Vassula opowiada o początkach swego charyzmatu
Spis treści:
Spotkanie z moim aniołem stróżem
Całkiem na początku jedną z pierwszych rzeczy, jaką mój anioł narysował na kartce papieru, było serce. W centrum serca narysował różę, tak jakby wyrastała z niego. Potem grzecznie, ku memu wielkiemu zdumieniu, przedstawił się: «Daniel – twój anioł stróż».
Wywołało to moje zdziwienie, ale równocześnie napełniło wielką radością. Byłam tak szczęśliwa, że prawie unosiłam się chodząc po domu. Moje stopy ledwie dotykały podłogi, a głośno powtarzałam: «Jestem najbardziej szczęśliwa na świecie, jestem pewna, że jako jedyna osoba na świecie, mogę porozumiewać się w ten sposób z aniołem stróżem!»
Nazajutrz mój anioł powrócił w ten sam sposób. Spędziłam niekończące się radosne godziny na rozmowie z nim. Na drugi dzień znowu wrócił i ze zdziwieniem stwierdziłam, że przyprowadził ze sobą wielką liczbę aniołów z różnych chórów. Sądziłam, że bramy Niebios zostały nagle szeroko otwarte, bo mogłam swobodnie odczuwać to wielkie przemieszczanie się aniołów. Wydawali się wszyscy ożywieni i radośni, tak jakby oczekiwali na jakieś cudowne wydarzenie. Z powodu ich wielkiej radości pomyślałam, że całe niebo świętowało. Potem wszyscy aniołowie razem, jednym głosem zaśpiewali: «Szczęśliwe wydarzenie ma się właśnie dokonać!»
Rozumiałam, że niezależnie od tego, jakie to miało być wydarzenie, dotyczy mnie bezpośrednio. Jednak gdy próbowałam zgadnąć, nie udawało mi się dowiedzieć, o co chodzi. Cały dzień chór anielski śpiewał ten refren, powtarzając te same słowa, robiąc jedynie kilka minut przerwy między nimi. Za każdym razem, kiedy niebo otwierało się, aniołowie powtarzali ten sam refren.
Pierwsze słowa, jakie wypowiedział mój anioł stróż na temat Boga, były następujące: «Bóg jest blisko ciebie i kocha cię.»
Musiałam w tamtej chwili głęboko zranić Pana, bowiem słowa anioła nie wywarły na mnie najmniejszego wrażenia. Przypominam sobie, że – kiedy tak do mnie powiedział o Bogu – pomyślałam, że słowa te są całkiem normalne u anioła, ponieważ aniołowie żyją blisko Boga. Nic nie odpowiedziałam i mój anioł nie powiedział nic więcej.
Po kilku dniach mój anioł stróż nagle zmienił postawę wobec mnie. Zauważyłam, jak jego wygląd stał się poważny. Głosem bardzo poważnym poprosił mnie o czytanie Słowa. Stwierdziłam, że nie wiem, co oznacza «Słowo», i zapytałam, co przez to rozumie. Wtedy wyjaśnił, że chodzi o Biblię. Na to miałam już gotową odpowiedź. Odparłam, że nie mam jej w domu. Polecił mi iść jej poszukać. Nadal z nim dyskutując stwierdziłam, że prosi mnie o rzecz niemożliwą, bo w kraju muzułmańskim takim jak Bangladesz, w którym wtedy żyłam, w księgarniach nie sprzedaje się Biblii. Powiedział mi, abym natychmiast udała się do szkoły amerykańskiej, do której uczęszczał mój syn, i wypożyczyła Biblię w bibliotece. Zastanawiałam się, czy rzeczywiście powinnam się tam udać czy po prostu odmówić mu i pozostać w domu. Wprawiało mnie w zakłopotanie to, jak mój mąż i wszyscy moi przyjaciele podejdą do tego. Po prostu nie mogłam sobie wyobrazić siebie siedzącej przed nimi z Biblią! Zastanawiałam się więc, gdzie mogłabym ją dobrze ukryć w domu, zakładając, że ją przyniosę. Widząc jednak ponownie poważną twarz mego anioła, zdecydowałam się posłuchać go. Wsiadłam więc do samochodu i udałam się do szkoły. Znalazłam wiele Biblii na półkach biblioteki. Wybrałam jedną i przyniosłam ją do domu. Otwarłam ją, by czytać dokładnie tak, jak prosił mnie o to anioł. Mój wzrok spoczął na psalmach. Czytałam, ale nie rozumiałam ani jednego słowa. To był znak dany przez Boga, który miał mi ukazać, do jakiego stopnia byłam ślepa.
Mój anioł powrócił do mnie, wciąż bardzo poważny, i robił mi wymówki z powodu pewnych czynów z mojej przeszłości, które bardzo nie podobały się Bogu. Potem wyrzucał mi to, że wiele razy odrzuciłam dary Boże, których On mi udzielał, lecz ja wcale nie okazałam za nie wdzięczności.
Zaczął mi także przypominać i ukazywać grzechy, których nigdy nie wyznałam. Ukazał mi je jak na ekranie. Przypomniał mi każde wydarzenie oraz to, jak bardzo obrażałam Boga. Jednak najbardziej surowe wyrzuty dotyczyły tego, że odrzucałam dary Boże. Mój anioł powiedział mi, że dla Boga największą zniewagą było wypieranie się i odrzucanie Jego darów.
Sprawił, że ujrzałam moje grzechy oczami Boga, tak jak widzi je Bóg, a nie tak, jak my je widzimy. Były tak potworne, że pogardzałam sobą, cały czas gorzko płacząc. Stan, w którym się znalazłam – jak to zrozumiałam dopiero później – był łaską Bożą daną mi po to, abym szczerze okazała skruchę. Moje grzechy zostały mi ukazane jasno, przejrzyście jak kryształ. Zobaczyłam wnętrze mojej duszy tak wyraźnie, że czułam się tak, jakby była ona zupełnie odsłonięta.
Uświadomiłam sobie nagle, co odczuwał Adam i Ewa, gdy po popełnieniu grzechu, Bóg zbliżył się do nich w Swojej Światłości i oni musieli stanąć przed Nim twarzą w Twarz. Moja dusza była odsłonięta, odkryta. Czułam się naga, odpychająca i brzydka. Mogłam jedynie, szlochając, powiedzieć mojemu aniołowi, że nie zasłużyłam na normalną śmierć i że taką, jaką byłam, tak straszliwie złą, trzeba by po śmierci pokroić na kawałki i rzucić hienom na pożarcie.
Oczyszczenie to trwało prawie tydzień. Czułam jakby ogień, ogień oczyszczający, czyszczący wnętrze mojej duszy. Było to oczywiście doświadczenie bardzo bolesne.
Stwórca uczy mnie modlitwy «Ojcze nasz...»
Po tym doświadczeniu, które mną wstrząsnęło, objawił mi się Bóg, nasz Odwieczny Ojciec. Nie widziałam go oczami duszy tak jak anioła, lecz wiedziałam, że to był On i słyszałam Go. Przypominam sobie, że zareagowałam na to myśląc: «Ach, to jest Bóg! Mógłby więc nam teraz pomóc!» Chyba dlatego postawił mi pytanie: «Czy wierzysz, że naprawdę mogę wam pomóc?» Odpowiedziałam Mu: «Tak!»
Pamiętam, że podeszłam do okna i powiedziałam: «Popatrz! Popatrz, co stało się ze światem!» Chciałam Mu pokazać, w jakim stanie znajduje się świat. Bóg nie zareagował. Poprosił mnie tylko o zwrócenie się do Niego słowami modlitwy Ojcze nasz. Odmówiłam Ojcze nasz, a On był przy mnie i słuchał. Kiedy skończyłam, powiedział mi, że nie był zadowolony ze sposobu, w jaki odmówiłam modlitwę, bo modliłam się zbyt szybko. Wtedy powtórzyłam Mu Ojcze nasz wolniej. Znowu powiedział mi, że nie był zadowolony, bo się poruszałam. Poprosił, abym znowu rozpoczęła modlitwę. Ponownie odmówiłam Ojcze nasz i kiedy skończyłam, Bóg powiedział, że cały czas nie był zadowolony. Modliłam się jeszcze wiele razy, lecz za każdym razem Bóg mówił mi, że nie jest zadowolony. Zaczęłam się zastanawiać. Zadałam sobie pytanie: czyżby Bóg chciał, abym odmówiła w ciągu jednego dnia wszystkie Ojcze nasz, których nie odmawiałam przez całe lata? Rozpoczęłam rano, a był już wieczór. Wreszcie Bóg okazał zadowolenie. Po każdym zdaniu, jakie wypowiadałam, mówił z upodobaniem: «Dobrze!»
Chcę wyjaśnić na przykładzie to, co się stało. Wyobraźcie sobie, że przychodzi do was z wizytą krewny, którego nigdy nie widzieliście, bo mieszkał za granicą. Na początku czujecie być może pewien dystans i będziecie zachowywać się formalnie. Jednak im więcej czasu upłynie, tym bardziej będziecie się czuć mu bliżsi, bliżsi niż na początku. Przy końcu dnia zauważycie, że pojawiła się sympatia, jakiej wcześniej nie odczuwaliście.
Tak właśnie odbyło się moje pierwsze spotkanie z Bogiem. Kiedy odmawiałam Ojcze nasz, na początku byłam jakby “oddalona” od Boga, lecz Jego odwiedziny – które trwały cały dzień – zmieniły mnie. Zwracając się do Niego w tej modlitwie, odczuwałam Jego obecność, a słowa, z jakimi się do Niego zwracałam, nabierały znaczenia. On był bardzo ojcowski, bardzo czuły i pełen ciepła.
Intonacja Jego Głosu sprawiała, że czułam się bardzo swobodnie i w pewnym momencie – zamiast odpowiedzieć Mu: «Tak, Panie» – powiedziałam: «Tak, Tatusiu». Później przeprosiłam Boga za to, że powiedziałam do Niego: «Tatusiu». On jednak stwierdził, że przyjął to słowo jak klejnot. Wydawał się bardzo zadowolony. W taki właśnie sposób przekonałam się, że Bóg posiada uczucia i że chciał, abym odmówiła tę modlitwę MOIM SERCEM.
Zanim omówię tę sprawę, chciałabym zacytować to, co napisał ojciec Maria Eugeniusz, w swojej książce Chcę widzieć Boga, na temat ataków szatańskich: «Stawka w tej grze – polegającej na zetknięciu się czynnika boskiego z ludzkim, czystości Boga z nieczystością duszy – jest zbyt wysoka, aby szatan nie próbował włączyć się do sprawy z całą mocą, jaką dysponuje. Upłynie jeszcze trochę czasu i dusza, oczyszczona mocą Ducha, nie będzie już narażona na jego napaści i sama stanie się dlań groźna. Szatan korzysta z chwilowej nad duszą przewagi, opartej na jej niedoskonałościach i powiązaniach ze światem zmysłów. Święty Jan od Krzyża zauważa, iż “ten przewrotny duch z wielką zręcznością... oszukuje i karmi dusze przez zmysły, przeciwstawiając duchowi rzeczy zmysłowe.”
Mroki panujące w tych regionach, dezorientacja duszy zagubionej wśród zupełnie nowych doświadczeń i niezwykle intensywnych cierpień tworzą wyjątkowo sprzyjające warunki dla interwencji księcia ciemności i kłamstwa. Niektóre zewnętrzne oznaki spokoju i głębokiego uciszenia zmysłów pozwalają szatanowi odkryć z łatwością objawienia Boże, które otrzymuje duch ludzki. Święty Jan od Krzyża twierdzi, że Pan Bóg pozwala, że to, co dostaje się do duszy za pośrednictwem dobrego anioła, może być zazwyczaj zrozumiane przez jej przeciwnika... aby szatan mógł im się przeciwstawiać w sprawiedliwej mierze, jak tylko potrafi, a także dlatego, aby nie zarzucał, że nie może korzystać ze swego prawa do walki o duszę, jak to mówił o Hiobie.
Takie są założenia problemu nocy ducha i przyczyny, które ją wywołują. Ta noc jest spotkaniem, a raczej prawdziwą walką zorganizowaną przez miłującą Mądrość, która pragnie dopiero wtedy założyć swoje królestwo w duszy, kiedy zniszczy jej niedostosowanie do boskości i zwalczy wszelkie złe moce, mające nad nią jakąkolwiek władzę.»
Cytując te słowa czynię to w tym celu, aby Czytelnik lepiej zrozumiał, dlaczego Bóg pozwala szatanowi działać.
Akurat po cudownym dniu, jaki spędziłam z naszym Niebieskim Ojcem, piekło rozszalało się z całą wściekłością. Szatan zaatakował mnie w bardzo dziki sposób. Pierwsza rzecz, jaką usłyszałam, przypominała brzmieniem raczej pomruk dzikiego zwierzęcia niż czyjś głos. Ten pomruk zdawał się mówić: «Odejdź». Pomyślałam, że to «odejdź» oznacza, iż powinnam przerwać rozmowy z moim aniołem i z Bogiem. Poruszona do głębi rozglądałam się na wszystkie strony w poszukiwaniu mojego anioła, lecz wydawało się, że szatan zajął całe miejsce i z wielką nienawiścią zaczął obrzucać mnie wszelkimi rodzajami zniewag. To wywołało w mojej duszy tak wielki niepokój i tak wielkie przerażenie, że – jak mi się zdaje – umarłabym, gdyby Bóg nie miał w stosunku do mnie jakiegoś planu. Nigdy wcześniej nie byłam świadkiem takiej wściekłości. Nakazałam mu odejść, lecz to – jak się wydawało – podwoiło tylko jego wściekłość. Wydawał się szalony ze złości. Pieniąc się z wściekłości i jakby nie panując nad sobą, warczał i mówił do mnie ochrypłym głosem: «Ach! Odejdź stąd, ty k..., odejdź stąd. Jeśli tego nie zrobisz, ogień piekielny dokona reszty!» Pamiętam, że odpowiedziałam mu: «nie!». Przez to «nie» rozumiałam, że nie wyrzeknę się obecności Boga ani mego anioła. Zareagował natychmiast. Powiedział, że jestem przeklęta, i obrzucił mnie wszelkiego rodzaju nieprzyzwoitymi obelgami.
Trudno opisać niepokój, jaki demon może wlać w duszę. Zjawisko to ma taki charakter, że – nawet jeśli wasz rozum mówi wam, że nie jesteście szaleni – nie udaje się wam już panować nad sobą. Niepokój ten powracał falami. Szatan – jakby sam nie wystarczał – wysyłał jeszcze inne demony, aby mnie atakowały. Kiedy przechodziły do ataku, było to czymś przerażającym, co rozgrywało się we mnie, co nie ma nic wspólnego z jakimś wewnętrznym lękiem. To było uczucie, od którego nie potrafiłam uciec.
W tych straszliwych chwilach – które doprowadzały mnie czasem do przekonania, że postradałam rozum – mój biedny anioł stróż potrafił powiedzieć mi tylko jedno słowo: «Módl się». Modliłam się więc i błagałam anioła stróża, aby mi pomógł wyjść z tego doświadczenia, ponieważ wydawało się, że będzie już trwało zawsze.
Walka pomiędzy moim aniołem stróżem i szatanem
Jakby to nie wystarczało, że byłam niepokojona w ciągu dnia, szatan przychodził też w nocy. Nie pozwalał mi zasnąć. Za każdym razem kiedy już zasypiałam, próbował mnie udusić. Czasem czułam się tak, jakby jakiś drapieżny ptak wbijał mi szpony w żołądek i ściskał mnie, aby mnie udusić. Odczuwałam bitwę wokół siebie, czułam się jakby pośrodku walki pomiędzy moim aniołem i demonem. Potem, pewnego dnia, wszystko urwało się, jakby nic się nie stało. Szatan porzucił ataki, a ja zaznałam kilku dni pokoju.
Wszystkie te doświadczenia osłabiły mnie, jednak związały mnie z moim aniołem bardziej niż wcześniej. Anioł stróż zaczął nabierać w moich oczach znaczenia i wypełniać mi życie. Ogromnie się do niego przywiązywałam. Uświadamiałam sobie, jak bardzo aniołowie stróżowie nas strzegą, kochają, troszczą się o nas, ochraniają, płaczą nad nami, modlą się za nas, cierpią razem z nami i wszystko z nami dzielą. Troski i radości przeżywają razem z nami.
Demon powrócił jednak na scenę, przeczuwał bowiem – ku swemu wielkiemu przerażeniu – co Bóg dla mnie przeznaczył. W swoim sprycie zmienił jednak strategię. Użył klasycznego sposobu, aby mnie zwieść, ukazując mi się pod postacią mojego anioła. Przywiązywał wielką wagę do sposobu przedstawienia mi Boga. Postawił sobie za cel wywołanie we mnie niewłaściwego strachu przed Bogiem. Wyczuł bowiem, że skoro Bóg przychodzi do mnie, to dzieje się tak z powodu jakiejś misji. Chciał, abym uciekała przed Bogiem, gdy będzie do mnie mówił.
Muszę przyznać, że na początku udało mu się mnie zwieść i wierzyłam w to, co mówił mi o Bogu. Korzystał z mojej niewiedzy, by wbić mi do głowy fałszywe obrazy Boga. Przedstawił Go jako straszliwego Sędziego, pozbawionego wyrozumiałości wobec Swych stworzeń, karzącego w przerażający sposób najmniejszy błąd z naszej strony. Trwało to kilka dni. Doszłam do takiego stanu, że nie udawało mi się już odróżnić, kto do mnie mówił. Nie umiałam powiedzieć, czy to był mój anioł czy demon przedrzeźniający go. Nie miałam nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić, nikogo z kim mogłabym porozmawiać lub poprosić o radę. Byłam zupełnie sama. Nie chciałam również rozmawiać o tym z moim mężem, z obawy by go nie zniechęcić.
Odtąd szatan – sądząc, że już zwycięża – zaczął zaciskać pętlę, ukazując oznaki złości, złośliwości, wywołując we mnie zamęt. Dla pogorszenia mojego stanu każdego kolejnego dnia przyprowadzał ze sobą jeszcze więcej demonów. Chciał mnie otoczyć i sprawić, by mój anioł stróż z coraz większą trudnością wypełniał zadanie chronienia mnie.
Pewnego razu Bóg pozwolił mi usłyszeć, co mówił demon, kiedy wydawał dyspozycje swoim towarzyszom, by mnie zaatakowali i sparaliżowali. Upadli aniołowie osaczali mnie, wyśmiewając się ze mnie, znieważając mnie i obrzucając wszelkimi rodzajami obelg. Pogardliwie nazywali mnie «dewotką». Bóg dopuścił to wszystko, bo to także był sposób, jakim się posłużył, by oczyścić moją duszę.
Minęło kilka dni i nagle mój anioł nakazał mi pójść do seminarium, znaleźć tam kapłana i pokazać mu orędzia. Zrobiłam dokładnie tak, jak mi polecił. Jednak bardzo się zawiodłam. Miałam wielką nadzieję... tymczasem spotkałam się z ostrym odrzuceniem. Kapłan sądził, że przechodzę kryzys psychiczny. Twierdził, że to początki schizofrenii. Postanowił zbadać moje ręce. Wziął mnie za ręce i zaczął się im przyglądać. Wiedziałam, o czym myśli. Usiłował odkryć jakieś znaki nienormalności, które widoczne są w przypadkach niektórych zaburzeń psychicznych. Uważał, że Bóg dał mu mnie jako ciężki krzyż do niesienia. Ponieważ wywołałam w nim litość, powiedział, że mogę przychodzić, kiedy będę chciała.
Przychodziłam do niego co dwa, trzy dni. Nie lubiłam tych wizyt, bo traktował mnie jak kogoś, u kogo rozpoczyna się choroba psychiczna. To trwało 3 może 4 miesiące. Jedynym powodem, który skłaniał mnie do wytrwałego odwiedzania go, była chęć udowodnienia mu, że nie jestem chora. W końcu po jakimś czasie uświadomił sobie, że byłam zdrowa na umyśle. Pewnego dnia powiedział mi nawet, że to mogłoby być Bożym charyzmatem.
W międzyczasie mój anioł stróż przygotowywał mnie do spotkania się z Bogiem i jedna z pierwszych lekcji, jakiej mi udzielił, dotyczyła rozeznawania. Pouczenia o rozeznawaniu doprowadziły demona do jeszcze większej wściekłości. Wiedział bowiem, że nawet jeśli ukaże mi się jako anioł światłości, zobaczę różnicę.
Anioł stróż powiedział mi, że jego misja już się kończy i przyjdzie do mnie Jezus. Kiedy dowiedziałam się o tym, zasmuciłam się. Nie chciałam, żeby anioł mnie opuścił. Próbował przemówić mi do rozsądku tłumacząc, że sam jest jedynie sługą Bożym i że powinnam się teraz zwrócić do Boga. Próbował mi wyjaśnić, że jego misja polegała na doprowadzeniu mnie do Boga, na bezpiecznym skierowaniu mnie ku Niemu. Jednak nie było dla mnie niczego boleśniejszego. Nie mogłam sobie wyobrazić, że pewnego dnia nie będę już mogła porozumiewać się z moim aniołem.
Zgodnie z zapowiedzią mojego anioła Daniela pewnego dnia Jezus zajął jego miejsce. Kiedy mi się objawił, postawił pytanie: «Czyj dom jest ważniejszy, twój czy Mój Dom?». Odpowiedziałam Mu: «Twój Dom». Czułam, że był zadowolony z mojej odpowiedzi. Pobłogosławił mnie i odszedł.
Potem znowu Pan przyszedł do mnie zamiast anioła i powiedział: «To Ja». Kiedy zobaczył, że waham się, powiedział mi jasno: «To Ja, Bóg». Jednak zamiast ucieszyć się, byłam smutna. Strasznie brakowało mi mojego anioła. Kochałam go i najmniejsza myśl, że już nie powróci, ponieważ jego miejsce zajął Bóg, przeszkadzała mi.
Chcę tu wspomnieć, że Pan potwierdził, iż nikt nigdy nie kochał tak swojego anioła stróża jak ja i że chciałby móc kiedyś powiedzieć: «W twojej epoce żaden człowiek nie kochał Mnie tak jak ty.»
Mój anioł pozostał na dalszym planie. Bóg zadał mi pytanie: «Kochasz Mnie?» Odpowiedziałam: «Tak». Nie wyrzucał mi, że nie kocham Go wystarczająco mocno, lecz powiedział mi bardzo spokojnie: «Kochaj Mnie bardziej».
Następnym razem, kiedy Pan objawił mi się, powiedział mi: «Ożyw Mój Dom», a potem znowu: «Odnów Mój Dom». Nie przypominam sobie, czy Mu odpowiedziałam. Wiedziałam jednak, że to, o co prosił, było dla mnie niemożliwe do wykonania.
W następnych dniach odwiedzał mnie albo mój anioł, albo Jezus, czasem równocześnie. Mój anioł pouczał mnie i prosił, abym zawarła pokój z Bogiem. Kiedy mnie o to poprosił, byłam bardzo zaskoczona. Powiedziałam mu, że nie walczę z Bogiem. Nie rozumiałam więc, jak mogę zawrzeć z Nim pokój.
Bóg poprosił mnie ponownie, abym Go kochała. Prosił, abym żyła w zażyłości z Nim, tak jak z moim aniołem, to znaczy, abym rozmawiała z Nim swobodnie. Nie potrafiłam tego uczynić. Wciąż odczuwałam Go jak kogoś obcego, a nie jak przyjaciela. Mój anioł przypomniał mi, że sam jest tylko sługą Bożym i że Boga powinnam kochać i uwielbiać. Im bardziej anioł kierował mnie w stronę Boga, tym bardziej ogarniała mnie panika na myśl, że mnie opuści. Mówił mi, że mam się zdać na Boga, ale ja tego nie robiłam.
W międzyczasie szatan nie dawał za wygraną. Cały czas miał nadzieję, że mnie pochwyci w stanie słabości. Bóg pozwolił mi raz, a może dwa razy usłyszeć rozmowę Jezusa z szatanem. Szatan prosił o pozwolenie poddania mnie doświadczeniu. Powiedział Jezusowi:
«Zobaczymy Twoją Vassulę... Twoja droga Vassula nie będzie ci wierna, upadnie i to tym razem na dobre. Udowodnię ci to w dniach jej próby.»
Ponownie więc szatanowi zezwolono na poddanie mnie wszelkim rodzajom pokus: niewiarygodnych pokus! Za każdym razem kiedy uświadamiałam sobie istniejącą pokusę i kiedy ją pokonywałam, szatan umieszczał na mojej drodze pokusę nową i jeszcze większą. Jeśli poddałabym się jej, doprowadziłabym moją duszę do piekła.
Szatan ponowił ataki. Ochlapał mi palce gorącą oliwą – akurat te, którymi trzymam ołówek, kiedy piszę. Natychmiast pojawił się pęcherz i musiałam zabandażować to miejsce, aby móc utrzymać ołówek w czasie pisania. Demon próbował jeszcze raz i gwałtowniej niż kiedykolwiek przeszkodzić mi w rozmowie z Bogiem i w jej spisywaniu. Pisanie było dla mnie bardzo bolesne. Za każdym razem kiedy miałam wyleczone palce, on parzył je na nowo i w ten sposób przez całe tygodnie pisanie wiązało się z cierpieniem.
Kiedy udałam się z rodziną na wakacje do Tajlandii, popłynęliśmy łódką zwiedzić wyspę. W drodze powrotnej, gdy dopływaliśmy, statek uderzył o nabrzeże, a ja straciłam równowagę. Aby nie upaść, chwyciłam się odruchowo pierwszej rzeczy, jaką zobaczyłam, a była to rura wydechowa silnika łódki, rozgrzana do czerwoności. Oparzyłam sobie całą prawą dłoń. Pierwszą moją myślą było: «Co zrobię, aby pisać?» Moja ręka puchła, stała się czerwona i boląca. Mieliśmy pół godziny drogi do hotelu. Kiedy tam przybyliśmy, cała opuchlizna i ból minęły. Nie miałam najmniejszego śladu oparzenia. Pan powiedział mi później, że nie pozwolił szatanowi posunąć się zbyt daleko, dlatego uleczył moją rękę.
Demon próbował więc w inny sposób przeszkodzić mi w pisaniu. We śnie pojawił się mojemu synowi, który miał wtedy 10 lat. Ukazał się w postaci starca siedzącego przy jego łóżku i mówiącego mu: «Najlepiej zrobisz, gdy pójdziesz do twojej matki i powiesz jej, aby przestała pisać. A jeśli tego nie uczyni, zrobię tak, jak postąpiłem z nią, gdy była młoda. Przyjdę, kiedy będziesz w łóżku, pociągnę twoją głowę do tyłu i uduszę cię.»
To, o czym mówił, stało się rzeczywiście, kiedy miałam być może 6 lat. Pewnej nocy, gdy leżałam w łóżku, zobaczyłam przede mną, tuż przy mojej szyi, dwie straszliwe ręce starca. Potem ktoś pociągnął mi głowę do tyłu, odsłaniając szyję. Nie stało się nic więcej, ale pamiętam, że z tego powodu cała drżałam.
Szatan polował na mnie od najwcześniejszych lat. Prawie co noc, kiedy miałam około 6 lat, ukazywał mi się we śnie, aby mnie straszyć, przyjmując postać wielkiego czarnego psa. To był zawsze ten sam sen. Szłam wąskim korytarzem, na którego końcu był pies, wściekle warczący, gotowy, by na mnie skoczyć i rozszarpać na kawałki. Uciekałam w przerażeniu.
Kiedy miałam około 10 lat, zobaczyłam we śnie Jezusa. Znajdował się w głębi czegoś w rodzaju korytarza. Widziałam Go jakby na portrecie, tylko do piersi. Uśmiechał się i mówił do mnie: «Chodź, podejdź do Mnie.» Nagle zostałam porwana przez jakiś powiew, który przyciągał mnie coraz bliżej Niego. Wystraszyłam się tego nieznanego prądu. Kiedy Jezus zobaczył, że się boję, uśmiechnął się do mnie. Ten powiew doprowadził mnie do Jezusa, tak że w końcu moja twarz przylgnęła do Jego twarzy.
W wieku około 12 lat miałam jeszcze jedno doświadczenie mistyczne. Były to moje mistyczne zaślubiny z Jezusem. Znowu we śnie zobaczyłam, że jestem ubrana jak oblubienica, a moim oblubieńcem był Jezus. Nie mogłam Go zobaczyć, lecz wiedziałam, że tam był. Obecne osoby radośnie wiwatowały, w rękach miały palmy. Szliśmy w weselnym pochodzie. Zaraz po ceremonii weszłam do pokoju. Była tam nasza Matka Najświętsza, święta Maria Magdalena oraz dwie inne święte niewiasty. Nasza Matka Najświętsza była bardzo szczęśliwa i podeszła, aby mnie uściskać. Zaraz też zaczęła poprawiać mi suknię i włosy. Uświadomiłam sobie, że chciała, abym była piękna dla Jej Syna.
Szatan nadal atakuje różnymi sposobami
Demon wiedział, jak straszliwie boję się karaluchów. Pisanie o tym przyprawia mnie o dreszcze, ale sądzę, że powinnam to uczynić, aby ukazać, jak bardzo szatan ze mną walczył. Pewnego dnia, kiedy wychodziłam z pokoju, zamknęłam drzwi. Nagle poczułam, że coś leje mi się na twarz. Nie wiedziałam, co się stało. Nagle usłyszałam szatana, który się śmiał i żartował ze mnie: «To w ten sposób cię chrzczę. To jest rodzaj wody święconej, na jaką zasługujesz!» Po chwili zrozumiałam, co się stało. Zamykając drzwi zgniotłam ogromnego karalucha... Sądziłam, że natychmiast umrę z obrzydzenia.
Nie mam zamiaru opisywać wielu różnych form ataków szatana. Chcę tylko pokazać, w jaki sposób walczył ze mną, aby utrudnić mi rozpowszechnianie tego orędzia, jak przeszkadzał mi w misji, do której Pan mnie przygotowywał.
Pewnego dnia szatan na nowo postanowił zmienić strategię. Aby mnie zwieść, przyjął postać mojego zmarłego ojca: nawet w ten sam sposób mówił, doskonale go naśladował. Mówił do mnie po francusku, tak jak czasem zwracał się do mnie ojciec:
«Moja kochana, widzisz... Bóg w Swojej litości przysyła mnie do ciebie, aby ci powiedzieć, że się łudzisz. Jakże możesz wierzyć, że to On rozmawia z tobą w ten sposób? Takie rzeczy są niemożliwe, wiesz o tym dobrze. Jedynie obrażasz Boga, wywołujesz Jego gniew. Zastanów się... Bóg miałby do ciebie mówić? Czy kiedykolwiek słyszałaś o czymś podobnym? Jedynie szaleństwo może doprowadzić cię do uwierzenia w coś podobnego!»
Zareagowałam: «No dobrze, a co z moim aniołem? Z aniołami to przecież możliwe.»
Wtedy krzyknął: «Ach, ten!» – i jego głos napełniła taka nienawiść, że znowu rozpoznałam szatana.
Pustynia, a potem całkowite poddanie się
«Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić jej do serca...» (Oz 2,16)
Bóg chciał, abym obecnie całkowicie oddała się Jemu. Zapragnął mnie ze Sobą połączyć i uczynić Swoją. Chciał mnie ukształtować i przemienić. Ponieważ nie ofiarowywałam Mu siebie tak, jak tego pragnął, musiałam więc przejść przez inny rodzaj oczyszczenia, aby całkowicie oddać się Bogu i zawrzeć z Nim pokój. Oto co się stało:
Zawołałam Boga i z wielkim zdziwieniem stwierdziłam, że nikt mi nie odpowiada. Ogarnęła mnie panika i rozglądałam się na wszystkie strony w poszukiwaniu anioła. Jego jednak również nie było. Odczułam natomiast blisko siebie jakieś dusze. Przychodziły jak żebracy, zbliżały się do mnie. Błagały mnie o modlitwy, o błogosławieństwo i o wodę święconą. Poszłam natychmiast do kościoła i przyniosłam wodę święconą. Poprosiły wtedy, abym je pokropiła, co uczyniłam. To przyciągnęło jeszcze więcej dusz. Nigdy jeszcze nie było ich tak wiele: ogromny tłum. Byłam zdziwiona, bo wydawało się, że to przynosi im ulgę w cierpieniach i ich radość była wielka. Jedna z nich poprosiła mnie, abym się za nią czasem modliła i pobłogosławiła ją. Nie wiedziałam, jak to zrobić. Wtedy powiedziała mi, że mam odmówić prostą modlitwę i błogosławieństwo. Pomodliłam się tak, jak mnie o to prosiła, i pobłogosławiłam ją. Podziękowała mi z radością i też mnie pobłogosławiła. Wszystko to było dla mnie nowe, czułam jednak, że to przynosi im ulgę i radość. Wykorzystałam okazję, aby zapytać, czy nie wiedzą, gdzie się podział mój anioł i Ten, którego moje serce zaczęło już kochać. Nie otrzymałam jednak żadnej odpowiedzi.
Każdy dzień mijający w tej samotności wydawał mi się rokiem. Szukałam spokoju, ale nie mogłam go znaleźć. Byłam otoczona licznymi przyjaciółmi i znajomymi, jednak nigdy nie czułam się tak samotna i opuszczona jak wtedy. Czułam się tak, jakbym przechodziła przez piekło. Wiele razy wołałam do mojego anioła, aby do mnie powrócił, ale on znikł.
«Szukałam go, lecz nie znalazłam, wołałam go, lecz mi nie odpowiedział...» (Pnp 5,6)
Błądziłam przez trzy tygodnie po tej pustyni, czując się raczej jak umarła niż żywa. Nie mogłam już tego znieść. Wtedy w tej straszliwej nocy, przez jaką przechodziła moja dusza, wyrwał się z mojego serca rozdzierający krzyk do Jahwe, taki jakiego nigdy wcześniej nie wydałam: «Ojcze! Gdzie jesteś? Ojcze? Weź mnie i uczyń ze mną, co zechcesz! Oczyść mnie, abyś mógł się mną posłużyć!»
Gdy z największej głębi mego serca wyrwał się ten przeszywający krzyk, Niebo się otwarło i jak grzmot odpowiedział mi pełen uczucia głos Ojca: «Ja, Bóg, kocham cię!» Słowa te były jak balsam wylewający się na straszliwe rany zadane mojej duszy. Natychmiast je uleczyły. W słowach wypowiedzianych przez Boga odczułam Jego Nieskończoną Miłość.
Zaraz po tych słowach pełnych miłości poczułam się tak, jakbym wyszła z tornada i znalazła się w spokojnym ogrodzie. Mój anioł powrócił i z wielką czułością zaczął opatrywać moje rany: rany zadane mi, kiedy kroczyłam w nocy, po nie kończącej się pustyni.
Jahwe poprosił mnie o otwarcie Biblii i czytanie. Pierwszy fragment, jaki przeczytałam, wzruszył mnie do łez i utwierdził, bo ukazał mi w zaskakujący sposób Serce Boga. Przeczytałam słowa z Księgi Wyjścia (22,25-26): «Jeśli weźmiesz w zastaw płaszcz twego bliźniego, winieneś mu go oddać przed zachodem słońca, bo jest to jedyna jego szata i jedyne okrycie jego ciała podczas snu. I jeśliby się on żalił przede Mną, usłyszę go, bo jestem litościwy.»
Wszystko to miało miejsce na Wielkanoc 1986. Z przyczyn Sobie wiadomych Bóg nie wyjaśnił mi od razu, co działo się ze mną przez te 3 tygodnie. Dopiero po długim czasie, 22 grudnia 1990, dał mi wyjaśnienie. Oto Jego własne Słowa:
«...Jednak to ciebie zawołało Moje Serce – Przepaść Miłości. Piętrzyłaś w Moim Sercu strapienie za strapieniem, zdradę za zdradą. Walczyłaś przeciw Mnie, małe wątłe stworzenie... Ale Ja wiedziałem, że twoje serce nie jest sercem podzielonym i że kiedy raz je zdobędę, będzie należeć całkowicie do Mnie. Narzędzie swej epoki, walczyłaś przeciw Mnie, ale powaliłem cię w tej walce i w pyle ciągnąłem cię na pustynię, gdzie zostawiłem cię zupełnie samą.
Od początku twego istnienia obdarzyłem cię aniołem stróżem, aby cię strzegł, pocieszał i prowadził, ale Moja Mądrość wydała twemu aniołowi stróżowi nakaz, aby cię opuścił i aby pozostawił cię samą w zmaganiu się z pustynią. Powiedziałem: «Będziesz żyła pomimo twojej nagości, choć żaden człowiek nie jest zdolny przeżyć sam.»
Szatan wziąłby zupełnie w posiadanie twoją duszę i zabiłby cię. Jemu jednak również został wydany Mój nakaz. Zabroniłem mu cię dotykać. Wtedy w swoim przerażeniu przypomniałaś sobie o Mnie i popatrzyłaś w Niebo, szukając Mnie rozpaczliwie. Twe skargi i błagania przerwały nagle śmiertelną ciszę, która cię otaczała, a twoje przerażone wołania przeszyły niebiosa, dochodząc do Najświętszej Trójcy...
«Moje dziecko!» – odpowiedział w całym Niebie pełen radości Głos Ojca.
«Ach!... Sprawię, że ona wniknie teraz w Moje Rany i dam jej spożywać Moje Ciało i Moją Krew. Poślubię ją i stanie się Moją na całą wieczność. Ukażę jej Miłość, którą mam do niej, a jej wargi będą odtąd Mnie spragnione, a jej serce stanie się Wsparciem dla Mojej Głowy. Codziennie będzie się żarliwie poddawać Mojej Prawości. Uczynię z niej ołtarz Mojej Miłości i Mojej Męki. Ja i tylko Ja stanę się jej jedyną Miłością i jej jedynym Dążeniem. Wyślę ją z Moim Orędziem na krańce świata, aby zdobyła bezbożny lud, który nie jest nawet jej własnym. I dobrowolnie poniesie Mój Krzyż Pokoju i Miłości, idąc drogą na Kalwarię.»
«A Ja, Duch Święty, zstąpię na nią, aby odkryć przed nią Prawdę i Nasze głębiny. Poprzez nią przypomnę światu, że największym darem ze wszystkich jest MIŁOŚĆ.»
«Świętujmy więc! Niech całe Niebo się raduje!»
Dla lepszego zrozumienia sytuacji Bóg dał mi wizję. Dał mi poznać, dlaczego szatan był tak bardzo agresywny w stosunku do mnie. Dopóki w pełni się nie nawróciłam, dopóty szatan nie przeszkadzał mi. Był zadowolony i nie okazywał żadnej agresji. Jednak gdy odczuł, że zwracam się do Boga i że mnie utraci, zaczął atakować moją duszę. Oto wizja, którą ujrzałam:
Byłam w pokoju. Zobaczyłam pełzającego węża (szatana). Wydaje się, że ten wąż był moim domowym zwierzęciem. Przestałam się nim interesować, więc już go nie karmiłam. Zgłodniały i zdziwiony wyszedł ze swego kąta w poszukiwaniu pożywienia. Znalazł miskę z trzema kiściami winogron i połknął je, bo był głodny. To mu jednak nie wystarczyło, więc popełznął w kierunku kuchni, aby znaleźć coś do jedzenia. Zaczęłam uświadamiać sobie, że moje uczucia w stosunku do niego zmieniły się i stałam się obecnie raczej jego nieprzyjacielem niż przyjacielem. Z tego powodu spodziewałam się, że będzie chciał mnie uśmiercić. Bałam się. Jednak zjawił się mój anioł stróż i zapytał, czego się boję. Opowiedziałam mu o wężu, a on zaproponował, że się nim zajmie. Wahałam się, czy się przyłączyć do walki, ostatecznie jednak zdecydowałam pójść do anioła, aby mu pomóc. Anioł wziął miotłę i otworzył drzwi wejściowe. Podszedł do węża i wygonił go. Zamknął drzwi i następnie przez okno patrzyliśmy razem na węża. Wpadł w panikę, wrócił pod drzwi, ale zastał je zamknięte. Ześliznął się po schodach w dół. Kiedy już był na ulicy zmienił się w ogromną, obrzydliwą ropuchę, a potem w złego ducha. Ludzie zatrwożyli się, złapali go, a następnie związali.
Regularnie udawałam się do seminarium na rozmowę z kapłanem. Pewnego dnia zapytał, czy mógłby towarzyszyć mi w czasie tego zjawiska, kiedy porozumiewam się z Niebem. Zgodziłam się. Kiedy zaczęłam pisać, podszedł do mnie i złapał mnie za rękę, aby zobaczyć, czy będzie mnie mógł powstrzymać. Poczuł natychmiast rodzaj mrowienia, tak jakby przez jego ramię przeszedł prąd. Nic mi nie powiedział, lecz później – kiedy to odczucie jakby prądu elektrycznego nie ustępowało przez całe popołudnie – opowiedział o tym doświadczeniu innemu kapłanowi w seminarium. Kiedy ten drugi usłyszał o mnie i dowiedział się o zajściu, stwierdził, że nie jest to Boże zjawisko, lecz diabelskie. Postanowił się jednak ze mną zobaczyć.
Pokropił wodą święconą swój pokój, krzesło, na którym miałam usiąść, biurko, papier i ołówek, którego miałam używać. Kiedy weszłam, poprosił, abym wezwała «to», z czym rozmawiam, i powiedziała «temu czemuś», aby napisało: «Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu». Modliłam się, prosząc Ojca, aby napisał to dla mnie i On tak uczynił. Jednak zrobił to z taką siłą, że ołówek złamał się i musiałam dokończyć, używając pióra. Kapłan był rozzłoszczony i równocześnie przerażony. Zaczął mi mówić o satanizmie, złu, magii i o niemych duchach. Napełnił mi głowę okropnościami. Kiedy wstałam, żeby wyjść, powiedział mi, że nie powinnam więcej przychodzić ani do seminarium, ani do kościoła, chyba że przestanę pisać na jakiś czas. Dowiedziałam się też, że powinnam zostawić w spokoju drugiego kapłana. Dał mi trzy modlitwy do codziennego odmawiania: modlitwę do św. Michała Archanioła, modlitwę św. Bernarda «Pomnij, o Najświętsza Panno...» oraz nowennę do Najświętszego Serca Jezusa. Włożył mi również do ręki różaniec.
Zbita z tropu poszłam do pierwszego kapłana, który był dla mnie przynajmniej grzeczniejszy, i opowiedziałam mu o tym, co zaszło. Powiedziałam mu, że zdaję sobie sprawę z tego, iż nie lubi moich wizyt, i dlatego je zakończę. Spuścił wzrok, przechylił głowę na bok i nie odpowiedział. Zrozumiałam więc, że zgadza się na to. Jasno zobaczyłam i zrozumiałam, że nie przychodząc do niego pozbawię go natychmiast ciężkiego krzyża. Zrozumiałam, że byłam ‘persona non grata’. Wstałam więc ze słowami: «Dopóki nie będę czuła, że jestem mile widziana, dopóty nie zobaczycie mnie więcej w tym miejscu!» Wyszłam sądząc, że na dobre opuszczam katolicki teren.
Po powrocie do domu zalałam się łzami. Mój anioł przyszedł mnie pocieszyć, głaszcząc mnie po głowie. Skarżyłam się przed Bogiem: «Jestem w rozterce i moja dusza cierpi ponad wszelkie wyobrażenie. Nie wiem już, w co wierzyć. Ty mówisz, że to Ty, i moje serce czuje i wie, że to Ty. Tymczasem kapłan mówi, że to demon. Jeśli to Ty, w takim razie chcę, aby pewnego dnia ten kapłan to przyjął i stwierdził, że objawienia, które otrzymuję, są Boże, a wtedy uwierzę!» Bóg odpowiedział tylko: «Ja go zegnę...»
Anioł był w stosunku do mnie bardzo czuły. Owijał troskliwie moje duchowe rany. Odmawiałam codziennie trzy modlitwy, które otrzymałam od kapłana, i uczyniłam dokładnie to, co kazał mi zrobić. Przestałam posługiwać się charyzmatem, jakiego Bóg mi udzielił, i unikałam pisania. Mieszkałam w kraju muzułmańskim, kupiłam więc Koran, aby go przestudiować i porównać z Pismem Świętym.
Pewnego dnia, kiedy robiłam notatki, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nasz Niebieski Ojciec podszedł do mnie. Już sama Jego Obecność napełniła mnie niewyrażalną radością. Powiedział mi: «Ja, Bóg, kocham cię. Córko, pamiętaj o tym zawsze. Jahwe jest Moje Imię.» Ciągle trzymałam ołówek, posłużył się więc moją ręką, aby zapisać w moim notesie to, co właśnie powiedział. Nieco później przyszedł ponownie i powiedział mi, posługując się moją ręką: «Ja, Bóg, kocham cię. Vassulo, zawsze o tym pamiętaj. To naprawdę Ja cię prowadzę. Jahwe jest Moje Imię.» To było tak wzruszające, że rozpłynęłam się we łzach. Czułam się jak w więzieniu. Zakazano mi rozmawiać z moim Ojcem, zakazano mi mieć jakąkolwiek łączność z Niebem, zakazano mi posługiwać się darem, jaki Sam Bóg mi dał, i zakazano mi iść drogą, na której mogłam zbliżyć się do mego Niebieskiego Ojca. Kto pomimo tych wszystkich zakazów przyszedł mnie odwiedzić w moim «więzieniu»? Ten, który kocha mnie najbardziej! Najczulszy Ojciec, Ten, który trzyma cały wszechświat w zagłębieniu Swej dłoni, On okazał mi Swoje przywiązanie i miłość.
Prześladowania ze strony kapłana
Kapłan jednak nie ustąpił. Pisał do mnie listy, aby wyjaśnić mi, że wszystko to było tylko stertą śmieci i że wystarczyłoby, żebym popatrzyła na samą siebie, aby zrozumieć, że taka łaska nigdy nie może mi być dana. Spotkałam się z nim ponownie. Takie łaski – stwierdził – były dla ludzi, którzy pracują dla Boga, jak Matka Teresa na przykład, i wyciągając rękę, pokazał mi wszystkie swoje książki w biblioteczce. Potem próbował mnie przestraszyć mówiąc, że wszystko to było diabelskie. Mówił to po to, abym porzuciła pisanie. Udało mu się to częściowo. Potem za każdym razem, gdy przychodził do mnie Bóg, ignorowałam Go. Z ledwością mogłam zaakceptować mojego anioła. Gdy słyszałam Boga mówiącego: «Ja, Jahwe, kocham cię», udawałam, że nic nie słyszę, i nie pozwalałam, aby to zostało zapisane. Gdy przychodził do mnie Jezus mówiąc: «Pokój, Moje dziecko», odwracałam się od Niego i przeganiałam Go, uważając za demona.
Kapłanowi udało się wbić mi w głowę, że Bóg nie może porozumiewać się z taką osobą jak ja, bowiem przychodził jedynie do osób świętych. Czasem stawałam się bardzo agresywna, gdy Jezus zaczynał do mnie mówić, bo sądziłam, że to był demon. Cały czas gwałtownie Go odpychałam. W końcu Mądrość znalazła drogę. Mój anioł przyszedł mi powiedzieć, że ma mi do przekazania orędzie Jezusa i chciałby mi je dać. Stał się pośrednikiem.
To była droga, którą mogłam zaakceptować, ale nie zawsze, bo byłam jeszcze pod wpływem słów duchownego. Jak i dlaczego Oczy Świętego Świętych miałyby spocząć na duszy tak godnej pożałowania jak moja? Już to mi wystarczało. Jakże mogłam wierzyć, że Bóg, Wszechmogący, może mówić do mnie i porozumiewać się ze mną w sposób tak prosty! W całym moim życiu o czymś takim nie słyszałam. Można to znaleźć tylko w Biblii: Mojżesz, Abraham i prorocy, lecz była to inna historia i w innej epoce. Co do mnie było to kłamstwo, złudzenie – oto, co mi o tym mówiono. Jednak mój duch drżał, bo wiedziałam, że to przydarza mi się naprawdę i nie jestem szalona. Z czasem rany, jakie zadali mi kapłani, zaczęły się powoli goić.
Podjęcie na nowo rozmowy z Bogiem
Mój anioł przynosił mi wielki pokój, kiedy przemawiał do mnie każdego dnia całymi godzinami. Od czasu do czasu, aby Jezus mógł wypowiedzieć Swoje Boskie słowa, robił Mu miejsce. Za pierwszym razem, kiedy to się stało, miałam zamiar wymazać te słowa, bo przyrzekłam sobie, że ich nie zapiszę. Anioł zadziałał jednak prosząc mnie o zrozumienie i o pozostawienie tych słów, bo naprawdę pochodziły od Jezusa: «Ja, Jezus, kocham cię.»
To były pierwsze słowa, jakie Jezus zapisał po tym kryzysie. Zrobił to 20 czerwca 1986. Powoli, bardzo powoli, krok po kroku i zawsze bardzo delikatnie Jezus podchodził coraz bliżej mnie.
9 lipca 1986 Bóg powiedział: «Ja, Bóg, kocham cię». Anioł, widząc moje wahanie, poprosił mnie natychmiast o zachowanie tych słów. Powiedział, że każde słowo zostało rzeczywiście dane przez Boga i że Bóg jest blisko mnie.
Następne orędzie – dane bezpośrednio przez Boga, również w lipcu 1986 – było następujące: «Nakarmiłem cię. Przyszedłem dać ci pokarm. Proszę cię, pomóż innym, dając również im ten pokarm. Prowadź ich do Mnie i spraw przez to, że zakwitną. Dałem ci Miłość, idź więc za Mną. Wyróżniłem cię, dając ci ten pokarm. Udzielaj go też innym ludziom, aby w nim zasmakowali.»
Potem, 31 lipca 1986, Jezus przyszedł ponownie, tym razem jako Najświętsze Serce, i powiedział mi: «Zajmij miejsce, Moja umiłowana, pośrodku Mojego Serca. Tam będziesz żyła.»
7 sierpnia 1986 jeszcze jeden raz przemówił do mnie Ojciec, dając mi to orędzie: «Ja, Bóg, wiążę cię ze Sobą.» Wystraszona i nieufna poprosiłam Go bardzo oschle, aby na nowo powiedział mi, jak się nazywa. Odpowiedział: «Jahwe.» Napełniła mnie radość i miłość. Czułam ogień w duszy z powodu gorącego pragnienia Boga. Powiedziałam: «Kocham Cię, Ojcze Przedwieczny.» Odpowiedział: «Kochaj Mnie, uwielbiaj Mnie, twojego Boga. Ja jestem twoim Przedwiecznym Ojcem.» Zapytałam Go wtedy: «Czy odczuwasz moje radości, moje niepokoje, moje obawy, moją miłość i moje zakłopotanie?» Odpowiedział: «Tak». Powiedziałam więc: «W takim razie wiesz, co odczuwam teraz. Rozumiesz mnie w pełni.» Powiedział z wielką czułością: «Tak, wszystko to odczuwam, Moja umiłowana.»
To był pierwszy przekaz, jaki otrzymałam od Boga po upływie długiego czasu, po odrzuceniu Go ze strachu. Bóg mówił dalej, chociaż wiedział, że dziwiło mnie to, o czym mówił. Powiedział: «Wszystkich was kocham. To jest po prostu przypomnienie, abyś przypomniała sobie, jakie są twoje początki. Rozdawaj Moje orędzie.»
Jak wyjaśniłam to już na początku, wszystkie pierwsze orędzia, które otrzymywałam, były bardzo krótkie. Przypominały raczej telegramy niż orędzia. Używałam jakiegokolwiek papieru, byle tylko móc zapisać. Kiedy jednak nadszedł moment, aby podjąć moją misję, Duch Święty natchnął mnie, aby używać odtąd zeszytów i stawiać daty przy orędziach oraz numerować strony.
W czasie lektury orędzi mojego anioła można zauważyć, że pierwsza zaznaczona data to 8 maja 1986. Nie znaczy to, że pierwsze spotkanie z aniołem miało miejsce w tym dniu. Pierwsze spotkanie odbyło się pod koniec listopada 1985. Do zapisania orędzi używałam wtedy różnych kawałków papieru, jakie znajdowałam pod ręką. Kartek tych było coraz więcej. Odczuwałam w moim sercu, że jeszcze nie nadszedł moment podzielenia się tymi przekazami z innymi. Uświadamiałam sobie, że otrzymałam szczególną łaskę. Obawiałam się jednak, że zjawisko to może być źle zrozumiane przez ludzi, dlatego trzymałam ten dar w ukryciu tak długo jak długo było to możliwe. Powiedziałam o tym nadzwyczajnym darze tylko kilku osobom, do których miałam zaufanie.
Kiedy nagromadziło się wiele zapisanego papieru, zniszczyłam zapiski i wyrzuciłam. Pewnego dnia, przechodząc przez kuchnię, zobaczyłam jednego z naszych służących trzymających w ręce jakieś porozrywane kawałki papieru. Widziałam, jak je rozwijał i starannie prostował, aby dołączyć je do innych kawałków w taki sposób, by ułożyć na nowo całą kartkę. Pieczołowitość, z jaką to robił, uderzyła mnie. Zobaczyłam, jak po przeczytaniu orędzia troskliwie schował je do swego notesu. Pomyślałam, że widocznie zrobiło na nim wrażenie jedno z orędzi zapisanych na tych kartkach papieru. Nie mogłam mu powiedzieć o tym, co mi się przydarzyło, bo obawiałam się, że może mnie to ośmieszyć w oczach domowej służby. Od tej chwili postanowiłam orędzia palić zamiast wyrzucać kartki do kosza.
Chciałabym dodać, że całymi dniami porozumiewałam się z moim aniołem również przez nadzwyczajne światło wlewane dzięki łasce Bożej bezpośrednio do mojego umysłu. Moja dusza nie potrzebowała wtedy żadnego porozumiewania się przez pisanie. Już w samej obecności anioła rozumiała ona o wiele więcej niż wtedy, gdy było mi coś przekazywane w formie pisma lub lokucji. Oznacza to, że nie musiałam zawsze pisać, aby zrozumieć mojego anioła lub aby odczuć jego obecność przy mnie.
I tak przez około pięć miesięcy przed 8 maja 1986 doświadczałam już nadzwyczajnych znaków. Miałam różne wizje i otrzymywałam pisemne przekazy. Mówię o pięciu a nie o sześciu miesiącach, ponieważ przez jeden miesiąc – zanim zaczęłam zapisywać pierwszy zeszyt – Bóg przeprowadził mnie przez jedno z najstraszliwszych oczyszczeń, jakie przeżyłam, odkąd zaczęłam otrzymywać te nadzwyczajne łaski.
Oczyszczenie to miało miejsce w okresie wielkanocnym w 1986. Bóg oddalił mojego anioła i zamknął Niebo, pozostawiając mnie przez jakiś czas w stanie najmroczniejszej nocy ducha. Opowiedziałam już o tym oczyszczeniu we fragmencie wprowadzenia zatytułowanym: «Pustynia, a potem całkowite poddanie się». Bóg dał mi poznać to strapienie, aby moja dusza zrozumiała, jak bardzo Go potrzebuje. W ciągu tej nocy ducha moja dusza uświadomiła sobie również, jak bardzo przez wszystkie te lata obrażałam Boga. Zrozumiałam też, że pomimo moich zniewag Jego miłosierdzie wobec mnie nie zmieniło się. To była godzina najgłębszej nadziei. Bóg był w tym wszystkim, czekając na moje poddanie się. Moja dusza, wtedy już zniewolona i przyciągnięta przez Niego, została powalona agonią z powodu niezdolności zbliżenia się do Nieba i do bycia z Nim oraz z moim aniołem.
Bóg oczekiwał, że moja dusza otworzy się szeroko na Boże działanie Jego Świętego Ducha. Pragnął jej pełnego oddania się oraz tego, by wszystko co mogło przeszkadzać potężnemu działaniu Jego Świętego Ducha na zawsze zostało usunięte. Każde włókno mojego serca wołało do Niego, oddając Mu siebie. Wtedy natychmiast, bez wahania bramy Niebios otwarły się dla mnie, abym tam weszła, pozwalając Duchowi Świętemu rozpocząć Jego działanie we mnie. Oczyszczenie dokonało się.
Na początku mojej misji, zaraz po dokonaniu tego oczyszczenia, Bóg natchnął mnie, ażebym notowała w zeszytach, numerowała stronice i zapisywała daty. Otrzymałam potwierdzenie, że było to zgodne z wolą Bożą, bo znajomy kapłan niemiecki, ojciec Karl, stwierdził, że byłoby dobrze zapisywać orędzia w zeszytach i notować ich daty...
Nie sądzę, abym mogła wyjaśnić powody, dla których Bóg nie natchnął mnie od razu do tego, abym od początku «otwarła» zeszyty, jak natchnął mnie do tego później. Nie umiem też wyjaśnić, dlaczego On pozwolił, żebym na początku zapisywała wszystko na małych kawałkach papieru. Nic na ten temat nie wiem. Nie mam też zamiaru zgłębiać tajemnic i zamiarów Boga, by próbować znaleźć odpowiedź na to pytanie. Jemu spodobało się dać mi poznać tylko to, co chce, żebym wiedziała.
W międzyczasie mimo wszystko kontaktowałam się z kapłanami. Jednak przestałam mówić o orędziach temu, który je potępił i który wywołał tyle moich cierpień. Po jakimś czasie postanowiłam mu powiedzieć, że wciąż otrzymuję orędzia i że je zapisuję. Przypominam sobie, że zaprosiłam tego kapłana do domu, gdzie czułam się swobodniej, aby powiedzieć mu, że cały czas rozmawiam z Bogiem. Sądziłam, że powinnam go o tym poinformować. Powiedziałam o tym, choć z pewnością nie było to dla niego przyjemne. Jednak on poprosił mnie o pokazanie mu zapisków. Wtedy zamiast pojedynczych kartek papieru, jak wcześniej, pokazałam mu moje zeszyty. Na jego prośbę pożyczyłam mu jeden lub dwa. Nazajutrz otrzymałam od niego bardzo przykry list nakazujący mi spalenie wszystkich moich zeszytów i pójście do przyjaciół, którzy je czytali, aby wszystko wymazali ze swojej pamięci.
Wydaje mi się, że w jego zachowaniu rozpoznałam coś z działania szatana. Przekazałam przyjaciołom jego słowa i bardzo się na niego rozgniewali. Poszłam więc do niego, aby przekazać ich reakcje i odebrać moje zeszyty. Stwierdził, że teraz z pewnością Bóg wpadnie w gniew z mojego powodu i że pozostawi mnie na łasce losu. Powiedział też, że Bóg jest cierpliwy jeden lub dwa razy, lecz teraz, ponieważ nie posłuchałam, zostawi mnie demonowi.
Lekcje rozeznawania, jakich udzielał mi anioł, zaczęły owocować i stawały się dla mnie bardzo użyteczne w tym szczególnym momencie. Tym razem nie można mnie było zmylić. Odpowiedziałam kapłanowi na list. Stwierdziłam, że jego Bóg nie jest moim Bogiem, bo jego Bóg jest Bogiem okrutnym, szybko wpadającym w gniew, niecierpliwym, nietolerancyjnym, pozbawionym miłości. Jego Bóg przebacza tylko jeden lub dwa razy, a potem odwraca się plecami i wrzuca dusze do piekła, jeśli nie posłuchają. Tymczasem Bóg – którego ja znam, Ten, z którym codziennie rozmawiam, mój Bóg – jest samą Miłością, jest nieskończenie cierpliwy, wyrozumiały i czuły. Mój Bóg – który do mnie mówi, który pochyla się z Niebios – jest łagodny i pokorny, nieskory do gniewu, miłosierny i ogarnia moją duszę jedynie miłością. Mój Bóg, który nawiedza mnie codziennie w moim pokoju – Ten, którego on oskarża o to, że jest demonem – otacza moją duszę pokojem i ufnością. Mój Bóg karmi mnie duchowo, powiększając moją wiarę w Niego. Uczy mnie rzeczy duchowych i odkrywa przede mną Bogactwa Swego Serca.
Kapłan poprosił mnie wtedy, abym spróbowała jeszcze przez kilka dni nie pisać, aby zobaczyć, co się stanie. Spędziłam więc kilka dni nie pisząc, tak jak tego chciał. Modliłam się pytając, kto naprawdę mną kieruje w ten szczególny sposób. Pytałam, czy orędzia rzeczywiście pochodzą od Boga. On odpowiedział mi i jasno usłyszałam Jego słowa: «Ja, Jahwe cię prowadzę.» Nic więcej. Bóg odpowiedział mi stosownie do mojej modlitwy.
Nadal otrzymywałam przekazy. Pewnego dnia, 15 grudnia 1986, Bóg dał mi następujące orędzie: «Moja córko, cała Mądrość pochodzi ode Mnie. Czy pragniesz Mądrości?» Nie uświadamiając sobie tego, co Bóg mi ofiarowywał, odpowiedziałam Mu po prostu: «Tak, Panie». Powiedział mi wtedy, że da mi Mądrość, lecz że powinnam Ją zdobywać, jeśli chcę Ją mieć. Gdy zobaczył, że zastanawiam się, jak to zrobić, powiedział, że On jest Wszechmogący i że mnie pouczy. Zastanawiałam się nad tym, co Bóg mi ofiarował, i im więcej rozmyślałam, tym bardziej uświadamiałam sobie ogrom udzielonego mi daru. Uświadomiłam sobie, że nawet Mu nie podziękowałam! Następnego dnia wyraziłam Mu więc moją wdzięczność, a On ponownie stwierdził, że muszę zdobywać Mądrość, w czym sam mi pomoże, i że nie powinnam się zniechęcać.
Zauważyłam jeszcze jedną rzecz, to mianowicie, że Jezus coraz częściej zajmował miejsce anioła. Przychodził jako Najświętsze Serce. Pewnego dnia zaskoczył mnie Swoim pytaniem. Zapytał Mnie, czy chciałabym Mu służyć. Ogarnął mnie strach i zawahałam się. Nie pozwoliłam, żeby zostało to zapisane jak inne orędzia. Wystraszyłam się, że każe mi spakować walizki i opuścić dom, żeby wstąpić do klasztoru i zostać zakonnicą. Nie byłam w ogóle na to gotowa i nie chciałam tego. Moim brakiem zaufania zawiodłam Go i zauważyłam Jego smutek. Ujawnił się on w tonie Jego Głosu, gdy powiedział: «Mogę przebywać w tobie, pomimo twojej zadziwiającej słabości.»
Było mi bardzo smutno, że Go zawiodłam, obawiałam się jednak niewiadomej. Jezus wypowiedział dokładnie takie słowa: «Jeśli będziesz Mi służyć, ujawnię w tobie jedynie mękę». Nie rozumiejąc, powtórzyłam: «...mękę...». Powiedział: «Tak, mękę. Czy chcesz...» Oderwałam rękę, aby nie pisać dalej, jednak wszystko słyszałam.
Całą noc zastanawiałam się nad tym. Potem podjęłam decyzję rzucenia się w to nieznane, postanowiłam zdać się na Jego Wolę. I tak sama powróciłam do Jego pytania. Zapytałam Go: «Czy chcesz, abym Ci służyła?» Natychmiast odczułam Jego radość. Odpowiedział: «Tak, chcę. Bardzo tego chcę, Vassulo. Chodź, pokażę ci, gdzie i jak możesz Mi służyć... Pracuj i służ Mi jak teraz. Bądź taka, jaka jesteś. Potrzebuję sług zdolnych Mi służyć tam, gdzie najbardziej brakuje miłości. Jednak pracuj ciężko, bo żyjesz wśród złych i niewierzących. Jesteś pośród nikczemnych głębokości grzechu. Masz służyć Bogu tam, gdzie panują ciemności. Nie zaznasz spoczynku. Będziesz Mi służyć tam, gdzie wszelkie dobro jest zamienione na zło. Tak, służ Mi pośród nędzy, pośród niegodziwości i nieprawości świata. Służ Mi pomiędzy bezbożnymi, pomiędzy tymi, którzy wyśmiewają się ze Mnie, pomiędzy tymi, którzy przeszywają Moje Serce. Służ Mi pomiędzy biczującymi Mnie, pomiędzy oskarżającymi Mnie. Służ Mi pomiędzy tymi, którzy ponownie Mnie krzyżują i plują na Mnie. Och! Vassulo, jak bardzo cierpię! Przyjdź Mnie pocieszyć!... Smuć się i cierp razem ze Mną, dzieląc Mój Krzyż...»
Od tego czasu Boże pouczenia następowały jedne po drugich i rozmowy z Nim stały się czymś codziennym. Trwają aż do dnia, w którym piszę te słowa. Bóg zapowiedział mi, że Jego charyzmat został mi udzielony aż do końca moich dni na ziemi.