List nr 20 - Dlaczego jesteś taki naiwny?
Odpowiedź na to pytanie kieruję do wszystkich młodych ludzi, i choć zadał je jeden z czytelników witryny to od dawna czytałem je w oczach mojego siostrzeńca.
Odpowiadając w liście 44 na pytanie o wierzenia kosmitów stwierdziłem, że lektura opowieści Iargan o ich teologii jest "bardzo, bardzo trudna dla młodych ludzi". Prawda jest o wiele brutalniejsza: jest cudem nie ulec ich opowieści. Trudność polega na nie posiadaniu przez młodzież układu odniesienia - młodzi ludzie są kompletnie bezbronni wobec przekazu wszystkich kosmitów. Są jak dzieci po raz pierwszy w życiu oglądające sztuczki w cyrku. A problem bierze się z ich absolutnego przekonania, że wreszcie ujrzały samą prawdę! To samo dotyczy wychodzących poza ciało, (np. korzystając z metody hemisync), jasnowidzów, channelingowców lub regresistów (oglądających w zmienionym stanie świadomości swoje poprzednie żywoty). Niestety czary to nie są cuda, a właśnie im tego nie da się wytłumaczyć. To dlatego powiedziałem, że dla Szatana "zaczął się sezon łowiecki".
Gdy dorosły człowiek po raz pierwszy styka się z solidnym i obszernym materiałem dotyczącym obcych cywilizacji, jest przeważnie sceptyczny i bardzo ostrożny. To tak bardzo nie pasuje do obrazu świata poznanego w szkole i przez media, że niedowierzanie jest naturalną i prawidłową reakcją. Jednak z czasem ma dwa wyjścia: przyjmie to i z wysiłkiem przebuduje swój obraz świata, lub odrzuci. Oczywiście ten pierwszy przypadek jest bardzo rzadki, bo sto tysięcy czynników stoi na przeszkodzie, a największym z nich jest miłość nie do Boga, tylko do Świętego Spokoju. Dorośli po prostu boją się. Boją wszystkiego, a przede wszystkim opinii publicznej i utraty "poważania".
Ten problem dotyczy nie tylko obcych cywilizacji, bo im starszy człowiek tym trudniej uwierzyć mu w cokolwiek - przecież on wie najlepiej! A to już jest syndrom pychy, JA WIEM LEPIEJ! On leży u podstaw rozmaitości wierzeń bo cierpliwe i pokorne studiowanie spraw związanych z wiarą prowadzi zawsze do prawdy o Jezusie. Wielokrotnie przekonywałem się, że osoby deklarujące się jako głęboko religijne i głęboko wierzące, miały coś swojego "ulubionego", czego nie chciały porzucić z im tylko znanych powodów. To nie miłość prawdziwa do Boga nie pozwalała im porzucić ich utrwalonych przekonań, tylko brak bezkompromisowości w walce z własną pychą i egoizmem hamował ich w przyjęciu Prawdy. Całkowite podporządkowanie się Bogu jest dla nas jak utrata samego siebie.
Czy bycie katolikiem rozwiązuje problem podążania tą właściwą drogą? Nie, tutaj problemy dopiero zaczynają się, bo katolikom wydaje się, że bycie katolikiem wszystkie problemy rozwiązuje! Począwszy od większości księży, którzy wszystko wiedzą najlepiej problem bycia katolikiem to największy problem katolicyzmu. Człowiek, który wie, że podąża dobrą drogą przeważnie zamyka oczy na znaki, a raczej przestaje słuchać sumienia tylko słucha się zasad i tradycji. Przestrzega przykazań i według niego to właśnie oznacza, że kocha Boga. Niestety to był sposób ledwie dostateczny przez ostatnie dwa tysiące lat, ale już nie dzisaj. Dlaczego? Bo dzisiaj są już czasy ostatnie. "Obyś był zimny albo gorący - a tak, skoro jesteś letni a nie gorący, ani zimny, zacznę cię wypluwać z ust moich" (Ap 3,15). John Kennedy powiedział kiedyś znamienne słowa: "Moim zdaniem najgorętsze miejsce w piekle jest zachowane dla tych, którzy w czasie wielkich przemian społecznych pozostają niezaangażowani".
Podstawowy problem wyboru jaki staje dzisiaj przed nami to: czy żyję dla siebie czy dla Boga. Czy słucham tylko Jego głosu, czy też kombinuję zgodnie ze swoją wiedzą, wierzeniami, tradycją, doświadczeniem, dogmatami wiary (np. wierność Papieżowi to wierność Bogu) i tak dalej. Otwarcie się na głos sumienia to danie mu totalnego pierwszeństwa, ale jeśli ktoś nie słyszy sumienia... Zaczyna się okres kataklizmów, niedoboru, wojen i chorób. A tu nagle pojawi się osoba ofiarująca pokój, bezpieczeństwo, jedzenie i szansę nieograniczonego rozwoju... aż do nieba na Ziemi. Czy potrafimy się temu oprzeć? Przecież żąda tak mało: ciut zmienić interpretację mszy świętej, tak by nie raziła uczuć religijnych innych wierzących w Boga. Przecież wszyscy wierzymy w jednego Boga, tego samego Boga...
Kosmici mówią to samo. Jest jeden Bóg, a wszyscy są jego dziećmi. Szczytem miłości jest służenie innym jako braciom, dzieciom jednego Boga, a forma wiary nie ma żadnego znaczenia. Liczy się tylko miłość jaką okazujemy innym z uwagi na Boga, ojca wszystkich we Wszechświecie. Czyż może być coś piękniejszego, gdy mówią to nasi bracia o wiele od nas mądrzejsi, lepsi i bardziej rozwinięci. Alleluja! I tylko skądś tam sumienie wywleka mi myśl... "Powiedziałem, że w ostatnich dniach powstanie wielu fałszywych Chrystusów, i radziłem wam, abyście mieli się przed nimi na baczności. W waszych czasach są nimi fałszywe religie." Jeżeli kosmici mówią, że stworzyli Jezusa, to przed kim On nas ostrzega?
Kiedy kataklizmy, te ekonomiczne a potem fizyczne, dadzą się we znaki, przybędą w swych statkach zbawcy oferujący nam wyzwolenie, pomoc w rozwoju, i budowę szczęścia na Ziemi (lub na innych planetach). I chyba tylko ja, naiwny głupiec, nie dam się na to namówić. Dla mnie miłość bez ofiary z miłości własnej, jest jak haczyk z robakiem, i to sztucznym. Jeżeli ktoś lubi robaki to proszę bardzo...
Ten list to żadne wyjaśnienie, to raczej polemika z młodymi, lepiej poinformowanymi ode mnie. A najbardziej boli mnie to, że nawet potem nie będę mogł powiedzieć: a nie mówiłem??? Nic tak nie boli jak bezsilność i bezradność gdy widzi się naszych bliskich idących z uśmiechem wprost w pułapkę.