List nr 30 - Co sądzisz o bezrobociu?

Twoje pytanie jest nieco przewrotne, bo tak naprawdę ciekawiło Cię co myślę o zasiłkach dla bezrobotnych, ale "chcesz wojny - będziesz ją miał"! Zamierzam Ci bez ogródek powiedzieć co sądzę o obecnej sytuacji w Polsce.

Ale zacząć trzeba od Raju, gdzie praca stała się karą i przekleństwem za popełnienie grzechu pierworodnego. Jej status z czasem zmieniał się w kierunku nakazu moralnego (św. Paweł uważał, że kto nie pracuje, a jest do tego zdolny, nie powinien mieć prawa do chleba), by stać się przywilejem w komunizmie gdzie prawo do pracy było zagwarantowane. Prawdziwa rewolucja w postrzeganiu pracy zaczęła się jednak dopiero w Hiszpanii na początku XX wieku, gdy święty Josemaría powołał do życia Opus Dei, które pracę traktuje jako środek do osiągnięcia świętości. Każdy, kto DOBRZE pracuje może tą drogą osiągnąć świętość, i o takiej pracy będziemy mówić, gdy wskażę Ci środki do rozwiązania problemu bezrobocia.

System aby istnieć, aby działać, potrzebuje energii. Zasadniczą działalnością systemów żywych jest zdobywanie pokarmu, a człowiek tylko tym różni się od zwierzęcia, że robi to bardziej pomysłowo. Wynalazek niewolnictwa nie jest pomysłem człowieka, bo zwierzęta też to potrafią, lecz prawdziwe współżycie opanował dopiero człowiek udomowiając dzikie zwierzęta. Potem udomowił siły Przyrody każąc im dawać ciepło, energię elektryczną, by w końcu zacząć zmieniać naturę rzeczy poprzez chemię. Uzyskał czas wolny. I tu zaczęły się problemy z pracą, bo zachłanność człowieka nie pozwoliła mu zobaczyć istoty życia, istoty procesu zmian, rozwoju, ewolucji. Człowiek nie zauważył, że praca nie była mu dana jako kara, jako "odwet" Boga za nieposłuszeństwo, tylko miała być dla niego "nauczką". Wiecznie myślący jedynie o sobie człowiek, nie zauważył że życie poza Rajem nie jest karą, tylko okazją do zdobycia prawa do powrotu, że życie na Ziemi jest pobytem w Szkole Prawdziwej Miłości.

Jeżeli ktoś jest egoistą (a egoistą jest się tylko z wyboru), to nie zauważy, że świat jest Jednością. Żadne argumenty, żadne racje nie pozwolą takiemu człowiekowi właściwie zrozumieć biblijnych słów: czyńcie sobie Ziemię poddaną. Człowiek dla którego Bóg jest Panem a nie Ojcem, nie rozumie konieczności traktowania wszystkich ludzi jak braci i widzi w nich jedynie współpoddanych. O wszystko z nimi konkuruje, a przede wszystkim o pracę. Taki człowiek nie podzieli się z drugim jak z bratem tylko zatrudni go, a potem da mu zapłatę jak obcemu. Traktowanie drugiego jak obcego a nie jak brata jest charakterystyczne dla Polaka uważającego się za katolika. I to jest źródło naszych problemów związanych z brakiem pracy.

Jeżeli traktujemy Polskę jak środowisko, jak dzicz, jak arenę gdzie więcej należy się lepszemu a nie bardziej potrzebującemu, to słusznie dostajemy to na co zasługujemy. Albo Polska jest jedną rodziną, albo "rzeczą pospolitą" w której władza dzieli ludzi i sobie rządzi. W Rzymie tłuszcza (przepraszam, obywatele rzymscy) domagali się chleba i rozrywki, a otrzymawszy to pozwalali władzy na wszystko. My podobnie - domagamy się pracy i pozorów wpływu na nasz los, czyli demokracji, a otrzymawszy to interesujemy się jedynie tym, czy nie dostaliśmy mniej od drugiego. Mój opis nie jest gorzki ani złośliwy, ja jedynie używam obrazowych określeń dla opisu zjawisk systemowych. I nawiązujac do zjawiska przekształcenia dziczy w rodzinę twierdzę, że trzeba stworzyć warunki do wewnątrzsystemowej cyrkulacji. Trzeba umożliwić wewnętrzny, nieograniczony rozwój.

Jak wiesz, gdy w dużej rodzinie nie przelewa się, rodzice zwykle upatrzą najzdolniejsze dziecko i z jednej strony łożą specjalnie na jego naukę, a z drugiej starają się obudzić w nim zaangażowanie i odpowiedzialność. Jest to naturalna i najprostsza strategia rozwoju rodziny, i jest to strategia na wskroś systemowa. A to spostrzeżenie spróbujmy teraz uogólnić. Jeżeli w kraju określimy, że nie interesuje nas pełne zatrudnienie tylko ROZWÓJ, to będą musiały zmienić się zasady dawania pieniędzy tym, którzy aktualnie są bez pracy. Pełnoletni, zdrowi bezrobotni dostaną zasiłek pod warunkiem, że będą się uczyć. I nie chodzi tu o kursy-zapchajdziury bezrobocia jak to jest np. w Niemczech - tu idzie o stworzenie systemu nauki permanentnej i dla każdego. Nie pracujesz, to się uczysz. Pracujesz, to się dokształcasz, bo w ofercie pracowniczej są coraz lepsi.

W takim systemie, zauważ, nie istnieje chora konkurencja, bo odpada ten kto myśli o sobie, o wygranej, a nie o całym zespole w którego działaniach uczestniczy. Ci którzy się uczą wymuszają naukę swoich nauczycieli. Jest to system, który rozwija się tym szybciej im dłużej działa - takie są własności sprzężenia dodatniego w nieograniczonej (bo wzrasta cyrkulacja a nie ciśnienie) przestrzeni. A najważniejszy jest efekt końcowy, którym jest... eksport fachowców. Bo w tym miejscu wracamy do istoty problemy pracy: jeśli fachowcy myśleć będą tylko o sobie, to wyjadą, a taki rozwój nie jest Polsce potrzebny. Jeżeli władza nie potrafi stworzyć warunków, by wiedzy "nie opłacało się" opuszczać Polski, to taki sytem umrze, jak rodzina w której postawiono na dziecko nie potrafiące oprzeć się pokusom dobrobytu.