List nr 45 - Zdradź mi, co ty naprawdę myślisz o księżach?

Dotknąłeś bardzo bolesnego tematu. Sam jestem niedoszłym księdzem, bo pod koniec szkoły podstawowej myślałem, że nim zostanę, jednak powołanie nie przyszło a moje zainteresowania z czasem stawały się coraz bardziej techniczne. Ale czuję z nimi głęboką więź jako z tymi, którzy ludzi prowadzą do Boga.

Jest mi ich bardzo żal, bo to są boży wojownicy, którzy (z nielicznymi wyjątkami) dali się Szatanowi oszukać. Ja sam uniknąłem ich losu, bo pozwolono mi zostać joginem - znalazłem się na zewnątrz chrześcijaństwa i udało mi się ujrzeć z drugiej strony katolicyzm i religijność jako taką. To była łaska, która sprawiła, że stałem się otwarty na objawienie, gdziekolwiek je usłyszałem. Nie była to moja zasługa, po prostu prowadzono mnie łatwiejszą drogą, gdzie wiara i wiedza mogły się wspierać. Moja pomoc w pracach nad urządzeniem w którym przejawiła swe działanie wolna energia była drugą łaską, po prostu znalazłem się na zewnątrz dyskursywnej, racjonalnej Nauki, która okazała swą bezsilność i bezpłodność w podejściu do zjawiska istotnie nowego. Czyli nie ma mojej zasługi w tym, że lepiej od kapłanów rozumiem ich problemy. Będąc w systemie nie da się go właściwie ocenić.

Wyzwaniem był kontakt z wiedzą o obcych cywilizacjach. Początkowo traktowałem to jako ciekawostkę, ale w miarę jak doniesień było coraz więcej i wszystkie przejawiały specyficzną spójność, zaczął narastać niepokój. Nawet pamiętam książkę dominikańską, gdzie przypomniano Giordana Bruno, który do twierdzenia o mnogości światów w kosmosie dodawał, że tam są planety na których też musiał pojawić się Jezus i je odkupić. Myślałem: to jaka był ofiara Jezusa na naszej Ziemi, za wszystkie światy, czy tylko za nasz? To pytanie już wtedy nie dawało mi spokoju. Ale książki o wierzeniach religijnych kosmitów i opowieści ludzi wychodzących poza ciało, dobiły mnie. Co z tą reinkarnacją? Fakt, że w tym czasie (lata dziewięćdziesiąte) czytałem już objawienia Vassuli, Valtorty i Anny, problem tylko pogłębiał. Nie znajdując odpowiedzi gorąco prosiłem o światło, i ono przyszło. Teraz dopiero zrozumiałem, że bez herezji, bez wyjścia poza system, nie ma postępu. Teraz dopiero zrozumiałem, dlaczego Lucyfer musiał zdradzić Boga Ojca, a Jezus musiał umrzeć "z posłuszeństwa" Ojcu. Któż jak Bóg i Jego pomysł na szkołę Miłości!!!

Słowo herezja ma w nauczaniu Kościoła jednoznacznie negatywną wymowę; herezja to głoszenie nauk różniących się od doktryny katolickiej, co do istoty. Określenie danej nauki heretycką, zamyka dyskusję - głoszący ją człowiek to odstępca. Przez lata w Kościele trwała ciężka i czasami krwawa dyskusja nad prawdami wiary, która zaowocowała dogmatami. Dogmat to taki kamień milowy w Nauce o Bogu. Jest niepodważalny bo podparty autorytetem Papieża. Ale jego rozumienie i przydatność w rozwoju wiary są względne, tak jak względna jest cała nasza wiedza. Wiedza pomaga lub przeszkadza w drodze do Boga, a ten dogmat niestety nie jest rozumiany przez ludzi dla których wiedza jest religią. Są księża, którzy nie wierzą w Boga, tylko w dogmaty. Są zamknięci na głos Ducha Świętego w objawieniach współczesnych, bo "tego nie zapisano w naukach Kościoła ani w tradycji". Czy oni boją się posądzenia o herezję, czy o brak posłuszeństwa względem nauczania Kościoła? W końcu i jedno i drugie jest grzechem.

Od zamknięcia na głos Ducha Świętego do przeczenia Mu jest tylko jeden malutki kroczek, prawie niedostrzegalny. To tak, jak ze słuchaniem głosu sumienia: gdy czegoś chcemy, to własne chcice utożsamiamy z tym Głosem. Piszę chcice bo często przerażony jestem jak łatwo ludzie swoje szczęście ziemskie biorą za dobro ostateczne. Modlą się o pieniądze, dobrą pracę, zdrowie, dobre stopnie w szkole, urodę, jakby od tego zależało ich zbawienie. Jakby zupełnie zapomnieli, że Bóg jest ich Ojcem i troszczy się o nich doskonale. Ale oni wiedzą lepiej od Niego co jest dla nich "dobrem". Księża podobnie, modlą się o sukces duszpasterski, liczą przystępujących do komunii i biorą udziały w rankingach. Popatrz Panie Boże, ilu udało mi się nawrócić! To oczywiście Twoja zasługa, ale JA się starałem! Wydaje mi się, że bardzo mało księży modli się: wybacz mi Boże, za mało się starałem, udało mi się nawrócić tylko sto tysięcy - te miliony nadal nie chcą Cię uznać za Ojca.

Żaden ksiądz dzisiaj nie uzna swego oczywistego podobieństwa do kapłanów Starego Testamentu, dla nich takie porównanie to obelga. I to jest sedno problemu o którym mówię, że powoduje ból mojego serca, bo czuję się jakby moi bracia nie chcieli otworzyć listów napisanych przez Ojca specjalnie do nich. Objawienia to nie tylko pomoc w zrozumieniu obecnych czasów, to najskuteczniejsza broń w walce z Szatanem, to WIEDZA o PRAWDZIE. A tymczasem kapłani wolą swoje popisy medialne, swój smrodek dydaktyczny rozsiewany z ambony, sądząc, że ilość słuchaczy przełoży się na jakość nauczania. Ślepy lud prowadzony przez ślepców, ale taki jest Boży wyrok. Tak jak dwa tysiące lat temu kapłani Izraela musieli wyprzeć się Jezusa byśmy my, poganie mogli być dopuszczeni do "narodu wybranego", tak dzisiaj Bóg pozwala by zaparli się Go ukochani synowie, bo dzięki temu zbawienie będzie mogło wyjść poza Ziemię.

"I wystąpią biskupi przeciw biskupom, księża przeciw księżom..." A więc nie wszystko stracone, jest nadzieja, że po Znaku nie wszyscy kapłani pójdą w zaparte i nie wszyscy odwrócą się od Prawdy. Ale to niestety będzie po fakcie, to znaczy zostanie im tylko rola bojowników-bohaterów, którzy już tylko mają dać świadectwo przez męczeństwo. A nam dzisiaj tak bardzo potrzeba księży, którzy rozumieją problem końca czasów, jakim jest dobre przygotowanie wiernych. Dam jeden konkretny przykład. Na całym świecie świątynie są własnością Kościoła, a nie lokalnych społeczności. To, że przechodzą w ręce prywatne jako odszkodowania za nadużycia seksualne księży to smutna sprawa, ale prawdziwa tragedia zacznie się, gdy przyjdą "z góry" przepisy nakazujące zmianę istoty liturgii, ohyda spustoszenia. Wierni nie mogą zamknąć kościoła i udostępnić go tylko "swojemu" księdzu wiernemu tradycji Jezusa, bo klucze będą w ręku biskupa-zdrajcy. I koniec - msza święta będzie musiała zejść do podziemia lub ustać. Tam gdzie sięga administracyjna władza Kościoła, tam sumienie nie ma nic do gadania.

Codziennie modlę się za księży, czasami nawet bardziej niż za bliskich, których mam pod opieką. Wszelkie moje próby rozmów z nimi na temat objawień okazały się bezowocne. Nawet ci, którzy je czytają robią to wybiórczo i traktują instrumentalnie. Bóg mówi, byśmy nic nie robili na siłę, On kieruje naszymi krokami nawet w sprawach dotyczących objawień. Mówi, że nagnie ich karki i połączy nas, lud, ponad podziałami, które wprowadzili. Ale każdy z nas ma duszę kapłańską, na każdym z nas ciąży odpowiedzialność za innych. Odkąd uświadomiliśmy sobie nasze synostwo nie potrzebujemy pośrednika w rozmowie z Ojcem, więc wykorzystajmy to - módlmy się za kapłanów, skoro oni nie chcą słuchać Ojca, jak powinni modlić się za nas.