Anna - BOŻE WYCHOWANIE -
VII
ROK 1987
Pragnę was przemienić
9 I 1987 r., Warszawa
Modlimy się wspólnie z dwoma przyjaciółmi z Odnowy w Duchu Świętym (Jackiem i Piotrkiem). Mówimy o słowach Pana na ten rok dla każdego z nas. Pan mówi:
– Dzieci moje! Cieszę się, kiedy jesteście przy Mnie. Wszystko, o czym mówiliście dzisiaj, spełni się wam, ponieważ tak bardzo boli Mnie wasz głód wewnętrzny. A wiem, że mogę wam pomóc; wierzycie we Mnie przecież. Dlatego niczego się nie bójcie, nie przewidujcie nic złego, bo kiedy Ja działam, przynoszę wyzwolenie i radość, a nie ból, krew i łzy.
Przyjdę wraz z synem moim, Janem Pawłem II papieżem. Pragnę jednak, abyście wiedzieli, że od was, od waszego przygotowania zależy zakres mojej pomocy. Dlatego, proszę was, mówcie wszędzie o moim życzeniu, abyście przygotowali dusze swe i serca swoje na godne przyjęcie darów moich przeznaczonych wam. Oczyszczajcie się, trwajcie w gotowości, przebaczajcie sobie wzajemnie wasze winy i starajcie się kochać wzajemnie dla miłości mojej. Kochać – to znaczy pragnąć dla każdego, z kim was spotykam, tego samego, czego pragniecie dla siebie; nie mniej! Kochać prawdziwie – to znaczy służyć sobą tak, jak Ja służyłem wam: zawsze, chętnie, gorąco i niczym się nie zrażając. Ja przychodzę do was w mojej nieskończonej mocy, którą pragnę ogarnąć was, nasycić i przemienić.
Oczekuję waszego „fiat” (niech się stanie – chodzi o słowa wypowiedziane przez Maryję podczas Zwiastowania). Od waszej zgody uzależniam moc mego działania. Odpowiedzią waszą jest stałe i cierpliwe ponawianie waszego oddania się Mnie. Mówcie tak jak Maryja: „Oto ja, służebnica Pańska. Niech mi się stanie wedle słowa Twego”.
Dlatego mówię wam – nie zniechęcajcie się waszymi upadkami i waszą słabością, ponawiajcie wysiłki i chciejcie Mnie włączać w nie, a wtedy Ja będę działał z moją potęgą w was.
Nie martwcie się tym, że jesteście słabi, zmienni, brudni i nieumiejętni, bo to są cechy natury ludzkiej. Ponad nimi moja miłość łączy się z pragnieniem serca człowieczego, które Mnie pragnie i wzywa. Ja znam was, dzieci, i wiem, że wasze jest tylko „chcę”, „chcę służyć Tobie”, „chcę wypełniać wolę Twoją”. Wykonaniem waszych pragnień zajmę się Ja sam.
Trwajcie przy Mnie, dzieci. Powracajcie ku Mnie, jeśli zaś znajdziecie, wzywajcie Mnie, liczcie na Mnie, polegajcie na miłości mojej do was. Oczekujcie z ufnością wypełnienia obietnicy mojej. Ufajcie Mi i trwajcie w wierze, miłości i zawierzeniu. A Ja przyjdę i dam wam to wszystko, czego serca wasze pragną...
Chcę, aby naród wasz wprowadził Mnie na mój tron, tron Króla waszego, Pana sprawiedliwości, miłosierdzia i pokoju. Jeśli Mi otworzycie serca i przyjmiecie Mnie z gotowością i żarliwie, pozostanę z wami i pozwolę, aby prawa moje zakiełkowały, wyrosły i wydały owoce swoje dla dobra całej ludzkości. Wasz kraj pragnę uczynić pierwszym ogrodem moim, chcę z wami przebywać, wspomagać was, oświecać i mówić do was, ponieważ kiedyś – u zarania ludzkości – tak żyłem z wami. I powracającym do Mnie (synom marnotrawnym) otworzyć pragnę bramy królestwa mojego na ziemi, które może rozpocząć się w waszym narodzie, wedle waszej dobrej woli.
Wybór pozostawiam wam. Jeśli naprawdę Mnie kochacie – wypełniać będziecie wolę moją.
Przystępujcie do szykowania miejsca w waszych sercach. Gotujcie Mi drogę, już, od tej chwili, codziennie. Bo tak, jak kiedyś posłałem Jana, tak teraz wy, synowie moi, wszyscy jesteście posłańcami moimi. Głoście miłość moją, zmiłowanie i łaskę moją dla waszego narodu, a przez was – aż po krańce ziemi.
Błogosławieństwo moje i moc moją daję wam, aby was wiodła i podtrzymywała. Kocham was. Otrzymujemy słowa potwierdzenia z Pisma św. (Iz. 54, 1-10).
13 I 1987 r.
Przyszła do mnie Grażyna A. i Krzysztof. Rozmawiamy o naszych przyjaciołach z ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Modlimy się wspólnie. Oddajemy Panu wszystkie nasze troski, ludzi, wydarzenia, które nas absorbują lub niepokoją. Umawiamy się na kolejne spotkanie za dwa tygodnie.
Ufaj mocy mojej
14 I 1987 r., środa, Warszawa
Niepokoiłam się, czy o. Jan nie ma jakichś przykrości.
– Był o. Jan. Co chciałbyś, Panie, aby zrobił on, a co ja? (...)
– Czy zauważyłaś, jak pomagałem ci w drodze? Zawsze powinnaś prosić Mnie o pomoc w tym, w czym widzisz złośliwość nieprzyjaciela i jego działanie przeciw tobie.
(Jest ponad 20 stopni mrozu, a ja czekam codziennie pół godziny, godzinę i więcej; nic nie jedzie lub psuje się. A w domu zaledwie 10... 11 stopni. Dziś prosiłam Pana o pomoc w drodze na opłatek emerytów i w obie strony nie czekałam.)
Chcę, abyś nie martwiła się o Jana. (...) Ja dopuszczam ufającym Mi tylko to, co potrzebne jest do ich uświęcenia, ale nie zsyłam na nikogo upokorzenia i bólu bez potrzeby. Zaufaj Mi i w tym, co działam w innych.
Teraz nadchodzi czas mego działania w twojej ojczyźnie i Ja sam kształtuję okoliczności. Nie zawsze wszystko jest niszczone lub czeka. We właściwej porze potrafię sobie dać radę nawet pomimo oporów waszej natury, ostrożnej, wyczekującej i lubiącej utarte ścieżki i przyzwyczajenia. Wiesz, o czym mówię, dziecko.
– O Kościele, czyli o nas wszystkich łącznie z hierarchią.
– Tak często mówisz o moim zamiłowaniu do prostoty, ubogich środków i cichego działania. Tak mogę postępować, lecz mogę i poruszyć ziemię całą, gdy zechcę. Kiedy wróg wasz wystąpi jawnie w grozie i zniszczeniu – aby was unicestwić – Ja odpowiem mu w waszej obronie mocą, jakiej jeszcze nie widziałaś, i łaską, która was przemieni i otworzy wasze serca na obecność moją i na niezwyciężoną opiekę, którą was otoczę. Ja jestem wszystkim: zarówno ciszą i tchnieniem łagodnego wiatru, jak huraganem, ogniem i gromem, kiedy występuję w sprawiedliwym gniewie, w obronie was, moich dzieci, którym Ja dałem istnienie – i tylko Ja Panem jego jestem. Dlatego nie obawiaj się o moje plany, bo nie zawsze milczę, i potrafię walczyć o szczęście tych, którzy polegają na Mnie – a wy czyż nie liczycie na Mnie...? Bądź więc spokojna i ufaj mocy mojej, bo objawi się ona w waszym kraju.
Pan gromadzi wspólnotę
27 I 1987 r., wtorek, Warszawa
Spotykamy się z Grażyną A. i Krzysztofem. Na spotkaniu jest także Grzegorz. Poznałam go ponad rok temu przez Jacka, który był jego studentem. Grzegorz przeczytał „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” (pożyczone mu przez Jacka w maszynopisie) i, jak mówił, zachwycił się Bogiem, Jego stosunkiem do nas. Zaczął mi pomagać w przepisywaniu tekstów, co było dla mnie dużą pomocą. Czynił to starannie; posługiwał się komputerem, dzięki czemu wprowadzanie korekt było łatwiejsze (skuteczniejsze, ponieważ nie dochodziły nowe błędy). Jest pierwszy raz na tego rodzaju domowym spotkaniu modlitewnym (wywodzącym się z Odnowy w Duchu Świętym).
Proszę Pana o słowo. Otwieramy Pismo św. na rozdziale 38 Księgi Syracha, czytamy szybko i, nie znalazłszy nic dla siebie, przechodzimy do pytań. Pan mówi, że chce, żebyśmy ustalili termin następnego spotkania (wyznaczamy 10 lutego) i w tym czasie codziennie od rana zwracali się do Pana (Syr 38, 24-39,11) i codziennie czytali Proroków. Grażyna prosi, żeby Grzegorz otworzył Pismo święte. Grzegorz otwiera je na tym samym fragmencie. Tym razem prosimy Ducha Świętego o zrozumienie. Czytamy powoli, rozważając. Zatrzymujemy uwagę m.in. na takich fragmentach: „czas wolny poświęci proroctwom”, „duszę przykłada do rozważania Prawa Najwyższego” i „wszystkie dzieła Pana są dobre”.
Krzysztof prosi o większe pragnienie bycia ze Słowem Pana i o nacisk na niego, żeby Pan go do tego przymusił. Pan odpowiada:
– Mój synu. Nie jest moją metodą narzucanie wam czegokolwiek i „przyciskanie” was. Ale nieustannie zwracam wam uwagę – tak jak dzisiaj przez moje słowa – abyście żyli ze Mną codziennie i w każdej chwili. Jest do tego potrzebna moja pomoc i Ja wam jej nigdy nie odmówię – jeśli poprosicie. Specjalnie uzależniam ją od waszej chęci. Tak bardzo szanuję waszą wolność wyboru. Pokazałem wam przed chwilą, jak wielka jest różnica pomiędzy czytaniem Pisma świętego a czytaniem go wraz ze Mną. A teraz, dzieci, chciałbym usłyszeć od was to, co mówią wasze serca.
Mówię, że Pan zachęcał mnie nieraz do czytania Proroków. Pytam teraz, co mam czytać.
– Czytaj Izajasza, dziecko.
Rozumiemy, że jest to wskazówka dla nas wszystkich i cieszymy się.
– Chciałbym wam jeszcze coś powiedzieć, dzieci. Oznaczcie czas następnego spotkania mojego z wami i spróbujcie włączać Mnie w wasze sprawy każdego dnia, kiedy tylko przypomnicie sobie o tym.
Ustalamy spotkanie na 10 lutego.
– Chciałbym, żebyście oddawali mojej miłości wszystkich, których kochacie, a mojemu miłosierdziu i litości każdego, u kogo widzicie zło (z wami samymi na czele). Pragnę, abyście wobec ludzi stawali razem ze Mną (a nie sami ze swoją słabością).
Mówimy, że odkrywamy nową metodę nauczania nas przez Pana. Pan daje nam krótkie terminy (wykonania zadań), abyśmy szli systematycznie.
– Jak małe dziecko – mówię. Pan odpowiada:
– A czymże wy jesteście (jeśli nie dziećmi)? Kiedy się spotkamy, opowiecie Mi, jak wam się to udało.
Prosimy Pana o różne sprawy (dotyczące naszego życia duchowego). Po chwili Pan pyta:
– Czy znudziliście się obcowaniem ze Mną, czy jeszcze nie?
Zaprzeczamy gorąco. Pan dziękuje Grzegorzowi za to, co robi dla Niego (chodzi o przepisywanie tekstów).
Krzysztof prosi o konkretne wskazówki, czy ma wyjechać do innego miasta, czy nie, ale Pan okazuje, że decyzję ma podjąć sam. (Krzysztof prosił uprzednio Pana o pomoc w znalezieniu pracy i pracę znalazł; prosił też o pomoc w znalezieniu mieszkania i też pomoc otrzymał). Po chwili Krzysztof prosi o rozpoznanie woli Bożej. Pan odpowiada:
– Teraz prosisz właściwie. (Bądź spokojny) na pewno cię nie opuszczę.
Grzegorz prosi o światło przy ocenianiu studentów, aby nie był ani zbyt pobłażliwy, ani zbyt surowy.
– Dam ci bardzo prostą radę, synu. Bądź ze Mną, zrobimy to razem. Ale oddawaj Mi twoją dobrą wolę, a wtedy odpowiedzialnym będę Ja, a ty możesz spokojnie zdać się na Mnie.
Pamiętajcie, że macie Ojca bardzo łagodnego...
30 I 1987 r.
Spotkaliśmy się z Grzegorzem. Modlimy się. Jest to pierwsza osobista rozmowa Grzegorza z Panem. Pan mówi:
– Mój synu, Anna mówiła ci wczoraj, że chciałbym usłyszeć, czy pragniesz Mi służyć. ...Wcale cię pytać nie będę, bo już to robisz. A Ja znam twoje serce i ufam twojej wierności.
– Umacniaj mnie, Panie.
– Robię to codziennie i nie bój się, że kiedykolwiek cię zostawię.
– Ufam Ci, Panie.
– I Ja też polegam na tobie, synu.
Widzisz, Grzegorzu, Ja zawsze czekam na waszą dobrą wolę. Nigdy planów moich nie narzucam wam, a jedynie proponuję. Dlatego, synu, wszystko zależy od was samych. Im bardziej wprowadzacie Mnie w wasze życie, im większe obszary duszy swojej Mnie poddajecie (ze zrozumienia: intelekt, ciało, wyobraźnie, emocje... – wszystko), tym bardziej przylegacie do Mnie. Wtedy możemy się zrozumieć jak prawdziwi przyjaciele.
A Mnie zależy na waszym zrozumieniu, bo pragnę was podnieść ku waszemu prawdziwemu powołaniu: współpracy ze Mną, współtworzeniu i współobdarzaniu. Dlatego, synu, droga ku Mnie przebiega w czasie, zaś każde wybranie przez was Mnie zamiast świata uzdatnia was ku szerszej służbie mojej, ku doskonalszemu działaniu.
Dlatego, synu, żyjąc pod moim okiem wykonuj możliwie jak najlepiej to, co ci teraz daję, bo pragnę o wiele więcej złożyć na ciebie. Wiedz o tym. Wiem, że chcesz być pożyteczny i zapewniam cię, że zrobię dla ciebie wszystko, co będzie potrzebne, aby twoja służba była skuteczna i niosła dobro. Powiedz też żonie twojej, że błogosławieństwo moje daję całemu domowi, a ona będzie towarzyszem twoim, wsparciem i pomocą. Pragnę być Ojcem waszym w waszym domu. Przyjmijcie Mnie do waszego życia w każdej chwili doby. Pragnę waszej radości i pragnę, abyście to, co Ja wam daję, rozdzielali wśród potrzebujących.
W związku z kontaktem służbowym z Rosjanami i pragnieniem zwrócenia ich uwagi na Boga, podzielenia się z nimi czymś... Pan mówi:
– Nie obawiaj się, synu, młodych Rosjan. Pamiętaj, że to Ja za nimi tęsknię i współczuję im głęboko. Reszta zależy od nich.
Daję wam (tobie, żonie i dzieciom) moje błogosławieństwo. Kocham was. A wy pamiętajcie, że macie Ojca bardzo łagodnego, dobrotliwego i gotowego wspomóc was zawsze w każdej potrzebie.
4 II 1987 r.
Dzisiaj w nocy o pierwszej (jeszcze czytałam) był dzwonek. Zajrzałam przez wizjer i zapytałam, kto to. Wysoki szczupły chłopak ucharakteryzowany na wyobrażenie Jezusa oświadczył: „Jezus Chrystus”. Odpowiedziałam: „A jeśli tak, to niech pan szybko odejdzie, bo zadzwonię na milicje”. Usłyszałam kroki; raczej jednej osoby, bo jeśli jeszcze ktoś był, to na dole. Ale w nocy! Brama zamknięta, tramwaje nie chodzą. Kto go przywiózł pod moje drzwi. Na dworze mróz. Nie znam go. Przyszedł pod moje drzwi (na jedną z osiemnastu klatek schodowych). Kto go przysłał? Jeśli miano mnie za wariatkę, no to już sprawdzono, że nią nie jestem. Ale kto...?
– Proszę Cię, Ojcze, powiedz, czy mam się z tym liczyć, czy to tylko złośliwość szatana – przez ludzi?
– Nie obawiaj się, Anno, bo Ja czuwam w dzień i w nocy. Nie bój się też o nasze materiały. Gdyby były zagrożone, powiedziałbym ci. Bądź spokojna. A dla tego człowieka proś o miłosierdzie, bo bardzo go potrzebuje. Dobrze zrobiłaś. Moi wysłańcy nie straszą i nie niepokoją. Proś o. Jana o ponowne poświęcenie mieszkania. Chciałbym z wami rozmawiać dzisiaj.
Czyż mało do kochania wam dałem?
5 II 1987 r., czwartek, Warszawa
Modlimy się z ojcem Janem. Poprzedniego dnia Pan dawał mi komentarze do Pisma świętego; czytałam wedle Jego woli Izajasza (30, 8-11. 15. 18. i 31, 1).
– Będę mówił nie tylko do Jana i do ciebie. Chcę uprzedzić was, że już przystępuje do dzieła zniszczenia nieprzyjaciel wasz, a zatem i Ja zbliżam się z ratunkiem i pomocą. (...) Najważniejsze teraz jest szerzenie mojej księgi przyjaźni („Pozwólcie ogarnąć się Miłości” – w maszynopisie). (...)
Dbam o was i ostrzegam przez Kościół mój święty (Triumfujący), przez Maryję, Matkę waszą, wreszcie sam, a wy nie słuchacie. To, co przepisałaś o. Janowi, jest teraz dla was najważniejsze (patrz Iz 30, 8-11.15.18; 31, 1). Moi prorocy służyli Mi na wiele wieków i dla całej ziemi na czasy niebezpieczne dla poszczególnych narodów i dla was wszystkich – jak teraz. Pamiętajcie, że Słowo moje trwa, a Ja sam wskazuję wam – jeśli Mnie pytacie i chcecie zrozumieć – to, co jest dla was przeznaczone na teraz.
„Pozwólcie ogarnąć się Miłości” dawajcie tym, którzy zechcą je wziąć i słowem moim dzielić się – niech nie zwlekają.
„Słowa” moje (słowa ostrzeżenia dla wszystkich ludzi oraz dla Kościoła, słowa miłości, nadziei i zachęty, niektóre kierowane do Polaków) nie w całości, a wedle treści powinny być znane. Daję je wam w duchu miłosierdzia, miłości i litości i w duchu przestrogi i nagany. Nie powinny leżeć czekając, aż wypełnią się ostrzeżenia moje, gdyż chcę, aby nie spełniły się – a jest to możliwe, gdy usłyszę żal i zobaczę zmianę w sercach waszych, wasze odwrócenie się od pełnionego zła i nawrócenie ku Mnie. Nie zwiastuję wam śmierci, a przeciwnie, mówię wam, że możecie jej uniknąć, gdy porzucicie grzech i nienawiść wzajemną, a zaczniecie pełnić dobro w imię moje.
Dla waszego narodu ważne jest zrozumienie mojego pragnienia współpracy z wami, i dlatego wszystkie zestawy tekstów (...) jednakowo są potrzebne, jako też słowa, które mówię wam, tak jak w tym dniu. Pokaż to o. Janowi i pytajcie.
We wszystkim zaś, co dotyczy spraw moich, pomogę wam. Kiedy świat niszczony jest nienawiścią, co jest najważniejsze? Jestem Miłością – co mają czynić słudzy moi? Służyć Miłości, głosić miłość, rozważać, jak można mnożyć miłość moją, jak otoczyć miłością wszystkie potrzeby człowieka stęsknionego Mnie – Miłości prawdziwej. Prawdziwy rozum rozważać powinien, w czym przejawia się moja miłość (materia, życie, władze człowieka i jego możliwości budowania miłości i rozszerzania jej). Czyż mało do kochania wam dałem? A dla waszego narodu czyż nie powinna być godna najgłębszego szacunku i miłości ojczyzna wasza – matka, która was wychowywała – Mnie – przez wieki i dzięki której macie tylu świętych i bohaterów w moim domu? Czy nie warto zastanowić się, jakie to cechy w was zaszczepiła, że zdolni staliście się bardziej do miłości niż do nienawiści?
I ty, synu, możesz mówić o wszystkim, z czym się zapoznałeś.
– A o cechach polskich?
– Mów, jak najbardziej powinieneś mówić. Myślę, że serca słuchających otworzą się, jeśli oprzesz prawa moje na waszych cechach narodowych.
Traktuję was poważnie
10 II 1987 r.
Spotykamy się w takim samym gronie jak 27 stycznia (Grażyna, Grzegorz, Krzysztof); dodatkowo obecny jest o. Jan. Czytamy Księgę Ezechiela; odczytujemy z przeczytanych fragmentów, że prorok oznajmia ludowi wszystko, co usłyszał, i że jest to jego obowiązkiem (Ez 11, 14-25). Grażyna mówi, że otrzymała proroctwo dla chorej, ale boi się przekazać je, bo wie, że jej choroba jest poważna. Pan pyta:
– Moja córko, czy wierzysz, że to są moje słowa?
– Tak, wierzę.
– To jakie masz prawo zatrzymywać je dla siebie? Ucz się, córko, proroctwa. Zadaniem proroka jest przekazywanie moich słów tam, gdzie są kierowane. Nie rozważaj, czy one się spełnią, czy nie. To moja sprawa. Chciałbym, na przyszłość, abyś nie wahała się długo. Prorok winien nieść słowa Pana jak najszybciej.
Prosimy o umocnienie. Pan mówi:
– Moi mili. Ja o słowa moje dbam. Waszym (zadaniem) jest tylko zaniesienie ich. Wy jesteście moimi posłańcami, zwiastunami. Pełnicie zadanie Jana Chrzciciela. Głosicie te same słowa: „prostujcie ścieżki” i „już siekiera do pnia przyłożona”.
Czasu na nawrócenie macie mało. Stawajcie się nowym ludem – moim ludem, ufającym Mi i polegającym na Mnie.
Słowa moje ostrzegają, ale i przygotowują. Ja wam nie grożę, ale objawiam, w czym zagrażacie sami sobie i w czym niszczycie się wzajemnie.
W słowach moich ukryta jest nadzieja. A to, że w ogóle mówię, jest dowodem mojej miłości do was i mojej ojcowskiej troski. Zauważcie też, że mówiąc je wam, traktuję was poważnie: nie jak małe, „ślepe” dzieci, a jak ludzi dorosłych, którzy sami dysponują sobą i mogą słowa moje przyjąć lub odrzucić. Dałem wam więc wybór. Czyż nie traktuję was w ten sposób jako przyjaciół swoich?
Grzegorz powierza swoich bliskich; mówi, że niektórzy z nich są zbuntowani wobec Boga. Pan odpowiada:
– Synu, dla Mnie nie ma osoby „nieważnej”. Nikogo nie kocham mniej niż ciebie. Pytałeś Mnie o swoją ciotkę. Spróbuj. Jeżeli ty działasz z miłości, to Ja, wiedząc o tym, wspomagam cię. Uczę cię mojego postępowania. Zwracam się do każdego po wielekroć, nie zrażając się, mimo że jestem przepędzany.
Nie bójcie się niczego w służbie mojej.
– Panie, co masz dla nas na ten tydzień?
– Czytajcie dalej Izajasza.
Wola wasza otworzyć się musi na wolę moją
17 II 1987 r., wtorek, Warszawa
– Słucham Ciebie, Ojcze.
Pan mówił, co mam przekazać następnego dnia o. Janowi. część przeznaczona była dla pasterzy Kościoła. Pan powiedział, jak bardzo jest im potrzebny.
– Proszę Cię, synu, przestrzegaj i przynaglaj. (...) Przeczytajcie to, co zapowiadał Izajasz ludowi Izraela. Bo chociaż Ja was przeprowadzę przez ogień i wodę (Iz 43, 1), lecz nie wszyscy przejdą, a nikt pewien życia nie będzie i spokoju od lęku nie zazna wcześniej, aż skończą się żniwa śmierci. Lepiej by więc było, abyście czyści wstępowali w czas oczyszczenia ziemi. Dlatego dziś mówię wam: nawracajcie się szybko i biegnijcie pod płaszcz mojej opieki. To, co podałem wam, przyjmijcie i dzielcie się słowem moim z każdym, kto zechce go wysłuchać. Przyspieszcie wysiłki, bo teraz nie czas na odkładanie najważniejszej rzeczy – zrozumienia i przyjęcia mojej obecności przy was, mojej opieki i miłosierdzia. Zapoznawajcie braci swoich ze Mną, a okazje, które będę wam dawał, wykorzystujcie. Teraz Ja i tylko Ja jestem Panem dusz waszych i waszego życia. Polegajcie na pomocy mojej i szykujcie się. Spotkanie wasze z Janem Pawłem II, namiestnikiem moim, niech będzie spotkaniem ze Mną samym, i tak stawajcie przed nim, jak byście chcieli w dniu sądu stanąć przede Mną. Będziemy badać wasze serca, waszą gotowość do służby, wasze pragnienie dzielenia pragnień naszych i wprowadzania w czyn zamierzeń naszych, tak jak wódz sprawdza przygotowanie swoich wojsk na dzień przed ciężką wojną. Sługa mój pierwszy rozumie wolę moją i pragnie tego, czego Ja zapragnąłem. I on, tak jak Ja, nie pozorów chce, ale odnowy waszych dusz i umysłów. Ja mogę to uczynić, jeśli otworzycie się przede Mną i powiecie Mi: „Wejdź, Boże nasz, bo oczyściliśmy dom nasz (Polskę) i przyjmujemy Cię nie na chwilę, lecz na zawsze. Wejdź, Ojcze, i pozostań z nami, bo Ty jesteś oczekiwaniem naszych serc”.
Wtedy miłość moja wyleje się na wasz biedny, smutny kraj i przemieni go w ojczyznę pokoju, radości i wdzięczności. Pragnę tego, lecz wola wasza otworzyć się musi na wolę moją. Tym szybciej stanie się to, im szybciej poznacie miłość moją do was, do całego narodu. Dlatego liczę na was, dzieci, bo jeśli wielcy nie chcą, to mali, pokorni i nieznani poprowadzą dzieło moje, bo ich za najbliższych sercu mojemu (za najbliższych przyjaciół, tak jak Apostołów) uznam i błogosławieństwem obejmę. I nic im zbyt trudne nie będzie.
Pragnę, abyście wysłuchali Mnie, kiedy spotkacie się jutro, a ty, córko, wytłumacz wszystko, co mówię ci, tak jak to zrozumiałaś.
Macie się stać żołnierzami moimi
2 III 1987 r.
Spotkaliśmy się z Grzegorzem, który zakończył przepisywanie fragmentów z „rozmów z Panem”; utworzyły one wybór „Pan mówi nam”. Pan udziela nam wskazówek:
– Posłuchaj, Aniu. Chcę, żebyście wiedzieli, że czasu jest już bardzo mało. Dlatego przygotowujcie się na spotkanie z Papieżem tak, jak ci to już mówiłem, jak na przegląd armii przygotowanej do walki. Z tym, że walczyć będziecie przede wszystkim o moje prawa. Dlatego szkolcie się i szkolcie innych tak, jak przygotowuje się rekrutów, aby się stali sprawni.
Macie się stać żołnierzami moimi. Bierzcie wzór z Jezusa i stawajcie się do Niego podobni: w bezinteresowności, w niemyśleniu o zabezpieczeniu się, w pragnieniu niesienia natychmiastowej pomocy tym, którzy potrzebują jej, a są obok was. W zjednoczeniu ze Mną będziemy służyć razem tym wszystkim, którzy przygotować się nie zdołali. Pragnę, abyście byli mężni, pełni nadziei, nie ulegający depresjom i lękom. Chcę, abyście roztaczali mój pokój, abyście myśleli o tym, że jesteście rozdawcami mojej pomocy. Dlatego okres postu poświęćcie pracy nad hartowaniem się i wprawianiem (we władaniu sobą). (...)
Moje dzieci. Mówcie o tym, że Ja na was liczę i że moja pomoc uzależniona jest od waszej postawy pomocy bliźnim. Jeżeli wy zajmiecie się przede wszystkim dbałością o bezpieczeństwo własne (i waszych rodzin), Ja pozostawię was waszemu sprytowi. Ale tym, którzy będą działali w imię moje, obiecuję mój współudział; a któż może zwyciężyć Boga?
To mówię ci, synu, żebyś wpisał te słowa na początku wyboru tekstów... Dziękuję ci, synu, za to, co zrobiłeś dla Mnie, i teraz, proszę, odpocznij. Jeszcze nam czasu wystarczy.
Ostrzeżenie dla chrześcijan, którzy oddali swe życie na służbę Bogu
4 III 1987 r., Środa Popielcowa
W czwartek mieli przyjść do mnie prowadzący z pewnej wspólnoty modlitewnej, aby razem się modlić, bo we wspólnocie panuje stagnacja i jest zniechęcenie... i nie ma służby. Chcemy prosić Pana o radę. Na początku zwracam się do Pana z prośbą, żeby wskazał mi, czego chce ode mnie. Pan wskazuje Pismo święte. Otwieram na Izajaszu – wstęp i omówienie jego działalności. To mi uprzytamnia, że nie przepisałam tych wersetów, które mi Pan wskazywał wraz z Jego tłumaczeniem. I robię to zaraz, bo zapomniałam, że Pan mi to polecił. (Uwaga późniejsza: z tych komentarzy Pana powstał tekst „Czytamy Księgę Izajasza z Panem” – zamieszczony w Dodatkach w niniejszym tomie).
– Moja córko! Dobrze, że spisałaś to, co wam mówiłem. Teraz (przy dalszym czytaniu Izajasza) mówię do ciebie, bo już zrozumiałaś, jak mówię przez proroków. To były moje słowa potwierdzające wszystkie moje zamiary podane wam uprzednio. Teraz posłuchaj Mnie uważnie:
– Od dzisiejszego dnia zaczyna się wasz okres przygotowania dusz na godne przyjęcie – z wdzięcznością i uwielbieniem – mojej Ofiary za was. Jeżeli nie będziecie gotowi, a więc oczyszczeni i odmienieni, nie będziecie zdolni zmartwychwstać wraz ze Mną i wasze wyzwolenie odwlecze się. Wzywam was do usilnej pracy nad sobą, do uczciwego spojrzenia na siebie. Mówicie, że Mnie służycie, że Mnie oddaliście swoje życie. Jednak prawda jest ta, że dla niejednego z was prawdziwym „bogiem” (bożkiem) jest on sam! Wasza własna osoba jest ośrodkiem waszych zainteresowań, zabiegów i wysiłków – analizujecie wciąż siebie i tylko siebie i wciąż drżycie o to, aby nie stała się wam krzywda, abym wam czegoś nie ujął, gdy wy pragniecie wciąż coś sobie dodawać, zyskiwać i rosnąć we własnym mniemaniu i w opinii świata. Jeżeli nie odwrócicie się od zabiegania o to wszystko, co wam jest przyjemne, co upodobaliście sobie i w sobie, Ja odwrócę się od was i pozostawię was waszym własnym planom i pragnieniom, ponieważ nie zniosę dłużej kłamstwa i obłudy. Przed światem ukazujecie się jako słudzy moi, a w myślach zdradzacie Mnie, i liczyć na was nie mogę.
Zbieram teraz wojska moje i wśród przyjaciół moich pozostawię tych tylko, którym na planach moich dla waszego narodu zależy, i którzy będą im służyć, nie zaś sobie. Pamiętajcie, że znam swoich i czytam w sercach waszych. Jesteście wygodni, ospali i gnuśni, leniwi w służbie bliźnim, w miłowaniu bliźniego i w wysiłkach wymagających od was poświęcenia waszego czasu i sił. Spieszycie tam tylko, gdzie was widać i gdzie spodziewacie się uznania. Cichego trudu i zmęczenia unikacie, a rzeczywistych potrzeb bliźniego staracie się nie zauważać. Teraz, kiedy jesteście silni i sprawni, boicie się ciężarów i macie zawsze mnóstwo wymówek i usprawiedliwień na własną obronę. Co będzie z wami, kiedy staniecie się starzy i słabi? Jak mogę polegać na was? Powiedziano wam: „jedni drugich ciężary noście”, a wy wciąż widzicie tylko własne i radzi byście przerzucić je na innych. A przecież to Ja sam żyję w bliźnich waszych potrzebujących was. I Ja nie otrzymuję od was żadnej pomocy prócz słów...
Dałem wam słowa moje. Praktykujcie je!
Mówię to wam, aktywnym członkom mojego Kościoła, członkom wspólnot i ruchów, prowadzącym innych i nauczającym ich. Czegóż to uczycie? Podziwiania was i wielbienia waszej wiedzy i umiejętności, waszego oddania – Mnie? A kiedy przychodzi do działania, nie widać was. Wy przygotowujecie dalsze wypowiedzi i to was tłumaczy. Dookoła was pełno jest potrzeb – ludzi samotnych, chorych, kalekich, opuszczonych. Pełne bólu szpitale, rozpacz umierających w Instytucie Onkologii, płacz w domach dziecka, gdzie zamierają z braku miłości serca moich najmłodszych dzieci. Są domy odrzuconych – starych i niepotrzebnych nikomu, ale nie Mnie. Cierpię w nich i oczekuję was. A wy schodzicie się lata całe „w imię moje”, aby spotykać się ze sobą dla własnej przyjemności. Ja udzielam się wedle siły waszej miłości bliźniego, waszego pragnienia służenia Mnie. Chciałem mieć was naczyniem moich łask, wypełniać was tak, by moje światło, moja radość i nadzieja przelewały się i spływały z waszych rąk w głodny Mnie świat. A wy przychodzicie – każdy z małą buteleczką – by zaczerpnąć ze Mnie troszeczkę, na własne potrzeby, i niesiecie mój dar, by go zamknąć i używać we własnym domu. Ja pragnę dawać zawsze, nieustannie i wszystkim, którzy potrzebują. Wy, moje dłonie – zaciskacie je. Jeśli potrzebujecie Mnie, to tylko dla siebie i „swoich”.
Umniejszacie szczodrobliwość moją, ograniczacie miłość, którą składam w was.
Nie jesteście Samarytaninem – wy nie chcecie zauważyć rannego i bezsilnego, bo to by was kosztowało wiele czasu, kłopotu i trudu. A to Ja sam leżę i krwawię na oczach mojego – podobno – Kościoła... Czegóż mam się po was spodziewać w ciężkich dniach grozy? A one są już w drzwiach i tym razem nadchodzą nieodwołalnie. Ostatni czas, jaki wam daję, już jest!
Starajcie się; rośnie się – czynem. Uświęcam was w służbie mojej, a nie – na fotelu. Jeśli pozostaniecie nadal w martwocie, rozegnam was i zostaniecie sami, każdy z własnym lękiem, a Ja znajdę sobie synów nowych, którzy nie tylko będą wołać: „Panie, Panie”, ale będą wypełniać wolę moją.
Wy mówiliście, że oddajecie Mi swoje życie. Jeśli jest to prawdą, służcie miłości, tej jaką wam daję, kochajcie Mnie w bliźnich waszych. Jeśli nie chcecie, powiedzcie Mi już, teraz: „Nie wiedzieliśmy, co robimy”, i odejdźcie z tej pozornej służby całkowitego oddania się Mnie ku swoim sprawom, a Ja was ścigać nie będę. I nie potępię. Daję wam ostatni czas wyboru.
To, Anno, przeczytaj im jutro, ale najpierw słowa moje, którymi objaśniałem ci Izajasza. Bo wciąż Mi nie odpowiadacie – „ze Mną, czy przeciwko Mnie” iść chcecie? Dlatego, jeśli wasz naród ma ocaleć, opowiedzieć się za Mną powinni ci, którzy rozumieją swą odpowiedzialność, którzy znają Mnie i wiedzą, czego Ja od was pragnę, bo czytają Pismo moje. Mnie nie potrzeba wielu, ale chcę pełnej służby, pełnego oddania. Pragnę, aby Polacy chcieli Mnie swoim Królem uczynić i panowaniu mojemu powierzyć swoją Ojczyznę z pełnym zaufaniem, wierząc w miłość moją i współpracując z nią. Jeśli tak wielu jest wśród was zniewolonych, ślepych i głuchych, tym bardziej starać się o łaskę moją powinni dojrzali i świadomi, bo jedni za drugich prosić możecie i jedni drugich – ocalić.
Pragnę wylać na was morze łask, ale dary moje muszą być podjęte i wykorzystane. Kto ma być rozdającym, jeśli nie ten, który przyjaźń zawarł ze Mną? A jeśli będzie leniwy, wygodny i zimny, nie rozda dóbr moich, ale przywłaszczy je sobie lub zmarnuje...
Dlatego tak twardo do was mówię. Nie pora jednak na troszczenie się o siebie u tych, o których Ja sam się troszczę, gdyż oddali Mi siebie. I jeśli rzeczywiście Mi wierzą – powinni pozostawić Mi siebie, a szybko rozpocząć starania o dobro bliźnich swoich, aby być gotowym do walki o szczęście waszego narodu. Potrzeba Mi żołnierzy dobrze wyszkolonych w służbie Miłości – a nie rekrutów. Ćwiczcie się codziennie, a jeśli ktoś powie, że nie ma warunków ani czasu, Ja odpowiadam już: „Odejdź, synu, i przestań się łudzić, że Mnie służysz, bo kiedy przyjdzie czas grozy, głodu i niewygód, tym bardziej warunków ani czasu nie znajdziesz. Odejdź i nie zakłamuj się, że tylko Mnie służyć pragniesz, a wtedy odpowiadać przede Mną nie będziesz”.
Wszystko, co jest teraz poruszeniem serc ku Mnie w ojczyźnie waszej, Ja sprawiam, aby was przysposobić do służby mojej. A czynię to dla was, dla wyzwolenia i szczęścia waszego. Czyż tego nie rozumiecie...? Czy nie powinniście stawać przy Mnie ochoczo, mężnie i licznie? Bez waszej woli, waszych wysiłków i waszego udziału nie uratuję was. Nie dlatego, że nie mogę, lecz dlatego, że będzie to dowód, że wolności nie pragniecie, Polski nie kochacie, a moje przyjście, moja obecność, moje rządy miłości nie są wam potrzebne.
Nie chciany nie przyjdę. Potrzebne jest Mi wasze wezwanie – pragnienie miłowania, i dowód – czyny miłości i miłosierdzia. Wytłumacz to.
Możecie być – jeśli zechcecie – ludem moim
14 III 1987 r., sobota, Warszawa
Przed przyjazdem ojca Jana Pan mówił, czego oczekuje od Pasterzy w Kościele. W związku ze zbliżającą się II wizytą Papieża w Polsce Pan mówił, że nie chce przygotowań formalnych, zewnętrznych, lecz oczekuje przygotowania serc. Pan powiedział wtedy m.in.:
– Ja jestem Miłością, przybywam, aby darzyć miłością i od was oczekuję miłości, tylko miłości i niczego prócz miłości. Jeżeli zastanę waszą miłość oczekującą na Mnie, zapraszającą Mnie do waszych serc i spodziewającą się ode Mnie wszystkiego, o czym marzycie, czego jesteście spragnieni – dam wam wszystkie przeznaczone dla was dary moje, wyleję na was Ducha mojego, nasycę was moją mocą, uzdrowię i wyzwolę.
Przybywam, aby zawrzeć z narodem waszym nierozerwalne przymierze.
Ja, Bóg wasz i Zbawiciel wasz zapragnąłem wziąć was w szczególną opiekę, ochronić, uratować w światowej pożodze i poprowadzić:
– abyście byli świadectwem miłosierdzia mojego dla ufających i polegających na nim – na oczach świata, który wyparł się Mnie i sam stanie wobec zagłady, bez wiary i bez nadziei;
– abyście świadczyli miłosierdzie światu, jak na lud mój przystało;
– abyście stali się prawdziwie ludem moim, darzącym się wzajemnie dobrocią, pomocą, miłosierdziem i miłością, które w was rozpalę;
– abyście się społecznie miłowali;
– i abyście dla wszystkich ludów stali się przykładem i wzorcem, z którego czerpać będą i korzystać, wedle niego budować nowe, prawidłowe formy życia społecznego i doskonalić je.
Wy możecie być – jeśli zechcecie – ludem moim. Wśród was zamieszkać pragnę Ja, który was do bytu powołałem, strzegłem, ocaliłem po wielekroć i teraz ocalę, a upodobawszy was sobie, sam was nauczać pragnę, karmić miłością i uczyć radości, pokoju i szczęścia współpracy ze Mną. Jeśli opowiedzą się za Mną serca wasze – tak stanie się.
Teraz jest ostateczny czas wyboru waszego. Czekam z zamiarem moim na wspólną wolę waszą...
Wspomagać was będę wedle waszych wysiłków – nie inaczej
24 III 1987 r.
Spotykamy się w kilka osób. Mówimy o doświadczeniach ostatnich dni, o działaniu Pana i działaniu szatana. Prosimy za potrzebujących, za tych, których nie lubimy, którym trudno przebaczyć, i za nas samych, o prostotę, o uwolnienie od zmartwień. Dziękujemy za łaski, za Jego działanie w nas i wokół nas. Prosimy o oddalenie wojny i kataklizmów. Pan mówi:
– Czy wiesz, synu, ile lat czekałem na wasze (ludzkości) nawrócenie, jak zwlekałem? Jak bardzo współczuję tym wszystkim, którzy będą musieli przejść przez lęk, przez grozę. Powiedziałem wam: „już jest przesądzone”, ale wy proście, proście, abym złagodził nieszczęścia, proście, abym zmiłował się, proście o to, abym znalazł w mojej ludzkości dobrą wolę, bo Ja mogę zmniejszyć niszczycielskie działanie żywiołów, jeśli zwrócicie się do Mnie.
Tam, gdzie się Mnie oddacie w opiekę, zwrócicie się do Mnie, gdzie będziecie wzywać Mnie, żałując za całą złość waszą, tam Ja uciszę żywioły i wprowadzę mój pokój. Wy zwłaszcza pewni bądźcie mojej opieki i pomocy. A kiedy przez ziemię będzie się przewalało szaleństwo żywiołów, wy nieustannie proście Mnie za ginących w tym czasie braci waszych. Tego się spodziewam po was: współczucia, orędownictwa, nieustannych próśb – bo jeśli nawet zginą, to wtedy Ja będę przy nich i sam ich przeprowadzę przez śmierć. Spodziewam się, że w tym czasie wy będziecie trwali przy Mnie i swoją czynną postawą byli Mną samym ratującym, pocieszającym i przygarniającym („Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus ). Czy mogę się po was tego spodziewać...?
Kiedy się z wami spotkam (7 IV 87), chciałbym usłyszeć od was, jak próbowaliście, co się wam udało, a w czym natura wasza stawiała Mi największy opór. Wtedy będę mógł uzdrowić w was to wszystko, co jest chore.
Otwieramy Pismo święte: Obdarzenie życiem nadprzyrodzonym – Rz 8, 1-13 – Życie według Ducha. Pan dopowiada jeszcze:
– Wspomagać was będę wedle waszych wysiłków, nie inaczej.
Kończymy dziękczynieniem.
Ja sam będę twoim nauczycielem i mistrzem
5 IV 1987 r., niedziela, Warszawa
– Panie, dlaczego tak trudno mi pisać? Dlaczego nie wiem, co robić, od czego zacząć i co jest najważniejsze teraz? (Chciałam się przygotować – wedle życzenia Pana dla nas – na okres Wielkiego Postu, ale nie wiedziałam jak).
– Najważniejszy, Anno, jestem Ja i nic w twojej pracy nie jest ważniejsze ponad zwrócenie się do Mnie. A skoro masz tak wielką łaskę, że możesz zwracać się do Mnie spodziewając się odpowiedzi, czemu nie korzystasz?
Nieprzyjaciel wasz wie dobrze, co jest najistotniejsze w twojej służbie i stara się przekreślić ją pozostawiając to tylko, czym on sam posługuje się – ślepe posłuszeństwo. Ty zaś wiesz, że Ja nie narzędziem pragnę cię mieć, a przyjacielem, że chcę twojej ufności, zrozumienia, wymiany myśli, rozmowy. Czemuż więc samą siebie poniżasz traktując się jak przyrząd, którym Ja się posługuję...?
Jesteś atakowana, i to bardzo silnie. Twoje siły tu nie wystarczą, lecz kiedy wzywasz Mnie i prawdziwie Mnie pragniesz, jestem, a wtedy nikt przeszkodzić nam nie może ani zaszkodzić ci. Wiesz o tym, a wciąż chcesz radzić sobie sama.
– W ten sposób szkodzę sama sobie?
– „Szkodzisz sama sobie”? Tak nie jest. To on chce zniszczyć cię odrywając ode Mnie. Ty zaś poddajesz się, zamiast walczyć. Wiem, Anno, że zamęt wprowadzają w twoją koncepcję „pracy nad sobą” przeróżne rady, pouczenia i wymagania, o których słyszysz i czytasz. Nie wiesz, z których korzystać, z czym walczyć najpierw, co jest dla ciebie największym złem, a co mniejszym, co pierwsze, a co ostatnie. Ten zamęt w tobie wróg twój wytwarza i powiększa do tego stopnia, że czujesz się osaczona, zdezorientowana i wtedy poddajesz się.
Dlatego teraz Ja sam będę twoim nauczycielem i mistrzem. Bo tylko Ja wiem, jaką pragnę cię mieć, odkąd powstał mój zamysł i stał się faktem, odkąd istniejesz jako istota duchowa, nieśmiertelna, swobodna w swoich wyborach, ale poszukująca Mnie i tęskniąca do mojej miłości – tak jak Ja oczekuję twojej. Powstałaś przecież do istnienia z mojej miłości do ciebie. Ona trwa, zawsze ta sama: mocna i niezmienna. Jesteś dzieckiem mojej miłości i nigdy nie wychodzisz spod tarczy mojej opieki, choć wolno ci żyć jak chcesz.
– Dlaczego właśnie ja mam być prowadzona specjalnie? – pomyślałam.
– Pytasz, dlaczego właśnie ty masz być „specjalnie” prowadzona. Bo dałem ci, córko, „specjalnie” wielki ciężar, a ty pomimo upadków i nieustającego cierpienia, które ci towarzyszy...
– W czym najbardziej?
– W całej twojej naturze, dziecko.
...nie odrzucasz swojego zadania i nie chcesz Mnie zawieść. Więc i Ja nie zawiodę cię.
Posłuchaj moich wskazówek potrzebnych tobie:
1. Ja i tylko Ja jestem twoim mistrzem, przyjacielem i Ojcem!
2. Tylko ode Mnie spodziewaj się nauki, pomocy, wytłumaczenia trudności, obrony i opieki – wszystkiego!
3. Odłóż teraz wszystkie książki (duchowe), nauki, pomoce duchowe i nie słuchaj pouczeń innych (poza twoim spowiednikiem, któremu możesz przedstawiać do wglądu to, co ci mówię, zawsze, na jego życzenie).
4. Pozostaw tylko Pismo święte i słowa moje, które mówiłem ci osobiście dla ciebie. Czytaj je, a zobaczysz, jak mało stosowałaś się do nich, jak je lekceważyłaś. W czytaniu wzywaj Mnie na pomoc w zrozumieniu i pragnij, aby one nasycały cię, a Ja będę z tobą.
5. Niech to będzie nauka we dwoje. Dlatego miej otwarty zeszyt i pytaj Mnie lub też Ja sam zwrócę twoją uwagę na to, co zechcę.
6. Weź pod uwagę wskazówki z Księgi Syracha i według nich układaj dzień. Wypisz je sobie i miej przed oczyma.
7. Według nich rozmawiaj ze Mną. Pragnę, aby modlitwy twoje były szczere, bezpośrednie, nie wyuczone, a twoje, z tej chwili, w której się zwracasz do Mnie.
8. Natomiast wtedy, kiedy modlisz się modlitwami Kościoła (we wspólnocie ludu Bożego, przede wszystkim na Mszy świętej), włączaj w nie cały mój Kościół – w pełni! W łączności z moim niebem ogarniaj orędownictwem wszystkich obecnie żyjących oraz pokutujących (w czyśćcu) w oczekiwaniu na wejście do mojego domu: oni wszyscy potrzebują miłosierdzia i przebaczenia waszego.
9. Kiedy dzień rozpoczniesz od zwrócenia się do Mnie, pamiętaj, iż spodziewam się w nim twojej służby. Dlatego kiedy otworzysz zeszyt w ciągu dnia, rozpocznij od postawy sługi: „Oto jestem”...
10. A jeśli będę chciał mówić przez ciebie, nie martw się o niewypełnienie innych punktów, gdyż jest to twoja służba bliźniemu; zaś Samarytanin nie tłumaczył się służbą w świątyni, lecz działał.
To jest teraz twoje działanie.
Czy zrozumiałaś moje intencje, córko?
– Tak.
– Zacznijmy więc od zaraz.
Powtórki z dawnych rozmów
6 IV 1987 r., poniedziałek, Warszawa
– Oto jestem, Panie.
– Dzisiaj będziemy czytać od nowa moje rozmowy z tobą. Przygotuj zeszyt.
Na początku „Rozmów” ojciec Ludwik tłumaczył mi potrzebę zwracania się wprost do Pana i zachęcał do tego.
– Panie, już pięć lat temu ojciec Ludwik mówił mi to, co Ty dzisiaj, a ja jeszcze nie nauczyłam się tej codziennej, stałej rozmowy. Już wtedy oczekiwałeś mojego pragnienia bycia z Tobą, a ja zadowalałam się biernym słuchaniem. A poza tym czasem byłam tak daleko od Ciebie. Co więc mam robić, aby teraz było inaczej?
– Przeczytałaś, więc już wiesz, że ważna jest twoja postawa, twoje pragnienie nasycenia się, poddania działaniu moich słów. Na dzisiaj dosyć. To, co obiecałem ci, uczynię, bo nie odrzuciłaś swojej służby – i widzisz, ile zrobiliśmy wspólnie.
– Tak, służyłam Ci, ale dla Ciebie samego nie miałam czasu. Nie umiałam rozmawiać w ciągu dnia i trwać przy Tobie. I nadal tego nie umiem. Pomóż mi, Jezu.
– Na pewno ci pomogę. Właśnie rozpoczynam nowy rozdział naszej nauki. Jestem Tym, który kształtuje człowieka, gdy on tego zapragnie. Jestem rzeźbiarzem dusz. Jeżeli chcesz, uzyskasz kształt, jaki zapragnąłem ci nadać. Staniesz się w pełni sobą, córko.
– Bądź wola Twoja we mnie. Pragnę świadczyć o Tobie, a nie odstraszać od Ciebie. Chcę być zawsze z Tobą, dla Ciebie żyć. Ty wiesz.
– Beze Mnie nie potrafisz zmienić się; ze Mną – to łatwe. Tak będzie.
9 IV 1987 r., czwartek, Warszawa
– Wiesz, Panie, że byli u mnie ludzie przez te trzy dni. Czy to jest też moja służba?
– A jak ty sądzisz?
– Uważam, że tak i daję im swój czas: tyle, ile potrzebują. Dzielę się z nimi Tobą.
– O to właśnie chodzi, córko. Masz się dzielić tym, co ci mówię, bo po to mówię, abyś niosła moje słowa. Jesteś moim posłańcem, tym, który oznajmia moje słowa wedle waszych warunków. Zanieś ojcu Walerianowi to, co macie, a jeśli Grzegorz będzie mógł, niech jedzie z tobą, bo on potrafi przekazać ojcu Walerianowi, jak ludzie reagują na moją miłość. Teraz zaś weź zeszyt „Rozmów”: będziemy czytać.
Przeczytałam II rozmowę z 6 X 1982 r. (patrz I tom „Bożego wychowania ). Pan powiedział o tekście „Propozycje z pozycji polskich” (patrz Dodatki w niniejszym tomie):
– Zależy Mi na tym, aby ten tekst, pojednawczy i przemawiający do was jako Polaków, rozszedł się szeroko i dopomógł wam; po to jest podany.
– Panie, kiedy Ty mówiłeś, że pragniesz przeze mnie udowodnić nam, jak bardzo chcesz nam pomagać, Ty już myślałeś o „Słowach”, o „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” – a mnie do głowy nie przychodziło, że to jest możliwe.
– Słowa już ci podałem i obserwowałem pilnie, czy cię nie znudzę, ale ty byłaś przygnębiona tym tylko, że nie są one nikomu potrzebne. A teraz – widzisz? – są czytane. A to dopiero początek. Nie sądź też, że już nic ci nie podam. Wiele pragnień moich czeka na was, aż dojrzejecie do przyjęcia ich.
12 IV 1987 r., Niedziela Palmowa, Warszawa
W piątek 10 IV miałam dziesięć godzin sprzątania, a w sobotę nie miałam na nic sił. Najgorsze, że odczuwałam tak silną potrzebę bycia samą, jak inni odczuwają głód czy pragnienie. Ale nie zwróciłam się do Pana. Zmarnowałam ten dzień.
– Teraz staję przed Tobą i pytam, co dzisiaj powinnam robić.
– Moja córko, za dużo czasu nie masz, więc wróć do czytania „Rozmów”.
Po przeczytaniu przeze mnie III rozmowy zapytałam Pana:
– Chciałabym spytać Cię, Panie, czy teraz, kiedy powiedziałeś nam (na spotkaniu modlitewnym), że chcesz uzdrawiać w nas to, co chore, jeśli cię o to poprosimy, czy mam Ci powiedzieć, co mnie dręczy, czy też przyjąć cierpienia jako krzyż. Ale czy wady takie jak niecierpliwość, porywczość – czy to naprawdę „muszę” znosić? Czy też starać się zmienić? Ale bez Ciebie jest to niemożliwe. To są zastarzałe cechy charakteru. Sama nie dam sobie rady.
– Moja mała córeczko. Wiem, że motywacją twoją jest lęk przed psuciem naszej wspólnej pracy i obawa przed urażeniem innych ludzi. A więc proś, proś o odsunięcie wszystkiego, co ci w pracy twojej dla Mnie przeszkadza. Proś, bo teraz nadchodzi dla was czas łaski. A skoro ty od tak dawna pracujesz – dla was wszystkich! – masz też prawo prosić Mnie i być wysłuchana. Teraz wszystkich was pragnę przemienić. Dlaczegóż ciebie miałbym pominąć? Przygotuj się na ten dzień i mów to innym. Chcę być waszym wyzwolicielem, waszym lekarzem i uzdrowicielem. Wykorzystajcie łaskawość moją.
13 IV 1987 r., poniedziałek Wielkiego Tygodnia, Warszawa
Pan wskazuje na czytanie „Rozmów”. Przeczytałam rozmowę IV (tę rozmowę powinnam czytać stale).
– Zawsze jest to samo, od początku wojny (II światowej). Pragnę umrzeć dla Ciebie i być z Tobą i z taką samą mocą pragnę zrobić dla Ciebie – tu – jak najwięcej. Wciąż tak mało robię, a tak bardzo chcę pomóc Ci otworzyć oczy ludziom na Twoją prawdziwą obecność, miłość, bliskość. A oni nie dbają o to. Wiem, że tak mało zrobiłam, a i to, co zrobiłam, Tyś sam mi dał. Przecież ja tylko przekazuję Twoje słowa, usiłuję pozyskać ludzi dla Ciebie, a oni czasem łaskawie raczą przeczytać, częściej – nie, a prawie nikt nie zachwyca się Twoją miłością do nas. Bo przecież tylko z miłości ostrzegasz nas, przygotowujesz, tłumaczysz i napominasz. Twoje miłosierdzie przebija z każdego zdania, Twoja troska i ojcowska opieka są widoczne!
We wszystkim, co cię spotyka, upatruj miłości i woli mojej
15 IV 1987 r., wtorek, Warszawa
– Proszę Cię, Panie, pomóż mi. Proszę Cię o spokój i proszę Cię, poradź, co robić z rekolekcjami, żeby ludzie mogli korzystać z pomocy ojca Jana. Ta osoba stara się szkodzić i Zbyszkowi, i Ojcu. (...) A Ty, Panie, patrzysz na to i nic nie robisz. Dlaczego?
– Anno, Ja widzę i wiem wszystko o waszych działaniach i ich motywach. Chcesz, abym zawsze wspomagał dobro, a nie dopuszczał do działania zła? Moje działanie jest inne. Przez wasze wybory, które odbywają się wśród przeciwności, w walce, wykazujecie, na czym wam naprawdę zależy: na pełnieniu woli mojej czy też własnej. Dla Mnie istotny jest wasz wybór – każdego z was, i M. również. Wybory wasze osądzą was w moich oczach. Nie zabraniam wam ich ani nie przeszkadzam. Macie wolność działania. Dobrzy w trudnościach się „szlifują”. Złe zamiary szkodzą tym, którzy je wprowadzają w czyn. Lecz Ja chcę, ażeby ujawniły się w pełni, ażeby ich szkodliwość stała się jawna. A „poszkodowanym” sam krzywdę naprawiam.
Nie zalecałem wam nigdy, abyście pogodzili się ze złem, przeciwnie, walczcie z nim, lecz walczcie moimi metodami. Za M. trzeba się modlić i ty to powinnaś rozumieć. A teraz oddaj Mi ją, a także cały twój dzień dzisiejszy i niczym się nie martw, bo Ja jestem z tobą i sił ci dodaję. Po południu będziemy czytać „Rozmowy”.
Przeczytałam rozmowy V i VI. Pan uczył mnie miłości bezinteresownej na przykładzie miłości do Polski (w czasie wojny). Czytając dodałam w myśli, że nie tylko byliśmy gotowi oddać życie; służbę w konspiracji uważałam za zaszczyt i łaskę. Pan zaczął rozmowę:
– Dałem ci przykład miłości do ojczyzny – w okresie wojny. Powiedziałaś Mi, że służba – dla Polski! – była zaszczytem. A dla Mnie...? Tu zobaczyłaś od razu obraz twoich „puszących się” i zarozumiałych współbraci, którzy pysznią się przywilejami w moim Kościele i „zaszczyt” ujrzałaś jako „czerpane korzyści”. Dlaczego, córko?
– Bo myśmy ginęli i byli gotowi wszystko dać dla niej, a oni chcą brać, zagarniać; sami sobie biorą zapłatę. Chyba dlatego trudno mi określić służbę Tobie, Panie, jako zaszczyt i łaskę.
– Tak, córko. Widzisz, to, co najgorsze w moim Kościele, najbardziej jest widoczne i najboleśniejsze dla Mnie i dla przyjaciół moich. Ale mam ich wielu, a dlatego właśnie, że naśladują moje życie, nie widać ich. Wiesz, dla nich Ja tak jestem ważny, że nie myślą o sobie, a o tym, aby być Mi użytecznymi, aby jak najwięcej zrobić dla innych – wedle własnych umiejętności. I oni są szczęśliwi, że mogli Mi się przysłużyć. Czy tak bardzo są różni od was z okresu wojny?
– Nie, Panie, tylko my jeszcze służyliśmy „przeciw sobie”.
Myślałam o tym, że my (wtedy zresztą duchowni podobnie jak świeccy) „w zamian” mieliśmy w perspektywie śmierć, tortury, kalectwo, wiezienie albo obóz – w pełni anonimowości – a wielu z tych, którzy teraz oficjalnie służą Panu, żyje w uprzywilejowanych warunkach materialnych mając ponadto możliwości zrobienia kariery i zyskiwania honorów i godności.
– Tak, ale wśród nich (z okresu wojny) tylu było moich sług. Ojciec Maksymilian to jeden z tysięcy... Chcę ci wytłumaczyć, Anno, że ten, który prawdziwie Mi służy, służy z miłości i żadne warunki zewnętrzne, nawet najgorsze, tego nie zmienią. To właśnie będziesz mogła zobaczyć w najbliższym czasie. A inni odpadną, będą szukać bezpieczeństwa dla siebie w lęku i niepokoju. Tylko ten, kto kocha świadomie DOBRO przez siebie wybrane, ten może wszystko wytrzymać i pozostać sobą nie zmieniając swojej postawy.
Ty, Anno, nie zmieniłaś się pomimo tylu lat ciężarów, smutku, trudu, samotności i niepowodzeń. Czy sądzisz, że te dziesiątki lat są dla Mnie dowodem mniejszym niż kilka lat ryzykowania życiem, kiedy nadzieja była przed wami? (Obraz wschodu słońca). Nie, córko, są o wiele większym dowodem twojego wyboru. Przecież w służbie Mnie „przez Polskę” – jak mówisz – tyś dała całe życie, dziesiątki lat; tak, bo tu cię chciałem mieć i taką cię przygotowywałem. Nie szukałaś nagrody i zapłaty. Dlatego przyniosłaś Mi chwałę, boś uznała za zaszczyt i łaskę służenie Mi. Dlatego posiadasz moją miłość. Polegam na tobie. Dumny jestem i szczęśliwy, córko, że ty, taka drobina, taka słabość, stanęłaś do walki o prawo służenia Mi przeciw całemu „światu” (jak u Pawła). Nie dałaś się ugiąć ani odwrócić i nikt nie zdołał cię przemienić lub zniechęcić. Bez pewności, w ciemnościach i smutku trwałaś przy tym, coś uznała i umieściła w swoim sercu i, nie wiedząc o tym, przygotowałaś Mi w nim tron.
Ty widzisz swoje słabości i zaniedbania, a Ja widzę twoją miłość i ją tylko biorę pod uwagę. Dlatego właśnie, że u ciebie jest ona „pomimo wszystko” i „na zawsze” – jest wierna sobie.
Córko, chcę ci dzisiaj powiedzieć, że kocham cię miłością Ojca, którego nie zawiodłaś. Z dziecka stałaś Mi się przyjaciółką, i będę tak dzielił z tobą szczęście i chwałę moją, jak ty trwałaś w samotności, w cierpieniu i długim oczekiwaniu.
Pomyślałam, że nie wiem, czy nie umrę. Miałam skierowanie do przychodni onkologicznej na badania na 17 IV (wykazały, że nie ma objawów, ale wtedy nie wiedziałam o tym, a teraz czuję się źle i bardzo słabo). Powiedziałam to Panu myśląc, że Pan przesuwa terminy, i tyle osób z tych, które miały współpracować – bo tak mówiono – nie doczekało, wiec i ja mogę być w tej sytuacji. Dwadzieścia lat czekałam na rozpoczęcie zapowiadanego oczyszczenia ziemi, ale Pan, który zna przyszłość ludzi, lituje się nad nimi, bo wie, jak będą ginąć w przerażeniu i nie przygotowani, a przecież tysiące z nich – w grzechu i nienawiści. To wszystko przemknęło mi przez głowę. Pan powiedział:
– Zaufaj Mi, Anno. To, co sam ci obiecałem, bez próśb twoich, to otrzymasz. Bo bardzo potrzebna Mi będziesz teraz właśnie: przygotowywałem cię wiele lat do takiej współpracy. Wiem, czego serce twoje pragnie. We wszystkim, co cię spotyka, upatruj miłości i woli mojej. Ja cię nie skrzywdzę, dziecko, Ja cię pocieszę i uszczęśliwię. Teraz zaś mówię ci: „Nie bój się. Ten, który cię kocha, jest przy tobie i czuwa nad tobą. Ufaj Mi i pozostawaj w moim pokoju. Daję ci go”.
Wieczorem wróciłam do tych słów z obawą.
– Wiesz, Panie, bałam się, że piszę sama do siebie, bo te słowa są „za dobre”. Teraz, kiedy je przeczytałam ponownie, wzruszyły mnie bardzo. Ty nas naprawdę zupełnie inaczej widzisz niż my sami siebie. Ja widzę w sobie mnóstwo wad, niedociągnięć i zaniedbań – i wiem, że to prawda. Dziękuję Ci.
– Córeczko! Za mało miałaś w swoim życiu słów miłości. Innym przekazujesz je ode Mnie, prawie codziennie, a sama miałabyś nigdy ich nie otrzymać? Gdzież byłaby sprawiedliwość moja? Dlatego że służysz Mi swoją osobą zawsze i chętnie, kiedy Mnie potrzebują, Ja miałbym też traktować cię jak rzecz pożyteczną, która sama nie cierpi, nie potrzebuje miłości i można ją wykorzystać i pozostawić...? Czyż Ja mógłbym nie zauważyć lub pominąć ciebie – osobę ludzką spragnioną wspólnoty miłości, o bardzo rozwiniętej potrzebie dawania, a więc tak samo rozwiniętej potrzebie udzielania się i wymiany? Teraz, Anno, Ja przystępuję do wspólnoty z tobą. Chcę żyć z tobą stale i mocno utwierdzić cię w sobie. Poznasz, jaką jest wspólnota z Jezusem.
Nadchodzi czas waszego przemienienia, oczyszczenia, napełnienia Duchem Bożym. Ty przez lata przygotowywałaś to dzieło.
– Pewno mogłam zrobić więcej, niż zrobiłam?
– Robiłaś, co mogłaś. I to tylko ważne jest w oczach moich. Teraz chcę, ażebyś odczuła miłość moją i poznała jej siłę. Święta Zmartwychwstania mojego spędzimy razem i zaznasz szczęścia mojej obecności. Przygotuj się na radość, a nie smutek. Pozostań w pokoju.
16–18 IV 1987 r.
Po przeczytaniu rozmowy VII.
– Tyle rad dałeś mi, Panie, a ja zapomniałam o nich. Zwłaszcza sprawa miłości bliźniego, tego w masie, w tramwaju, w autobusie, w kolejce, w sklepie, w miejscach publicznych – to dla mnie tragedia. Nie wytrzymuję tych prymitywnych, ale bardzo silnych emocji, które koło mnie szaleją, zwłaszcza chciwości, żądzy posiadania, a także odczuwam złość i złośliwość ludzką, zwłaszcza kiedy są zamierzone (wcale nie muszą być skierowane przeciw mnie). Nie wytrzymuję w tłoku – a tłok jest wszędzie. Tyś to wytrzymywał, Panie, bo ich stworzyłeś i kochasz ich, a ja za nic nie mogę ich pokochać. Liczę na Ciebie, Panie.
– Nic się nie martw, córko. Ja ci pomogę. Nasycę cię moją miłością, a wtedy zapragniesz ją rozdawać. Spodziewaj się moich darów, licz na nie, oczekuj.
– Boże, Ty wiesz, że mnie są potrzebne wszystkie.
– Otrzymasz wszystko, czego potrzebujesz. Szczęśliwi są ci, co nic nie mają, bo Ja napełniam wasze braki aż do pełni. Ufaj Mi, córko. Oczekuj Mnie w spokoju i ufności.
Teraz chcę, abyś już położyła się, a jutro wstań wcześniej i spotkaj się z ojcem (chodzi o księdza zakonnego, mojego spowiednika). Potrzeba, abyś była czysta. Wezwij Mnie i powierz Mi jutrzejszy dzień, a pomogę ci we wszystkim.
19 IV 1987 r., Niedziela Wielkanocna
Po przeczytaniu rozmów VIII i IX.
– Czy coś się zmieniło w naszym narodzie? Twoje słowa są wspaniałą obietnicą, ale ja nie wiem – Ty wiesz – czy nastąpiła zmiana na lepsze w nas.
– Tak, Anno. Powoli, bardzo nieliczni, ale zwracacie się ku Mnie. Bez mojej mocy trudno wam, a tak niewielu liczy na Mnie naprawdę. Powiedz, Anno, czy ty wierzysz w moją miłość do ciebie?
– Tak. I oczekuję spełnienia się Twojej obietnicy.
Ale w oba dni Wielkanocy miałam mało czasu dla Pana. W niedzielę była Urszula. Wyszłyśmy na godzinny spacer (pierwszy raz od jesieni) i potem obie zasypiałyśmy. Przekazałam jej słowa od Pana i sama już nie mogłam pytać. Dziś, w poniedziałek, jeszcze odpoczywam po dniu wczorajszym.
Kto ufa Mi, niech nie ustaje w prośbach za zagrożonych braci swoich
21 IV 1987 r., wtorek po Wielkanocy, Warszawa
– Oto jestem.
– Dobrze, córko. Dzisiaj chciałbym ci coś powiedzieć. Przygotuj oddzielny papier.
Pisałam XXII Słowo Pana. Było poważne, a zarazem pełne miłosierdzia. Pan przygotowywał ludzi do nadejścia kataklizmów i innych groźnych wydarzeń niosących śmierć, a jednocześnie dawał oszałamiające w swej hojności obietnice zbawienia. Pan powiedział m.in.:
– Jestem Ojcem każdego człowieka i będę przy każdym z was, który Mnie uzna i miłosierdziu mojemu zawierzy. Jesteście nieśmiertelni, dzieci, a chociaż przestaliście wierzyć w ludzką godność i waszą przyszłość w królestwie moim, Ja nadal obiecuję ją wam. A ponieważ czasu możecie nie mieć na odmianę, żal i naprawienie krzywd, obiecuję wam, że odpuszczę wam wszystkie wasze winy za jedną myśl skruchy. Wystarczy Mi wasze „Żałuję”, „Przebacz, Ojcze!”, abym dał wam życie wieczne – gdyż Jezus, Syn Boży wykupił was swoją Krwią.
Wszyscy, bez względu na waszą religię lub jej brak, bez względu na wasze winy, zostaliście już opłaceni przede Mną ofiarą śmierci krzyżowej Boga-Człowieka. Krew Boga ma moc zbawczą leżącą w samej naturze Boga i wszyscy możecie być przez nią obmyci – jeżeli zechcecie.
Nie ma wśród was ludzi czystych. Wszyscy uczestniczycie we wspólnej winie nienawiści do braci swoich. Inaczej nie powstałyby śmiercionośne bronie. Wszyscy podlegacie sądowi sprawiedliwości mojej. Ale ponad wszystkim góruje miłosierdzie moje.
Dlatego obiecuję przebaczenie i darowanie win – wszystkich, nawet najcięższych – każdemu, kto będzie żałować za nie i wezwie miłosierdzia mego.
Obiecuję to wszystkim ludziom ziemi, biednym, zabłąkanym dzieciom moim.
Kto zaś ufa Mi i zna miłość moją, niech nie ustaje w prośbach za zagrożonych i ginących braci swoich. Niech wzywa miłosierdzia mojego przez ofiarę Krwi Jezusa Chrystusa na głowy ślepych i zniewolonych. Niech sam miłosierdzie świadczy wokół, polega na Mnie i mój pokój rozdaje. Proście, dzieci, proście nieustannie, bo nie znacie godziny własnej śmierci, tym bardziej więc litujcie się nad umierającymi. (...)
Jednak było mi bardzo żal biedaków, którzy zgina.
– Napisałam, Panie. Tak żal mi wszystkich bezbronnych i słabych, którzy nic nie mogą przeciwdziałać, a zwykle oni właśnie giną.
– Moje serce, córko, płacze nad wami, ale przecież chcecie tego sami: oddaliście się w służbę nienawiści?
– Nie ci, biedni. To rządy, koncerny, mafie, handlarze bronią i tajne rządy.
– Tak, córko, ale ludność ich wybiera i popiera.
– Ludność ma taki wybór, jak u nas, z dwojga lub trojga złego. Tam znany jest tylko bogaty, u nas – sam wiesz.
– Tak, ale oni sami ustanowili swoje prawa. Nie chcą ich zmieniać. Zadowoleni są, gdy ich państwo grabi inne narody, aby tylko im było lepiej, czyż nie tak?
Wiem, córko, o wszystkim. I dlatego takie rządy rozegnam i państwa rozbiję lub zubożę, aby zaznali niedoli. Narody, które tolerują w swoich rządach kłamstwo, bezprawie, nadużycia i nie protestują masowo(!) – córko – godne są swoich rządów. Tak, wiem, że są ślepi, ale z własnej winy. Zajęli się gromadzeniem bogactw i zatracili sumienie (tj. odwrócili się od spraw publicznych, nie kontrolują ich, bo zajęci są swoimi prywatnymi interesami).
– Przecież są protesty (myślę o Amerykanach; tam protestuje Kościół katolicki, młodzież, ruch przeciw wojnie w Wietnamie, Martin Luther King i inni).
– Na tych, którzy protestują i rozumieją zło, będą się mogły ich społeczeństwa oprzeć już po okresie oczyszczenia.
Czy teraz rozumiesz, jak bardzo potrzebny jest ziemi wzorzec prawidłowego ustroju i obraz narodu żyjącego wedle sumienia...?
– Ale my go nie możemy zrealizować?
– Dlatego teraz takie warunki wam ofiaruję i sam wspomogę was.
– Dlaczego nie wcześniej, dlaczego aż 200 lat musieliśmy cierpieć?
– Nie, córko, wcześniej nie było to możliwe. Musiała ujawnić się w pełni zła wola państw żyjących egoistyczną żądzą zdobywania – tylko dla siebie – wszystkiego, co uznały za bogactwo. I Niemcy, i Rosja musiały przejść całą swoją drogę aż do końca. To samo dotyczy Anglii i Stanów Zjednoczonych. Człowiek musi sprawdzić konsekwencje swojego wyboru, tak samo – narody. Czy widzisz, jak bardzo jesteście obdarowani wobec innych? A to wszystko z mojego miłosierdzia.
– A Maryja, czy nie wstawia się za nami?
– Prośby Matki mojej wiele znaczą, ale to Ja sam dałem Ją wam za Królową. Ona prowadzi dzieło moje. Jest Orędowniczką waszą i Nauczycielką. Ileż już was nauczyła! Zachowaliście sumienie. To was wyróżnia wśród innych narodów. Dlatego Duch Święty, Duch Prawdy i Mądrości uczyć was może i jest słyszany.
– Czy to już ostatnie Twoje „Słowo” (XXII; patrz uwaga w tekście z 5 lutego)?
– Tak, to jest ostatnie moje „Słowo” do wszystkich przed tym, co nadchodzi. Ale wpośród dzieła będę do was mówił, a potem i inne narody będą Mnie słuchać.
Daj tytuł: „Ja, Bóg, mówię do wszystkich ludzi i ostrzegam. Przygotujcie się”.
Postanowiliśmy włączyć je do „Słów Pana” jako XXII Słowo.
23 IV 1987 r., czwartek, Warszawa
Spotykamy się we czworo (Grażyna A., Grzegorz, Krzysztof i ja). Po przeczytaniu ostatniego Słowa Pana (z 21 IV) modlimy się, by Jego słowa znalazły oddźwięk w sercach ludzi. Grażyna proponuje przeczytanie Słowa Bożego i otwiera Pismo święte (Ba 3-4-5, 9).
Modlimy się za ludzi, za narody – za tych, którzy nas krzywdzą, za morderców, za tych, którzy giną, którzy Boga nie znają, którzy przyczyniają się do zguby innych. Modlimy się o pokój, o ufność, aby rozprzestrzeniały się w świecie. Prosimy, by do serc ludzi szczególnie „opornych” na łaskę Bożą, „trafiła” Maryja, Królowa Polski. Mówi Pan:
– Wy, moje dzieci, nie będziecie sami. W tym czasie Ja będę z wami. A Matka moja będzie nie tylko cześć odbierać, lecz stanie się rzeczywistą Matką, która karmić was będzie i troszczyć się o wszystko, co wam potrzebne do życia.
W waszej ziemi będzie to okres cudów codziennych. Zobaczycie, jak wygląda moja odpowiedź na wasze zaufanie. Dlatego nie przerażajcie się, bo i o zagrożeniach uprzedzę was zawczasu (przed kataklizmami, chorobami). Będę wam rzeczywistym Ojcem i obroną waszą.
A wy proście zwłaszcza za sąsiadów waszych i za tych, którym zagraża najgorsze niebezpieczeństwo; wymieniłem wam te narody. Proście Mnie też o nawrócenie świata. Proście przez te trzy dni (do Niedzieli Miłosierdzia). To, co nadejdzie, postawi was w prawdzie: zobaczycie własną bezsilność, a te siły, które się rozpętają, spłuczą cały blichtr i pozłotę. Waszym współdziałaniem ze Mną jest proszenie o miłosierdzie. Oczekuję was w waszym współczuciu i w waszych prośbach w ciągu tych trzech dni.
Proście też, zwłaszcza w Niedzielę Miłosierdzia, aby Duch mój, kiedy zstąpi na wasz kraj, znalazł miejsce w sercach waszych, gdzie mógłby pozostać. Proście o otworzenie się serc ku Mnie.
Do następnego (6 V 1987) spotkania chciałbym, dzieci, żebyście przeczytali Księgę Barucha.
Wieczorem Pan powiedział jeszcze o przygotowaniach do Niedzieli Miłosierdzia.
– Powiedz, że w myśl moich życzeń powinniście prosić wszyscy, a już szczególnie w dniu, który sam wybrałem (Niedziela Miłosierdzia). Chcę was wysłuchiwać. Cieszy Mnie, kiedy prosicie o sprawy inne, niż dotyczące was emocjonalnie. Chcę, abyście spojrzeli na cały świat okiem wyobraźni, wiedząc – ode Mnie – co będzie się działo i znając wasze losy w czasie tej ostatniej wojny. Proście nie czekając, aż moje słowa wypełnią się. W ten sposób będziecie uczestniczyć w zbawieniu waszych ginących braci.
A teraz poproś Mnie, Anno, o siły, gdyż chcę ci je dać.
Prośby wasze są w moim sercu
26 IV 1987 r., Niedziela Miłosierdzia
– Staję przed Tobą, Jezu, i oddaję Ci ten dzień. Ty wiesz, ile miłosierdzia potrzebuję. Proszę Cię o pomoc.
– Dobrze, Anno. Dzisiaj Ja twój dzień sam zaplanuję. Teraz, kiedy będziesz na Mszy świętej, zaproś całe niebo, aby uczestniczyło w Ofierze mojej i błagało o miłosierdzie dla świata.
– Czyżbyś zamierzał, Panie, (...) odsunąć zapowiedziane wydarzenia?
– Już nie odsunę pory oczyszczenia, ale wy możecie wybłagać złagodzenie klęsk i nawrócenie dla umierających i do tego was zachęcam, bo chociaż jedni zginą, a inni przeżyją, winy wasze są wspólne. Ja więcej czasu pozostawiam grzesznikom, a szybciej zabieram sobie nieszczęśliwych, cierpiących, głodnych i spragnionych miłości. Dlatego nie sądźcie, że „źli” wyginą, a „dobrzy” pozostaną. Klęski dotkną całe narody, a moją największą karą jest upadek i rozproszenie dla silnych, rozbicie zmowy ludzi zbrodniczych i poniżenie pysznych.
Dalej będziemy mówić po twoim powrocie.
Wieczorem o 22.
– Jednak zdobyłaś się, Anno, na ten wysiłek, choć późno.
– Dlaczego dla mnie jest to wysiłkiem?
– Nieprzyjaciel wasz stara się nie dopuścić cię do Mnie i stwarza różne przeszkody. Musisz wiedzieć, że z nim walczysz, a nie z własną słabością czy lenistwem.
– Powinieneś mnie bronić, Panie.
– Ja, dziecko, cieszę się, jeżeli pomimo wszystko zwracasz się do Mnie.
Wiem, córko, o co chcesz Mnie spytać, bo mówisz Mi to w myśli, i to niejeden raz. Powiedz Janowi, że powinniście robić wszystko, co możecie, nie czując się odpowiedzialnymi za skutki. Niech was nie martwi i nie niepokoi nieufność, niewiara i obojętność ludzka; teraz cały świat obezwładniony jest przez sługi nieprzyjaciela. On chce, abyście nie wierzyli, nie przygotowywali się, nie byli gotowi na te straszne czasy, które nadchodzą. Używa wszystkich środków w was przeciw wam samym, a najlepszym jest apelowanie do waszej pychy, waszej miłości własnej, waszego umiłowania własnej urojonej godności. Wiara w takie słowa, w ten sposób przekazywane przez osobę stojącą w hierarchii ocen niżej niż oni (mówię o moim klerze) naruszałaby ich poczucie własnego znaczenia.
– Tak mało jest tych, którzy pragną słuchać Twoich słów i wierzą im...
– Ja, córko, rozumiem motywy waszego postępowania. Ale też potrafiłem znaleźć Jana; teraz Grzegorz pomaga ci w Warszawie. (Prosiłaś Mnie o dobrą maszynistkę. Czyż nie wybrałem lepiej?)
– Ale ile na to czekałam!
– Wiem, że po wielu latach, lecz za to wtedy, kiedy jego pomoc stała ci się niezbędna.
Przekaż (Janowi), że nie chcę wam podawać dnia, ale podałem już porę roku (Iz 18, 5) i miejcie ją w pamięci!
„Bo przed winobraniem, gdy kwiaty opadną
i zawiązany owoc stanie się dojrzewającym gronem,
wtedy On obetnie gałązki winne nożycami,
a odrośle oddawszy odrzuci.”
– Oddałaś Mi, Anno, siebie, was wszystkich, całą ludzkość. Prosiło z tobą całe niebo. Prośby wasze są w moim sercu. Nie pragnę, dziecko, żebyś Mi powtarzała to samo po wiele razy, lecz abyś zawierzyła Mi. Dzisiaj nie będziemy dłużej mówili. Jutro natomiast, gdy będziecie z Janem i Grzegorzem, posłuchajcie Mnie, gdyż chcę z wami porozmawiać.
Daję ci moje błogosławieństwo. Zapewniam cię, że wiem wszystko o tobie i prośby pamiętam.
27 IV 1978 r., poniedziałek
Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem. Przedstawiamy Panu nasze plany na okres wakacji. Grzegorz ma jechać za granicę i się niepokoi. Pan mówi:
– Pragnę, abyście byli spokojni, bo Ja sam dbam o was. Planujcie wasze życie, a jeśliby wam coś zagrażało, Ja w odpowiednim czasie przestrzegę tych, którzy dla Mnie pracują.
W rozmowach poruszajcie wciąż sprawę jedności narodu, współdziałania, niesienia sobie wzajemnej pomocy i mówcie, że myśląc o przyszłości, należy tak właśnie budować swoje koncepcje. Pragnę widzieć wasz kraj jako jedną rodzinę. Pragnę widzieć współpracę pomiędzy zakonami oraz współpracę ich z ludźmi świeckimi wszędzie tam, gdzie to jest możliwe.
Pragnę, abyście oczekiwali Mnie i przyjęli z radością (chodzi o przyjazd Papieża i przybycie razem z nim Pana, który pragnie pozostać). Mówcie o oczyszczeniu wewnętrznym ludzi i o tym, że ja spełniam (z radością) oczekiwania ludzkich serc. Oczekujcie ode Mnie, spodziewajcie się, liczcie na Mnie, proście Mnie!
Wasze przymierze ze Mną jest warunkiem waszego istnienia w tych czasach (czasach kataklizmów, oczyszczenia). Mówcie o tym każdemu, komu możecie, aby wciąż rosła liczba tych, którzy liczą na Mnie i oczekują ode Mnie zawarcia przymierza – bo oni będą dla Mnie wyrazicielami woli całego narodu.
Prosimy o błogosławieństwo dla osób starających się przetłumaczyć „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”. Pan mówi:
– Dzieci, jeśli chodzi o zagranicę, starajcie się tam, gdzie możecie. A te zakony, które otrzymały słowa mojej miłości („Pozwólcie ogarnąć się Miłości”), niech zrozumieją tęsknotę ludzką i niech służą nimi, gdzie mogą.
Róbcie, co możecie i nie przejmujcie się niepowodzeniami, a tam, gdzie znajdę dobrą wolę ludzką, pomogę wam. Nigdy na ziemi nie udaje się wykonać wszystkiego, czego chcę, ale moim sprzymierzeńcem będzie teraz lęk. Obiecuję wam moją pomoc, moje światło. Zaufajcie mojej opiece, którą rozciągam nad wami.
Daję wam błogosławieństwo moje.
Daję ci siebie samego, abyś miał co rozdawać
3 V 1987 r., uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej
Miał przyjść do mnie nazajutrz zakonnik zainteresowany sprawami misji na terenach ZSRR. Spytałam Pana, jak się przygotować do tego spotkania. Pan powiedział do mojego spodziewanego gościa:
– Chcę ci, mój synu, dać kilka wskazówek, abyś wiedział, o co Mnie pytać jutro. Wiesz już, że wam, Polakom, powierzam zadanie nawrócenia sąsiadów waszych, lecz wedle ich pragnienia – nie inaczej. Najbliżsi mojemu sercu są najbardziej nieszczęśliwi, cierpiący i szukający Mnie – nie ważne pod jaką postacią: prawdy, sprawiedliwości, miłosierdzia, opieki, obrony i jedynej ucieczki, celu i sensu życia czy też wspólnoty miłości i służby światu. Ze wszystkich narodów sąsiedzkich najbardziej głodni Mnie będą Rosjanie. Przeżyją wstrząs upadku, ujarzmienia i utraty potęgi, którą się szczycili. Nie będą wiedzieli, jakim celem ją zastąpić. Inaczej rzecz będzie się miała z narodami podbitymi, które zajmą się sprawami politycznymi (uzyskania i utrwalania własnej niepodległości). Dlatego Ja chciałbym być przy najbiedniejszych i pozbawionych nadziei, aby im zaofiarować siebie – nadzieję, radość i perspektywę nowego życia w pokoju i przyjaźni, w mojej wolności.
Nie możecie im nieść treści obcych ich zrozumieniu. Nie trzeba im (...) skompromitowanej (po tej wojnie) i upodlonej, a ponadto rozbitej i zrujnowanej kultury Zachodu. Im potrzebny jestem Ja sam! Ja utoruję drogę, którą wkroczą do wspólnoty mojego ludu. Oni muszą zapoznać się ze Mną.
Pamiętaj, synu, że misję Samarytanina zlecam narodowi polskiemu – nie (tylko) zakonom ani organizacji kościelnej. Do tego dzieła powołuję wszystkich – zakony i świeckich, a wśród nich młodzież. I wtedy trzeba, abyście wszyscy – w zgodzie, w miłości braterskiej i razem – współpracowali ze sobą, aby widziano w was jeden lud Boży, a nie współzawodnictwo i żądzę wpływów i znaczenia; wtedy zniszczycie zamysły moje i odepchniecie zamiast przygarnąć. Pomyśl, synu, ile szkód przez tysiąclecia wyrządza rywalizacja Greków i Rzymian. Czas już z tym skończyć. Pragnę, abyście działali wspólnie wedle waszych największych umiejętności i najlepszej woli. Niech pycha i arogancja nie zniszczą moich starań. A Ja postępuję zawsze delikatnie, cierpliwie, z miłością i dobrocią, i tak chcę działać, a nawet z większym jeszcze współczuciem, wyrozumiałością i pobłażliwością ze względu na ich stan – na brak wiedzy, wieloletnie uprzedzenia i manipulowanie ich świadomością, jakiemu długo byli poddawani. Trzeba ich traktować specjalnie, jak chore i słabe dzieci, i leczyć miłością, moją miłością. (...)
Obiecuję wam nawrócenie się ku Mnie narodów Rosji dawniej chrześcijańskich, ale zaczynać musicie od ziem dawniej do was należących, waszą krwią bronionych i uświęconych wiarą pokoleń. Tam zwłaszcza, gdzie ginęli słudzy moi, gdzie przelewano krew unitów, gdzie wasza troska o lud zyskała w zamian śmierć – tam was kieruję najpierwej, gdyż ci bracia wasi, którzy was wyprzedzili, wspomogą was z mojej łaski.
Ziemie niegdyś wasze oszczędzę. One pragnąć będą was, lecz w wolności i w miłości. Naród Białej Rusi, wśród którego wielu jest tych, którzy za Polaków i katolików się uważają, powita was jak przyjaciół. Bądźcie nimi. Wspomnijcie na wiele lat zniewolenia, strachu, podejrzliwości, przymusu, w których żyli, i przystępujcie do nich z całą delikatnością lekarza. (...)
Chcę, aby wszyscy ludzie tam żyjący czuli się wolni i swobodni we własnym wyborze. Naród mieszkający na ziemiach Białej Rusi będzie potrzebował pomocy i wsparcia. Żył już z wami i przy was, a co więcej – zna waszą i własną wspólną historię. Teraz lepiej niż dawniej docenia wolność, jakiej doznawał, i swobodę, zwłaszcza wiary, jakiej doświadczał. To, czego najbardziej pragnie – to wolność i swoboda decydowania o sobie, sprawiedliwość i równość prawdziwa. Ze wszystkich sąsiadów waszych jest wam najbliższy, bo wiele wchłonął z waszej kultury i waszego sposobu życia. Kiedyś, jako obywatele Wielkiego Księstwa Litewskiego, byli obywatelami Rzeczypospolitej Obojga Narodów i za nią krew przelewali na równi z wami. Na równi z wami byli też ciemiężeni, prześladowani i zmuszani do przyjmowania religii caratu, później – do wyrzeczenia się swojego języka, później (w ZSRR) – do porzucenia swojej wiary, którą żyli. Ta ludność kochała Mnie, walczyła o zachowanie prawa do religii i cierpiała.
Kocham ich. Pragnę dać im siebie, ofiarować im mój pokój – prawdziwy – moje bezpieczeństwo i ład. (...) Od nich pragnę rozpocząć dzieło miłosierdzia.
A więc posyłam was, abyście darzyli – nie brali. Bądźcie tam samarytaninem, lekarzem, przyjacielem. Ja pójdę z wami i pomogę wam wedle waszej bezinteresowności i rzeczywistej miłości bliźniego. (...)
A wszędzie, gdzie pójdziecie, nieście Mnie – nie „katolickiego” czy „prawosławnego”, a prawdziwego: Ojca kochającego każdego człowieka. Moją księgę przyjaźni („Pozwólcie ogarnąć się Miłości”) podałem z myślą o zaspokojeniu oczekiwania głodnych Mnie i spragnionych, opuszczonych i zalęknionych, tych, którzy mało Mnie znają, lękają się Mnie i nic o tym nie wiedzą, że kocham ich i serce moje tęskni i pragnie ogarnąć ich, nasycić i rozgrzać.
Pomagaj Mi w tym, synu, bo oto daję ci siebie samego, abyś miał co rozdawać, czym łamać się ze zgłodniałymi. Kiedy poznają Mnie żyjącego dziś z nimi, łatwiej przyjmą Ewangelię i wszystkie Księgi moje (Pismo święte). „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” jest elementarzem nauki o mojej miłości do was. (...)
Pamiętaj, synu, że czas ten – to czas powrotu do pierwszych wieków chrześcijaństwa; braterstwo prawdziwe, równość, przyjaźń, radość i entuzjazm – oto czego pragnę. Pragnę bowiem oszczędzać wam męczeństwa, nie zaś mnożyć je. Dlatego Duch Święty będzie was prowadzić (ze zrozumienia: bez Jego pomocy nie damy sobie rady, ale o tę pomoc powinniśmy prosić).Wybieraj zatem pokornych, gorących i na Mnie mocno opartych, a wtedy razem wiele dokonamy. Na terenach misyjnych nie teologów, choćby najlepszych, chcę mieć przy sobie, a przyjaciół wiernych i polegających na Mnie.
A teraz pytaj, synu. Ja chcę ci odpowiadać tak, jak odpowiada prawdziwy przyjaciel.
13 V 1987 r., środa
Modlimy się we troje, z Grzegorzem i Krzysztofem. Prosimy Pana o Jego obecność, o prowadzenie przez Ducha Świętego... Otwieramy Pismo święte i czytamy (Syr 35,11 - 36,17):
– Bóg wysłuchuje ubogiego i skrzywdzonego...
– Piękne jest miłosierdzie...
– Niech Cię uznają, jak my Cię uznajemy...
Dziękujemy Bogu, m.in. za objawienia z Fatimy sprzed 70 lat, a gdy dziękujemy za „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”, Pan zaczyna mówić:
– Moje dzieci! Ona (książeczka ta) będzie znana w każdym kraju ziemi. Przecież po to wam mówiłem o mojej miłości, abyście ośmielili się przyjść do Mnie, abyście nie bali się przytulić do Mnie, abyście pozwolili wziąć się w opiekę. Ja czuwam nad moimi słowami. W nich jest moja miłość do was.
Na te straszne czasy, które spowodowaliście, daję wam moją miłość wyrażoną słowami. Każdemu z was daję ją w ręce; tak, jak bym składał w wasze dłonie moje serce. Chcę, aby moje słowa wyprowadziły was z rozpaczy, z ciemności, grozy - na światło mojego oczyszczonego, obmytego świata, który wam przygotowuję. Jeśli naprawdę Mi ufacie, dziękujcie Mi już, bo nie odrzuciłem was, nie wzgardziłem wami, nie pozostawiłem samotnych w lęku i rozpaczy, a przeciwnie - przychodzę do was, aby zamieszkać w każdym z was w jego domu. Wiecie, że was obronię i uratuję!
Ale to jeszcze mało. Ja was uszczęśliwić pragnę, moje biedne dzieci, przygięte ciężarami.
Moja księga miłości jest dowodem mojej opieki, pamięci, troski i współczucia. Obiecuję wam, że przemienię Ziemię, a wasz kraj uczynię przyjacielem swoim. Oczekujcie tego, co nadchodzi, z nadzieją i wiarą we Mnie, w zawierzeniu - bo Ja was nie zawiodę. Mówcie to innym; niech szykują się na przemianę i odrodzenie, bo Ja już nadchodzę. Oczekujcie Mnie (jak w Niedzielę Palmową, a nie w lęku i przerażeniu).
Waszą odpowiedzią będzie współpraca ze Mną w dziele miłosierdzia
13 V 1987 r., środa, Warszawa
Modlimy się razem z o. Janem. Pytamy Pana o czas oczyszczenia ziemi i o to, dlaczego ten czas opóźnia się.
– Witam was, dzieci. Cokolwiek wam podawano, było to dowodem troski i pragnienia ułatwienia wam życia w okresie wojny i kataklizmów, które teraz Ja dopuszczam. Nie dziwcie się, że troskliwość moich dzieci wyprzedzała tak bardzo porę zapowiedzianą. Za to teraz macie już gotowe wskazówki. Warto, aby Jan zanotował je sobie, po prostu w punktach, i miał u siebie, a podzielić się może z tymi osobami, które zrozumieją, że odpowiedzialność obejmuje zdolność przewidywania i przygotowania planów samoobrony również dla Kościoła. Wszystko, co w ciągu wieków traciliście z dóbr materialnych, utraciliście wskutek braku przewidywania i przezorności. (Pan przypomina kasatę zakonów w Galicji, utratę skarbów koronnych, utratą wielu dzieł sztuki w wyniku wojny 1939 roku, łącznie z Zamkiem Królewskim). Pragnę wam oszczędzić przepadku tych resztek, które jeszcze macie.
Pan zwraca się. do o. Jana:
– Mój synu, niech cię nic nie niepokoi, cokolwiek by zaszło, dlatego że Ja o tym wiem. Mój Kościół jest również terenem działania nieprzyjaciół, którzy jeszcze zawzięciej niż innych prześladują moje sługi właśnie dlatego, że oni służą Mnie.
Wiedz, że Ja jestem z tobą i naprawdę ważny jest twój stosunek do Mnie. Okoliczności zewnętrzne tylko wykazują, na ile Mi ufasz. Chcę ci powiedzieć, synu, że Ja polegam na tobie. Masz moje zaufanie i moją przyjaźń. Dlatego bądź spokojny, synu, i niczym się nie przejmuj. Ci, którym moje sprawy wydają się śmieszne lub dziwne, nie będą takimi, kiedy rozpoczną się „dni gniewu”. (Tak to ludzie będą później określali – komentuje Pan). A wtedy będziesz bardzo pomocny tym wszystkim, z którymi rozmawiałeś, z którymi mówiłeś o naszych sprawach. Wiem, że nie potrzeba cię zachęcać, dlatego spokojnie rób to, co możesz, i rozmawiaj z tymi, którzy chcą cię słuchać.
Pytasz się, jaki dać tytuł całości. Zechciałem wybrać was sobie i przygotować, abyście wiedzieli, jakie jest moje życzenie względem was, Polaków, i do czego was powołuję w tych czasach. I dokonałem tego. Reszta zależy od was samych. Ja wierzę, że Mnie nie zawiedziecie. Ale wasza przyszłość jest w waszych rękach. Mój synu, tę wolę względem Polaków jasno i dokładnie wyrażają teksty.
Chcesz koniecznie mieć tytuł całości? Ja, Pan wasz, zawieram z waszym narodem przymierze – to jest treść, nie tytuł – zapraszam do przyjaźni ze Mną i oczekuję waszej odpowiedzi. Podałem wam prosto i wyraźnie, czego się po was spodziewam. Waszą odpowiedzią będą nie słowa, a współpraca ze Mną w moim wielkim dziele miłosierdzia względem świata, w którym wy jesteście moimi posłańcami i zwiastunami. (...) Daję ci błogosławieństwo, a moja miłość cię otacza.