William Bramley - Bogowie Edenu



Nr 1


POCZĄTEK POSZUKIWAŃ



Gdy po raz pierwszy rozpocząłem badanie źródeł ludzkich konfliktów, sprawy dotyczące Niezidentyfikowanych Obiektów Latających, bardziej znanych pod nazwą UFO, były oczywiście jak najdalej od kręgu moich zainteresowań. Liczne periodyki zajmujące się latającymi spodkami, które w swoim czasie zdobiły półki kiosków, nie były według mnie warte poważnego zainteresowania. Nie uważałem również, że zjawisko UFO jest szczególnej wagi, nawet jeśli dowodziło istnienia jakiejś pozaziemskiej rasy. Rozwiązanie przyziemnych problemów związanych z wojnami i ludzkim cierpieniem wydawało mi się znacznie ważniejsze, niż spieranie się, czy „maleńkie zielone ludziki z Marsa” od czasu do czasu odwiedzają Ziemię.

Badanie dotyczące tej książki rozpocząłem w roku 1979 roku, jednak pragnienie ujrzenia końca wojen zrodziło się we mnie znacznie wcześniej, gdzieś w wieku około ośmiu lat. W owych czasie filmy wojenne cieszyły się w kręgu moich przyjaciół dużą popularnością. Naszą ulubioną grą była zabawa w „wojnę”. Najczęściej ja dowodziłem jednym oddziałem kolegów, a drugim, wrogim - mój przyjaciel Dawid. Prowadziliśmy swoje wymyślone wojny z honorem i altruizmem, jakie oglądaliśmy w telewizji. Największym naszym bohaterem był wówczas aktor Vic Morrow, który co tydzień wiódł elegancko swój wojskowy oddział do zwycięstwa w serialu Combat.

Pewnego sobotniego popołudnia oglądałem na ekranie telewizora wojenny film wyprodukowany w Hollywood. Był bardzo podobny do pozostałych produktów tego gatunku, z wyjątkiem pewnej krótkiej wstawki paraliżującego realizmu. Po raz pierwszy w życiu ujrzałem fragment dokumentalnego filmu przedstawiający prawdziwy nazistowski obóz koncentracyjny. Przed długi czas po zniknięciu tych scen z ekranu ścigały mnie obrazy przedstawiające podobne do szkieletów ciała rzucone na wielkie sterty. Podobnie jak wielu innych ludzi miałem trudności ze zrozumieniem sumień nazistów, którzy potrafili szuflować ludzkie istoty do ceglanego pieca, jak gdyby były to bochenki chleba, a kilka chwil później wyciągać zeń ich zwęglone resztki. W jednej chwili te ziarniste, czarno-białe zdjęcia ukazały mi prawdziwy obraz wojny. Zrozumiałem, że za kurtuazyjnymi salutami i obłudnym gadaniem wojna jest niczym innym jak degeneratywną psychozą. Podczas gdy filmy wojenne i zabawa w wojnę mogą być czasami zabawne, prawdziwa wojna nie ma nic wspólnego z dobrymi obyczajami.

Różni uczeni i myśliciele od stuleci próbują rozwikłać zagadkę, dlaczego ludzie toczą ze sobą wojny. Zauważyli, że prawie wszystkie stworzenia na Ziemi od czasu do czasu walczą ze sobą, najczęściej o pożywienie, terytorium lub w okresie godów. Agresja zdaje się być uniwersalnym wzorcem zachowania, od którego zależy przetrwanie. W wywoływaniu wojen odgrywają rolę jednak również inne czynniki. Analizując to zagadnienie należy brać pod uwagę między innymi takie parametry jak ludzka psychika, socjologia, przywództwo polityczne, warunki ekonomiczne oraz naturalne otoczenie. Wielu myślicieli nagminnie popełnia błąd stawiając znak równości między motywami kierującymi postępowaniem ludzi a motywami występującymi w świecie zwierząt Ten błąd polega na nieuwzględnianiu faktu, że inteligencja rodzi złożoność. Wraz ze wzrostem inteligencji motywacje obdarzonych nią stworzeń wykazują tendencję do stawania się bardziej wyszukanymi. Podczas gdy łatwo jest wyjaśnić motywy kierujące dwoma bezpańskimi kotami wydzierającymi sobie kawałek pożywienia, to przypisywanie tak prymitywnego stanu umysłowego terroryście zakładającemu bombę w porcie lotniczym byłoby ewidentnym błędem.

Swoje dociekania rozpocząłem w wyniku zetknięcia się z pewną koncepcją. Jest ona na pewno nie nowa i na pierwszy rzut oka wydawać się może zbyt wąska. Mimo to jest bardzo ważna, ponieważ odnosi się do motywacji, którą sformułować może tylko stworzenie o wysokiej inteligencji.

Wojna może być cenna sama w sobie,

Inaczej mówiąc, zaistnienie zbrojnego konfliktu między grupami ludzi może być samo w sobie cenne dla kogoś bez względu na powody, dla których ludzie ze sobą walczą. Najbardziej wyrazistym przykładem może być fabrykant broni sprzedający wyposażenie wojskowe walczącym stronom lub instytucja zajmująca się udzielaniem pożyczek rządom państw będących w stanie wojny. W tej sytuacji zarówno fabrykant, jak i wspomniana instytucja czerpią zyski z samego faktu istnienia wojny, oczywiście tak długo, jak długo jej okropności nie dotyczą ich osobiście.

Wartość wojny traktowanej jako towar sięga daleko poza czysto pieniężne profity.

Wojna może być efektywnym narzędziem służącym do utrzymania społecznej i politycznej kontroli nad dużymi zbiorowiskami ludzi.

W XVI wieku Włochy składały się z wielu niezależnych księstw, które często toczyły ze sobą wojny. Gdy władca któregoś z nich podbijał sąsiednie miasto, czasami wzniecał wewnętrzne konflikty między jego obywatelami. Był to bardzo efektywny sposób utrzymania nad nimi kontroli, ponieważ nie kończące się swary nie pozwalały im na angażowanie się we wspólną walkę z najeźdźcą. Nieważne było, o co ci ludzie się kłócili, dopóki prowadziło to do gwałtownych walk między nimi, a nie przeciwko najeźdźcy.

Wojny można również użyć w celu zainspirowania ludzi do takiego sposobu myślenia, który w żadnym innym przypadku nie przyszedłby im do głowy, jak również do zaakceptowania przez nich utworzenia instytucji, które w normalnych okolicznościach na pewno by odrzucili. Im dłużej dany naród angażuje się w wojny, tym silniej zakorzeniają się w nim te instytucje oraz sposoby myślenia.

Najbardziej obszerne podręczniki historii zawierają bardzo krótkie wzmianki na temat tego rodzaju manipulacyjnych działań strony trzeciej. Wiadomo na przykład, że przed Rewolucją Amerykańską, Francja wysłała tajnych agentów do Ameryki w celu podsycania niezadowolenia przeciwko Koronie Brytyjskiej w jej koloniach. Nie jest również tajemnicą, że tajne służby armii niemieckiej wspomagały Lenina i bolszewików w czasie Rewolucji Październikowej, która wybuchła w Rosji w roku 1917. W ciągu całej znanej nam historii, poszczególni ludzie, a nawet całe narody czerpały korzyści, jak również ponosiły ofiary z racji istnienia konfliktów między innymi ludźmi.

Zaintrygowany tą koncepcją postanowiłem poświęcić się badaniu mającemu na celu ustalenie, jak ważny w historii ludzkości był czynnik polegający na działaniu trzeciej strony. Chciałem odkryć wspólne wątki wynikające z jej poczynań na przestrzeni całej historii ludzkości, o ile oczywiście one w ogóle istniały. Miałem nadzieję, że te dociekania dostarczą wskazówek pozwalających ustalić, jak i przez kogo budowana była nasza historia.

To, co wynikło z tego skromnego zadania, jakie postawiłem przed sobą, stało się jedną z najbardziej niezwykłych podróży, jakie kiedykolwiek przedsięwziąłem. Trop prowadził poprzez skomplikowany labirynt doniosłych zdarzeń, sensacyjnych teorii i wszystkiego, co znajdowało się pomiędzy nimi. Gdy zacząłem grzebać jeszcze głębiej, ów wspólny wątek w końcu się wyłonił. Ku mojemu rozczarowaniu okazał się on tak dziwaczny, że co najmniej dwukrotnie, wręcz z obrzydzeniem, przerywałem swoje poszukiwania. Gdy ostatecznie zastanowiłem się nad swoimi kłopotami, uprzytomniłem sobie niezmiernie ważną sprawę - mianowicie to, że racjonalne umysły mają tendencję do poszukiwania racjonalnych przyczyn wyjaśniających ludzkie problemy.

Drążąc to zagadnienie jeszcze głębiej, zdałem sobie sprawę, że niektóre problemy ludzkości mogą tkwić korzeniami w najbardziej dziwacznych realiach, jakie tylko można sobie wyobrazić. Ponieważ tego rodzaju realia rzadko są przyjmowane do wiadomości, a jeszcze rzadziej rozumiane, przeto nikt się nimi nie zajmuje. W wyniku tego stanu rzeczy problemy generowane przez te realia, są rzadko rozwiązywane, przez co świat kuśtyka od jednego nieszczęścia do drugiego.
Muszę przyznać, że kiedy zaczynałem swoje poszukiwania, miałem pewne przypuszczenie co do tego, dokąd mogą mnie one zaprowadzić. Sądziłem, że motyw korzyści osiąganych przez samych ludzi był wspólną nicią łączącą najróżnorodniejsze poczynania trzeciej strony w pełnej gwałtów historii rodzaju ludzkiego, zamiast tego znalazłem... UFO.
Trudno było oczekiwać czegoś mniej mile widzianego.