List nr 21 - Dlaczego mówisz, że Prawda drogo kosztuje?

Gdy zastanawiałem się jak zacząć moją odpowiedź, przypomniały mi się rady jakiegoś dalekowschodniego mistrza, jakie przekazywał swoim grobowym głosem Maciej Zębaty wiele lat temu w radiu: jeżeli chcesz znaleźć diamenty, musisz najpierw ze swych kieszeni usunąć kamienie, inaczej diamentów nawet nie dostrzeżesz...

Twoim kamieniem jest to co nazywasz MOJE. Jak długo cokolwiek jest TWOJE, tak długo Prawdy nie dostrzeżesz. Prawda kosztuje WSZYSTKO co jest Twoje. Dura lex, sed lex. To nawet nie jest prawo, taka po prostu jest konstrukcja Wszechświata, tak to działa - albo zdąża się w jedną stronę, albo w drugą. Całe życie musimy dokonywać wyborów, a jeżeli ktoś opiera się wyborom, zostaje postawiony w sytuacjach w których będą one coraz drastyczniejsze, bo bez wyborów nie ma rozwoju. Piszę rozwój, bo wymuszana przez siły Przyrody ewolucja jest rozwojem, ale dopiero od chwili świadomego ostatecznego wyboru zaczyna iść w górę, czyli rozwój duchowy oddziela się od rozwoju fizycznego, który jest zwykłym rozrostem. Decyzja czy być egoistą czy altruistą nie jest wyborem ostatecznym, bo wiele naszych altruistycznych wyborów mamy zapisanych w genach (jak u mrówek czy termitów), gdyż bez tego altruistycznego poświęcenia nie przetrwalibyśmy kataklizmów i innych sytuacji kryzysowych. Wybór ostateczny to decyzja podporządkowania się głosowi sumienia.

Ale przecież Ty cały czas słuchasz głosu sumienia i nie grzeszysz! Otóż muszę Cię rozczarować - TO FIKCJA. Ty nie słuchasz głosu sumienia a jedynie starasz się nie popełniać grzechów ciężkich. Słuchać głosu sumienia to dać się prowadzić Duchowi Świętemu, to zdać się na Boga zamiast realizować własne plany, to zawierzyć Prowadzącemu zamiast własnemu rozumowi. Jeżeli uważasz inaczej to znaczy, że księża Cię ogłupili, zresztą nie tylko Ciebie. Oni stosują definicję sumienia sprzed dwóch tysięcy lat, a w niej nie ma miejsca na Ducha Świętego. Dla nich zesłanie Ducha Świętego to jedynie święto i uroczystość - i nic poza tym. Dla nich głos Boga to pioruny i kataklizmy, i stosownie do tego Bóg do nich przemówi. Duch Święty prowadzi Kościół ale nie naszych kapłanów, oni nawet Papieża słuchają byle jak. (Kiedy Papież apelował by na ołtarzu stał krzyż, choćby i mały, ale zwrócony twarzą w stronę kapłana, tak by kapłan odprawiając Mszę świętą zwracał się do Jezusa a nie do "widowni", chyba żaden kapłan go nie słuchał, a jedynie świeccy.)

Rozwój inteligentnego zwierzęcia i człowieka to dwie zupełnie różne sprawy. Człowiek, zgodnie z definicją jaką zostawił nam Jezus, to ktoś obdarzony Duszą. Na tej Ziemi każde inteligentne zwierzę od czasu Adama rodząc się zostaje obdarowane Duszą, ale nie ma świadomości swej Duszy, dlatego dwa tysiąca lat temu Jezus mówił do ludzi: uwierzcie mi, różnicie się od zwierząt tym, że otrzymaliście Duszę - i macie o nią dbać. Minęło dwa tysiące lat i nasza wiedza o tym kim jest człowiek bardzo wzrosła, w szczególności dzięki temu, że poznaliśmy ludzi (ludzi?) spoza Ziemi, a oni nam opowiedzieli o budowie materii i strukturze świata. Ta nowa wiedza jednak nijak nie pasuje do nauczania sprzed dwóch tysięcy lat i zmusza nas do przedefiniowania słowa człowiek. Człowiek to inteligentne zwierzę składające się z ciała fizycznego, jego cienia (cyklu alternatywnego), ciała mentalnego (przyczynowego), astralnego (emocjonalnego) i duszy, obdarowane dodatkowo przez Boga Duszą. A ta Dusza może być martwa lub żywa, zależnie od tego czy zwierzę żyje dla siebie czy dla Boga. Ja nie przesadzam, Jezus w objawieniach mówi, że czyny nie pełnione w łączności z Nim, są dla człowieka całkiem bez wartości.

Bądź wola Twoja modli się każdy katolik codziennie i... kłamie, kłamie kłamie. Jeżeli mówię ustami Bądź wola Twoja a czynami mówię: ja tego nie przyjmuję, to znaczy, że wypieram się Boga. To właśnie to znaczy. I nie pomogą żadne wykręty, Prawda jest dla nas "nie do przyjęcia". Niestety najwięcej kosztująca Prawda, ta od której zawsze trzeba zacząć, to prawda o nas samych. Nie przyjmujemy do wiadomości, że jesteśmy zdrajcami Boga - fikcja pozwala nam żyć dalej w luksusie świętego spokoju. Nie przyjmujemy do wiadomości, że skończył się podział czasu na święty i świecki, że dla prawdziwego katolika istnieje tylko czas Boży. Kapłani nie przyjmują do wiadomości, że czasy kultu się skończyły, że nastał czas oddawania Bogu czci w duchu i w prawdzie. Świątynią Boga jest wnętrze serca każdego człowieka a nie ołtarz z kamieni lub drewna. Głosem Boga są nie cytaty z pism tylko okoliczności w jakich On nas stawia, te w których możemy okazać serce. Non verbis sed gladis mówili starożytni, ale czy my to rozumiemy? Chyba nie, bo wszędzie pełno aktywności "misjonarskiej", tylko czynów miłości brak. Co przez to rozumiem? To, że kapłani nawracają nas słowem a nie czynem, realizują swoje wyobrażenie o posłudze kapłańskiej lecz nie zaspokajają potrzeb duchowych swych wiernych. Np. taki drobiazg: od czterdziestu lat zapraszam w czasie kolędy księdza, by odwiedził mnie w ciągu roku, i ani razu nie udało mi się do takiej wizyty doprowadzić. (Chyba jestem dla nich kapłanożercą!?)

Czy Ty rozumiesz co to jest intencja? Jeżeli jesteś uprzejmy bo tak wypada, albo by zrobić przyjemność matce, która Cię o to prosiła, albo by zrobić przyjemność tej właśnie osobie z którą rozmawiasz - to wszystko jest zupełnie czym innym niż być uprzejmym, bo On, Twój Jezus Cię o to prosi. Będziesz uprzejmy nawet dla łajdaka, który pluje Ci w twarz, bo Jezus Cię o to prosi - tylko taka uprzejmość ma znaczenie - inne uprzejmości to zwierzęce pogrywki inteligencji emocjonalnej. Jeżeli nie pamiętasz, że niesiesz Go w sercu i że On cały czas na Ciebie patrzy to Twoje życie jest bez wartości. Choćbyś cały świat zdobył... Jezus nie chce byś żył dla Niego tylko z Nim. Że to trudne? Tak, trudne, przynajmniej na początku gdy musimy wydrzeć z serca miłość własną i odnoszenie wszystkiego co się z nami dzieje, do siebie. Potem wszystko staje się proste i nabiera innego sensu. Nasze życie zaczyna się NAPRAWDĘ.