Alec Newald - "Koewolucja"





PROLOG



OD AUTORA

Dziękuję, że zechcieliście otworzyć tę książkę. Jest niemal pewne, że w tym momencie stoicie w księgarni pośród tysięcy innych książek. Tylko wy wiecie, dlaczego wasz wybór padł właśnie na nią. Może zaintrygował was jej tytuł albo nawet wprawił w zakłopotanie. W końcu, co robi wizerunek UFO (w kształcie piramidy) na okładce książki zatytułowanej KoEwolucja? Być może zadajecie sobie nawet pytanie: "Co on rozumie pod słowem «koewolucja»"? albo "Czy naprawdę chce mi się czytać książkę mogącą zawierać rozważania na temat teorii Karola Darwina bądź inne koncepcje na temat ewolucji życia na tej planecie"?

Nie obawiajcie się, tematem tej książki jest coś zupełnie innego! I nie ma ona nic wspólnego z teoriami Darwina. W ogóle nie zawiera żadnych teorii, których, prawdę powiedziawszy, wręcz nienawidzę!

Tym, co mnie szczególnie interesuje, jest nie teoria, tylko konkretna sytuacja. Odkrycie to dostarczyło mi bodźca, którego potrzebowałem, aby sięgnąć po pióro i papier i opisać moje własne przeżycia w niebie oraz piekle. Radzę, abyście od tej chwili przytrzymywali kapelusze na głowie, gdyż od tego momentu dalsza lektura może być dla niektórych czytelników naprawdę porywającą przygodą!

Niepokoi mnie fakt, że ludzie żyją na tej planecie od tysięcy lat w świecie starannie spreparowanego kłamstwa. Wygląda na to, że sprawcy tego oszustwa nie zostawili na swoim miejscu dosłownie niczego. Wbrew powszechnemu mniemaniu w miarę wkraczania w tak zwany "nowy wiek oświecenia" ich ostrożne manipulacje w dziedzinie nauki oraz technologii przyczyniły się do rozszerzenia kłamstwa, a nie do jego zaniku. Moim największym rozczarowaniem jest odkrycie, że ci, którzy ponoszą za to kłamstwo odpowiedzialność, mienią się naszymi mentorami.

Słowa te mogą brzmieć nieco dziwnie i wydawać się zupełnie oderwane od tematu sugerowanego przez okładkę tej książki, zwłaszcza dla tych czytelników, dla których słowo UFO oraz związane z nim informacje są czymś zupełnie nowym. Inni, bardziej doświadczeni lub lepiej zorientowani w tym temacie, doskonale wiedzą, że mnóstwo informacji o UFO, a także innych, równie kontrowersyjnych zagadnieniach (jak choćby alternatywnych, tanich źródłach energii, jakie powinny być obecnie dostępne na naszej planecie) nie tylko podlega wyciszeniu, ale spotyka się również z całkowitym zaprzeczeniem. Ponadto każdy, kto ośmiela się twierdzić co innego, otrzymuje etykietkę "szalonego naukowca" albo spotka go los jeszcze gorszy.

Nie jestem całkiem pewien, kiedy zaczął się cały ten nonsens z tłumieniem informacji, jeśli jednak powiem, że pewne partie materiału zostały pominięte w Biblii, będziecie mieli obraz tego, z czym mamy tutaj do czynienia.

Krótko mówiąc, trudno mi zdecydować, w którym miejscu zacząć, ponieważ przygoda ta (i to przygoda w najczystszej formie) w znacznej mierze dotyczy wzajemnego oddziaływania między osobą urodzoną na Ziemi oraz grupą ludzi nie urodzonych na niej. Mogę tylko mieć nadzieję, że nim zakończycie lekturę relacji z tych zdarzeń i wpływu, jaki wywarły one na moje dalsze życie, przekonacie się, że kwestie dotyczące ograniczania informacji, UFO oraz ewolucji rasy ludzkiej są ze sobą tak blisko powiązane, że ich granice ulegają zatarciu. Z tego też powodu uważam, że w sposób nieunikniony wszystkie te zagadnienia muszą spotkać się w tej samej książce.

Wspomniane wcześniej oszustwo jest tak bardzo rozpowszechnione na tej planecie, że jedyny sposób na poznanie całej prawdy w jakiejkolwiek sprawie to staranny dobór źródeł informacji i/lub korzystanie z osobistych doświadczeń.

Niniejsza książka prezentuje takie właśnie osobiste przeżycie i w tym momencie tak właśnie wygląda moja prawda. Nie mam zamiaru sugerować, abyście zaakceptowali ją także jako swoją prawdę, dopóki nie będziecie wszystkiego pewni, tak jak ja jestem pewny zaprezentowanych tu faktów.


DEDYKACJA

Wiersz, który za chwilę przeczytacie, jest poświęcony ziemskiemu aniołowi znanemu mi pod imieniem Gaewyn. Bez jej totalnej miłości i zrozumienia z łatwością mógłbym porzucić ten projekt i zostawić wszystko swojemu biegowi.

Wysiłek, jaki włożyłem w odczytanie i złożenie materiału zawartego w tej książce, co przypadło na niezwykle ciekawy i trudny okres mojego życia, był dla mnie swoistą lekcją. Dlaczego jednak Gaewyn towarzyszyła mi we wszystkich przejściach, pozostaje dla mnie zagadką.

Gaewyn okazała wówczas więcej odwagi, niż ja kiedykolwiek zdołałbym z siebie wykrzesać. To, że stała u mego boku podczas wszystkich koszmarnych przejść kilku ostatnich lat, było aktem wiary, której nie zdołałbym odpłacić, nawet gdyby dane mi było żyć tysiąc lat.

Sądzę, że rzeczą odpowiednią będzie załączyć w tym miejscu wiersz napisany przez kogoś odznaczającego się podobną odwagą.


ODWAGA

Odwaga jest ceną, jakiej domaga się życie za udzielony pokój.
Nieświadoma tego dusza nie potrafi uwolnić się od rzeczy drobnych;
Nie zna dotkliwej samotności strachu ani górskich wysokości,
gdzie gorzka radość słucha szumu skrzydeł.
Jakże życie może obdarzyć nas łaską życia, wynagrodzić ciemnoszarą
brzydotę i powszechną nienawiść, jeśli nie ośmielimy się mieć duszy?
Za każdym razem, gdy dokonujemy wyboru, płacimy odwagą za oglądanie
niespokojnego dnia i sądzimy, że jest to sprawiedliwe
.
A.E., 1927
 

PODZIĘKOWANIE

Łatwo pisać o czyichś przeżyciach, znacznie trudniej jednak zaprezentować je opinii publicznej w taki sposób, aby przekazywały one jednocześnie wiedzę i dostarczały rozrywki. Przed przystąpieniem do pracy nad tą książką nigdy nie napisałem nic dłuższego od listu, przeto łatwo sobie wyobrazić, jak wiele musiałem się nauczyć.

Na przestrzeni paru ostatnich lat kilkakrotnie przypominano mi, że ogromny zasób wiedzy jest bezużyteczny, jeśli jej posiadacz nie jest obdarzony mądrością pozwalającą na jej umiejętne przekazanie innym. Również i w tej dziedzinie musiałem sporo się nauczyć. Pokora mogła być dobrą szkołą, ale tak naprawdę chodzi o coś więcej.

Spośród wszystkich osób, które pomogły mi w poszukiwaniu owej mądrości, na szczególne słowa uznania zasługuje Daisy Kirkby. Gdyby kiedykolwiek jakaś rasa istot pozaziemskich pragnęła nawiązać otwarły kontakt z ludzkością, w pierwszej kolejności powinna zwrócić się właśnie do niej. Chociaż kto wie, może już to zrobiły.

Oczywiście, nie da się opublikować książki bez wydawcy, a ponieważ nie jest to zwyczajna książka, jego niełatwa praca była w tym przypadku jeszcze trudniejsza. Nie chciałem, żeby to był pierwszy lepszy wydawca, ale uczciwy, taki, któremu mógłbym zaufać, który zagwarantowałby mi, że nie zmieni z jakiegoś względu treści książki. Jestem pewien, że po jej przeczytaniu zrozumiecie, dlaczego tak mi na tym zależało.

I tak trafiłem do Duncana Roadsa, zwanego przez niektórych "Nexusem Roadsem" za sprawą wydawanego przezeń magazynu NEXUS. Jeśli nie znacie jeszcze tego czasopisma, radzę kupić jego ostatni numer w najbliższym kiosku. Być może wówczas lepiej zrozumiecie, dlaczego byłem bardzo zadowolony, że moja praca zainteresowała Duncana. Byłbym dumny mogąc nazwać go swoim przyjacielem.

Wspominając o NEXUSIE, nie mogę nie wyrazić słów wdzięczności dla całej redakcji, a zwłaszcza Ruth Parnell. Jeśli uważacie, że książka ta została dobrze napisana, winniście wiedzieć, że w ogromnej mierze stało się to za sprawą dokonanych przez nią poprawek.


PODZIĘKOWANIE

Chyba zgodzicie się ze mną, że rysunek może zastąpić tysiąc słów albo i więcej! W tym miejscu muszę więc podziękować mojemu przybranemu synowi, Bradleyowi Healdowi, za wspaniałą interpretację moich nieudolnych szkiców. Jego dokładność w odtworzeniu wizerunku Starszego jest wręcz niesamowita, gdyż uchwycił w nim cechy charakteru, które w moim rysunku tej szlachetnej istoty były zupełnie niewidoczne. Jeżeli macie ochotę komuś się przysłużyć, proszę, zachęćcie Bradleya, aby nadal rozwijał swoje artystyczne zdolności!

Pragnę podziękować również Jonathanowi Eisenowi, który pojawił się na scenie nieco później, za wsparcie przy pracy nad tym przedsięwzięciem; Bruce'owi Cathie za inspirujące badania nad ziemskim systemem siatki elektromagnetycznej oraz radę, abym skontaktował się z Duncanem Roadsem; a także wszystkim przyjaciołom za wsparcie, jakiego udzielili mi w tym trudnym okresie życia.

Jeśli to, co mi powiedziano, jest prawdą, mamy przed sobą wspaniałą przyszłość.
Alec Newald 16 luty 1997


SŁOWO WSTĘPNE - PRZEBUDZENIE

Wciąż powtarzałem sobie, że za pomocą pióra i papieru nigdy nie zdołam przekazać tego przesłania w takiej postaci, w jakiej je otrzymałem, że ogromna siła jego oddziaływania zaniknie, kiedy przeleję je na papier. Jedyne, o co mogę w tej sytuacji prosić, to sprawiedliwa ocena całego zajścia.

Zacznijmy od tego, że już uwierzenie, iż coś takiego mogło się zdarzyć, stwarza poważny problem - mam tutaj na myśli samego siebie! Dzięki Bogu, dostrzegam wokół wskazówki potwierdzające prawdziwość tego przesłania. Dowodem na to jest choćby zmiana w zakresie naszej samoświadomości przejawiająca się w formie troski o środowisko naturalne. Wszystko to wydaje się być powiązane ze sobą w czasie. Pytanie tylko dlaczego teraz?

Zimna Wojna zakończyła się w oka mgnieniu po pięciu dekadach i wszyscy zapragnęli nagle walczyć o pokój. Dlaczego akurat teraz? Wręcz trudno oprzeć się wrażeniu, iż ludzkiej rasie postawiono ultimatum, że albo uporządkuje swoje sprawy, albo poniesie surowe konsekwencje.

Czy zdarzyło się wam kiedyś mieć w domu bałagan i otrzymać nagle telefon zapowiadający czyjąś wizytę lub jeszcze gorzej, wynajmujecie mieszkanie, a telefon jest od właściciela? Być może ktoś w podobny sposób postępuje z nami, ludzką rasą. Czy wiecie, w jakim stanie znajduje się nasza planeta?

Wygląda na to, że na przestrzeni naszej bardzo krótkiej, pisanej historii co parę tysięcy lat jesteśmy odwiedzani przez kogoś, kto ze wszystkich sił stara się pokazać nam, jak należy robić porządki. Jestem prawie pewien, że postać, jaką ta osoba (lub osoby) przyjmie tym razem, będzie bardzo odbiegać od tego, co mogliśmy oglądać w przeszłości. Jako że od ostatnich tego typu zajść na naszej planecie upłynęło już 2000 lat, do kolejnych odwiedzin dojść może w każdej chwili.

Na potwierdzenie następnego stwierdzenia nie posiadam zbyt wielu dowodów. Ci, którzy sprawują kontrolę nad tą planetą (nie chodzi mi tutaj o rządy), założyli się chyba między sobą, czy do tej wizyty dojdzie, czy nie. Pozwólcie, że to wyjaśnię. Po pierwsze, boją się, że w końcu to nastąpi, przeto próbują starannie uprzątnąć będący ich dziełem bałagan. Po wtóre, ze wszystkich sił i z całą przebiegłością próbują do tych odwiedzin nie dopuścić. Jeżeli tylko zechcecie poszukać, natraficie na mnóstwo dowodów na to, że siły zbrojne co najmniej jednej ze światowych potęg uwikłane są od wielu lat w prowadzoną potajemnie wojnę przeciwko jednej lub kilku grupom przybyszy spoza tej planety. Jeśli to wszystko przypomina wam science fiction, a mimo to kontynuujcie lekturę - zapewniam was - to nie jest żadna fantazja! Co więcej, jest to jedyna wojna, która przyniosłaby nam wielką korzyść w przypadku porażki "naszych"!

W czasie mojego kontaktu Ziemia przeżywała wielki nalot NOLi (NOL - niezidentyfikowany obiekt latający). Wiele z nich, a właściwie prawie wszystkie uczestniczące w nim pojazdy miały trójkątny kształt - być może nawet wyglądały jak piramida, co wynika z moich relacji w stanie hipnozy. Odnotowano również, że są one w stanie zmieniać kształt! Wagę tego spostrzeżenia dostrzeżecie w trakcie dalszej lektury, gdyż pozwala ono zweryfikować autentyczność mojej relacji.

W tym miejscu winienem podkreślić, że wtedy nie wiedziałem o obecności NOLi, ponieważ informacja o tym została starannie ukryta przed opinią publiczną. Dopiero konsekwentne i wytrwałe poszukiwania prowadzone przez innych, posiadających lepsze kontakty ode mnie, doprowadziły do ujawnienia tego faktu. Jeśli przypuszczacie, że zdołałem w jakiś sposób nakłonić tych badaczy, żeby zechcieli wystąpić z tą dotychczas nieznaną informacją po to, aby dopasować ją do zawartości oraz ram czasowych mojej historii, jesteście w poważnym błędzie, ponieważ w chwili gdy spisywałem tę relację, ludzie ci w ogóle o mnie nie słyszeli.

Tak czy inaczej, nie zamierzam poświęcić reszty książki na dowodzenie, że to się zdarzyło, a tamto nie. Pragnę jedynie opowiedzieć swoje przeżycie tak, jak przebiegało, z mojego punktu widzenia. Wam pozostawiam poszukiwanie dowodów bądź dodatkowych informacji, jeśli uznacie, że zachodzi taka potrzeba. W trakcie lektury będziecie mieli sposobność poznania grupy osobników gotowych podzielić się z nami tą planetą. Na podstawie moich kontaktów z nimi nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przyniosłoby to nam ogromną korzyść. Będziecie też mieli okazję zapoznania się z naszym własnym dziedzictwem, które w pewnej części wyda się wam wręcz zdumiewające. Wynika z niego, że ludzka rasa dopiero niedawno rozpoczęła swoją podróż, której istoty praktycznie nie umiemy pojąć w obecnym stanie świadomości. Podróż ta nie powinna budzić niepokoju, gdyż jest ona czymś równie naturalnym jak wiosenne kwitnienie roślin.

Przekazując szczegóły moich przeżyć, mam nadzieję wzbudzić w was przekonanie, że niekoniecznie należy obawiać się nieznanego. Osobiście, z niecierpliwością oczekuję tego, co ludzkiej rasie niesie przyszłość.


WPROWADZENIE - UKRYTA RZECZYWISTOŚĆ

Historia tej planety zawiera wiele faktów, o których nigdy nie mówiono. Nie chodzi mi tutaj o jeszcze nie odkryte historyczne wydarzenia, tylko o rzeczy dobrze znane nielicznym wybrańcom spośród naszych społeczeństw. Znaczna część tej wiedzy przekazywana była przez stulecia i zazdrośnie strzeżona przez kilka tajnych sekt, które znały ją od samego początku i niekoniecznie były "tajne" w momencie, gdy im ją powierzano. Pierwotną intencją było to, aby tę starożytną wiedzę poznali wszyscy spadkobiercy planety, kiedy przechowujący ją wybrańcy uznają, że nadeszła ku temu odpowiednia chwila.

Gatunek pretendujący do tej spuścizny znany jest jako homo sapiens. W tym miejscu pragnę podkreślić, że homo sapiens i człowiek z Cro-Magnon to gatunki sztucznie stworzone na drodze inżynierii genetycznej.

Ostatnie kawałki układanki dotyczące człowieka z Cro-Magnon zostały włożone na miejsce jakieś 70000 lat temu. Nie była to pierwsza istota humanoidalna, której dane było chodzić po Ziemi. Była ona jednak pierwszym modelem, jaki kiedykolwiek skonstruowano jako osłonę bądź pojemnik dla innej, "bezcielesnej" istoty, aby mogła ona zamieszkać w tym humanoidzie i doświadczać fizyczności poprzez działania materialnego ciała swojego gospodarza! Zapewne zrozumiecie o jakiej istocie mówię, jeśli nazwę ją duszą lub duchem.

Nowy gatunek został zaprojektowany tak, aby w dowolnym momencie w przyszłości mógł wchłonąć całość nagromadzonych informacji, jakie nań czekały. Innymi słowy, miał od razu w pełni rozwinięte zdolności umysłowe i nie potrzebował pod tym względem dalszych ulepszeń, czy też ewolucyjnego rozwoju. Cała niezbędna tej rasie wiedza, aż do momentu następnego ewolucyjnego kroku, od dawna istnieje na tej planecie przechowywana przez zaufanych wybrańców.

Owi zaufani wybrańcy już dawno temu złamali przysięgę, jaką złożyli dawcom wiedzy. Myślę, że dawno temu zapomnieli o swoich starożytnych dobroczyńcach i dopiero ostatnio przypomnieli sobie o ich istnieniu. Być może dzień rozliczenia jest bliski. W tej sytuacji nietrudno zrozumieć, dlaczego tajne sekty czy też władcy naszej planety woleliby, aby do oczekiwanej wizyty "właściciela" nigdy nie doszło!

Nie jestem w stanie przedstawić całości ukrywanej wiedzy, tym niemniej podam jej cząstkę. Pewną część informacji utraciliśmy na skutek naturalnych katastrof, jakie wydarzyły się na przestrzeni tysiącleci, które minęły od chwili, gdy powierzono je nam po raz pierwszy. Część z nich udało się nam odkryć na nowo, najczęściej za sprawą czystego przypadku.

Gdyby jednak któreś z tych powtórnych odkryć zagroziło poważnie interesom prowadzonym przez potomków starożytnych powierników (którzy w międzyczasie stali się naszymi pozostającymi w cieniu władcami), możecie być pewni, że spocznie ono gdzieś w jakiejś bezdennej dziurze, by w pamięci garstki szczęściarzy, którym udało się je zobaczyć, zanim zostało ukryte, zapisać się jako kolejny zakazany wynalazek. W czasie gdy ta planeta była słabo zaludniona, nie miało to większego znaczenia, ale dzisiaj nasz przeciążony świat potrzebuje wszelkiej dostępnej pomocy, aby poradzić sobie z produkowanymi przez nas zanieczyszczeniami. Dostaję mdłości na myśl o tym, jak wiele wynalazków, które pomogłyby rozwiązać problem skażenia środowiska na tej planecie jest tłamszonych.

Z tego, co mi wiadomo, Ziemianie (przynajmniej większość z nas) nie są jedynymi, których obchodzi to, co robimy z tą planetą i z samymi sobą. Mam tu na myśli inne inteligentne istoty, gotowe przyjść nam z pomocą, jeśli je tylko o to poprosimy. Wygląda jednak na to, że nasi tajni władcy pomoc tę odrzucili, posuwając się nawet do podniesienia ręki na te istoty, które mają na względzie jedynie nasze dobro. Dopuszczam myśl, że nie znam wszystkich faktów i mogę być w związku z tym w błędzie.

A może nasi władcy uznają za stosowne rozwiać moje wątpliwości, skoro tak bardzo zależało im, abym dla nich pracował. Może zechcą na przykład wyjaśnić, co naprawdę zamierzali zrobić z nuklearnym urządzeniem, czy też urządzeniami, które w kwietniu 1970 roku wysłali z naszej planety na Księżyc? Może powiedzą, co naprawdę robią podczas nuklearnych prób podziemnych, skoro powszechnie wiadomo, że atomowe bomby nigdy nie staną się praktyczną bronią w ogólnoświatowym konflikcie.

Wszystko, co mogę ci doradzić, czytelniku, to poszukiwanie dodatkowych, alternatywnych źródeł informacji na te tematy. Bez względu na to, czy dany materiał jest zakazany, czy nie, jeśli będziesz szukać dostatecznie długo i zdecydowanie, dotrzesz do naprawdę zdumiewających wiadomości. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że wiedza, którą trzeba tropić, zasługuje na większą wiarę niż wiedza zdobyta bez trudu. Gdybym miał dalej rozwijać ten temat, musiałbym zrezygnować z przedstawienia tego, co naprawdę skłoniło mnie do napisania tej książki.

Należy mieć świadomość, że te same siły, które odmawiają nam dostępu do pozostawionej nam w spuściźnie wiedzy, próbują również przeszkodzić w poznaniu prawdy o NOLach i gościach z kosmosu. Przyczyna zawsze pozostaje ta sama i jest nią pragnienie zdobycia bogactwa oraz władzy nad innymi albo - ujmując to inaczej - lęk przed utratą tej władzy!

Grupa władców nie jest liczna, ale za to wszechpotężna. Nazywam ich "Mrocznymi Panami", po części z chęci wywołania dramatycznego efektu, a po części przez "grzeczność", gdyż ich prawdziwe określenie nie nadaje się do druku. Ich splecione macki obejmują cały świat, sięgając nawet do miejsc tak spokojnych jak Nowa Zelandia, którą uważam za swój dom. Jeśli posuną się dalej, wkrótce będą zaglądać do naszych domów i kontrolować nasze życie prywatne, ilekroć przyjdzie im na to ochota.

I rzeczywiście może do tego dojść, jeśli im na to pozwolimy... i jak na razie pozwalamy! Musimy skończyć z życiem w strachu. Musimy zjednoczyć się z naszymi przyjaciółmi i zapewnić sobie wzajemną ochronę. System, który z założenia miał nas chronić, został tak zmieniony, że teraz stoi na straży systemów hierarchicznej władzy, które budzą przerażenie u wszystkich miłujących wolność ludzi. My, obywatele, figurujemy na ich listach jako niewiele znaczące zapisy!

Znalezienie konkretnych dowodów na istnienie tej konspiracji to zupełnie inna sprawa. Niekiedy zdarza się, że "przyszli władcy" doznają porażki w swoich próbach utrzymania czegoś w tajemnicy. W swej wielkiej "mądrości" mogą co jakiś czas nie docenić żywotności nas, śmiertelników, zwyczajnych mieszkańców tej planety. W rzadkich przypadkach konfrontacji z ludźmi takimi jak ja, dochodzi do przecieku istotnych informacji. Ku swemu rozczarowaniu przekonują się wówczas, że niektórych z nas nie można przekupić ani zastraszyć. To prawda, część z nas, w tym również ja, jest na to zbyt uparta i jak mi powiedziano, nie potrafi ubić dobrego interesu, gdy nadarza się okazja!

Przedstawiona w tej książce historia mogłaby równie dobrze zostać uznana za zakazaną i przepaść bez śladu, dopóki rządzący nie uznaliby, że nadeszła pora, aby ją ujawnić, co jak wiadomo, mogłoby nigdy nie nastąpić! Teraz przynajmniej możecie osądzić, czy cała ta sprawa zasługuje na dalszą uwagę. Mam nadzieję, że wasza odpowiedź zabrzmi "tak" i że przekażecie innym to, czego się dowiedzieliście.

W tym miejscu powinienem, jak sądzę, podać krótki opis osoby czyniącej tak zdumiewające zarzuty. Zacznę od tego, że przed rokiem 1989 nie miałem tak wywrotowych poglądów. W tamtym okresie życia usiłowałem nie rzucać się nikomu w oczy i wygląda na to, że z powodzeniem! Miałem szczęście, bo dane mi było wychowywać się w nieskażonym regionie tej planety i właśnie to mogło wywrzeć większy wpływ na moje przeżycia, niż to sobie uświadamiałem.

Plusem z pewnością było także i to, że rodzice mieli liberalne poglądy na życie. Jeśli chciałem pójść do kościoła, mogłem to zrobić w każdej chwili; więcej, rodzice nawet mnie do tego zachęcali, chociaż sami nigdy do niego nie chodzili. Nie zmuszali też mnie do uprawiania sportu, ale kiedy z własnej woli brałem się za jakąś dyscyplinę, przychodzili mi z wszelką pomocą. Jestem im ogromnie wdzięczny za umożliwienie mi tak dobrego startu w życie. Choć może się to wydać dziwne, obecnie niemal się z nimi nie widuję. Dali mi skrzydła, a ja zrobiłem z nich użytek. A kiedy już wzbiłem się w powietrze, nie czuje potrzeby powrotu do gniazda. Mam nadzieję, że odbiorą to jako komplement.

Do roku 1989 byłem typowym ojcem rodziny, szczęśliwym w małżeństwie czterdziestolatkiem z jednym dzieckiem - przynajmniej do dnia poprzedzającego całą tę przygodę. Do tego dnia nic mnie nie obchodziły wspomniane powyżej sprawy i nic o nich nie wiedziałem. NOL był dla mnie niczym więcej jak właśnie NOLem, a całą moją wiedzę na ten temat mógłbym zapisać na jednej stronie i jeszcze zostałoby sporo wolnego miejsca! Nowy Porządek Świata kojarzył mi się co najwyżej z siecią supermarketów! Innymi słowy, Mroczni Panowie doskonale wykonali swoją robotę, przynajmniej jeśli chodzi o moją osobę.

W lutym 1989 roku stan ten uległ radykalnej i nieodwracalnej zmianie. Jedyną naprawdę dziwną rzeczą, jaka wiąże się z tym stwierdzeniem, jest uczucie, jakby moje życie właśnie się zaczęło, a moim przeznaczeniem od początku było właśnie to, co mnie spotkało!

Zanim przejdę do sedna mojej przygody, chciałbym wyjaśnić kilka kwestii, które mogłyby się w przeciwnym razie wydać niejasne, zwłaszcza w odniesieniu do dialogów, na jakie natkniecie się w tej relacji. Przedstawionych przeze mnie rozmów nie należy traktować jako "dosłownych zapisów", mimo iż starałem się odtworzyć je najwierniej, jak tylko potrafiłem, i w gruncie rzeczy udało mi się co najwyżej oddać ich ogólne znaczenie. Owe rozmowy odznaczały się charakterystyczną formą, nie zawsze zgodną z obowiązującymi zasadami gramatyki i stylistyki, tym niemniej starałem się odtworzyć ją wszędzie, gdzie tylko było to możliwe, aby przybliżyć wam, drodzy czytelnicy, że tak powiem, "smak chwili".

Choć zabrzmi to nadzwyczaj dziwnie, w czasie rozmów z moimi pozaziemskimi przyjaciółmi niemal nie używaliśmy słów (to znaczy słów w znanej nam postaci). Nie posługiwaliśmy się też angielskim ani żadnym innym ziemskim językiem. Ich zdumiewający system łączności telepatycznej zasługuje na bliższą uwagę, toteż poświęcam mu osobną wzmiankę na końcu książki (patrz Załącznik 2). Kto chce, może zapoznać się z nim przed zagłębieniem się w lekturę dalszych rozdziałów przedstawiających moje przeżycie w porządku chronologicznym.