Spis treści:
Patrick de Laubier: Maria Valtorta (1897-1961) – wizjonerka i przyjaciółka Boga
Marino Parodi: ROCZNICA URODZIN MARII VALTORTY
1) Patrick de Laubier: Maria Valtorta (1897-1961) – wizjonerka i przyjaciółka Boga
Ta wielka współczesna mistyczka jest autorką znaczącego dzieła, liczącego ponad 15 tysięcy stron. Część, zawarta w 10 tomach, która została przetłumaczona na francuski, nosi tytuł, może niezbyt dobrze dobrany, Ewangelia, jaka została mi objawiona (włoski tytuł: Poemat Boga-Człowieka). Inne pisma – dostępne jedynie po włosku, np. Quaderni z lat 1943-50 – liczą około 2400 stron. Można tu jeszcze wspomnieć Księgę Azariasza oraz Wyjaśnienia do Listu św. Pawła do Rzymian.
To wspaniałe dzieło miało już swoich poprzedników takich jak Mistyczne Miasto Boże Marii z Agredy (XVII wiek), a przede wszystkim dzieło Katarzyny Emmerich, spisane przez Klemensa Brentano na początku XIX wieku. U Marii Valtorty rzuca się w oczy jasność przesłania, obiektywna jakość i głęboka duchowość.
Przypomnijmy sobie kilka etapów z jego historii. W 1949 roku tekst rękopisu Poematu został przedstawiony papieżowi Piusowi XII, który oświadczył: "Publikujcie, kto przeczyta, ten zrozumie." Odradził jednak opatrzenie dzieła przedmową, która mówiłaby o jego nadprzyrodzoności: "Nie jest konieczne wydawanie opinii o pochodzeniu dzieła: czy jest nadprzyrodzone czy nie. Kto przeczyta, ten zrozumie. Wspomina się o licznych wizjach i objawieniach. Nie wypowiadam się, które są autentyczne, choć są wśród nich takie, o których można powiedzieć, że są prawdziwe."
Pierwsze 4 tomy ukazały się w Wydawnictwie Pisaniego w latach 1956-59. Zaś 6 stycznia 1960 Dekret Świętego Oficjum wprowadził to dzieło na Indeks. Zakaz cofnięto w 1962 roku po licznych interwencjach i świadectwach, szczególnie kard. Bea, dawnego przełożonego Instytutu Biblijnego oraz spowiednika Piusa XII.
W roku 1966 usunięcie przez Pawła VI artykułów 1399 i 2318 z Kodeksu Prawa Kanonicznego zniosło wymóg starania się o kościelną zgodę dla publikowania pism tego rodzaju. "Kościół zawierza dojrzałości sumienia wiernych" – stwierdził dekret Pawła VI.
Oto świadectwo prałata Pasquale Marchi, dawnego sekretarza Pawła VI: "Kiedy Jego Świątobliwość (Paweł VI) był arcybiskupem Mediolanu, przeczytał jeden tom Poematu Boga-Człowieka. Mówił mi, jak bardzo go cenił, i wysłał mnie, abym spowodował umieszczenie całego tego dzieła w księgarni diecezjalnego seminarium".
Można by mnożyć nazwiska czytelników, których zdobyło sobie dzieło Marii Valtorty. Należeli do nich między innymi Padre Pio oraz mariolog Gabriel Roschini, który stwierdził: "Wszystko, co przeczytałem w tak wielu książkach o Maryi, wydaje mi się takie papierowe w porównaniu z portretem, jaki przedstawiła Maria Valtorta." Nie staram się tu dokonać teologicznej oceny dzieła Marii Valtorty, lecz jedynie stwierdzam, jakie skutki wywołuje u Czytelników jego lektura.
W toku rozwiniętych opisów, którym mogłoby grozić niebezpieczeństwo ukazywania samej tylko ludzkiej natury Chrystusa, Jezus – znany z Ewangelii – ukazuje się w pełni jako człowiek i jako Bóg. Można by powiedzieć: "Ja" Jezusa ukazuje się naszym oczom u Valtorty bez uszczerbku zarówno dla realizmu konkretnych szczegółów jak i dla wspaniałej tajemnicy, jakiej nasz wzrok nie potrafi ogarnąć. Ten obraz Boski i ludzki nosi piętno szczególnego piękna, a przede wszystkim prawdy, zadziwiająco nasyconej życiem. Wszystkie osoby opisane w Poemacie – od Dziewicy Maryi po Judasza, przez Apostołów i święte niewiasty – są tak bardzo prawdziwe. Czytelnik ma wrażenie, że zna osobiście miejsce i osoby. Widzi je niemalże przed swoimi oczyma jak w filmie. Matka Boga, tak bardzo obecna na tych stronicach, jest arcydziełem, któremu nie można się oprzeć i rozumie się lepiej, co dla Syna znaczyła Matka. Pozostaje Ona w centrum nie jak ikona, lecz jak wizja pełna życia.
Quaderni i komentarze do Listu do Rzymian przynoszą pouczenie dane przez Chrystusa Marii Valtorcie, które można porównać z Dialogami Katarzyny Sieneńskiej.
Miłość wymaga poznania: nie można kochać tego, co nieznane. Chrystus u Valtorty jest nie tylko bliski i cudowny, lecz stanowi także źródło pouczeń dla naszego współczesnego świata. Stajemy zmieszani wobec lekkości i głębi tej katechezy, pełnej mocy, udzielającej nagle nieoczekiwanego blasku najmniejszym słowom z Pisma Św. Czytelnik – pouczony w ten sposób i porzucający przyzwyczajenia – czyta następnie z nowym spojrzeniem Ewangelię, którą przekazuje nam tradycja. Wchodzi w jej tajemnicę.
Obecnie, gdy różne książki teologiczne poświęcone osobie Jezusa niszczą samą istotę Objawienia – przedstawiając rzekomo prawdziwego Chrystusa – dzieło to ma szczególną wartość. Niestety, zostało ono w dużym stopniu zlekceważone, chociaż odpowiada na wszelkie zarzuty ukazując Jezusa w Jego czasie. Najlepszą przedmowę do Poematu dał sam Jezus w rozdziale 38 tomu 10, zatytułowanym "Pożegnanie z dziełem":
"Dzieło to nic nie dorzuciło do Objawienia, lecz wypełniło luki, które powstały z przyczyn naturalnych oraz z woli nadprzyrodzonej. A jeśli spodobało mi się zrekonstruować obraz Mojej Boskiej Miłości – jak czyni to ten, kto rekonstruuje mozaikę, układając oderwane lub brakujące kawałki dla przywrócenia jej doskonałego piękna – i jeśli postanowiłem uczynić to właśnie w wieku, w którym ludzkość spieszy się w kierunku przepaści ciemności i przerażenia, to czy możecie mi tego zabronić?"
Dzieło to jest łaską, która została nam udzielona w chwili, gdy pod pretekstem naukowości lub przez prostą i zwykłą niewiarę, niektórzy – rzekomo odbudowując przesłanie Ewangelii z kawałków odrywanych to tu, to tam – okaleczają ją, tworzą z niej martwy obraz. Kultura śmierci, o której mówi Jan Paweł II, wyrządza straty nie tylko poza Kościołem, lecz czyni spustoszenie także i pośród tych, na których ciąży obowiązek niesienia naukowego wyjaśniania i nauczania.
Valtorta nic nie dorzuca do Objawienia, lecz daje nowe światło w Jego służbie, aby walczyć z zalewem ciemności i uczestniczyć w ten sposób w ocalaniu dusz.
W 1985 roku kardynał Ratzinger, prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, zwrócił się listownie do kardynała Siri, arcybiskupa Genui, "potwierdzając słuszność potępienia dzieła Marii Valtorty i uważając za niepożądane jego rozpowszechnianie dla uniknięcia szkód, jakie dzieło to mogłoby wywołać u prostych ludzi."
W roku 1992 sekretarz Konferencji Episkopatu Włoch Dionigi Tettamanzi zażądał oficjalnie od wydawcy włoskiego, aby na pierwszej stronie dzieła określono wyraźnie, iż "wizje i dyktanda, jakie są zapisane, nie mogą być uznane za mające pochodzenie nadprzyrodzone, lecz powinny być uważane za formę literacką, jaką autorka posłużyła się dla opowiedzenia po swojemu o życiu Jezusa."
Można by próbować usprawiedliwiać tę rezerwę chęcią uniknięcia niebezpieczeństwa utożsamiania – przez niektóre osoby – dzieł M. Valtorty z samą Ewangelią. Ta postawa rezerwy nie przestaje jednak stanowić prawdziwego konfliktu sumienia dla czytelnika, który wie, że Valtorta stale kładzie nacisk na nadprzyrodzony charakter swego przesłania. Ona nie jest autorem, lecz jedynie przekazicielką. Możemy nawet powiedzieć, że dzieło przekracza w sposób oczywisty możliwości jej kobiecej inteligencji, nie posiadającej wykształcenia teologicznego, a w szczególności – biblijnego, czego sama daje dowody.
Od wiernych wymaga się szacunku dla postawy ostrożności Magisterium, która w tym wypadku nie łączy się z zakazem. Dzieło Valtorty faktycznie nie jest nową Ewangelią. Trzeba sobie jednak w tym samym czasie uświadomić, iż nie ma w nim również nic z pobożnej fikcji mającej źródło w fantazji. Sama Maria Valtorta wyznaje:
"Zapominam natychmiast słowa, choć trwają wydane mi polecenia, a w duszy pozostaje światło. Jednak szczegóły natychmiast znikają. Gdybym – w godzinę później – miała powtórzyć to, co usłyszałam, nie przypomniałabym sobie nic więcej poza jednym lub dwoma ważnymi zdaniami. Wizje zaś pozostają żywe w moim umyśle, ponieważ sama na nie patrzyłam. Wizje muszę dostrzegać. Pozostają więc bardziej żywe w mojej myśli, która musiała się wysilać, by je zanotować takimi, jakie były."
Pisma kanoniczne mają wartość powszechną dla wszystkich wieków i dla wszystkich dusz. Teksty mistyczne, w które obfituje historia Kościoła, mają bardziej ograniczone przeznaczenie co do czasów i dusz. Można sądzić, że dzieło Marii Valtorty jest szczególnie dopasowane do potrzeb naszego czasu, przesyconego obrazami z pseudo-teologii.
Z Valtortą nie wchodzimy w interpretacje symboliczne, lecz stajemy się świadkami wydarzeń i czytamy opisy oraz rozmowy takiej jakie one są. Osoby, szczególnie Jezus, wypowiadają się długo, lecz wypowiedzi te pozbawione są banalności.
Inna wielka mistyczka, której proces beatyfikacyjny jest w toku, Conception Cabrera de Armida (1862-1932), w swoim Dzienniku również zapisała słowa o sposobie, w jaki doświadcza natchnienia: "Sposób, w jaki Ja się udzielam, nosi na sobie znamię Jedności, ponieważ w Bogu, który jest Jeden tak mają się rzeczy, uproszczone ze wszystkich stron. Na przykład nagle odbijam się w twojej duszy jak w krysztale. Odznaczają się w niej te Boskie promienie, a ty pod ich wpływem widzisz, kontemplujesz i rozumiesz. Następnie przy udziale twej inteligencji nadajesz im formę słowną, podczas gdy Ja – nie ingerując w to – pozostawiam ci możliwość dopasowania ich z mniejszą lub większą trafnością. Jednak od pierwszego oświecenia pozostawiłem w tobie sedno, istotę, fotografię rzeczy ci komunikowanej. Przekazujesz ją więc przy pomocy swej duszy, poprzez twe zdolności intelektualne, i tak przelewasz je na papier. W takim sposobie komunikowania się Boga ze swoim stworzeniem nie ma błędu, jeśli można tak powiedzieć. Nie mieszają się do niego ludzkie skłonności, te, które zaciemniają i zniekształcają ślady Boga w duszy aż do ich zatarcia." (Dziennik Conchity, matki rodziny, str. 129, wyd. francuskie)
Ten ważny tekst można również odnieść do Marii Valtorty, zapisującej Quaderni lub komentarze do Listu do Rzymian. Zaś co do Poematu to sposób przekazu jest odmienny, ponieważ nie chodzi jedynie o słowa, lecz także o długie wizje zapisywane natychmiast. Katarzyna Emmerich także widziała rozgrywające się sceny z życia Jezusa, jednak jej "piórem" był Klemens Brentano. Maria Valtorta sama zapisuje to, co widzi. Nie potrafiłaby zrobić tego z pamięci. Jej autobiografia ukazuje, jak pisała sama, i uderza nas różnica pomiędzy stylem tekstów natchnionych a jej własnym sposobem pisania.
Dla zilustrowania różnych form porozumiewania się Boga z wybranymi duszami można by przytaczać liczne świadectwa: Hildegarda z Bingen, Gertruda z Hefty, Brygida Szwedzka, Katarzyna Sieneńska, Katarzyna z Genui, Franciszka Rzymska, Maria od Wcielenia, Ursulina. A za naszych dni: Gabriela Bossis, Maria Sevray, Angelika Millet.
Obecnie charyzmaty te są szczególnie liczne i w niczym nie są do siebie podobne, jak tylko w tym, iż zdradzają to samo źródło natchnienia. Mam tu na myśli Vassulę Ryden czy Marię-Benedyktę Angot. Wydaje nam się wciąż, że już zamknął się krąg możliwych świadectw o podobnych łaskach, a tu rzeczywistość wciąż przewraca bariery i granice, jakie sami wyznaczyliśmy.
Co do Valtorty, jej sukces polega także na jakości literackiej Poematu: nie chodzi o proste upowszechnianie treści przy pomocy obrazów. Przesłanie to ma w sobie bowiem zaskakującą głębię i śmiałość wspaniałej obserwacji, która stawia nas w obliczu prawd czasem surowych lub tragicznych, lecz zawsze odpowiadających osobie Jezusa, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka. Ta niezgłębiona tajemnica staje się powoli duchowym doświadczeniem dla czytelnika przyciągniętego przez to świadectwo.
Krytyk – powróćmy do tego delikatnego tematu – powinien być nie tylko teologiem, lecz także mistykiem, zdolnym uchwycić nadprzyrodzoną obecność, jaka inspiruje wszystkie te teksty. Jeśli bowiem odnajdujemy w nich dłużyzny, trzeba je przypisać niemożności autora, by systematycznie ogarnąć tak wiele obrazów i scen. Jednak słabość ta sama w sobie staje się znakiem prawdziwości ukazującej rzeczywistość wizji.
Przypomnijmy na koniec fragment z Ewangelii, który mówi: "Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie" (Mt 1,19). Urząd Nauczycielski w konfrontacji z mistykami znajduje się czasami w sytuacji Józefa, który nie wiedział, że Maryja nosi w sobie dzieło Ducha Świętego. W danym momencie, rzeczywiście nie zawsze jest łatwo rozeznać to, co autentyczne, i jesteśmy świadkami różnego rodzaju "oddalania z ostrożności". Trzeba jednak dobrze odróżnić uzasadnioną ostrożność od niewiary, która charakteryzowała postawę faryzeuszy. Im Chrystus powiedział: Dlaczego Mi nie wierzycie? "Kto jest z Boga, słów Bożych słucha" (J 8,47).
W tym duchu wypowiada się Pius XII: "Publikujcie, kto przeczyta, ten zrozumie". Jego rada nie traci na aktualności i nie boi się krytyki. Raczej pobudza, by coraz lepiej uczestniczyć w światłości pochodzącej od Boga i od tych, którzy jak kryształ przyjmują to światło.
Patrick de Laubier
«Stella Maris» – szwajcarski miesięcznik religijny nr 301 (luty 1995, str. 1-3). Przekład z franc. E. B. w: „Vox Domini" nr 10/95, str. 4-5.
2) Marino Parodi: ROCZNICA URODZIN MARII VALTORTY
Jej rodzice pochodzili z Lombardii. Rodzina często zmieniała miejsce zamieszkania, zgodnie z przydziałem szwadronu jej ojca, Giuseppe (1862-1935), oficera kawalerii.
Ojciec, głęboko religijny i wrażliwy, żywił gorącą miłość do córki Marii, ulegając jednakże w sprawie jej wychowania autorytaryzmowi małżonki, Isidy Piovaravanzi (1861-1943), nauczycielki francuskiego, agnostyczki, samolubnej i surowej.
Matka nie okazywała czułości swemu dziecku. Powierza ją, ledwie narodzoną niańce, a następnie guwernantce, która choć przywiązana do dziecka, opuszczała ją bez skrupułów, udając się na spotkania z licznymi kochankami.
Maria ma półtora roku, kiedy rodzina przenosi się z Caserta do Faenza, a cztery lata, gdy przybywa do Mediolanu w 1901 r. Tu zostaje umieszczona w szkole kierowanej przez zakonnice.
Jej pierwsze spotkanie z Panem miało miejsce, gdy nie miała jeszcze 5 lat. To od tej chwili zdecydowała, z całą gorliwością, na jaką było ją wtedy stać, że będzie „pocieszać, kochać i naśladować Jezusa z całego serca, całym duchem i całą duszą, ofiarując Mu wszelkie cierpienia, jakie spotkają ją w życiu".
W szkole Maria jest stale najlepszą uczennicą, nie tylko dzięki zdolnościom, lecz także dzięki zapałowi ducha. Kocha szczególnie to, co wiąże się z literaturą do tego stopnia, że wydaje się jej normalne napisanie dziesięciu różnych wypracowań na ten sam temat! Jedno dla siebie, a dziewięć dla kolegów z klasy, którzy niezbyt radzą sobie z tą dziedziną wiedzy.
W r. 1907 rodzina Valtortów przeprowadza się do Voghera, gdzie Maria uczęszcza do szkoły publicznej, a równocześnie uczy się francuskiego u sióstr.
Mając 8 lat przyjmuje sakrament bierzmowania, udzielony przez kard. Ferrari, później błogosławionego, a w r. 1908 przystępuje do I Komunii św.
Maria nie ma zbytnich zdolności matematycznych, tymczasem jej matka, która przyjęła zwyczaj sprzeciwiania się córce, a nawet uprzykrzania jej życia, zmusza ją do uczęszczania do szkoły technicznej, prowadzonej przez Siostry Miłosierdzia z Monza. Jednakże Maria lubi się uczyć, a przez swe zdeterminowanie, siłę charakteru, gotowość i prawość, staje się punktem odniesienia dla swych kolegów z klasy. Jej profesorowie chętnie stawiają ją za wzór innym. Otrzymuje dyplom. Po opuszczeniu szkoły przeprowadza się z rodzicami do Florencji.
W międzyczasie ojciec przechodzi na wcześniejszą emeryturę z powodu kłopotów ze zdrowiem. W jego towarzystwie, we Florencji, Maria podziwia piękno miasta. Bardzo lubi te wspólne spacery. Matka zaś zleca jej wykonywanie wszelkich ciężkich prac, wykorzystując ją bardziej niż służącą.
Najpoważniejszy konflikt, jaki wybuchł pomiędzy matką a córką, miał miejsce, gdy Maria stawszy się piękną szesnastolatką, zakochała się w Robercie, młodzieńcu z dobrej rodziny w Bari. Ten, ukończywszy studia humanistyczne, znajdował się we Florencji w celu badań pierwszych pisarzy włoskich. To miłość wzajemna, silna i czysta. Maria zwierza się matce z uczuć do młodego człowieka, matka zaś nie znajduje nic lepszego jak okazanie jej swej wściekłości. Później w autobiografii Maria opowie: „To wtedy moja matka zdarła ze mnie brutalnie zasłonę mojej niewinności czystej dziewicy. Tak to dowiedziałam się, że mężczyzna i kobieta mogą razem zgrzeszyć. Dotąd tego nie wiedziałam. Obnażenie przede mną zła życia bez litości dla moich szesnastu niewinnych lat było największą krzywdą i ostatecznie oddzieliło mnie od tej, która mnie wydała na świat."
Pomimo to Maria nadal akceptuje dokuczającą jej matkę, aby zachować wierność ofierze życia, jaką złożyła Bogu, jako dziecko.
Począwszy od 1917 roku przez 18 miesięcy służy jako pielęgniarka - wolontariuszka z Siostrami samarytankami w szpitalu wojskowym we Florencji. Oddaje się wyłącznie służbie chorym i niczemu innemu. Jeśli jest tam to po to, żeby przynieść ulgę w cierpieniach, a nie po to, żeby znaleźć męża. Powie później, że dzięki tej pracy, poczuła się bliżej Pana.
Wydarzenie, które ostatecznie przypieczętowało jej los rozegrało się 17 marca 1920 r. Marię podziwiano i zalecano się do niej z powodu jej urody. Podczas gdy przechadzała się z matką blisko domu, podszedł do niej młody fanatyczny anarchista i z okrzykiem: „Śmierć bogaczom i wojskowym!" uderzył ją łomem w plecy.
Maria upada i zostaje zaniesiona do domu. Spędza 3 miesiące w łóżku. Odtąd jej zdrowie jest nieuleczalnie zniszczone: straszliwe bóle, silne gorączki, zawroty głowy, wymioty, zaburzenia pracy serca, niedoczynność pracy nerek – a wszystko bez końca. W miesiącu październiku tego samego roku rodzina przenosi się do Reggio Calabria, do kuzynów Belfanti, właścicieli licznych hoteli.
Maria coraz bardziej przeczuwa szczególną misję, jaka zostanie jej przeznaczona. W tym oczekiwaniu odkrywa duchowość franciszkańską, której pozostanie wierna przez całe swe życie.
W sierpniu 1922 roku rodzina powraca do Florencji. To wtedy Maria zakochuje się w młodym oficerze. Zaręczają się. Matka gwałtownie zwalcza tę przyjaźń, usiłując ją zerwać. Po raz drugi udaje się jej doprowadzić wszystko do końca. To czas, w którym Maria znosi „męki piekielne", myśli o śmierci, chce uciec z domu. Cierpienie moralne, które znosi, ma poważne konsekwencje fizyczne: silne gorączki i problemy z sercem.
W roku 1924 Maria zamieszkuje z rodzicami w Viareggio, w małym domu, który stanie się ostatnim mieszkaniem w jej życiu. Prowadzi w nim życie bardzo odosobnione: przechadza się nad morzem lub po sosnowym lesie, czyni konieczne zakupy i nigdy nie zapomina o codziennej Mszy św. i komunii.
W tym czasie uświadamia sobie, że towarzyszem jej życia będzie Jezus. Odczuwa coraz większą wspólnotę z Nim. Ostatecznie zrezygnowawszy z założenia własnej rodziny, pragnie wstąpić do Zgromadzenia św. Pawła. Pojmuje jednak, że nie tam jest jej miejsce.
Po przystąpieniu do Akcji Katolickiej w 1929 roku zajmuje się działem kulturalnym młodzieży. Jej konferencje przyciągają tłumy, nawet niewierzących. Oprócz tego uczy katechizmu dzieci i chorych. W tamtym okresie składa ślub czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Nieco później w 1931 roku odnawia akt ofiarowania siebie Bogu, złożony w dzieciństwie.
Jeśli aż dotąd cierpienia fizyczne i moralne nie zostały jej zaoszczędzone, odtąd Kalwaria będzie coraz bardziej cierpka. 4 stycznia 1933 roku z wielkim trudem Maria może po raz ostatni wyjść z domu. Począwszy od kwietnia już nie wstaje z łóżka.
W maju 1935 roku Marta Diciotti przybywa do domu Valtortów. Wierna guwernantka i pielęgniarka stanie się bliską przyjaciółką i pozostanie u boku Marii aż do jej śmierci.
W następnym miesiącu Marię dotyka śmierć ojca, którego kocha i opisuje jako „człowieka w stopniu najwyższym szanującego swe obowiązki, bardzo cierpliwego, zawsze gotowego przebaczać zniewagi i odpłacać dobrem za zło".
Ta śmierć wywołuje w Marii ogromny ból, potęgowany zachowaniem matki, która po wyczerpaniu repertuaru scen spóźnionej miłości staje się bardziej okrutna i despotyczna niż dotąd.
Nawet jako osoba przykuta do łóżka Maria służy jako autorytet dla wątpiących, cierpiących, zasmuconych. Każdy otrzymuje od niej radę, pomoc, pociechę, jakich nie znalazłby gdzie indziej.
W roku 1943 ojciec Romualdo Migliorini, ze Zgromadzenia Serwitów Najświętszej Maryi Panny, jej ojciec duchowny, uświadomiwszy sobie, że znajduje się w obliczu duszy nadzwyczaj wyposażonej w charyzmaty, prosi ją o napisanie autobiografii. Maria waha się, wreszcie czyni to z posłuszeństwa. Zgon matki, który nastąpił w tym samym roku, pozwala jej swobodniej pisać o pewnych sprawach.
Maria zaczyna pisać, ręcznie, w zeszytach, które opiera na zgiętych nogach. Tak ujawnia się jej nadzwyczajny talent literacki. Tak przecież uzdolniona w szkole, miała dotąd jedynie okazję pisać listy do krewnych i przyjaciół.
Marta Diciotti, guwernantka i pielęgniarka, bardzo szanuje intymność Marii. Choć wie, że w jej pokoju rozgrywają się tajemnicze wydarzenia, nigdy nie pozwala sobie na stawianie jej pytań na ten temat. To sama Maria zwierza się, że Jezus się jej ukazuje od czasu do czasu przy łóżku i dyktuje jej, a ona zapisuje słowo w słowo. Zdarza się też, że Jezus ukazuje jej jakieś sceny, które ma sama wiernie opisać. Maria utrzymuje, że „dyktanda" są względnie mało męczące i wymagają od niej niewielkiego wysiłku, przeciwnie do wizji, które bardzo ją męczą, gdyż chce, zgodnie z poleceniem Pana, skrupulatnie opisać w najdrobniejszych szczegółach wszystko co widzi. To zaś wymaga wielkiego wysiłku obserwowania i potem opisania.
Dni Marii są wypełnione aktywnością, nie ma bezczynności. Budzi się o godzinie 6. Po odmówieniu modlitw porannych, prosi Martę o przyniesienie jej rzeczy do naprawy, do szycia. Często mówi: „Któż to wie, czy dziś ktoś przyjdzie? Kto wie, gdzie mnie zabiorą i co mi pokażą!" Nagle odkłada robótkę krawiecką, bierze zeszyt i pióro i zaczyna pisać. „W takiej chwili – powie później Marta Diciotti – pojmuję, że jest przy niej ktoś, kogo ja nie widzę. Wychodzę z pokoju zostawiając ich samych."
To dzieje się i za dnia, i w nocy. Marta, kiedy zdarza się jej przebudzić w nocy, często zauważa, że w pokoju Marii pali się światło, a Maria pisze. Budząc się kilka godzin później lub o świcie, Marta widzi, że jej przyjaciółka nadal pisze.
Działo się tak niezależnie od warunków otoczenia: w czasie straszliwych cierpień fizycznych, znoszonych przez Marię, podczas bombardowań II wojny światowej, w upale lata i w chłodzie zimy.
Maria mówi, że większość dyktand przekazał jej Jezus, niektóre – Matka Najświętsza, apostołowie. Twierdzi, że uczestniczyła we wszystkich wydarzeniach z życia Jezusa. Istotnie, pomiędzy 1943 rokiem a 1947 zrodziło się dzieło monumentalne: „Poemat Boga-Człowieka", składający się z siedmiu opasłych Ksiąg. Oprócz tego głównego dzieła, powstały „Il Quaderni", zredagowane między rokiem 1943 a 1950, autobiografia, Komentarz do Listu św. Pawła do Rzymian, Księga Azariasza zawierająca komentarze do mszy św. w dni świąteczne oraz kilka innych książek.
Temu, kto jeszcze o tym nie wie, należy się wyjaśnienie, iż „Poemat Boga-Człowieka" to rodzaj nadzwyczajnego reportażu, w którym Maria Valtorta wydaje się być niewidzialnym świadkiem wydarzeń. Z życia Jezusa opisała praktycznie wszystko. Zresztą Maria twierdzi, iż Jezus nazywa ją „małym Janem", jakby była piątym Ewangelistą. Znajdują się tu szczegóły dotyczące narodzin Maryi, Jezusa, rozmowy Maryi z Józefem, spotkania prywatne i publiczne nauczanie, podróże, mnóstwo szczegółów z życia oraz charakterystyka osób z Ewangelii, wstrząsająca postać Judasza, w którego zawiedzionym sercu dojrzewa odrzucenie Jezusa i postanowienie zdrady, całe życie publiczne Zbawiciela: kazania, cuda, narastający konflikt z faryzeuszami, ukrzyżowanie, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie. Potem – zesłanie Ducha Świętego. Nawet życie Maryi jest opisane w szczegółach: od tęsknoty jej matki, Anny, za dzieckiem, przez Jej narodziny, pobyt w Świątyni, towarzyszenie w misji Synowi aż do straszliwej udręki pod krzyżem, a wreszcie – wniebowzięcia.
W „Il Quaderni" powraca często prorocki temat wielkiego oczyszczenia i Nowej Pięćdziesiątnicy, w zgodzie z innymi prorockimi objawienia współczesnego czasu, wizje życia pierwszych chrześcijan, dalsze ich losy po wniebowzięciu Maryi, wizje śmierci męczenników: znanych i mniej znanych.
Dzieło Marii Valtorty stanowi arcydzieło chrześcijańskiej literatury mistycznej wszechczasów i stało się już po kilku latach jednym z bestsellerów światowej literatury religijnej. Dzieła dostępne są w całości jedynie po włosku, w części zaś po francusku, niemiecku, angielsku, hiszpańsku, flamandzku.
Pisma Marii Valtorty, poza tym, że stały się celem systematycznego oczerniania nie do uniknięcia, pochodzącym od środowisk racjonalistycznych, sprzeciwiających się wszelkiej bezpośredniej ingerencji Nieba, są źródłem licznych nawróceń dla jednych, dla innych – źródłem radości wewnętrznej. Tak jest z tymi, którzy cenią ich oryginalność, świeżość, smak i doznają pociechy swych serc zranionych lub spragnionych lepszego poznania Boga.
Choć wybitne osobistości Kościoła przyjęły zgodność jej pism z wiarą Kościoła i aktualnym stanem wiedzy w dziedzinie religii, to jednak fakt, że Maria Valtorta ujawnia niezliczone epizody nie wspomniane w Piśmie Świętym wywołuje zrozumiałe, wynikłe z ostrożności, zastrzeżenia. Pochodzą one od tych, którzy mają obowiązek strzec depozytu wiary i przekazywać ją wiernie przyszłym pokoleniom, bez zmian lub dodatków. Umiejmy jednak korzystać z tych objawień, aby lepiej pojąć to, co zapisali Ewangeliści oraz inni autorzy święci.
Maria Valtorta była świadoma sceptycyzmu, który towarzyszy w sposób nieunikniony tego typu objawieniom. Wypełniwszy swą misję z gotowością i wręcz heroizmem, oddaje się Panu, żeby poznano ten skarb. Sama ogranicza się do modlitwy oraz ofiary aż do śmierci, która przyjdzie 12.10.1961 r.
Przez 10 ostatnich lat życia na tej ziemi, w przeciwieństwie do życia najpierw w najwyższym stopniu aktywnego, Maria staje się coraz bardziej milcząca i praktycznie izoluje się od świata. Jedynie jej promieniejąca twarz potwierdza niezmiennie pogodę ducha, wywołaną pokojem Pana, który ją zamieszkuje.
W kilka lat po śmierci, w 1973, zwłoki Marii Valtorty zostały przeniesione do kościoła Zwiastowania we Florencji i tam spoczywają do dnia dzisiejszego.
Jednym z licznych aspektów, które przekonują o autentyczności jej objawień są opisy miejsc, zwyczajów i obyczajów, ubiorów, narzędzi pracy itp. z epoki, w której żył Jezus Chrystus w Palestynie. Maria opisuje skrzyżowania dróg i ich rozwidlenia, określa granice wojskowe, zróżnicowane uprawy rolne, w zależności od terenu, mosty rzymskie na rzekach i strumieniach, źródła płynące lub wysuszone zależnie od pory roku. Sygnalizuje nawet różnice wymowy pomiędzy mieszkańcami różnych okolic Palestyny. Każdej miejscowości nadaje nazwę. O ile fundamenty licznych miejscowości zostały odkryte po śmierci Marii Valtorty i doskonale zgadzają się z opisami, jakie poczyniła, o tyle inne pozostają jeszcze nieznane.
Maria opisała 228 wędrówek Jezusa po Palestynie. Te 228 podróży – które przecież mogłyby być wymyślone – wydają się jak zorganizowane przez agencję podróży bardzo doświadczoną! W pierwszym bowiem roku życia publicznego Jezus przemierzył (zgodnie z trasą opisaną przez Marię) 2132 km, w drugim - 2144 km, w trzecim - 2255 km.
Na koniec zacytujmy jeszcze świadectwo prof. Nicola Pende, specjalisty światowej sławy w dziedzinie patologii oraz endokrynologii, gorliwego katolika i czytelnika zafascynowanego dziełem Marii Valtorty: „To co wzbudziło we mnie najwyższy podziw i autentyczne zaskoczenie to mistrzostwo eksperta, z jakim Valtorta opisuje zjawisko, jakie niewielu lekarzy potrafiłoby opisać: scenę agonii Jezusa na krzyżu. Ogromny ból skurczowy, jaki znosił Odkupiciel z powodu ran głowy, rąk i stóp, które podtrzymywały resztę ciała, co powoduje, w opisie Valtorty, skurcze całego ciała, zesztywnienie tężcowe piersi i członków, co wcale nie mąci ani umysłu, ani woli Pana, a wyraża najsilniejszy ból fizyczny, wywołany najgorszą z męczarni. Całość agonii Jezusa opisana w tym dziele ukazuje dobrze, że to ogromne cierpienie ciała zatrzymało oddech i pracę serca Syna Człowieczego. Współczucie i wzruszenie ogarniają chrześcijanina czytającego te wspaniałe stronice."
Wszystko, co można powiedzieć o pięknie i głębi zawartości pism Marii Valtorty streszcza się ostatecznie w zdaniu wypowiedzianym przez Wikariusza Chrystusowego Kościoła - Ojca Świętego Piusa XII. Jak podało „Osservatore Romano" 26 lutego 1948, w czasie audiencji specjalnej udzielonej ojcom Andrea M. Cecchin, Corrado Berti i Romualdo M. Migliorini, teologom z Zakonu Serwitów Najświętszej Maryi Panny, opiekunom Marii Valtorty, starającym się o publikację jej dzieła i proszącym najwyższy autorytet Kościoła o opinię w tej sprawie, powiedział: «Opublikujcie to dzieło takie jakie jest. Nie ma potrzeby wydawać opinii o jego pochodzeniu. Kto przeczyta, ten zrozumie...»
Niech ta kolejna rocznica urodzin Marii Valtorty będzie okazją dla tych, którzy jeszcze nie znają tego nie mającego sobie równych dzieła, aby się z nim zapoznać. Zaczerpną z niego bogate pouczenie, odnowienie gorliwości i uwielbią Pana za uzupełnienie dla nas, żyjących pod koniec XX w., przedstawienia Jego życia danego nam w czterech Ewangeliach.
Marino Parodi
«Stella Maris», kwiecień 1997, str. 1-4. Przekł. z fr. za zgodą Ed. du Parvis; w: „Vox Domini" nr 4/98, str. 14-16