List nr 50 - Co sądzisz o wyroku w sprawie Alicji Tysiąc? (10.2009)

A myślałem, że już nie zadasz tego pytania! Wiem, że odkąd pracujesz w katolickiej redakcji boisz się odpowiedzi na takie pytania... i dobrze Cię rozumiem. Nie da się nic dobrego powiedzieć o katolickich środkach masowego przekazu, jeśli tylko ma w nich głos decydujący ktoś z duchowieństwa. Katolickie masmedia to przykład zakłamania i manipulacji. Ale zanim wytłumaczę Ci dlaczego tak się dzieje opowiem o sobie, bo też byłem kiedyś w sytuacji podobnej do Twojej.

Pracowałem w pewnym okresie w spółdzielni inwalidów bazującej na surowcach z importu. Produkcja była interesująca jedynie pod warunkiem, że surowce kupowane były z wykorzystaniem luki w prawie, bo wtedy spółdzielnia zyskiwała do 40% cła, jednak by to osiągnąć, w czasie odprawy celnej trzeba było ewidentnie skłamać. I zdarzało się, że byłem delegowany do dokonania takiej odprawy. Zastanawiałem się wówczas, czy mam podpisać deklarację celną. Z jednej strony odpowiedzialność za całą tę robotę brał na siebie prezes spółdzielni: on MUSIAŁ inwalidom zapewnić pracę. Ale z drugiej, ja wcale nie musiałem wypełniać tej deklaracji bo nic nie stało na przeszkodzie by zlecić odprawę agencji celnej. Dwa pytania: czy mogę, i czy powinienem. I chyba wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że nie ma dwóch pytań - jest tylko jedno: co powinienem zrobić?

Dziennikarz uczciwy bardzo szybko dochodzi do wniosku, że musi dokonać wyboru czy będzie reporterem czy komentatorem. Informowanie i komentowanie informacji to dwie zupełnie różne czynności; jedna wymaga sprawiedliwości liniowej, druga dwuliniowej; jedna wymaga szczerości aż do bólu i otwartości, druga stronniczości i skrytości aż do zatajenia (a czasami może i kłamstwa). Jedna ma na względzie dobro informacji, druga dobro odbiorcy. Z tego systemowego punktu widzenia katolickie środki masowego przekazu nie dostarczają informacji, tylko komentarze. Jednak w dzisiejszej prasie wydawanej przez kler nawet komentarze muszą czasami być nie w zgodzie z sumieniem tylko z dyrektywami wydawcy. Weźmy za przykład objawienia lub nadużycia duchowieństwa - nawet komentarze nie są uczciwe tylko zgodne z wytycznymi.

Wydawałoby się, że problem Gościa Niedzielnego i Alicji to problem języka co to się "z przywar, nie z osób natrząsa", ale to bardzo płytkie rozumienie problemu. To jest problem nie tylko prasy katolickiej ale polskiego katolicyzmu. My, którzy byliśmy znani z tolerancji i wręcz gościnności względem obcych religii, my którzy staraliśmy się nawracać innych przykładem i opieką, nagle bierzemy się za metody żydowskie i nawracamy innych przy pomocy prawa. Gorzej - napiętnujemy, nie troszcząc się o ich nawrócenie. Wiem, że dla Ciebie problem Gościa to problem wolności słowa dziennikarza, który musi godzić wymagania swego szefa z głosem sumienia. Ale zrozum dobrze swoich szefów - taki jest los tych, którzy muszą pytać Papieża o to czy in vitro jest grzechem, bo nie chcą słuchać głosu sumienia. Pytanie czy dany czyn jest grzechem jest dla nich ważniejsze i łatwiejsze od pytania co można zrobić, by drugi człowiek nie zgrzeszył. Każdy z nas albo idzie na łatwiznę albo na Golgotę. Nikt Ciebie nie zwolni od tego wyboru. Nikt z nas nie uniknie takich wyborów. Myślenie duchowieństwa, że posłuszeństwo Papieżowi jest ważniejsze od posłuszeństwa względem sumienia a także napiętnowanie grzeszników zamiast troska o nich, źle się dla nas skończy.

A teraz cytat z Gazety Codziennej "Alojzy Wencepel nazywany przez parafian księdzem Alkiem, urodził się w 1945 roku w Łaziskach Dolnych. W 1998 roku został wybrany przez Kapitułę Konkursu Wisławy Szymborskiej na Społecznika Roku, w 2001 roku zdobył tytuł Proboszcza III Tysiąclecia (konkurs KAI i Radia Plus). Swoją społeczną działalność zaczął od organizowania rekolekcji dla niepełnosprawnych. Ubogim rozdaje kozy. Pomaga też bezdomnym. Przy parafii prowadzi dom dla mężczyzn, a w Wiśle Małej koło Pszczyny i w Ustroniu domy dla matek z dziećmi. Dzięki pomocy proboszcza i zorganizowanego przez niego pośredniaka pracę znalazło mnóstwo osób. Z wykształcenia jest rolnikiem. Przy parafii prowadzi 14-hektarowe gospodarstwo. W uprawianiu roli, hodowli świń, koni, krów, kóz pomagają mu bezdomni z parafialnych ośrodków. W 1997 roku podczas powodzi wysłał do Wrocławia 30 tirów z pomocą. Dwa lata później wspierał pomocą rolników z Podlasia, których dotknęła susza. Znany jest także z tego, że ku uciesze dzieci w Niedzielę Palmową przejeżdża wokół kościoła na osiołku Pedro." Tyle cytat. Mowa w nim o proboszczu, który swoim parafiankom sam zafundował becikowe, a niepokoi mnie, że w Gościu nic o nim nie znalazłem.

Wracając do samej sprawy Alicji Tysiąc, najlepszym komentarzem do niej jaki czytałem był komentarz Bogdana Dziobkowskiego z Rzeczypospolitej. Odnośnie tygodnika napisał jedynie: "Nie podzielam opinii prezentowanych na łamach „Gościa Niedzielnego”. Ich język był mało subtelny, oceny nazbyt surowe. Rozumiem, że pani Tysiąc mogła poczuć się nimi dotknięta."