Uri Dowbenko
NEXUS • wrzesień-październik 1998
Prawdziwe przygody parapsychicznego szpiega
David Morehouse, autor książki Psychic Warior - Inside the CIA Stargate Program (Parapsychiczny wojownik - kulisy programu CIA Stargate) nie jest pierwszym lepszym demaskatorem. Jest zawodowym wojskowym mającym za sobą długoletnią służbę w armii. Morehouse, oficer w trzecim pokoleniu wywodzący się z zasłużonej dla armii rodziny, ukończył studia wojskowe i doktoryzował się na Uniwersytecie LaSalle.
Opuściwszy szkołę oficerską w stopniu podporucznika piechoty, trafił do Panamy, gdzie dowodząc plutonem awansował na majora. W roku 1987 rozstał się z komandosami i został skierowany do tajnych zadań specjalnych SAP (Special Access Programs) w Dowództwie Zabezpieczenia Wywiadowczego Armii (Army's Intelligence Secunty Command; w skrócie INSCOM).
W czasie pobytu w Jordanii został w czasie rutynowych ćwiczeń przypadkowo postrzelony w głowę, a dokładniej kula trafiła w hełm. Po tej kontuzji wyzwoliły się u niego zdolności pozazmysłowe i zaczął doświadczać zjawisk parapsychicznych. Niedługo potem został przydzielony do ściśle tajnej Operacji Stargate, będącej wspólnym przedsięwzięciem DIA (Defense Intelligence Agency - Wywiadowcza Agencja Obrony) i CIA realizowanym w Fort Meade, które miało na celu dostosowanie "zdalnego widzenia" do potrzeb wywiadu.
W ciągu całej swojej służby Morehouse zdobył wiele wyróżnień i medali oraz spadochroniarskie odznaki sześciu krajów. Zakończywszy w roku 1991 swój udział w programie zdalnych obserwacji, został mianowany dowódcą 2 batalionu 5065 pułku 82 dywizji powietrzno-desantowej.
Wkrótce potem postanowił ujawnić szczegóły Operacji Stargate w nadziei, że użyte w niej techniki można będzie wykorzystać w celach pokojowych. Niebawem przekonał się jednak, że znacznie łatwiej jest włączyć się do prac nad tajnym programem niż się z niego wycofać. Prawdę mówiąc, musiał włożyć wiele wysiłku, aby nie stracić przy tym życia.
Co takiego stało się? Pragnąc zdyskredytować Morehouse'a oraz jego rewelacje, armia podjęła próbę postawienia go przed sądem wojennym na podstawie wyssanych z palca zarzutów. W grudniu 1994 roku Morehouse złożył rezygnację z dalszej służby.
Program "Parapsychicznych Wojen" Armii Amerykańskiej
W otoczonym ścisłą tajemnicą ośrodku na terenie jednej z baz wojskowych pracujący dla CIA mężczyźni i kobiety przygotowują się do "skoku" w czwarty wymiar. W pomieszczeniach, w których przebywają, króluje szarość - szare są ściany, meble, dywany i cała reszta. Z głośników płynie barokowa muzyka, która sprzyja relaksowi i ułatwia osiągnięcie odmiennego stanu świadomości.
Zadanie tych ludzi polega na wniknięciu do kontinuum czasoprzestrzennego za pomocą techniki znanej pod nazwą "zdalnego widzenia" (lub "zdalnego postrzegania"). Kiedy monitory urządzeń pomiarowych pokazują, że mózg osiągnął stan emisji fal theta, są oni, jak to określił David Morehouse, gotowi do "skoku w eter".
Science fiction? Nic podobnego. To tylko zaawansowana technologia zapoczątkowana w latach siedemdziesiątych przez fizyków laserowych dra Targa i dra Puthoffa ze Stanford Research Institute.
Ostatnio program ten został rozwinięty przez pracującą na rzecz rządu Stanów Zjednoczonych Centralną Agencję Wywiadowczą (CIA) i podległą Pentagonowi Wywiadowczą Agencję Obrony (DIA). To otoczone najgłębszą tajemnicą przedsięwzięcie nosiło początkowo nazwę Projekt Scangate, potem Operacja Sun Streak, a obecnie Operacja Stargate. Przełożeni Morehouse'a wyrażali się o niej eufemistycznie jako o "wywiadowczej metodzie pozyskiwania informacji".
Te omijające wewnętrzną biurokrację i nadzór Kongresu działania określano też jako "Programy Specjalnego Dostępu" (SAPs). Są one przykładem komórkowego podejścia do organizacji, rozpraszającego wszelkie działania, które mogłyby przedstawić Pentagon w niedobrym świetle, i umożliwiającego "wiarygodne zaprzeczanie".
Mapa Kontinuum Czasoprzestrzennego
Zdolność przenikania do "niebiańskich światów" i innych wymiarów jest największym darem, jaki David Morehouse otrzymał w życiu. Dar ten ciąży na nim zarazem niczym klątwa, ponieważ daje mu możliwość oglądania miejsc z całą pewnością zasługujących na miano "piekła" - otchłani zawierającej najnikczemniejsze epizody w dziejach ludzkości.
Na przykład w ramach treningu Morehouse został wysłany do obozu śmierci Dachau w nazistowskich Niemczech w latach czterdziestych. Nietrudno sobie wyobrazić, co to było za przeżycie. Potem przez wiele miesięcy musiał żyć z tymi wyrazistymi wspomnieniami z obozu.
Jak działa zdalne widzenie? W jaki sposób dotrzeć poprzez nieświadomy umysł do kontinuum czasoprzestrzennego?
Według Davida Morehouse'a zdalne widzenie jest opisem "...podróży z wymiaru fizycznego do celu położonego w dowolnym punkcie czasu i przestrzeni. Jeśli cofasz się w czasie, jeśli podróżujesz przez eter, w rzeczywistości przedzierasz się przez nieświadomy umysł, przeto idziesz naprzód bądź się cofasz. Zawsze nazywałem to kontinuum czasoprzestrzennym, które jest najistotniejszą częścią eteru, jeśli nie nim samym".
- Więc to eter jest ośrodkiem, w którym się przemieszczasz?
- Nie. To nie jest właściwa nazwa - ciągnie Morehouse. - Tak naprawdę, wcale nie podróżujesz. To tak, jakbyś zwijał przestrzeń. Podróżujesz, ale się nie przemieszczasz.
Czy ma to jakiś sens?
- No... nie bardzo. Wydaje mi się, że w takim przypadku ruch jest nieunikniony.
Morehouse podejmuje jeszcze jedną próbę wyjaśnienia.
- Jeśli masz dostęp do nieświadomego umysłu, masz do dyspozycji kontinuum czasoprzestrzenne. Jest ono wplecione w całą ludzkość, a może i w cały kosmos, a także inne wszechświaty i wymiary. Jednocześnie posiada też aspekt indywidualny, przejawiający się w tym, że pragnie ono więzi ze świadomym umysłem.
Największy problem w opisie tego przeżycia stwarza brak w języku odpowiednich pojęć. W jaki bowiem sposób wyrazić pojęcia i zjawiska czterowymiarowe za pomocą trójwymiarowego języka? Oczywiście, potrzeba na to nowego nazewnictwa dostosowanego do rzeczywistości rozciągającej się poza skorupą naszego zwyczajnego, trójwymiarowego świata.
- Na czym zatem polega różnica między stanem "odmiennym" a tak zwanym "normalnym"?
- Rozmawiamy w stanie beta - tłumaczy Morehouse.
- Kiedy zasypiasz w nocy, przechodzisz w stan alfa. Potem przychodzi faza fal theta. Wygląda na to, że w stanie theta zaczyna się otwierać połączenie. Faza ta nosi nazwę "stanu wylęgu myśli". Wówczas "próg" oddzielający świadomość od nieświadomości staje się cieńszy. Słowo "próg" oznacza płaszczyznę bądź też jakąś barierę istniejącą między tymi dwoma stanami, choć tak na dobrą sprawę nikt nie wie, czym jest nieświadomy umysł. Ten odmienny stan jest poszerzeniem stanu theta do stopnia, w którym próg staje się przezroczysty - ciągnie dalej Morehouse. - Można to jeszcze określić jako otwarcie drzwi lub uruchomienie połączenia. Trudność nie polega na samym otwarciu. To staje się z czasem całkiem proste. Trudność tkwi w nauczeniu świadomego umysłu tłumaczenia bez analiz lub danych. Nieświadomy umysł grający rolę indywidualnej osoby, która jest twoją osobowością, pobiera dane ze zbiorowej nieświadomości i zaczyna je gromadzić, ponieważ pragnie ustanowić więź ze świadomym umysłem poprzez różnego rodzaju dane związane z kontinuum czasoprzestrzennym.
- Brzmi to chaotycznie i niejasno.
- To jest chaotyczne i niejasne, ponieważ nieświadomy umysł chce ustanowić to połączenie z umysłem świadomym - odpowiada Morehouse. - To przede wszystkim świadomy umysł skupia się na tym, co fizyczne. Odkryłem, że kontinuum czasoprzestrzenne jest bytem czterowymiarowym, podczas gdy świadomy umysł jest trójwymiarowy. Czterowymiarowy świat jest czymś, czego nawet nie podejmuję się opisać. To wszechwiedza, wszechpotęga, wszechobecność, wszystkowidzące i rozumiejące istnienie. Jeśli istniejesz w świecie czterowymiarowym, stajesz się podobny bogom.
- Rozmowa o tych przeżyciach coraz bardziej przypomina chwytanie nieuchwytnego.
- Wszyscy jesteśmy sobą samym - ja, moja żona, moje dzieci, wszyscy łączymy się w nieświadomości, na poziomie, którego nie możemy zobaczyć - mówi Morehouse, popadając w coraz bardziej mistyczny ton. - W czasach kiedy dorastałem i chodziłem do kościoła, słuchałem, jak mówiono o Bogu jako o kimś, kto przebywa we wszystkich miejscach równocześnie, kto mieszka w twoim sercu, a zarazem widzi wszystkich ludzi; że jest on wszechwiedzący, wszechmogący i wszechobecny. Jak to możliwe? - często się zastanawiałem. To niemożliwe. W wymiarze fizycznym coś takiego nie może mieć miejsca. Natomiast w świecie czterowymiarowym owszem.
Zdalne Widzenie - Krótki Przewodnik
- Jak zatem zdalni obserwatorzy osiągają czwarty wymiar?
- Metodologia, którą nazywamy "procesem chłodzenia", jest sposobem na osiągnięcie stanu theta - mówi Morehouse. - Nauczono nas udawać się w tym celu do miejsca nazywanego przez nas "sanktuarium". Jest to miejsce, gdzie koncentrujemy się i odzyskujemy spokój. Każdy obserwator stworzył własne sanktuarium. Dla niektórych jest to ogród, dla innych dom lub jakiś bezpieczny zakątek. W moim przypadku była to przezroczysta skrzynia w kosmosie. Przebywając w całkowitych ciemnościach, otoczony zewsząd gwiazdami, wiedziałem, że nie może mnie spotkać nic złego.
- Co widziałeś w tej skrzyni?
- Mój świadomy umysł, to, co wysyłałem na zasadzie projekcji na zewnątrz. Wizualizowałem widmową postać samego siebie. Miała ona ludzką formę, tylko że lekko świeciła i była przezroczysta. Potem przystępowałem do czegoś, co nazwałem "opadaniem na obszar celu". To powszechnie używany termin.
- I to właśnie nazywało się "wpadaniem w eter" lub "wskakiwaniem w eter"?
- Wychodziłem z sanktuarium i wchodziłem w wir. Tunel światła z wolna zaczynał się materializować, w miarę jak przygotowywałem się na środku podłogi sanktuarium. Kiedy byłem już gotowy, wchodziłem w wir i opadałem. Nabierałem coraz większej prędkości, aż w końcu uderzałem w jakąś membranę. Przebiwszy się przez nią, docierałem do celu. Często opadałem głową w dół czując oszołomienie. Leciałem z wyciągniętymi ramionami, szybciej i szybciej, aż naraz, bum! i przelatywałem na drugą stronę.
- A co w tym czasie działo się w tamtym szarym pomieszczeniu?
- Monitorowano biosygnały, nagrywano nasze sesje. Za pomocą mikrofonów i kamer o dużej czułości. Nagrywali nasze sesje. Chcieli wszystko wiedzieć.
- Czy mogłeś w tym stanie rozmawiać?
- Mogłeś do nich mówić, a oni do ciebie. Zdalne obserwowanie celu o ściśle określonych koordynatach podlega określonym rygorom. Można znajdować się w stanie fal theta i być przy tym świadomym. Można było w tym stanie rysować i zapisywać spostrzeżenia. Można było także odpowiadać na pytania osoby monitorującej. W czasie rozszerzonego zdalnego widzenia można robić to samo. Zlecone zadanie może brzmieć: "Osiągnij cel i opisz rozgrywające się tam wydarzenie". Tyle ze otrzymuje się wówczas zakodowane koordynaty. Stan zdalnego widzenia utrzymuje się zazwyczaj od jednej do półtorej godziny. Najdłuższe sesje trwały natomiast od dwóch do trzech godzin.
A co się działo, kiedy "wpadałeś w eter", kiedy nie znajdowałeś się "pod kontrolą"?
- Z moich analiz wynika - powiedział Morehouse - ze kiedy już się utworzy połączenie, to tak jakby potem próbowało się zamknąć wrota tamy. W takiej sytuacji zawsze dochodzi do jakiegoś wycieku. Zawsze coś pozostanie nie do końca zamknięte. Myślę, że istnieje wiele połączeń, które na zawsze pozostają otwarte. Kiedy jest się pod kontrolą w normalnych warunkach, potrafi się określić, co się dzieje i można to natychmiast sprawdzić, i wtedy wszystko jest z tobą w porządku. Mel Riley [inny zdalny obserwator i dawny kolega Morehouse'a] udzielając wywiadu w telewizji powiedział: "Zawsze mam otwarte kanały. Zawsze". Można to opisać tak, że zdalny obserwator zawsze stoi jedną nogą w matrycy świadomego umysłu, a drugą w matrycy nieświadomego. Jak, gdzie i co ogląda w otaczającym go świecie, zależy od tego, na której nodze stoi. Można przeskoczyć z jednej nogi na drugą i z powrotem, niemal nie zdając sobie z tego sprawy. Mel potrafił lepiej utrzymywać równowagę, ponieważ żył z tym od dziecka Po raz pierwszy doświadczył tego w wieku 11 lat i zdążył do tego przywyknąć. Tak samo Ingo Swann. Ja tej zdolności nie miałem. Nie chciałem jej. Pojawiła się u mnie na skutek postrzału.
- A co może przerwać te połączenia?
- Jest na to fizjologiczne lekarstwo. Nazywa się Haldol lub Loxitane. Mamy dużo środków łagodzących napięcie. Chodzisz po nich jak we mgle i nawet nie znasz swojego imienia, ale nie tracisz świadomości. No i nie wpadasz w eter wbrew swojej woli. Myślę, że wielu ludzi, u których rozpoznano schizofrenię, ma po prostu pootwierane połączenia z nadświadomością. Nie wiedzą, skąd napływają do nich informacje, słyszą jakieś głosy. Poruszają się w innym wymiarze. Bóg jeden raczy wiedzieć...
- W jakim związku z tym zjawiskiem pozostają halucynogenne narkotyki? W końcu zażywanie narkotyków jest opisywane jako "zdobywanie nieba na siłę".
- Chemiczne wywoływanie odmiennego stanu to nic innego jak chemiczne otwieranie połączenia - mówi Morehouse - Problem polega na tym, że w ten sposób nie można nauczyć się robić tego samodzielnie. Niczego nie można się nauczyć, ponieważ nie ma się nad tym żadnej kontroli, kiedy to się dzieje. Nie posiada się nad tym władzy. Jest się po prostu na wesołej przejażdżce. Myślę, że mechanizm jest jednak taki sam - wyrusza się w magiczną, tajemniczą podróż.
Holograficzny Model Rzeczywistości
Należy stworzyć nowe modele rzeczywistości dostosowane do informacji zebranych przez zdalnych obserwatorów, a także w wyniku obserwacji innych niezwykłych zjawisk.
Na przykład według teoretyka nauki alternatywnej Bruce'a Cathie "...fizyczną egzystencję da się z grubsza przyrównać do fragmentu taśmy filmowej. Każda widoczna na niej statyczna klatka może być potraktowana jako pojedynczy puls fizycznej egzystencji. Przestrzeń między klatkami oznacza klatkę antymaterii. Kiedy patrzymy na cały odcinek, widzimy wszystkie klatki w ujęciu statycznym, tak więc równocześnie możemy oglądać przeszłość i przyszłość. Kiedy natomiast film przechodzi przez projektor, uzyskujemy iluzję ruchu oraz upływu czasu. Rozgraniczenia pomiędzy statycznymi obrazami są niewykrywalne dla naszych zmysłów z powodu częstotliwości, czy też szybkości projekcji poszczególnych klatek na ekranie. Przyspieszając bądź spowalniając przesuw taśmy, możemy zmienić czas trwania utrwalonej na filmie akcji..." W latach siedemdziesiątych neurofizjolog Karl Pribram z Uniwersytetu Stanforda oraz David Bohm z Uniwersytetu Londyńskiego, dawny protegowany Einsteina i znany na całym świecie fizyk kwantowy, zaproponowali radykalnie nową teorię świadomości. Krotko mówiąc, doszli oni do wniosku, że sam wszechświat może być skonstruowany na zasadzie hologramu wytworzonego przynajmniej częściowo przez ludzki umysł.
Jak opisał to Michael Talbot w książce The Holographic Universe (Holograficzny wszechświat), uczeni opracowali inny sposób patrzenia na świat: "Nasze mózgi budują matematycznie obiektywną rzeczywistość poprzez interpretację częstotliwości, które bez wątpienia są projekcją z innego wymiaru, głębszej egzystencji leżącej poza czasem i przestrzenią. Mózg jest hologramem spowitym w holograficzny kosmos".
Książka Talbota stanowi nieocenione wprowadzenie do tego paradygmatu. Model ten ukazuje również wzajemne przenikanie tak zwanego świata fizycznego i metafizycznego, pokazuje, jak rożne niefizyczne zjawiska i stany świadomości, projekcje astralne i stany zbliżone do śmierci mogą współistnieć ze sobą i wzajemnie na siebie oddziaływać.
Za pomocą tego modelu można opisać nawet proroctwa czy przewidywanie przyszłości, które korelują z eksperymentami Puthoffa i Targa ze zdalnym widzeniem. Innymi słowy, "wizerunek przyszłości to hologram na tyle wyraźny, że możemy go dostrzec i jednocześnie na tyle elastyczny, że poddaje się zmianom". Ingo Swann mówi o przyszłości jako o "krystalizujących się możliwościach".
Komentując opisane przez Morehouse'a przechodzenie w czwarty wymiar za pomocą zdalnego widzenia, nieżyjący już Itzhak Bentov, autor książki Stalking the Wild Pendulum, określił zależność między normalnością a rozszerzonymi stanami świadomości jako ciągły proces "włączania-wyłączania", w którym czas spędzony w naszej "fizycznej" rzeczywistości, będącej czymś odmiennym od innych rzeczywistości, jest niczym dostrajanie częstotliwości świadomości.
Inne Modele Postrzegania Pozazmysłowego
Przedstawiony przez Morehouse'a opis zdalnego widzenia pasuje do sanskryckiego terminu siddhi określającego moce obejmujące prorocze głosy, jasnowidzenie, a nawet ściąganie materii z eteru. Chrześcijanie umiejętności takie nazywają "darami Ducha Świętego" - duchowymi darami otrzymanymi z łaski Boga.
- Tak, nie zaprzeczam - przyznaje. - To jest dar, ale myślę, że musi istnieć jakaś przyczyna, że nie rodzimy się z nim od razu.
Niektórzy chrześcijanie nie zgadzają się z nim, kiedy broni nauczania technik zdalnego widzenia.
- Ich zdaniem uczę czarnej magii, a takich rzeczy robić nie należy. Przyznaję, że jest w tym także ciemna strona, ale w nadchodzącym tysiącleciu znajdziemy się w bardzo trudnej sytuacji, będziemy zmuszeni dokonywać niełatwych wyborów. Jeśli wiesz, że otaczający cię ludzie są dobrzy, to czy nie chciałbyś, aby stali się wojownikami służącymi Bogu razem z tobą? Czy nie chciałbyś, żeby byli uzbrojeni w tę moc?
Czy inne tak zwane moce pozazmysłowe, jak jasnowidzenie bądź telepatia idą w parze z umiejętnością zdalnego widzenia?
Morehouse powiada, że "...chodzi o to, że wszystko to są słowa opisujące percepcję jednostek, które mają otwarte połączenia. Rozwinięcie tej umiejętności jest dla świadomego umysłu rzeczą najtrudniejszą. Trzeba się nauczyć interpretować dane dostarczane przez umysł nieświadomy. Wędrujący w przód i w tył po kontinuum czasoprzestrzennym nieświadomy umysł podrzuca surowe dane bez jakiejkolwiek analizy. Chce nawiązać dialog, lecz jego rozwinięcie musi nadejść od umysłu świadomego. Musimy świadomie interpretować, a nie analizować to, co otrzymujemy od umysłu nieświadomego. Trzeba się nauczyć żyć z tym brzmiącym nieustannie cichym głosem w naszym wnętrzu, trzeba się nauczyć prawidłowo go interpretować".
Czym jest ów "brzmiący nieustannie, cichy głos"? Czy to głos Boga? Czy może Ducha Świętego?
- Musisz nauczyć się, jak go interpretować, jak mówić tym językiem - powiada Morehouse. - Twój świadomy umysł bardzo skutecznie może wyłączyć Ducha Świętego. To może być to, co chrześcijanie nazywają "cielesnym umysłem" - racjonalny, logiczny umysł pozbawiony intuicyjnej wrażliwości.
- Na czym polega różnica między przebywaniem poza ciałem, a technikami zdalnego widzenia?
- Próbowaliśmy doświadczyć przebywania poza ciałem - mówi Morehouse. - Przeprowadziliśmy taki eksperyment ze zdalnym widzeniem w stanie przebywania poza ciałem. Zdalne widzenie polega wyłącznie na otwarciu połączeń, a przebywanie poza ciałem to rzeczywiste oddzielenie ciała duchowego od fizycznego. W zdalnym widzeniu to nie ma miejsca. Kiedy oddzielasz ciało duchowe od fizycznego, co to oznacza? To jest bolesne. Oznacza to, że pozostawiasz ciało fizyczne otwarte. Może w nim zamieszkać każdy, komu przyjdzie na to ochota, bo ciało duchowe odeszło. Nie mówimy o poziomach świadomości. Mówimy o duchowym rozdzieleniu. Ciało duchowe włóczy się dokoła i nie masz nad nim żadnej kontroli, tak jakby było balonem niesionym przez gorący wiatr. Poleci wszędzie tam, gdzie zawieje wiatr i Bóg jeden wie, skąd nadejdzie powiew.
- A co z koncepcją, że takie ciało duchowe jest odpowiedzialne za każdego osobnika, że można wytworzyć karmę i doprowadzić do zniszczeń, gdyż nie jest pod kontrolą?
- Zgadzam się z tym całkowicie - odpowiada Morehouse. - Wiem, że to prawda. W zdalnym widzeniu fizyczne ciało nigdy nie zostaje bez opieki. Zawsze jest kontakt, niemniej ciało fizyczne zaczyna przejawiać fizjologiczne oznaki tego, czego doświadcza projekcja świadomości w rejonie celu.
- Jakim terminem można zatem określić projekcję świadomości do obszaru celu, skoro obserwator nie przenosi się tam ciałem?
- Nazywa się to bilokacją. Zagięciem przestrzeni, zagięciem czasu i przestrzeni. To tak, jakby wydarzenie przybywało do ciebie, chociaż nie ruszyłeś się z miejsca. Jest ono wszechobecne, podczas gdy ty przemierzasz kontinuum czasoprzestrzenne. Co to oznacza? Ano to, że jesteś we wszystkich miejscach naraz. To zaś będzie możliwe jedynie wtedy, gdy wszystkie te miejsca znajdą się tam, gdzie ty. Tak więc zwijanie przestrzeni to najlepsza analogia, jaka przychodzi mi na myśl - to tak jak akordeon, który składa się, podczas gdy ty tkwisz nieruchomo. Nauczono mnie myśleć o tym jak o stronicach książki, encyklopedii. Stronice są rozdzielone, ale łączy je grzbiet. Grzbiet książki obrazuje nieświadomość.
Okruchy Rzeczywistości (Czasu)
W swojej książce Parapsychiczny wojownik Morehouse napisał, że "przeszłość była zamknięta, zaś przyszłość rozwinięta niczym wąż strażacki chwiała się i kołysała podlegając nieustannym zmianom".
- Czy można zatem zmienić przeszłość tak, aby miało to wpływ na przyszłość?
- Kiedy cofasz się w przeszłość, to tak jakbyś wyciągał jakieś wydarzenie niczym slajd, a potem w nie wchodził. Jesteś tam w widmowej formie, ale tak naprawdę wcale cię tam nie ma. Odbierasz temperaturę, dźwięk, obrazy i zapachy. A jeśli zagłębisz się jeszcze bardziej w nieświadomy umysł, doświadczysz rzeczy mniej namacalnych - wrażeń estetycznych, emocji. Poczujesz ból innych ludzi. Wszystko. Dlaczego? Ponieważ przyglądasz się temu z czterowymiarowej perspektywy i tłumaczysz wszystko z powrotem świadomemu umysłowi. Tak więc, doświadczasz tego wszystkiego, a to może pociągnąć za sobą określone konsekwencje. Na przykład udajesz się do roku 1945 i stajesz w Punkcie Zero w Hiroszimie. Możesz przywołać to wydarzenie, wejść w nie i doznać wciąż tam tkwiących cierpień wydzieranych z ciała dusz, całej grozy owej chwili. Możesz tam wejść i doświadczyć tego.
- A więc jest to zapis, który trwa wiecznie?
- Przeszłość pozostaje, ale jest zamknięta w tamtej części kontinuum czasoprzestrzennego - wyjaśnia Morehouse.
- Możesz tam wejść i wszystkiego doświadczyć, ale nie możesz kopnąć kogoś w kostkę, tak żeby Adolf Hitler potknął się, spadł z peronu i skręcił sobie kark. Na nic nie masz wpływu. Możesz tam tylko przebywać, obserwować i zbierać informacje.
Dostęp do Kosmicznego Banku Pamięci
W miejscu tym dochodzi do kolizji fizyki z metafizyką. Przedstawiony przez Morehouse'a opis zdalnego widzenia bardzo przypomina dostęp do tak zwanej "kroniki akashy". Akasha w sanskrycie oznacza "pierwotną substancję".
Według Ostrandera i Schroedera, autorów Supermemory (Superpamięć), "...ten kosmiczny bank danych obejmujący całość wydarzeń we wszechświecie jest utrwalony w 'subtelnym eterze', niewidzialnym, przenikającym wszystko ośrodku, przez który przechodzi 'kasha', czy też widzialne światło, przemierzające kosmos jako przejaw drgań".
Innymi słowy, holograficzny obraz każdej chwili kontinuum czasoprzestrzennego zostaje uchwycony i zachowany na zawsze w czterowymiarowej kosmicznej kamerze wideo.
W książce The Human Aura (Ludzka aura) znajdujemy bardzo trafny opis tego zjawiska, doskonale pasujący do relacji Morehouse'a.
"Jest rzeczą najwyższej wagi, aby adept zrozumiał, że istnieje proces, w wyniku którego każda obserwacja poczyniona przez jego pięć zmysłów jest automatycznie przesyłana do poziomu podświadomego w nim samym, gdzie za pomocą wewnętrznego pisma zostają zapisane wydarzenia, których był świadkiem oraz zagadnienia, które studiował. Tak więc, przekazywanie danych ze świata zewnętrznego do wewnętrznego leży w obrębie rejestrów akashy jego jestestwa. [...] Proces przywoływania wspomnień, choć skomplikowany z technicznego punktu widzenia, przebiega niemal natychmiastowo. Człowiek całkiem łatwo sięga do zasobów swojej pamięci, lecz niestety nie wszystkie rejestrowane wydarzenia są przyjemne, a i niektóre zapisy dalekie są od doskonałości".
"...Wszystko, co dzieje się w materii, jest zapisywane w eterycznej energii akashy wibrującej z pewną częstotliwością pozwalającą wchłonąć, czy też zapisać wszelkie przejawy życia".
A oto jeszcze jedna definicja kroniki: "...rejestr wszystkiego, co się wydarzyło w świecie danej jednostki, jest tworzony przez anioły w substancji i wymiarach znanych jako akasha".
"Akasha to substancja pierwotna, najdelikatniejsza; niezmiernie czuła eteryczna materia, która wypełnia cały wszechświat; energia drgająca z pewną częstotliwością pozwalającą wchłonąć, czy też zapisać wszelkie przejawy życia. Rejestry te potrafią odczytać tylko ci, którzy mają odpowiednio rozwinięte dusze".
Edgar Cayce zwany "Śpiącym Prorokiem" docierał do tych rejestrów w "śnie" zdobywając zdumiewająco precyzyjne informacje na temat przeszłości - na przykład historyczne szczegóły na temat ludzi i zdarzeń z czasów Jezusa.
Prace Cayce'a zawierają również dokładne wskazówki na temat sposobu leczenia chorób. Ostrander i Schroeder piszą, że zdumiewający dar Cayce'a "...przyćmił uderzający fakt, że z łatwością potrafił sięgać do niewidzialnego banku informacji i dostarczać możliwych do sprawdzenia danych".
Należy tutaj podkreślić, że w szczegóły zdarzeń historycznych można się zagłębić także po to, aby ustalić, co wydarzyło się naprawdę, zwłaszcza w przypadku kryminalnego spisku, zaniedbania i późniejszych usiłowań zatuszowania całej sprawy.
Jak to miało na przykład miejsce w przypadku samolotu pasażerskich linii lotniczych TWA, lot nr 800...
Lot Nr 800 - Błąd Na Ćwiczeniach
- To było jak włożenie Boeniga 747 do kuchenki mikrofalowej.
Tak wyjaśnił to, co przydarzyło się samolotowi pasażerskich linii lotniczych TWA odbywającemu lot nr 800, David Morehouse w swoim raporcie ze zdalnej obserwacji w tej sprawie przekazanym Wiadomościom CBS (CBS News), które nigdy go jednak nie upubliczniły.
- Rozpoczęliśmy pracę nad tą sprawą na prośbę producenta z CBS News chcącego wyjaśnić przyczynę katastrofy samolotu TWA, lot nr 800 - wyjaśnia Morehouse. - Pracował nad tym zespół sześciu zdalnych obserwatorów. Cofnąwszy się w czasie i obejrzawszy całe to zdarzenie, pięciu z nich stwierdziło, że w samolot uderzył nie pocisk, lecz promień energii lub światła, w wyniku czego nastąpiła eksplozja. Był to promień niewidzialnego dla ludzkiego oka światła - wiązka mikrofal o wysokiej energii. Sporządziliśmy trzydziestodwustronnicowy szczegółowy raport dla CBS. Korzystaliśmy przy tym z pomocy prawnika oraz doktora fizyki, posiadacza kilku patentów w dziedzinie światłowodów.
Trop wiedzie prosto do urządzenia CBW [chemical-biological warfare - broń chemiczno-biologiczna] użytego w czasie wojny w Zatoce Perskiej. Marynarka z miejsca stwierdziła, że "nie prowadziliśmy ćwiczeń ani żadnych innych działań". Widziałem wiadomość z Departamentu Marynarki skierowaną do FAA [Federal Aviation Administration - Federalny Urząd Lotnictwa], w której stwierdzono, że w takim to a takim czasie, obejmującym przelot samolotu, lot nr 800, nie odbywały się żadne ćwiczenia. Urządzenie mikrofalowe, które według nas spowodowało katastrofę zostało wyprodukowane w Phillips Laboratories. Ma ono rozmiary ciężarówki typu Ryder, może się przemieszczać i wytwarza 1,4 gigawatów mocy w skupionej wiązce elektronów naprowadzanej przez samogenerujące pole elektromagnetyczne. Ta niezwykła broń może uderzać w dowolne miejsce. Pole rażenia można zmniejszyć do rozmiarów piłki do koszykówki albo rozciągnąć na obszar boiska piłkarskiego. Oczywiście, im bardziej rozproszy się elektrony, tym słabszy jest promień, lecz i tak jego działanie jest potworne.
Morehouse musiał oczywiście stawić czoła typowym w takich przypadkach zaprzeczeniom.
- Szefowie CBS powiedzieli: "Nie mamy niczego o takim zasięgu". Przypomina mi to coś, co usłyszałem od pewnego fizyka, który instalował mikrofalowe talerze wokół Nowego Jorku i New Jersey. Powiedział mi, że faceci pracujący w Empire State Building, wychodząc na platformę, żeby rozwiesić bożonarodzeniowe oświetlenie, wkładają sobie do kieszeni żarówki. Robią tak z powodu energii mikrofalowej emitowanej przez wszystkie zamontowane na budynku talerze. Kiedy zbliżają się za bardzo do niebezpiecznych stref, żarówki pękają. To dowód na to, jak dużo energii promieniuje z tych talerzy. Gdyby przywiązało się zamrożonego kurczaka na końcu pręta z włókna szklanego i wystawiło go przed mikrofalowym talerzem, zwęgliłby się w oka mgnieniu. Z powodu wszystkich tych mikrofalowych talerzy budynek stojący obok World Trade Center ma wszystkie okna na dwudziestu najwyższych piętrach pokryte specjalną powłoką chroniącą przed promieniowaniem mikrofalowym. Pracujący w nim ludzie uskarżali się przedtem na dzwonienie w uszach oraz bóle głowy. [...] Przystąpiliśmy do analiz. Wzdłuż wybrzeża Long Island rozlokowano siedem wojskowych stref operacyjnych bądź ostrzegawczych. Trzy lub cztery z nich były aktywne. Łączyły się ze sobą, tworząc obszar operacyjny, któremu Departament Marynarki nadał kryptonim "Tango Billy". Wiadomość ta była dostępna w otwartych źródłach - marynarka poinformowała po prostu FAA, że wzdłuż wybrzeża istnieją strefy ostrzegawcze. W przypadku ich uaktywnienia marynarka powiadamia FAA, a ten uruchamia wówczas "Korytarz Powietrzny Betty". Rozmawiałem z kilkoma pilotami TWA. "To prawda" - mówili - "latałem Betty wiele razy". Najpierw leci się według VOR [VHF Omni-directional Radio Range] w New Jersey. Potem skręca się ostro w lewo i przechodzi na naprowadzanie VOR w Nantucket, by potem skręcić w prawo i skierować się ku teatrowi europejskiemu. Korytarz ten uznawany jest za całkowicie bezpieczny. Kierują weń samoloty lecące z północy na południe i z południa na północ. Tak więc samolot lot nr 800 znajdował się w Korytarzu Powietrznym Betty. Miał opóźnienie, o którym FAA nie powiadomił marynarki. W tym samym czasie w odległości 35 mil morskich [65 km] od obszaru Tango Billy i 10-15 mil [18,5-27,8 km] od brzegu Long Island znajdował się okręt USS Normandie. Mamy też Narodowe Laboratoria Brookhaven [Brookhaven National Labs] założone na początku dwudziestego wieku przez Nikola Teslę. To miniaturowa wersja Los Alamos. Są tam ludzie ze stopniem dostępu Gamma. Jest tam elektrownia atomowa i akceleratory. Gubernator Nowego Jorku próbuje je zamknąć z powodu radioaktywnych wycieków do wody. W ich sąsiedztwie od długiego czasu utrzymuje się najwyższy wskaźnik zachorowalności na raka na całym wschodnim wybrzeżu. Do Laboratoriów Brookhaven przylegają również ściśle tajne zakłady, w których testuje się nowe rodzaje broni przeznaczone dla marynarki wojennej. Zakłady te leżą tuż za płotem. Panują tam porządek i pustka rozciągająca się na dużej przestrzeni. Na lotnisku nie widać ani jednego samolotu, ponieważ wszystkie ukryte są w hangarach. W nocy wytacza się je na pasy i przeprowadza testy. Właśnie z tamtych zakładów próbowali strzelać nad wodą w obszar Tango Billy. Przy pomocy mikrofalowej broni o dużej energii chcieli strącić nie uzbrojony pocisk typu Tomahawk wystrzelony z pokładu USS Normandie. Po odpaleniu, co wszyscy widzieli, pocisk wzniósł się w górę, wyrównał lot i ruszył w obszar Tango Billy. Tak się złożyło, że w pewnym momencie pocisk znalazł się między samolotem TWA a działem. W ten sposób - samolot lot nr 800 znalazł się na linii ognia. Przy testowaniu broni może być ona wyposażona w urządzenie automatycznie naprowadzające na cel lub, co gorsze, może być naprowadzana i odpalana ręcznie. Mamy więc jakiegoś palanta śledzącego sygnał na ekranie radaru, który właśnie otrzymał wiadomość o odpaleniu Tomahawka z pokładu USS Normandie. Widzi ślad, który w rzeczywistości jest dwoma śladami - pocisku oraz samolotu lot nr 800 - i naciska guzik, po czym pada strzał z mikrofalowej broni o wielkiej energii. Przedstawiliśmy wszystkie fakty i dowody. Mieliśmy zakupiony od Francuzów obraz z satelity. Mieliśmy francuskie dane z autopsji, oświadczenia lekarzy z okręgu Suffolk, którzy mimowolnie ujawnili fakt, że widzieli stewardesę z kawałkiem stopionego metalu przyklejonym do jej karku To nie mogło się stać w wyniku wybuchu - stało się to za sprawą mikrofalowego promienia o wielkiej energii, który roztapia metal i przypala nim ludzkie tkanki, który rozłupuje czaszki i wypala oczy. Dzieje się tak dlatego, że mikrofalowy promień działając na ludzi niszczy w pierwszej kolejności nerwy wzroku. Wypala mózgi, przypieka oczy. Niszczy płyn rdzeniowy, krew i szpik. Krew ulega zagotowaniu, a właściwie zamienia się w żel. Brzmi to straszliwie, lecz to wszystko dzieje się tak szybko, że mózg nie jest nawet w stanie odnotować bólu. Człowiek umiera natychmiast. Czy promień poraził wszystkich w samolocie? Nie. Sądzimy, że uderzył w środek masy, gdzieś pod lewym skrzydłem, prosto w zbiornik paliwa w dolnej części kadłuba. Skutek tego był taki, że wszystkie analogowe obwody na pokładzie samolotu zostały spalone, ponieważ broń mikrofalowa o wielkiej energii wytwarza efekt pulsu elektromagnetycznego, a to oznacza, że zniszczeniu uległo całe okablowanie. Wszystkie urządzenia sterowane z kabiny pilotów były w tym 747 zasilane poprzez obwody analogowe, więc wszystkie wskaźniki wysiadły równocześnie. Dlatego też odnalezione po katastrofie czarne skrzynki nie zawierały żadnych zapisów. Wszystkie nagrania zostały wymazane, przeto próby ich odtwarzania niczego nie dały. W przypadku awarii powodującej utratę prędkości, jak choćby po katastrofie samolotu, który rozbił się na bagnach Florydy, można przesłuchać rozmowy pilota aż do momentu uderzenia maszyny w ziemię. Dlaczego zatuszowano ten wypadek? Gdyby w samolot uderzył jakiś pocisk, Departament Obrony z pewnością powiedziałby: "Dobry Boże, naprawdę jest nam bardzo przykro, przeprowadzaliśmy test rakiety" - po czym wypłaciłby odszkodowania żyjącym członkom rodzin. Doszłoby do oficjalnych przeprosin. Tym razem było to niemożliwe, gdyż Les Aspin, przedstawiciel administracji Clintona, powiedział Amerykanom: "Dotarliśmy obecnie do końca epoki Gwiezdnych Wojen". Jest to dokładny cytat. Aspin zapewnił nas, że już nie potrzebujemy takich brom, kończąc tym samym dziesięcioletnią debatę, czy jest rzeczą mądrą, bezpieczną i celową montowanie broni - laserowej lub innej - na kosmicznych platformach rozmieszczonych na orbicie wokół-ziemskiej. Okłamał nas, ponieważ na technologie Gwiezdnych Wojen wydaliśmy 358 miliardów dolarów. Co nas czekało cztery miesiące po strąceniu samolotu lot nr 800? Ano listopadowe wybory, w których prezydent miał nadzieję zostać wybrany na drugą kadencję. Ta katastrofa byłaby dla mego gwoździem do trumny, gdyby prawda o niej dotarła do niewłaściwych ludzi. Ci bowiem z miejsca by powiedzieli: "Ty kłamco, kiedy w roku 1993 obejmowałeś urząd, zapewniałeś, że nie będziesz tego więcej robił. A teraz proszę. Nic się nie zmieniło". Tak więc po wyborach w listopadzie 1996 roku na łamach Armed Forces Journal International z dumą oznajmiliśmy o narodzinach nowego systemu powietrznej broni laserowej. Podstawowym jego elementem jest Boenig 747-400 wyposażony w chemiczny laser tlenowo-jodowy. Cały przedział pierwszej klasy zajmuje sprzęt do rozpoznawania i namierzania celu. Mamy zbudować siedem takich maszyn, będziemy więc mogli latać na wysokości 55 000 stóp [16500 m] i razić cele w promieniu 480 mil morskich - wypalić dziurki w czyjejś głowie, czołgu lub samolocie wroga. System ten ma rzekomo chronić nas przed nadlatującymi balistycznymi pociskami międzykontynentalnymi, niszcząc je w fazie startu lub wkrótce po nim. Widzieliście ostatnio jakieś nadlatujące pociski?
Życie Demaskatora
Co spotyka demaskatorów zagnieżdżonych w rządzie Stanów Zjednoczonych? W przypadku Davida Morehouse'a wytoczono przeciwko niemu fałszywe zarzuty. Ktoś ponacinał opony w jego samochodzie, tak aby rozerwały się przy dużej szybkości. Zarówno on, jak i pozostali członkowie jego rodziny byli prześladowani anonimowymi telefonami, a ich rozmowy systematycznie podsłuchiwano. Innym razem jego dom wypełnił się gazem i omal nie wyleciał w powietrze, z kolei jego córka otarła się o śmierć z powodu spalin. W pewnym momencie w życiu Morehouse'a dokonał się kolejny niezwykły zwrot.
- Kiedy leżałem w szpitalu, zadzwoniła do mnie pewna lekarka i podziękowała, że wkroczyłem w jej życie. Powiedziała, że z mojego powodu była zmuszona opuścić rządową służbę i że jest teraz zadowolona z tej decyzji. Służyła przez 18 lat. Kazali jej wystawić mi diagnozę z rozpoznaniem schizofrenii paranoidalnej. Kiedy odmówiła, powiedzieli jej:
"No to proszę napisać, że jest symulantem" I tym razem odmówiła. Była psychiatrą z zasadami, kierowała oddziałem. Stała przy mnie w dniu, kiedy przywiązali mnie do noszy i wsadzili do samolotu, który przetransportował mnie w miejsce położone w odległości sześciu godzin lotu od rodziny, do Fort Bragg, gdzie wsadzili mnie na oddział dla ludzi nadużywających alkoholu. Musiałem chodzić na pogadanki, choć nie byłem alkoholikiem, i dwa razy dziennie łykać garść lekarstw, po których robiłem się głuchy i niemy. W końcu oddzielili mnie od rodziny. Przedtem żona dojeżdżała do szpitala w ciągu piętnastu minut, natomiast teraz przebywałem w Fort Bragg w Północnej Karolinie. Któregoś dnia ubrali mnie, nafaszerowali narkotykami i w takim stanie zaciągnęli do sądu. Przesłuchiwali mnie z artykułu 805. Kiedy kazali mi wstać, omal nie upadłem. Nic nie słyszałem. Stałem tam niby pusta beczka na wodę, a wokół mnie różni ludzie bez przerwy coś mówili. Musiałem to znosić dłuższy czas, zanim w końcu łaskawie oznajmiono mi, że zostałem oczyszczony z zarzutów. Miałem jednak napisać poradnik o życiu w rodzinie.
Potem rozpoczęła się kampania oczerniania Morehouse'a. Do jego wydawcy oraz wytwórni filmowej, która wykupiła prawa do książki Parapsychiczny wojownik, zaczęły napływać anonimowe listy.
Dezinformacja i Prześladowania Ze Strony CIA
Po podjęciu decyzji o opublikowaniu posiadanych przez siebie informacji, David Morehouse stał się obiektem licznych prześladowań oraz oszczerstw ze strony CIA. Jednym z czołowych oszczerców był niejaki John Alexander, bohater reportażu zamieszczonego w roku 1995 w magazynie Wired.
- W zależności od tego, z kim się rozmawiało, John Alexander był na początku kariery oficerem służb specjalnych w Wietnamie - mówi Morehouse. - Dowodził batalionem Montagnardów, co praktycznie oznacza, że był ich doradcą. Ktoś inny mówił z kolei, że był członkiem projektu Feniks w Wietnamie [głośny program zabójstw realizowany przez CIA]. Kiedy z tego wyszedł, podjął pracę w wywiadzie i nigdy jej nie przerwał. Tak więc jest to facet ze służb specjalnych, który przeniósł się do wywiadu i tkwi w nim po uszy. Jego kontakty z Firmą [CIA] trwają od bardzo dawna. Poznałem go poprzez jego przyjaciela Eda Damesa. John Alexander często spotykał się z nim w Santa Fe w Nowym Meksyku. Ed Dames był przekonany, że w Nowym Meksyku pod ziemią przebywają obce istoty. Z tego powodu zaczął nadużywać pieniędzy podatników. Kupował bilety lotnicze do Albuquerque, ilekroć przychodziła mu na to ochota. Ed Dames wchodził w skład Tom Image, przeto często tam latał. Spotykał się z Johnem Alexandrem, który wręczał mu fotografię, po czym próbowali odbyć sesję zdalnego widzenia. Z wyjątkiem Jima Schnabela i Eda Damesa John Alexander nie ma przyjaciół w społeczności zdalnych obserwatorów. Większość uważa go za podejrzanego typa, może z wyjątkiem ludzi pokroju Russella Targa czy Hala Puthoffa, którzy wciąż pobierają od rządu pieniądze. Obaj byli fizykami laserowymi i jako pierwsi zaczęli otrzymywać z CIA pieniądze na projekty związane ze zdalną obserwacją. Przed publikacją mojej książki z Ustawy o Wolności Informacji skorzystało trzech ludzi - John Alexander, emerytowany pułkownik pozostający w dalszym ciągu na usługach CIA, Jim Schnabel i Joe McMoneagle. Oprócz Joe'go pozostali ostro mnie zaatakowali. Umieścili w Internecie moje nazwisko i numer ubezpieczenia społecznego i publicznie nazwali mnie przestępcą bazując na bezpodstawnych zarzutach rządu.
Czy jest jeszcze ktoś, komu zrobili coś takiego?
- Nie, nie ma - odpowiada Morehouse.
Wywiad Wojskowy: Oksymoron
- Istnieją całe sterty dokumentów potwierdzających, że to zjawisko [zdalne widzenie] istnieje - zapewnia Morehouse. - Znaczna ich cześć została utajniona. Ed May twierdzi, że ma je wszystkie. Jest fizykiem kierującym Laboratorium Naukowych Badań Percepcji. Jest to ośrodek badawczy zajmujący się zdalnym widzeniem oraz innymi zjawiskami paranormalnymi związanymi z umysłem. May utrzymuje, że jego nazwiska nie ma na rządowej liście płac, mimo to jednak posiada dostęp do ściśle tajnych materiałów.
Biorąc udział w sterowanej przez CIA akcji prześladowczej, Ed May wymachiwał Morehouse'owi przed nosem różnymi dokumentami przed programem telewizyjnym typu talk-show, w którym obaj mieli wystąpić, i groził mu ponownym procesem przed sądem wojskowym. Powiedział też, że mogą skierować jego sprawę do sądu federalnego i oskarżyć o naruszenie tajemnicy dotyczącej bezpieczeństwa kraju. Podobno powiedział mu także:
- Są tam ludzie, którzy mogą cię dopaść.
- Tak się właśnie mają sprawy z nimi wszystkimi: Jimem Schnabelem, Johnem Alexandrem i Edem Mayem - mówi Morehouse. - Ed May pracuje dla CIA. Występując w programie telewizyjnym Gordona Elliotta, powiedział, że jest koordynatorem wojskowego programu treningowego w zakresie zdalnego widzenia. Kiedy tam pracowałem, nigdy go tam nie widziałem ani nie słyszałem jego nazwiska.
Wojna Nerwów
Dlaczego więc ta sprawa przybrała tak osobisty wymiar?
- Bo dotyczy godnego zaufania oficera, wojskowego w trzecim pokoleniu, o którym przełożeni mówili, że w przyszłości będzie nosił gwiazdki, który z batalionu rangersów trafił do wywiadu - odpowiada Morehouse, nawiązując do własnej przeszłości.
- Aby podważyć jego wiarygodność?
- Na przykład preparując historie o mnie i mojej żonie - ciągnie Morehouse. - Ten ktoś spędza całe dnie na rozsyłaniu korespondencji do różnych grup odbiorców. Sam Schnabel wysłał kilkaset listów. Potem do akcji wkroczył Joe Alexander i zaczął robić dokładnie to samo. W następnym etapie zasypali anonimowymi listami Interscope, firmę, która kupiła prawa do sfilmowania mojej książki, oraz St. Martin's Press, mojego wydawcę. Jest jeszcze Paul Smith. W rozmowie z pewnym dziennikarzem powiedział: "Mówiłem Dave'owi, że jeśli przestanie gadać o zespole, załatwimy mu zwolnienie ze względu na stan zdrowia". Paul Smith jest jednym ze zdalnych obserwatorów w zespole, który wciąż pracuje dla DIA.
Dlaczego więc Morehouse tak długo zwlekał z rezygnacją?
- Myślałem, że stawię czoło zarzutom i je odeprę - wyjaśnia. - Przejrzeliśmy wszystko, co znajdowało się w posiadaniu rządu. Nie wiedziałem, że przedstawią nam podstępnie inne zarzuty. Dowiedziałem się o tym, gdy którejś nocy odebrałem telefon od zaprzyjaźnionego podpułkownika. "Wciąż masz przyjaciół" - usłyszałem. - "Trzymamy drzwi otwarte, ale nie możemy tego robić w nieskończoność. Nie damy rady. Lepiej przez nie przejdź". To był pierwszy sygnał, że knują coś przeciwko mnie. Nie było nikogo, kto wziąłby w dochodzeniu moją stronę. Miałem przeciwko sobie cały Wydział Dochodzeń Kryminalnych. Bardzo drobiazgowo badali każdy fragment mojej przeszłości. Przesłuchali wszystkie znające mnie osoby, jakie tylko zdołali znaleźć. Dlaczego? Ponieważ byłem gotów opowiedzieć historię otoczonej najściślejszą tajemnicą organizacji rządowej.
Zdalne Oględziny Arki Przymierza
Parapsychiczny wojownik szczegółowo przedstawia wiele spotkań Morehouse'a z legendarnymi oraz historycznymi wydarzeniami. Na przykład, opisując zdalne oględziny Arki Przymierza, mówi o tej relikwii jako o "przestrzennym przejściu".
- Po powrocie opowiedziałem dyrektorowi programu, co zobaczyłem - wspomina Morehouse - on zaś zapoznał mnie z teologicznym tłem Arki Przymierza. Mój przyjaciel Mel powiedział, że była to część Świątyni noszona przez Izraelitów. Arkę przechowywano w najświętszym miejscu wewnętrznego sanktuarium. Ci, którzy tam wkraczali, najwyżsi rangą kapłani, przywiązywali linę do nogi, żeby można ich było stamtąd wyciągnąć. Zespół zdalnych obserwatorów doszedł do wniosku, że w istocie był to jakiś rodzaj przekaźnika czy też konwertera, coś, co skupiało energię w taki sposób, że powstawała brama bądź przejście do czterowymiarowego świata, gdzie mieszkał Stwórca. Najwyższy kapłan wkraczał tamtędy do owego czterowymiarowego świata.
Większe Niż Samo Życie
A jak wyglądały swobodne wędrówki po czwartym wymiarze?
- Były to otwarte poszukiwania; powiedziano nam, że możemy iść wszędzie tam, dokąd zaprowadzi nas linia sygnałowa. To tak, jakby stało się na peronie Penn Station na Manhattanie i wskakiwało na chybił trafił do przejeżdżających pociągów, nie wiedząc, dokąd taki pociąg jedzie ani kiedy się zatrzyma. Niekiedy było to przerażające przeżycie, a niekiedy bardzo pouczające, a jeszcze innym razem zabawne.
Czy Morehouse widział coś ważnego?
- Przede wszystkim uzyskałem świadomość, że nie jesteśmy sami - powiada. - Nigdy nie widziałem Boga, Chrystusa czy Buddy. Mogę jednak powiedzieć, że istnieją inne światy, cywilizacje i planety. To wszystko tam jest - w innych wymiarach. To nie istnieje w naszych fizycznych wymiarach, w naszym fizycznym wszechświecie. Istnieją bramy wiodące do innych wszechświatów, które łączą się ze sobą. To jest bezgraniczne, nieskończone. To jest oszałamiające!
Istnieje dość rozpowszechniony błędny pogląd, że zdalne widzenie wymaga opuszczenia ciała lub odbywania podróży astralnych.
- Próbowaliśmy rozwinąć zdalne widzenie poprzez projekcję astralną - odpowiada Morehouse. - Okazało się, że nie potrafimy dokonać projekcji na życzenie i kontrolować ciała astralnego.
Zdalne widzenie nie bazowało na pracy Roberta Monroe'a, tylko na bardzo precyzyjnym protokole stworzonym w SRI pod kierunkiem Ingo Swanna, Pata Price'a i Uri Gellera. Największy wkład do opracowania tych procedur wniósł Uri Geller, choć tak naprawdę nigdy im chyba do końca nie ufał. Uważam, że był on najlepszym naturalnym medium, jakie tam mieli.
Jeżeli ten dar pochodzi od Boga, to kto próbuje nim zawładnąć i wykorzystać do negatywnych celów, na przykład w wojsku albo agencjach wywiadowczych?
- Zmagam się z tym pytaniem każdego dnia. Nie wiem, czy kompleks przemysłowo-militarny robi to z czystej ignorancji - niczym słoń poruszający się w składzie porcelany - czy też przyświeca im jakiś głęboko ukryty, złowieszczy cel i dlatego chcą opanować tę technikę, aby później móc manipulować ludzkością. Jedyny dowód, jakim dysponuję, to wiedza, że tkwi w tym jakaś tajemnica. Wiem, że jest tam coś większego niż samo życie, coś, co dominuje i rządzi. Jeżeli poznam odpowiedź, opowiem o tym, ponieważ takie jest moje powołanie...
Pouczające Spotkanie
Czy Morehouse spotkał kiedykolwiek "rozumne istoty"?
- Doświadczyłem kontaktu z czymś, co nazwałem "moim aniołem". Kontaktowałem się też z istotami z innych światów, które były świadome istnienia Chrystusa. Nigdy nie widziałem Jezusa Chrystusa ani Buddy. Te istoty były bardzo dobre. Promieniowały miłością i mądrością. W ich obecności odczuwałem wyłącznie dobro i ciepło. Dostrzegały moją obecność, ale nigdy w żaden sposób nie oddziaływały na mnie - nie prowadziły ani nie udzielały wskazówek. Kontrolujący eksperyment mówił: "Zbliż się do nich, spróbuj nawiązać rozmowę, zapytaj o coś, zapytaj, kim są". One jednak tylko grzecznie się uśmiechały i odchodziły. Traktowały nas jak niegroźnych intruzów. A ten anioł opiekował się moim ojcem. Ojciec powiedział kiedyś mojej żonie: "Oddałem Davidowi mojego anioła". Mnie nigdy tego nie powiedział.
Demony z Czwartego Wymiaru
Czy zdarzało się, że Morehouse odczuwał zagrożenie lub myślał, że umrze?
- Odczuwałem to kilka razy, kiedy spotykałem się ze stworami zwanymi przeze mnie istotami niższego rzędu lub demonami. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak normalni ludzie. Są bardzo przyjaźni, uśmiechnięci. Chcą z tobą rozmawiać, ale w chwili gdy uświadamiasz sobie, kim są naprawdę, ruszają do ataku. W zajściu opisanym w mojej książce, wisiałem głową w dół, trzymany za kostki u nóg. Byłem pewien, że mnie zabiją. Otoczyli mnie ciasnym kołem. Krzyczałem ze wszystkich sił. Następną rzeczą, jaką pamiętam, to głos prowadzącego, który wzywał mnie do powrotu, przywoływał do fizycznego bytu, ale ja czułem lęk o własne życie. Myślę, że ten atak na poziomie czwartego wymiaru był naprawdę niebezpieczny. Wiedzą, co cię przeraża i wzmagają twój lęk. Myślę, że występują tutaj elementy ciemnej strony, ponieważ zależy im na zawładnięciu fizycznym ciałem, przejęciu nad tobą kontroli na krótki czas.
Przekaźnik Nie Jest Przekazem 1
A co z przekazami medialnymi? Czy to znaczy, że te istoty mogą zawładnąć istotami fizycznymi?
- Każde medium, na przykład J.Z. Knight, powie, że Ramtha posiada fizyczne ciało - mówi Morehouse. - Z drugiej strony, jeśli jesteś medium, potrafisz nasłuchiwać poprzez próg i tłumaczyć przekazy. Jeśli chodzi o przekazy medialne i karty do tarota, CIA zdaje się mówić: "Popatrzcie tylko, co robimy!" Kim jestem, żeby twierdzić, że to nie ma sensu?
Prawdę powiedziawszy, Morehouse mówi także, że "szef naukowców CIA, dr fizyki Jack Verona, przyjeżdżał dwa razy w miesiącu na osobiste seanse".
Tylko pomyśleć, ile mógłby zaoszczędzić pieniędzy podatników, gdyby zamiast tego zadzwonił po prostu na Gorącą Linię Porad Parapsychicznych!
Zdalne Widzenie i Zbrodnie Dokonane Podczas Wojny w Zatoce Perskiej
Jednym z najbardziej dramatycznych i szokujących epizodów, jaki został opisany w Parapsychicznym wojowniku, jest "misja" przeprowadzona przez Morehouse'a pod koniec wojny w Zatoce Perskiej, kiedy to nad Zatokę "posłano" niezależnie od siebie trzech zdalnych obserwatorów, w tym jego.
Morehouse otrzymał rozkaz wzniesienia się na wysokość 550 stóp [165 m], 20 mil [32 km] na północ od miejsca, w którym "wylądował". Mniej więcej godzinę później, poprzez płomienie i gęsty dym spowijające naftowe szyby, dostrzegł na piasku "mały, srebrzysty przedmiot" i zameldował: "Chyba widzę coś niezwykłego, mały kanister. Wygląda, jakby był zrobiony z nierdzewnej stali".
"Nagle wszystko stało się dla mnie jasne" - pisze dalej. - "DIA chciała się upewnić, czy przeciw oddziałom amerykańskim użyto jakiegoś chemicznego lub biologicznego środka i jednocześnie nie chciała, aby dowiedział się o tym ktokolwiek inny... Uzyskawszy potwierdzenie użycia niekonwencjonalnej broni, DIA mogła przystąpić do tuszowanie tego faktu, aby Amerykanie nigdy się o tym nie dowiedzieli".
Historyk Antony Sutton, autor America's Secret Establishment (Tajne lobby Ameryki) i The Best Enemy Money Can Buy (Najlepszy wróg, jakiego można pozyskać za pieniądze), pisze w swoim miesięczniku Phoenix Letter: "...stronice te [książki Morehouse'a] czytać należy starannie. Wygląda na to, że DIA wiedziała, gdzie miały zostać umieszczone te kanistry. Potwierdza to tezę, że użycie broni biologiczno-chemicznej było wspólną operacją USA i Iraku wymierzoną przeciwko oddziałom Stanów Zjednoczonych".
Sutton podkreśla ponadto: "...chodzi nie tylko o to, że Irak zastosował biologiczno-chemiczne środki bojowe przeciwko wojskom amerykańskim i siłom sprzymierzonych. Co gorsze, sprzęt ten został dostarczony za wiedzą oraz z pomocą i przy finansowym wsparciu Zachodu. Pentagon stara się ukryć fakt, że te środki zostały legalnie wyeksportowane do Iraku przez administrację Busha. Departament Handlu udzielił licencji na wywóz anthraxu oraz środka o nazwie Mycoplasma incognitas. Mykoplazmę wyprodukowaną w Teksasie i na Florydzie testowano w Teksasie na więźniach skazanych na śmierć. Wiadomość o tym przekazał prasie senator Donald Riegle ze stanu Michigan, lecz została ona zignorowana przez CNN oraz inne stacje telewizyjne (9 luty 1994 roku)".
- Przekonałem się już dawno temu - potwierdza Morehouse - że nie można wierzyć mediom w Stanach Zjednoczonych. Sieci telewizyjne stanowią część szerszego problemu, gdyż należą do producentów z sektora zbrojeniowego. Powodem jest 900 miliardów dolarów obrotu przemysłu zbrojeniowego w skali światowej. Nic dziwnego, że zależy im na kontroli tego, co może im najbardziej zaszkodzić. Wiedzą, że media mogą ich zniszczyć, więc co robią? Zostają ich właścicielem.
Kończąc swoją analizę - Sutton konkluduje: "...skandal wywołany dostawami broni biologiczno-chemicznej do Iraku obciąża administrację Busha, podobnie jak to było z Prescottem Bushem, ojcem George'a Busha, który był zamieszany w poczynania Union Banku, który w latach trzydziestych przyczynił się do wzrostu potęgi Hitlera".
Jaki ojciec, taki syn. Odór zdrady.
Tuszowanie Zbrodni Wojny w Zatoce Perskiej Przez Rząd
Antony Sutton zadaje pytanie: "Po co ukrywać prawdę? Morehouse uważa, że rząd Stanów Zjednoczonych nie chce otoczyć opieką tysięcy poszkodowanych żołnierzy. Przyczyna tego stanu rzeczy jest oczywista. Dysponujemy raportem, z którego wynika, iż rząd Stanów Zjednoczonych świadomie zezwolił na eksport tych środków do Iraku, co więcej kilku jego członków zainwestowało nawet w realizującą tę dostawę firmę. Pamiętajmy, że kompleks militarno-przemysłowy pozbawiony został wiarygodnych wrogów i że generał Eisenhower ostrzegał nas przed wynajdowaniem nowych w celu zwiększenia nakładów na obronność. Z tego wszystkiego wyłania się pełny obraz... I łatwo zrozumieć, dlaczego Parapsychiczny Wojownik jest zasadniczym elementem układanki zatytułowanej Pustynna Burza. Sztuczna wojna przeciwko sztucznemu przeciwnikowi. Dlaczego? Dlatego, że jeżeli nie będzie się miało wiarygodnego wroga, nie dostanie się pożądanych środków na budżet obronny. A jeśli wróg nie istnieje, to trzeba go stworzyć".
Te zarzuty potwierdza Rodney Stich w swojej monumentalnej encyklopedii przestępstw popełnionych przez rząd Stanów Zjednoczonych zatytułowanej Defrauding America (Defraudacja Ameryki). Przedstawia w niej szczegółowo (patrz rozdział "Bank Lavoro i Irakgate") skandal, w którym Banca Nazionale del Lavoro (BNL) pożyczył Irakowi tuż przed wojną w Zatoce Perskiej poprzez swój oddział w Atlancie 5 miliardów dolarów.
Stich pisze "..W listopadzie 1989 roku przedstawiciele Białego Domu zagwarantowali bankom spłatę kredytów, których udzieliły one Irakowi na zakup amerykańskich produktów rolnych w ramach programu realizowanego przez Korporację Kredytów Towarowych Departamentu Rolnictwa Stanów Zjednoczonych. Te gwarancje złożone w imieniu amerykańskich podatników zabezpieczały banki pożyczające pieniądze Irakowi na zakup amerykańskiej żywności na wypadek, gdyby odmówił on spłaty kredytu... Pożyczki te przyczyniły się ostatecznie do podniesienia gotowości bojowej Iraku i umożliwiły mu inwazję na Kuwejt. W efekcie amerykańscy podatnicy za pośrednictwem swoich przywódców przyczynili się do straszliwego rozlewu krwi podczas wojny w Zatoce Perskiej... Część uzyskanych ze Stanów Zjednoczonych pieniędzy Irak przeznaczył na zakup trującego gazu, którego użył potem przeciwko swoim Kurdom. Znaczna część tych dostaw została zrealizowana za pośrednictwem należącego do CIA Cardeon Industnes z Chile. Cardeon dostarczyło Irakowi pod nadzorem CIA wiele towarów o charakterze militarnym".
Omawiając pożary szybów naftowych, Morehouse napisał: "...każdy stojący pod wiatr żołnierz musiał nawdychać się tego świństwa, bez względu na to, co tam było".
Implikacje tego są zupełnie oczywiste. Tak zwany syndrom wojny w Zatoce Perskiej jest bezpośrednim następstwem przebywania w tamtym miejscu. Departament Obrony dobrze o tym wiedział i ponosi odpowiedzialność za tysiące chorych weteranów zakażonych tą biologiczno-chemiczną bronią.
Co o tym wszystkim sądzi Morehouse dzisiaj?
- Myślę o tym każdego dnia - odpowiada z przygnębieniem. - Wiemy, że byliśmy manipulowani, tak aby móc to potwierdzić i jednocześnie z braku jakichkolwiek zapisów nie móc nic zrobić, gdyby ktoś chciał kiedyś do tej sprawy wrócić. Wszystkiemu zaprzeczyli. Powiedzieli, że coś takiego nigdy się nie wydarzyło. Najpierw powiedzieli, że coś w tym jest. Wtedy my nagłośniliśmy sprawę jednego chemicznego ataku. A oni wtedy na to, że były takie dwa ataki. Problem tkwi w tym, że Amerykanie wciąż wybaczają ten rodzaj zdrady. Ignorują ją, a zatem wybaczają, przyzwalając tym samym na powtórzenie się czegoś takiego w przyszłości. Stali tam i wiedząc o tym kłamali nam prosto w twarz. Generał Powell występując przed Kongresem kategorycznie zaprzeczył, jakoby wiedział coś na ten temat albo dysponował jakimiś dowodami. Znowu mieliśmy do czynienia z "wiarygodnym zaprzeczeniem", ponieważ nikt go na tę okoliczność nie przesłuchał. CIA utajniła wszystkie mapy synoptyczne przedstawiające układ wiatrów na teatrze działań wojennych. Coś wam powiem. W ciągu 18 lat służby wojskowej ani razu nie zwracałem się do CIA po prognozę pogody. Dlaczego więc CIA mówi nam teraz, że wiatry wiały tak i tak? Czy ci faceci sądzą, że jesteśmy aż tak głupi, że nie zorientujemy się, o co im chodzi, że boją się tego, co może zostać odkryte tam na miejscu, i dlatego zadbali o to, aby wszystko tam posprzątać? Siedzą w buldożerach i dzień po dniu przeorywują wszystko na lewo i prawo.
Antony Sutton mocno chwali Morehouse'a i jego książkę. Parapsychiczny Wojownik - pisze - "jest książką, którą każdy powinien przeczytać. Lektura ta nie tylko otworzy wielu ludziom oczy na niezwykłe nowe technologie, ale również napełni niesmakiem wobec Pentagonu, którego głównym celem jest, jak się zdaje, zapewnienie waszyngtońskim generałom luksusowego życia wśród pól golfowych, w czasie gdy ich samoloty mają kłopoty z utrzymaniem się w powietrzu. Mimo to Departament Obrony znajduje czas na prześladowanie oficera, który z prawdziwym oddaniem służył Stanom Zjednoczonym".
Zamach na Kinga i Oszukany Człowiek
Owym oszukanym człowiekiem jest James Eari Ray, którego skazano na dożywocie za zabójstwo słynnego obrońcy praw obywatelskich, pastora Martina Luthera Kinga jr.
Adwokat Raya, William Pepper, autor książki Orders to Kill (Rozkazy, aby zabić), przedstawi wkrótce w sądzie nowe dowody - dane uzyskane przez Davida Morehouse'a za pomocą zdalnego widzenia.
Kto zatem zabił Kinga?
- To byli kontraktowi yobbos - mówi Morehouse - pracownicy operacyjni CIA niskiego szczebla. Oni to zrobili. Służyli w siłach specjalnych Stanów Zjednoczonych, stanowili zespół snajperów wyszkolonych w sztuce zabijania. Zawsze rozmieszczano ich w rejonie zamieszek albo tam, gdzie mogło do nich dojść. Mieli listę nazwisk ludzi, których należało usunąć. W latach sześćdziesiątych była to rozpowszechniona praktyka. Za każdym razem, gdy dochodziło do społecznych niepokojów, wykorzystywano grupy tych snajperów. Dostawali zaszyfrowane rozkazy, z których dowiadywali się, kogo i co należy załatwić. Mieli stałą listę ludzi do usunięcia. I tylko czekali na rozkaz: "Zrób to" - albo: "Nie rób tego". Zawsze po wykonaniu zadania mieli zabezpieczoną drogę odwrotu. Ci żołnierze postrzegali Martina Luthera Kinga, a także innych przywódców antyrządowych zamieszek i niepokojów w miasteczkach uniwersyteckich jako wrogów państwa.
Co adwokat William Pepper zrobi z raportem Morehouse'a?
- Przedstawi go w sądzie jako dowód - odpowiada Morehouse. - Jako argument posłuży mu fakt, że rząd Stanów Zjednoczonych posługuje się tą metodą gromadzenia informacji dla wywiadu od przeszło dwudziestu lat. Mamy nadzieję, że zostanie dopuszczony jako dowód i przyczyni się do weryfikacji metodologii gromadzenia informacji. Pepper powie zapewne: "Spójrzcie, te informacje zdobył wojskowy zdalny obserwator przy użyciu wojskowej technologu". Dzwonił jakiś czas temu do mnie i dziękował mi wykonanie tej roboty.
Morehouse przyznaje jednak, że "to, co próbuje on [Pepper] zrobić, przypomina szturm na wierzchołek góry".
"Niezabijanie" - Przyszłość Broni
Nowa książka Morehouse'a nosi tytuł Non-Lethal Weapons:War Without Death (Broń, która nie zabija - wojna bez śmierci). Według Morehouse'a "...konwencjonalna broń została zaprojektowana tak, aby zabijać. Nowa hybryda broni konwencjonalnej ma służyć okaleczaniu. Broń nieuśmiercająca z samej definicji ma niszczyć cele nieożywione, a nie ludzi.
Książka ta prezentuje bardzo filozoficzne podejście do zagadnienia niezabijania. Przedstawia efekty stosowania broni konwencjonalnej w tym stuleciu: pozbawienie życia 170 milionów istot ludzkich, w tym ponad 80 milionów osób cywilnych - lekarzy, prawników, profesorów, gospodyń domowych, dzieci - które nie brały udziału w walkach. Codziennie w zastraszającym tempie przybywa dalszych ofiar. Spośród nich wszystkich prawie 250 tysięcy osób zginęło na skutek użycia broni nuklearnej.
"Po zakończeniu Zimnej Wojny" - pisze Morehouse - "kompleks militarno-przemysłowy poświęcił bardzo dużo czasu na rozbrojenie i wprowadzenie zakazu rozbudowy arsenału nuklearnego. W rezultacie rozbroił kilka głowic nuklearnych i zaczął poklepywać się po plecach, dumnie mówiąc, jaką to świetną robotę wykonał. W tym samym czasie wydano ponad 900 miliardów dolarów na produkcję i sprzedaż broni siejącej śmierć i zniszczenie. Tak więc to wszystko to tylko gra pozorów.
Ludzkość stanęła obecnie na progu nowej strategicznej ery w swojej historii. Musimy podjąć decyzję, czy zamierzamy kontynuować produkcję broni na coraz większa skalę, czy będziemy ewoluować w kierunku przebudowy całego przemysłu zbrojeniowego tak, aby zaczął dostarczać uzbrojenia oszczędzającego ludzkie życie, lecz zdolnego zniszczyć machinę wojenną wroga, a tym samym pozbawić go zdolności prowadzenia wojny?
Dysponujemy technologią, która unieszkodliwia same czołgi. Taka jest przesłanka tego projektu. Natura człowieka nigdy się nie zmieni, to samo dotyczy zatem natury wojny. Zmieni się tylko sposób jej prowadzenia. Cała technologia tak zwanych Gwiezdnych Wojen, urządzenia wykorzystujące pulsację elektromagnetyczną, są zabójczymi, zaawansowanymi technicznie odmianami broni konwencjonalnej. To wszystko".
Morehouse rozwija swoją analizę, podając, że książka "...zawiera opis 12 naprawdę niezabójczych technologii i podaje fikcyjne scenariusze ich zastosowania na arenach współczesnych konfliktów - w Bośni, Somalii i innych miejscach".
A zatem należy zażądać od kompleksu militarno-przemysłowego wyjaśnień w tej sprawie?
- Oczywiście. Właśnie to powinno nastąpić - odpowiada Morehouse. - Musimy lepiej orientować się w tych sprawach. To dlatego ta książka zawiera tak duży ładunek wizjonerski. Oto przykład sytuacji, w której występuje broń konwencjonalnej, i to, co może się stać, kiedy zastosuje się w niej niezabójczą technologię. Widziałem to na własne oczy na poligonie Dugway w Utah. Nazywa się to "przeciwczołgowy pocisk opasujący". Zwykły pocisk przeciwczołgowy kilka milisekund przed uderzeniem wyrzuca strumień rozpalonej do białości plazmy, która wypala w pancerzu otwór z szybkością większą od prędkości dźwięku i wtryskuje do wnętrza pojazdu roztopiony metal zamieniając je w piekło. W ten właśnie sposób niszczono na pustyni irackie czołgi. Pocisk opasujący natomiast kilka milisekund przed uderzeniem w cel eksploduje i wyrzuca wzmocnioną drutem polimerową folię, która spowija czołg niczym ośmiornica mackami swoją ofiarę. Polimer przylega do kadłuba i natychmiast zaczyna się kurczyć. Jest tak wytrzymały, że uszkodził układ hydrauliczny czołgu M-60, gdy ten próbował obrócić wieżyczkę. Szczelnie zatyka pokrywy wszystkich włazów, a zatopione w polimerze druty odcinają łączność radiową.
Dlaczego się tym nie chwalą?
- Ponieważ - wyjaśnia Morehouse - obracający rocznie 900 miliardami dolarów kompleks militarno-przemysłowy to banda chciwych podżegaczy wojennych produkujących i sprzedających broń do krajów trzeciego świata. Nie chcą tego pocisku, bo jest za tani. Poza tym, jeśli zacznie się niszczyć sprzęt, oszczędzając przy tym ludzkie życie, zmusi się dyplomację do odgrywania właściwej roli przy rozwiązywaniu konfliktów w nadchodzącym tysiącleciu. A to oznacza ograniczenie tego znakomicie prosperującego rynku śmierci i zniszczenia. Mamy członków Kongresu, którzy z pieniędzy podatników przeznaczyli miliardy dolarów na producentów broni. A kiedy już taki producent sprzeda swoje wyroby jakiemuś tyranowi z trzeciego świata, którego nie stać na zakup mleka w proszku dla głodujących dzieci, a tym bardziej na 12 odrzutowców, to kto za to zapłaci? Amerykański podatnik. Opłacamy dzisiaj producentów i handlarzy bronią. Płacimy też rachunki tyrana, gdy powinie się mu noga.
Morehouse ma rację. Ten modus operandi występuje w każdym dwudziestowiecznym konflikcie zbrojnym. Wojna w Zatoce Perskiej to ostatni ze szwindli mających zapewnić krociowe zyski producentom broni i ich bankierom oraz rozwiązać problem rozrostu populacji, czyli pozbycie się tak zwanego "mięso armatniego" (żołnierzy) i "bezużytecznych zjadaczy chleba" (ludzi nie wytwarzających dochodu narodowego).
Zdalne Widzenie w Służbie Publicznej
Jaka przyszłość czeka "parapsychicznego wojownika" Davida Morehouse'a?
- Pracowałem ostatnio dla prywatnej firmy Remote Viewing Technologies organizującej wykłady i seminaria treningowe z zakresu technik zdalnego widzenia - odpowiada Morehouse. - Do chwili obecnej nie kształciliśmy jeszcze żadnej osoby prywatnej. Naszymi klientami byli jak dotąd handlowcy i stróże prawa. Szkolimy policjantów, ponieważ transfer przychodzi im z łatwością. Oglądanie świata przez półtorej godziny oczami nieboszczyka dla gliniarza nie stanowi takiego problemu jak dla innych osób. W każdym bądź razie policjanci podchodzą do tego bez uprzedzeń. Kiedy pracują nad wyjaśnieniem szczegółów zabójstwa, są bardziej opanowani i spokojni.
A co się robi, aby bardziej upowszechnić tę technologię?
- Wydaje mi się, że tylko dwóch ludzi pracuje nad tym - Lin Buchanan i ja. Utworzyłem firmę Remote Viewing Technologies, która szkoli policjantów. Lin pracuje w czymś, co się nazywa Assigned Witness Program. Remote Viewing Technologies pracowało nad kilkoma sprawami w New Jersey i Baltimore. Szykujemy się do przeszkolenia dużej grupy policjantów w New Jersey, przeszkoliliśmy również paru policjantów z Minnesoty. Agencje ochroniarskie, szefowie policji, detektywi - wszyscy powitali nasze kursy z otwartymi ramionami. Dokładamy starań, aby rozumieli, ze muszą patrzeć na to z odpowiedniej perspektywy i ze zawsze należy przestrzegać trzech fundamentalnych zasad zdalnego widzenia.
Po pierwsze, metoda ta nie jest dokładna w stu procentach, nigdy taka nie była i nie będzie.
Po drugie, nigdy nie należy polegać na wynikach uzyskanych przez pojedynczego zdalnego obserwatora działającego samodzielnie, niezależnie od innych zdalnych obserwatorów. To oznacza, że nie można stawiać zadań sobie samemu. Jest to problem, z jakim borykają się Courtney Brown i Ed Dames. Courtney Brown siada i mówi: "Nadciąga obiekt Hale'a-Boppa. Opisz" W ten sposób narusza podstawowe zasady zdalnego widzenia Jeżeli sam sobie wyznaczasz zadanie, zagłębiasz się w warstwę analiz albo uruchamiasz wyobraźnię. Ed Dames robi to samo.
Po trzecie, zdalnego widzenia nie można traktować jako samodzielnego i w pełni wystarczającego sposobu gromadzenia danych. W środowisku wywiadu zawsze posługiwaliśmy się nim w połączeniu z innymi technikami pozyskiwania informacji.
Nowe Umiejętności na Nowe Tysiąclecie
David Morehouse, autor Parapsychicznego Wojownika, powinien otrzymać nagrodę za odwagę w ujawnianiu sekretów czterowymiarowego świata i wyciągnięcie zdalnego widzenia z laboratoriów wywiadu na światło dzienne.
Życie demaskatora bywa niekiedy skrajnie niebezpieczne. Nie bacząc na zagrożenie życia rodziny i swojego własnego, przetrwał trudne do wyobrażenia przesłuchania, cierpienia i prześladowania ze strony CIA. Pomimo zorganizowanej kampanii przeciwko jego pracy, stawił czoło szykanom i brutalnym atakom.
Trudno nie doceniać wagi zdalnego widzenia. Tak jak wchodząc do Internetu można potencjalnie uzyskać informacje szybciej i wygodniej niż udając się do biblioteki, tak posługując się zdalnym widzeniem można zrewolucjonizować dostęp do danych historycznych oraz innych niedostępnych dla naszych pięciu zmysłów.
XXI wiek wymagać będzie nowych talentów. Zdalne widzenie wraz z towarzyszącymi mu umiejętnościami pomocniczymi, tak zwaną percepcją pozazmysłową, czy też zdolnościami paranormalnymi, może odegrać kluczową rolę w przetrwaniu i dalszej ewolucji naszego gatunku.
Przypisy:1. To sformułowanie jest parafrazą słynnego stwierdzenia Marshala McLuhana, który skonstatował kiedyś, że "przekaźnik jest przekazem" ("medium is a message") - Przyp. red.
O autorze:Uri Dowbenko jest pisarzem, fotografikiem i niezależnym dziennikarzem.
Strona domowa Davida Morehousa: www.davidmorehouse.com/
A tutaj ten sam artykuł przedrukowany w Wolnych Mediach, gdzie można znaleźć mnóstwo tego typu treści.