ROK 2003l stycznia 2003 — Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. Po południu zadzwoniła Katarzyna: „Aniu, spotkało nas nieszczęście: Stefan został wczoraj pobity! Wracał z pracy, został napadnięty przez chuliganów, i to na klatce schodowej naszego domu. Posadzka była we krwi — kopano leżącego człowieka! Pogotowie zabrało Stefana do szpitala. Anna: Jezus: Zarówno w przypadku Pawła, jak i Stefana chodzi o działanie diabła i jego popleczników. Mówiłem ci też Anno, że szatan przekroczył granice waszego państwa — Polski; mówiłem, że w czasach ostatnich będzie nasilać się zło; że przyjdą znaki dla ziemi, które będą świadczyły o istnieniu Boga i o tym, że ON jest Władcą tego świata, aby ludzie mogli opowiedzieć się za albo przeciw Bogu. Wszelkie zło, które dotyka ludzkość, jest dziełem szatana — tego, który odwiecznie nienawidził Mnie i Mego Królestwa, a więc i Moich poddanych, Moich dzieci. Nieszczęścia, które was spotykają, są dziełem szatana, który zbuntował się przeciwko swemu Stwórcy. Jego usilna praca polega na doprowadzeniu do zbuntowania się i do zatracenia dusz. Jako upadły anioł zieje grzechem nienawiści. Bóg mówi: „Zło zwyciężaj dobrem", a szatan odwrotnie: „Zło zwyciężaj złem". Zarówno Paweł, jak i Stefan nie doznali uszczerbku na zdrowiu, bo osłaniała ich Matka Miłosierdzia, z wielkiej Miłości Boga dana wam ku pomocy. Zło przybiera na sile. Szatan atakuje szczególnie to, co Bóg chce wywyższyć, a że odgaduje zamysł Boży, więc uderza z całą swoją nienawiścią. Stąd też ucierpiała dzisiejszej nocy córka twojej koleżanki. Czarni poplecznicy zamierzali dokonać większego zniszczenia, uderzając w młode dziewczę, ponieważ nienawidzą jej matki. Czarny poplecznik księcia ciemności uderzył w Stefana, bo nienawidzi jego żony i lubi sprawiać ból, a także w Pawła, bo nienawidzi ciebie, Anno. Zastanów się, dlaczego tak się dzieje. On uderza w dusze słabsze, by cierpiały zarówno one, jak i członkowie ich rodzin. Poplecznikom szatana niepotrzebne jest twoje cierpienie fizyczne — on wie, że ty je przyjmiesz właściwie. Atakując innych liczy, że to cierpienie będzie powodem odsunięcia się słabszych dusz od Boga. Zachodzi możliwość, że słabsze dusze zmarnują cierpienie, zgodnie z zasadą: „Zło — złem..." Szatan wie, że dusze ugruntowane w łasce umieją obracać tymi talentami — takim dobrym współczesnym przykładem jest Ojciec Święty. Szatan myśli natomiast, że umęczone słabsze dusze zaczną się buntować i te doświadczenia obrócą przeciw swemu Stwórcy. Dopisz Anno, że w trudnych chwilach prób i doświadczeń, jakie Bóg dopuszcza na człowieka, należy umacniać się SŁOWEM BOŻYM. Dobrym przykładem jest Księga Hioba. Anna: Jezus: W chwilach prób i doświadczeń chodzi o to, Moje dziecko, żeby ludzkość pouczyć o właściwym przyjmowaniu cierpienia, aby ono obróciło się na dobre dla człowieka; jak mówi Ewangelia: aby dobrze obracać talentami i dziękować Bogu za ocalenie życia wiecznego. Stefanowi włos z głowy nie spadnie, wróci do pracy, by wypełnić Moją Wolę. Za ocalenie życia niech dziękuje Matce Bożej, on jak i pozostali. Odmawiajcie każdego dnia Różaniec w rodzinach, on was osłoni. Nie wypuszczajcie różańca z rąk, Moje dzieci. Amen.
2 stycznia 2003 Dzisiejszej nocy miałam bardzo obrazowy sen, uczestniczyłam w nim jak w filmie, scena po scenie. Opiszę go, bo mam wrażenie, że zapowiada mi wielką walkę, w której niestety mam odegrać główną rolę. Piszę niestety, bo chciałabym uniknąć tego, co wiele mnie kosztuje. Robię się coraz słabsza fizycznie, choć tego po mnie nie widać. Znalazłam się w dużym pokoju, to była sala, a w niej bardzo dużo ludzi. Wśród nich byli Paweł, cała moja najbliższa rodzina i ja. Spojrzałam na sufit i z przerażeniem stwierdziłam (głośno wołając, żeby mnie wszyscy usłyszeli): „Popatrzcie, między ścianą a sufitem przy narożniku pełza wąż!" Z jego pyska wylewał się długi strumień jadu, wyciekał biały płyn. Wiedziałam, że to jest trucizna, która zagraża nam wszystkim. Krzyknęłam: „Uciekajcie, bo jeśli ten jad spłynie na was — natychmiast pomrzecie!" Jednak ci ludzie byli jacyś spowolniali i obojętni. Moje informacje docierały do nich, ale ich nie przekonywały. Za wszelką cenę usiłowałam otworzyć drzwi, aby sprowokować tych ludzi do ucieczki, ale ponieważ nikt nie ruszył się z miejsca, sama wybiegłam na ulicę. Z całych sił pędziłam, mocno zadyszana, w kierunku dużej kliniki lekarskiej. Pamiętam, że byłam mocno przerażona niebezpieczeństwem, jakie groziło w każdej chwili Pawłowi i pozostałym ludziom. Napotkanym lekarzom tłumaczyłam, że olbrzymia liczba ludzi potrzebuje natychmiastowej pomocy — są w śmiertelnym niebezpieczeństwie, ale ci lekarze uznali mnie za szaloną i tu też nikt nie chciał mnie słuchać. Wtedy uznałam, że trzeba szybko przemierzać ulice miasta i uprzedzać ludzi o zagrożeniu ze strony węża, ale to też nie pomagało. Wszędzie napotykałam na obojętność i brak zrozumienia. Pomyślałam, że ostatnim ratunkiem będzie, jeśli ja sama sprowokuję węża. Będę w ten sposób mogła odciągać jego uwagę od ludzi. Tak też uczyniłam. Biegłam po ulicach miasta, a wąż szybko pełzał za mną. Choć sił mi brakowało i oddech stawał się coraz szybszy, uciekałam coraz dalej i dalej poza miasto. Biegłam coraz szybciej, pomimo silnego zmęczenia byłam radosna: wiedziałam, że tamci są uratowani. I na tym mój sen się zakończył. Sen uświadomił mi, że trzeba mi będzie stoczyć ostrą walkę i
że to co
przyjdzie na mnie, będzie dopuszczone Mocą Bożą, więc powinnam to
przyjąć jako łaskę. Z moich lektur i rozmyślań: Pan Jezus do Ojca Pio: „Nie bój się, sprawię że będziesz
cierpiał, ale
dam ci także siłę do znoszenia cierpienia. Pragnę, aby twoja dusza była
oczyszczona i doświadczona codziennym ukrytym męczeństwem. Nie
przerażaj się". 5 stycznia 2003 — Święto Objawienia Pańskiego Widzę, że Paweł robi się coraz słabszy, zadziwiająco słaby, jakby cała Moc Boża z niego uszła. Pości — w każdą środę i piątek bierze do pracy tylko chleb i wodę mineralną. Widzę że walczy, a mimo to ginie, znika, unika moich spojrzeń, mało ze sobą rozmawiamy, już prawie wcale razem się nie modlimy. Zaczęłam rozmyślać o moim śnie... Po raz pierwszy pomyślałam: czy Pan Bóg nie przygotowuje mnie w ten sposób do walki z siłami zła? Właściwie nic na ten temat nie wiem... Jezu, czy aż tak trzeba będzie...? Światło: Jk4,7—10: „Bądźcie więc poddani Bogu, przeciwstawiajcie się natomiast diabłu, a ucieknie od was. Przystąpcie bliżej do Boga, to i On zbliży się do was. Oczyśćcie ręce, grzesznicy, uświęćcie serca, ludzie chwiejni! Uznajcie waszą nędzę, smućcie się i płaczcie! Śmiech wasz niech obróci się w smutek, a radość w przygnębienie! Uniżcie się przed Panem, a wywyższy was". Mt 11,20—21: „Wtedy począł czynić wyrzuty miastom, w których najwięcej cudów się dokonało, że się nie nawróciły." Więc będę musiała walczyć, i to będzie ofiara. Innego ratunku nie ma i wiem, że w tej walce będę osamotniona... Czy dam radę... ? Boże, naprawdę boję się..., nie opuszczaj nas. Pokój zniknął z naszego domu, zamiast PRAWDY wdziera się kłamstwo, zamiast miłości — oschłość. Paweł, wychodząc do pracy, zawiesza na szyi różaniec..., a i tak książę ciemności rozpoczyna kuszenie. Między nami powstaje niewidzialny mur. Próbuję jeszcze „nastawać w porę i nie w porę". Czasami siadamy do wspólnego czytania Pisma Świętego, ale już coraz rzadziej. Dostrzegam u syna jakby dwie różne osobowości: jedna to ten mój Paweł, druga — ktoś zupełnie obcy, chory, ciągle gdzieś uciekający i bardzo poraniony, szukający zapomnienia... Ciągłe zmiany nastroju... A więc znowu trzeba wziąć swój krzyż, podobnie jak osiem lat temu, a ja myślałam... Późnym wieczorem zastanawiam się, co ja mogę tym razem uczynić, by ratować dusze błądzące w ciemności. Post milczenia? Czy dam radę? Przecież tu nie wchodzi w rachubę dzień, dwa, czy nawet miesiąc, to może potrwać o wiele dłużej. Czy dam radę...? Przypomniały mi się słowa ks. Redaktora, który niedawno napisał do mnie: „Ojciec Święty Jan Paweł II nigdy nie cofa raz podjętej decyzji". Ta myśl natchnęła mnie na tyle, że zaraz uklękłam przed wizerunkiem Cudownego Oblicza Pana Jezusa oraz przed figurą Królowej Pokoju, którą przywiozłam z Medziugorja. Modliłam się: ofiaruję Ci, Panie Jezu, przez ręce Królowej Pokoju post milczenia wraz z postem od mięsa i słodyczy (które bardzo lubię). Będę kontynuować mój post dotąd, aż Ty Sam zechcesz mi objawić, że moja ofiara została przyjęta. Matko Najświętsza, proszę o wsparcie mnie łaską, bym wytrwała w tym, co dziś Ci ofiarowałam. Wiem, że na ludzką pomoc liczyć nie mogę, liczę tylko na Ciebie Panie i na Maryję. Wykręciłam numer telefonu komórkowego i zapytałam: „Kiedy przyjdziesz do domu?" „Przyjdę rano, pójdziemy na bazar i pomogę ci w zakupach". Rano Paweł przyszedł bardzo zmęczony. Pomyślałam: jak on to wszystko wytrzymuje, przecież w pracy musi mieć świeży umysł! Zaraz też padł na posłanie i usnął. Jezus: Jeśli człowiek puszcza rękę Boga, zaczyna żyć wbrew Moim Słowom, wbrew Ewangelii. Jest droga dobra i droga zła, druga pomnaża udręki człowieka jeszcze za życia ziemskiego, a w konsekwencji prowadzi do potępienia wiecznego. Pierwsza jest drogą ucisku, ale to ona przynosi owoce i radość wieczną. Pomiędzy tymi drogami pośrodku nic nie istnieje, jedynie letnia duchowość — omamienia szatana — i one wprowadzają na drogę zła. Jeżeli człowiek, pomimo wielu Moich upomnień i doświadczeń, nic z tego nie rozumie, to zachodzi możliwość, iż któregoś dnia upadek będzie tak mocny, że już nie powstanie. Zatem kto ma uszy, niechaj słucha... Jezus, Twój Nauczyciel. Przygotowałam posiłek, różne dania — zauważyłam, że Paweł chudnie, źle się odżywia, mało sypia, po prostu traci zdrowie. Podając obiad powiedziałam: „Zjadaj, bo nie stać nas na wyrzucanie żywności, a poza tym wielu ludzi na świecie głoduje". Wiedziałam, że jest dręczony do granic wytrzymałości. Odkręcał wtedy strumień zimnej wody i wkładał pod niego głowę. Powiedział mi kiedyś: „Mamo, tam się gotuje, tam jest ogień!" Ktoś by powiedział, że trzeba zasięgnąć porady lekarza, ale ja wiedziałam wtedy więcej niż lekarz — wiedziałam to, co Pan zechciał mi objawić. Długo nie mógł zasnąć, chodził po pokoju, cierpiał bardzo, a ja obok niego, za ścianą. Około drugiej w nocy wyszedł... Prosiłam Pana: „Ocal go, ratuj, uwolnij go z sideł zła!" Nie zmrużyłam oka przez całą noc. Modliłam się, rozmyślałam... Jest tak bardzo silny fizycznie, że ta siła aż go roznosi. Zaczęło się to, gdy był jeszcze małym chłopcem. Zapisałam go na AWF, gdzie pobierał przez ładnych parę lat naukę walk wschodnich. Był w tym dobry, zdobywał po kolei sprawności i „pasy". Poczucie siły wyzwoliło w nim chęć ciągłej walki. Według oceny trenerów syn był bardzo dobry, liczyły się wyniki... Wtedy nie rozumiałam, jak wielką szkodę poczyniło to w psychice Pawła. Ten problem dotyczy wielu „sportowców", którzy uprawiają tego rodzaju walki, tylko o tym się nie mówi. Kiedyś przeczytałam w gazecie, że pewien ksiądz trenuje z chłopcami przy parafii boks i jest tym zafascynowany. Chciałabym spotkać się z tym kapłanem... Jezus: Anna: Jezus: 6 stycznia 2003 Wzięłam do ręki listopadowy artykuł z ubiegłorocznego „Naszego Dziennika". Spoglądam i czytam: „Knock 1879 — Objawienie. Matka Boża Milcząca". „O czym mówi Matka Boża z Knock, położonego w Irlandii? Między
innymi
zaprasza do milczenia. W naszym świecie, w którym milczenie przestało
być cnotą i niemal zupełnie zostało zapomniane, cisza otaczająca Matkę
Najświętszą z Knock ma w sobie dziwny czar. Owo milczenie zdaje się być
kluczem do naszej religijności, umożliwia bowiem nawiązanie kontaktu z
Bogiem, a cóż jest ważniejsze w życiu wiarą, jak nie zjednoczenie z
Panem?" 8 stycznia 2003 Podczas spowiedzi wyznałam memu spowiednikowi, że z trudnością przychodzi mi post milczenia. Ojciec Bogdan odpowiedział: „Mowa jest darem, który otrzymałaś od Boga. Jeśli używasz tego daru w niewłaściwy sposób, wówczas ten dar zostaje splamiony grzechem, mowa staje się bełkotem. Posługując się tym samym darem prosimy o łaski, lecz czy możemy je otrzymać? Przestań w ten sposób walczyć — walczysz, aby twoja wola się spełniła. Jednocześnie zachowaj roztropność w tym poście, żeby to nie było milczenie gniewu". Przyznam, że ta nauka Ojca Bogdana wzbudziła we mnie wiele dobrych postanowień i przemyśleń... Jakże trzeba zwracać uwagę na każde wypowiadane słowo! Wieczorem otworzyłam Poemat Boga—Człowieka Marii Valtorty. Jezus: Ten, któremu brakuje życzliwości względem bliźniego, nie może nazywać siebie synem Boga i Bóg nie może być z nim. Człowiek nie jest bezrozumnym zwierzęciem, które atakuje i ma prawo do zdobyczy. Człowiek ma rozum i duszę. Dzięki duszy powinien zachowywać się w sposób święty. Ten, kto się tak nie zachowuje, stawia się niżej od zwierząt, poniża siebie aż do zespolenia się z demonami, bo im oddaje duszę przez grzech gniewu".(Ks II,cz.I,roz.30) Zostawiłam Pawłowi kartkę w pokoju. Zawierała myśli, które zanotowałam z kazania ks. Marcina, wygłoszonego w moim Sanktuarium. Bardzo sobie cenię tego młodego kapłana, ma charyzmę do przekazywania Słowa Bożego. „Wybór należy do Ciebie: być niewolnikiem grzechu albo niewolnikiem Pana. Czy bardzo chcesz być panem swego życia? Jeśli bardzo chcesz decydować o swoim życiu, ON zgadza się na to, ale wtedy zaprzeczasz, że Bóg jest Panem. Musisz się liczyć z tym, że jeśli realizujesz swoją wolę, wchodzisz w ucisk. Pan potrzebuje Twojej zgody, nie traktuje cię jak niewolnika. Trudna będzie to droga, ale dobra — przyniesie dobro. Ludzie, którzy otrzymują więcej, znowu wybierają wolność, w konsekwencji swoje cierpienie". Od siebie dodałam Psalm 16: „Wszyscy, którzy idą za obcymi
bogami,
pomnażają swoje udręki". 9 stycznia 2003 Dzisiejszej nocy miałam znów sen, przez który Pan Bóg chce mnie umocnić, zapowiadając wielką radość. Jaka to będzie radość — nie wiem, ale wiem, że ona wypełni się w terminie do 26 lipca, tj. do dnia moich imienin. Datę tę odczytałam podczas snu. Jakaż to może być radość...? Jedynie uzdrowienie Pawła może teraz przynieść mi radość, nic więcej. Ten sen opowiedziałam i zapisałam w swojej książce czekając, aż wypełni się w czasie. We śnie przyszli do mnie wszyscy moi bliscy zmarli, przyszli w dniu moich imienin. Byłam taka szczęśliwa, że mogę ich wszystkich widzieć i gościć. Nie spodziewałam się tej wielkiej radości, nie byłam więc przygotowana, ale podjęłam ich tym, co miałam w domu. Oni do mnie nic nie mówili, a mimo to porozumiewaliśmy się bez słów. Rano usiadłam na łóżku rozmyślając. Obliczyłam miesiące: za pół roku będę szczęśliwa... Ale jak to się stanie, kiedy w moim sercu jest tak wiele bólu? Po ludzku to niemożliwe! Jednak z optymizmem i wiarą w sercu zaczęłam się modlić. Nawiedź, Panie, swoją winnicę... Błagam słowami Psalmu 80: „Usłysz, Pasterzu Izraela, Ty, który jak trzodę prowadzisz ród Józefa..., wzbudź Swą potęgę i przyjdź nam z pomocą... Panie, Boże Zastępów, jak długo gniewać się będziesz, pomimo modłów Twego ludu? Nakarmiłeś go chlebem płaczu, obficie napoiłeś łzami..., a wrogowie nasi z nas szydzą... Przeniosłeś winorośl z Egiptu i zasadziłeś ją wygnawszy pogan. Przygotowałeś dla niej glebę, a ona zapuściła korzenie i napełniła ziemię... Dlaczego zburzyłeś jej ogrodzenie i każdy przechodzień zrywa jej grona? Niszczy ją dzik leśny i obgryzają polne zwierzęta. Powróć, Boże Zastępów, wejrzyj z nieba, spójrz i nawiedź tę winorośl, którą umocniłeś dla siebie. A ci, którzy ją spalili i wycięli, niech zginą od grozy Twojego Oblicza! Wyciągnij rękę nad mężem Twojej prawicy, nad synem człowieczym, którego umocniłeś w swojej służbie". Odpowiedź Boga na swoje błaganie odnajduję w słowach następnego Psalmu, 81: „...Uwolniłem od brzemienia jego barki, jego ręce porzuciły kosze. Wołałeś w ucisku, a Ja cię ocaliłem, odpowiedziałem ci z grzmiącej chmury, doświadczyłem cię przy wodach Meriba. Słuchaj, Mój ludu, chcę cię napomnieć: obyś Mnie posłuchał, Izraelu! Nie będziesz miał obcego boga, cudzemu bogu nie będziesz się kłaniał. Jam jest Pan twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej; szeroko otwórz usta, abym je napełnił. Lecz Mój lud nie posłuchał Mego głosu, Izrael nie był Mi posłuszny. Zostawiłem ich przeto twardym ich sercom, niech postępują wobec swoich zamiarów! Gdyby Mój lud Mnie posłuchał, a Izrael kroczył Moimi drogami, natychmiast bym zgniótł ich wrogów i obrócił rękę na ich przeciwników". Zarówno powyższym Psalmem 81, jak i fragmentem Pierwszego Listu świętego Jana (1,5—7) Pan Jezus odpowiada także na moje natarczywe pytanie: dlaczego?: „Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą; jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo..." Panie Jezu — odpowiadam — ja to wszystko teoretycznie rozumiem, ale gdy widzę, że moje dziecko tonie, to ból odbiera mi rozum i znowu pytam: dlaczego Ty to dopuszczasz, dlaczego zostawiasz nas samych? Z trudnością się modlę, moje myśli cały czas krążą wokół Pawła: gdzie on jest, jakie niebezpieczeństwo mu zagraża? Ja wtedy umieram, a umrzeć nie mogę! Umieram wraz ze swym synem, bo tak widzę jego obecne życie bez Życia — bez Ciebie! Światło: Ewangelia wg św. Marka 6,45—52, zwłaszcza 6,48: „Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, przyszedł do nich, krocząc po jeziorze..." Dziękuję. Wiem, że zawsze jesteś z nami, tylko ja, podobnie
jak Piotr,
mam chwile zwątpień. Pomagam obcym ludziom, umacniam ich Ewangelią,
Twoim Słowem, ale kiedy na nas dopuszczasz, Panie, chwile ciemności,
czuję się, jakby Niebo zamknęło się nad nami. Jezus: Dopiero teraz poczułam, że „wszedłeś do naszej łodzi i natychmiast wiatr się uciszył"... Nad ranem pomimo bólu zaczęłam spokojnie oddychać, serce uspokoiło się, a ja zasnęłam w Twoich Ramionach. Kiedy się obudziłam, spojrzałam na budzik. Pawła cały czas nie
było.
Czy on żyje?! Znów jęczę. Nowy dzień wita mnie okrutną rzeczywistością. 10 stycznia 2003 Usiłuję zachować post milczenia. Karmię się Słowem Bożym na co dzień. Chwytam Słowo Pana i trzymam je w swoim sercu, aby mnie nie opuściło. Boję się zostać bez Pana. Pociesza mnie List św. Jakuba (5,11): „Słyszeliście o wytrwałości Hioba i widzieliście końcową nagrodę za nią od Pana..." Jezus: Ufaj Mnie, a jeszcze rozraduję twoje serce. Anna: Jezus: Moja parafia rozwiesiła plakaty w blokach osiedla z informacją, że 19 stycznia w dolnym kościele odbędzie się przedstawienie pt. „Opowieść wigilijna". Już drugiego dnia większość z nich została zerwana. Żaliłam się do Pana: widzisz, Jezu, pozrywali... Jezus: Anna: Jezus: Dziś pan Stefan wyszedł ze szpitala bez najmniejszych obrażeń wewnętrznych... Otwieram przed chwilą otrzymany list: „Kochana Aniu! Przepraszam Cię, że tak późno odsyłam ten piękny tekst dany z Nieba. Dziękuję dobremu Bogu za wszelką pomoc, jaką otrzymaliśmy za Twoim pośrednictwem od Pana Jezusa. Czułam i nadal czuję prawie namacalną obecność dobra przy mnie i przy nas. Bardzo mi to pomaga, umacnia w wierze i daje niezbitą pewność, że kto z Bogiem, to Bóg z nim; że jeśli Bóg zsyła krzyż, to daje pomoc do dźwigania tego krzyża. Wielką pomocą przy pierwszej spokojnej rozmowie okazał się Psalm 118, z którym pospieszyłaś do nas telefonicznie. Zaraz potem (wszystko tego samego dnia po powrocie ze szpitala) potrzebnym się okazało skorzystanie z Księgi Hioba. Niech Bóg będzie uwielbiony, że pochyla się nad słabością człowieka z tak wielką miłością i zatroskaniem o duszę i ciało. Resztę, Aniu, dopowiemy sobie telefonicznie. Powiem ci tylko jeszcze, że planujemy pielgrzymkę dziękczynną na Ostrobramską i do Częstochowy. Zostań z Panem Bogiem, Aniu. Do usłyszenia, a może do zobaczenia? Wdzięczna Kasia z mężem" Niech opatrzność Boża nieustannie Was okrywa. Dzięki! 11 stycznia 2003 Oboje z Pawłem udaliśmy się na wieczorną Mszę świętą. Widziałam, że mój syn klęczy na samym końcu Kościoła, jednak nie w postawie widza, lecz ewangelicznego celnika: „...Nie jestem godzien" — tak odczytało to moje serce. Pomimo błędów jakie popełnia widzę jasno, że zdaje sobie sprawę z tego iż źle postępuje, dlatego przed Bogiem, w Jego domu, zachowuje dużo pokory. To dobrze — pomyślałam... Tej pokory brak niektórym praktykującym katolikom. Nie chcę nikomu tu dokładać, ale piszę o tym ze smutkiem. Są tacy, którzy zawsze mają swoje pierwsze miejsce w ławkach, podczas procesji, pielgrzymek itd. Są też takie osoby, które w ostatniej chwili wpadają lub spóźniają się i to im wcale nie przeszkadza, by zamaszyście paradować przez cały kościół do swojego miejsca, choć może jest ono już zajęte. Uparcie egzekwują swoją pozycję, rozpraszając ducha pozostałych. Wspominam o tym dlatego, aby nam się przestało wydawać, że jesteśmy lepsi od innych. U Pana Boga jest inaczej — weźmy choćby przykład celnika czy Magdaleny. Niestety, zawsze znajdą się tacy, którzy lubią żyć cudzym życiem, „nie dostrzegając belki we własnym oku". Paweł powiedział mi kiedyś: „Mamo, ja już nie chcę być bohaterem twoich książek". Pomyślałam: jeśli Pan zechce, to prześcigniesz w biegu do mety innych i sam dasz świadectwo na wzór świętego Pawła: „Dla Niego wyzułem się z wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim". „Zaprawdę, powiadam wam: celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do Królestwa Niebieskiego" (Mt 21,31). Nie wierzycie? Narkomani, których wy omijacie jak zarazę, zostają kapłanami, i to bardzo dobrymi kapłanami. Nie wierzycie? „Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje" (Łk 7,47). Ja wierzę, bo Pan mi obiecał, powiedział do mnie: „Będzie Moim apostołem na czasy ostatnie". Poprzez listy, które ludzie piszą do Pana Jezusa, poznałam
wystarczająco ludzką biedę, która skrywana jest przed światem; i
słusznie, bo nie wszystko jest na sprzedaż. Nie sprzedałam i ja opisu
swego krzyża: zarówno z pierwszej, jak i z drugiej książki pieniądze
przekazałam na cel charytatywny. 12 stycznia 2003 Widzę, że Paweł coraz bardziej cierpi, jakby dwóch w jednym. Pragnie zmiany w swoim życiu, a jednocześnie uwikłany jest w coś, z czego nie może wypłynąć na głębię; mało — pogrąża się coraz bardziej w ciemności. Jest mu z tym źle, męczy się, a nie ma odwagi przekroczyć progu nadziei. Jezus: Anna: Jezus: 14.00 — dzwonek domofonu: Paweł... Gdyby Jezus nie uczynił mnie zdolną do miłości, sama z siebie nie umiałabym jej okazać. Pocałowałam go w czoło. Choć było południe, usiedliśmy do śniadania. Wywiązała się rozmowa: — Mamo, boli mnie kręgosłup i drętwieją mi ręce, może pojechalibyśmy do kręgarza... — Myślę, że te bóle mają inne podłoże i że od czego innego trzeba zacząć... — Od spowiedzi...? — Tak, najpierw od spowiedzi, a potem może zwrócimy się do innych ludzi, których Bóg postawi nam na drodze. Jeśli chcesz, mogę z tobą pojechać. — Chętnie, będzie mi raźniej. Wieczorem razem wracaliśmy z kościoła, niosąc światło
Chrystusa —
zapaloną gromnicę — do domu. Wspólnie też odmówiliśmy Różaniec. 13 stycznia 2003 Po wyjściu z Sanktuarium dość szybkim krokiem, prawie biegiem, udaję się do domu, czując na plecach czyjś wzrok. Unikam tego rodzaju spotkań z ludźmi, których nie znam, a którzy czytali moje książki i którzy chcą mnie poznać. Takie spotkanie jest dla mnie udręką, sprawia mi przykrość, jeśli widzę zainteresowanie moją osobą. Moją misją jest napisanie książki. Tu Jezus jest Nauczycielem — ja nie mam nic więcej do dodania. Bardzo proszę czytelników o uszanowanie mojej decyzji. Niestety, tym razem moja ucieczka na nic się zdała. Jacek dopadł mnie — ma wiele szybszy chód ode mnie, jest bardzo wysoki, a więc ma długie nogi. Na mój widok ucieszył się jak małe dziecko. Dużo mówił o wrażeniu, jakie wywarły na nim moje książki, mówił też o swoim skomplikowanym życiu. Mam wrażenie, że chciał coś ukryć, zakryć coś co jest trudne, a o czym nie chciałby mówić. Spytałam: „Czy pan żyje w związku niesakramentalnym?" „Tak —padła odpowiedź. Żyjemy pod jednym dachem, co prawda, ale w wielkiej nienawiści..." Mój „Wieczernik" tym razem miał miejsce na ulicy... Przez prawie dwie godziny solidnie zmarzłam. Anna: Jezus: Anna: Jezus: Anna: Jezus: Anna: Jezus: Anna: Przeglądam listy i zastanawiam się, w jaki sposób trafiają do mnie bez adresu. Najpewniej Sam Pan Jezus kieruje tą pocztą, bo inaczej zrozumieć tego nie mogę. Pewna osoba pisze do Pana Jezusa: „Tak mi trudno przychodzi modlić się w skupieniu. Jestem porywcza, wrzaskliwa, nieumiarkowana w mowie, obżartuch... Proszę, pomóż mi Panie wyrwać się z wszelkich upadków". A może trochę samozaparcia, może trochę pomilczeć? Co mnie najbardziej zastanawia: zawsze na początku listu jest wyznanie miłości Panu Jezusowi (czasem bardzo długa adoracja), dopiero później ludzie stawiają pytania. Być może wypływa to z ludzkiej subtelności. Ja nie czytam Panu Jezusowi tych wyznań, myślę jednak, że Jezus zna ich treść. Jednocześnie stawiam sobie pytanie: skoro ludzie tak gorąco
wyznająPanu
Jezusowi miłość, to dlaczego tak mało z nich przychodzi na adorację?
Przecież najlepsze wyznanie miłości to sam na sam z Panem Jezusem.
Oblubieniec pragnie słuchać czułych słów oblubienicy, ale na pewno nie
przez pośrednictwo drugiej osoby! Miłość nie lubi próżni. A oto urywki z listu Wandy z Warszawy. „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica! Kochana Pani Aniu, chciałabym podziękować za dwie książki: «Jezus Miłosierny Nawraca» i «Jezus twój Nauczyciel», przeczytałam obie z wielkim zainteresowaniem. Są one dowodem Miłości Boga do stworzenia. Odnalazłam w nich wielką Miłość Bożą, wzmocniły one moją wiarę, dodały mi siły i otuchy, bo Pan Jezus kieruje swoje Słowa do każdego z nas, zna nas bardzo dobrze... Pan pragnie rozmawiać z nami. Wystarczy otworzyć Mu serce, reszty dokonuje Sam, czeka tylko na pierwszy krok. Jego Słowa są ciepłe i pełne miłości... Dziękuję Panu Bogu za Panią, że Ją postawił na mojej drodze (a Pan zna wszystkie wysiłki, poniesione w przygotowaniu cennych książek, które są dziełem Bożym) oraz za wszystkie cierpienia, jakie Pani przyjmuje za rodzinę i bliźnich — za ich zbawienie..." Dziękuję, Pani Wando. Na następny list, który mnie zasmucił ze względu na brak
znajomości
Ewangelii (zawierał pytanie: „Jak mam żyć i modlić się, by dojść do
Królestwa Niebieskiego?") odpowiedziałam krótko: kochaj Pana Boga Swego
ze wszystkich sił, a bliźniego jak siebie samego. Na co dzień żyj
Dekalogiem. Pan Jezus nie wymaga od nas nadzwyczajności. Jeśli zaś
chcemy dokładniej zweryfikować swoje zachowanie — odsyłam do Ewangelii
wg św. Mateusza 5,1—12 (do Kazania na górze i Ośmiu Błogosławieństw). 14 stycznia 2003. W Sanktuarium, po Komunii świętej. Jezus: Anna: Jezus: 17 stycznia 2003 Całą tę noc z czwartku na piątek oddałam Panu Bogu jako pokutę za swoje grzechy. Chwilami przysypiałam, ale zaraz budziłam się i rozpoczynałam modlitwę. Rano w dniu, w którym zawsze robię większe zakupy na bazarze, nie byłam w stanie... Zresztą po co? Jestem sama, za oknem szary, ponury dzień, zupełnie jak rzeczywistość, która mnie otacza, a do tego źle się czuję. Jestem po prostu bardzo, bardzo zmęczona życiem. Nie poszłam też na adorację. Będzie Ci, Panie, smutno beze mnie. Popatrz Jezu, nie mam zupełnie siły... Weszłam do pokoju Pawła. Na stoliku leży Pismo Święte, ale już tylko jako atrapa... Wnętrzności wyrywają mi się ze środka, zaprzestałam też codziennych ćwiczeń, biorę środki przeciwbólowe, aby móc odkurzyć mieszkanie. Snuję się po pustym mieszkaniu jak cień, przywalona ciężarem krzyża. Który to już jest dzień... nie chcę nawet pamiętać. Godzina 15.00 Jezus: Nie miej żalu do bliskich, że nie pomagają Pawłowi w podźwignięciu się z upadku. Nie są w stanie mu pomóc. Mówiłem ci Anno, ale zapominasz, że to ty będziesz tą, przez którą będę przyjmował ofiary i podnosił chorych z upadku. Twoi bliscy nie są jeszcze na tyle silni, aby ich pomoc była skuteczna, tu trzeba dużo ofiar i dużego wysiłku w poświęceniu się dla bliźniego. Jestem przy tobie zawsze, choć tego nie odczuwasz, i z miłością przyjmuję wszystko co Mi oddajesz — to najlepsza pomoc dla biednych grzeszników. Proszę, wytrwaj jeszcze trochę i przygotuj się na następny atak szatański. To nie minie natychmiast, jednak końcem będzie jego przegrana, Paweł zostanie całkowicie wyzwolony spod jego mocy. Ta walka jest bardzo trudna i dlatego odczuwasz osłabienie organizmu. Twoja samotność pośród ludzi i upór w walce, połączony z miłością w sercu do tej duszy, która rany ci zadaje — przyniosą zwycięstwo nad śmiercią. Anna: Jezus: Wieczorem zapaliłam gromnicę i zaczęłam Drogę Krzyżową. 18 stycznia 2003 Anna: Jezus: 19 stycznia 2003 Nie poszłam na cmentarz, by nawiedzić grób moich rodziców, siostry Celiny i moich przyjaciół, choć bardzo pragnęłam. Dzisiejszej nocy nie mogłam zmrużyć oka. Jest mi ciężko, bo to przecież dzień Pański. Będziemy, Panie Jezu, nieść krzyż razem, z dala od zgiełku ludzkiego, pośród nocy panowania księcia ciemności. Przed wieczornymi modlitwami wzięłam do ręki Pismo Święte i poprosiłam: „Jezu, choć SŁÓWKO..." Światło: J 14,13—14: „...A o cokolwiek prosić będziecie w imię
moje, to
uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić Mnie
będziecie w imię moje, Ja to spełnię". 20 stycznia 2003 To już trzeci tydzień umierania Pawła dla Nieba. Nie wytrzymałam, przerwałam post milczenia: zadzwoniłam do kogoś, mówiąc z żalem: „To już trzeci tydzień — nie wiem gdzie jest mój syn, a ty nawet się do mnie nie odezwiesz, możesz tak spokojnie żyć?" Zaraz też odłożyłam słuchawkę, bo serce z żalu rozrywało mi się na strzępy z powodu obojętności tej osoby! Przepraszam, Panie Jezu, po ludzku już nie mogę wytrzymać. To jest dla mnie duże napięcie psychiczne. Mój syn umiera dla Boga, umiera jego dusza i ciało, a ja nie wiem nawet gdzie jest — wiem że pracuje, i nic więcej. Ja znam mojego syna. On by nie zostawił mnie w tak strasznym bólu samej bez słowa. To już inny człowiek. Gdzie jest mój Paweł, który sam nie zjadł najmniejszego kawałka czekolady, jeśli nie podzielił go na pół? Gdzie jest mój syn, gdzie są moi bliscy? Dlaczego taka dziwna cisza i chłód serca??? Jezus: Jakże ja jestem słaba: przemawiasz do mnie, Panie, na różne
sposoby, a
ja żebrzę pomocy u ludzi... 22 stycznia 2003 Paweł wraca i znowu wychodzi. Dzisiaj jest środa. Czułam, że i tej nocy będę nieść z Panem krzyż. Niedostatecznie Cię kocham Jezu, skoro drżę na widok swojego krzyża... OJCZE PIO, czy znalazłby się ktoś drugi na ziemi, kto potrafiłby Cię naśladować w miłości do Chrystusa? — Ja nie potrafię, choć bardzo pragnę.
Zadzwoniła Dioniza, chciała mi podać skrzynkę jabłek ze swego ogrodu przez swego zięcia. Z przykrością odmówiłam, nie podając powodu. Nie chcę, by mnie ludzie teraz oglądali. Moja twarz nie umie niczego ukryć, a ja nie chcę niczego tłumaczyć.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu usnęłam spokojnie. Pan ulitował się nade mną i pozwolił mi odpocząć. Pokój przyszedł do mego serca; tak bardzo pragnę go zachować, że aż boję się, by go nie utracić. Podczas adoracji prosiłam mego Pana: „Proszę, pozwól mi przestać myśleć o Pawle: o tym, gdzie on może teraz przebywać; o tym, że zimno na dworze, śnieg zasypał Warszawę, a Paweł wyszedł lekko ubrany; także o tym, że oddaje mi pieniądze, a prawie nic nie je, chodzi głodny. Proszę, pozwól mi nie brać pod uwagę tego, że może zdarzyć się jakiś wypadek... (nie odbiera moich telefonów na komórkę). Proszę, zabierz ode mnie ten ciężki bagaż, który utrudnia mi modlitwę, bo ciągle stoi mi przed oczami... Oddałam wszystko Jezusowi, Pawła i siebie samą. Wychodziłam od Chrystusa jak zwykle uspokojona i wyciszona, a choć nadal cierpiąca, to jednak już w inny sposób, gdyż wypełniona Mocą Bożą.
Nic się nie zmienia... Coraz częściej kieruję swoje myśli ku Golgocie, stając pod Krzyżem wraz z Matką. Postanowiłam sobie, że aby wynagrodzić Panu Jezusowi, będę dla Niego tarczą, swoim bólem zasłaniając widok grzechów, aby Pan mógł choć przez chwilę odpocząć. W ten sposób mój krzyż stanie się o wiele lżejszy. Umocniona Duchem nabierałam siły, i choć to dopiero koniec stycznia, zakupiłam sporo ziemi do kwiatów, biorąc się za przesadzenie naszych roślin w mieszkaniu. Zawsze to robię na przełomie stycznia i lutego. Jest to dobra pora, słońce jeszcze mocno nie świeci i kwiaty pokojowe bardzo dobrze się przyjmują w tym czasie. W marcu są już dobrze ukorzenione i dobrze reagują na pierwsze promienie słoneczne. Dużo zieleni jest w naszym mieszkaniu, więc i dużo mam pracy, szczególnie z dużymi już jukami. To odmienne zajęcie sprawia mi wiele radości. Zawsze odcinam wszystkie boczne korzonki. Nauczył mnie tego kiedyś ogrodnik w mojej firmie — patrzyłam, jak przesadzał palmę w moim pokoju: obcinał końcówki korzeni, znaczną ich część. Rosną wtedy wspaniale na chwałę Stwórcy. Obserwuję każdą roślinę jak wzrasta, domyślając się, czego każda z nich potrzebuje: jedne dużo słońca, inne (np. cyprysy) więcej zaciemnienia, ale musi być jasno w pokoju. Efekty moich starań są widoczne — rośliny odwdzięczają się. Anna: Jezus: Człowiek, który by zechciał obserwować przyrodę, na jej wzór zdając się na Boga i na jego pomoc, nie wszedłby na drogę księcia ciemności, bałby się pozbawić siebie opieki Dobrego Ojca. Często, zadufany sam w sobie, mówi że jest wierzący, jednak jego życie przeczy temu, bo żyje tak, jakby Mnie nie było — on jest sam sobie panem. Przeto pozostawiam go własnej pysze, która prowadzi do upadku. Taka sytuacja powtarza się dotąd, aż człowiek zrozumie i zaczyna myśleć, że on sam nic nie może. Ale bywa i tak, że przykre doświadczenia, jakie człowiek ściąga na siebie, nie samu pomocne w powstaniu — brnie coraz dalej. Wówczas Bóg Ojciec w swojej dobroci przerywa to życie ziemskie, aby tą resztką dobra, która tli się w duszy, uratować grzesznika od wiecznego potępienia. Bywają jednak sytuacje, w których dusza, mimo wysiłków Boga, stale odrzuca Jego łaski i nie chce Go uznać za swego Pana. Taka dusza idzie drogą zatracenia, zstępując do czeluści na wieczne potępienie. Wiedz dziecko, że podwoje piekielne otwierają się na duże obszary, głębokie czeluści, i że przebywa tam bardzo dużo potępionych dusz, które nie uznały Praw Boskich i odrzuciły Boga. Grzech uczynił dusze tak bardzo słabymi, że nie były w stanie same z siebie zdobyć się na choćby najmniejszą pokorę. Stan takich dusz jest straszny, a początkiem wszystkiego jest zobojętnienie na czynienie jakiegokolwiek dobra. Uczynki człowieka będą świadczyły za lub przeciw niemu. Tak było, tak jest i tak będzie aż do skończenia świata. Jezus Nauczyciel. Pan Jezus do św. Siostry Faustyny: „Nie lękaj się cierpień, Ja jestem z tobą (151). Im bardziej ukochasz cierpienie, tym miłość twoja ku Mnie będzie czystsza" (278). Umacnia mnie, Panie, Twoje Słowo, ono jest dla mnie pokarmem.
Samotność, obojętność serc, z jaką stykam się od wielu lat, w pewnym sensie jest dla mnie czyśćcem na ziemi, jak myślę — za złamanie piątego przykazania, o czym w książkach wspominałam. Nie dałam moim dzieciom zaznać życia rodzinnego, więc tego samego uczucia doznaję i ja na przestrzeni lat... Coraz mniej mam wątpliwości, że jest to karą dla mnie, a jednocześnie łaską oczyszczenia. Dobry Bóg pozwala mi na odbycie mojego czyśćca jeszcze tu, na ziemi. Obserwowałam wiele matek, które przeciwstawiły się piątemu przykazaniu — każda z nich doznaje udręk przeważnie od najbliższej rodziny. Jedna z nich — matka jedynaka (pewnego dyplomaty) — wyznała mi z rozpaczą w sercu: „Ja nie mam syna, on zupełnie o mnie nie pamięta". Tak się złożyło, że znam jej syna, od strony materialnej powodzi mu się bardzo dobrze, natomiast stan ducha — godny pożałowania. Żyję więc w przeświadczeniu, że właściwie nie mam prawa o nic się upominać, a jedynie żebrać i żyć z wielkiej łaski Boga. W tej właśnie, trzeciej książce, jeszcze raz zapragnęłam odbyć publiczną „spowiedź", abym, uwolniona od kary czyśćcowej, mogła stanąć przed obliczem Pana w nadziei, że okaże mi swoje Miłosierdzie w Niebie, jak okazuje mi je na ziemi. „Krwi Chrystusa, przelana na Krzyżu — wybaw nas; Krwi
Chrystusa,
nadziejo pokutujących — wybaw nas". 27 stycznia 2003 Ze względu na to, że Pan Jezus przygotowuje mnie na wzmożoną walkę ze złymi duchami, rozpoczęłam nowennę ku czci świętego Michała Archanioła. Jednocześnie staram się ćwiczyć w przezwyciężeniu zbytniej ciekawości, tj. pożądliwości oczu, która jest powodem rozproszeń podczas Mszy świętej, oraz w pilnowaniu języka. Odmawiam egzorcyzm dla świeckich, kropię wodą święconą całe mieszkanie. Jezus: 29 stycznia 2003 Przez całą noc prawie nie zmrużyłam oka. Niewidzialny dla oka ciężar przygniatał całe moje ciało — czułam się tak, jakby przyciskał mnie czołg, spod którego nie mogłam się wydostać, a przy tym brak powietrza zatykał oddech. Nad ranem dziwiłam się, że ludzkie serce może tyle przetrzymać. Było mi tak bardzo ciężko, że zwróciłam się do pewnej osoby, aby porozmawiała z Pawłem. Czepiałam się każdej deski ratunku, jak tonący brzytwy. Niestety spotkała mnie zdecydowana odmowa, i jakby tego było mało, na koniec usłyszałam: „Ja mam dobry kontakt ze swoim dzieckiem, a od ciebie twój syn ucieka — pomyśl, co to oznacza". Była to dodatkowa gorzka pigułka do przełknięcia. Jeśli Ty, Panie, to wszystko na mnie dopuszczasz — powiedziałam — oddaję Ci i to, przyjmij też moje łzy i ciężar, który ledwo już dźwigam. Zdaję się całkowicie na Ciebie, bo pomocy od ludzi już nie oczekuję. Zaraz po adoracji Pana Jezusa u księży Pallotynów podeszła do mnie (już kolejny raz) piękna młoda dziewczyna Eliza, siostra młodziutkiego narkomana (problem heroiny). Uścisnęłam ją serdecznie, jakże rozumiałam tragedię jej i jej mamy. Nikt z rodziny nie chce im pomóc. Odwrócili się od nich wszyscy, po prostu unikają kłopotu, zamknęli przed nimi drzwi. Usłyszałam: „Pani Aniu, serce mojej mamy rozrywa się na strzępy. Jutro jest pogrzeb mojego ojca. Odszedł od nas wcześniej, potem odebrał sobie życie". Płakałam razem z nią, stojąc przed kościołem, było już późno i ciemno. Od tamtej pory modlę się za jej brata Marcina, aby Pan otworzył mu bramy Cenacolo w Gostyninie (wspólnota założona przez siostrę Elwirę). Stałam tak jeszcze długo na ulicy rozmyślając: mój syn nie jest narkomanem, nie jest alkoholikiem, ale teraz jest tak słaby — uzależniony od każdej okoliczności i zdarzenia, ucieka w zapomnienie... Z moich rozmyślań (położyłam kartkę w pokoju Pawła): Grzech — jest skutkiem genialnego oszustwa, zawsze prowadzi do bólu, cierpienia, do lęków; bierność, egoizm — piłatowskie umycie rąk; niewłaściwe towarzystwo — puste słowa, strata czasu; ucieczka w zapomnienie — oznacza kontakt z kręgiem ludzi żyjących z dala od Boga. Człowiek nie poradzi sobie z tym wszystkim bez Chrystusa, bez
Maryi
jako pomocy i obrony. Dojrzałość — oznacza odpowiedzialność. 30 stycznia 2003 Fragmenty listu Stanisławy do Pana Jezusa: „Uwolnij mnie i moich najbliższych od mocy szatana. Jestem świadomie zaniepokojona o zbawienie swoje oraz moich bliskich. Ten stan, jaki istnieje w całej rodzinie mojej i córki, czyni mnie chorą. Odczytuję po atmosferze i zachowaniu się ich wszystkich, że są w mocy szatana. Wskaż, Panie, drogę wyjścia z jego mocy, proszę o łaskę głębokiej przemiany dla nich wszystkich, tj. całej rodziny". W pierwszym odruchu chciałam ten list po prostu wyrzucić. Cała rodzina opętana!? To czyste szaleństwo, ta osoba musi być psychicznie chora! Po dwóch tygodniach Pan Jezus dał mi poznać, że Jego wolą jest odpowiedzieć na ten list. Uklękłam: Panie Jezu, to list do Ciebie a nie do mnie, więc Ci go przedstawiam. Jeśli chcesz — proszę, odpowiedz... Jezus (do Stanisławy): Ja byłem kuszony przez szatana na pustyni. Przeczytaj Ewangelię wg św. Łukasza 4, l —13. Co Ja robiłem? Modliłem się i pościłem na miejscu pustynnym, wyciszony, z dala od ludzi. Mój Ojciec dopuścił na Mnie kuszenie złego ducha, a Ja dałem wam przykład opierania się pokusom; w ten sposób należy szukać umocnienia do walki. Podałem wam środki: „Czuwajcie i módlcie się, bo zły duch krąży wokół, aby was pożreć". Zwróć uwagę na słowo wokół, a nie w was. Czy jako rodzina słuchacie nauczania Kościoła? Czy wieczorna modlitwa jest waszą wspólną modlitwą? Czy odmawiacie trzy części Różańca? A jak wygląda przygotowanie do Mszy świętej? Jak się przygotowujecie, tak też uczestniczycie. Co jest stawiane w waszej rodzinie na pierwszym miejscu? Czym się karmi człowiek na co dzień, to z niego wychodzi, więc trudno się później dziwić, że taki a nie inny jest stan rzeczy. Zawsze tak się dzieje, gdy stawia się bożków przede Mną [...]. Ja wtedy niewiele mam do powiedzenia, bo otępiały słuch nie wyłapuje tego, co od Boga pochodzi, ale szuka tego, co od ludzi. Między Moim słowem i ludzkim jest ogromna przepaść, dlatego nie mogą dojść do Mnie ci, co tylko wargami wyznają, że wierzą we Mnie. Odnaleźć Mnie można w ciszy i skupieniu. Nie mogę mówić do osoby, która prawie ust nie zamyka i wszystko sama wie najlepiej. To tylko niektóre czynniki, które są powodem nerwic, ciągłych
napięć
psychicznych, niepokoju i chaosu w rodzinach. Tam Mnie nie ma! Jezus 10 lutego 2003 Poprosiłam jeszcze jedną osobę, żeby zechciała przeprowadzić rozmowę z Pawłem, ale i tym razem usłyszałam: „Ten krzyż poniesiesz sama". Później następną osobę, ale też wyczułam brak chęci... Tego samego dnia późnym wieczorem, bo o godzinie 21.30, zastukałam do następnych drzwi prosząc o pomoc: „Wiem, że nie masz zbyt dużo wolnego czasu, ale proszę, przeczytaj niektóre fragmenty. Wybiórczo, na stronach które pozakładałam, zdania, które podkreśliłam. One pomogą ci zrozumieć, co dzieje się z Pawłem. Będzie ci to pomocne w rozmowie z nim..." Stałam na progu drzwi ze ściśniętym gardłem. Czułam się jak Jurand ze Spychowa, kołaczący do bramy, żeby uratować swoje dziecko. Ale ta osoba zaledwie zerknęła na książki które trzymałam i powiedziała: „Już późno, ja idę spać". Odpowiedziałam: „Przepraszam" — i odeszłam... Na drugi dzień ta sama osoba zadzwoniła do mnie i zapytała:
„Powiedz,
czego chciałaś ode mnie konkretnie?" Odpowiedziałam: „Już nic, to
nieważne". Ona na to: „Zachowuj się normalnie, bo przychodzisz po nocy,
a jak cię teraz pytam, to nie odpowiadasz. Zachowujesz się
nienormalnie"! (podkreśliła to kilkakrotnie). Patrzyłam wtedy na Krzyż
Chrystusa, uśmiechnęłam się i odpowiedziałam: „To ja cię przepraszam,
zapomnij o wczorajszej rozmowie. Rzeczywiście zachowuję się
nienormalnie, jeszcze raz cię przepraszam". Usłyszałam: „No to sobie
porozmawiałyśmy w ten sposób, żebyśmy, i ja i ty, dobrze się poczuły".
„Ja już dawno przestałam robić to, w czym wygodnie miałabym się poczuć,
chwytam w ręce to, po czym czuję się zazwyczaj niedobrze" —
odpowiedziałam. „Ja ciebie nie rozumiem, zupełnie nie możemy się
dogadać, w ten sposób między nami będzie zła atmosfera. W takim razie
do zobaczenia, albo do usłyszenia; jak będziesz czegoś potrzebowała, to
zadzwoń..." Łzy spływały mi po policzkach, odłożyłam słuchawkę i
upadłam na kolana, uciekając się do Jezusa. 11 lutego 2003 Nikt nie jest w stanie zrozumieć, co dzieje się w sercu matki, która patrzy na śmierć swojego syna. Po ludzku szuka ratunku u ludzi, a jeśli go nie znajduje, zamyka się w swoim bólu, wpatrując się w swoje dziecko... Pieta... Jedynie Ty, Matko, wiesz, co dzieje się w moim sercu. Nigdy nas nie opuściłaś, Matko Boża Miłosierdzia. Nie po to przygarnęłaś nas pod dach Twego Sanktuarium, żeby nas pozostawić samych sobie. Ty jesteś najlepszą Matką; wiem, że i tym razem nam pomożesz. Wieczorem zapaliłam gromnicę i zaczęłam modlić się psalmami,
odprawiłam
nowennę. Odmawiam egzorcyzm i kropię mieszkanie wodą święconą. 13 lutego 2003 Na dworze jest bardzo duży mróz. W mojej głowie kłębią się męczące myśli. Próbuję te wszystkie złe oddalić, niestety przychodzi mi to z wielkim trudem... Co dzieje z moim synem? Praktycznie większość dni przebywa już poza domem. A może postawić Pawłowi, dla jego dobra, warunek: albo powrót do domu i radykalna zmiana życia, albo życie poza domem rodzinnym z „przyjaciółmi"? Może zamknąć drzwi przed Pawłem? Czy mogę — przecież to jest jego dom, a on sam jest dorosłym człowiekiem...? Jednak on może zupełnie się zagubić, a ja nigdy nie zaznam już spokoju, będę zawsze obciążona wyrzutami sumienia! Czytam Modlitwę poranną udręczonego (Psalm 57): „Zmiłuj się nade mną Boże, zmiłuj się nade mną, u Ciebie moja dusza szuka schronienia... Między lwami spoczywam, co pożerają synów ludzkich. Ich zęby są jak włócznie i strzały, a język jak miecz ostry..." Jezus: Niech się nie trwoży serce twoje z powodu trudności, które dopuszczam na Pawła. Wiedz, że wszystko to po to, aby obudzić jego sumienie. Zmęczony powróci do Mnie, a ty okazuj mu miłość i nie czyń niczego, co z twojej a nie Mojej woli miałoby wyniknąć. Swoją wolą możesz tylko zaszkodzić. To ja będę tym, który podźwignie znękaną duszę. Kiedy przychodzą takie chwile ciemne, długie, bez wiadomości
od Pawła,
kiedy ciężar przygniata mnie do ziemi, wołam do Pana: „Nie jako ja
chcę, ale jako Ty". 14 lutego 2003. Piątek, święto świętych Cyryla i Metodego. Wychodząc z Mszy świętej rozmyślałam nad tym, jak Pan Jezus podwójnie musiał dzisiaj cierpieć na ołtarzu. Młody kapłan stanął przed ołtarzem zadyszany, Mszę świętą odprawiał w pośpiechu, rozkojarzony. Usiłowałam bardzo się skupić, gdyż nie nadążałam za kapłanem. Ksiądz na wstępie podał krótki życiorys świętego Walentego, dodając, że jest to patron mało wspominany, jakby pomijany w dniu dzisiejszym, bo przysłoniony Cyrylem i Metodym. W duchu przepraszałam świętego Walentego, bo jak się poczuł na te słowa ten wielki święty od uzdrowień? Nasz ksiądz zaczął się zachwycać dzisiejszym „świętem zakochanych". Dość dużo czasu poświęcił tematowi tego „święta", które przyszło do nas ze Stanów Zjednoczonych; podkreślał, że w USA jest ono bardzo popularne. Pomyślałam, że właśnie w piątek, dzień pamiątki śmierci Pana Jezusa, przypadło to „święto"... Czarny już przypilnuje, żeby wielu młodych ludzi dostało małpiego rozumu, jako że w piątek ostatnio jest nasilenie wszelkiego rodzaju zabaw i dyskotek. Potwierdzeniem moich obserwacji jest sobotni poranek: można ujrzeć zdewastowane przystanki na ulicach, powybijane szyby, pochylone do ziemi słupki metalowe. Świadczy to o dużej sile szatana. Sam człowiek nie byłby w stanie tego uczynić. Po Mszy świętej chciałam podejść do młodego kapłana i powiedzieć, że to co mówił, nie mogło podobać się Panu Bogu, ale Pan Jezus dał mi znak, żebym tego nie robiła. Często nawiedzam poza moim Sanktuarium inne kościoły, dlatego proszę czytelników, aby tych spostrzeżeń nie kojarzyli z moją parafią, bo byłoby to nieprawdą. Właśnie dziś wieczorem, w „święto zakochanych", Paweł
przyszedł do
domu, by się przebrać i wyruszyć na „walentynki" — pogańskie święto. I
choć obie z siostrą tłumaczyłyśmy, żeby został w domu (widziałam, że
toczy się wielka walka w jego duszy), jednak kiedy zadzwoniła komórka,
„zaiskrzyło" i... bardzo umęczony samym sobą, wyszedł... 19 lutego 2003 Rozpoznaję, że chodzi tu o duchy bardzo inteligentne: w obecności księdza egzorcysty po prostu chowają się gdzie tylko mogą; robią to po to, aby zmylić, wprowadzić w błąd kapłana. I w ten sposób uznano, że egzorcyzmy nie są już potrzebne Pawłowi. W bardzo delikatny sposób zaprzeczyłam: jest to pomyłką! Później okazało się, że miałam rację. Myślę, że ksiądz egzorcysta po prostu jest przemęczony, coraz więcej ludzi szuka u niego pomocy. Na łamach swojej książki celowo poruszam problemy ciężkie i trudne. Z przykrością stwierdzam, podobnie jak ks. Amorth, że nie znane mi są przyczyny milczenia Kościoła na ten temat. Bardzo wielu ludzi szuka pomocy. Wielu młodych letnich albo zimnych, po prostu zagubionych, nie praktykujących albo źle praktykujących swoją wiarę, ma poważne problemy ze swóją duchowością. Myślę, że u wielu z nich podłożem tego stanu jest opętanie, choć niektórzy twierdzą, że podlega mu mały procent ludzi w Polsce. Dlaczego dochodzi do tego, że człowiek nie jest już w stanie sam sobie pomóc, a choć usiłuje szukać pomocy w konfesjonale, jednak powraca na drogę ciemności, za każdym razem z coraz cięższym skutkiem? Na to pytanie jest bardzo trudno odpowiedzieć. Są takie przypadki, dość znane Kościołowi, że Bóg dopuszcza opętanie nawet na osoby oddane całkowicie Bogu i żyjące w świętości, co jest tajemnicą Boga. Tak było np. z Marią od Jezusa Ukrzyżowanego, żyjącą w Ziemi Świętej, kanonizowaną 13 listopada 1983 r. przez Jana Pawła II. „Obdarzona licznymi charyzmatami — jak piszą o niej — doświadczyła również mocy piekła. Jej ciało zostało poddane władzy szatana. Wbrew swojej woli nieustannie kuszona, wprowadzana w sytuacje zagrażające jej życiu i zdrowiu, wypowiadała bluźnierstwa, sama przedstawiała przerażający widok. Eksperci wyznaczeni przez Kościół, którzy już po śmierci Miriam mieli ocenić jej postawę, odrzucili winę moralną lub chorobę psychiczną — jednogłośnie stwierdzili: opętanie lub silna obsesja ukazują się jako doświadczenie zesłane przez Boga w celu całkowitego oczyszczenia duszy, umożliwienia jej zgromadzenia wielkich zasług za udział w dziele zbawienia grzeszników i przygotowania tym sposobem duszy na jeszcze ściślejsze zjednoczenie ze Sobą". Bóg dopuszcza na swoje dzieci ciężkie doświadczenia, jak o tym czytamy w Ewangeliach:„Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana poprosił Go: «Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony». Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony" (Mk 1,40—45). Czterech niosło paralityka na łóżku do Jezusa, który widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy. (...) Mówię ci: wstań, weź swoje łoże i idź do domu"28 (Mk 2,1—12). „Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków. Ledwie wysiadł z łodzi, zaraz wybiegł mu naprzeciw z grobów człowiek opętany przez ducha nieczystego. Mieszkał on stale w grobach i nawet łańcuchem nie mógł go już nikt związać. Często bowiem wiązano go w pęta i łańcuchy, ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem i nocą krzyczał, tłukł się kamieniami w grobach i po górach. Skoro z daleka ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i krzyczał w niebogłosy: «Czego chcesz ode mnie Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinani Cię na Boga: nie dręcz mnie!» Powiedział mu bowiem: «Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka». I zapytał go: „«Jak ci na imię?» Odpowiedział Mu: «Na imię mi 'Legion', bo nas jest wielu». I prosił Go na wszystko, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy (...). Gdy przyszli do Jezusa, ujrzeli opętanego, który miał w sobie legion, jak siedział ubrany i przy zdrowych zmysłach (...). Gdy wsiadł do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł zostać przy Nim. Ale nie zgodził się na to, tylko rzekł do niego: «Wracaj do domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą»" (Mk 5,1—20). W Ewangeliach jest bardzo dużo przykładów ludzi niepełnosprawnych duchowo i fizycznie, są też pouczenia Nauczyciela: „Tego rodzaju złe duchy wypędza się modlitwą i postem". Kiedy spytałam Pana Jezusa, dlaczego wielu z nas zaraz po odejściu od konfesjonału znowu popada w tę samą pułapkę, prowadząc dalej takie samo życie — wracając do złych nawyków — Pan Jezus odpowiedział mi: „Najbardziej boli zdrada Judasza". „Następnego wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił... I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy" (Mk 1,32—34,39). Pan Jezus stawia jeden warunek po uzdrowieniu: „Idź i nie grzesz więcej". Pyta także: „Czy chcesz...?" Opis kuszenia Jezusa (Mt 4, l —11) jest dla nas bardzo pouczający: „Napisane jest: «Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych»". [...] „Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon". Na to odrzekł mu Jezus: „Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: «Panu Bogu swemu będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz». Wtedy opuścił Go diabeł". Kobieta cierpiąca na krwotok myślała sobie: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa..." (Mk 5,21—34). Pan Bóg uzdrawia najpierw duszę, a później ciało. W tamtych czasach tłumy cisnęły się do Jezusa, gdzie tylko On się pojawiał: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła" — bo nie mogła się przecisnąć. Dlaczego w obecnych czasach w ciągu całego tygodnia tak mało ludzi uczestniczy we Mszy świętej, a jeszcze mniej przyjmuje Pana Jezusa w Komunii świętej — zaledwie garstka? Dziś Pan Jezus czeka w pustych kościołach, wystawiany w Najświętszym Sakramencie, a zaledwie garstka przychodzi do LEKARZA i UZDROWICIELA na adorację! To ON czeka na nas. Bóg czeka na człowieka, a człowiek w tym czasie zwraca się do swoich bożków i adoruje ich, a nie swego Stwórcę — Boga... Jezus: Książę ciemności wchodzi również w waszą technikę, która zamiast służyć ludzkości, obraca się przeciwko człowiekowi, bo nie zawsze na chwałę Moją, ale dla zaspokojenia waszych nędznych żądz jest wykorzystywana. Będzie tak dotąd, dopóki nie odwrócicie waszych serc od dóbr tego świata. Na ile wam będę przewodził (na ile zechcecie, bym wam przewodził), na tyle będziecie żyli Moim Duchem, Moją Mądrością. Jeżeli czas, który jest wam dany, nie jest wykorzystany według Woli Mojej, wtedy idziecie na zatracenie, na służbę szatanowi i jego poplecznikom, wpadacie w jego pułapki, które na was zastawia. W tym zniewoleniu tkwicie latami i nie chcecie uznać praw Moich, bo przyjmujecie je tylko wargami, a serca pozostają zatwardziałe. Gdy nie macie chęci do pracy nad sobą, do zmiany na lepsze, wtedy zostawiam was samym sobie na wasze umęczenie, na spętanie w splotach zła, dopóki nie padniecie przed Mną na kolana i nie uznacie Mnie za waszego Pana; dopóki nie zasmakujecie w tej prawdzie, że jestem dla was najlepszym Ojcem. Moja cierpliwość jest tak wielka, jak wielka jest Moja Miłość do was — sięga do bólu i Ran Odkupiciela. Ale jeśli nie usłuchacie Moich Słów, będę karał biczem i chłostą, aż do wytracenia trzeciego pokolenia, dopóki nie nawrócą się wasze serca i nie nastanie pokój, gdy oddzielę dobro od zła. Moje oczy już dłużej nie mogą patrzeć na szaleństwa i
okrucieństwa,
które zadaje brat bratu, podczas gdy ten pierwszy wybiera fałszywe
pojęcie wolności. Kiedy Mój lud padnie na kolana przede Mną i gorącym
sercem oraz prawym życiem zacznie przestrzegać DEKALOGU, żyjąc Moim
Słowem, które zostawiłem w Ewangelii, wtedy przyjdzie do was Mój pokój.
Pokój, którego wam nikt nie odbierze: ani ucisk, ani prześladowanie
Kościoła i jego wyznawców. Jezus, wasz Nauczyciel. Moje przemyślenia i lektury o opętaniach „A gdy zajęli miejsce i jedli, Jezus rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie zdradzi, ten, który jest ze Mną» (Mk 14,18). «Panie, kto to jest?» [...] Jezus odparł: «To ten, dla którego umaczam kawałek chleba i podam mu». Umoczywszy więc kawałek chleba wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty. A po spożyciu kawałka [chleba] wszedł w niego szatan. [...] Zaraz wyszedł. A była noc" (J 13,25—30). Oto (z kolorowego miesięcznika) fragmenty wywiadu, jakiego udzieliła matka pewnej młodej córki, usiłującej na siłę robić karierę piosenkarki. Matka: „W całości podporządkowałam swoje życie, pomogę córce... Rogata jest i niesforna. Jak jej coś nie pasuje, zaraz krzyczy. Pamiętam, kiedyś w kościele siedziałyśmy w pierwszym rzędzie. Pod koniec Mszy ksiądz myje kielich, totalna cisza. A córka na cały głos: «Myj, myj już te garnki, ja chcę iść do domu!» Łobuz z niej, ale zawsze się dobrze uczyła". To nie „łobuzerstwo", proszę pani, to opętanie. Jeśli wraz ze wspólnotą Kościoła wypowiadamy słowa odnowienia przymierza Chrztu świętego: „Czy wyrzekasz się szatana? — Wyrzekam się", a nie jest to autentyczne wyrzeczenie się, tzn. nie ma walki wewnętrznej z pokusą, brakuje dobrej woli, a owo „wyrzeczenie się" jest tylko wypowiedziane wargami — wówczas kłamiemy — wcale się go nie wyrzekamy i nadal idziemy za księciem ciemności, a nie za Chrystusem. I właśnie wtedy następuje zdrada podobna do judaszowej: robimy to, czego chce zły duch, a nie żyjemy nauką Chrystusa i nie robimy tego, czego ON pragnie. I tak w zakłamaniu żyjemy długie lata, co nie przeszkadza nam w niedzielnym „chodzeniu" na Mszę świętą i przyjmowaniu Pana Jezusa w Komunii Świętej. Jesteśmy wtedy anty—świadectwem i krzyżujemy Jezusa w swoim sercu, bo wiara bez uczynków martwa jest. Tak się dzieje zawsze, jeśli nie żyjemy na co dzień Ewangelią, lecz zasklepiamy się w swoim „ja". Wskazówki księdza Amortha, które wybrałam z jego książek: — Przede wszystkim konieczne jest życie w stanie łaski uświęcającej i skuteczne oddalenie od siebie przeszkód uniemożliwiających działanie łaski. Dlatego pierwszym krokiem, jaki należy uczynić, jest odbycie dobrej spowiedzi. Jeśli ktoś stawia przeszkody ŁASCE, to musi je natychmiast usunąć. Taką najczęstszą przeszkodą jest nieumiejętność przebaczania, wypływającego z serca. — Trzeba żyć Eucharystią we wszystkich jej wymiarach: Msza święta, Komunia święta, adoracja eucharystyczna. — Trzeba jasno stwierdzić, że zarówno te wymienione wyżej środki, jak i te, o których jeszcze wspomnę, mają o wiele większą wartość i moc oddziaływania niż egzorcyzmy. Jednak ludzie zazwyczaj są leniwi i chcą, aby inni wszystko za nich zrobili, wyzwalając ich z problemów. Najczęściej właśnie brakuje im w tej dziedzinie własnego zaangażowania. — Modlitwa musi być codzienna. Należy modlić się z wiarą, jak też poświęcić na modlitwę odpowiednią ilość czasu. Szczególną i ewidentną skuteczność mają modlitwy biblijne, tj. Psalmy i kantyki, a także Różaniec, który ma naprawdę ogromną moc. — Można uwolnić się od wpływu złego ducha, nawet od opętania, przy pomocy wyżej wymienionych środków i bez pomocy egzorcyzmów. Natomiast niemożliwe jest uwolnienie się od zła tylko przez dokonanie samego egzorcyzmu, jeśli świadomie rezygnuje się ze wspomnianych środków łaski. — Ogólnie mówiąc, stosuje się modlitwy o uzdrowienie i modlitwy o uwolnienie. W przypadku tzw. „mniejszych dolegliwości" mogą wystarczyć same modlitwy o uwolnienie, natomiast same egzorcyzmy są zarezerwowane dla przypadków cięższych. — Szatan jest przebiegły, nie możemy więc być naiwni i musimy postępować bardzo rozważnie, zanim stwierdzimy, że odkryliśmy jego demoniczną obecność. Prawdziwe jest także spostrzeżenie, że zły duch uczyni wszystko aby się ukryć. Może on ujawnić się w różny sposób. Wystarczy przypomnieć sobie zachowanie się opętanych z Ewangelii: opętany z Gerazy wpada w szał i charakteryzuje go herkulesowa siła, kiedy napada na ludzi; młodzieńcowi spotkanemu pod Górą Tabor wydaje się że ma padaczkę, ale nie jest on agresywny wobec innych, tylko niszczy sam siebie; zgarbiona kobieta lub głuchoniemy mogli wydawać się ludźmi chorymi i tak też określił ich Jezus, ale przyczyną ich choroby była obecność złego ducha. Zdarzają się przypadki opętania, którym nie towarzyszą żadne zewnętrzne objawy, także podczas wykonywania egzorcyzmu. — Podczas odprawiania egzorcyzmów i po uzdrowieniu lub uwolnieniu dana osoba musi żyć pełnią życia chrześcijańskiego. Ważne jest dokształcanie się w dziedzinie wiary i religii. Na zakończenie pragnę zamieścić stwierdzenie, jakie ksiądz Gabriel — dr prawa, członek Papieskiej Międzynarodowej Akademii Maryjnej, egzorcysta diecezji rzymskiej, przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów — nabył podczas wieloletniej swojej pracy w tej dziedzinie: „My, egzorcyści, często doświadczamy, że gdy tego wszystkiego zabraknie, mamy do czynienia z uwolnieniem prowizorycznym, albo też następują bolesne nawroty chorób diabelskich". Wybrałam wskazówki księdza Amortha, choć poznałam też niektórych polskich księży egzorcystów, ponieważ doświadczenia, którymi on się dzieli na łamach swoich książek, są identyczne w najmniejszych szczegółach z pouczeniami, jakie daje mi Pan Jezus. Jezus jednak mówi do mnie w prosty sposób, bez skomplikowanego języka teologicznego, którego przyznam że bardzo często nie rozumiem. A oto co pisze na temat opętań ks. A. Faudenom, salezjanin urodzony na Słowacji, w książce p.t. Usłyszeliśmy Słowo Pana: „Jest wiele rodzajów diabelskiego opętania. Przy najcięższym diabeł czyni z człowieka zabawkę w swoich rękach. Opanowuje jego duchowe i cielesne zdolności i władze. Mówi jego ustami, porusza jego nogami i rękami — posługuje się nim całym. Tak postępował przed kilku laty w niemieckim mieście Erfurcie z dwoma chłopcami w wieku 9 i 12 lat, którzy pod jego wpływem zmieniali postać, otrzymywali nadludzką siłę, szaleli tak, że nie można ich było niczym skrępować; wypowiadali we wszystkich możliwych językach najokropniejsze bluźnierstwa, przy czym sami cierpieli oraz ci, którzy przy nich byli. Za czasów Chrystusa było wiele takich przypadków. Dalszym opętaniem jest każdy grzech. Przez grzech diabeł opanowuje dusze. Opętaniem jest także zła skłonność, zła namiętność, która popycha człowieka do grzechu. Jest nią na przykład lenistwo, pycha, gniew, obżarstwo, zmysłowość... Wobec pierwszego — całkowitego opętania — człowiek jest bezbronny i bezradny. Bóg je dopuszcza od czasu do czasu, aby przestrzec nas przed istnieniem diabła i jednocześnie okazać moc, którą ma nad nim. Przyczyną drugiego jesteśmy my sami. Przez ciężki grzech wypędzamy ze swojego wnętrza naszego Pana i otwieramy drzwi diabłu. Boża miłość ku nam jest w takich wypadkach wytrwalsza niż nasza do Boga. Nie przestaje On szukać możliwości i okazji, by dostać się znowu do naszego serca. Oczywiście zarówno przyjęcie Boga przez łaskę, jak i przyjęcie diabła przez grzech nie dokonują się bez udziału naszej woli. Dlatego Pan różnymi sposobami napomina nas, abyśmy — o ile jesteśmy w grzechu — wspomnieli, czym byliśmy przedtem. Takim napomnieniem jest każde czytanie Ewangelii. A diabeł w nas zawsze mocno się broni i krzyczy, jak w synagodze w Kafarnaum: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić?!» Jego działanie trwa w nas tak długo, że nie umiemy dość wcześnie albo dość stanowczo powiedzieć: «Milcz i wyjdź». Bo kokietujemy go i rozmawiamy z nim, jest bowiem przyjemny, chociaż wiemy, że jest naszym wrogiem i kłamcą, który zawsze więcej obiecuje niż daje, zawsze więcej bierze niż ofiarowuje. Możemy z pewnością powiedzieć, że i w tym nowym okresie naszego życia, który zaczynamy czytając Ewangelię, diabeł będzie się starał zająć miejsce w naszym życiu. Jest na to jedna tylko rada: postarajmy się przyswoić sobie zdecydowane słowo Chrystusa i Jego bezkompromisową postawę. W chwili pokusy okażmy to Jego słowami: «Apage — odejdź, szatanie!» A w nieszczęściu opętania przez grzech — zdaniem: «Zamilcz i wyjdź!»" W ramach tego tematu pragnę krótko nawiązać do narkotyków. Duch narkomanii jest duchem bardzo potężnym, uzależnieni nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo trudno jest się uwolnić spod jego jarzma. O haszyszu mówi się, że jest narkotykiem „miękkim" i ostatnio bardzo „modnym", a nawet „bezpiecznym"... Jest to kłamstwem: haszysz palony nawet w małych ilościach powoduje zaburzenia pamięci, zakłócenia orientacji, zaburzenia mowy, wydłużenie czasu reakcji. Zażywanie haszyszu powoduje także spadek motywacji, aktywności życiowej, jest przyczyną kryzysów, lęków i paranoicznych reakcji. Jego palenie sprzyja agresywnym zachowaniom, powoduje tendencje samobójcze i wynaturzenia seksualne. Również marihuana, o której media mówią, że jest „lekkim"
narkotykiem,
czyni wiele szkód w mózgu. 20 lutego 2003 Z listu siostry zakonnej „Po raz pierwszy usłyszałam o misji, zleconej Pani przez samego Boga, od siostry „Y", z którą łączy mnie przyjaźń. W tym roku zapoznałam się z książkami, które powstały dzięki Pani pośrednictwu. Pod wpływem kolejnego powrotu do tekstów drugiej książki zrodziło się we mnie pragnienie dotknięcia Tajemnicy. Tak się składa, że przez moje życie psychiczne, fizyczne i duchowe przetaczają się burze, a mnie brak wiary i ufności, aby spojrzeć na nie jako na dar Boga. I choć od lat dziecięcych towarzyszył mi Krzyż (wizja Jezusa Ukrzyżowanego, o którym nie wspominałam), to od kilku lat upadam pod jego ciężarem. Jeżeli to możliwe, proszę o pośrednictwo u Boga i w mojej sprawie". Jezus: Piotr przebywając ze Mną, patrząc na Mnie, słuchając Moich słów, obcując ze Mną na co dzień, w pewnym momencie swego życia przestraszył się — mimo, że był świadkiem Moich cudów. Zaczął tonąć, gdyż tak dalece jeszcze ufał sobie. I jeśli ten sam Piotr zaparł się Mnie trzykrotnie, a Ja pomimo to wybrałem go na stolicę Mego dziedzictwa, stolicę Piotrową — to błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Jeżeli Ja upadłem na drodze swego cierpienia, to i ty upadać będziesz. Jeśli wytrwasz na tej drodze, otrzymasz osiem błogosławieństw (Mt 5,3—12). Ja udzielam ci dziewiątego błogosławieństwa na trudnej twojej drodze, którą cię prowadzę, a ty idziesz za Mną i trwasz. Trwanie jest potwierdzeniem miłości stworzenia do Mnie. Idź dalej, nie oglądając się za siebie. Jeszcze długa droga cię czeka. Moja córko, twoje ręce są Mi potrzebne, i choć po ludzku z sił opadasz, będziesz pracować dla Mnie Moją mocą. Tajemnica, o którą pytasz, nie jest tajemnicą, kiedy jej swoim
życiem
dotykasz. „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało", co przygotował
Bóg dla ciebie. Jezus, twój Nauczyciel. 21 lutego 2003 Ktoś, będąc w rozterce, dał mi „orędzie Pana Jezusa" ze słowami: Aniu, proszę, spytaj Pana Jezusa, czy to są naprawdę Jego słowa, bo ja nic z tego nie mogę zrozumieć. Jezus: Niewiele wymagam od ciebie. Kieruj się zawsze prawdziwą miłością bliźniego. Niech twoja twarz będzie odzwierciedleniem miłości do Mnie. Nie zajmuj się „orędziami", które nie pochodzą ode Mnie. To twoje ludzkie pragnienie nie jest Moim, źle obrodziło w twoim sercu. Proszę, byś zaprzestała tych praktyk, a pokusa odejdzie. Ja mówię do każdego z was w sposób, w jaki chcę, aby Mój głos dotarł do duszy. Szukaj Mnie w Piśmie Świętym. Proszę, byś każdego dnia rozważała Moje Słowo. Masz dobre radio, korzystaj z medytacji, to będzie dobre dla twego rozwoju duchowego. Bądź przykładem, ćwicz się w pokonywaniu własnego „ja", tak aby Moje Słowo stało zawsze przed tobą. Ty się uniżaj, abym Ja mógł w tobie działać. Jeśli nie masz pewności, że słowo pochodzi ode Mnie, nic nie czyń, bo mogłoby to zaszkodzić bliźniemu. Dopiero uczysz się być apostołem, więc proszę, by samo twoje postępowanie wobec ludzi było wymowne poprzez dobre uczynki i dobre słowo. Tego od ciebie oczekuję.Jezus, twój Nauczyciel. Proszę zwrócić uwagę na słowa, które kieruje Nauczyciel do osoby prowadzącej grupę modlitewną: „Ćwicz się w pokonywaniu własnego «ja», tak aby Moje Słowo stało zawsze przed tobą. Ty się uniżaj, abym JA mógł działać". Piszę o tym z przykrością, ale u wielu liderów prowadzących grupy modlitewne, pielgrzymki itp., pojawia się tak wyraźne oparcie się na własnym „ja", że dostrzegane to jest gołym okiem przez otoczenie, ale nie przez samego lidera. Choć on sam stara się to zatuszować miłym uśmiechem, „serdecznością", elokwencją — wszystko na nic! Powraca jak morska fala i utwierdza lidera w przekonaniu, że pracuje na rzecz Królestwa, a nie dostrzega, że zaczął już pracować na swoją własną chwałę. Męczy się zarówno on, jak i cała wspólnota. Przekonany jest, że sam jest już nawrócony i może zasiadać na pierwszych miejscach „synagogi"... Do ducha pychy dołączył się już duch żądzy, zakwaszający życie wspólnoty. Dla takich liderów będzie lepiej, jeśli zrezygnują z tego rodzaju zaszczytnej funkcji, zarezerwowanej dla pokornych. Jezus umył nogi swym uczniom, w ten sposób nauczając: „I wy tak czyńcie". Takim liderom warto przytoczyć modlitwę św. Maksymiliana Marii Kolbego: „...Dozwól, by inni mnie w gorliwości o wywyższenie Ciebie prześcigali, a ja ich, tak by w szlachetnym współzawodnictwie chwała Twoja wzrastała coraz głębiej, coraz szybciej, coraz potężniej, jak pragnie Ten, który Cię tak niewysłowienie ponad wszystkie istoty wyniósł..." Coraz częściej mam do czynienia z fałszywymi prorokami... Niektórzy z nich prowadzą grupy modlitewne (nawet liczebne), inni wyjeżdżają za granicę, by „rozeznawać" i „uzdrawiać" — znam ich. Są tacy, którzy piszą do mnie, i mimo że tych darów nie mają, stale się na nie powołują, nie można im niczego wyperswadować... Na temat jednej z tych osób otrzymałam pouczenie: Jezus: Trzeba długiej obserwacji i dobrego rozeznania, aby mogły urzeczywistnić się Moje plany. Jeśli daję duszy dar, to jednocześnie pragnę, by współpracowała ona z Bogiem na rzecz Mego Królestwa. U Boga na pierwszym miejscu leczona jest dusza, a dopiero
potem ciało
[...]. Wypisałam dla matek... Moja siostra podrzuciła mi artykuł z „Naszego Dziennika". Wypisałam niektóre jego fragmenty dla wszystkich matek, dla ich umocnienia. „O świętym Augustynie wiemy bardzo dużo, ponieważ pozostawił po sobie niezwykły pamiętnik — «Wyznania». Wyłania się z niego obraz człowieka zmysłowego, lekkomyślnego i hulaki, który w wieku trzydziestu trzech lat doświadczył niezwykłej przemiany. Wiedział, ile zawdzięcza modlitwie swojej matki, św. Moniki. To jej wytrwałość, także kazania św. Ambrożego, doprowadziły go do pamiętnej «nocy mediolańskiej», podczas której, podobnie jak święty Paweł, doświadczył strumienia światła... Całe życie świętego Augustyna naznaczone jest niezwykłością, nosił w sobie ciekawość świata. Szukał często po omacku. W tych poszukiwaniach gubił się, błądził, odnosił rany na duszy, był w niewoli namiętności i grzechu. [...] Bóg go przemienił, bo on Mu na to pozwolił. Święta Monika, patronka płaczących matek. „Są różne cierpienia, ale jednym z najstarszych, najboleśniejszych, jest cierpienie matki... Najgorzej bolą zranione nadzieje. Największy ból zadaje syn, córka, których postawy trzeba się wstydzić... Najłatwiej wtedy byłoby się wyprzeć, zapomnieć — ale to niemożliwe, bo serce ojca, matki zawsze będzie tęsknić, płakać, wołać o nawrócenie... Co wtedy? Gdzie szukać ratunku? Co robić, kiedy zawiodą wszelkie środki...? Powodem strapienia świętej Moniki był syn, król salonów, niezwykle inteligentny. Za nic miał Boże prawa. Związał się z kobietą, z którą miał nieślubne dziecko, nadto uwikłał się w sidła sekty... Zbolała matka nie opuszczała syna, szła z nim wszędzie, błagała modlitwą i płaczem, prosząc o nawrócenie. Trwało to szesnaście lat, długich szesnaście lat! Jakaż to musiała być ciemna noc dla kobiety, która była głęboko świadoma niebezpieczeństwa wiecznego potępienia, grożącego jej synowi... Owej pamiętnej nocy, kiedy Augustyn, jak sam pisał w «Wyznaniach», doświadczył niezwykłego «boju», czytając Listy świętego Pawła, serce matki mogło wreszcie odetchnąć. Bóg tylko wie, ile w nawróceniu syna było zasług świętej
Moniki, a ile
Bożej Opatrzności, która postawiła jeszcze innych ludzi na drodze życia
jej syna, ale niewątpliwie była to rola ogromna. Jej modlitwa wyniosła
ją i jej syna do świętości. Czyż może być większa nagroda?" Do młodego małżeństwa: Jezus: Oboje będziecie rozliczeni na Sądzie również z wychowania dzieci, które dane wam są w depozyt. Irena jako małżonka niech wyrzeknie się wszystkiego, co oddala ją od męża, a Tadeusz wszystkiego, co oddala go od małżonki i rodziny. Trzeba służyć sobie nawzajem, a nie egzekwować prawa, swoje prawa. Nadrzędnym prawem ma być miłość, a ona zawsze oznacza dawanie. Przez całe swoje życie powinniście obdarowywać się prezentami w postaci wyrzekania się. Nie brania tego, co od świata pochodzi, a nie zawsze od Boga. Dałem wam nieśmiertelne dusze i oblokłem je ciałem, nad którym człowiek ma panować poprzez duszę, a ta ma być zjednoczona z Bogiem. Jeśli dusza będzie zjednoczona z Ojcem, wasze ciała będą również w harmonii z duszą, bo dopóki istnieje życie ziemskie, nie może być oddzielone jedno od drugiego. Zarówno ciało, jak i duszę dał wam Bóg, by na chwałę Bożą służyły poprzez życie w stadle rodzinnym, w czynieniu dobrych uczynków. Jeżeli człowiek poprzez ustawiczne branie zagłuszy sumienie, wówczas jego dusza staje się za życia martwą, dlatego trzeba starać się o utrzymanie harmonii. Niech dobra tego świata nie będą powodem odkształcenia waszych dusz, aby nie były zmarnowane łaski, jakimi Bóg pragnie was obdarzyć. Uczcie dzieci wyrzekania się. To będzie najtrudniejsze zadanie, które stawiam przed wami: wyrzekać się świata, aby uratować rodzinę. Pragnę, aby rodzina była liczniejsza, niż dobra materialne, które posiadacie, dane wam od Ojca. Rodzina, wasze dzieci, będą świadectwem miłości do Mnie. Spełnieniem życia ziemskiego małżonków jest dobre wychowanie
dzieci,
aby poznały one Mego Ojca, by też mogła objawić się w nich Prawda
Chrystusowa. Oto zadanie, które stawiam przed wami: wychowanie
potomstwa na uwieńczenie Chwały Bożej. Jezus. 24 lutego 2003 We trójkę z Katarzyną i Pawłem pojechaliśmy do księdza egzorcysty na umówioną godzinę. — Proszę, niech mi Ksiądz powie, od czego mój syn jest uzależniony...? — Od szatana.
1 marca 2003 Paweł wyszedł z domu na drugi dzień po wizycie u księdza egzorcysty. Powiedział: „Mamo, nie zatrzymuj mnie, ja wiem, że krzyżuję Chrystusa w swoim sercu". Odpowiedziałam: widzę jasno, że sam nie dasz już rady. Musisz szukać pomocy we wspólnocie. A do Pana Jezusa dodałam cichutko: proszę, udziel mi Swego światła... Czy natchnienia, które odczuwam, pochodzą od Ciebie, czy Ty tego chcesz, czy jest to Twoja Droga...? Jezus: Światło: Oz 2,16 (otrzymałam je dla Pawła): „To mówi Pan: «Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca. I będzie mi uległa, jak za dni swojej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju. I poślubię cię znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana»". Pomyślałam: a więc wybierzesz dla Pawła wspólnotę na pustyni?
Wyprowadzisz go z dala od miejsca zamieszkania, i dopiero tam stanie Ci
się uległy? Ale gdzie jest ta pustynia, czy Paweł zechce, jak to się
stanie...? Mądrości Boga, nie opuszczaj nas, bo sami z siebie nic nie
możemy! 5 marca 2003 Paweł pojednał się z Panem Jezusem w sakramencie Pokuty.
Powiedział do
mnie: „Ojciec Bogdan zadał mi za pokutę modlitwę, którą wcześniej tymi
zadawałaś: Litanię do Najdroższej Krwi Chrystusa". Odpowiedziałam:
proś, by Najdroższa Krew Chrystusa osłaniała cię od wszelkiego zła. 8 marca 2003 Szatan atakuje coraz wścieklej i nie przebiera w środkach. Od samego rana zaskakuje mnie swoją przebiegłością. Spojrzałam na sufit w łazience: lekkie pęknięcia. Z półki nad lustrem spadł dość ciężki flakon perfum do wanny, w efekcie czego powstał w niej mały odprysk. Paweł wychodząc do pracy wkłada swój najnowszy garnitur. Pomyślałam: ósmy marca — czarny też o tym wie! Od trzech dni nie mam wiadomości od Pawła... Wieczorem, wracając ze Mszy świętej, pewna osoba zapytała mnie: „Coś taka skrzywiona, jak z krzyża zdjęta?" Odpowiedziałam, ale sama sobie i w duchu: bo jeszcze mnie nie zdjęli, jeszcze wiszę na krzyżu z Chrystusem. Kiedy mnie zdejmą z krzyża, będę się radowała z Chrystusem zmartwychwstałym. Osoby, z którymi wychodziłam z kościoła, zaprosiły mnie do pobliskiej kawiarni z propozycją „rozerwania się", psychicznego odpoczynku. Machnęłam tylko ręką na znak sprzeciwu i znowu sama sobie odpowiedziałam w duchu: całe moje ciało jest rozrywane na kawałki i nie potrzeba mi do tego kawiarni. Usilnie starałam się objąć rozumem to, że osoby te absolutnie nie rozumieją, jak ciężki krzyż niosę. Pomyślałam przez chwilę, że podobnie odczuwał to Zbawiciel. Powróciłam sama do pustego, ciemnego mieszkania. Klękając do modlitwy, za wszystko dziękowałam Panu Bogu: „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen". Panie Jezu, oddaję Ci całe moje udręczone ciało. Weź je w zamian za uratowanie Pawła. Mogę leżeć w łóżku cała sparaliżowana do końca życia, nie będę miała żalu do Ciebie, ale proszę Cię, błagam: uratuj jego duszę, aby był zbawiony!
15 marca 2003 Nie ukrywam, że ogarnia mnie lęk. Pan Bóg daje mi poznać, jak silne jest działanie szatana. Daje mi również odczuć jego obecność. Nie umiem tego dokładnie opisać, ale to mniej więcej wygląda tak, że kiedy on nawiedza nasz dom, „widzę go", czuję, słyszę jako nieproszonego, jako wroga. I wtedy ogarnia mnie lęk. Jezus: Anna: Teraz to już chyba tylko najgorsze może nastąpić, i dlatego lęk mnie ogarnia całą. Szukając ratunku w Bogu moim, biorę do ręki Dzienniczek świętej Siostry Faustyny prosząc: kochana Siostro, proszę umocnij mnie, bo nad naszym domem ciemność się unosi, a ja tracę zmysły. Po prostu nic nie wiem, niczego nie rozumiem. Odpowiedź: Zeszyt drugi, nr 797: „Kiedy mnie trochę lęk ogarnął, że mam tak długo być poza Zgromadzeniem, sama, Jezus mi powiedział: «Nie będziesz sama, bo Ja jestem z tobą zawsze i wszędzie; przy sercu Moim nie bój się niczego. Sam jestem sprawcą wyjazdu twojego. Wiedz o tym, że oko Moje śledzi każdy ruch serca twojego z wielką uwagą. Biorę cię na tę osobność, abym sam kształtował serce twoje według przyszłych zamiarów swoich. Czego się lękasz? Jeżeli jesteś ze Mną, kto się ośmieli dotknąć ciebie? Jednak cieszę się niezmiernie, że Mi mówisz swoje obawy. Córko Moja, mów Mi o wszystkim tak prosto i po ludzku, sprawisz Mi tym wielką radość: Ja cię zrozumiem, bo jestem Bogiem—Człowiekiem. Ta prosta mowa serca twojego milsza Mi jest, aniżeli hymny układane na cześć Moją. Wiedz, córko Moja, że im mowa twoja jest prostsza, tym więcej Mnie pociągasz ku sobie. A teraz bądź spokojna przy sercu Moim. Połóż pióro, a szykuj się do wyjazdu»". Moja wdzięczność dla Pana Jezusa okazała się w ten sposób, że zaraz odłożyłam pióro i w swojej wyobraźni ośmieliłam się położyć swoją umęczoną głowę na Jego Sercu. Wszystko co złe zaraz ucichło we mnie... Wieczorem Paweł powrócił do domu bardzo zmęczony, co widać było gołym okiem. Przeprosił za przykre zachowanie: „Chcę zacząć od nowa z Jezusem". Długo nie mógł usnąć, atak sił złego nie pozwalał na to. Widziałam to wszystko, co Pan dał mi poznać, co chciał abym widziała, żeby ON SAM mógł posłużyć się mną. Ja również nie mogłam usnąć. Za oknem ciemna noc, pomocy z nikąd. Nie bardzo wiedziałam, jaką poza modlitwą mogę okazać pomoc Pawłowi. Maryjo, przyjdź nam z pomocą, poprowadź nas — prosiłam. Pomóż mi, bo nie mam w tym zbyt dużego doświadczenia. Poprosiłam Pawła, aby się położył, a ja będę przy nim się modlić. Do prawej ręki wzięłam krzyż (przywieziony z Ziemi Świętej, dotknięty do Grobu Pańskiego), do drugiej ręki relikwie świętego Ojca Pio z San Giovanni Rotondo. Posłużyłam się też oliwą egzorcyzmowaną, czyniąc znaki krzyża na czole Pawła, a także wodą egzorcyzmowaną. Zapaliłam gromnicę (pobłogosławioną przez NMP. w Medziugorju), klękając przy wizerunku Cudownego Oblicza Pana Jezusa, figurce Królowej Pokoju, figurce Ojca Pio, a jednocześnie przy Pawle. Z całą wiarą w sercu, jaką miałam, przyzywałam na pomoc Jezusa, Maryję, świętego Ojca Pio i świętego Jana Vianneya. Relikwie Ojca Pio położyłam na głowie Pawła, gorąco modląc się. To była naprawdę gorąca modlitwa potrzebującego. Miałam tę wiarę, że Bóg mnie wysłucha i otrzymam to o co proszę. Po około godzinie „widziałam", że wszelkie zło opuszcza nas i wychodzi z naszego domu. Co prawda nie było przy nas księdza egzorcysty, ale była Miłość Chrystusa i Jego Matki — była pomoc z Nieba. Około pierwszej w nocy Paweł, zupełnie już wyciszony, usnął. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec walki ze złym — to chwilowa poprawa, chwilowe uzdrowienie. Wiem, że to mój syn sam musi powiedzieć czarnemu: „Precz!" i nikt inny za niego tego uczynić nie może. Musi również powiedzieć: „Tak, chcę, Panie!", i dopiero wtedy zostanie uzdrowiony. Tego dnia wołam: Paweł umiera, pomóżcie mi! — ale drzwi domów pozostają dla nas zamknięte. Nawet ci, na których wydawało mi się, że najbardziej mogę liczyć... Nikogo nie oskarżam, myślę, że sami są tak słabi, iż nie są w stanie udzielić radykalnej pomocy. Zostajesz mi Panie tylko Ty i Twoja Mama oraz moja wiara w Twoje słowa, że „już nie wypuścisz Pawła ze swojej ręki"... Wyłączam z sieci telefon. Żadnych międzyludzkich kontaktów, żebym nie miała rozczarowań. Dużo modlę się, właściwie modlitwa towarzyszy mi już przez cały dzień i noc, rozmawiam z Jezusem i Jego Mamą. Jak zwykle Pismo Święte jest mi umocnieniem. Czytam w Dziejach Apostolskich (28,26—27, cytat z Izajasza): „Idź do tego ludu i powiedz: Usłyszycie dobrze, ale nie zrozumiecie, i dobrze będziecie widzieć, a nie zobaczycie. Bo otępiało serce tego ludu. Usłyszeli niechętnie i zamknęli oczy, aby przypadkiem nie zobaczyli oczami i uszami nie usłyszeli, i nie zrozumieli sercem, i nie nawrócili się, i abym ich nie uleczył". A więc — myślę — musi być pragnienie: „...Czy chcesz?" Dopóki nie będzie pragnienia mocnego, silnego pragnienia (Jezus stawia taki warunek), dopóty nie przyjdzie uzdrowienie. Psalm 36 (Dawidowy): „...A ja, gdy chorowali, wdziewałem włosiennicę i dręczyłem postem swą duszę, i w sercu zanosiłem modlitwy. Kroczyłem smutny, jakby szło o przyjaciela albo mego brata, jak ten, co płacze po matce, uginałem się z żalu. Lecz kiedy się zachwiałem, z radością się zbiegli, przeciwko mnie się zeszli, bijąc mnie znienacka. Szarpali mnie bez przerwy, napastowali i szydzili ze mnie, zgrzytając przeciw mnie zębami". Moja przyjaciółka powiedziała do mnie: „Aniu, bądź cierpliwa,
jeśli
ataki szatana tak bardzo przybierają na sile, to znaczy, że jego koniec
już się zbliża". 18 marca 2003 Jezus: Wstałam jak zwykle rano, aby zrobić Pawłowi kanapki do pracy i przygotować śniadanie, a on wszedł do kuchni, spojrzał na jedzenie i powiedział: „Tylko chleb i woda". Serce podeszło mi do gardła: dziś jest środa, a kiedy Paweł bierze do pracy chleb i wodę, wiem, że jest to naprawdę jedyne jego pożywienie, ale wiem też, że szczególnie w tych dniach szatan atakuje go najbardziej. Mnie zresztą też, choć nie wiem dlaczego najbardziej w środę. Schowałam pożywienie do lodówki. Wchodząc do pokoju uklękłam i prosiłam Boga o pomoc dla Pawła. Jezus: Mówiłaś Mi, że nie poprzestaniesz na jego połowicznym uzdrowieniu — to dobrze, bo takie nie istnieje. Paweł będzie apostołem na czasy ostatnie, bo Ja tak chcę. Jego upór niepotrzebnie przedłuża cierpienia, które zadaje sobie i tobie oraz wielu innym, których stawiam na jego drodze. Musi stanąć do walki z pokorą w sercu i z pokutą. Podaję oręż, którego trzeba używać, aby pokonać księcia ciemności, bez tego oręża nikt z ludzi nie zwycięży i nie pokona przeciwnika: — konfesjonał, — Msza święta, — Eucharystia, Światło: Rz 14,17—19: „(...) Bo Królestwo Boże to nie sprawa tego co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój, i radość w Duchu Świętym. A kto w taki sposób służy Chrystusowi, ten podoba się Bogu i ma uznanie u ludzi. Starajmy się więc o to, co służy sprawie pokoju i wzajemnemu zbudowaniu". — Różaniec, — całkowite odwrócenie się od dotychczasowego życia. Czas rozpocząć walkę z własnymi słabościami, trzeba rozpocząć pracę na rzecz dobra, trzeba zacząć dawać dobro i nie marnować już więcej czasu, który daje Bóg, aby człowiek opamiętał się i nawrócił. To wszystko jest możliwe do osiągnięcia i nie przynosi wielkiego trudu, jeśli pokocha się MNIE — Tego, Który oddał życie swoje za was. Świat zmierza ku zagładzie, bo nie chce kierować się miłością. Świat idzie w kierunku zniszczeń. Bałwochwalcom chcą służyć i mamonie, a tej służby nie da się pogodzić ze zdobywaniem Królestwa Niebieskiego. Tak też postępują Stany Zjednoczone, i nie tylko one. Jeśli silniejszy za wszelką cenę, w całej swej pysze i wyniosłości, uciska biedaka, to JA, Bóg, Pan świata, zmiotę pył pychy, a uratuję biedaka, który sam nie może się obronić. Jeśli świat nie zwróci się do Boga całym swym życiem, postępowaniem — będzie cierpiał. Potwierdzeniem nawrócenia człowieka mają być jego czyny. Zanotuj, Anno, fragment Moich Słów, przekazanych przez Apostoła: „Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić?" (Jk 2,14). Tych, co przyznająsię do Mnie, a życiem swoim nie potwierdzają wiary chrześcijańskiej, mało tego: swoimi poczynaniami krzyżują Mnie — Ja precz odrzucę i poznają, że kpić z Boga nie pozwalam. Okazuję miłosierdzie skruszonym grzesznikom, napominam, przygarniam, opatruję rany, a człowiek... ledwie zdąży wyjść z brudu, z wszelkiego zła, natychmiast zapomina o Bogu i do brudu powraca! Tak, Ja nie pozwolę kpić z SIEBIE! Odwrócę Moje Miłosierdzie od zatwardziałych serc, a będę im Sędzią sprawiedliwym, spadnie Mój miecz na nich i na ich pokolenie. To mówi Pan i Bóg całego stworzenia. Moje przemyślenia: Chrystus czeka na otwarcie drzwi, by On Sam autentycznie mógł narodzić się w naszych sercach. Trzeba wykonać bardzo dużą pracę, bez której, jak i bez wewnętrznej przemiany serca, nigdy w nas Jezus się nie narodzi. I choć będziemy nadal chodzić w niedzielę do kościoła, pozostaniemy niewierzącymi. Tak, odważę się postawić znak równości między niewierzącymi i letnimi... Ojciec Bogdan powiedział mi dziś, że dużo musi mieć cierpliwości do mnie. Odpowiedziałam: „Proszę, niech Ojciec ma cierpliwość do mnie, bo ja już jej nie mam dla samej siebie, tracę ją również w stosunku do Pawła. Kiedy Paweł mówi do mnie: „Mamo, od jutra zaczynam od nowa", ja zaczynam mu wierzyć, a dokładnie jutro nie wraca do domu, albo bardzo późno. Choć staram się panować nad sobą, nie zawsze udaje mi się to — czasami wybucham, przerywając post milczenia, któremu ma przecież towarzyszyć atmosfera miłości... Prowadzisz mnie, Panie, wąską drogą, która mnie przerasta. 19 marca 2003 Nie wzięłam udziału w małej uroczystości rodzinnej. Kiedy Paweł omija Drogę Krzyżową, kiedy nie uczestniczy we Mszy świętej — cierpię wtedy tak bardzo i nie mogę udawać, że wszystko jest w porządku, nie potrafię cieszyć się życiem. Kiedy mój syn umiera, kiedy jest z dala od mojego Jezusa — ja czuję się rozdarta, i nic tego już nie zmieni. Lepiej czuję się teraz w swojej samotni, w ciszy, przy Krzyżu
Jezusa,
przy Jego cierpieniu i cierpieniu Jego Matki. Tak o wiele lepiej jest
mi trwać przy Nich, niż przebywać z ludźmi. Widocznie tak chce mój
Pan... 27 marca 2003 — Nie myśl, że odsunęłam się od ciebie — powiedziała do mnie pewna osoba. Modlę się za Pawła, a ciebie podziwiam — jak ty to wytrzymujesz... ? Paweł przyszedł dziś do mnie do pracy i widzę, że z nim nie jest dobrze, czy coś się zmieniło? — Paweł jest chory — odpowiedziałam. — Kiedyś był innym człowiekiem, ale teraz ja nie umiem mu w niczym pomóc, poza modlitwą. Ty masz swoją drogę, a ja swoją, ja nie umiem ci pomóc... — Rozumiem, szczęść ci Boże — odpowiedziałam, uśmiechając się. Nie miałam do niej żalu. Pomyślałam, że nieuważnie przeczytała moją drugą książkę, tam Pan Jezus powiedział: „Będzie Mi apostołem na czasy ostatnie". Jeśli Jezus tak powiedział, to znaczy że tak będzie, widocznie tę drogę musimy przejść sami. Prawdę powiedziała ta dusza: „Nie umiem w niczym pomóc". Zawsze tak się dzieje, gdy serce nie umie kochać: „Gdzie skarb twój, tam i serce twoje". Jezus: Teraz daję ci poznać małość człowieka — że sam z siebie nic nie może, że jest samą słabością. Nikt z ludzi nie uzdrowi twojego syna i tobie nikt nie może pomóc, bo nikt nie rozumie, co w duszy Pawła zachodzi — jest to walka szatana z Bogiem. Zły duch jednak nie wygra z Bogiem, może jedynie umęczyć człowieka na tyle, na ile JA mu pozwolę. Po to dopuszczam udręczenia duszy, aby człowiek już nigdy więcej nie paktował ze złem i już nigdy nie odwrócił się od Boga. Nikt też z ludzi nie zrozumie udręk duszy matki, która dostrzega straszne zagrożenie swego dziecka. Człowiek żyjący ciałem tych spostrzeżeń mieć nie będzie. Pozostań więc w swej samotni, w tym wszystkim, w czym trwasz. Post milczenia, który ponownie dziś podjęłaś, jest miły Bogu. Postępuj według tego jak cię prowadzę, a wkrótce ujrzysz pierwiosnki tej wiosny. Jezus. Spoglądam z bijącym sercem na zegar, Paweł powinien być już w domu. O godzinie dwudziestej drugiej zadzwonił telefon: „Mamo, będę za sto dwadzieścia jeden minut, muszę pomóc człowiekowi". Odpowiedziałam: to będzie już z czwartku na piątek, kiedy Chrystus w Ogrójcu poci się Krwią. Pomóc to ty masz obowiązek najpierw swojej duszy, ażeby się zbawić! Tej nocy towarzyszyłam Chrystusowi w Ogrójcu... 28 Marca 2003 Telefon: „Mamo, dzwonię żeby ci powiedzieć, że nic się nie stało. Będę o godzinie dwunastej u księdza egzorcysty, tak jak się umówiłem. Potem przyjadę do domu". Łączę się na modlitwie z Tą, która współcierpiała ze swoim Synem, z Matką Chrystusa. Odmawiam fragmenty Psalmu 69: „Wybaw mnie Boże, bo woda sięga po szyję. Ugrzęzłem w błotnej topieli i nie mogę znaleźć oparcia. Trafiłem na wodną głębinę i nurt mnie porywa ze sobą. Zmęczyłem się krzykiem i ochrypło mi gardło, osłabły mi oczy od wypatrywania mego Boga. Liczniejsi od włosów na mej głowie są ci, którzy mnie nienawidzą bez powodu. [...] Dla Ciebie bowiem znoszę urąganie, hańba twarz mi okrywa. Dla braci moich stałem się obcym i cudzoziemcem dla synów mej matki. Bo gorliwość o dom Twój mnie pożera i spadły na mnie obelgi złorzeczących Tobie. Utrapiłem siebie postem, a spotkały mnie za to zniewagi. Przywdziałem wór jako szatę i stałem się pośmiewiskiem dla innych. Obmawiają mnie siedzący w bramie, urągają mi pijący wino [...]. Ty znasz moją hańbę, mój wstyd i niesławę, wszyscy co mnie dręczą, są przed Twymi oczami. Hańba złamała me serce i sił mi zabrakło, czekałem na współczucie, lecz nikt się nie zjawił, i na pocieszycieli, lecz ich nie znalazłem..." Niestety, Paweł nie dotarł do domu... Jezus: Dziecko, możesz jeszcze raz otworzyć furtkę Pawłowi — jeśli zechce, skorzysta z niej; ty jednak trwaj w swym postanowieniu, choćby miało cię to wiele kosztować. Czyń to, co uważasz za dobre, ale bez cienia złości czy wyniosłości. Tu nikt nad nikim nie może panować, winniście być sobie siostrą i bratem. Jeśli Paweł będzie przekraczał granice dobrego wychowania i będzie lekceważył życie rodzinne, możesz postawić go przed koniecznością dokonania wyboru: albo droga szeroka, która jest drogą ucisku dla niego samego, albo droga wąska — droga dziecka Bożego, którą należy podążać. Dwóm panom służyć się nie da, bo służąc jednemu, drugiego ma się w nienawiści. Tu trzeba opowiedzieć się jasno za Bogiem albo przeciwko Bogu. I tego od Pawła możesz zażądać, bo już nadszedł czas, aby wcielił w życie to, czego się nauczył teoretycznie. Jeżeli odrzuci Moją wąską drogę, będzie to oznaczać, że niczego z Moich nauk nie pojął. Ojciec Mój i Ja błogosławimy ci na tę walkę o duszę Pawła.
Łaska niech
zostanie z tobą. Jezus. 30 marca 2003 Zadzwoniłam do księdza egzorcysty. — Czy to prawda, że Paweł ostatni już raz będzie egzorcyzmowany? — Tak. — Nie rozumiem... Czy według Księdza nie ma już dalszej potrzeby? — Nie, nie ma już takiej potrzeby. — Przecież on tonie w objęciach czarnego! Paweł nie przychodzi już nawet na Drogę Krzyżową do Kościoła... — Nie musi przychodzić. Ty — tak, a Paweł nie musi. Nie mogłam tego zrozumieć: „Ty musisz, a Paweł nie musi". Jest to zaprzeczeniem myśli Ojca Pio: „Nigdy nie obawiaj się chwytów szatana, ponieważ nawet gdyby okazały się silne, nigdy nie zwyciężą duszy, która przywiązała siebie do Krzyża". A przecież nie można przywiązać siebie do Krzyża, nie rozważając Męki Chrystusa — jedno wyklucza drugie...? — Proszę Księdza, tu zaszło jakieś nieporozumienie! Mój syn nadal potrzebuje pomocy, on jest bardzo chory. Ja nie widzę poprawy zdrowia duchowego. Są sytuacje, w których nie wiem co robić. — Nie jesteś jedyną potrzebującą, inni też potrzebują pomocy. Te słowa odebrałam jako moją natarczywość. — Przepraszam, już nie będę więcej Księdza niepokoić. (Odłożyłam słuchawkę). Po porannej modlitwie: — Boże, zostaliśmy już sami... Bez Twojej pomocy nie damy rady czarnemu. Jezus: Paweł: „Mamo, rozmawiałem z księdzem egzorcystą na temat Komunii świętej na stojąco. Wiesz, że w mojej sytuacji nie mogłem księdza pouczać, bo byłoby to śmieszne z mojej strony, ale powiedziałem, że moja mama nauczyła mnie przyjmować Komunię świętą tylko na klęcząco. A ksiądz mi odpowiedział: «Twoja mama się myli». Anna: Nie dał mi odpowiedzi, ale ten jeden fragment Pisma Świętego,
który
poniżej zacytuję, wystarcza mi za odpowiedź: „On, istniejąc w postaci
Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz
ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobny do
ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany [tylko] za człowieka, uniżył
samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci — i to do śmierci
krzyżowej" (Flp 2,6—8). 4 kwietnia 2003 — pierwszy piątek miesiąca. Od poniedziałku nabrałam oddechu: widzę, że Paweł idzie „wąską drogą"... — Proszę cię, Paweł, módl się i czuwaj, bo miałam sen, który zapowiada nowe cierpienia. Znowu ból przeszył mi serce: nie dojrzałam mego syna na Mszy świętej, czarny znowu podwoił swój atak. Oboje nie spaliśmy prawie przez całą noc, Paweł w swoim, a ja w swoim pokoju, każde z nas męczyło się na swój sposób. Ten sam scenariusz, zamknięty krąg, z którego wyrwać się jest bardzo trudno. Mój syn nie przyszedł do mego Ukochanego, a to oznacza, że nie kocha Jezusa. Nie tęskni za Zbawicielem, więc nie umie okazać wdzięczności Temu, który oddał za niego swoje życie. Z każdego kąta sączy się jad węża... Kto nas obroni, jeśli nie udamy się do TEGO, który wszystko może? Tak bardzo pragnę zapomnieć o Pawle w chwilach, w których
trwam przy
Jezusie, ale nie umiem, nie mogę, nie da się tej miłości rozdzielić,
ona prawdziwie jest jedna — stanowi całość i albo jest, albo jej nie
ma. Nie potrafię być do końca szczęśliwa z Tobą, Panie, jeśli nie ma
przy Tobie mojego syna, co mnie przeraża. Moje przemyślenia: Jak mogą być szczęśliwi w Niebie rodzice Judasza bez swojego syna... — nie rozumiem. Jak będą szczęśliwi rodzice w Niebie, kiedy ich dzieci pójdą do piekła? — bo przecież ono istnieje, tak jak istnieje Niebo. Tak bardzo chciałabym odsunąć od siebie wszystkie te czarne myśli, jednak one uporczywie do mnie wracają i są jeszcze dodatkowym ciężarem dla mojej umęczonej duszy. Z jednej strony cierpię, bo Paweł obchodzi się z moim Jezusem jak z kimś kto nie istnieje, z drugiej zaś strony nie potrafię być szczęśliwa sama z Panem Jezusem, gdy mój syn jest daleko od Niego. Ukojenia szukam w lekturze. Otwieram Dzienniczek świętej Siostry Faustyny (1447): „Czekam na dusze, a one są dla Mnie obojętne. Kocham je tak czule i szczerze, a one Mi nie dowierzają. Chcę je obsypać łaskami — one przyjąć ich nie chcą. Obchodzą się ze Mną jak z czymś martwym, a przecież Mam serce pełne miłości i miłosierdzia. Abyś poznała choć trochę Mój ból, wyobraź sobie najczulszą matkę, która bardzo kocha swe dzieci, jednak te dzieci gardzą miłością matki. Rozważ jej ból, [w którym] nikt jej nie pocieszy. To słaby obraz i podobieństwo Mojej miłości". Panie Jezu mój, doświadczenia, które na mnie dopuszczasz, są dużym ciężarem dla mnie, jednak ja dziękuję Ci za nie. Wiem, że to wszystko, co mi dajesz z wielkiej miłości swojej do mnie, po ludzku jest trudne, jednak staram się nieść swój krzyż tak jak potrafię. Jestem Ci wdzięczna za wszystkie krzyże, bo dzięki nim lepiej zaczynam rozumieć ból Twego Serca. Co mam jednak czynić, o Panie, jak postępować, gdy wszystko zawodzi...? Jezus: Czas już nadszedł, by decyzja wyboru drogi została podjęta przez Pawła. A ty, Anno, nie zamartwiaj się, bo tam gdzie skieruję jego nogi, będę błogosławił. I wypełnią się Moje słowa: „Będzie Mi apostołem na czasy ostatnie". Innej drogi nie ma. Bóg Ojciec jest dobrym i cierpliwym Ojcem, długo czekającym na opamiętanie się człowieka, ale kiedy człowiek lekceważy wszelkie dobro i zatyka uszy, by gnuśnieć w duchowym lenistwie — Bóg upomina się o duszę, w stosunku do której ma swoje zamiary, aby wola Ojca mogła się wypełnić. Bądź, Moje dziecko, pełna miłości, trwaj w milczeniu, ale od
postanowienia, które ci przypominam, nie odstępuj. Ja będę wam
błogosławił. Twój Nauczyciel. 4 kwietnia 2003 Jezus: Trwaj cały czas na modlitwie. Przypominam ci o poście milczenia — panuj nad każdym słowem, które w porywie uniesienia mogłoby wyjść z ust twoich, jako że mowy hardej nie znoszę. Bądź pokorna we wszystkim co czynisz, niech pokora zagości na stałe w twoim sercu, a będziesz Mi miła. Pamiętaj Anno, że pokornych wywyższam. Królestwo księcia ciemności nie będzie trwać wiecznie, jako że wieczność należy do Ojca Mego. Królowanie mocy ciemności zbliża się do końca. Wkrótce nastanie era pokoju i miłości, o której wspominałem w drugiej książce. Jednak aby dojść do tego czasu, dzieci Moje będą musiały przejść oczyszczenie. Teraz jest czas przygotowania się, czas pracy nad sobą, podjęcia walki ze złymi nawykami, które pielęgnujecie w sobie. Teraz, dzieci, musicie ćwiczyć się i zaprawiać w dobrym. Ci co źle czynili, powinni przez pokutę i przemianę swojego życia zacząć czynić dobro — wynagradzać Bogu i ludziom, czynić też dobrze sobie samemu w trosce o zbawienie swojej duszy. Czas zacząć myśleć o życiu wiecznym, nie kończącym się, czas rozpocząć walkę o dusze: — ci, co byli z dala ode Mnie — czas, by powrócili, — ci, co zajmowali się rzeczami niepotrzebnymi — czas, by zaczęli troszczyć się o dobro wspólne, — ci, co kradli — czas, by zaczęli zwracać, — ci, co karmili bliskich cierpieniem — czas, by zaczęli dawać radość. — Ogólnie, w prostych słowach: ci, co przekreślili poszczególne przykazania Dekalogu — czas, by zaczęli żyć Słowem Boga, naprawiając krzywdy, jakie wyrządzili ludziom. Tak będzie wyglądała zbiorowa pokuta narodów całej ziemi —
oczyszczenie. Każdy z tej wielkiej łaski może skorzystać. Ci, którzy
odrzucą PRAWDĘ — BOGA — pójdą na wieczne potępienie. To mówi wasz Bóg,
Jahwe. Podczas adoracji: Jezus: 6 kwietnia 2003, godzina 22.30. Zadzwoniłam do Matki Przełożonej pewnego zakonu, podając powód
mojego
milczenia, a jednocześnie wyjaśniając cel mojej ofiary — postu
milczenia: „Siostro, Pan odsunął mi wszelką pomoc, nawet ze strony
księdza egzorcysty, który obszedł się ze mną szorstko". Siostra na to:
„Przechodzę podobne cierpienia co pani, jest to droga Chrystusa,
dziękujmy Mu za to i uwielbiajmy Go". Długo rozmawiałyśmy. Kiedy
odłożyłam słuchawkę, telefon zadzwonił: „Przepraszam, bardzo cię
przepraszam mamo, to musiało się sprawdzić. Jutro po pracy będę w domu". 7 kwietnia 2003 Wszystkim, którym zabrakło cierpliwości do mnie i do Pawła, którzy zamknęli drzwi swojego domu przed nami, kiedy prosiłam o pomoc, dedykuję siódmy punkt Społecznej Krucjaty Miłości ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Czynnie współpracuj w cierpieniu. Chętnie spiesz z pociechą, radą i pomocą, sercem". Wieczorem Paweł dotrzymał słowa i zaraz po pracy wrócił do domu. Podałam mu obiad i usłyszałam: — Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Po wspólnie zjedzonym posiłku spytałam: — Co zamierzasz zrobić z dalszym swoim życiem? Kończy się Wielki Post, a owoców nie ma...? Przeczytałam też orędzie Pana Jezusa, skierowane do Pawła. Spojrzał na mnie i jeszcze raz przeczytał zdanie: „Bóg upomni się o jego duszę". — Mamo, rozumiem te słowa dobrze. Jeśli nie zmienię swojego życia, zostanę zabrany z tego świata. Przyznam, że ja nie w ten sposób odczytałam znaczenie powyższych słów Jezusa. Paweł dodał: — Tej nocy to ja na pewno nie usnę, nie będę mógł zasnąć, muszę rozważyć pewne sprawy i zacząć więcej się modlić. — Ja myślę, Paweł, że oprócz tego trzeba kontynuować egzorcyzmy, bo sam widzisz, że wraz z przyjściem nocy przychodzą problemy i wszystkie pokusy czarnego przybierają na sile, a ty sam jesteś już bardzo osłabiony w tej walce. — Wiem, kiedyś ci to wszystko opowiem, jak moja głowa staje się jednym ognistym żarem i płonie w niej ogień. — Módl się dużo, i to gorącym sercem, bo Pan Bóg jest bardzo wrażliwy na gorące serce człowieka. Poznaj, pokosztuj i żyj Chrystusem, a lęki miną i twoje problemy Bóg Sam rozwiąże. Tego wieczoru Paweł modlił się bardzo długo, rozmyślał, czytał, spał zaledwie dwie godziny. Obudził się raniutko, bo już o 4.30, było jeszcze bardzo ciemno. Zobaczyłam go klęczącego. Znowu się modlił, a ja wielbiłam Boga. — Mamo, modliłem się, aby Bóg odsunął ode mnie tę kobietę — ja sam nie potrafię od niej odejść. Ona wraca do swojej ojczyzny 10 kwietnia, ja już nie zobaczę się z nią więcej. — Zaczynasz żyć na swój rachunek — powiedziałam, kiedy Paweł wychodził do pracy. — Ja nie będę już z tobą walczyć. Choć to nie oznacza mojej bierności, jednak nie będę ci już więcej przypominać o sprawach duchowych, o codziennym czytaniu Pisma Świętego itd. To jest twoja droga. Dałam ci i przekazałam to, czego nauczyłam się w szkole Jezusa. — Mamo, daj mi to orędzie Pana Jezusa, chcę wziąć je do pracy,
w wolnej
chwili chcę jeszcze raz je przeczytać. 8 kwietnia 2003 Rano było jeszcze dość ciemno. Choć mamy kalendarzową wiosnę, Pan dał nam pogodę Bożonarodzeniową. Moja przyjaciółka Kasia sugerowała mi, aby zadzwonić do naszego wspólnego znajomego z prośbą o załatwienie dla Pawła miejsca we wspólnocie. — Czy już dzwoniłaś? — zapytała. — Nie, nie dzwoniłam i nie czuję, że powinnam zadzwonić do niego. Myślę, że nie tędy droga. Ja jeszcze do końca nie rozumiem, o którą wspólnotę chodzi. Jezus powiedział: „Tam, gdzie skieruję jego nogi", a więc, Kasiu, czekam aż Jezus to uczyni, wtedy pójdziemy. Jeszcze tego samego dnia w południe ujrzałam w głębi serca taką scenę: Miłosiernego Jezusa oddzielała ode mnie szara poranna mgła, typowa dla klimatu angielskiego: lepka, wilgotna, tak że nie mogłam być bliżej Pana Jezusa. On sam objaśnił mi to widzenie: Jezus: Poczułam, że jest mi bardzo ciężko, wtedy Pan Jezus wyciągnął do mnie obie ręce i przez tę mgłę pociągnął mnie w swoje ramiona, tak że mogłam położyć swoją zmęczoną głowę na Jego piersi (zawsze zazdrościłam tego świętemu Janowi) i zaraz poczułam wielką ulgę, jak człowiek uzdrowiony po ciężkiej chorobie albo po wykonaniu bardzo ciężkiej pracy. Jezus: Była to chwila wielkiej ulgi i wielkiego odpoczynku dla człowieka udręczonego grzechem, tak to odczuwałam. Wieczorem odmówiliśmy wspólnie Różaniec, jednak także tej nocy
Paweł
nie mógł usnąć — wiedziałam, że jest dręczony na różne sposoby. 9 kwietnia 2003 Oboje odbyliśmy Spowiedź świętą, później adorowaliśmy Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Po Spowiedzi udręczenia skończyły się — Paweł usnął o dwudziestej pierwszej, a ja położyłam na jego głowie relikwie świętego Ojca Pio i odmawiałam modlitwy błagalne według Rytuału Rzymskiego (wydane z upoważnienia Papieża Jana Pawła II). Są to modlitwy do prywatnego odmawiania. Bóg daje mi rozpoznanie złego ducha, którego atak na Pawła przybiera na sile. Zresztą oboje to widzimy. Jest to duch, a raczej są to duchy bardzo inteligentne, które podczas egzorcyzmu czy innych niewygodnych dla nich sytuacji ukrywają się, aby zmylić swego przeciwnika. Tak też ksiądz egzorcysta został wprowadzony w błąd, ale jeśli Pan Bóg to dopuścił, to znaczy, że miał w tym swój cel. Myślę, że w tym strasznym dla nas czasie otrzymałam wielką łaskę, iż nie dałam się oszukać złemu. W ten sposób mogłam cały czas czuwać na modlitwie.
Osoba z najbliższego otoczenia udręczonego człowieka, osoba, która kocha Pana Jezusa i dużo się modli, posiadająca silną wiarę w to, że tylko Jezus może pomóc — jest wystarczająca jako narzędzie Boga dla uratowania biednej duszy. Silna, dobrze ukorzeniona wiara jest fundamentem wyproszenia łask dla potrzebującego. Czas zaś należy do Boga, i o tym należy pamiętać. Trzeba ufać i czekać na wypełnienie się Woli Bożej. Jednocześnie osoba ta (narzędzie Boga) staje się celem ataków złych duchów i ona również przechodzi udręki — tego nie da się uniknąć. Jednak gdy żyje ona w stanie łaski, jest jakby otoczona granicą, przez którą zły duch nie może się przedostać, by uczynić jej krzywdę. Jest chroniona Najświętszym Ciałem i Najdroższą Krwią naszego Pana. I to jest cudowne. Gdybyśmy zdawali sobie sprawę, kim jest dla nas Chrystus w codziennej Eucharystii, sięgalibyśmy częściej po tę pomoc. Możemy skorzystać z doświadczenia świętego Ojca Pio: „Bóg jest wierny i nie dopuści do tego, by pokusa była mocniejsza od naszych sił. On jedynie pozwoli naszemu nieprzyjacielowi, by dręczył nas, ale tak, by to służyło Jego ojcowskim planom dla uświęcenia naszej duszy i by to przyniosło większą chwałę Jego Majestatowi". „Nie lękaj się — powtarza mi wiele razy Jezus — ześlę na
ciebie
cierpienie, ale dam ci też siły. Pragnę, by twoja dusza przez codzienne
duchowe męczeństwo została oczyszczona i poddana próbie. Nie lękaj się
tego, że Ja dopuszczam, by szatan cię dręczył, byś odczuwał niesmak
życia w świecie, byś doznawała udręk nawet od osób najdroższych. Nic
nie zdoła pokonać tych, którzy wprawdzie jęczą pod brzemieniem krzyża,
który Ja przygotowałem, ale czynią to wszystko dla Mojej miłości, bo Ja
ich wspieram". 11 kwietnia 2003 I tej nocy nie zmrużyłam oka — Paweł znowu nie wrócił do domu! Matko, ratuj go! Jest kuszony przez Ewę, która już „zerwała owoc z drzewa". Nie wierzę, że ta kobieta wyjedzie z Polski — to jest kłamstwo księcia ciemności. Uwierzył w nie Paweł i dobroduszny ksiądz egzorcysta — ja nie. Jezus: Paweł ponownie podejmuje walkę: biegnie do sakramentu Pokuty,
a
następnie wyrusza na ostatnią już w tym roku Drogę Krzyżową po naszym
osiedlu. Wkłada najlepszy swój garnitur — ja wiem, że to dla Jezusa.
Bardzo chciał mieć swój udział w niesieniu Krzyża, ale nie stworzono mu
takiej okazji — powiedział mi o tym z wielkim żalem. Myślę, że Pan
Jezus przez to chciał, żeby Paweł zaczął Go pragnąć. 12 kwietnia 2003 Do naszego Sanktuarium Ksiądz Proboszcz przyjął kopię Całunu
Turyńskiego. Najlepszy to czas, kiedy świadectwo męki i śmierci naszego
Pana mogło znaleźć się we wspólnocie naszej parafii. 13 kwietnia 2003 — Niedziela Palmowa, po porannej modlitwie. Jezus: Choć ciężar krzyża, który niosę, przygniata mnie do ziemi, dziś jestem radosna jak ptaszek, zażywający porannej kąpieli w pierwszych promieniach wiosennego słońca. Pan nawiedza nasze domostwa, by napełnić je swoim błogosławieństwem, pokojem i radością. Dziś nic nie jest w stanie zabrać mi tej radości. Rano zaczęłam ubierać się w pośpiechu. Pan Jezus bez słów kierował mnie do Wojtka. Chciał, abym odnalazła go w szpitalu. Pan przekazuje mi swoje życzenie. Dzięki łasce zaraz je odgaduję i napełniona wielką radością Bożą zabieram ze stołu egzorcyzmowaną wodę i różaniec, wychodzę z domu i mówię: „Prowadź mnie Panie, aby Twoja Wola się wypełniła. Szpital ten jest bardzo duży i bez Twojej pomocy trudno mi będzie odnaleźć chorego". Czuję, jak mój Anioł prowadzi mnie prosto, omijając wszelkie przeszkody. Dowiaduję się, gdzie leży Wojtek. Wchodzę na oddział, na OIOM. Rozglądam się po sali, nie mogę znaleźć młodego człowieka, którego ostatnio widziałam jakieś osiemnaście lat temu. Teraz jesteśmy prawie w tym samym wieku. Cukrzyca poczyniła wielkie spustoszenie w jego organizmie — do tego stopnia, że stracił wzrok, nie przyjmuje pokarmów. Widzę, że jest bardzo chory i że Pan Jezus przysłał mnie tu, aby okazać mu Miłosierdzie na ostatnie chwile jego życia. Podchodzę do Wojtka, przedstawiam się i pytam, czy mnie pamięta. Przypomina mnie sobie: „A, to ty napisałaś jakieś książki, tak? Słyszałem od brata". „Tak, napisałam, ale nie o tym chciałam z tobą mówić. Wojtku, ty znasz mojego męża, wiesz, że rozwiedliśmy się już dawno. Chciałam ci powiedzieć, że przez ten długi czas szukałam szczęścia na własny rachunek, ale go nie znalazłam. Mój mąż także zmieniał «żony». Wojtku, ja nie jestem teologiem, nie jestem też teoretykiem ani moralizatorem. Jestem praktykiem: kiedy mnie życie kopnęło tak mocno, że nie miałam siły się podnieść, namacalnie dotknęłam Chrystusa, jak niewierny Tomasz, i ON odmienił całe moje życie. To On chciał, żebym przyszła tu do ciebie". Widziałam, że Wojtek uważnie mnie słucha, ale jest bardzo słaby i widać po nim zmęczenie. Zorientowałam się też, że bardzo długo nie praktykował, zagubił Pana Boga w swoim życiu na pewnym odcinku drogi. „Czy nie zechciałbyś odmówić ze mną Koronki do Bożego Miłosierdzia? Wkrótce będzie Święto Miłosierdzia Bożego i Bóg ci chce Je okazać..." Jeszcze nie skończyłam mówić, a widzę, że Wojtek wyciąga swoją prawą rękę (podłączony jest do aparatury) i z trudem czyni znak Krzyża świętego. Pochylona nad nim zaczynam modlić się, Wojtek również. Przed moim wyjściem obiecuje mi, że jeśli przyjdzie do niego ksiądz kapelan, przystąpi do Spowiedzi. Zaraz po przyjściu do domu dzwonię na komórkę do księdza kapelana (telefon spisałam z informacji szpitalnej) i proszę księdza, aby poszedł do Wojtka i pomógł mu w odbyciu dobrej Spowiedzi. „Jeszcze dziś o siedemnastej pójdę do niego". Na drugi dzień ponownie dzwonię do księdza kapelana z zapytaniem, jak poszło? „Jeśli Pan Jezus panią posłał do chorego — odpowiedział — to nie ma możliwości, żeby odpowiedź była negatywna. Wojtek pojednał się z Panem Bogiem i przyjął oleje". Potrzebowałeś, Panie, tylko moich nóg i mojego „tak", aby
okazać
umierającemu swoje Miłosierdzie. 18 kwietnia 2003, Wielki Piątek, po rannej modlitwie. Jezus: Cierpię razem z Tobą, mój Panie. Pawła nie ma w domu. Wiem, że
mój
nieukojony ból jest niczym w porównaniu z Twoim. Staję z Maryją pod
Twoim Krzyżem, więcej nic innego uczynić nie mogę. Weź cały mój ból, bo
tak bardzo pragnę Ci ulżyć choć w ten sposób. 19 kwietnia 2003, Wielka Sobota. „Oddaję ci także — modliłam się — moje na wpół rozerwane serce za Pawła i wszystkich zniewolonych, uwikłanych w sidła naszego odwiecznego wroga, i pokornie proszę: skieruj jak najszybciej nogi Pawła do wspólnoty, którą wskazałeś". Wróciłam z uroczystości sobotnio—paschalnej do pustego, ciemnego domu... C i e m n i c a ... Jezus, Maryja i ja... Oni są przy mnie dziś w sposób szczególny, jakże się wszyscy rozumiemy... Matko Najświętsza, mój syn umiera, a ja nie mogę mu pomóc, łączę się z Tobą... Pieta... Maryja: Ludziom najtrudniej jest kochać bliźniego w cierpieniu, a
kiedy oni
sami nie doznają podobnego ciężaru krzyża, wtedy najczęściej zamykają
się ich serca na potrzeby ludzkie i nie są w stanie zrozumieć drugiego
człowieka. Mój Syn ma cię pod swoją opieką, i choć opuszczona zostajesz
przez ludzi, Mój Jezus zaspokoi twoje potrzeby duchowe i materialne —
niczego na ziemi ci nie zabraknie, więc nie martw się o nic. Zachowaj
wierność Mojemu Synowi do końca. Twoja Matka pełna Miłosierdzia, Maryja. 20 kwietnia 2003, Niedziela Wielkanocna. Paweł i tym razem nie wrócił na noc do domu. Po Mszy rezurekcyjnej położyłam się spać — nie miałam z kim podzielić się jajkiem i złożyć życzeń... Po raz pierwszy w życiu nie tłumaczę się nikomu z tego co robię. Milczę w samotności i wiem, że Pan nie ma mi tego za złe, iż w pełni nie uczestniczę w radości Święta Wielkiej Nadziei. Nadal trwam w oczekiwaniu na radosne zmartwychwstanie Jezusa... w sercu Pawła. Anna: Jezus: Ty jesteś matką... Nikt inny nie chciałby dźwigać tego ciężaru za syna, jedynie jego matka — twoim współcierpieniem będzie uratowany. Teraz jest już bardzo chory, bądź więc przygotowana na silne ataki szatana. Mogą one zostać pokonane przez twoją wielką cierpliwość, a jednocześnie nieustępliwość w podjętych decyzjach. Zachowaj milczenie do chwili, aż Paweł wejdzie do „X" (tu Pan Jezus jeszcze raz podał mi nazwę wspólnoty). Najpierw jako pacjent, a następnie jako Mój uczeń. Jezus z Nazaretu. Podczas pisania powyższego Orędzia poczułam nagłą potrzebę, aby zadzwonić do zaprzyjaźnionej siostry zakonnej. Choć miałam opory ze względu na czas Świąt, jednak zadzwoniłam. Siostra odpowiedziała mi, że przed minutą miała identyczną myśl, by do mnie zadzwonić. Nasza rozmowa była krótka: — Siostro, chciałam zapytać, czy może Siostra ma dojścia, aby od ręki załatwić Pawłowi przyjęcie do wspólnoty, o której wspominał Pan Jezus? — A gdzie Pani chce, w Polsce czy za granicą? Można będzie załatwić. Zaraz też wszedł do domu Paweł. Przeczytałam mu słowa od Pana
Jezusa i
dodałam: będę trwać w poście milczenia do chwili, aż podejmiesz jakąś
decyzję. Tak dłużej żyć niepodobna. Poniedziałek Wielkanocny Nigdy dotąd takiego nie obchodziliśmy: Paweł śpi, zaraz więc
po Mszy
świętej pojechałam na cmentarz. Po powrocie w południe nakryłam stół
białym obrusem, stawiając święconkę oraz skromny świąteczny posiłek.
Wzięłam do ręki poświęcone jajko, zaprosiłam Pawła do stołu ze słowami:
życzę ci, abyś posłuchał Pana Jezusa. Paweł życzył mi Bożego
błogosławieństwa. Podczas posiłku mało rozmawialiśmy. Paweł zapytał o
naszą rodzinę: „Nie rozumieją cię, Mamo?" Odpowiedziałam: „Ciocia kocha
cię mimo wszystko". „Ja ją też"... Nastała cisza, łzy popłynęły nam po
policzkach. Usłyszałam: „Mamo, dam radę stanąć na nogi, nigdzie nie
będę wyjeżdżał. Ja muszę walczyć o syna. Abym mógł mieć z nim kontakt,
zostaję". 26 kwietnia 2003, przed Niedzielą Miłosierdzia Bożego. Jezu, daj mi jeszcze raz poznać, jak wielkie jest Miłosierdzie Twoje. W moim Sanktuarium było zupełnie pusto. Podeszłam do obrazu Jezusa Miłosiernego. Duży obraz jest zawsze wystawiany przy głównym ołtarzu w święto Miłosierdzia Bożego. Uklękłam przed Panem Jezusem z modlitwą: błagam Cię Jezu, tak jak niegdyś uleczyłeś mnie poprzez oczyszczenie, proszę, pomóż memu synowi, skieruj jego nogi tam gdzie Ty chcesz, bo jemu samemu jest już bardzo trudno podjąć decyzję. Matko Boża Miłosierdzia, Ty, która nas przygarnęłaś do tego cudownego miejsca — Sanktuarium — proszę, ratuj Pawła! Oddaję Ci siebie całą za Pawła i za wszystkich ludzi w jakikolwiek sposób zniewolonych, uzależnionych. Jezu, daj mi w ten sposób jeszcze raz poznać, jak wielkie jest
Miłosierdzie Twoje... Ty, Panie, pragniesz, aby Twoja mała sekretarka
była szczęśliwa, a ja nie potrafię być szczęśliwą, patrząc jak mój syn
umiera. Jezu, ufam Tobie! 27 kwietnia 2003, Niedziela Bożego Miłosierdzia Dziś przyjechały do mnie dwie osoby z lubelskiego. Przenocują
u mnie,
aby rano wyruszyć z moją przyjaciółką Kasią i pielgrzymami do
Medziugorja. 28 kwietnia 2003, poniedziałek po Niedzieli Miłosierdzia Bożego Paweł w swoim pokoju znowu przechodzi udręki. Jego twarz jest tak bardzo udręczona, że jest mi go bardzo żal. Jednak zostaję w swoim pokoju, bo czarny swój atak przypuszcza na mnie. Nagle słyszę wewnętrzny głos, a raczej polecenie bez głosu, które doskonale odbieram: „Ubierz się i udajcie się z Pawłem do zaprzyjaźnionej siostry zakonnej". Z bijącym sercem weszłam do pokoju Pawła. — Czy nie pojechalibyśmy do klasztoru klauzurowego? Twarz Pawła rozpogodziła się, stała się twarzą małego dziecka. — Dobrze, jedźmy — odrzekł — ale o czym mam rozmawiać z Siostrą? — Sama nie wiem. Tak chce Bóg, a On chce dla nas najlepiej, ponieważ Sam jest Miłością. I tak oto, w cudowny sposób, za widocznym działaniem Łaski Bożej, Paweł znalazł się przed klauzurą. Rozpoczęła się rozmowa zaprzyjaźnionej siostry z Pawłem. Ja w tym czasie w pobliskim kościele adorowałam Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, odmawiając Koronkę do Bożego Miłosierdzia, prosząc o światło Ducha Świętego dla siostry i otwarcie się Pawła na przyjęcie Woli Bożej. Przy ołtarzu znajdował się obraz świętej Siostry Faustyny oraz Jej relikwie. Od razu odczułam, że Pan Bóg w swojej wielkiej dobroci wyreżyserował dla nas ten scenariusz, aby Jego Wola mogła się wypełnić. Dziękowałam za wszystko co czyni dla nas, choć jeszcze nie wiedziałam, jak się to wypełni do końca. Kiedy przyjęłam Komunię świętą, Pan Jezus przemówił do mnie. Jezus: Zaraz po wyjściu ze Mszy świętej udałam się do klasztoru. Serce biło mi mocno... O czym rozmawia Siostra z Pawłem? Stukam do drzwi — zamknięte... O Panienko Najświętsza, pewnie Paweł wyszedł już do domu! Nawet nie zauważyłam, jak dużo czasu spędziłam w kościele. Na szczęście słyszę przekręcanie klucza w zamku. Wita mnie Paweł. Patrzę na twarze... Za klauzurą dostrzegam całą w promieniach, uśmiechniętą twarz Siostry, a twarz Pawła spłakana, ale spokojna. Uspokojona siadam tuż przy Pawle, pytając: „I co...?" Widzę, że Paweł wyciera chustką spoconą twarz. Nie odpowiada, ale za to odzywa się Siostra. — Porozmawialiśmy sobie, Pani Aniu, o wszystkim — jest bardzo dobrze. — W kościele otrzymałam kilka słów od Pana Jezusa. — A może Pani przeczytać? — Może nie dzisiaj — odparłam z lękiem w sercu — poczekajmy aż nadejdzie czas, kiedy Słowa Pana się wypełnią, nie chciałabym uprzedzać. — Pani Aniu, wszystko jest dobrze: Paweł zdecydował się wyjechać do „X". Tym razem rozpłakałam się z radości, widząc że wszystko dzieje się Mocą Chrystusa. Zaraz też wyjęłam z torebki zapisane podczas Mszy świętej Słowa Jezusa i przeczytałam je. Usłyszałam: — Pani Aniu, ustaliliśmy z Pawłem termin złożenia wymówienia w pracy „na zasadzie porozumienia stron". Wasz wyjazd nastąpi 29 maja. Słuchając Siostry, łączyłam się z Panem Jezusem, co mi nie przeszkadzało w rozmowie z nią: to Ty, Panie, zaplanowałeś już także termin naszego wyjazdu...? Jak to się stanie, przecież nie ma możliwości wstąpienia do wspólnoty, do której wysyłasz Pawła... (Ach te moje zabezpieczenia, chyba już nigdy się ich nie pozbędę!) — Zawierzmy wszystko Panu Jezusowi — odpowiedziała Siostra. — Oddajmy się Mu całkowicie — dodałam. Wieczorem w domu Paweł powiedział do mnie radosnym głosem: „Mamo, idąc na spotkanie z Siostrą powiedziałem do Pana Jezusa: «Daj mi znak, co jest Twoją wolą i spraw, abym właśnie to uczynił». Mamo, nasza Siostra ma charyzmat, autentycznie czułem, że Bóg przez nią mówi do mnie, bo zbieżność słów jest niemożliwa. Poza tym ma ona w sobie dużo miłości, rozmawiała ze mną ludzkim językiem. Późnym wieczorem zadzwonił do nas zaprzyjaźniony ksiądz. Opowiedziałam mu, co Pan Jezus uczynił dla nas, ale najpierw musiałam nawiązać do smutnej przeszłości. Paweł nie narkotyzował się haszyszem, heroiną, kokainą, nie jest też nałogowym alkoholikiem. Paweł nosi narkotyk śmierci w sercu — brak mu motywacji do życia, brak nadziei; dom, który budował na piasku, runął; w pewnym momencie przeciął też osobistą relację z Bogiem. Państwo szatana, Babilon, oddziela Pawła od Boga. Mój syn żyje w środowisku, które zagraża jego wartościom, jego tożsamości. Paweł uzależniony jest od ludzi, którzy posiadają nad nim władzę — taką władzę, jaką może posiadać tylko Bóg. „Szatanowi chodzi zawsze o zniewolenie człowieka: w Babilonie
są piękne
rzeczy, które zatrzymują, trzymają i zwodzą. Czym innym jest pociecha
niewolników, czym innym zaś radość ludzi wolnych" — Paweł na dobre wybrał wolność, wybrał życie konsekrowane — oświadczyłam memu rozmówcy. — Czy z kimś jedziecie? — zapytał — czy jedzie z wami jakiś znajomy kapłan? — Jedziemy sami. Zawierzyliśmy wszystko Jezusowi, jak dawniej Józef i Maryja: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu (Mt 2,13)". Święty Józef zawierzył i bez specjalnych zabezpieczeń wyruszył w podróż. My co prawda bierzemy paszporty, pieniądze, mamy też tłumacza... — Dobre i to, że jest choć tłumacz. — Jeśli Jezus wysyła nas w tym określonym czasie i tym autokarem, to znaczy, że ma Swój plan. Mogliśmy jechać wcześniej, gdy puste miejsca w autokarze czekały na nas. Nie pojechaliśmy, bo Pan nie dawał mi wtedy żadnego znaku z Nieba.
9 maja 2003 Jezus: Modlę się słowami Proroka Habakuka (Ha 3,2): „Usłyszałem,
Panie, Twoje
orędzie, zobaczyłem, Panie, Twoje dzieło. Gdy czas nadejdzie, niech ono
odżyje, pozwól nam je poznać, gdy zbliży się pora". Moje przemyślenia: Paweł cierpi: jedną rękę wyciąga do Boga, drugą jeszcze do Babilonu — dręczą go tysiące lęków i niepokojów ze strony naszego odwiecznego wroga... Jednak trwa w postanowieniu wyjazdu. To dobrze, że powiedział Chrystusowi TAK. Przedwczoraj przyniósł mi całe naręcze bzu... i rozpłakał się, a ja zobaczyłam w nim mojego małego synka Konrada, który będąc nastolatkiem, nigdy sam nie zjadł czekolady czy innych łakoci, lecz dzielił się zawsze ze mną po połowie. Zobaczyłam małego mojego synka: potencjał dobra — daru Boga, a jednak smutnego i samotnego, ciągle tułającego się między babcią a przedszkolem, później między kolegami ze szkoły, z bloku... Gdzie ja wtedy byłam? Co ważniejszego mogło być dla matki od przebywania z własnym dzieckiem? Te sceny towarzyszą mi często w życiu. Są moim wyrzutem sumienia, moim czyśćcem. Kiedy wpatruję się w poszczególne sceny, krople potu występująmi na czoło. Mój syn szukał miłości, a ja szukałam jej w utopii. Nie znalazłam, a Konrad znalazł kumpli, którzy go akceptowali i słuchali, mógł z nimi rozmawiać. Oto niektóre z tych powracających scen: Konrad za pierwsze własne, zarobione w spółdzielni studenckiej pieniądze, kupił mi bardzo ładną, drogą garsonkę w Modzie Polskiej. Konrad sprawił mi wiele radości przy maturze, kiedy to podszedł do mnie pan profesor dziękując, że tak dobrze wychowałam syna. W tamtych latach historia w szkole była zakłamana, starałam się przekazywać synowi po prostu prawdę i to zauważył jego profesor. Konrad ciężko fizycznie pracował w Londynie, aby zarobić na swoje utrzymanie i na opłacenie nauki w angielskiej szkole. Każdego dnia chodził rano pieszo (aby zaoszczędzić na metrze) do kościoła, by służyć do Mszy świętej. Później była praca i nauka. Przechowuję miłe dla matki podziękowania jego pracodawców (z firmy amerykańskiej z siedzibą w Polsce, nawet z USA od dyrektora firmy), był zawsze wzorowym i zdyscyplinowanym pracownikiem. Później przyszły duże pieniądze, a potem związek niesakramentalny, i Konrada zaczął wchłaniać Babilon... Rozmarzyłam się przy pięknych pękach bzu, wracając do dobrych lat... A te złe, a przynajmniej trudne...? Mój Boże, jak bardzo życie bez Ciebie zabiera z człowieka wszystko co najlepsze: wolność, radość, uśmiech... Tak bardzo zniewala, że człowiek nawet nie zauważy na swoich dłoniach kajdan niewoli. Jezus: W dalszym ciągu pracuj nad postem milczenia — jest to również ważny czynnik w twoim życiu, przynoszący korzyści tobie i innym duszom. Post milczenia jest miłością do bliźniego. Jeśli masz kogoś zranić językiem, choćby w najmniejszym stopniu (możesz to przewidzieć), to wówczas lepiej zachować post milczenia. Jeszcze trochę, jeszcze parę stacji twojej drogi krzyżowej, a dojdziesz do doskonałości. Jezus, twój Zbawiciel. Maryja: Adoracja w kaplicy księży pallotynów Kiedy ponownie otwierałam usta, by jeszcze powiedzieć coś Panu Jezusowi, On Sam z wielką czułością dotykiem, muśnięciem zamknął je i powiedział: Jezus: Pragnę, abyś stawała się na wzór Mojej Matki: pełna miłości, cierpliwości, wyrozumiałości dla ludzkich słabości, i abyś na modlitwie nie ustawała. Uczynię twe życie oazą milczenia. Będzie to pokój i wytchnienie dla duszy, jeśli Mi na to pozwolisz. Pragnę kształtować twoją duszę według woli Mojej, zatem trzeba, abyś usunęła ze swojego życia wszelki gwar, wszelkie towarzyskie spotkania, które mogłyby wnieść pustkę zamiast dobra duchowego. Pokarmem twoim pragnę być, więc złącz się ściśle ze Mną poprzez nieustanną adorację, poprzez trwanie we Mnie i odgadywanie Moich pragnień w każdej sytuacji, w jakiej cię postawię, aby całkowicie zniknęła już twoja wola, a na jej miejsce weszła Moja. To jest droga świętości, którą pragnę cię prowadzić. A zatem nie będziesz miała wiele wolnego czasu dla siebie. Pragnę, byś służyła innym. Choć inni twojej służby nie będą dostrzegać, to poznasz, że wiele wysiłku w tę służbę będziesz musiała włożyć. Czas który nadchodzi, będzie dla ciebie czasem wyciszenia, czasem pokoju. Paweł w podobnej formie będzie pracował, choć nieco cięższej dla niego, bo zejście z szerokiej drogi na wąską kosztuje wiele wyrzeczeń. Jest to droga, na której zostanie uratowany i pójdzie za Mną, aby pracować dla Mnie już jako apostoł: z miłości, a nie jak niewolnik z przymuszenia. Widzisz więc Anno, że droga twego krzyża nie została zmarnowana. Dzięki twojemu cierpieniu, dzięki twoim łzom zło zostało pokonane, a dusza wydobyta z niewoli kajdan. Oto jest tajemnica cierpienia. Nie obiecuję ci, Moja córko, na dalszej twojej drodze samych wzniosłych odczuć, obiecuję ci jednak pokój duszy i radość serca jeszcze tu, podczas ziemskiego życia. Twoje oczy ujrzą przemienienie Szawła w Pawła — oto nagroda za twoją wierność. Błogosławię tobie i twojemu synowi. Jezus, twój Nauczyciel. Po adoracji przeszłam do kościoła na wieczorną Mszę świętą. Pan Jezus wie, że bardzo potrzebuję Jego umocnień, abym mocno trzymała się Jego ręki. Poprzez kapłana słuchałam Słów Pana, łzy spływały po policzkach, a serce wyrywało się do Pana Jezusa: „Szaweł ciągle siał grozą i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich. [...] Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: «Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?» «Kto jesteś Panie?» — powiedział. A On «Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić». [...] «Panie — powiedział Ananiasz — słyszałem z wielu stron, jak dużo złego wyrządził ten człowiek świętym Twoim w Jerozolimie [...]». «Idź — odpowiedział mu Pan — bo wybrałem sobie tego człowieka za narzędzie. On zaniesie imię Moje do pogan i królów, i do synów Izraela. I pokażę mu, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla Mego imienia». Wtedy Annaniasz poszedł. Wszedł do domu, położył na nim ręce i powiedział: «Szawle, bracie, Pan Jezus, co ukazał ci się na drodze, którą szedłeś, przysłał mnie, abyś przejrzał i został napełniony Duchem Świętym». Natychmiast jakby łuski spadły z jego oczu i odzyskał wzrok, i został ochrzczony" (Dz 9,l—20). Wieczorem zadzwoniłam do mojej przyjaciółki: „Kasiu, chcę
podzielić się
z tobą moją radością! Gdyby teraz zaproponowano mi wstąpienie do grupy
modlitewnej, to ja w to miejsce, ten czas wolałabym wymienić na
adoracje i czytanie Pisma Świętego. W pierwszym przypadku (adoracji)
jestem sam na sam z Jezusem: «Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni,
aż do skończenia świata». Ja klęczę u JEGO stóp i ON napełnia mnie
swoją siłą — ie potrzeba mi już wtedy wsparcia duchowego szukać u
ludzi. W drugim zaś przypadku (własnej lektury Biblii) Sam Bóg mówi do
ludzkości. Nie rozumiem, dlaczego większość ludzi nie korzysta z tych
wielkich ŁASK u samego ŹRÓDŁA. Myślę, że tak do końca nie bardzo wierzą
w obecność Chrystusa w Eucharystii oraz w moc Jego Słowa, a czas
zużywają na długie rozmowy o Chrystusie. Wiesz, Kasiu, kiedy wychodzę z
domu na adorację, przeważnie jestem przytłoczona ciężarem krzyża, ale
kiedy wychodzę od Pana Jezusa, jestem lekka jak piórko i postrzegam
świat w zupełnie innych barwach. Umocniona łaską, podnoszę się i
zaczynam od nowa pracę nad sobą. Czuję w sobie Moc Chrystusa i gdyby mi
powiedziano: twój syn leży przygnieciony ciężarem czołgu, to weszłabym
pod ten czołg i swoimi plecami uniosłabym go do góry. Dokładnie tak
mogę porównać mój powrót do domu z piątkowych adoracji". 11 maja 2003, niedziela. Jestem bardzo szczęśliwa, że Pan pozwala mi wypoczywać w wygodnym głębokim fotelu przy ciepłym wiosennym powiewie wiatru, który przychodzi z balkonu, a ja mogę zbliżyć się do Pana Jezusa, rozkoszując się lekturą „Poematu Boga—Człowieka" Marii Valtorty. Wstyd mi się przyznać, ale studiuję dopiero drugą Księgę. Natrafiłam na słowa Jezusa, dotyczące grzechu i ofiary. Uznałam za konieczne przytoczenie fragmentu „Dialog Jezusa z Łazarzem", jako że uczymy się w szkole Jezusa, w której Nauczyciel stale przypomina o miłości bliźniego. „Ja posługuję się miłością i miłosierdziem. Wierz Łazarzu, że spojrzenie miłości na upadłego ma więcej mocy niż przekleństwo". Łazarz: „A jeśli miłość jest wyszydzona?" Jezus: „Nadal nalegać. Kontynuować aż do końca. Łazarzu, czy znasz takie tereny, na których zdradliwość ziemi zatapia nieostrożnych?" Łazarz: „Tak, znam je z moich lektur [...]. Wiem, że istnieją takie miejsca w Syrii, w Egipcie [...]. Wiem, że zachowują się jak przyssawki: kiedy nas uchwycą, wciągają nas [...]. Jezus: „Sądzę, że skoro poznałeś (te miejsca) przez lektury, mogłeś także przeczytać, jak ratuje się tych, którzy w nie wpadają. Łazarz: „Tak, liną rzuconą im, żerdzią, nawet gałęzią. Ta niewielka pomoc wystarczy, by pogrążający się wyswobodził się. Dzięki temu utrzymuje się spokojnie, bez szarpania się, aż do nadejścia skuteczniejszej pomocy" — mówi Łazarz. Jezus: „Dobrze! Grzesznik to ten, kto pozwala się posiąść przez zwodniczą ziemię, której powierzchnię pokrywają kwiaty, zaś od spodu jest ruchomym bagnem. Czy sądzisz, że ten kto wiedziałby, co oznacza oddanie jednego atomu samego siebie we władzę szatana, uczyniłby to? Jednak nie wie tego [...], a potem [...] paraliżuje go osłupienie i trucizna zła, albo traci głowę i po to, by wymknąć się wyrzutom potępiającego sumienia, szamocze się, grzęznąc w błocie. Swoim nierozważnym poruszaniem się wprawia w ruch ciężkie ruchome fale, przyśpieszające utonięcie. Miłość jest sznurem, liną i gałęzią, o której mówisz. Nie wycofywać się, nie ustępować [...], aż je złapie. [...] Jedno słowo [...], przebaczenie [...], największa wyrozumiałość dla słabości [...]. Jedynie po to, by powstrzymać zanurzanie się i oczekiwać Bożej pomocy [...]. Łazarzu, czy znasz moc przebaczenia? Ono przyprowadza Boga na pomoc ratującemu" Dlaczego zamieszczam w swojej książce fragmenty „Poematu Boga—Człowieka" oraz książki księdza Amortha...? Bo czyż to nie ten sam język, nie te same pouczenia, które kieruje do mnie mój Pan? To ten sam Jezus, mój Jezus, to Jego szkoła, poznam GO wszędzie. Jeśli chcecie w prosty sposób poznać Jezusa i zakochać się w Nim — proszę, przeczytajcie cały „Poemat Boga—Człowieka". Ojcze, oddaję Ci piekący ból serca spowodowany tym, że już od tak bardzo dawna nie zasiadamy z Pawłem do wspólnego posiłku, nie możemy karmić się już wspólnie wieczorami przy ciepłym odblasku lampy Twoim Słowem, w ogóle prawie nie rozmawiamy... Oddaję Ci to, czego tak bardzo pragnę a nie mam: za Pawła, za wszystkich zniewolonych i uzależnionych. Jakże wielu jest takich ludzi, każdego dnia nieomalże wchodzą na mnie na ulicznych przystankach i w tramwaju. Dziwne, że do tej pory ich nie zauważałam! Zamglone oczy, bełkot słów, przekleństwa... Oni wszyscy dla mnie są dużym ciężarem. W każdym z nich widzę moje zagubione dziecko, płaczące żony i matki. Modlę się za każdego z tych, których Pan stawia na mojej drodze. Myślę, że to jest moje powołanie — łaska, którą dał mi Pan. Podchodzą do mnie narkomani, prosząc o pieniądze; pijani, chcący rozmawiać; uzależnieni od seksu, od jedzenia, od związków niesakramentalnych... Jak wiele jest tych wszystkich uzależnień, aż trudno mi je zliczyć. Czasami przerażam się, że tej mojej modlitwy, tego mojego cierpienia i dni życia na ziemi nie wystarczy, aby im wszystkim pomóc. Kiedy patrzę na młode matki w zaawansowanej ciąży z odkrytymi brzuchami (według „ostatniej mody"), to widzę, że świat jest opętany! Jeśli to wszystko mnie sprawia ogromny ból, to ciężko jest pomyśleć, jak musi cierpieć Jezus Chrystus... Po raz pierwszy od dość dawna zjedliśmy oboje z Pawłem wspólny posiłek. Paweł był dla mnie bardzo serdeczny, pozmywał naczynia po kolacji — zwyczajnie, jak w rodzinie. Przywiózł też z daczy od cioci szczaw: „Cieszysz się, że nazrywałem? Zrobisz sobie na zimę, mamo, w słoiki. Mamo, czy mogę wieczorem obejrzeć film?" (praktycznie telewizji nie oglądamy). Obejrzyj — odpowiedziałam i poszłam do swojego pokoju, zatapiając się w „Poemacie Boga—Człowieka". Za wszystko dziękuję Ci, Boże: za moje radości i moje smutki. 12 maja 2003 — drugi dzień mojej radości. Paweł jest w domu, jak dawniej. Razem oczyszczaliśmy liście
szczawiu,
przebierając je do wekowania, a wieczorem poszliśmy na Nabożeństwo
Majowe. Dziękuję Ci, Boże, za te dobre spokojne chwile... 13 maja 2003 — Matki Bożej Fatimskiej. Po porannej modlitwie. Po przebudzeniu zrozumiałam, że te dobre chwile kończą się. Ten sam sen powraca do mnie, zwiastując mi cierpienie... Jezus: Wieczorem Paweł nie wrócił do domu... Odpowiedź dla pewnej matki, której (naprawdę z przykrością to stwierdzam) kapłan namącił w głowie, uświadamiając ją, że małżeństwo jej córki jest „nieważne", a w związku z tym młodzi mogą starać się o „unieważnienie". Nie znam jego motywacji, jednak znam oboje młodych i ich problem i dla mnie było od razu jasne, że jest to wielkim nieporozumieniem, dlatego też zaraz zapytałam o to Pana Jezusa. Jezus: Formuła o wychowaniu potomstwa jest ważna, gdyż do końca i o wszystkim decyduje Bóg, także i o tym, że „bezpłodna rodzi siedmioro". Jest zresztą zawsze możliwość przyjęcia potomstwa do swojej rodziny — dzieci, które pozbawione są obojga rodziców. Ja takim rodzicom błogosławię. Nie jest dobrze szukać paragrafów, które by zmieniały prawo Boskie. Małżeństwo zawarte mocą Boga jest niepodważalne. Proszę więc, by matka stanęła obok swoich dzieci i nie wprowadzała praw, które są obce Bogu. Marylo, Ja pragnę również zbawienia twojego zięcia. Uszanuj
Moją wolę i
stań obok swoich dzieci, co jednak oznacza: nie angażuj się zbytnio w
ich sprawy, gdyż to dzieci same muszą rozwiązywać swoje problemy. Jezus. 14 maja 2003 Mamo, wyjeżdżam na kilka dni na Mazury" — usłyszałam... Jak dobrze, że TY jesteś ze mną zawsze, mój Jezu. Jesteś moim Jedynym Przyjacielem, który zawsze na mnie czeka, u którego odnajduję Prawdę. Dzięki Tobie utrzymuję ciężar krzyża na swoich plecach. Ojciec Bogdan powiedział mi dziś: „Bóg ukochał swego Syna miłością tą samą, co Syn ukochał ciebie, więc wszystko co czynisz, czyń z miłości i z wdzięczności do Niego". Pan Jezus powiedział mi, abym odprawiła trzydniowe rekolekcje według „Dzienniczka" świętej Siostry Faustyny. Spytałam Ojca Bogdana, gdzie najlepiej byłoby odprawić te rekolekcje? Odpowiedział: „Najlepiej przed Najświętszym Sakramentem". Tak też zrobiłam. Rekolekcje te ofiarowałam w intencji wynagrodzenia Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi za grzechy moje i Pawła. Na zakończenie rekolekcji ponowiłam swoje ofiarowanie się za wszystkich ludzi zniewolonych i uzależnionych. Jezus: Moje rozmyślanie nad niektórymi słowami: „Rzekł do nich Piłat: «Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w Nim winy»": LĘK PRZED PRAWDĄ. „Jezus odpowiedział: «Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną gdyby ci jej nie dano z góry»": ZAWSZE ZGADZAĆ SIĘ Z WOLĄ BOGA. „Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara": WYROK. „Gdy więc Piłat usłyszał te słowa, wyprowadził Jezusa na zewnątrz [...] i rzekł do Żydów: «Oto Król wasz!»" [...] „Czyż Króla waszego mam ukrzyżować?": LĘK O WŁASNĄ SKÓRĘ. „Żołnierze zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty [...], wzięli także tunikę": ZA MAŁO BYŁO IM TWEGO ŻYCIA, WZIĘLI NAWET TWOJE ODZIENIE... „Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka Twoja»": NIE JESTEM
SAMA — MAM
MAMĘ. 15 maja 2003 Pewna osoba prosiła mnie, bym spytała Pana Jezusa, co będzie z kobietą, która jest chora na raka i u której zaczęły się już przerzuty. Ta kobieta bardzo cierpi podwójnie, gdyż odszedł od niej mąż i została sama z małoletnią córką. Jezus: Zapytano mnie, jak rozumieć powyższe słowa. Odpowiedziałam słowami Pana Jezusa do świętej Siostry Faustyny „Nie badaj ciekawie dróg, którymi cię prowadzę". Pan Jezus wskazał mi również na fragment Ewangelii świętego Jana 21,20—23: „Gdy więc go [Jana] Piotr ujrzał, rzekł do Jezusa: «Panie, a co z tym będzie?» Odpowiedział mu Jezus: «Jeżeli chcę, aby pozostał aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za Mną». Rozeszła się wśród braci wieść, że uczeń ów nie umrze. Ale Jezus nie powiedział mu, że nie umrze, lecz: «Jeśli Ja chcę, aby pozostał aż przyjdę, co tobie do tego?»" Z powyższych słów wynika jasno, że należy otoczyć tę kobietę
modlitwą i
udzielić jej konkretnej pomocy, nie dochodząc wyroków Boskich co do
długości lat życia chorej na ziemi. 17 maja 2003 Odbyłam długą rozmowę telefoniczną z osobą, która mogłaby Pawłowi ułatwić wejście do wspólnoty. Niestety, odpowiedź otrzymałam negatywną. Decyzję o przyjęciu do wspólnoty nowego brata może podjąć tylko osoba, która przebywa poza granicami tego kraju, a kontakt z nią jest bardzo trudny. Upewniłam się w ten sposób po raz wtóry, że nie ręką ludzką zostaną otwarte bramy wspólnoty. Anna: Przez całą drogę z Sanktuarium do domu chór Aniołów i Niebo powtarzali mi: „Jedź z Pawłem do..." Zaufaliśmy Ci, Panie, wbrew ludzkim kalkulacjom. Trudności
zaczynają
się piętrzyć, a przeciwności nakładać... Siostra zakonna umacnia nas:
„To, co u ludzi niemożliwe, u Boga jest możliwe". 18 maja 2003 Duchowo uczestniczę we Mszy świętej kanonizacyjnej m.in. błogosławionej Urszuli Ledóchowskiej oraz siostry Virginii. Odprawia ją Ojciec Święty Jan Paweł II na Placu Świętego Piotra w Rzymie. Przemawiają do mnie słowa Ewangelii wg św. Jana (15, 7—8): „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa Moje w was, poproście o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami". Podczas tej Mszy Ojciec Święty przytoczył słowa często
powtarzane przez
Siostrę Virginię: „Jeśli celem naszym jest Bóg, wszelkie trudności
ustępują." Ustąpią, Jezu, ustąpią, bo TY jesteś naszym celem... 20 maja 2003 Dziś dostałam wiadomość o Wojtku, który chorował. Pojednany z Bogiem, namaszczony olejem chorych, dzięki Bożemu Miłosierdziu odszedł do Pana. Powiedziałam do zaprzyjaźnionej Siostry zakonnej: Paweł bardzo się męczy, wypowiada słowa niecenzuralne, których dotąd nie słyszałam! Odpowiedziała: „Jest to wielka tajemnica. Pan Bóg, jeśli przygotowuje wielkie łaski, dopuszcza tego rodzaju cierpienie". Spokojny, ciepły głos Siostry, pełne miłości i nadziei słowa, przynoszą mi dużą ulgę. Szatan jest upadłym aniołem, więc dzięki swojej inteligencji
wie, w
jaką strunę uderzyć, aby zmęczyć nas oboje. Szukam ukojenia i pomocy u
Boga; jak zwykle otwieram Pismo Święte, tym razem Pierwszy List do
Koryntian 5,5: „[...] Wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała,
lecz ku ratunkowi jego ducha w dzień Pana Jezusa". Przypis: „W
przekonaniu autorów Starego Testamentu, odwrócenie się od Boga
pociągało za sobą, jako następstwa, choroby ciała i wewnętrzne udręki
człowieka". 22 maja 2003, po porannej modlitwie. Jezus: 23 maja 2003 Moja rozmowa telefoniczna z Siostrą i z Kasią: — Siostro, jeśli podczas naszego pobytu za granicą nic nie załatwimy, jeżeli będą przeszkody, zostanę z Pawłem. Jeżeli trzeba, to i dłużej — aż do skutku. — Pani Aniu, niech Pani wtedy zostawi Pawła i wraca do Polski, Matka Boża się nim zajmie. Jezus: — Co z waszym wyjazdem? — zapytała Kasia. — Po ludzku sądząc, nie powinniśmy narażać się na koszty. Nie
ma takiej
możliwości, żeby Paweł został przyjęty do wspólnoty. Nie będziemy zatem
opierać się na ludziach. Podjęliśmy już oboje decyzję wyjazdu, bo albo
Pan Bóg dał mi dar słyszenia Jego Słów, albo by trzeba moje książki
spalić, a mnie odesłać na leczenie psychiatryczne! Wierzę, Kasiu, że
Pan Jezus ze swoją Matką usuną wszelkie przeszkody. Czuję się silna
Mocą Chrystusa. Paweł powiedział do mnie, że jeżeli go nie przyjmą, to
usiądzie na placu i będzie siedział dotąd, aż go przyjmą. Podoba mi się
jego upór. 24 maja 2003 Od samego rana doznaję nienawiści od szatana... Kiedy zebrało się tego tak wiele, że już unieść nie mogłam, spojrzałam na tę duszę, którą szatan wodził na pokuszenie. Spojrzałam na nią z miłością, pragnąc za wszelkącenę zatrzymać łzy, aby nie pokazać, jak bardzo cierpię. Patrzyłam i milczałam. Za chwilę wszystko się uciszyło. Utwierdziłam się w tym, że szatan nienawidzi pokory. Włączyłam Radio Maryja, podczas rozważania Różańca usłyszałam: „Świat często obdarza uczniów Jezusa nienawiścią". I tak oto jedno słowo z Nieba napełnia mnie mocą Boga. Paweł pojednał się z Panem Bogiem w sakramencie Pokuty. To koło ratunkowe rzuca zawsze Maryja, aby człowiek miał szansę z martwych powstać...
25 maja 2003 Oddaję Ci Jezu... Jezus: 27 maja 2003 Już późny wieczór, a Pawła jeszcze nie ma. Martwię się, bo wkrótce wyjeżdżamy. Ja co prawda na krótko, ale on na długo, na bardzo długo. A nie jest jeszcze spakowany! Jezus: Na pożegnanie w pracy Paweł rozdał swoim kolegom wizerunki Cudownego Oblicza Pana Jezusa, niektórym różaniec oraz inne prezenty dla ducha. Mój syn tej nocy nie spał. Posłużyła mu ona do spakowania się. 29 maja 2003, Wniebowstąpienie Pańskie Wyjeżdżamy z Pawłem w dniu, w którym Jezus ofiarował nam swoją Łaskę, otwierając przed Pawłem drogę do Nieba... Jakże ta reżyseria Boga jest cudowna! Jezus: Pierwszy nocleg mieliśmy już poza granicami Kraju, w którym
pozostały
ślady pełnej udręk przeszłości. Pomimo to oboje z Pawłem prawie nie
śpimy: razem przeżywamy to, co ma nastąpić... 30 maja 2003 Podczas drugiego dnia podróży dowiaduję się od tłumacza, że miejsce naszego zakwaterowania jest jednocześnie miejscem wskazanej wspólnoty. Pytam: Maryjo, czy to jest możliwe?! Maryja: Córko, szatan jest zbuntowanym, upadłym aniołem, którego Stwórcą jest Bóg Ojciec. Upadłym, bo zbuntowanym przeciw Bogu. Władzę nad dobrem i złem ma jednak zawsze Bóg, On też decyduje o wszystkim, więc stworzenie nie powinno przerażać się działaniem złego: Trzeba bardziej ufać Stwórcy niż sobie. Raduj się i wesel, Moja córko, bo zmartwychwstał Pan
prawdziwie.
Alleluja! 31 maja 2003 Jesteśmy już na miejscu. Odwiedziliśmy naszych starych znajomych i padła ponętna propozycja zakwaterowania dla Pawła. — Mamo, co o tym sądzisz? — zapytał. Odpowiedziałam: Nie podejmujmy jeszcze żadnej decyzji, żebyśmy nie popełnili błędu. Myślę, że to nie pochodzi od Boga. Poczekajmy. — Matko, co robić? — modliłam się. Bramy wspólnoty pozostają niewzruszenie zamknięte! Maryja: l czerwca 2003 Rozmowa z tłumaczem zasmuca mnie: Wspólnota ma swoją regułę i zobowiązana jest do jej przestrzegania. Polaka nie przyjmą — taka jest ich decyzja! Oboje z Pawłem stoimy pośród wielkiego cisnącego się tłumu ludzi z różnych zakątków świata. Jesteśmy we wspólnocie, którą wskazał nam Jezus. W oczekiwaniu na Maryję odmawiamy Różaniec, każda grupa pielgrzymów w swoim języku. Bardzo dużo młodzieży w rytmicznym śpiewie przy dźwięku gitar uwielbia Boga Psalmami. W upalnym słońcu w południe siedzę na składanym krzesełku, przesuwając paciorki różańca, Paweł stoi trochę dalej z młodzieżą. Bardzo pragnę wyciszyć się, skupić, ale jest to niemożliwe: Niemcy, z charakterystycznym dla siebie akcentem, porozumiewają się dość głośno, z drugiej strony dochodzi głośna rozmowa kapłana z młodzieżą w języku angielskim, radosne okrzyki, śmiech — jak to u młodzieży. Powoli gwar ucisza się. Jednak kapłan stojący obok mnie nadal głośno rozmawia, co bardzo utrudnia mi skupienie, więc proszę go o ciszę. Zaraz też z głośników rozlega się: „Silencio!" i wszyscy upadają na kolana. Maryja zeszła na ziemię... Matko, pomóż, błagam Cię — pomóż nam! Maryja: Anna: ...Cisza... ale w sercu pozostają Jej Słowa: „Twój syn
zostanie ze
mną". Zaraz powtórzyłam je Pawłowi. Ucieszył się. l czerwca 2003 Paweł położył się na łóżku ze słowami: „Mamo, muszę się wyspać, bo tam gdzie pójdę, nie będę mógł odespać nieprzespanych nocy". Wyszłam zatem sama na spacer, ale skwar dosłownie lał się z nieba. Jestem słaba po tych wszystkich przejściach, więc kupuję tylko w sklepie koszulkę z nadrukiem świętego Benedykta i wracam do pokoju. Podaję prezent Pawłowi: „Wszystkiego najlepszego, dziś jest dzień dziecka, a ty zawsze będziesz dla mnie dzieckiem!" Paweł uśmiecha się do mnie miło i zasypia. Oddaję mego syna Maryi. Całkowicie rezygnuję z praw matki na Jej korzyść.
Panie Jezu — proszę — uczyń cud, aby mój syn ujrzał Twoją Łaskę, Twoje działanie. Usuń wszelkie przeszkody, które nam stawiają, aby Paweł poznał i doświadczył Twojej Mocy. Zaraz po śniadaniu podbiega do nas tłumacz: „Pani Aniu, dzwoniła z zagranicy założycielka Wspólnoty, jej decyzją Paweł jest przyjęty — idźcie do nich, chcą z wami rozmawiać. Paweł jako sto piąty wstąpił do Wspólnoty". Modlę się słowami Psalmu 118: „Dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo Jego łaska trwa na wieki, [...]. Otwórzcie mi bramy sprawiedliwości, wejdę przez nie i podziękuję Panu. Oto jest brama Pana, przez nią wejdą sprawiedliwi. Dziękuję Tobie, żeś mnie wysłuchał i stałeś się moim Zbawcą. Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym. Stało się to przez Pana i cudem jest w naszych oczach. Oto dzień, który Pan uczynił, radujmy się w nim i weselmy". Jak to stało się, Panie?! Założycielka Wspólnoty jest daleko
poza
granicami kraju, w którym jesteśmy. We Wspólnocie mówili, że nikt nie
wie, gdzie ona teraz może być, więc jak to się stało i skąd wie, że my
tu jesteśmy?! Boże mój, to jest cud Twojej ŁASKI! Jezus: Anna: Widzę, Panie Jezu, że czarny dokucza jeszcze Pawłowi na różne sposoby, ale widzę też, że Paweł nie wypuszcza różańca z rąk, odkąd przekroczyliśmy granicę. Kiedy ja kładę się do łóżka, Paweł bardzo długo klęczy przy swoim łóżku i modli się. Niczego więcej nie pragnę, jedynie byś Ty Sam stał się ośrodkiem jego życia, o resztę Ty się zatroszczysz. Jezus: Zaufałaś, uczyniłaś to co ci poleciłem, dzięki łasce Ducha Świętego, twój syn przyjął Moje posłannictwo. Posłużyłem się ludźmi: Moją ukochaną oblubienicą — siostrą zakonną oraz panią „Y" (tu Pan Jezus podał mi imiona). Działałem mocą Ducha Świętego przez założycielkę Wspólnoty. Ona doskonale odbiera Moje życzenia, bo cała wypełniona jest Duchem Miłości Boga. Posłużyłem się też innymi ludźmi, których dane będzie ci ujrzeć w Niebie. Módl się za tych wszystkich, których Bóg stawia na twojej drodze, by nie przeciwstawiali się Woli Ojca, aby dzieło Mego Ojca mogło się wypełnić w ludziach; aby Moje odkupienie doprowadziło ludzkość do wiecznego szczęścia, do Królestwa Ojca Mego, gdzie nie będzie ani łez, ani ciężaru krzyża. To jest Moja Misja, która przez wieki wypełnia się przy współudziale dusz żyjących w łasce. Teraz zacznij się modlić, bo Moja Matka będzie błogosławić wspólnocie, do której przyjęła twojego syna. ONA patronuje tej wspólnocie. Maryja: Anna: Jezus: Dane mi było przebywać z Pawłem kilka dni we Wspólnocie. Chłopcy zwracali się do mnie: „Ciao, Mamma". Doznałam od nich wiele serdeczności. Są piękni i wspaniali i bardzo kochają Pana Jezusa. Niejedna z matek chciałaby mieć takiego syna, albo niejedna z dziewczyn chciałby mieć takiego męża. To Matka Boża przyczyniła się do ponownego ich narodzenia na wzór i podobieństwo Syna Bożego — że ośmielę się użyć takiego porównania. Kiedy żegnałam się z Pawłem, powiedział do mnie: „Kocham Cię Mamo! Pamiętaj, że to nie ty dokonałaś za mnie wyboru — to jest mój świadomy wybór". Mój syn zaakceptował Wolę Chrystusa, wybierając najbardziej surową wspólnotę w Europie, gdzie żyją na co dzień życiem „konsekrowanym", opartym na przymierzu Chrztu świętego. „Wspólnota ta nakłada ofiary. Wiedząc, że życie ofiarne jest życiem z miłości, przez ofiarę możesz skonstruować człowieka wolnego od wszelkich kompromisów" (Założycielka Wspólnoty). Psalm 34 dobrze wyraża moje myśli: „Będę błogosławił Pana po wieczne czasy, Jego chwała będzie
zawsze na
moich ustach. Dusza moja chlubi się Panem. Niech słyszą to pokorni i
niech się weselą. Wysławiajcie razem ze mną Pana wspólnie wywyższamy
Jego imię. Szukałem pomocy u Pana, a On mnie wysłuchał i wyzwolił od
wszelkiej trwogi. [...] Oto zawołał biedak i Pan go usłyszał i uwolnił
od wszelkiego ucisku". 12 czerwca 2003, po wieczornej modlitwie. Jezus: Jeśli modlisz się Liturgią Godzin, otwieraj swe serce na oścież Ojcu Memu, wtedy taka modlitwa będzie miła. Jeśli jest roztargnienie (myślenie o czym innym), choćby najmniejsze, tym samym umniejszone są twoje zasługi. Pamiętaj o tym zawsze, Moje dziecko, czego uczyłem cię jeszcze na początku, kiedy weszłaś do Mojej szkoły. Módl się gorącym sercem — w ten sposób oddajesz chwałę Bogu, a sobie zaskarbiasz skarby w Niebie. Nie rozmyślaj już o swoim synu, bo on zamknięty jest w ramionach Mojej Matki. Stamtąd nie będzie już chciał uciekać w odwrotnym kierunku — tam, gdzie nie ma miłości. Proszę, byś przekazała swoim przyjaciołom, że w trudzie i
znoju będą
chleb zdobywać, ale zostanie to uwieńczone nagrodą w Niebie. Twój
znajomy nie może liczyć na wysokie zarobki dla swojej rodziny, bo nie
tę drogę dla nich przygotowałem. Pomysł, który im przyświeca, jest
dobry, ale dużych zysków niech się nie spodziewają — wystarczy na
utrzymanie rodziny. A jeśli ich celem będzie pomaganie
niepełnosprawnym, Ja im będę błogosławił i głodu nigdy nie zaznają. Z
takim nastawieniem w sercu mogą przystąpić do transakcji kupna domu dla
pielgrzymów. Już w Warszawie Odwiedziłam swoją kuzynkę w szpitalu, i choć może nie było to właściwe miejsce na poważne rozmowy, ale tak się składa, że nie ma wiele okazji, aby pomóc jej w sprawach trudnych, które narastają. Jestem przekonana, że w życiu dorosłym stanowić będą dla niej problem. Rozmowa była trudna, ale bardzo pragnęłam rozjaśnić jej pewne zaciemnienia. Choć myślę, że ona tej pomocy ode mnie nie chce, nie winię jej za to. Na koniec rozmowy usłyszałam niespodziewanie: „A ty — jak wychowałaś Pawła?" A więc dobro walczyło ze złem... To ujście dla zła otworzyło się z powodu rozterki serca: znalazła się pomiędzy Prawdą, jaką jej ukazałam, a tym czym jest karmiona na co dzień. Żal rozrywał mi serce: brak miłości bliźniego! Nie mogę wcale pomóc tam, gdzie wytyka mi się grzechy mojej młodości. Jest to bardzo błędne stawianie sprawy, w pewnym sensie wypływa z samoobrony. Wskutek takiego myślenia Magdalena nie zostałaby świętą, celnik nie zostałby ewangelistą, nikt też nie słuchałby świętego Pawła. Sięgając bliżej naszych czasów, można by pod znakiem zapytania postawić świętość Augustyna! „Jeśli ktoś z was jest bez grzechu, to niech pierwszy rzuci kamieniem". Wszyscy jesteśmy słabi i wszyscy powinniśmy się nawzajem umacniać korzystając z darów, jakimi każdego z nas obdarzył Bóg. „Nie przeciwko człowiekowi, a ku człowiekowi". Pewien ksiądz napisał do mnie m.in.: „Ja nie wnikam w jego
ducha (mowa
tu o członku rodziny); kiedyś prosiłem, by pytał, jeśli ma problemy...
— i nic (chociaż widzę, że sam męczy się ze sobą). Pamiętam, że «prorok
jest lekceważony we własnej ojczyźnie», więc we własnym domu rzadko
zabieram głos, a jeśli — to pozostaje bez odpowiedzi". Do kuzynki w szpitalu. Jezus: Przyjmij zatem, Moja córko, wszystko co cię uciska, co ci nie sprawia zadowolenia, a wręcz przeciwnie — kłopot, co jest trudne — przyjmij to wszystko z wdzięcznością. Przyjąłem cię do Mojej szkoły, więc nie narzekaj na wysoki poziom nauki. Kiedyś będziesz wdzięczna Nauczycielowi za każdy ucisk, który wydaje ci się przeszkodą. Uczeń powinien włożyć trochę wysiłku w naukę, aby zdać egzamin celująco. Tego od ciebie się spodziewam i wierzę, że Mnie nie zawiedziesz. Nie obiecuję ci samych beztroskich, radosnych dni na tym
świecie, wręcz
przeciwnie — przygotowuję cię do zadań, które przed tobą będę stawiał,
aby doprowadzić cię do wiecznego szczęścia — szczęścia takiego, jakiego
nie znasz, bo nie pochodzi ono ze świata. Ja dam ci radość wieczną,
która nie jest z tego świata; jednakże, byś mogła przyjąć tę radość,
powinnaś pilnie przykładać się do nauki, jaką ci podaję. Jest nią
dochowanie we wszystkim wierności Bogu, z całkowitym poddaniem się Woli
Bożej, zawsze i wszędzie. Jezus, twój Nauczyciel. 13 czerwca 2003 Jezus: Anna: Jezus: 17 czerwca 2003, Szpital
Przemienienia Pańskiego. Opowiadanie mojej przyjaciółki. Uroczyście zakończyliśmy spotkania grupy modlitewnej „Wieczernik". Już wakacje! Jeszcze trochę pracy związanej z organizacją procesji Bożego Ciała, spotkanie adoracyjne u księdza Macieja i długo oczekiwana przez nas pielgrzymka do Obór, do oo. Karmelitów („polskie Medziugorje"). Pragniemy tam przyjąć Szkaplerz. Cieszymy się na myśl o pielgrzymce, a tu... 18 czerwca ląduję w szpitalu! Tyle planów — czy je zrealizuję?! Umieszczono mnie w trzyosobowej pustej sali. Samotność bardzo mi odpowiada. Dużo się modlę, zawierzam Bogu siebie całkowicie. Zadziwia mnie wielka ufność, z jaką to czynię. Bóg oszczędza mi cierpienia fizycznego. W procesji Bożego Ciała uczestniczę duchowo. Nie rozumiem Bożego wyroku: przecież Bóg w dobrych pragnieniach wspomaga ludzi...? Po czterech dniach mojego cudownego sam na sam z Bogiem wjeżdża do sali na wózku inwalidzkim „Coś", co wprowadza mnie w osłupienie... Patrzę na wizerunek Oblicza Pana Jezusa na ścianie i mówię: Panie, co to ma znaczyć...? To „Coś" to bardzo chora kobieta, głucha, o potężnym głosie, nieustannie mówiąca o swojej chorobie. Barwa głosu i słownictwo bazarowe to pestka! „Panie, nic nie rozumiem: nie dane mi było uczestniczyć w procesji, teraz nie dane mi jest modlić się!" Po chwili zrobiło mi się wesoło i pokornie w duchu mówię: „Panie, nic nie rozumiem, ale Ty wiesz dlaczego! Ja nie muszę wiedzieć". Z nową chorą stwarzamy życzliwą atmosferę. Po dwóch dniach dochodzi jeszcze jedna chora o subtelnym wyglądzie. Między nami również nawiązuje się serdeczny kontakt. Niedosłysząca chora obserwuje nas i wydaje się być zazdrosna, kiedy rozmawiamy. Włącza się do naszej rozmowy donośnym głosem, co bardzo źle wpływa na subtelną towarzyszkę niedoli. Nie mogę relacjonować niedosłyszącej każdej naszej rozmowy, bo zadręczyłabym tę drugą. Będąc najbardziej sprawną, chętnie im pomagam. Z uwagi na ograniczoną pamięć więcej pomocy potrzebuje chora słysząca. Komunię świętą przyjmuję sama, mimo że panie deklarują się jako wierzące. Modlę się swoim zwyczajem, choć teraz jestem obserwowana przez te chore. Pani niesłysząca pyta: „Pani się w domu też tak ciągle modli?" Zaczęłam więc z nimi rozmawiać na temat sensu modlitwy i jej roli w życiu człowieka. Staram się czynić to bardzo obrazowo. Delikatnie zachęcam je do odbycia Spowiedzi, upewniając się przedtem, że nie ma do tego żadnych przeciwwskazań. „Subtelna" pani prawie z oburzeniem stwierdza, że tu nie ma godnych warunków do odbycia Spowiedzi. Pani „rubaszna" mówi, że nie widzi sensu, bo i tak ją rodzina zdenerwuje i zaraz nagrzeszy. Modlę się więc w ich intencji. Mijają kolejne dni. Mój stan zdrowia nagle się pogarsza. Mam gorączkę i wielką ogólną słabość. Już wiem, że z moich planów nic nie wyjdzie, „Wieczernik" wyjedzie beze mnie. Lekarz nie zna przyczyny pogorszenia się mojego zdrowia, aplikuje mi leki. Jest już noc. Po lekach znajduję w sobie tyle siły, że postanawiam sama pójść do łazienki. Jednak jest gorzej niż myślałam: szczęśliwie doszłam, ale już nie wyszłam — ocknęłam się, leżąc na podłodze! Wiedziałam, że muszę dojść do łóżka... To tylko kilka metrów... Otwierając drzwi do mojego pokoju znowu straciłam przytomność. Hałas usłyszały chore, wezwały pomoc. Dochodząc do siebie przez kolejne dni, starałam się rozpoznać Wolę Bożą... Nie dane mi było poadorować Najświętszego Sakramentu ani przyjąć Szkaplerza w Oborach. Nic nie rozumiałam... Czyżby przyjęcie Szkaplerza przeze mnie nie było miłe Matce Bożej...? Modliłam się razem z Radiem Maryja. Moje chore włączyły się w tę modlitwę, odmawiając Różaniec. Zachęcałam je do odbycia Spowiedzi. Pomału zaczęłam rozumieć, dlaczego znalazłam się w szpitalu. Ofiarowałam Panu Bogu ten czas i cierpienie za łaskę Spowiedzi dla tych chorych, gorąco się modliłam w tej intencji. Mówiłam im dużo o miłości Bożej. Jedna z chorych nie była u Spowiedzi kilkadziesiąt lat, a były w wieku siedemdziesięciu—osiemdziesięciu lat. Po każdorazowym wyjściu z pokoju księdza kapelana obrazowo tłumaczyłam im, co straciły. Zachęcałam, aby odrzuciły niepotrzebny lęk. Kiedy ksiądz ponownie nas odwiedził, spojrzałam porozumiewawczo na wszystkich i wyszłam z pokoju, żarliwie modląc się na korytarzu. Kiedy ksiądz wyszedł, wróciłam do pokoju i zastałam uroczystą ciszę... Następnego dnia wszystkie przyjęłyśmy Komunię świętą. Twarz rubasznej" chorej wysubtelniała! Chora „subtelna" stwierdziła, że jest lżejsza o pięćdziesiąt lat! A moja dusza tańczyła z radości przed Bogiem. Wszystko już zrozumiałam, nawet te dwa moje upadki! W sobotę, w dniu pielgrzymki do Obór, moja teściowa przyniosła
mi
Szkaplerz mówiąc, że dostała go dla mnie na ulicy od obcej osoby! W
niedzielę rano dotarły do mnie jeszcze dwa szkaplerze, z których jeden
mogłam od razu włożyć, bo był przeznaczony dla chorych. To była
odpowiedź Matki Bożej dla mnie! I znów dusza moja tańczyła przed
Panem... Moi bliscy wyjechali na swoje ranczo, a ja dziękuję Panu Bogu za te cenne chwile mojej samotności, w której jest On i ja, a wokół cisza i nikt więcej. W oczekiwaniu na sakrament Pokuty zastanawiałam się, czym zraniłam Chrystusa. Zaraz się przeraziłam: skoro niczego nie pamiętam, wewnętrzne moje życie duchowe nie jest w najlepszym porządku! Klęcząc cały czas przed Najświętszym Sakramentem prosiłam: „Pomóż mi Jezu, bo widzisz, co się ze mną dzieje". Podobnie jak niegdyś, wewnętrznym widzeniem ujrzałam bardzo duży napis, jak na transparencie: ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ. A więc tak, na zło jeszcze niekiedy reaguję złem, odwracając się od tych ludzi i jednocześnie tracąc pokój w swoim sercu! Od razu przed moimi oczami przebiegł film ze scenami, w których zawiodłam Chrystusa, na atak odpowiadając atakiem. Zamiast pozyskać przeciwnika — straciłam, bo nie okazałam mu miłości, dobra. Zaraz też wtargnął do mojego serca lęk: zaczęłam się bać przeciwnika. A mogło być inaczej, gdybym na zło odpowiedziała dobrem: Bóg moim Panem, nie będę się lękać. Zatem mnie samej bardziej opłaca się przyjmować zło bez odwetu i nosić krzyż w sercu, jeśli nie mam sobie nic do zarzucenia, tzn. jeśli dałam dobro, a za nie odpłacono mi złem. To musi być jasne i krystaliczne. Wówczas niosę krzyż w sercu, przyjmując wszystko, ale jednocześnie zachowując w sercu pokój. Bóg moim Panem, nie będę się lękać. Jezus do św. Ojca Pio (bardzo często wracam do tych słów):
„Nie lękaj
się — powtarza mi wiele razy Jezus — ześlę na ciebie cierpienie, ale
dam ci też siły. Pragnę, by twoja dusza przez codzienne duchowe
męczeństwo została oczyszczona i poddana próbie. Nie lękaj się tego, że
Ja dopuszczam, by szatan cię dręczył, byś odczuwał niesmak do życia w
świecie, byś doznawał udręk nawet od osób najdroższych. Nic nie zdoła
pokonać tych, którzy jęczą pod brzemieniem krzyża, a których Ja
przygotowałem — czynią to wszystko dla mojej miłości, bo Ja ich
wspieram". Z moich przemyśleń: Dla jaśniejszego zrozumienia podam prozaiczny przykład. Jeśli
na swojej
wycieraczce znajdziesz złośliwie podrzucony niedopałek papierosa czy
puste pudełko po papierosach, podejrzewając że rzucił je twój sąsiad,
to ty nie podrzucaj tego samego papierosa pod jego drzwi (choć ciało
podsuwa ci taką myśl: „Nauczysz w ten sposób kultury sąsiada"). Podnieś
tego podrzutka i wyrzuć do kosza, modląc się za tego sąsiada. To
właśnie znaczy ZŁO DOBREM ZWYCIĘŻAJ. A jeśli ten sąsiad nadal niczego
nie zrozumie i zalezie ci za skórę, to najlepiej porozmawiaj z nim,
kierując się miłością bliźniego. Jeśli i to zawiedzie — to znaczy, że
Pan przeznaczył ci ten krzyż, krzyż, który poniesiesz w sercu dotąd, aż
Pan go z ciebie zdejmie. Wiedz, że w tym czasie zostajesz poddany
próbie wiary — oczyszczeniu. 19 czerwca 2003, Uroczystość Bożego Ciała. Wieczorem zadzwoniła do mnie Justynka, córka mojej przyjaciółki: „Pani Aniu, mama jest w szpitalu". Zaraz też spytałam Pana Jezusa, czy to coś poważnego. Oddzwoniłam, przekazując słowa Jezusa: 20 czerwca 2003 Późnym wieczorem zadzwonili do mnie znajomi z zagranicy. Czy widziałeś się z Pawłem? — zapytałam — czy podałeś mu sandały? W prognozie podawano, że u was są bardzo duże upały". Usłyszałam odpowiedź: „Tak, byłem u Pawła, ale oni mają swoje przepisy, rygor — rozumiesz? Nie ma takiej możliwości, żeby mu coś podać. A ja nie mogłem nawiązać kontaktu z Pawłem". Anna: „No tak, wiem coś o tym, ale proszę, postaraj się i podaj mu jak najszybciej, bo w adidasach odparzy sobie stopy". „OK. Nie martw się, na pewno to załatwię". Wysłałam też zaraz list do Pawła. Zaprzyjaźniona siostra
zakonna
spytała, czy i ona może napisać list do Pawła. Uśmiechnęłam się: list
od Siostry sprawi mu ogromną radość. Paweł bardzo lubi Siostrę, a
Siostra ma sentyment do Pawła. Zawsze go broniła i tłumaczyła, bo ona
cała jest miłością... 22 czerwca 2003 Zaczynam rozmyślać realnie o swej sytuacji materialnej. Przy moim bardzo skromnym dochodzie nie utrzymam siebie i mieszkania z dodatkowymi opłatami... Jezus: 23 czerwca 2003 Z wielką radością szłam do mojej przyjaciółki do szpitala. Pomału wracała do zdrowia. Po ogólnym, rodzinnym spotkaniu przy łóżku chorej, kiedy już jej rodzina poszła do domu, my obie udałyśmy się do parku szpitalnego na ławeczkę. Rozmowy z przyjaciółką sprawiają mi dużą przyjemność, choć przyznam, że nie są częste. — Aniu, czy ty tęsknisz za Pawłem? — Nie, nie tęsknię, bo widzisz: ja wiem, że on jest w najlepszych rękach Matki. Pan Jezus powiedział mi, że mój syn jest „w niebie" Czasami tylko rozmyślam, że te nasze drogi ciągle się rozchodziły że ciągle osobno... Kiedy on był mały, zostawiałam go u rodziców wyjeżdżając do sanatoriów, albo zostawiałam go w domu, przedłużając „godziny pracy", choć mogłam wrócić do domu. Rozmyślam, dlaczego to jego nawrócenie nie dokonało się w sposób naturalny, jak u mnie...? Kasiu, teraz codziennie rano, jak tylko otworzę oczy, dziękuję
Panu
Bogu i Jego Matce za to dobro, które nam uczynili. Zrzekłam się swoich
praw matki na korzyść Maryi. Jeden z listów — i odpowiedź Jezusa „Droga Pani Aniu, przepraszam, jeśli zbyt zuchwale do Pani się zwracam. Przeczytałam Pani książki i jestem pod ich wrażeniem. Muszę przyznać, że znalazłam wiele odpowiedzi na pytania, jakie zadawałam sobie w życiu. Czasem wydawało mi się, że moja sytuacja jest podobna do Pani, z tą różnicą, że ja nie mam kontaktu z mężem (Ja też przecież go nie mam.). Zostawił nas sześć lat temu. Nie potrafię opisać, co przeżywają dzieci, one nie mogą się z tym pogodzić. Syn ma czternaście lat, a córka dziesięć. Codziennie w modlitwie proszą o jego nawrócenie i powrót. Mój mąż uwikłał się w zło (kradzieże, kobiety, ...), nawet nie myśli o powrocie, ale jak wytłumaczyć to dzieciom? One chcą ponieść każdą ofiarę, ażeby tylko tata wrócił. Córka przystąpiła do kółka różańcowego w intencji powrotu taty, syn przez cały czas postu leżał krzyżem w jego intencji. Zamówiliśmy wiele Mszy świętych za niego. Czasami wydaje mi się, że wola Boga jest inna, że to wszystko nie ma sensu. Pani Aniu, to zwątpienie i rozpacz, jaka zakrada się... to wszystko Pani zna, dlatego szukam u Pani pomocy, modlitwy, i za Pani pośrednictwem może pytanie do Pana Jezusa... Chociaż boję się, boję się co mi powie Pan Jezus, i czy w ogóle zasługuję na to. by Pan Jezus ulitował się nad grzesznicą... Chciałabym coś powiedzieć dzieciom. Któregoś dnia syn mnie zapytał: „Mamusiu, jakiej jeszcze ofiary żąda Pan Jezus, żeby tata wrócił?" Cóż mogłam mu odpowiedzieć — rozpłakałam się! Mogłabym tak normalnie, po ludzku ułożyć sobie życie, ale coś mi nie daje. Jest mi szkoda tego zagubionego człowieka. Pomimo tego zła, które nam wyrządził. Droga Pani Aniu, ja wiem, że Pani ma mnóstwo podobnych listów i na pewno ludzie mają dużo większe problemy jak my, ale proszę, by i mój list nie został bez odpowiedzi. Bardzo proszę o modlitwę za nas. Życzę Pani dużo zdrowia. Pamiętamy o Pani w naszych modlitwach z dziećmi. Jezus: Moje dzieci, jeśli z ufnością będziecie modlić się, prosząc za
waszego
tatę, jeżeli serca całej trójki będą pragnąć jego powrotu, to stanie
się to, o co z ufnością prosić będziecie. Proszę, byście uzbroili się w
cierpliwość i zostawili czas Bogu, abym mógł działać w duszy waszego
ojca i w waszych duszach, które muszą być przygotowane na nowe życie:
życie w cierpliwości, wyrozumiałości, w poświęceniu obu stron: męża
wobec żony, żony wobec męża, dzieci wobec ojca, ojca wobec dzieci. Nić
Boża została zerwana przez grzech. Teraz trzeba cierpliwie poczekać na
owoc waszej modlitwy. Proszę was, abyście nie ustawali i nie
zniechęcali się w oczekiwaniu na powrót waszego taty. To będzie czas
próby dla was wszystkich. Od waszej modlitwy zależy wiele. Nie traćcie
nadziei, bo Ojciec Mój Jest pełen miłości i ta miłość nie zawiedzie.
Jeszcze raz pragnę przypomnieć dzieciom, że czas na powiązanie zerwanej
nici mają zostawić Memu Ojcu, a On Sam uwieńczy radością wasz trud i
wysiłek. Jezus, wasz Brat, wasz Ojciec. 28 czerwca 2003 Otrzymuję pierwszą wiadomość ze Wspólnoty od chłopaka, który
jest tam
od kilku lat: „Paweł jest w lepszej kondycji ode mnie i jest dla nas
przykładem na modlitwie". 30 czerwca 2003, po porannej modlitwie. Jezus: |