List nr 28 - Czy powinniśmy kastrować gwałcicieli?

To zależy... Problem polega na kompletnym niezrozumieniu problemu, a nie na gwałtach czy innych przkroczeniach norm społecznych (nie mówię o prawie). Jeżeli takie pytanie stawiane jest społecznie to znaczy, że ani władza, ani wymiar sprawiedliwości, ani naukowcy nie wiedzą jak postąpić adekwatnie do odczucia sprawiedliwości w społeczeństwie. A wszystko z powodu pychy. Nie jesteśmy jako naród sprawiedliwi - jesteśmy humanitarni. (Dla mnie to obelga, to dowód niezrozumienia boskich praw i zrobienie z człowieka pępka świata.)

Mówiłem Ci już (przeczytaj jeszcze raz list 24), że sami sobie strzeliliśmy gola, gdy w artykule 40 naszej Konstytucji stanowiliśmy, że zakazuje się kar cielesnych. To bardzo humanitarne, ale świadczy o niezrozumieniu boskiego prawa sprawiedliwości, które mówi "oko za oko, ząb za ząb". Tak, tak, sprawiedliwość polega na ekwiwalencji. Nie mówimy ani o łasce, ani o miłosierdziu a jedynie o sprawiedliwości, która polega na daniu nauczki, skoro nauka o poprawnym zachowaniu nie została przyswojona. Tutaj kompletnie nie chcę poruszać spraw systemu naszego prawa działającego raczej jako system humanitarnego odwetu, niczego nie ucząc. Jednak Temida jeżeli ma winnego czegokolwiek nauczyć nie może mieć przepaski na oczach, bo nie liczy się ekwiwalentność co do wolumenu tylko co do istoty przestępstwa. A społeczeństwo świetnie wyczuwa, że coś jest nie tak z naszym prawem. Sprawiedliwość winien wymierzać sędzia sprawiedliwy, mądry i łaskawy jak Salomon. Kara powinna być adekwatna do okoliczności a nie kodeksu karnego. Tylko co zrobić jeżeli akurat odpowiednia byłaby chłosta lub kastracja?

Nasze prawo, nasza Konstytucja są adekwatne do stanu naszej świadomości i wiedzy. To, że coś WIEMY wcale jednak nie świadczy, że to ROZUMIEMY. Obserwowałem nie raz programy "Superniania", w których Dorota Zawadzka uczy elementarnych zasad postępowania z dziećmi, szczególnie z trudnymi dziećmi. Uderzyło mnie spostrzeżenie jak tragicznie bezmyślne jest postępowanie rodziców, i jak małą dojrzałością się charakteryzują. Wręcz porażające. Pustka duchowa ziejąca w rodzinach. A przecież wielu z nich to katolicy, to DOBRZY katolicy, bo za takich się uważają. Elementarny brak prawdziwej miłości wynikający z wychowania w rodzinach, gdzie wierzono w Boga ale Go nie kochano. Humanitaryzm bez Boga. Czy tacy ludzie, którzy pozory dobra traktują jako dobro, bo nie potrafią dojrzeć różnicy, mogą zrozumieć, że kara cielesna wymierzona dorosłemu to nie to samo co klaps dany dziecku? Czy człowiek któremu demokrację wbito do głowy jako najwyższy przejaw rozwoju społecznego, potrafi zaakceptować myśl, że prawa Boskie nie podlegają uchwale ogółu? Czy potrafią zrozumieć, że dobry sędzia orzekając tworzy prawo, a nie stosuje cennik kar?

Jeżeli nie zrozumiemy, że w dziczy naszej demokracji najlepszym lekarstwem na przemoc jest jeszcze większa przemoc, a na kradzież złotówki, odebranie dwóch złotych, to znaczy, że nie rozumiemy elementarnych zasad działających w systemie. Zasada "wet za wet", (o której już rozmawialiśmy przy okazji teorii systemów) jest najskuteczniejszą strategią systemową prowadzącą do współpracy, ale trzeba to rozumieć, a nie tylko wiedzieć o tym. Najwyraźniej nie rozumieją tego ani spece od teorii systemów, ani sędziowie ani społeczeństwo.

Pytasz mnie jak to załatwić najprościej? Ano, wyrzucić kodeks cywilny i kodeks karny, na drzwiach sądu przybić tablicę z dziesięciorgiem przykazań, a sędziom dać pełną swobodę i wsparcie (przy jawności rozpraw). Niestety na dzień dzisiejszy jest to nie do zrealizowania, bo zostaliśmy opanowani przez judeopolonię. Żydzi, musisz wiedzieć, stosują literę prawa, a nie ducha.


Uzupełnienie
Chciałbym wyjaśnić pewien aspekt problemu sądownictwa, który umyka nam z braku wiedzy o systemach, a który przez ogół społeczeństwa zupełnie nie jest rozumiany. Chodzi o zrozumienie, że sędzia jest nie tylko jurorem ale jest równocześnie urzędnikiem państwowym. Sędzia powinien być oceniany (przez innych sędziów) nie tylko za to jak orzeka ale również (przez społeczeństwo) za to dlaczego orzeka tak a nie inaczej. Ale po kolei.

Nasza doktryna prawa przyjmuje, że sędzia jest niezawisły w swojej pracy jurora, cieszy się "powagą urzędu" i jego wyroków się nie krytykuje. Wynika to z praw natury, a pierwszy naukowo udowodnił to Kurt Gödel, który powiedział: nie da się systemu ocenić od wewnątrz. Sędzia musi być na zewnątrz systemu by móc orzekać obiektywnie.

Ale sędzia żyje w systemie, a właściwie uczestniczy w setkach systemów, bo to jest sednem naszego życia. Jednak musi być poza systemem jaki ocenia bo inaczej nie byłby jurorem obiektywnym. To dlatego nie wolno mu się kontaktować ani ze stronami ani z ich przedstawicielami. Jego wyroki muszą dotyczyć obiektywnych danych, czyli: dowodów, faktów, kodeksów, artykułów i paragrafów.

Jednak sędzia nie jest władcą stanowiącym prawo - orzeka zgodnie z prawem ustanowionym przez władzę inną. I tu pojawia się dwuznaczność, bo władza w demokracji nie jest samostanowiona tylko jest sprawowana przez przedstawicieli rządzonych. Przedstawiciele rządzonych ustanawiają prawa i wybierają osobną władzę, która będzie je egzekwowała od rządzonych. Jednak władza w systemach żywych spełnia dwie funkcje: siłową i informacyjną - egzekwuje prawo i osądza czy prawo jest przestrzegane. A zatem pojawia się pierwsza wątpliwość, kto powinien oceniać sędziego: inny sędzia czy przedstawiciel władzy społecznej. Bo trzeba zdać sobie sprawę, że nas nie tylko obowiązują prawa stanowione które dotyczą przynajmniej w teorii wszystkich ludzi, ale również prawa systemowe, które zawsze są inne, zależne od systemu. Te pierwsze to dane do procesu (dowody, fakty, kodeksy, artykuły i paragrafy), te drugie to meta-dane (okoliczności, przesłanki, powody i motywy)*. Sędzia wydaje wyrok w oparciu o dane, zaś w uzasadnieniu określa z jakich meta-danych korzystał - tym samym wyrok to siła, a uzasadnienie to informacja.

Czy sędzia może oceniać sędziego? Tak, i tylko sędzia. Tylko sędzia może "wejść w buty" innego sędziego i określić, czy on wydałby podobny wyrok. Zresztą na tej zasadzie działa Sąd Najwyższy, który ocenia sędziów a nie sprawę. Ale czy uzasadnienie powinno być oceniane przez innego sędziego? Zacznijmy od tego co POWINNO zawierać uzasadnienie wyroku? Powinno ukazać sędziego jako człowieka, a nie przedstawiciela sądu.

Tu muszę zrobić dygresję egzemplifikującą co mam na myśli (konkretny casus prawny). Moja siostra a Twoja mama, Tomku, ma od dłuższego czasu sprawę w sądzie i ma wiele zastrzeżeń do jej przebiegu. Namówiłem ją by napisała do prezesa Sądu, potem do okręgu, do apelacyjnego i do RPO - wszystko w trybie urzędniczego zażalenia (a nie w trbie KPC). Wszystkie odpowiedzi udzielone prawidłowo, o czasie, były kuriozalne i skandaliczne. Potraktowano ją jak osobę upośledzoną umysłowo i delikatnie mówiąc - z pogardą. I co z tym zrobić? Sprawa nie nadaje się do sądu administracyjnego, tylko do prasy, no bo przecież ministerstwo sprawiedliwości zajmuje się urzędnikami, a nie tym co robią, niestety. A robią co chcą byle nie narazić się zwierzchnikowi. Sędzia-urzędnik nie jest przez nikogo kontrolowany. (jesień 2018 - Sąd Najwyższy zawyrokował, że sędziowie niższych instancji spaprali sprawę - zacznie się od początku!)

W państwie prawa ministerstwo sprawiedliwości powinno mieć nadzór nad informacyjną stroną wyroków, czyli kontrolować czy FAKTYCZNIE jest przestrzegany art. 58 § 2 kc. Widać to właśnie w uzasadnieniu wyroku, które opiera się o meta-dane (przesłanki, powody, motywy i okoliczności). Sędzia mówi co i dlaczego wziął pod uwagę, a my oceniamy czy wyrok był sprawiedliwy. Ale tutaj pojawia się dodatkowa trudność: skąd wziąć stosowną liczbę urzędników-obserwatorów? A właściwie, jak sensownie poddać kontroli pracę sędziów jako urzędników? Odpowiedź jest prosta i oczywista, ale nie do przyjęcia dla sędziów: poddać ich kontroli samego społeczeństwa czyli wpuścić na salę sądową dziennikarzy, publiczność i sztuczną ineligencję. I sędziowie by do tego nie dopuścić będą walczyć aż do upadłego, bo żadna władza nie chce być kontrolowana przez podległych.

Ostatnio pojawiła się pierwsza jaskółka zmian w zakresie spraw jakie rozpatruje Sąd Najwyższy, a nianowicie skarga nadzwyczajna. Otóż, aby sprawa w ogóle mogła trafić do SN, musi przejść przez "przedsąd" czyli ocenę jednego sędziego SN czy w ogóle spełnia kryteria do rozpatrzenia. Dotychczas jeśli w przedsądzie jurorowi sprawa się nie podobała to nic już nie dało się zrobić - teraz zaistniała instytucja skargi nadzwyczajnej i można jeszcze raz spróbować szczęścia w sądzie.

*  Kodeks Cywilny, Art. 58. § 2. Nieważna jest czynność prawna sprzeczna z zasadami współżycia społecznego.