo potrzebny.

Teraz, dzieci, ponieważ spieszycie się, uklęknijcie, dam wam moje błogosławieństwo. Przyciskam was do mojego serca i zamykam w nim na stałe. Chcę, żebyście wiedzieli, iż odtąd przebywacie w obrębie mojej miłości. A znaczy to nie tylko „pokój i bezpieczeństwo”, ale i to, że cokolwiek robimy, robimy wspólnie (o ile się nie oddalicie).

Niech moje błogosławieństwo spocznie na was i pozostanie. A tobie, Grażyno, daję je dla twoich obu synów; przekaż im je, nawet nie słowami. Tobie, Grzegorzu, daję błogosławieństwo moje dla twojej babki. Kiedy będziesz szedł do niej (do szpitala), zanieś jej miłość moją i powiedz jej, jak bardzo ją kocham. Powiedz jej też odchodząc, że Ja przy niej pozostaję, bo ją kocham, a kochający chce być zawsze blisko swojej miłości (zwłaszcza jeżeli ona tego potrzebuje). To samo dotyczy ciebie, Anno.

Dla Mnie istotny jest tylko wasz zamiar, intencja, wasza wola... (do zakonnicy)

10 XI 1988 r.

Pan odpowiada na modlitwy zakonnicy, na jej wątpliwości.

– Panie, najbardziej zależy mi na Twojej przyjaźni. Nie wiem, czy to, co robię, robię dobrze, czy masz, Panie, z tego chwałę, czy jestem Ci miła... I co dalej będzie ze mną?

– Córko, cokolwiek robisz, oddawaj to Mnie, pragnąc wykonać pracę jak najlepiej ze względu na Mnie samego. Wtedy Ja przyjmę twoje pragnienia jako twój najserdeczniejszy dar – i to bez względu na lepsze czy gorsze wykonanie pracy. Pracujecie wszyscy wedle danych wam możliwości, umiejętności i sprawności, lecz dla Mnie istotny jest tylko wasz zamiar, intencja, wasza wola. Jeśli serce wasze pragnie działać dla mojej chwały, głosi ją, tak jak umie; a Ja uszczęśliwiony jestem waszą pamięcią, staraniem, wysiłkiem, chociażby nawet nic wam się nie udawało. Mnie nie na doskonałości waszej i waszych dzieł zależy, a na miłości, którą przez nie Mi okazujecie. Ojciec raduje się z miłości, jaką Mu córka okazuje, a nie z jej prezentów, gdyż wszystko ma lub może zdziałać sam.

Ja daję wam szansę współpracy ze Mną, gdyż dzieci powinny wykazywać podobieństwo do Ojca swego: darzyć – jak On darzy, służyć sobą bliźnim, jak służył im Jezus, nie zniechęcać się, nie zrażać, nie przestawać kochać nawet największego wroga, a przeciwnie, modlić się i ofiarowywać zań – jak uczyniłem to Ja zawisłszy na krzyżu. Aż tak, córko, sięgać powinno podobieństwo owo, chociaż nie daję wam prób tak strasznych, a tylko codzienne propozycje spotkania i służenia wspólnie światu, czyli tym wszystkim, z którymi was spotykam.

Pytasz, czy jesteś Mi miła. Czy Ojcu tak bezmiernie kochającemu może być niemiłe Jego własne dziecko? Nawet gdyby znienawidziło Go, Ojciec kochać je będzie i tym bardziej troszczyć się o nie; czyż nie tak, córko?

Pytasz i niepokoisz się, a tu jednego potrzeba: kochaj Mnie, a więc zawierz też mojej miłości do ciebie, i żyj w pokoju. Bo kto zawierza Mi prawdziwie – wie, że nigdy nikogo nie opuściłem i nie może się to zdarzyć, abym pozostawił lub odrzucił – sam – dziecko swoje. Jeszcze mocniej oprzyj się na miłości mojej do ciebie i z tą pewnością pełnij codzienne swoje obowiązki – wedle sił swoich, nie ponad nie. Zawierzenie jest sprawdzianem miłości, będąc wyrazem zaufania i zupełnego zdania się na wolę Umiłowanego. Bo jakże inaczej człowiek wyrazić może miłość swoją Temu, który wszystko posiada, wszystko może i niczego nie potrzebuje... oprócz ufnego zawierzenia opornej i nieufnej woli człowieka. Tam, gdzie już żyje pełne zawierzenie, nie ma mowy o niepokoju, niepewności, obawach. To wszystko budzi w was nieprzyjaciel, aby zerwać więź przyjaźni prawdziwej, opartej na wierze w rzetelność, prawość i miłość Przyjaciela.

Popatrz, córko, Ja tak ufam tobie, polegam na tobie i pewien jestem, że świadomie nie zdradzisz Mnie nigdy, nie opuścisz i nie uczynisz nic na szkodę moją. A przecież Ja znam naturę ludzką, tak słabą, chwiejną i pełną nie spełnionych obietnic. Jednak od wieków wciąż jednakowo kocham was i od tylu z was otrzymuję miłość wzajemną. Naśladuj Mnie, córko, i bądź dobrej myśli. Powołałem was do istnienia w szczęściu wiekuiście trwającym i tylko wasza ustalona, zła, wroga Mi wola mogłaby moją wolę przekreślić; jeśli nie ma jej, cóż może Mi przeszkodzić? Znam waszą kondycję człowieczą i nie według heroicznych wysiłków was sądzę ani nadzwyczajnych dzieł, gdyż tam, gdzie one się objawiają, działam Ja sam (lecz działam wedle miary zawierzenia waszego).

Szukam od wieków przyjaciół, którzy by ze Mną szli ratować świat i służyć mu. Dlatego potrzebne jest poznanie Mnie i zrozumienie się tak bliskie, abyśmy stali się Jednym. Do tego wzywam każdego z was. I ciebie, moja kochana, zatroskana, zmęczona córeczko. Czy widzisz w tym jakieś przeszkody? Bo Ja nie.

Tulę cię do Serca mego i chcę, abyś trwała przy nim. Umacniam cię i oddaję w specjalną opiekę Matce mojej, Maryi. Niech pokój mój otoczy cię i pozostanie.

Synem jest ten, który kocha, szanuje swego Ojca i pragnie Go naśladować...

15 XI 1988 r.

Modlimy się we dwoje z Grzegorzem:

– Jesteś nam bardzo potrzebny, Panie...

Długo wyliczamy nasze prośby, przedkładamy sprawy, ludzi, trudności...

– Moje dzieci, przyjmijcie to wszystko, co was spotyka, jako zadośćuczynienie Mi za winy wasze i waszych bliskich, a Ja do nich dołączę moją Ofiarę. Bo chciałbym, abyście wszystko teraz oddawali za swój naród. Cieszcie się też każdym, kto odpowiada na moje wezwanie, tak jak Ja się cieszę; a takich jest wielu. Czy nie widzicie, że moje dzieło już się rozwija („kiełkuje”)?

Cieszę się, że wszystkie zmartwienia swoje i kłopoty oddaliście Mnie. Tego właśnie było Mi potrzeba, żeby móc zdjąć z was ten ciężar.

Dawno już nie rozmawialiście ze Mną, zapomnieliście, sami głosząc moje słowa, że „gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 20, 18). Nie mówiłem nigdy, że nie jestem z każdym z was, ale dwoje to już jest wspólnota – i wtedy możecie reprezentować przede Mną całą wspólnotę ludzką.

Anna zauważyła, że Barnaba chodził z Pawłem, Piotr też nie chodził sam, Chrystus rozsyłał uczniów po dwóch... – a na to Pan:

– Czy zapomnieliście już, że pierwszą wspólnotą ludzką byli Adam i Ewa?

Po chwili Pan zwraca się do Anny z delikatną propozycją:

– Wiesz co, swoją drogą mogłabyś ojcu F. dać „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”.

Do Grzegorza Pan mówi:

– Chciałbym, żebyś kochał swoich studentów tak jak swoich synów. Daję ci w zastępstwie wszystkich twoich uczniów – możesz mieć wielu synów.

Synem, Grzegorzu, jest ten, który kocha, szanuje swego ojca i pragnie go naśladować, a nawet służyć mu i pomagać (synostwo duchowe jest być może nawet ważniejsze) – i takich synów Mi teraz potrzeba szczególnie wielu. Nie wymagam od ciebie dużo, zwłaszcza teraz, ale zainteresowanie, uśmiech, żart, zachęta to jest pierwszy krok ku człowiekowi; a ci młodzi biedacy żyją bez autorytetów, tacy strasznie samotni, zwłaszcza ci, którzy mieszkają w domach akademickich – zwróć na nich szczególną uwagę. A Ja będę ci błogosławił w takim otwarciu się względem nich. Bo widzisz, synu, Mnie na nich zależy.

Teraz błogosławię wam i pozostaję z wami. Bądźcie więc pełni nadziei, optymizmu, radości, bo przecież wiecie, jak was kocham.

Wieczorem zwracam się do Pana:

– Dziękuję Ci, Przyjacielu mój, za to wszystko, co mi dajesz – pomimo tego, że czuję się bardzo zmęczona i smutna. Teraz, kiedy odpoczęłam kilka dni po tych codziennych wielogodzinnych rozmowach, czuję, że powinnam zabrać się do pracy. Co Ty byś sam chciał mi zaproponować? (Anna)

– Chcę ci powiedzieć, córko, że kocham cię tym silniej wtedy, kiedy ty służysz Mi „pomimo wszystko”, podejmując każdą sprawę, którą ci ofiarowuję. Właśnie wtedy, gdy marzysz o odpoczynku, a Ja stawiam nową osobę przed tobą, potrzebującą twojej pomocy i rozmowy, widzę twoją miłość i gorące pragnienie zbliżenia ku Mnie innych, poszukujących Mnie. Twoje dowody miłości to ludzie, z którymi dzielisz się miłością moją. Wiem, o ile trudniej ci teraz, kiedy jesteś słaba, ale nie martw się. Pomogę ci we wszystkim, czego sama zrobić nie potrafisz, wedle twojej pomocy Mnie. Wszak przyjaciele wspomagają się wzajemnie, prawda?

Pomyślałam, że Pan wspomaga mnie, ale w czym ja mogę wspomóc Pana, który jest wszechmocnym Bogiem? Pan odpowiada na moje myśl:

– Moja chwała jest we wszechmocy, lecz wasza godność polega na służbie Temu, kogo się wybrało – służbie „pomimo wszystko” – i nie chcę odbierać wam tej chwały, którą wypracowujecie sobie w trudzie, zmęczeniu i wysiłku, jakże często wbrew „rozsądkowi”, wbrew potrzebom ciała, wbrew radom, namowom i okolicznościom zewnętrznym, tak wam obecnie nieprzychylnym. Ale to już ostatnie chwile.

Wierz Mi, córko, że już chwieją się posady tego świata. Będziecie moimi świadkami, bo Ja potrafię nie tylko uzdrawiać ciała i dusze, lecz wskrzeszać umarłe i wrogów uczynić apostołami moimi.

O siebie bądź spokojna. Nie dam cię skrzywdzić. I dlatego czekaj cierpliwie, aż okoliczności same się ułożą. Zdaj się w tym na Mnie.

A teraz córeczko, odpocznij i spróbuj poprawić i uzupełnić I część „Żywego świętych obcowania” (tak nazywaliśmy wówczas wybór tekstów, który ostatecznie został wydany pod tytułem „Świadkowie Bożego miłosierdzia”). Ja ci w tym pomogę, a także wszyscy, którzy brali udział w rozmowach. Wasze (twoje i Grzegorza) prośby dzisiejsze zachowuję w sercu, bądźcie tego pewni. Błogosławię, córeczko, i dodaję ci sił.

24 XI 1988 r.

Modlimy się z Grzegorzem, który prosi za syna.

– Nic się nie martw, synu. Chciałem, żeby trochę odpoczął. Poza tym sam widzisz, że to ciebie odciąża, a on jest już dość dorosły, żeby brać czynny udział w organizowaniu życia domowego. I nie oszczędzaj mu tego, synu.

Z rozeznania: Temu młodemu pokoleniu będzie potrzebna w przyszłości duża sprawność fizyczna. Jak można będzie liczyć na rezygnację z wygód (m.in. chodzi o misje w Rosji) u osób, które nie zahartuję się dość wcześnie.

Byłam w dobrym nastroju. Pan to podkreślił, mówiąc:

– Cieszę się, gdy się śmiejesz.

Zastanawiamy się nad planem dalszej pracy nad tekstami. Pan mówi:

– Moje dzieci, wszystkie moje teksty będą potrzebne. Ani jeden nie był dawany po to, żeby miał leżeć zamknięty. Moje rozmowy prywatne z tobą też były pomocą dla was, ale poruszaliśmy tam różne tematy, które przydatne będą tak świeckim, jak i teologom. Poza tym, córko, Ja wcale nie chcę zakończyć rozmów naszych, tylko ty przede wszystkim powinnaś załatwić to, o co cię prosiłem. (...)

– Prosimy za tych Polaków, którzy są daleko, do których (podobno) nawet poczta często nie dociera...

– Nad wami wszystkimi rozciąga się opieka Maryi – nad tymi, którzy uważają się za Polaków i wzywają Jej. Oddawajcie ich Maryi, proście za nich.

– Co jest teraz najważniejsze?

– Wykańczajcie prace.

Teraz udzielam wam mojego błogosławieństwa i pomogę wam w pracy. Daję wam siły i energię, daję wam moją pomoc i zatrzymuję was przy moim sercu – ciebie, Grzegorzu, wraz z całą twoją rodziną.

Gotów jestem uratować każdego, kto wezwie Mnie

27 XI 1988 r., święto Chrystusa Króla

Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem. Pan mówi:

– Posłuchajcie Mnie, dzieci. Widzicie, że Ja zastępuję drogę każdemu, ale nie zatrzymuję go siłą. Jeżeli ktoś obchodzi Mnie i idzie dalej swoją drogą, pozostawiam go jego wyborowi.

Ojciec Jan mówi o spotkanym naukowcu z Rosji.

– Spotkałem cię po to z nim, abyś był mu przewodnikiem i pomocą. Dlatego czekaj spokojnie. On szuka Mnie, dlatego zapewne nie zrezygnuje (z kontynuowania spotkań).

Rozmawiamy o przygotowanym wyborze tekstów: „Bo gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są w imię moje, tam jestem pośród nich”. Pan mówi:

– Daj go, synu, zaprzyjaźnionym siostrom (z zakonu kontemplacyjnego) i powiedz, niech się nim dzielą. Ojcom (z zakonu maryjnego) też. Daj im go mówiąc, że jest moim życzeniem, aby im służył w pracy jako pomoc katechetyczna dla kleryków – do użycia według rozeznania.

Bądź, synu, sobą. Postępuj tak, jak do tej pory: podchodź, rozmawiaj, nawiązuj znajomości i dawaj się poznawać. Nic więcej nie chcę ponad to, czym możesz Mi usłużyć.

Studentów kochaj jak synów. Jeżeli nosisz tytuł „ojciec”, świadczysz o moim ojcostwie. Wiedz, że to zobowiązuje (tych, którzy już to zrozumieli).

– Nie mam łatwości słowa.

– Gdy zauważysz, że któryś jest smutny, podejdź i zapytaj. Ojciec nie poucza, ojciec się troszczy. (...)

– Co teraz robić?

– Wykańczajcie prace, załatwiajcie to, co powinniście załatwić lub o co Ja prosiłem. Bierzcie poważnie moje inspiracje (bieżące).

Pogłębiajcie, dzieci, przyjaźń ze Mną, trwajcie przy Mnie, proście za wszystkich. Oddawajcie Mi ludzi, sytuacje, wydarzenia na całym świecie. I chciałbym was prosić, abyście objęli swoją miłością tych, których ja wam powierzam – te narody, którym pragnę, abyście Mnie zanieśli, abyście Mną ich obdarzyli, zwłaszcza Białoruś, ale nie zapominajcie o dalszych.

Teraz daję wam moje błogosławieństwo i dziękuję wam, dzieci, za waszą dobrą wolę. Ciszę się wami, cieszę się, że się rozumiemy. Cieszę się, że w waszych sercach odbija się moje pragnienie służenia światu. I nie poganiam was.

Kocham was. Pragnę udzielić wam większej skuteczności. Dlatego w spotkaniach z ludźmi będę zawsze z wami i będziemy działać razem.

Czy rozumiesz, co to znaczy posiadać miłość Boga?

27 XI 1988 r., święto Chrystusa Króla, wieczorem

Od dwóch tygodni czuję się źle. Od kilku dni nie wychodzę. Wciąż brakuje mi sił, ciszy, milczenia, ale nie wykorzystuję czasu, który mam. Dzisiaj też czuję się źle. Po wyjściu o. Jana i Grzegorza byłam taka słaba, że pogodziłam już się z myślą, że nie pójdę do kościoła. Nagle przed godzina 19 nastąpił jak gdyby zryw. Ubrałam się szybko i poszłam z pośpiechem (chociaż niezbyt szybko z powodu gołoledzi). Liczyłam na spowiedź, żebym mogła przystąpić do Komunii św., chociaż dużej nadziei nie miałam, wiedziąc, że nieraz miałam trudności z zastaniem księdza w konfesjonale o tej porze. Tymczasem księża byli, i to w dwóch konfesjonałach. Uprzytomniłam sobie wtedy, że dziś jest święto Chrystusa Króla – mojego Króla, któremu się przecież oddałam. Ja zapomniałam, ale On pamiętał; inaczej nie mogłam sobie tego wytłumaczyć. Wieczorem w ciszy mam już odwagę zwrócić się do Jezusa. Pan mówi:

– Moja miłość do ciebie, Anno, jest nieporównywalna z twoją. Jest stała i niezmienna. Ja kocham NA ZAWSZE i bez względu na wzajemność. Bo prawdziwa miłość, moja mała córeczko, oddaje się umiłowanej osobie. Pragnie jej szczęścia, i w tym celu działa nie poszukując niczego dla siebie. Miłość ofiarowuje siebie pragnąc darzyć, uszczęśliwiać, służyć całą sobą.

Czy rozumiesz, co to znaczy „posiadać miłość Boga”? A przecież masz Mnie całego, bo teraz króluję w twoim sercu i ogarniam twoją malutką, słabą, niezaradną, bezbronną istotę, taką jak malutkie dziecko, i podnoszę do swego serca, aby ją nasycić własnym Ciałem i Krwią, nasycić istnieniem Bożym. Karmię cię jak matka własne pisklę i osłaniam przed wszelkim zagrożeniem. Cała zanurzona jesteś w moim cieple, bezpieczeństwie i mocy.

Pomyślałam, że nie czuję tego. Pan podjął to:

– Nie czujesz, bo ciało ludzkie nie odbiera tego, co duchowe. A jednak powiedz Mi, czy odczuwasz teraz niepokój? A może lęk lub przykre przewidywania?

– Nie, przeciwnie, spokój i brak potrzeb. W takich chwilach trudno by mi było nawet prosić o coś dla siebie. Wszystko Ty wiesz i Ty prowadzisz. (Anna)

– Tak, córeczko, i włos ci z głowy bez mojej wiedzy nie spadnie. A codzienne udręki to wspólnota losu z całym narodem. O to Mnie prosiłaś, prawda?

Pomyślałam o wielu innych.

– „To, co Polskę stanowi”, jak mówi syn mój, Karol, to cierpi teraz, wzywa sprawiedliwości mojej i Matkę moją o ratunek błaga. To wielki post, adwent, oczekiwanie na przyjście moje – a Ja przybędę. Ci, co oczekują, otrzymają Mnie, ale biada tym, którzy teraz bawią się życiem (przez wyuzdanie, narkotyki, rozpustę, hulanki i nadużywanie bogactw dla siebie) i moje dary obracają w błoto (dosłownie „w gnój” – obraz gnojówki), szydzą z nich i igraszki sobie uczynili z miłości mojej, miłosierdzia i litości. Biada światu pieniędzy, światu żądz rozpasanych, światu nienawiści wzajemnej, pogardy i dążenia do niszczenia, bo cały zanurzony jest w mocy nieprzyjaciela i cały stanie się jego zwierzyną. Polowanie już zaczęte, na razie giną słabsi, ale nadchodzi pora na łowy całego piekła.

– Dlaczego, Panie, nie chcesz ich ratować?

– Ja, córko, nie mogę ratować tych, którzy swoją wolą dobrowolnie służą nieprzyjacielowi. Wiem jednak, że niewielu ma świadomość, komu właściwie służy, i dlatego gotów jestem ratować każdego, kto wezwie Mnie, choćby ostatnim oddechem. Jednakże szok lęku i grozy, jaki stanie się ich udziałem, chociaż nastąpi z woli nieprzyjaciela, Ja wykorzystam dla ich zbawienia.

Módlcie się o nawrócenie dla ginących, a dla siebie o gotowość do służby, jakiej się od was spodziewam. Teraz, dziecko moje, błogosławię zamiarom twoim i umacniam je mocą moją.

2 XII 1988 r.

Modlimy się we troje u chorego Grzegorza.

– Dziękuję, Panie, że moje kontakty ze studentami się ożywiły i „ociepliły”. (Grzegorz)

– Bo widzisz, synu, oni muszą mieć autorytety (ze zrozumienia: człowiek wierzący jako wzór).

Chciałem rozmawiać z wami jak przyjaciel z przyjaciółmi. Ale przyjaciel też odpowiada na pytania, tylko inne (nie: „co robić”, lecz np. o problemy wewnętrzne). A może chcecie kogoś oddać Mi specjalnie...?

Wyliczamy... (m.in. ekonomistów nie widzących wyjścia z obecnej sytuacji). O. Jan, powróciwszy dopiero co ze zjazdu ekonomistów, pyta:

– Czy nie szkoda trochę czasu na rozmowy z profesorem marksistą?

– Synu, szkoda ci czasu na rozmowę? Jak możesz mówić o Mnie, jeżeli się nie poznacie? Czy zdobyłbym sobie Mateusza, gdybym do niego nie poszedł? Wy głoście nadzieję. Przecież Ja mogę im wyjście wskazać.

Moje dzieci, czy nie czujecie mojej radości z przebywania z wami? Pomyślcie tylko, czy przyjaciel prawdziwy jest wymagający w stosunku do swoich przyjaciół.

– Dziękuję Ci, Panie, za pokój wewnętrzny... I ja... I ja.

Ojciec Jan przedstawiał jeszcze problemy dotyczące rekolekcji, które miał prowadzić.

– Ja chciałbym być stale z wami, ale znam wasz czas. Ale umówmy się, Janie, że całą drogę będę ci towarzyszył. A ty bądź otwarty.

– Proszę o to.

– A Ja muszę ci powiedzieć, że nigdy się na tobie nie zawiodłem. Ty moje wskazania bardzo dobrze słyszysz i odpowiadasz na nie swoją dobrą wolą.

Grzegorzu, kładę ręce na tobie, i na tobie, Janie, i na tobie, Anno. Błogosławię wam, dzieci. A w czasie świąt pamiętajcie, że będę z wami, jako Ten, który was kocha naprawdę. Abyście nie czuli się samotni, przyjdę z wszystkimi waszymi bliskimi.

Grzegorz odczuł poprawę stanu zdrowia. Przebyte później badania potwierdziły to, że nie musi poddawać się kuracji.

O zadaniu Polski

8 XII 1988 r., święto Niepokalanego Poczęcia NMP - zakończenie Roku Maryjnego

Modlimy się z Grzegorzem w godzinie łaski (12–13). Mówi Maryja:

– Tak pragnę nauczyć was prawdziwej miłości względem każdego człowieka i każdego narodu. Bo przecież, dzieci moje, Ja nie „posyłam was na misje”, Ja z wami idę pocieszać, podnosić, napełniać nadzieją całe narody. Z wami chcę przyprowadzić je do stóp Syna mojego (pod Krzyż), aby odżyły. Ja służę Mu, moje dzieci, z wami (Polakami), gdyż zawierzyłam waszej wierności i polegam na niej pomimo tej widocznej słabości i pozornego waszego odejścia ode Mnie. Znam wasze serca i wiem, że dla was nadal jestem Matką – nawet wtedy, kiedy wam się wydaje, że o tym zapomnieliście.

Moje drogie, kochane dzieci. Ułatwię wam wszystko i pomogę wam, a zaczniemy od mojego dawnego królestwa, od tych, którzy Mnie kochali i kochają nadal (Wielkie Księstwo Litewskie, Biała Ruś; także Rosja, ta, w której czczono Maryję). Nie lękajcie się też Rusi Czerwonej, bo i tam pójdziemy, lecz nieco później.

Sama was bronić będę. Te ziemie już są zapłacone krwią waszych męczenników i ludności miejscowej (nasi święci zapłacili za nasze misje w obecnych czasach; oni siali, a my będziemy zbierać; Maryja zaprasza nas na żniwa). Całe pokolenia prześladowanych niosły Mnie ze sobą na najdalsze sybirskie etapy (Maryja nigdy nie zapomina o nikim, kto Ją kochał; najdalszy bezimienny grób jest ukryty w Jej Sercu i będzie tym kawałkiem ziemi, na którym Ona może oprzeć stopę w przyszłości).

Moje dzieci, dla Mnie nie ma nic niemożliwego. Ja i Chiny przygarnę do serca i przyprowadzę Jezusowi jak Matka (nie państwo, a ludzi, miliony pojedynczych ludzi). To, co jest ziemskiego w historii waszej, to przeminie, pozostawiając rany, cierpienia i ból (to czeka teraz Syberię, Rosję – wojna, rozpad...), ale plany Boga opłacone Jego Krwią spełnią się (nawrócenie Rosji i Azji), i nie pozostawimy was (ludzkości) sierotami. Cała ludzkość będzie mogła przyjąć miłość Boga – wedle swojej woli.

Moje dzieci, Ja was już prowadzę.

Kończymy modlitwę w godzinie łaski. Na koniec Maryja udziela nam błogosławieństwa.

– Podam ci, Anno, szczegółowo moje zamiary, bo pragnęłaś wiedzieć, jakie przygotowania powinniście już czynić. (O późniejszej porze).

A teraz, dzieci, oddajcie Mi siebie, swoich bliskich i tych wszystkich, o których wiecie, że są daleko ode Mnie lub nie chcą znać Syna mego. Oddawajcie Mi też tych, do których was poślę i tych, którzy cierpią i umierają w tej chwili z mojego królestwa Armenii.

Wszystko, co teraz znosicie, oddawajcie w duchu pokuty za wasz naród – łącząc z ofiarą Krwi Syna mojego.

Wieczorem Maryja uzupełniła swoje słowa o misjach:

– Znam wasze serca zdolne do przebaczenia i wrażliwe na cudzą nędzę i ból. Znam też cierpienie moich dzieci pozbawionych pomocy Kościoła, tęskniących do Syna mego, który stał się dla nich jedyną ucieczką, ostoją i ratunkiem – zwłaszcza na ziemiach niegdyś

waszych, zabranych wam przemocą i wciąż błagających Mnie o powrót. To nie tylko tereny zagarnięte na początku ostatniej wojny, z których miliony niewinnych ofiar orędują za wami i sprawiedliwości wołają przed tronem Boga, to również te wielkie obszary, które za polskie same się uważały i dobrowolnie z Polską się połączyły, i los swój z jej losem związały. One w Polsce widzą wolność duchową, znają – i być może zbyt idealizują – waszą wierność Bogu. (...) Oni czczą Mnie jako Matkę i Wszechpośredniczkę Łask, dlatego Jezus, Syn mój ukochany i Bóg mój, życzy sobie, abym nie tylko Królową waszą była, lecz abym przez wasz naród przywróciła ich życiu godnemu człowieka. Ja zaś wiem, że wy daną wam wolnością pospieszycie dzielić się z obolałymi, zniewolonymi i tak straszliwie doświadczonymi, jak są nimi dzieci moje na Białej Rusi, na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego i rdzennej Rosji.

Niczego nie obawiajcie się. Działajcie miłością braterską, nie przemocą. Pozostawcie im tyle wolności, ile zapragną, aby nie przeraziła ich wizja nowego zniewolenia. Tam idźcie, gdzie was wezwą. Podejmujcie inicjatywy pomocy w przyjaźni. Tak idźcie do nich, jak szedł Kościół apostolski, Kościół wspólnoty nadziei, równości, braterstwa i jedności duchowej, pozostawiający braciom zupełną wolność języka, obyczajów, przynależności narodowej (rozumianej w owym czasie raczej jako wspólnota kulturowa). Głosić macie Ewangelię mego Syna: wolność duchową, miłość braterską i nadzieję. (...)

Teraz starajcie się przygotowywać, dlatego udostępniajcie słowa mego Syna i moje tym, którym możecie. Przygotowujcie też pomoce potrzebne wam w tej służbie – wedle waszego rozeznania. O wielu już wiecie, wiele przygotowuje się (Pismo św. po rosyjsku drukowane na Zachodzie). Zbierajcie książki i pomoce szkolne, tak jak to już czynicie, nawiązujcie przyjaźnie, a ci, którzy pragną Mi służyć w tym dziele i mogą wyjechać, niech przyjmują zaproszenia i dają się poznać (sugestia: klerycy na letnich obozach wędrownych, młodzież z różnych ruchów, wycieczki szkolne lub studenckie, oazy, grupy modlitewne itp.). Próbujcie wszystkich dróg nawiązania znajomości, a potem przyjaźni.
 

Nigdy Mi żaden nowy przyjaciel nie zastąpi starego

11 XII 1988 r.

Modlimy się we troje z Lucyną, i o. Janem. Prosimy za różne osoby. Pan mówi:

– Ja pragnę przygarniać. Nigdy nie mam zbyt wielu przyjaciół. Nigdy Mi też żaden nowy przyjaciel nie zastąpi starego.

Zawsze Mnie prosiliście o katechezy, a więc chciałbym wam coś powiedzieć teraz, w tym gronie.

– Tak, Panie. Dziękujemy Ci za to, co już nam powiedziałeś. Bo ludzie cieszą się czytając to. Dziękujemy Ci za każdego człowieka, którego Twoje słowa pobudzają do kochania Ciebie. (Anna)

– Ale dzieje się to dzięki wam. Wiem, że to robicie z radością – z o ile większą radością Ja się z wami spotykam. Czy sądzicie, że tak wielu ludzi pragnie obcować ze Mną? (Pan mówi to ze smutkiem).

– Nie wiedzą, że ich miłujesz i że mogą tak z Tobą obcować.

– Właśnie dlatego dałem wam moje słowa.

Pragnąłbym, abyście się nauczyli ode Mnie jeszcze jednej rzeczy. Staram się nigdy was nie przeciążać, a wy często sami sobie dokładacie pracy. Ja przyjmuję waszą służbę z radością, ale znam wasze siły i możliwości, a wy przeceniacie je. Dlatego często chcecie więcej zrobić, niż Ja sam pragnę. To nie jest Mi potrzebne. Zapomnijcie o wszystkich historiach z życia świętych Średniowiecza, a pamiętajcie wyłącznie o tym, że między nami zachodzi stosunek przyjaźni. Czy ktoś z was mając ukochanego przyjaciela wykorzystywałby go i nadużywał jego sił? Ja postępuję z wami jak z przyjaciółmi. (...)

Chciałbym, aby ta więź przyjaźni, ta bezpośredniość, która nas łączy, trwała i obejmowała inne osoby, jeśli tego zapragną...

Zwłaszcza tobie, Janie, polecam, abyś skierował uwagę na swoich młodszych konfratrów. Tu nie chodzi o ilość, ale o jakość. Zwracaj też uwagę na ich zainteresowania misyjne. I weź do serca moją radę, która zmierza ku temu, żeby młodzież wasza lepiej poznała historię swojego kraju; dopomogę ci w tej sprawie. Chodzi o to, żebyście zastanowili się nad tym, jakich świętych rodzi Mi Polska. Bo ta specyfika jest prawdziwym kryterium, ujawniającym wasze rzeczywiste powołanie narodowe. (Pan wskazuje na dwie cechy polskiej świętości: misyjność i uwrażliwienie na potrzeby społeczne). Zachęcaj ich do uczenia się historii na nowo (macie piękną bibliotekę). Szkoła dała im maturę, ale nie uczyła rzetelnie o własnym narodzie. Oni powinni ten brak uzupełnić, i to jak najszybciej – potem nie będzie czasu.

Podtrzymujcie stare przyjaźnie i nie zaniedbujcie tych, z którymi dzieliliście się Mną, bo wy im będziecie potrzebni (ze zrozumienia: Pan przez nas).

– Dziękujemy Ci, Panie, żeś nas oddał Maryi.

– Oczekiwałem na te słowa.

Dzisiaj chciałbym was obdarzyć większą odpornością psychiczną i fizyczną, udzielić wam daru zdrowia, bo teraz jest wam trojgu bardzo potrzebny. Umacniam was w sobie. Błogosławię was całą mocą mojego miłosierdzia i mojej przyjaźni. +

– Panie Jezu, chciałam poradzić się w sprawie katechizowania młodzieży, która okazała się „hałaśliwa i trudna” (zastępuję nieobecnego księdza). Jak mam do niej podchodzić? (Lucyna)

– Pomyśl, dziecko, co ich czeka, i pomyśl o nich z litością i współczuciem. A poza tym, jakie oni mają domy, jakie rodziny!

Widzisz, są dwie krańcowości równie szkodliwe: jedna, kiedy rodzice dają swojemu dziecku wzory grzechu (chodzi nie tylko o pijaństwo i rozpustę, ale o nieuczciwość, kłamstwo itp.); drugie, gdy zbyt dużo mówią mu o Mnie, nie dając przy tym świadectwa swoją postawą.

Moi święci mówili o Mnie wtedy, kiedy mieli takie zadanie (św. Augustyn, św. Teresa Wielka, kapłani, jak np. św. Antoni...). Ale inni żyli ze Mną w milczeniu i świadectwo ich życia jest prawdziwie głosem wołającym o Mnie na całą ziemię (mała święta Teresa, o. Kolbe, który najwięcej zdziałał swoją śmiercią, Edyta Stein, św. Ludwik Maria Grignon de Montfort, obecnie Matka Teresa).

I ty, dziecko, świadcz o Mnie swoim zachowaniem. Módl się za nich, proś Mnie o współpracę w katechezie. Świadcz swoją cierpliwością i współczuciem. 

O Armenii dotkniętej trzęsieniem ziemi

11 XII 1988 r.

Po trzęsieniu ziemi w Armenii modlimy się wspólnie w intencji tego kraju. Pan mówi:

– Mówicie o Armenii i ledwo zauważacie, że to jest początek mojego działania dla zgaszenia wybuchu nienawiści. I tak będę postępował dalej, tylko z dużo większą siłą. Bo, widzicie, śmierć nie jest żadnym nieszczęściem – jest koniecznym etapem drogi do Mnie, jest progiem przez który przechodzicie. Natomiast nienawiść, mściwość mogą was na zawsze oderwać ode Mnie. Bronię was przed tym, ale to jest bardzo trudne, gdyż zwykle człowiek uczy się na własnych błędach, a Ja pozostawiam mu czas. Tym razem jednak czasu może zabraknąć, dlatego nauka moja staje się tak bolesną i nabiera przyspieszenia.

15 XII 1988 r.

Podczas modlitwy wspólnej Pan powraca do Armenii:

– Myślisz, że ich śmierć jest niepotrzebna, zwłaszcza tylu dzieci i młodzieży? Oni są zasiewem, jak zawsze – czyści i niewinni (Pan przypomina mi rzeź niemowląt w Betlejem, wyprawę krzyżową dziecięcą, Powstanie Warszawskie, a nawet zabijanie młodzieży na Węgrzech). Czy wiesz, ilu teraz opiekunów i pomocników będzie miała Armenia w swojej misji? Oni wszyscy są u Mnie – przyjąłem, kogo tylko mogłem – i zapewniam cię, że tylko bardzo niewielu jest daleko ode Mnie, ponieważ tragedię ich śmierci (przedwczesnej) policzyłem im jako krzywdę, chociaż sam dopuściłem do niej.

Teraz, w swoim zadaniu, Armenia będzie miała silne wsparcie, tak jak przedtem płacili za nią ich rodacy mordowani przez Turków. Ale (ze zrozumienia: Pan pragnie „w zamian” za tę tragedię dać narodowi ormiańskiemu wolność) otrzymają to, czego najbardziej pragnęli: będą wolni i będą zjednoczeni. Będą mogli wypełniać wolę moją niosąc Mnie innym narodom. Dałem im krzyż, śmierć i żałobę, ale Ja byłem wśród nich i dlatego nastąpi zmartwychwstanie – ze Mną, w pokoju, miłości wzajemnej i pragnieniu dzielenia się Mną, a nie w rozjątrzeniu i nienawiści (ze zrozumienia: ze względu na przyszłe zadanie Pan tak gwałtownie powstrzymał tę rosnąca falę nienawiści wzajemnej).

Tak będzie, ponieważ wierzę w ich prawdziwą miłość ku Mnie (to znaczy polegam na nich i ufam, że Mnie nie zawiodą). Tak samo ufam narodowi gruzińskiemu, lecz muszą wyjść ze swojej izolacji i otworzyć szeroko ramiona ku wszystkim otaczającym ich narodom, zwłaszcza wtedy, kiedy potrzebna im będzie pomoc i ratunek. Wierzę (ze zrozumienia: Bóg zawierza wolnej, dobrej woli człowieka), że zrozumieją, iż prawdziwe chrześcijaństwo jest apostolskie (a znaczy to, że stale idzie ku innym, by dzielić się z nimi swoim szczęściem). W tych czasach, które nadchodzą, łagodzić mają spory i udzielać azylu, stanowiąc ziemię pokoju dla innych narodów skłóconych i walczących ze sobą.

To przekażesz, jeśli będziesz mogła.

– Co byś chciał, Panie, bym przekazała księdzu biskupowi?

– Powiedz synowi mojemu, do czego was przygotowuję i pokaż ten zestaw tekstów zapewniając, że jeśli zechce, to otrzyma egzemplarz. Oddaj książkę swoją mówiąc, że jest to wynik mojej współpracy z tobą w ciągu kilku lat i że tę księgę mojej przyjaźni po to napisałem, abyście mieli co dawać tym, którzy szukają Mnie i pragną przyjaźni ze Mną. Chcę, żeby wiedzieli, jak są kochani ci, którym dostępu do Mnie wzbraniano.

Powiedz, że przygotowujecie rozmowy ze zmarłymi, które Ja chciałbym móc dawać wszystkim, aby nie bano się śmierci, a tym bardziej spotkania ze Mną. (...)

Teraz, dzieci, uklęknijcie, przyjmijcie moje błogosławieństwo i radujcie się moją miłością, zamiast się martwić. Błogosławię wam, dzieci, z całą moją miłością, współczuciem dla waszych kłopotów i miłosierdziem, którego potrzebujecie – cały naród – i które wam daję pomimo waszych braków, oporów i niezrozumienia moich intencji nawet przez bliskich i służących Mi ludzi.

– Dziękujemy Ci, Panie, za Twoje miłosierdzie. Polska tylko na nim może się oprzeć...

– Wszyscy, wszyscy ludzie... (mogą się opierać wyłącznie na Miłosierdziu Boga). Ale wy to rozumiecie, a narody bogate, wygodnie żyjące nie potrzebują Mnie i sądzą, że zawsze będą na pierwszych miejscach. Biedne, ciemne narody – jak straszne będzie ich przebudzenie. Ale wy się nie bójcie, bo Maryja nie pozwoli was skrzywdzić. Chciałbym tylko, abyście chcieli się dzielić w przyszłości z waszymi bardziej poszkodowanymi braćmi i wierzę, że tak będziecie postępować. Błogosławię wam, dzieci. + 

Do księdza jadącego na Wschód

17 XII 1988 r.

– Czekam na zapowiedzianego gościa. Pan mówi:

– Dobrze, że chcesz rozmawiać ze Mną. Rób tak zawsze, kiedy czekasz, a umówiony gość nie nadchodzi. Ze Mną nie ulegniesz napięciu i zdenerwowaniu, a Ja, dziecko, dotrzymam ci towarzystwa i dam ci mój pokój.

Przerywam, bo ktoś dzwoni. Przychodzi ksiądz. Mówi o niektórych swoich problemach i marzeniach dotyczących misji. Podczas modlitwy Pan mówi do niego:

– Mój synu, przecież to Ja ciebie wysyłam. Gdybym Ja nie chciał, nie pojechałbyś. Dlatego pragnę, abyś dowiózł wszystko, co ze sobą zabierasz (Pismo św. itp.), a chciałbym od ciebie tylko jednego: kiedy będziesz przed granicą, módl się za wszystkich celników będących na służbie i każdego z nich oddawaj Mnie z prośbą, abym wziął go w swoją opiekę na zawsze. (Ze zrozumienia: nie chodzi tu o „sposób” na przejście kontroli celnej, ale o postawę wobec wszystkich ludzi tam, w szczególności takich jak celnicy). Widzisz, dowodem miłości braterskiej jest nie tylko działanie, ale i myśl troskliwa. Pragnę tego dowodu od ciebie.

Czy chcesz Mnie, synu, o coś zapytać? (Pytaj śmiało, nie krępuj się).

– Czy ta prośba, o taką pracę (kapłańską) aż do zmęczenia, spełni się?

– Synu, poddaj się mojej woli i bądź cierpliwy – Ja prowadzę swoimi drogami – ale zapewniam cię, będziesz pożyteczny... Chciałbym, synu, abyś był raczej poddany Mnie z zupełnym spokojem, jak Ja byłem poddany woli Ojca, niż żebyś płonął (nad)gorliwością. Słuchaj Mnie w sercu, a ponieważ nie jesteś jeszcze wprawny, więc pytaj Mnie po prostu: „Ojcze, tak?” lub „Ojcze, nie?”, a Ja cię na pewno nie pozostawię bez odpowiedzi.

Cieszę się, synu, iż to zrozumienie (że można prowadzić rozmowy z Panem, że Pan tego chce) zakiełkowało już w twoim sercu. Ja mam ręce pełne łask. Pragnę je wylewać na te tłumy biednych, głodnych ludzi. Żniwiarzy Mi brak, dlatego każdy z was jest Mi niezbędny – jeżeli służyć będzie moim zamysłom, odrzucając wszelkie koncepcje i plany własne. Nawiązuj znajomości, uśmiechaj się do ludzi, bądź im prawdziwym bratem – bo sobą świadczysz nie tylko o Mnie, ale o swoim narodzie. Każdy z was powinien im Polskę przybliżać – taką, jaką Ja ją widzę. Pamiętaj o godności Królowej swojej i postępuj jak Ona, tak jak to zamierzasz, synu. Bądź zupełnie spokojny w moich rękach i nie zapominaj o oddawaniu Mi każdego, z kim cię spotkam – aż do powrotu.

Dam ci moje błogosławieństwo, bo jest ci potrzebne, synu. Umacniam w tobie moją miłość, moje współczucie, moje miłosierdzie i łaskawość. Umacniam twoje zamiary, twój umysł, twoją wolę, umacniam twój język, umacniam twoje dłonie, napełniam cię sobą – abyśmy służyć mogli wspólnie w pełni darów Ducha Świętego potrzebującym Mnie. Nie odstąpię ciebie, aż do powrotu.

Wszystko było tak, jak Pan zapowiedział, bo ksiądz usłuchał rad i poddawał się przez cały czas pobytu Jego prowadzeniu; „było cicho, spokojnie, rodzinnie, ale aktywnie”.

Szukam przyjaciół prawdziwych

29 XII 1988 r.

– Widziałeś sam, Panie, mój Przyjacielu, co się ze mną działo. Nie miałam czasu ani sił, żeby pisać, dopiero dzisiaj.

– Moja mała przyjaciółko. Ja przecież cały czas jestem przy tobie. To Ja daję ci wszystko, co przygotowałem dla ciebie. Jeszcze w tym roku dałem ci możność wykazania miłości naprawdę bezinteresownej. Ucieszyłaś Mnie spiesząc do mego chorego syna z dobrą wiadomością ode Mnie (Słowo Pana dla Ormian w związku z trzęsieniem ziemi i „Pozwólcie ogarnąć się miłości”) – to na pewno wspomogło go w chorobie. (Sam ci to powie).

Teraz oddaj Mi, córeczko, wszystkie przykrości i żale, twój smutek i zmęczenie, a także choroby, a Ja je przyjmę od ciebie.

– Czy nie chcesz, Panie, czegoś przekazać przeze mnie?

– Wszystko to, co zamierzyłem, jest już napisane i przygotowane, bo służyłaś Mi gorliwie, córeczko. Teraz będę mówił bezpośrednio do tych, którzy zwrócą się do Mnie o rady, którzy Mnie potrzebują, którym na Mnie naprawdę zależy. Nigdy i nikt nie jest dla Mnie „niegodnym” rozmowy, o tym pamiętaj; jednakże tyle już okazałem wam miłości i pomocy, tylekroć wskazywałem drogę, zachęcałem, prosiłem, tłumaczyłem i nawoływałem do prawdziwego nawrócenia Kościół mój, zwłaszcza hierarchię, kler i zakony, iż więcej nic ode Mnie nie usłyszą dopóty, dopóki sami tego nie zapragną. Posługuj się tymi tekstami, które dałem wam.

Dla was, moi kochani pomocnicy, mam zawsze otwarte serce i z radością oczekuję was, a także tych, za których wy prosicie i których przyprowadzacie Mi, bo pragną mojej bliskości całym sercem, a nie szukają wrażeń i emocji. Powiedziałem: nie szukam przyjaciół wielu — szukam przyjaciół prawdziwych, którzy tak zawierzają Mi, jak Ja polegam na nich. Nie martw się, nie jest ich tak mało, jak myślisz. Będę im przyjacielem wiernym, skałą i opoką, a także zadbam, aby ci, którzy Mnie szukają, odnaleźli drogę do Mnie.

Dzisiaj, pragnę, abyś zatelefonowała do męża Grażyny i do znajomego Mieczysława, i napisała resztę kart (świątecznych), by nikt nie czuł się zaniedbany. A my powrócimy do pogłębienia naszej przyjaźni. Czy zgadzasz się?

– Na wszystko.

– Dobrze, córeczko. Powrócić musisz też do korekt. A jeśli zechcesz pytać Mnie w tych sprawach, wysłucham cię z radością. Tulę cię do serca, dziecko, i umacniam w sobie.

31 XII 1988 r.

Obraz, w którym Matka Boża odwiedza rodziny naszej parafii, zostaje przyniesiony do mnie. Gdy wpadłam na pomysł, żeby Sylwestra i Nowy Rok spędzić w towarzystwie Matki Bożej Częstochowskiej, okazało się, że jest to możliwe, bo w tym dniu obrazu Maryi nikt nie zaprosił do siebie. Modlimy się przed nim z Grzegorzem.