Anna – BOŻE WYCHOWANIE –

 

 

Bytem głodny, a daliście Mi jeść...

3 XI 1992 r. Anna, Grzegorz

Mówi Pan (jest to dokończenie „Słowa” rozpoczętego 31 października):

– Ja jestem wierny samemu sobie. Nie odwracam się więc od was, lecz wzywam was: odmieńcie swoje postępowanie. Zawstydźcie się marnych ambicji waszych, dziecinnej próżności waszej, żądzy znaczenia i poklasku, zwłaszcza żądania zapłaty za wasze prawdziwe lub urojone zasługi.

Wszystko czym jesteście, otrzymaliście ode Mnie za darmo. Darmowe też mieliście szkoły i uczelnie. Tak więc na to, czym się chlubicie, składały się dary moje i środki uzyskane z pracy całego społeczeństwa. Teraz zaś wspinacie się po karkach mniej obdarzonych ludzi, aby sobie zagarniać zyski – zamiast służyć. Jedni drugim służyć powinniście z radością i ze wszystkich sił swoich, wy zaś pragniecie się sprzedać za jak najwyższą cenę – mówię o tych z was, którzy na fali wolności wysoko wspięli się w pożądaniu nagrody – i wszystko, o co walczyliście wspólnie, stało się wam teraz obojętne. Bo wam już zapłacono.

Zwracam się więc do innych, do całego umęczonego, nieszczęśliwego, zubożałego mojego ludu: Nie traćcie nadziei. Ja jestem z wami. Dlatego bądźcie odważni. Nie rezygnujcie z czynienia dobra wokół siebie. Wy stańcie się armią moją. Walczcie każdego dnia o przymnożenie dobra waszej ziemi i waszym współbraciom.

Macie Królową niezwyciężoną. Matka moja nie przestaje prosić za wami, chciejcie więc trwać w jedności z Nią. Co to znaczy? Bezinteresownie jak Ona obdarzajcie się wzajemnie troskliwością, serdecznością, dobrocią. Dbajcie o dobre imię swoich bliźnich. Nie szkalujcie nikogo. Pomagajcie sobie. Szanujcie w sobie to wszystko, co czyni z was dzieci moje.

A jeśli tworzycie związki przyjaciół, grupy i stowarzyszenia, to po to, aby powiększać siłę waszego działania, budowania lepszych warunków dla innych ludzi, słabszych, bardziej bezbronnych i jeszcze biedniejszych od was. Obmyślajcie, co wasza grupa może dać im lub w czym możecie ich wesprzeć.

Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść. Organizujcie dożywianie dzieci w szkołach i przedszkolach. Twórzcie ośrodki wydające posiłki dla najuboższych w waszych zakładach pracy, osiedlach i dzielnicach.

Byłem spragniony, a daliście Mi pić. Budujcie w waszych osiedlach ujęcia zdrowej wody dostępne dla wszystkich.

Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie. Stwórzcie rady osiedlowe, które zainteresują się bezdomnymi. Odwiedzajcie też tych, którzy otrzymali azyl w waszym kraju bądź przebywają czasowo jako uchodźcy. Zorganizujcie dla nich wspólne nabożeństwo, jeśli są tej samej wiary. Zorganizujcie spotkania, zainteresujcie się ich kulturą i zwyczajami, śpiewajcie razem, zasiądźcie przy wspólnych ogniskach. Czy to jest takie trudne dla waszej młodzieży i studentów? Chciejcie się dzielić waszą młodością i radością. Poznawajcie się. Ulżyjcie im w ich samotności.

Byłem chory, a odwiedziliście Mnie. To samo dotyczy ludzi samotnych i chorych w szpitalach i w domach. Tym, którzy są w domach, możecie pomagać w ich codziennych trudnościach. Uczcie się darzenia za młodu, abyście z wiekiem dojrzewali do pełni człowieczeństwa.

Byłem nagi, a przyodzialiście Mnie. Pamiętajcie o wielodzietnych rodzinach, o samotnych matkach. Nie ma domu, z którego nie można by coś ująć, by dać biedniejszym od siebie.

Byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Zajęliście się więźniami, pomyślcie o ich rodzinach. Może trzeba tam waszej siły i młodości. Może moglibyście też zorganizować opiekę nad dziećmi, wakacje dla nich lub choćby wycieczki.

Zainteresujcie się ludźmi pogardzanymi i odrzuconymi przez społeczeństwo, bo to też są dzieci moje. Człowiek krótko żyje, a tylko wtedy możecie uczynić mu dobro, chociażby uczynić śmierć jego lżejszą.

Dałem wam kilka propozycji, a potrzeb w waszym narodzie jest nieskończenie wiele, lecz nie ma takiej, której nie potrafilibyście zaradzić, jeśli zechcecie. Obiecuję, że będę otwierał wam oczy, poruszał wasze serca i umysły i dodawał wam sił, abyście umieli służyć sobie wzajemnie. Wtedy stanie się jak w Galilei, bo Ja jestem z wami (Jezus rzekł do Szymona: „Wyjedź na otwarte jezioro i zapuśćcie sieci na połów”. „Mistrzu – odpowiedział Szymon – przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zapuszczę sieci”. Skoro to uczynili, zagarnęli mnóstwo ryb tak wielkie, że sieci się omal nie rwały (Łk 5, 4-6)).

Jeżeli wy, dzieci moje, zechcecie mniej dbać o siebie, a więcej o bliźnich swoich, wtedy Ja, Ojciec wasz, który mogę wszystko, uczynię dla uszczęśliwienia was to, czego tylko Ja mogę dokonać: uczynię kraj wasz szczęśliwym, obfitującym we wszelkie dobra, których potrzebujecie. Każdy bowiem miłosierny uczynek przyjmuję jako ofiarowany Mnie samemu.

Mówię to wam, dzieci mojego Kościoła, bo na was liczę i po was spodziewam się współpracy nad ulepszaniem życia w ojczyźnie waszej. Wzywam do służby waszemu krajowi tych, którzy rozumieją miłość moją, troskę i pragnienie udzielania wam pomocy. Obiecuję wam, współpracownikom moim, stałą moją obecność przy was. Bo dobry Ojciec nie wysyła dzieci swoich do pracy, lecz sam pracuje, a im pozwala pomagać sobie.

Pragnę, aby wasz naród odwrócił się od egoizmu i rozpoczął realizację dzieła mojego, dzieła oczyszczenia was i odrodzenia. Lecz aby stało się ono ciałem, musi być przez was czynione. Wzywam was do usilnego czynienia dobra. Bo waszym wkładem będzie trud uczenia się miłości bliźniego. Resztą spraw waszego narodu zajmę się Ja sam.

Uczono was wielu rzeczy. Ja pragnę nauczyć was jednej: bycia prawdziwym człowiekiem, obdarzonym przeze Mnie godnością syna Bożego. Jeżeli zdobędziecie się na choćby najdrobniejsze wysiłki wyjścia z egoizmu ku miłości braterskiej, Ja dopełnię dzieła współpracy uzupełniając wszystkie wasze braki ze swojej bezgranicznej hojności. Potrafię uczynić naród wasz wzorcem dla innych, krajem szczęśliwym, dostatnim, bezpiecznym, głoszącym światu miłość moją. Was pragnę uczynić wizerunkiem narodu żyjącego wedle praw moich, aby wszystkie zapragnęły żyć tak jak wy. Dla Mnie nie ma nic niemożliwego.

Taki jest mój plan względem waszego narodu. Jeśli jednak odrzucicie go, wybierając prawa wasze, pozostawię was waszemu wyborowi, abyście zebrali jego owoce tak, jak zbierać je będą inne narody. Dla wielu z was stało się już widoczne, co zdziałać może nienawiść społeczna – w Jugosławii, na Kaukazie, w Małej Azji, w Afryce. A niedługo na całej kuli ziemskiej ujawni się, czym karmiły się narody ziemi. Was pragnę uchronić przed tym losem, bo wielu z was jeszcze kocha Mnie i Maryja, Matka wasza, wstawia się za wami.

Błogosławieństwo moje i moc moja będzie towarzyszyła wam w trudzie waszym nad powrotem do praw moich w miłości wzajemnej.


Każdy powinien czuć się odpowiedzialny za dobro wspólne

10 XI 1992 r. Anna, Grzegorz

Czytamy teraz tekst przygotowany przez Grzegorza na spotkanie z dominikańskimi rekolekcjonistami (oparty cząściowo na ostatnim „Słowie”). Potem Grzegorz pyta Pana:

– Czy ten narodowy „rachunek sumienia” potrzebny jest wszystkim, czy też sugerować dominikanom, by posługiwali się nim tylko w niektórych środowiskach?

Pan:

– Po to wam dałem te słowa. Jeśli znajdzie się ktoś, kto uważa, że nigdy nie zgrzeszył wobec społeczeństwa, to będzie oznaczać, że jego pycha nie zna granic.

Wspólnota narodowa jest wielką rodziną, w której każdy powinien czuć się odpowiedzialny za dobro wspólne (także za dobre imię swojego kraju). Każdy z was może płacić za winy i niedociągnięcia innych, a silni powinni podtrzymywać słabych, zdrowi zaś prowadzić chorych: prowadzić, bo mówię wam o waszej wspólnej ludzkiej drodze do Mnie.

W nawiązaniu do obrazu biegu u św. Pawła Pan mówi:

– Ja nie będę wieńczył zwycięzcy, który po drodze wyprzedza wszystkich słabszych od siebie, aby być pierwszy. Bo to jest wyścig ku Miłości (a nie „do mety”, czyli na czas przy określonej odległości) i pomaganie innym po drodze zwielokrotnia miłość, a pomijanie słabszych i odmawianie im zainteresowania i wsparcia w potrzebie zaprzecza miłości. (Ze zrozumienia: W czasie tej drogi wzrastamy na podobieństwo do Pana i dlatego Pan stawia nam wzór Matki Teresy, która potrafi zatrzymać się przy potrzebujących).

Mój synu, uczyłem cię wiele lat, bo traktowałem cię jako swojego dziedzica. Teraz możesz już współpracować ze Mną, bo zrozumiałeś moje intencje, moje plany w stosunku do was, a przede wszystkim moją bezinteresowną miłość do każdego z was. Dlatego czuj się swobodny, tak jak wolni czuli się Apostołowie.

Do Anny:

– Widzisz, ile daje przebywanie blisko Kogoś?

Do Grzegorza:

– Mówiłem wam, że tęsknię do swoich uczniów – ciągle nowych, w każdym pokoleniu – ale powiedz, przyznaj Mi sam, czy mało zyskałeś przebywając ze Mną i słuchając Mnie? (W znaczeniu: chodzi nie tylko o łączność „nadzwyczajną”, ale także, a nawet przede wszystkim o kontakt sakramentalny i poprzez Pismo świąte, modlitwę, praktyki religijne i postępowanie godne dziecka Bożego).

Grzegorz:

– Widzę, że zyskałem więcej, niż mogłem sobie wyobrazić, a wierzę, że więcej niż mogę sobie wyobrazić.

Pan:

– To jest dojrzewanie do człowieczeństwa. Prawdziwym dziecięctwem jest ustalenie się w synostwie Bożym. Bo człowiek, mój synu, jak już powiedział mój ukochany syn, Kamil Cyprian Norwid, tylko stopami dotyka ziemi. (W znaczeniu: czyli tylko stopami tkwi w materii, a cały przebywa wyżej, w świecie duchowym – myśl zawarta w wierszu „Pielgrzym” ze zbioru „Vademecum”).

Grzegorz:

– Gdyby dominikanie poprosili mnie o tekst...? Wolałbym dać teksty źródłowe, ale liczę się z ich oporami „intelektualnymi”. Co powinienem zrobić w takiej sytuacji?

– Teksty źródłowe możesz dać tylko pojedynczym osobom, ale nie ogólnie, natomiast powiedz, że terminowałeś u Mnie. Dokładniej oznacza to nie tylko znajomość Pisma świętego i Tradycji Kościoła, ale i znajomość tradycji, historii i kultury twojego narodu, a także uznanie Matki mojej za swoją Matkę i Królową twojego narodu oraz naśladowanie Jej. To nie znaczy, że te ostatnie wskazówki też masz im przeczytać – Pan zaznacza z uśmiechem.

– Wyobrażam sobie, że powiedziałbym im, iż tekst ten jest kompilacją różnych tekstów, bez zaznaczenia, co jest cytatem, a co nie – mówi Grzegorz pytająco.

Pan:

– Nie, nie tak. To co napisałeś, jest wynikiem twojej wieloletniej edukacji religijnej, w której czerpałeś z różnych autorytetów z Pismem świętym na czele (można wspomnieć także objawienia Maryjne, łącznie z Medjugorie), zarówno polskich, jak i wszystkich innych. W tym wszystkim jestem Ja. Ale nie tyle Ja jestem na przykład „w Polsce”, ile Polska jest we Mnie, tak jak i inne wspólnoty narodowe, z których każda co innego lub w różnych proporcjach czerpała ze Mnie. (Ze zrozumienia: Grecja – głód prawdy; Rzym – prawo; Izrael – potrzebę dialogu, zrozumienia i przyjaźni z Bogiem). Przyjaciółmi moimi stawali się Prorocy, Psalmiści, Apostołowie i święci Kościoła, w tym niezliczone ilości nieznanych wam świętych, olbrzymia kochająca się wspólnota, poza czasem i wszelkimi podziałami. Te wszystkie moje ukochane dzieci to najpiękniejsza część ludzkości.

Anna:

– Panie, pomóż nam.

– Już to robię. Ponadto, moje dzieci, Ja też tam będę – Pan o spotkaniu z dominikanami.

Pamiętaj, że teraz powinieneś więcej się dzielić z Grażyną tym, co zyskałeś, bo jej potrzeba więcej energii, nadziei i zawierzenia mojemu słowu. Czy czytałeś Grażynie rozmowę z 2 XI?

Grzegorz:

– Nie.

Pan:

– Ona musi wziąć w tym udział. Po to uczyła się teologii, żeby mogła dodać własne przykłady – i włączyć się w ten sposób w tę wspólną modlitwę.

Tulę was do serca, dzieci. Cieszę się wami. A jutro wzywajcie całą Wspólnotę Polską ku pomocy (Polsce).

Anna zwracając sią do przyjaciół i bliskich w Królestwie niebieskim:

– Zapraszam was... Ale chciałabym was zobaczyć „naocznie”.

– Niedługo – dodaje Pan.

Anna:

– Tak. Znam to „niedługo” (czas u Pana płynie inaczej).

Pan:

– Ale teraz potraktuj te słowa poważnie.

 

Ciesz się każdą chwilą, którą ci daję

17 XI 1992 r. Anna, Grzegorz

Zastanawiamy się, jak zacząć modlitwą. Wtedy Pan pyta nas:

– A jak to jest przy rodzinnym stole? Czy trzeba zaczynać rozmowę od czegoś ważnego, a inaczej się milczy? Grzegorzu, co chcesz Mi powiedzieć?

Grzegorz:

– Dziękuję za podsuwanie mi pomysłów interweniowania w radio i telewizji (w odpowiedzi na wyszydzanie religii i ewidentną demoralizację dzieci).

Pan:

– Ale czujesz się lepiej po tym, co napisałeś?

Grzegorz:

– Dużo lepiej. Czuję się pewniej, czuję, że można interweniować, co nie znaczy, że zawsze skutecznie. Czuję, że wiele osób chętnie to poprze. A poza tym dziękuję za pomysł wystąpienia synodalnego w sprawie potrzeb duszpasterskich osób mających na sumieniu aborcję.

Pan:

– Chcę ci powiedzieć, Grzegorzu, że pokładam w tobie duże nadzieje, ale najpierw musisz sam zrozumieć, na co cię stać – poza tym, że zajmujesz się techniką – i dlatego pomogę ci odkryć twoje możliwości (w znaczeniu: chodzi o to, by być w pełni człowiekiem, który bierze udział w życiu społecznym, nie ograniczając się do swojej specjalności zawodowej).

Mój synu, to jest twój najlepszy wiek, bo zdobyłeś już doświadczenie, a jeszcze masz siły i zdrowie. A Ja cię tylko zachęcam, abyś reagował na to, co widzisz dookoła, o czym słyszysz czy czytasz, czy oglądasz. I sam się przekonujesz, że działanie jest możliwe. Ufam, że chcesz dalej prowadzić ze Mną taką współpracę?

Grzegorz:

– Bardzo chcę.

Mówimy o trudnych sprawach i wspominamy uciekanie się do orędownictwa sióstr zakonnych. Pan mówi:

– Nie należy ich „oszczędzać”, bo to jest ich zadanie. One na to poświęciły życie, żeby orędować. Tak więc dawajcie im tę szansę.

Na wzmiankę o Grażynie, że czasem na brutalne ataki reaguje łzami, Pan mówi:

– To są koszta służby Mnie – i narodowi; jak nie waszym dzieciom, to ich dzieciom.

Do rozmowy włącza się Anna:

– A powiedz, Panie, co ja powinnam zrobić.

Pan:

– Zawsze pragnąłem, abyś umiała poddawać się sytuacjom bieżącym. I ty powoli przełamujesz swoją wolę samodzielnego działania. Proponuję ci, córko, żebyś każdy dzień żegnała podziękowaniem za wszystko, co ci w nim dałem – tu Pan uśmiecha się i dodaje: łącznie z „odpoczynkiem od gości” – i każdy nowy dzień możesz witać radością z powodu posiadania dobrego Ojca, który dba o ciebie i myśli o tobie. (...) A teraz ciesz się każdą chwilą, którą ci daję i nie czuj się winna, że odpoczywasz.

Grzegorz:

– Panie, proszę za p. Franciszka, o którego śmierci właśnie się dowiedziałem, i za jego zmarłą wcześniej żonę. Martwię się o nich, zwłaszcza o nią, bo była nie tylko zgorzkniała, ale jak gdyby zatwardziała w złu, które zapewne czyniła (była prokuratorem).

Pan:

– Wolna wola ludzka ma wielkie znaczenie, ale wasze prośby przyjmuję poważnie.

Grzegorz:

– Nie chcę ich sądzić (nie mam prawa); po prostu oddaję Ci ich oboje. Proszę też za ich przybranego syna, z którym są takie kłopoty.

Pan:

– Dobrze czynisz, synu, bo to Ja jestem Panem Miłosierdzia.

Anna:

– Panie, chciałabym spytać o mojego zmarłego kolegę (wiele lat temu opuścił swoją żoną i związał się z inną osobą).

Pan:

– On musi prosić o przebaczenie swoją żonę (zmarłą przed dziesięciu laty).

Anna:

– Proszę Cię, Panie, o pomoc dla jego córki (żyjącej) i dla tej pierwszej żony.

Pan:

– Ona mu już przebaczyła, ale bardzo martwi się o córkę. Teraz twój kolega musi zrozumieć pełne konsekwencje swoich czynów. Proś za niego, oddając go Matce mojej.

Anna:

– A siostra Maria pyta się o swoją zmarłą ciotkę, która była straszną egoistką.

Pan:

– Przekaż jej to samo, co powiedziałem tobie.

Anna:

– Panie, dziękuję Ci za wszystkich, których doprowadziłeś do bezpośredniego wejścia do Twojego królestwa (np. gen. „Nila”, Marynią, Grażyną).

Pan:

– Ja tylko spełniłem ich wolę. Oni wszyscy pragnęli być ze Mną i swojego aktu zawierzenia dokonali za życia.


W tym wieku zaiste zapełnia się piekło

Pan:

Mówiłaś, Anno, o słowach mojej Matki na temat losu ludzi umierających obecnie (w Medjugorie Maryja miała powiedzieć, że obecnie najwięcej osób idzie do czyśćca, ale dużo idzie do piekła; bezpośrednio do nieba – niewiele). Odchodzi ode Mnie na zawsze wielka liczba ludzi, ale są wśród nich tylko ci, którzy zdecydowanie odrzucili wszelką miłość – przede wszystkim jednak miłość do swoich braci, ludzi.

Grzegorz do Anny:

– Weź scenę Sądu Ostatecznego. Pan nie pyta nikogo o wyznanie, tylko mówi: „Byłem głodny, a nie daliście Mi jeść” albo „Byłem spragniony, a nie daliście Mi pić” itd.

Pan:

– Słusznie, Grzegorzu, gdyż niebo jest wspólnotą miłości. Nie mogą tam wejść ci, którzy kochali wyłącznie siebie, gdyż w takim wypadku jest to postawienie siebie na miejscu Boga, a w skutku jest to nienawiść, pogarda lub obojętność dla wszystkich innych ludzi: inaczej, jest to odmówienie swoim bliźnim należnej im troski, współczucia, litości, pomocy. Dlatego najtragiczniejszy jest los ludzi bogatych we wszelkie rodzaje bogactwa, którzy nie tylko odmawiali ludziom pomocy pieniężnej, lecz także szacunku, uwagi, czasu. Gdy nie dzielili się z bliźnim swoim szczególnym bogactwem, np. talentem, wiedzą, zaradnością, umiejętnościami działania, a także wtedy, kiedy wykorzystywali swoje umiejętności w złym celu, nawet do zbrodni kainowej.

Tu Pan wylicza:

– Lekarze ginekolodzy dokonujący „zabiegów” dla pieniędzy, politycy, ludzie posiadający władzę, bandyci, terroryści, szantażyści, handlarze narkotykami, bronią, informacjami zarówno szpiegowskimi, jak kryminalnymi i „skandalizującymi”.

Pan tłumaczy dokładniej, o kogo chodzi:

– Dotyczy to takich ludzi, którzy dla uzyskania osobistych korzyści lub satysfakcji gotowi byli poświęcić życie, zdrowie i cześć innych ludzi. W obronie tych skrzywdzonych występuję wtedy Ja jako Sędzia Sprawiedliwy: takim jestem wobec bezwzględności, okrucieństwa i nikczemności ludzkiej (np. donosów). W tym wieku zaiste zapełnia się piekło. Ale zawsze gotów jestem usprawiedliwić zniewolonych, przymuszonych i tak zdeptanych, że zatracili swoje człowieczeństwo.

Zawsze więcej mam tych dzieci, dla których mogę znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie. I ci przygotowują się powoli. Czasem bardzo powoli postępuje zrozumienie, żal, pragnienie uzyskania przebaczenia, oczyszczenia się z win, ale jednak zaczyna się przygotowanie do osiągnięcia królestwa miłości. Jest to droga ku dojrzałości ludzkiej w swoim człowieczeństwie. Dlatego mogą tak wiele wyprosić dla was, żyjących, ponieważ dla nich jest to nauka miłości wzajemnej.

Anna:

– Strasznie się cieszę, że jesteś, Panie, tak miłosierny. Wiem, że naprawdę trudno jest osiągnąć piekło, bo Ty robisz wszystko, żeby nas ratować. Musi być w nas zaciekła zła wola...

Pan:

– Tak, córko. Ale człowiek potrafi rozwijać ją w sobie, nie zauważając momentu, kiedy zostaje zniewolony przez nieprzyjaciela waszego – szatana – i już od tej pory jest tylko narzędziem własnej zguby.

Grzegorz:

– A ja spotkałem się z poglądem, iż to, że tyle osób wybiera wieczność poza Bogiem, to jest też i nasza wina (żyjących chrześcijan), bo gdybyśmy byli tacy, jakich Tyś nas zapragnął, to nikt z żyjących obecnie nie potępiłby się. Prawdziwa miłość bliźniego u chrześcijan wyrażana w czynach miłosierdzia świadczyłaby o Tobie i Twojej miłości, zaś nasza gotowość do ofiar i wyrzeczeń czynionych za zabłąkanych wypraszałaby im łaski potrzebne do nawrócenia.

Pan:

– Dziecko, Ja was nie oskarżam, bo i wy jesteście bardzo obciążeni. Dźwigacie wielowiekowe długi i sami uginacie się pod ciężarem wspólnych win. Dlatego tak trudno jest wam dokonać czegoś dla Mnie wspólnie, poza tym co czynicie osobiście. (Przykładem trudności we wspólnych dokonaniach są np. kłopoty przy próbach wydania książek).

Grzegorz:

– Dziękujemy Ci, Panie.

Anna:

– Jak dostanę się w Twoje ręce, to już będę bezpieczna.

Pan:

– Tak, bo kocham cię, córko.


Oddaj Mi swoje łzy

Anna:

– Prosimy Cię, Panie, o błogosławieństwo, takie specjalne...

Pan:

– Każde moje błogosławieństwo jest specjalne.

Anna:

– Ale nam potrzeba dzisiaj trochę Twojego serca.

Pan:

– Czyż ci go nie daję? Masz całe moje serce, tak jakbyś była jedynym człowiekiem na ziemi.

Anna:

– Jak dobrze jest być z Tobą, Panie.

Pan:

– Ja jestem z wami zawsze.

Anna:

– W takim razie oddaję Ci, Panie, te osoby, które spotkałam dzisiaj. I dziękuję Ci, Panie, że jestem sama w domu, że nie jestem zupełnie uzależniona od innych (w wyniku choroby).

Grzegorz:

– A ja – studentów i tych, którzy będą pracować nad nowymi programami nauczania.

Anna:

– Oddaję Ci całą Polskę, i chorego Mariusza. Proszę też za Szymona.

Pan:

– Jak się teraz czujecie, dzieci? Troszkę lepiej?

Anna ze łzami w oczach:

– Tak bym się chciała Panu wypłakać...

Pan:

– Oddaj Mi swoje łzy. To jest dar, który chętnie przyjmuję. A ty będziesz miała suche oczy.

Łzy rzeczywiście wyschły, bo ogarnęła nas radość.

Anna:

– Panie, to Ty tak możesz manipulować naszymi nastrojami i uczuciami? Tak w jednej chwili je zmieniać?

Pan:

– Ja wszystko mogę. Ale nie „manipuluję” wami, lecz przytulam do serca, jak ojciec przygarnia swoje bardzo zmęczone dzieci. A teraz przyjmijcie ode Mnie na najbliższe dni więcej sił, więcej optymizmu i więcej pewności, że stale jestem z wami i działamy razem. Kładę moje błogosławieństwo na wasze głowy. +

Przyjmijcie je i cieszcie się, dzieci, bo jesteśmy razem.

 

Ja wiem o wszystkich ukrytych zamysłach... i przeciw nim wystąpię

22 XI 1992 r. Anna, Grażyna, Hanna, Jacek, Grzegorz, o. Jan

Anna:

– Panie, czy mógłbyś nam powiedzieć, o co teraz najwięcej prosić, co jest najważniejsze w tej chwili?

Pan:

– Moje dzieci, z każdym dniem zbliża się okres kataklizmów i wstrząsów politycznych. Powiedziałem wam, że ziemię ocalę, więc jej zgubą już się nie trapcie. Ale będą upadały, ulegały zniszczeniu lub rozpadowi te państwa, które się znieprawiły. (W znaczeniu: do rządzenia wybierano tam ludzi moralnie nędznych; oni dobierali sobie podobnych i takież były ich czyny w polityce. Narody to akceptowały i potwierdzały w kolejnych wyborach, tak że państwa takie za przyzwoleniem swoich obywateli szerzą w świecie zło, np. handlując bronią i podsycając zarazem konflikty, uzależniając inne narody, „handlując” nimi, handlując narkotykami i popierając działania powodujące demoralizacją). Ponadto uważają swoje działania za słuszne, gdyż przynoszą im profity.

Ja przystępując do oczyszczenia świata – a robię to dla was, abyście wy, ludzie ubodzy, bezradni, „szarzy” ludzie ziemi, mogli żyć spokojnie – usunę wszystkie zapory, które przeciwstawiają się moim zamierzeniom. Dlatego dopuszczę, aby ujawniły się i rozpoczęły swoje dzieło destrukcji wszelkie plany i zamysły rządów dążących do zniszczenia innych państw lub narodów, bądź też do zawładnięcia ich bogactwami. To już się dzieje. Czyż tego nie widzicie?

Pan oczekuje od nas wskazania zauważanych zagrożeń. Wymieniamy je:

Grzegorz:

– Choćby „wędrówka” przez Europę materiałów nuklearnych, przemycanych z byłego ZSRR.

Anna:

– Przyzwalanie Serbom na wyrzynanie innych narodów Jugosławii, działania na Kaukazie. Iran, Irak, Libia – państwa, w których nie wiadomo co się szykuje.

Jacek:

– Mnie niepokoi stara struktura w Rosji (armia, tajne służby).

O. Jan:

– Komuniści powracają do władzy na Litwie w następstwie wyborów.

Jacek:

– Napięcia w państwach bałtyckich i na Ukrainie.

Anna:

– Mołdawia (choć teraz tam przygasło), Korea Północna, Indochiny, Cejlon (Sri Lanka), Afryka (np. Somalia), która morduje się i wymiera z głodu, Południowa Afryka, gdzie rośnie nienawiść międzyplemienna.

Jacek:

– Nawet w Australii widać zalążki konfliktów z osiedlającymi się tam Japończykami.

Grzegorz:

– Napawają nas smutkiem konflikty etniczne w Niemczech.

Grażyna:

– A skutki zachłanności ludzkiej w postaci zatrucia środowiska!

Grzegorz:

– A zagrożenie następnym Czarnobylem (istniejącymi tam podobnymi reaktorami w elektrowniach na Litwie, Ukrainie i w Rosji).

Anna:

– A o ilu ukrytych działaniach nic nie wiemy.

Pan:

– Ja wiem o wszystkich ukrytych zamysłach, a niektóre z nich są wręcz inspirowane przez waszego nieprzyjaciela (szatana), i przeciw nim przede wszystkim wystąpię. Bądźcie pewni jednego: jeżeli zawierzycie Mi, będziecie bezpieczni. Lecz staniecie się świadkami wydarzeń najstraszniejszych w znanej wam historii ludzkości. Dużo muszę usunąć zgnilizny, zepsucia (państw i rządów), tak jak usuwa się w ciele człowieka tkankę rakową; lecz w złośliwej postaci raka trzeba niekiedy amputować całe kończyny.

Anna:

– Panie, a co zrobisz z takimi ludźmi jak Czerwoni Khmerzy? Czy żeby ich usunąć, dopuścisz do wygubienia także ich ofiar?

– Nikt się przede Mną nie ukryje, jeśli Ja powiem „dość”.

Po chwili Pan dodaje:

– Czasem wystarczy usunąć kilka osób (przywódców).

Anna:

– Panie, czemu nie usunąłeś wcześniej Stalina?

Pan:

– Chciałem dopuścić, by ten nieludzki ustrój skompromitował się i upadł sam, aby cały świat ujrzał żałosny koniec wszelkich kłamstw i fałszywych teorii. Chciałem, aby ci, którzy głosili stworzenie „nowego świata” – beze Mnie, doświadczyli go sami i zrozumieli, że odrzucając Boga stali się narzędziami nieprzyjaciela: stworzyli bliźnim swoim prawdziwe piekło na ziemi.

Zatrzymujemy się. na chwilą nad tymi słowami Pana. Pan zwraca sią następnie do o. Jana, który musi niedługo wyjść.

– Mój, synu, co chcesz, abym ci powiedział? Zrobiłeś to, co chciałem, żebyś zrobił; napiszesz to, co możesz – i nie proś Mnie o wskazówki, gdyż sam zrobisz to doskonale – Pan mówi to z uśmiechem.

O. Jan:

– Dopiero przy tłumaczeniu „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” poznaję dobrze tekst. A jeszcze pozostała sprawa tworzenia grup (zespołów). Czy mam więc zajmować się kimś jeszcze oprócz kleryków?

Pan:

– Janie, ty masz prowadzić swoich doktorantów – na co się zgodziłeś. Tu, w Warszawie, Grzegorz zobaczy i oceni ruch, którym się zainteresował. Jeśli uzna, że jest to dobre pole do działania społecznego, powiadomi was o tym. Anna będzie rozmawiała z posłami. Każdy z was robi dla Mnie to co może, a macie przecież jeszcze wiele obowiązków stanu. U ciebie, Anno, tym obciążeniem jest choroba.

Jacek:

– Tworzą się rodziny św. Tomasza z Akwinu (domyślnie: czy mam się tym zainteresować?).

Pan:

– Jacku, ty też możesz wszędzie wejść i osobiście wyrobić sobie opinię.

Anna:

– To pewnie będzie dokształcanie filozoficzne i teologiczne, a nie działanie społeczne w imię miłosierdzia?


Dobro rośnie powoli i po cichu

Mówimy o niektórych znanych nam inicjatywach, m.in. o działaniach podejmowanych przez pijarów.

Pan:

– W tej chwili jednak najważniejsze są wszelkie działania dotyczące polepszenia warunków życia społecznego we wszystkich kategoriach (w znaczeniu: chorzy, starzy, niepełnosprawni... reedukacja młodzieży poprzez czynną służbę potrzebującym). Chciałbym, żeby którąś z kobiet działających społecznie zainteresować tekstem o służbie kobiet.

Ktoś z nas:

– Na przykład harcerki.

Pan:

– Matka moja obiecała wam, że będzie was inspirować i poruszać wasze serca – i czyni to. Potrzebna jest tylko wasza dobra wola. Każdy, kto Mnie poprosi, abym mu wskazał jego pole działania, otrzyma odpowiedź – ale musi naprawdę pragnąć służyć społeczeństwu, nie zaś szukać swego znaczenia, popularności, sławy lub wysokiego stanowiska.

Najpiękniejszym rezultatem starań zakonu pijarów było „Collegium Nobilium” (ludzie, którzy stamtąd wyszli). Niech się zastanowią, czy nie czas powrócić do swoich źródeł. Powinniście im to przekazać, jak umiecie.

I czym się jeszcze martwicie, dzieci?

Jacek:

– Mam bardzo poważne zmartwienie. Moja praca zabiera mi 11 godzin na dobę. I czekam na emeryturę jak na zmiłowanie.

Pan:

– Powiem ci to, co powiedziałem Grażynie. Poczekaj, skończ, a wtedy przeniosę cię do pracy, w której chcę cię widzieć. Jeżeli zadbałem o Grażynę, dlaczego nie miałbym zadbać o ciebie?

Grażyna:

– A ja się martwię, że tylu katolików w Polsce tak bardzo ulega propagandzie antykościelnej. I tak gubią samych siebie, swoje rodziny, swoje dzieci...

Pan:

– Macie moje ostatnie słowo. Jeżeli macie takich w swoim otoczeniu, przeczytajcie je razem z nimi.

O. Jan:

– Czytałem niedawno mądry artykuł ukazujący, że to, co miało odejść z komuną, może teraz powrócić z Zachodu.

Pan:

– Moi drodzy, kiedy pisaliście moje słowo ostatnie (31 X – 3 XI), Anna i Grzegorz wystąpili jako przedstawiciele waszego narodu i przedstawili Mi – na moje życzenie – argumenty na rzecz nie opuszczania was, bronienia i pomagania wam. Apelowaliście przede wszystkim do mojego miłosierdzia i otrzymaliście odpowiedź: zapewnienie dalszej pomocy i zwiększenia siły mojego działania w waszym kraju. Teraz możecie nadal spokojnie współpracować ze Mną. A koła waszych rodaków będą się poszerzać, będzie odradzać się w was poczucie patriotyzmu i wzrastać pragnienie poznawania waszej własnej hierarchii wartości katolickiej i polskiej i pragnienie służenia (tym wartościom, rozwijania ich i przekazywania). A wy wspomagajcie każdego w waszym otoczeniu, kto będzie się budził.

Pamiętajcie, że dobro rośnie powoli i po cichu. Tylko zło jest krzykliwe i usiłuje być widoczne. Jednak wtedy, kiedy szaleje burza, zło lęka się i ukrywa, natomiast moi słudzy nie lękają się walczyć o moje prawa bez względu na pogodę. Zobaczycie, że moje szeregi będą wzrastać, ale poznawać się je będzie po skutkach ich działania (w znaczeniu: a nie po odznakach, wypowiedziach, hasłach, manifestacjach, propagandzie i reklamie).

Anna:

– Panie, martwię się, że wschodnia granica nie jest umocniona. Że to zalecenie zostało zlekceważone. Komu możemy to powiedzieć?

– Nie bójcie się, dzieci, bo Ja czuwam nad wami. Pragnę, abyście wzrastali w zawierzeniu, w nadziei i w miłości wzajemnej. Na ten wysiłek daję wam moje Ojcowskie błogosławieństwo. +

Przyjmujemy je i dziękujemy Panu. Gdy o. Jan daje nam na zakończenie swoje kapłańskie błogosławieństwo (a takie było życzenie Pana wobec każdego kapłana, który odwiedza Annę), Pan mówi:

– Dziękuję ci, synu.


Żebyście każdego dnia czynili tyle dobra, ile możecie

24 XI 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz

Modlimy się za szwagra o. Jana, którego pogrzeb był poprzedniego dnia. Gdy kończymy, Pan mówi:

– On jest już ze Mną.

O. Jan:

– Jesteśmy, Panie, w pogotowiu; mówiłeś, że to „lada dzień” (rozpocznie się oczyszczenie świata). Czekamy.

Pan:

– Wcale nie powiedziałem, żebyście czekali. Mówiłem wam, żebyście każdego dnia czynili tyle dobra, ile możecie, wykorzystując w tym celu wszelkie okazje i wszystkich ludzi, z którymi was spotykam. Czyż nie na tym polega „życie chrześcijańskie”?

O. Jan:

– Na święto Chrystusa Króla spodziewałem się wielkiej perspektywy, a tu same konkrety...

Pan:

– Kiedy ks. Popiełuszko mówił wam: „zło dobrem zwyciężaj”, właśnie to miał na myśli.

Grzegorz:

– To znaczy czynić dobro, jakie możemy?

Anna:

– No tak, bo czy miałoby sens czekanie bezczynnie przez całe życie, aby wziąć udział w turnieju rycerskim (i na dodatek zostać pokonanym z powodu braku kondycji na skutek tej bezczynności)? Pan nie stworzył nas do wielkich czynów, tylko do dobrych czynów.

Pan prostuje:

– Moje dziecko, każdy czyn dobry jest czynem wielkim, dlatego że do waszego wysiłku Ja dokładam moją łaskę. Bo w każdym waszym wyborze darzenia dobrem zamiast na przykład myślenia o swojej wygodzie lub przyjemności czy korzyści wyraża się wasza wola miłowania i moja odpowiedź, którą jest umacnianie was we Mnie.

Anna:

– Jest to nieustanne wprawianie się.

Grzegorz:

– Ćwiczenie się w cnocie.

Annie przypomina się zasada któregoś z hinduskich guru: „Przezwycięż siebie raz. To da ci moc do następnego zwycięstwa”. Po chwili Pan zaczyna rozmowę:

– Moi drodzy, jesteśmy tu w ciszy, bez niepotrzebnych napięć i pośpiechu z waszej strony. O czym pragniecie ze Mną mówić?

O. Jan:

– Gdy czytam i tłumaczę tekst „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”, to każdy następny tekst wydaje mi się najpiękniejszy. Widzę teraz, jak słabo klerycy, księża przygotowani są do przyszłych zadań. Stąd konieczność przygotowania dla nich takich zeszycików.

Rozmawiamy przez chwilę na temat koncepcji zeszytów, które służyć by miały jako podręczne pomoce duszpasterskie. Pan podsumowuje naszą dyskusję:

Pan:

– Znajdź sobie grono bliskich współpracowników wśród tych kleryków i ojców, dla których takie sprawy są ważne, bliskie i istotne. To oni powinni przygotowywać ci materiały. Ale może znajdziesz wśród swoich przyjaciół takich, którzy potrafią „wyciągnąć” z tekstów syntezę?

Z wami, jezuitami, jest ten kłopot, że każdemu z was daje się dużo swobody i każdy pracuje nad tym, co go interesuje. A gdzie współpraca i braterstwo we wspólnej służbie? Czy pojęcie Societas Jesu określać ma jedynie budynek i te same „mundury”? Przypomnij sobie, synu, że nawet apostołowie chodzili po dwóch. Jeżeli jesteście sobie braćmi, to w czymże się objawia to autentyczne braterstwo? Tobie też trudno, Janie, a przecież powinieneś pragnąć dzielić się, zwłaszcza mając tyle możliwości.

O. Jan:

– Ale przecież tylu naszym mówiłem! Każdy posłuchał i ... poszedł.

Pan:

– No bo oni są wychowani w takim samym indywidualizmie. Kiedy Ignacy zakładał Towarzystwo Jezusowe, to był to zakon braterski. Działali wspólnie; stąd mieli taką siłę. A co się z wami dzieje? Czy nie czas odnowić wasze życie?

O. Jan:

– Ja już kiedyś ogłaszałem rekolekcje ośmiodniowe dla naszych zakonników na podstawie tekstów soborowych. Mógłbym teraz przedstawić nasze teksty.

Pan:

– Podoba Mi się ta myśl. A jakie skutki będą, zobaczymy. Przecież Ja chcę, żebyś się dzielił, ale nie od razu musisz mówić o źródłach. Mów raczej o przełomowych czasach, w jakich żyjecie – co fakty potwierdzą. Już potwierdzają. (...) Zawsze Mi się podoba, kiedy chcecie się dzielić pomiędzy sobą tym, co wam daję. Jeżeli uważasz, że moje słowa są dość dobre dla was, jezuitów, to czy nie powinieneś się nimi dzielić?

Po krótkiej dyskusji między nami Pan dodaje:

– Zamiast stosunków braterskich stworzyliście teraz stromą hierarchię w swoim zakonie i nie dopuszczacie możliwości, abyście mogli przebywać wspólnie z klerykami w małych grupach przyjaźni i zainteresowań.

O. Jan:

– Są takie grupy.

Pan:

– A ty, Janie, czemu nie wchodzisz w takie grupy?

O. Jan mówi, że nie jest do nich zapraszany. Po chwili Pan mówi:

– Najpilniejsze jest, żebyś napisał opinię teologiczną (do książeczki „Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu”). Rozumiemy, że ten temat jest wyczerpany na dziś.


Przede wszystkim módlcie się za swój naród

Anna:

– Panie, proszę Cię, abyś nam powiedział to, czego chcesz, abyśmy wysłuchali.

Pan:

– A na czym wam najbardziej zależy?

Anna:

– Na tym, że nas kochasz.

Pan:

– Czy możesz w to wątpić wobec tylu naszych spotkań?

Anna:

– Panie, widzę, ile krąży tych przepowiedni: fałszywych, mętnych i takich, które są kompilacją różnych innych. I one są wydawane i rozpowszechniane, nawet przez zakonnice, a Twoje teksty nie. Powiedziałeś, że chcesz wysławiać swoją Matkę, i co się dzieje z wydaniem „Zaufajcie Maryi”? Takie masy różnych pism złych i miernych wychodzą teraz w Polsce. Twoje słowa mogłyby stanowić antidotum, ale nie wychodzą. Sam wiesz, jakie wrażenie robią na ludziach „Świadkowie Bożego miłosierdzia”, jak ta książka jest potrzebna. Nawet nie wiemy, kto mógłby to wydać. (...) Dlaczego tyle sił jest przeciwnych w Kościele, Panie?

Po chwili ciszy Pan mówi:

– Cóż mam wam powiedzieć, dzieci? To wszystko, co mówicie, świadczy o tym, w jak złym stanie znajduje się mój Kościół – mam na myśli wszystkich katolików, nie tylko hierarchów – jak mało zależy wam na mojej chwale. Jesteście wszyscy w stanie defensywy, a większość żyje w chrześcijaństwie „siłą przyzwyczajenia” do tradycji ojców. Tak mało w was żaru, ognia i zapału. Ale zmieni się to bardzo szybko, gdy sytuacja światowa stanie się katastrofalna. Stanie się tak, bo Ja już nie zwlekam.

Matka moja w Medjugorie mówiła o znakach zwiastujących nadejście zapowiedzianych wydarzeń. Spodziewajcie się ich. Powiedziała, żeby ludzie przygotowywali się zawczasu, bo znaki potwierdzające ostrzeżenia dla wielu przyjdą za późno. Czy nie jest już tak w wielu rejonach Jugosławii, Kaukazu, Azji Środkowej, nie mówiąc już o Afryce, Ameryce Południowej i wielu rejonach Azji Południowo-Wschodniej? Do wielu z tych ludzi ostrzeżenia już nie dotrą (bo np. działania wojenne uniemożliwią im otrzymanie wiadomości), albo nie trafią do ich serc (które już wypełniła nienawiść).


Jeżeli chcecie, abym stanął pośród was, pragnijcie Mnie, kochajcie Mnie, wzywajcie Mnie na ratunek

Dlatego proszę wraz z Matką moją: Oczyszczajcie się, módlcie się za świat, zwłaszcza za ginących lub mających ponieść śmierć. Przede wszystkim módlcie się za swój naród i proście o nawrócenie narodów sąsiadujących, bo od tego zależy zwiększenie waszego bezpieczeństwa, a co za tym idzie – zwiększenie waszego oddziaływania na nie. Mówię o waszym świadczeniu o Mnie. (...) Ileż wam trzeba przemienić w waszym życiu publicznym, aby Polska wydała się uciśnionym, prześladowanym i głodnym krainą bezpieczeństwa i pokoju! A taką chcę widzieć waszą ojczyznę, królestwo mojej Matki, Królowej pokoju. (...) Tam, gdzie Maryja jest Królową, Ja Królem jestem.

Mówiłem wam, że jestem Królem Miłosierdzia, a uczniom moim odchodząc powiedziałem: „pokój mój daję wam” 0 14, 27). Matka moja prowadzi dzieło moje, gdyż tak jak każda matka ludzka przygotowuje swoje dzieci, tak Ona przygotowuje ludzkość do dojrzałego wyboru: wprowadzenia Mnie na tron władzy. Pragniemy, aby królestwo moje zrodziło się w stolicy Polski i objęło cały kraj.

Moja władza jest władzą miłosierdzia, wielkoduszności i wymiany miłości pomiędzy Władcą a Jego ludem. Dlatego abym przyjął koronę królewską, potrzeba Mi waszego zbiorowego wyboru dokonanego z miłości. Bo Miłość odpowiada wyłącznie na miłość człowieka. Jeżeli chcecie, abym stanął pośród was, pragnijcie Mnie, kochajcie Mnie, wzywajcie Mnie na ratunek. Wiem, że Mnie potrzebujecie, ale mało głosów Mnie wzywa.

Ufam, że w obliczu grozy zagłady coraz więcej głosów wołać będzie: „Pragniemy pokoju, bezpieczeństwa, ładu i sprawiedliwości. Pragniemy żyć w zgodzie, jedności i miłości wzajemnej”. Wtedy przybędę.

Teraz wy mówcie Mi to w imieniu waszych rodaków.

Gdyby Mnie episkopat mojego Kościoła słuchał, gdyby władze państwowe Mnie słuchały, wołałbym, abyście szybko przygarniali waszych rodaków, przede wszystkim tych zesłanych na Syberię, do Kazachstanu i na dalekie obrzeża imperium rosyjskiego (Sachalin, Kamczatka, Kraj Amurski, okolice jeziora Bajkał itp.). Proście za nimi.

Moje dzieci, to co wam dzisiaj powiedziałem, wskazuje, że kończy się czas dany wam na zastanowienie się, pokutę i oczyszczenie.

W tym momencie Matka Anny przypomina fragment wiersza Słowackiego „Ty głos cierpiący podnieś”:

Kto grzeszny teraz, niechaj jeszcze grzeszy. A kto jest czysty, niech się jeszcze czyści.

Czas bliski, który święte z nas pocieszy, A złymi pogna jak wiatr chmarą liści.

– Na zakończenie powiem wam: Nie dajcie się straszyć żadnym przepowiedniom ani złym prognozom politycznym. W waszym kraju obiecałem wam zachować pokój. Jakże inaczej mógłbym rozpocząć tu moje dzieło – dzieło wyzwolenia was z niewoli duchowej. Dlatego daję wam błogosławieństwo nowe:

Niech wzrasta w was zawierzenie, pewność mojej miłości i pomocy. Niech ustala się w was mój pokój. Oto stawiam was na skale (opoce) miłości mojej. Proście, aby cały naród zgromadził się na tej skale, bo ona się nie zachwieje. Pozostańcie w pokoju. +

Modlimy się. Pan dodaje:

Nie, wy się nie zachwiejecie. Wy już stoicie na mojej skale. Waszą najsilniejszą bronią jest teraz pełnia zawierzenia – pomimo wszystko.


Wasze zawierzenie i zaufanie zobowiązują Mnie

26 XI 1992 r. Anna, Grzegorz, Szymon

Gdy Szymon przedstawia swój dylemat dotyczący wyboru między obowiązkami posła i obowiązkami związanymi z pełnioną funkcją publiczną na swoim terenie, Pan mówi:

– Synu, życie polega na wyborze tego, co uważasz za potrzebniejsze w twojej służbie.

Po dłuższej rozmowie i zapoznaniu się Szymona z ostatnimi tekstami, mówimy o tym, jak ważny jest sposób traktowania przeciwników, którzy też są ukochanymi dziećmi Bożymi, jak bardzo potrzebne jest okazywanie im szacunku i życzliwości, świadczenie swoją postawą wobec nich o Bogu (bardziej niż zwycięstwo w dyskusji), i jak potrzebna im jest modlitwa za nich. Pan mówi wtedy:

– Powiedz, córko, Szymonowi, że w każdej chwili, kiedy sobie o tym przypomni, może Mi powiedzieć, co go boli w zachowaniu czy wypowiedziach tej lub innej osoby. Bo Ja na jego prośbę mogę bardziej się zatroszczyć o tych ludzi...

Dalej Pan zwraca się do Szymona bezpośrednio:

– ...zwłaszcza jeżeli będziesz Mnie prosił, synu, wraz z moją Matką. Bo wasze zawierzenie i zaufanie zobowiązuje Mnie. Pamiętajcie, że nigdy nie stoicie na straconych pozycjach, gdyż za wami jestem Ja.

Teraz błogosławię was, dzieci. Walczcie, dzieci, walczcie o moje dobre imię, o moją chwałę i nie naśladujcie tych, którzy poniewierają wami, a naprawdę upodlają siebie. Jeśli występujecie w moich szatach, szanujcie je. Błogosławię wam i dodaję wam więcej sił, więcej energii i więcej pewności, że nie jesteście sami. Skoro postanowiłem już, nic zmienić moich planów nie może. +

Grzegorz:

– Dziękuję Ci, Panie, za to, że tak układałeś mi dzisiejszy dzień, pełen tylu spraw, także poważnych i trudnych, w którym wszystko przebiegało tak gładko.

Pan:

– A oddałeś Mi dzisiejszy dzień?

Grzegorz:

– Tak.

Pan:

– No widzisz.

Szymon mówi Panu o swoim zawierzeniu.

Pan:

– Proś, synu, o podparcie twojego zawierzenia przez tych twoich bliskich, którym ufasz. Niech przez modlitwę towarzyszą ci w twojej służbie.

Anna:

– Kochamy Cię, Panie.

Pan:

– Ja kocham was – na zawsze.

 

Czy może być dusza „za stara” lub „zbyt chora”, aby nie móc jeszcze bliżej podejść do Mnie?

30 XI 1992 r. Anna, Grzegorz

Rozmawiamy o „Opus Dei”. Zwracamy się do Pana:

Anna:

– Ojcze, proszę Cię bardzo – w imieniu nas obojga – powiedz o „Swoim Dziele” dla świeckich, dla Twojego Kościoła.

– A jednak zrobił to ksiądz. (Pan mówi to z uśmiechem, nawiązując do słów Anny na temat „niskiej pozycji” świeckich w Kościele, zwłaszcza dawniejszym).

Anna:

– Ale zwykły ksiądz – który był blisko Ciebie.

Pan:

– A ty?

Anna:

– Ja nie mogę powiedzieć, że żyję blisko z Tobą. Raczej to, że rozumiem Twoją miłość do każdego człowieka. No i czuję się dzieckiem Bożym. (...) Chciałam Ci służyć, i to tym bardziej, im bardziej poznawałam wspaniałość Twoich planów, to, jakim są dobrodziejstwem dla ludzkości, i jednocześnie poznawałam Twoją nieustającą miłość do każdego człowieka. – Miłość, która ciągle zabiega, ciągle darzy i ciągle usiłuje nas przyciągać ku Sobie i ratować. Trudno się nie zachwycić Tobą.

Wywiązuje się krótka rozmowa, którą Grzegorz podsumowuje:

– Bo Pan zaspokaja nie nasze zachcianki, a nasze potrzeby: te najważniejsze – potrzeby duszy.

Pan:

– Moi kochani. Ksiądz Josemaria (Escriva de Balaguer) jest tutaj ze Mną. Ja chciałem was zapoznać ze sobą.

Anna:

– To niesamowite.

Grzegorz:

– Nie dziwisz się chyba, że to, co my możemy pomyśleć i czego zapragnąć, Pan pomyślał pierwszy i pragnienie też nam podsunął? To jest dzieło Boże.

Pan:

– Tak, to jest moje dzieło – czyli obliczone do końca istnienia ludzkości, zwracające się ku każdemu mojemu dziecku.

Do Anny:

– Martwiłaś się dzisiaj swoim wiekiem, a Ja ci mówię, że nie jesteś „za stara”. Dla „mojego dzieła” nie ma granicy wieku ani zdrowia. Pamiętaj, córko, że moje dzieło dotyczy waszych dusz. Czy dusza może być „za stara” lub „zbyt chora”, aby nie móc jeszcze bliżej podejść do Mnie? Dusza nie ma wieku; ma prawo do nieustającego rozwoju w wieczności.

Przypomnij sobie, Anno, co wam mówiłem, że jesteście jedną ludzką rodziną. W rodzinie jeden drugiego wspomaga, jeden od drugiego się uczy i jeden uzupełnia dary drugiego swoimi darami – tak właśnie jak wy w tej chwili (Pan dodał to z uśmiechem). I pomyślcie, o ile każdy z was byłby uboższy, gdyby był sam.

W „Opus Dei” też są przyjaźnie i pomoc wzajemna wynikająca z umiejętności każdego z was. Nawet jeżeli wydaje się, że organizatorzy – głównie księża – służą wam, a wy przelewacie na innych wasze umiejętności, to nie jest to ruch jednokierunkowy. Jak powiedziałem, jest to moje dzieło, a więc wszystkich was obejmuje moja miłość, która poprzez każdego z was wzrasta i poszerza się. Nie patrzcie więc na to jako na przygotowanie żołnierzy, a tak jak rozumiał to mój syn Josemaria... Prosi was, abyście do niego mówili „Ojcze Jose” albo „Ojcze Josemario”, bo w tym ojcostwie odnajduje największą radość.

On pragnął każdego z was przybliżyć do Mnie, rzucić w moje ramiona. Można to nazwać „uświęcaniem”, ale jest to doprowadzanie was do Źródła Miłości, abyście pili i nasycali się (Pan powiedział to tak jak o źródle wody żywej przy rozmowie z Samarytanką: „Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody, która wytryska ku życiu wiecznemu” J 4, 14). Czy teraz rozumiecie, że działaliśmy Obaj? I nadal to robimy.

Teraz pora już na Grzegorza (idącego na rozmowę do ośrodka „Opus Dei”). Ojciec Jose mówi, że będzie przy tej rozmowie. Ale możecie porozmawiać (ze sobą) przy najbliższej okazji, bo Ja tego chcę, Anno. (...)

Pan dodaje jeszcze:

– Ojciec Jose wie, jak liczę na was w ewangelizacji świata i jak potrzebne jest prawdziwe nawrócenie wam samym. Natomiast Ja, znając was, pragnę ukazać wam perspektywy przyszłości, aby zachęcić was i przygotować na miarę powagi waszych zadań.

Teraz błogosławię wam i Ojciec Jose wraz ze Mną. +


Proponuję wam, abyście codziennie wspólnie dziękowali Mi za przeżyty dzień

3 XII 1992 r. Anna, Grzegorz, Mariusz

Rozmawiamy dłuższy czas. Gdy przystępujemy do modlitwy, wahamy się przez chwilę, jak ją rozpocząć.

Grzegorz:

– Panie, chcemy być przy Tobie tak bliżej (niezależnie od tego, czy zechcesz nam coś powiedzieć, czy nie).

Pan:

– Przecież Ja z wami jestem stale. Wyraźcie to raczej w ten sposób, że pragniecie odczuć moją obecność, a więc oddajcie Mi swój czas, abym mógł do was przemówić i być słyszany. Wobec tego pytam cię, Mariuszu, czego najbardziej teraz, w tym okresie, potrzebujesz.

Mariusz:

– Miłości, siły do pełnienia swoich obowiązków – bo czuję się tak słaby, bezradny – żebym mógł się z nich wywiązać i żeby Pan przeze Mnie mógł pomagać, żebym był narzędziem użytecznym.

Pan:

– A więc mówisz, synu, że czujesz się słaby. To twoje wielkie szczęście, że swoją słabość rozumiesz. Dookoła siebie masz przykłady ludzi, którzy są z siebie w pełni zadowoleni i o żadną pomoc nie dbają. I cóż ty wtedy widzisz i słyszysz? (Chodzi tu o wypowiedzi i zachowanie posłów w sejmie).

Mariusz:

– No, jest to żałosne.

Pan:

– Do sprawowania służby publicznej w ojczyźnie waszej prawie nikt nie jest przygotowany. Jedni dlatego, że nie znają tej służby, dopiero w nią wchodzą i poznają swoje braki, drudzy – bo przedtem służyli przeciw swojej ojczyźnie tak długo, iż nie są już zdolni zmienić swojego sposobu myślenia, tym bardziej że przez całe swoje życie nie interesowali się swoją ojczyzną, lecz tylko swoją karierą, nie znają więc tradycji, historii i kultury własnego narodu, czyli nie mają właściwej Polsce hierarchii wartości. Ci prędzej czy później muszą odpaść, bo Matka moja nie ścierpi sług obcych w swoim królestwie. (W znaczeniu: im bardziej Maryja będzie obejmowała władzę, w tym większym stopniu ludzie tacy – nie chcąc służyć Bogu i Maryi, nie mogąc zrozumieć sensu takiej służby – będą odpadać lub usuwać się).

Jednym słowem, synu, skoro stajesz przede Mną w prawdzie o sobie i nie próbujesz kłamać sobie, możesz liczyć na pomoc moją.

Jeżeli Ja sobie ciebie upatrzyłem – a sam wiesz, że tak było – do służby publicznej, jakże bym mógł pozostawić cię samego. Czyż Ojciec może wypuścić małe dziecko pomiędzy wilki?

Wiem, że uczyć się pragniesz i uczysz się szybko. Dla Mnie najważniejsze jest, abyś pozostawał wierny tym wartościom, które sam ustawiłeś wysoko. Proszę cię, dziecko, abyś starał się trwać w prawdzie. Pamiętaj, że Mnie reprezentujesz. Szanuj więc swoją godność... i godność innych dzieci moich; mówię o wszystkich, z którymi się spotykasz. Osądzanie ich należy do Mnie, do ciebie zaś należy ukazywanie wrogom moim i waszym oblicza prawdziwego wyznawcy Jezusa. Ucz się, synu, pokoju wewnętrznego i opanowania, nie poddawania się emocjom. Gdy poddajesz się emocjom, trudno Mi dotrzeć do ciebie z moją pomocą, gdy zaś trwasz w ciszy i spokoju, możesz Mnie usłyszeć. Pamiętaj, że Ja, Ojciec twój, stoję za tobą. Nie obiecuję ci stałych zwycięstw, ale mogę ci obiecać moje prowadzenie. Cóż jeszcze powiesz Mi, synu?

Mariusz:

– Pragnę przede wszystkim podziękować za to prowadzenie „za rączkę”. Tego się nie da nie zauważyć, nie odczuć.

Pan:

– Mój synu, jeżeli dziecko wyciąga rękę, trudno żeby Ojciec nie ujął jej – tym bardziej jeżeli dziecko jej nie wyrywa. I w tym pomaga ci twoja niepewność.

Mariusz:

– To nie tylko niepewność przy starych wygach (doświadczonych graczach politycznych) to także niepewność bytowa.

Pan:

– Trwaj w zawierzeniu, bo najbardziej potrzebne ci jest – na całe twoje życie – zawierzenie Mi. Na pełni zawierzenia buduje się przyjaźń Boga z człowiekiem. Synku, podziel się moimi słowami ze swoją żoną i oboje złóżcie swoją przyszłość w moje ręce. Zróbcie to jak najszybciej.

Mariusz:

– A czy mógłbym prosić o jakieś słowo dla Jagody (żony), coś, co mógłbym jej przekazać?

– Jak przyjdzie, to porozmawiamy wspólnie. A teraz powiedz jej (ode Mnie): „Kocham cię, córko. Wiele się po tobie spodziewam, więc ucz się pilnie i bądź podporą twego małżonka: trwaj w jedności z nim”. (W znaczeniu: chodzi o to, żeby dzielić się swoim spokojem, „optymizmem”, a nie niepokojami). „Wspólne zawierzenie we Mnie cementuje waszą wspólnotę”.

Synu, proponuję wam, abyście codziennie wspólnie dziękowali Mi za przeżyty dzień. A rano zapraszajcie Mnie do udziału w waszym życiu. To wam chyba dużo czasu nie zajmie? (Pan powiedział to z uśmiechem).

Zauważamy, że zrobiło się bardzo późno.

Anna:

– A teraz prosimy Cię, Panie, o błogosławieństwo.

Pan:

– I tak za długo (trwała rozmowa), dzieci, jesteście już zmęczeni. Przytulam was do serca. A wiecie, co to znaczy? Zanurzam was w miłości mojej i nasycam nią. Niech radość wasza wzrasta, a słabość wasza niech się ukryje w mojej mocy. Błogosławię was. +


My was bronimy przede wszystkim przed zgubą wieczną

8 XII 1992 r. Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny

Spotkanie w godzinie łaski (12-13). Anna, s. Maria, Mariusz

Anna zwleka z rozpoczęciem modlitwy mówiąc, że się denerwuje. Maryja pyta:

– Czym, dziecko, możesz się denerwować? Przecież Ja czekam na was. Spotkaliście się tutaj, aby wykorzystać godzinę łaski.

Anna:

– Matko, czy mogłabyś nam powiedzieć, co powinniśmy teraz robić, na czym się skupić, gdzie Ty chciałabyś nas widzieć?

W odpowiedzi Maryja przypomina, że już Mieszko I przyjmując chrzest uznał władzę Jezusa nad sobą i swoim państwem, słowem, że już od pokoleń jesteśmy Jego poddanymi i powinniśmy Mu służyć chętnie i gorliwie. Dalej Maryja mówi:

– Moi kochani, cieszę się, że mogę być z wami w godzinie łaski. Towarzyszy wam w myśli więcej osób, a to oznacza, że garniecie się w tej godzinie do Mnie jako do Matki. Jestem z wami. Cieszę się waszą miłością. Cieszy Mnie, że przez was mogę łaski Pana mego rozpostrzeć nad Polską, nad moim królestwem.

Wiedzcie, że prawdziwy władca, jakim jest mój Syn – w którego imieniu objęłam ten kraj – taki władca jest dla swoich poddanych Ojcem, lecz i prawodawcą, a bardziej niż najwyższym sędzią jest obrońcą wszystkich swoich poddanych. My was bronimy przede wszystkim przed zgubą wieczną. Dlatego teraz pragnę wam powiedzieć, jak powinniście się bronić przed nieprzyjacielem.

Zachęcam was do śmiałych ataków, a nie do biernej obrony. Tam gdzie My panujemy, musicie być pewni zwycięstwa. Bóg nie zna przegranej, chyba że przez zdradę swoich poddanych, ale wtedy to oni przegrywają swój los, gotując sobie zgubę wieczną.

Ludzie upadają wtedy, gdy korzyści z przyzwolenia na zło i poddania się w niewolę (rezygnacji z dalszej walki) przedłożą ponad wszystkie wartości. Szatan o tym wie dobrze. Dlatego prowadzi z wami perfidną grę, gdyż zaczyna zawsze od ustępstw, tak drobnych, że ich prawie nie zauważacie. Ponieważ wydają się wam nieważne, nie budzą w was sprzeciwu. I łatwo sami się z nich usprawiedliwiacie.

Dla szatana nie ma granicy wieku. On atakuje każdego. Na przykład łatwo można znieprawić dzieci, zwłaszcza gdy ich rodzice nie mają ustalonej hierarchii wartości. Dla waszego kraju były to zawsze wartości chrześcijańskie. Jeżeli w pewnych rodzinach te wartości nie istnieją, miejsce ich zajmą na pewno różne bożki. (Ze zrozumienia: Człowiek został stworzony do życia w wieczności ze swoim Stwórcą, Ojcem i Dawcą dobra w stosunku wzajemnej miłości oraz czci i uwielbienia, jakie ma każda istota stworzona wobec Dawcy swego istnienia. Jeżeli ten stosunek miłości zostaje zburzony przez człowieka, miejsce Boga zajmują złudne wartości). Prawdziwą tragedią jest to, że człowiek sam siebie stawia w miejscu należnym Bogu; tym samym jego wybór staje się „jedynie słusznym”, „prawidłowym” i „zobowiązującym” – czyli człowiek ubóstwia sam siebie.

W wyniku takiej postawy człowiek mniema, iż posiada nieograniczoną wolność wyboru wszystkiego, czego pożądać będzie jego miłość własna. Człowiek, który odrzuca istnienie Stwórcy, odrzuca również istnienie szatana (jeśli jednak w szatana „wierzy”, to jako w narządzie swojej woli, mniemając, iż otrzyma odeń wszystko, czego zapragnie). To jest jak igraszki dziecka z wygłodniałym tygrysem, które ono nieświadome niebezpieczeństwa bierze za zabawkę – za kotka, z powodu miękkiego, barwnego futra, ale zabawa kończy się zawsze tragedią człowieka.

Moje dzieci, szatan zawsze atakuje, a tym bardziej – moje królestwo. Pragnę, abyście rozpoczęli z nim walkę. Bóg jest zawsze przy tym, kto walczy w Jego imię. Przyjmijcie do swego serca, że nikt nie może przegrać, jeśli przy nim stoi Bóg. Izrael to wiedział. (Maryja przypomina wiele przykładów, m.in. wojska Jozuego, mury Jerycha, walkę Dawida z Goliatem). A świat współczesny odrzucając Pismo święte odrzucił tym samym swoje prawdziwe dziedzictwo (w znaczeniu: i tym samym zatracił świadomość, czym naprawdę jest człowiek – dzieckiem Bożym sprzymierzonym ze swym Niezwyciężonym Ojcem).

Pragnę, abyście przestali się bać, bo sam Bóg staje w waszej obronie. Występujcie przeciwko tym, którzy walczą z wami metodami nieprzyjaciela: kłamstwem, oszustwem, insynuacją; którzy posługują się nadal metodami wypracowanymi w królestwie szatana, w szczególności w Rosji Sowieckiej. Wielu z was nadal boi się występować jawnie. Sprzeciwiajcie się wszelkim wynaturzeniom, walczcie z próbami infiltracji (duchowej) zła tak ze Wschodu, jak i z Zachodu.

Cały mój lud potrzebuje ewangelizacji, potrzebuje oczyszczenia i odrodzenia. Mówiłam, jak łatwo jest znieprawić małe dzieci. Im wystarczy zły przykład pijaństwa lub złego życia rodziców; starszym zaś – zgorszenie, które niosą środki społecznego przekazu, bezkarność dla jawnych przestępców, dla gorszycieli i oszczerców, brak prawdy w życiu publicznym, zwłaszcza w środowiskach opiniotwórczych i partyjnych.

Ja wam ukazuję wszystkie niegodziwe metody działania – jesteście tego świadkami, słyszycie, czytacie, oglądacie – ale chciejcie się uczyć i chciejcie występować przeciw nim, posługując się prawdą i sprawiedliwością (wymiarem sprawiedliwości). Uczcie się walki środkami prawnymi. Jeżeli pojedynczych ludzi na to nie stać, to stać partie, stowarzyszenia, a nawet niewielkie firmy.

Dzieci, starajcie się działać z godnością, pamiętając Kogo reprezentujecie – działając spokojnie, wystrzegając się emocji. I co bardzo ważne, swoich przeciwników stawiajcie pod krzyżem mojego Syna. Módlcie się za nich, bo bardziej niż ktokolwiek inny potrzebują pomocy i przebaczenia. Skoro wierzycie w istnienie po śmierci, jakżeż możecie patrzeć spokojnie na agonię duchową waszych współrodaków! Proście za nich, gdyż mój Syn pragnie ich uratować.

Wszystkie wasze złe myśli potępiające innych ludzi są przeciwne pragnieniu Chrystusa, który również za nich przelał Krew. Proszę was jako Matka, nie nienawidźcie waszych prześladowców, nie potępiajcie, nie osądzajcie, nie szkalujcie, bo w ten sposób stalibyście się jak oni. Jezus jest waszym obrońcą. On pragnie uratować każdego. Tak więc pragnę, abyście oczyszczali się wewnętrznie. Bądźcie czujni wobec waszych myśli, sądów i czynów (w znaczeniu: sąd nasz jest zawsze ułomny, bo nie znamy w pełni przyczyn, źródeł, motywów postępowania oskarżanego przez nas człowieka).

Pytałaś, co chcę, żebyście robili. Oczyszczajcie się, bo służba Panu memu staje się tym skuteczniejsza, im jest czystsza. Oczyszczajcie się od złych przewidywań, depresji, niewiary w naszą pomoc, od wszelkich pożądliwości (przedmiotów materialnych, sławy, chwały, znaczenia, wyniesienia ponad innych). Zwróćcie uwagę na pogłębiający się niestety w moim kraju brak miłosierdzia wobec słabych, bezbronnych i niechętnie przez was widzianych.

Dzieci, teraz najbardziej potrzebne jest wam zawierzenie i pewność zwycięstwa. Odrzućcie poczucie niemożności, nieumiejętności, a przede wszystkim beznadziejności. Przekazuję wam błogosławieństwo Pana: „Niech wzrasta w was pewność mojego zwycięstwa. Niech serca wasze poszerzają się i otwierają na miłość Bożą. Niech wzrasta w was nadzieja, odwaga i odpowiedzialność. Bo ci, którzy Mi wierzą, stają się odpowiedzialni wobec Mnie za cały swój naród.

Pan zwraca się do nas:

Potrzebuję was, dzieci moje, aby wasz kraj uczynić prawdziwie wolnym, a godnym mojego panowania – gdyż Ja jestem Panem wolnych. Umacniam was we Mnie. Niech wszystkie łaski, które wyprosiła wam Maryja, zakorzenią się w was i rozwijają. Błogosławieństwo Boga Niezwyciężonego daję wam”. +


Cieszę się z każdego przezwyciężania waszych przywar, słabości i smutku

8 XII 1992 r. Spotkanie wieczorne. Anna, Grażyna, Grzegorz

Mówimy o różnych zagrożeniach, m.in. o groźbie ponownego wybuchu w Czarnobylu. Maryja odpowiada na to:

– Nie obawiajcie się (wybuchu w Czarnobylu), Ja was osłonię. Wszystko, cokolwiek smutnego i groźnego szatan może wymyślić, nieustannie sugeruje wam. Wysiłek całych zastępów piekielnych jest skierowany teraz przeciw wam. Dlatego tyle wam dzisiaj mówiłam o niepoddawaniu się i zdecydowanej walce. Ta walka odbywa się we wnętrzu każdego z was i dlatego jest tak ciężka, że wzajemnie przekazujecie sobie załamanie, zwątpienie i zniechęcenie. Proszę was, odrzucajcie od siebie podobne pokusy, wspierajcie się wzajemnie, podnoście się na duchu. Cieszcie się z każdego przejawu dobrej woli w cudzym działaniu. Rozumiem wasze fizyczne zmęczenie. Starajcie się odpoczywać jak możecie. A najlepszy odpoczynek jest w atmosferze przyjaźni, zrozumienia i miłości wzajemnej. Starajcie się podtrzymywać innych, nie zaś obciążać.

Kończy się już czas oczyszczenia, więc proszę, starajcie się mobilizować wewnętrznie. A jak inaczej możecie to zrobić, jeśli nie przez oparcie się na miłości Boga. Wyrabiajcie w sobie to, co nazywacie często tężyzną duchową. Przypowieść Jezusa o latorośli jest wciąż aktualna, a przecież wy jesteście żywymi gałązkami i krąży w was moc Boża, którą otrzymaliście przy Chrzcie Świętym.

Zróbcie dla Mnie taki mały gest: Weźcie się za ręce i powiedzcie sobie głośno: „Jesteśmy silni, bo Bóg nas kocha”.

Czynimy to z radością.

Maryja:

– Dzieci, jeśli macie pytania, Ja słucham.

Grażyna:

– Chciałam bardzo podziękować za to, co działo się na kursie, w którym uczestniczyłam, za tyle dobra...

Maryja:

– A dlaczego o tym Annie nie opowiesz...?

Opowiadamy, dziękujemy za różne wydarzenia mające niedawno miejsce. Stwierdzamy w końcu, że jesteśmy w lepszym humorze. Maryja mówi:

– Powinniście już wiedzieć, że nasze słowa to nie są dźwięki. My się do was zwracamy z miłością. A łaski dzisiejszego dnia są bardzo wielkie, bo Pan mój zapragnął Mnie uszczęśliwić. Czy sądzicie, że mogłabym nie podzielić się nimi z wami? Wy z łatwością odczuwacie naszą miłość (w znaczeniu: zbliżyliśmy się przez te lata). A teraz pozwólcie, że na zakończenie naszego spotkania powiem wam kilka słów od siebie, nie jako Królowa, a jako Matka.

Ja patrzę w wasze serca i cieszy Mnie każde wasze najdrobniejsze zwycięstwo nad tą biedną, zaciemnioną (po grzechu pierworodnym) naturą ludzką. Cieszę się z każdego przezwyciężenia waszych przywar, słabości i smutku. Cieszy Mnie, że pomimo wszystko potraficie się dzielić. Każdy gest dobroci i życzliwości jest dla Mnie dowodem, iż jesteście zdolni do szybkiego otrząśnięcia się z „oparów zła”.

Przyglądałam się przedwczoraj (6 X 1992 r. w niedzielę na Placu Zamkowym w Warszawie) spotkaniu i przebiegowi zbiórki na rzecz samotnych dzieci z domów dziecka. Widziałam wasze twarze: wszystkie były uśmiechnięte. Cieszyliście się wzajemnie swoją liczebnością pomimo złej pogody. Patrzyłam na was z rozczuleniem i nadzieją, jak wiele jest w was dobrej woli i pragnienia, by udzielać się sobie jak wiele zrozumienia dla potrzeb innych i współczucia. W przyszłości, wierzę, że nie będzie w naszym kraju żadnych domów dziecka. Chciałabym, aby powstawały liczne rodziny zastępcze. Będę pobudzać was w tym kierunku.

Wy widzicie tylko krzykliwe i jaskrawe zło, ale nie widzicie cichych uczynków dobroci. Nie widzicie tych jasnych strumieni światła wzbijających się ku Bogu przy każdej waszej prośbie za innych, modlitwie orędowniczej. Wciąż wam mówię: „Jesteście zdolni do odrodzenia się, do zrzucenia tego „czerepu rubasznego” waszych wad i błędów”. A Ja zrobię wszystko, aby ukazać was światu w waszej prawdziwej postaci.


Ja dobrze wiem, jak potrzebuje Matki naród cierpiący, pokaleczony, zmarznięty i smutny

Pytasz, Anno, jaka jest ta wasza prawdziwa postać. Jesteście przecież dziećmi Bożymi, dziedzicami królestwa. A jako naród jesteście rodziną duchową o potężnej sile przekształcania ziemi w podnóżek nieba, pierwszy jego stopień. Ufam, że wspólnie doprowadzimy do prawidłowości i jasności wasze prawa i obyczaje i obdarzymy ziemię wizerunkiem narodu żyjącego w radości i pokoju. A więc, dzieci, przygotowujcie się.

Anna:

– Czyli ma to być spełnieniem pragnienia Boga, by przebywać z ludźmi w bliskiej zażyłości?

Maryja:

– A czyż tak nie jest w tej chwili pomiędzy nami? Powiedzcie Mi, czy nie pragnęlibyście, aby to się stało udziałem waszego narodu?

Grażyna, Grzegorz:

– W całym świecie.

Maryja:

– Przecież to wy, Polacy, macie być tą zapaloną latarnią.

Anna:

– Pragniemy całym sercem. I wiem, ile pokoleń się o to modliło. Gdybyś, Matko, wiedziała, jak pragniemy prawości życia społecznego.

Maryja:

– Nie tylko wiem, ale pragnę dla was tego szczęścia z całego swego matczynego serca, gdyż Ja wiem, co może uszczęśliwić człowieka.

Anna:

– Jesteś nam, Matko, potrzebna w każdej sekundzie życia. Ty nas usprawiedliwiasz przed Bogiem, nie zrażasz się nami. Jesteś prawdziwą Matką.

Maryja:

– Ja dobrze wiem, jak potrzebuje Matki naród cierpiący, pokaleczony, zmarznięty i smutny. Dlatego nie pozostawię was nigdy sierotami.

Anna:

– Dziękujemy Ci, Panie, za Maryję. Dziękujemy za Ciebie, Matko. Bez Ciebie byłoby „zimno” na ziemi. Teraz widzę, jacy biedni są muzułmanie (którzy tak nisko stawiają kobiety).

Maryja:

– Dzisiaj mówmy o was. Wydaje Mi się, że łatwo Mi porozumieć się z wami, szczególnie z kobietami polskimi, bo one tak wiele wycierpiały.

Rozmowa schodzi na dzieci.

– Prosimy Cię, Matko, żebyś zajęła się wszystkimi dziećmi, a zwłaszcza tymi, których rodzice nie przygotowali do człowieczeństwa.

Anna:

Matko, Ty nas też nadal wychowujesz – Jezusowi. I my to czujemy. I dziękujemy.

Maryja:

– Przecież wszyscy jesteście moimi dziećmi.

Prosimy za różnych ludzi, za grupy ludzi, za środowiska i zawody, za Kościół, za wspólnoty zakonne – za „wszystko, co Polskę stanowi”.

Anna:

– Prosimy Cię, Matko, o błogosławieństwo.

Maryja:

– Błogosławieństwo Boga przekazałam wam wcześniej. A teraz przygarniam was do siebie. W waszych osobach przygarniam też waszych przyjaciół i bliskich. Pragnę mieć przy sobie jak najwięcej dzieci. Mój płaszcz jest obszerny.

Tak bardzo pragnę was podnieść na duchu, napełnić nadzieją, dać poczucie bezpieczeństwa i utrwalić w was świadomość, że jesteście kochani bezgranicznie i na zawsze. Ufam, dzieci, że nie dacie się oderwać ode Mnie, bo Ja was siłą zatrzymać nie mogę, ale pragnę mieć was jak najbliżej przy sobie. Kocham was, moje drogie zatroskane dzieci.


Proś o otwarcie ich serc na nauki mojego Syna

10 XII 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz

Dyskutujemy o zmienionym układzie „Słów Jezusa Chrystusa do polskiego narodu”. Do rozmowy dołącza się. Pan:

– Dziękuję wam za wasz wkład pracy, bo dla was obu był on dużym wysiłkiem. Zawsze tak bardzo się cieszę, że robicie coś dla Mnie z miłości i że do pracy skłania was miłość do waszych współbraci, bo przecież to dla nich szykujecie tę pracę.

A ty, Anno, gdybyś była podobna do wielu innych osób, trzymałabyś wszystko dla siebie. Widzisz, ci wszyscy, którzy Mnie naprawdę kochali, pragnęli się Mną dzielić (np. Prorocy). (...)

Czytamy słowa Maryi ze spotkań w uroczystość Niepokalanego Poczęcia (dwa dni temu).

O. Jan:

– Dziękuję za zachętę do dzielenia się i proszę o umiejętność dzielenia się. Będę prowadził teraz rekolekcje...

Pan:

– A jak myślisz, czy mógłbym ci nie pomóc? Przecież robisz to dla Mnie.

O. Jan:

– Proszę o błogosławieństwo na rekolekcje.

Maryja:

– Czy chcesz, abym Ja udzieliła ci błogosławieństwa?

Chcę cię przytulić do serca, bo nie było cię tu w dniu mojego święta (8 grudnia). Daję ci moją pomoc i moją miłość. Kiedy będziesz jechał na rekolekcje, ciesz się tym, że będziemy prowadzić je razem, bo jeśli cię zrozumiałam, chcesz przygotować ludzi na przyjście mojego Syna. Czy masz zamiar rozpocząć je od Mszy świętej?

O. Jan:

– Tak.

Maryja:

– W takim razie, synu, w czasie ofiary Mszy świętej oddawaj Mi w opiekę wszystkich biorących udział i siebie, i proś o otwarcie ich serc na nauki mojego Syna – bo przecież mówisz w Jego imieniu, czyż nie tak? Wszystko, co poznałeś tutaj, może być przez ciebie użyte (chodzi o treści, a nie o same teksty). Tulę cię do serca, synu, i daję ci to samo błogosławieństwo, które przekazałam od Syna mego 8 grudnia. Daję ci też siły i pragnę „rozjarzyć” cię radością, abyś miał się czym dzielić.

Przyjmijcie błogosławieństwo Boże. +

A teraz, Janie, pobłogosław moje dzieci błogosławieństwem kapłańskim.


Czy macie dzisiaj jakieś osobiste problemy?

14 XII 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz

Po omówieniu poprawek do nowego wydania „Słów Jezusa Chrystusa do polskiego narodu” zwracamy się do Pana:

Anna:

– Panie, czy to co przygotowaliśmy, jest już dobre, czy też masz uwagi i chciałbyś coś zmienić?

Pan:

– Słowa są moje, a cała reszta należy do was. Ja szanuję nasz podział pracy. A jeśli chodzi o drobne uwagi, to wskazywałem ci miejsca wymagające wyjaśnienia. Pomagałem Grzegorzowi, pomagałem Janowi, ale wtedy, kiedy chcieliście to zrobić (tzn. zwrócić się. do Pana z prośbą o pomoc). Czyż wczoraj nie pomogłem ci, kiedy Mnie prosiłaś?

Anna:

– Tak, i tak szybko poszła praca w przeciwieństwie do poprzedniego dnia, kiedy nie prosiłam o pomoc.

I nic więcej, Panie, nie chcesz już zmieniać?

Pan:

– Pozostawmy to tak, jak jest teraz.

Cieszę się, że przyjęliście moje życzenie, żeby fragment psalmu (chodzi o fragment psalmu 102, zaproponowany przez Grzegorza jako zakończenie) był na końcu. Ja to robię dla mojej Matki, która żyła psalmami, i chciałem, żebyście i wy (każdy, kto będzie czytał) zobaczyli, jak starodawny jest tekst mówiący o miłosierdziu Boga.

Czy macie dzisiaj jakieś osobiste problemy?

O. Jan:

– Mam trudności przy pisaniu referatów, które mają być wygłoszone na zjazdach.

Pan:

– A prosisz Mnie o pomoc przy rozpoczęciu? Rzecz jasna, że we dwóch zrobimy to szybciej. A jaki to referat masz pisać?

O. Jan:

– „ Wychowanie do postawy obywatelskiej”, „Wychowanie do powściągliwości i pracy” i „Odpowiedzialność obywatelska za dobro wspólne państwa”.

Pan:

– Synu, czy nie sądzisz, że o każdym z tych trzech tematów Ja wiem trochę więcej niż ty? Pomógłbym ci chętnie w wybraniu do każdego z nich głównych myśli – Pan dodaje z uśmiechem – „tematu wiodącego”.

Anna:

– Panie, dlaczego nie pisano o twoim śmiechu? Przecież na pewno, gdy przebywałeś tyle czasu z Apostołami, śmieliście się.

Pan:

– Tak, ale Ewangeliści pisali nie o naszym dniu codziennym, lecz o wydarzeniach, o mojej nauce i faktach, które ją potwierdzały. Przecież w ciągu trzydziestu lat byłem pomocnikiem ojca, a potem cieślą. Czy myślisz, że w tym czasie nic dobrego dla nikogo nie zrobiłem?

Anna:

– Musiałeś, Panie, zrobić, skoro zostałeś zaproszony na wesele razem z Maryją do biednych ludzi (do Kany) – i to z szacunkiem.

Pan:

– Ale teraz wracamy do Jana. (...)


Synu, dziel się Mną

O. Jan:

– Dziękuję za czas rekolekcji.

Pan:

– Synu, czy zadowolony z nich jesteś?

O. Jan:

– Tak, zacząłem mówić otwarcie. Zacząłem się dzielić.

Pan:

– Synu, dziel się Mną. To, co już wyszło, zwłaszcza u michalitów (chodzi o „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”), możesz pożyczać wielu osobom na próbę.

Przekaż Stasi moje błogosławieństwo i powiedz jej, że nadal pociesza moje serce. Ja często ratuję człowieka opornego ze względu na prośby tych, którzy z jego powodu cierpią i ponoszą ofiary. Powiedz jej to i przekaż moje błogosławieństwo, dając błogosławieństwo kapłańskie.

A ty, Grzegorzu?

Grzegorz:

– Ja mam dwie sprawy. Zapytałem znajomego Hiszpana, czy nie sprawdziłby hiszpańskiego tłumaczenia „Słowa do chorych”. Chciałbym się dzielić, ale boję się postąpić nierozważnie.

Pan:

– Mówię ci to samo co Janowi: Dziel się Mną.

Grzegorz:

– Druga sprawa dotyczy Uli, która martwi się o swojego nadmiernie pijącego brata i modli się za niego. Ale widzę, że Twoje słowa do p. Stanisławy zawierają już odpowiedź.

Pan:

– Zawsze mówię wam to samo. Nie przestawajcie go kochać (kogoś bliskiego, grzeszącego, trudnego w pożyciu). Módlcie się za niego i wszystko, co wam przychodzi z trudnością i cierpieniem, oddawajcie za niego. Wobec waszych bliskich jest to nawet wasz obowiązek.

Anna opowiada o poznanej przed laty kobiecie znajdującej się w podobnej sytuacji, która otrzymała od Pana zapewnienie, że jej ofiary i niewzruszona miłość wyproszą jej mężowi zbawienie, i od tej chwili ogromnie się zmieniła: stała się radosna, spokojna, ufna... Pan dodaje:

– A Ja go już mam u siebie. A ponieważ chciałem sprawić radość tej, która się za niego modliła i wytrwała w postawie heroicznej, pomogłem mu i tak go umocniłem, że nie umarł bez sakramentów. Tak że ona wie, iż jestem wierny swoim obietnicom, dziękuje Mi i nadal Mi służy.

Jak będziesz wszystko Mnie oddawała – Pan zwraca się do Anny – nie będziesz miała takich obciążeń pamięci. (...)

Teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo dla was, dla waszych bliskich i przyjaciół. A tobie, Janie, daję specjalne błogosławieństwo dla twojego domu, twoich uczniów i ze względu na twoją służbę błogosławię też całą grupę, dla której prowadziłeś rekolekcje w Gdyni. Jeśli chcesz je przekazać, to wyślij im z opłatkiem swoje błogosławieństwo, a Ja dodam swoją moc.

Daję wam błogosławieństwo Boga Najwyższego. +


Po to przyszedłem na świat, żeby nikt z was nie zginął

15 XII 1992 r. Anna, o. Jan

Ojciec Jan mówi o zamiarze wzięcia udziału w konferencji socjologów religii Europy Środkowo-Wchodniej. Pan odpowiada:

– Synu, zawsze na ciebie liczę jako na swego obrońcę nie tylko „z urzędu”, jako na jezuitę, ale z miłości, jako na mojego przyjaciela. Może na zjeździe będzie ktoś nawrócony, np. z Moskwy, komu można dać „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”.

Janie, najbardziej działa na ludzi postawa i zachowanie tych, którzy Mnie reprezentują. Ty nie masz z tym trudności, bo umiesz uszanować godność ludzką i nigdy sam nie zacietrzewiasz się w dyskusji. O to głównie chodzi. Możesz wypowiedzieć się właśnie na temat godności człowieka jako dziecka Bożego. Jeżeli bowiem nie bierzecie pod uwagę tej prawdziwie królewskiej godności danej przez Stwórcę i przysługującej człowiekowi przez fakt urodzenia, to jakież inne powody do szacunku znajdujecie? Na przykład tytuły naukowe, honorowe, arystokratyczne czy urzędowe, wyróżniające niektórych ludzi, będą niestety wywoływać u drugich służalczość połączoną z lekceważeniem lub pogardą dla ludzi nie posiadających żadnego tytułu.

Gdy mówi się o humanizmie jako o podstawie szacunku dla człowieka, to powstaje pytanie, na czym się ten humanizm opiera i z czego się wywodzi. Trzeba ukazać podstawę, na której opiera się szacunek człowieka dla jego bliźnich: kto stworzył podstawę tego szacunku i kto jest prawodawcą zobowiązującym ludzi do poszanowania swoich bliźnich.

Ja wam mówię, że wszyscy jesteście moimi umiłowanymi dziećmi, że dałem wam istnienie po to, abyście stawali się szczęśliwi. W tym celu wyposażyłem was w sumienie, rozum i wolę. Już raz mówiłem wam, że nie bylibyście wolni, gdybyście nie mieli możności wyboru. W tym (prawie do wolności wyboru) zawarty jest mój ogromny szacunek dla waszej wolności i godności.

Nie mówię ci tego, synu, po to, żebyś wszystko, co tu słyszysz, miał od razu wygłosić. Pamiętaj, że zawsze cię będę wspomagać, cokolwiek będziesz mówił jako mój przedstawiciel, mój syn, mój żołnierz, mój wojownik – jezuita.

Kocham cię, synu. Dziękuję ci za wszystkie trudy; bo przecież jeżdżąc tak daleko, by głosić rekolekcje czy też przyjeżdżając do Warszawy, musisz pokonywać własne zmęczenie. Robisz to, jak mniemam, w celu służenia Mi lepiej i pełniej.

Teraz, synu, pozostań w pokoju. Niech nic cię nie przejmuje, ponieważ to Ja jestem panem twojego życia, a Ja cię kocham.

Janku, przyjmij pozdrowienia od twojej rodziny, która jest ze Mną.

O. Jan:

– Dziękuję Ci, Panie, za ich zbawienie.

Pan odpowiada uśmiechając się:

– Przecież po to przyszedłem na świat, żeby nikt z was nie zginął. W rzeczywistości giną tylko ci, którzy sami tego chcą.

Anna:

– Jest wielu ludzi, którzy Ciebie nie znają?

Pan:

– Każdego z was osądzam wedle jego sumienia, nie inaczej. (W znaczeniu: gdy człowiek w coś wierzy, posiada jakąś hierarchią wartości duchowych, i postępuje wedle tych praw, które uznał za dobre i przyjął, to jest w porządku).

Synu, daj kapłańskie błogosławieństwo Stanisławie i Kazimierze; nie zapominaj o niej. Nie żegnam cię, synu, bo stale jestem z tobą i jutro razem pojedziemy do Krakowa. A teraz zamykam okres pracy nad drugą książką („Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu”, wyd. II).

Anna:

– Bardzo prosimy Cię o szybkie ukazanie się „Zaufajcie Maryi” oraz o szybkie wydanie „Świadków Bożego miłosierdzia”.

Pan:

– Polska jest dobrą matką. Jakże was kocham, dzieci. A teraz „zarządzam” dla was, moje dzieci, odpoczynek świąteczny – odpoczynek ze Mną.

Cokolwiek złego dzieje się na świecie lub będzie się działo, was to nie dotyczy. Ale cała ziemia potrzebuje waszego orędownictwa. Skupcie się na tym. (...)

Teraz przytulam was do serca, błogosławię was. + Cieszę się razem z wami z zakończenia pewnego etapu naszej wspólnej pracy.

Do Anny:

– Ty niczego się nie bój. Ale słuchaj lekarzy.


To tak jakbyście stali obok Maryi i Józefa w miejscu mojego urodzenia

21 XII 1992 r. Anna, ks. Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz

Po przeczytaniu słów Maryi z 8 XII 1992 r. mówimy o pięknie świata; Anna chciałaby zobaczyć „stamtąd” miejsca takie jak Florencja, które pragnęła zobaczyć, ale nie widziała. Pan mówi:

– Cieszę się, jeżeli wy się cieszycie moim światem.

Po chwili Anna zwraca się do księży:

– Zwróćcie się i wy do Pana.

Pan poprawia: „Zwróćmy się”.

Ks. Grzegorz:

– Dziękujemy Ci, Panie, za wspólne spotkanie. Pragniemy się przygotować na przeżycie Twojego Narodzenia. I żeby ta radość udzieliła się moim parafianom i całemu narodowi. Trapi ich niepokój...

Pan:

– A Ja bym sobie życzył, żeby każdy z was w dniu oczekiwania (Wigilii) postarał się dać radość innym w taki sposób, jaki jest mu dostępny:

Może mógłbyś pójść do więźniów z kapelanem, Krzysztofie?

Może mógłbyś odwiedzić przed południem jakąś chorą, Grzegorzu?

Przede wszystkim Ja chcę być z wami w tym dniu, więc nie czujcie się sami. Czujcie się moją rodziną. To tak jakbyście stali obok Maryi i Józefa w miejscu mojego urodzenia.

Anna:

– Czy możemy Cię o coś poprosić, Panie?

Pan:

– Przede wszystkim z tego powodu jestem z wami, bo Ja mam wszystko, a wy nic nie macie.

Anna:

– Proszę, żebyś w tym dniu dał radość swojej obecności tym, którzy są zupełnie sami – przede wszystkim chorym i samotnym w domach. Proszę Cię o ten dar.

Co sam chcesz nam powiedzieć, Panie?

Pan:

– Ponieważ dzisiaj czytaliście ostatnie nasze słowa, potwierdzam wam, że nie tylko nie odwlekam, ale już przystąpiłem do dzieła oczyszczenia świata. Tam gdzie w tej chwili wyładowuje się nienawiść, ujawniają się źródła zła (inspiracji duchowych sił zła). Takie działanie będzie się szerzyć jak zaraza, która idzie przez świat. Mówiłem wam, że cała Mała Azja stanie w ogniu. Także w Rosji będą narastać ogniska nienawiści zbiorowej.

Anna:

– Panie, my Cię w tym czasie prosimy o silną interwencję w sprawie powrotu Polaków z Rosji.

Grzegorz:

– A czy ma sens wysłanie listów do władz? Dzisiaj napisałem taki list.

Pan:

– Synu, jeżeli robisz to przez posłuszeństwo moim życzeniom, to Ja to przyjmuję jako twój udział w walce o życie twoich rodaków na Wschodzie. Bo robisz to, co możesz, i więcej nie możesz. Dziękuję ci za starania. Tak, chciałbym, żeby reagował każdy z was – czyniąc to, co może, ale też czyniąc wszystko, co może, w sprawach, o których wam mówię – wedle waszej możności.


Nie słowa, lecz wasze uczynki, wasze zmagania z nieprzyjacielem świadczą o was

Pan do ks. Krzysztofa:

– A jak pójdziecie (z kapelanem), podzielcie się opłatkiem ze wszystkimi, od naczelnika więzienia do najgorszego więźnia. A gdyby ktoś był ukarany karcerem, proście, żebyście i tam mogli wejść. Nie żądam od was więcej niż to możliwe; a gdy okaże się niemożliwe, nie będę miał do was pretensji – o ile spróbujecie.

Anna opowiada, jak na początku stanu wojennego, wracając z kościoła po Mszy pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia, podzieliła się opłatkiem z dwoma patrolami ZOMO i jacy ci młodzi ludzie z obu patroli byli szczęśliwi. Pan mówi:

– A Ja się tak tobą wtedy cieszyłem.

Anna:

– Ja się cieszyłam nimi: że chcieli ten opłatek przyjąć, że pod tymi mundurami były normalne chrześcijańskie dusze.

– Panie, dziękuję Ci za wszystko, za Twoje działanie w każdym z nas, za Twoją pomoc. Za p. Sławę.

Ks. Grzegorz:

– Dziękujemy Ci, Panie, za (nowe) sutanny.

Pan:

– Pamiętajcie, że to jest mój mundur. Jakże bardzo was zobowiązuje.

Ks. Grzegorz:

– Mundur! Żebyśmy mieli dusze takie...

Pan:

– Ale ludzie was sądzą (rozpoznają) po sutannach.

Ks. Grzegorz:

– Tak, Panie. Żebyśmy zawsze dawali dobre świadectwo o Tobie.

Pan:

– Ja się po was wiele spodziewam, moi drodzy synowie, i to wcale nie wedle waszych uzdolnień, lecz wedle mojego pragnienia uszczęśliwienia was, a co za tym idzie – moich potężnych środków pomocy. Więc wszystko zależy od waszej gorliwości w służbie mojej. Im więcej będziecie pragnęli rozdzielać (innym), tym więcej otrzymacie.

Grzegorz opowiada o „rozmnożeniu” paczek dla kloszardów paryskich (przygotowanych bodaj przez Wspólnotę Emmanuel w czasie minionych świąt). Przygotowano sto paczek i załadowano do samochodu, a obdzielono ok. trzystu kloszardów: każdy otrzymał paczkę. Rozmowa schodzi na nadzwyczajne uzdrowienia, na modlitwę wstawienniczą – różne budujące przypadki.

Pan:

– I to jest to, czego Ja od was chcę: żebyście się dzielili tym, co was cieszy – tym bardziej jeżeli to ukazuje wam przejawy mojej miłości do was. Bo Ja wciąż działam. Zawsze jestem równie obecny w świecie. I powinniście pamiętać o tym, że serce mam współczujące i jakże często ulegam waszym prośbom – jeżeli prosicie.

Anna:

– Dziękujemy Ci, Panie, za Twoje stałe działanie.

Pan:

– Gdybyście prawdziwie wierzyli, widzielibyście je codziennie. A Ja bardzo pragnę tego, żebyście stawali się żywymi świadkami mojego działania.

Anna:

– Gdy Ty działasz, to wszystko wydaje się takie zwyczajne.

Pan:

– Byłoby to „zwyczajne” (w znaczeniu: powszechne, stałe, codzienne), gdybyście wy byli moim ludem prawdziwie.

Ks. Grzegorz:

– Ile Pan musi w nas, w całym narodzie, jeszcze kształtować!

Pan:

– Ja tego pragnę. Od was przecież zależy, czym stanie się wasz kraj: ziemią moją, pełną radości, żyjącą w pokoju i bezpieczeństwie, czy „pustynią” stratowaną przez nieprzyjaciela, jeżeli wybierzecie służbę temu, który Mi się sprzeciwia.

Anna:

– Te szale wagi (czy opowiemy się za Panem, czy nie) ciągle się w Polsce wahają. Panie, my Tobie ufamy.

Pan:

– Nie słowa, lecz wasze uczynki, wasze zmagania z nieprzyjacielem świadczą o was.

Anna:

– A jednak my Ci wierzymy, Panie.

Pan zwraca się do obu księży:

– A wy, synowie, powiedzcie, co wy robicie w tej mierze?

(Gdzie wy widzicie siebie w tym zmaganiu, co wy możecie zrobić).

Grzegorz:

– Przede wszystkim w modlitwie.

Ks. Grzegorz:

– Przede wszystkim urabiam najmłodsze pokolenie. Staram się uświadamiać im zagrożenia. Koła różańcowe w każdej klasie.

Pan zwraca się do ks. Krzysztofa:

– A ty, synu, nie mów, że nic nie możesz.

– No, co ja mogę. Absorbuje mnie to więziennictwo.

Pan:

– Ja ci to określę. Pragnę, abyś tu otworzył przede Mną drzwi więzień. I dalej pójdziemy razem.

Po dłuższej rozmowie:

Anna:

– Panie, w Twojej obecności...

Pan:

– I co, czujecie się dobrze? Ja właśnie tego chcę.

Dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo. A ponieważ nie „zobaczymy się” już w tym roku, teraz daję wam moje dary na nowy rok pracy kapłańskiej. Uklęknijcie. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej Jego mocy, która was ożywi i wspomoże w waszej pracy. Ja w niej będę z wami. +

Po chwili Pan zwraca się do obu księży:

– A teraz wy dajcie błogosławieństwo kapłańskie.


Właśnie trud jest dowodem waszej miłości

24 XII 1992 r. Wigilia. Anna, Grażyna, Hanna, Grzegorz, Jacek, Maciek i Szczepan

Anna:

– Panie, chcemy pobyć z Tobą.

– Przecież Ja zawsze jestem z wami. Ale jeśli specjalnie chcecie zwrócić się do Mnie, to Ja „jestem na wasze usługi” (chcę wam służyć).

Pan mówi to żartobliwie, aby nas rozweselić; dostrzegamy to i nasz nastrój od razu się poprawia: zaczynamy się cieszyć.

Anna:

– Muszę Ci powiedzieć, Panie, że jest różnica między stanem duchowości przed wojną a obecnie. Wtedy taka bezpośrednia rozmowa z Tobą nie była możliwa; np. w mojej rodzinie nie mogę jej sobie wyobrazić. Za dużo było sceptycyzmu.

Pan:

– Bo i Ja się do was zbliżam w miarę wzrastania waszej potrzeby przebywania ze Mną.

Anna:

– Ale na to trzeba było, żebyśmy zrozumieli, że Ty możesz... że Ty chcesz z nami mówić. Dziękujemy Ci z całego serca...

Grażyna:

– Dziękujemy za Maryję i za Jej „tak”.

Dziękujemy za różne sprawy. Zaczynamy mówić o ludziach nie potrafiących okazać miłości inaczej niż prostymi czynami, np. ciężką pracą dla rodziny. Stwierdzamy nawet, że takich ludzi jest dużo, bardzo dużo.

Wtedy Pan mówi:

– Właśnie trud jest dowodem waszej miłości – to co wam przychodzi z trudem.

Przychodzi Szczepan z Maćkiem.

Szczepan:

– Cieszę się, że tu jestem.

Pan:

– Mój synu, gdybyś wiedział, o ile bardziej Ja się cieszę, mogąc was przygarnąć do serca. A dzisiaj chciałbym, żeby moją miłość każdy z was przekazał swoim bliskim.

Szczepan z uśmiechem:

– Zrobi się.

Pan:

– Moje dzieci, gdybym nie czynił wam w ten sposób krzywdy, nosiłbym każdego z was na ręku przez całe życie. Ale Mnie zależy na waszej chwale. Chciałbym uszanować waszą godność dzieci Bożych, wasze wybory, wasz trud włożony w wysiłki realizowania mojego królestwa na ziemi.

Największą radość przynosicie Mi wtedy, gdy ponad wszystko wybieracie Mnie – w mojej służbie światu.

Anna zaczęła sią zastanawiać (w myśli) nad tym, co trzeba zrobić, żeby utrwalić pobyt Pana na ziemi. Wtedy Pan mówi:

– Ja też tego pragnę. W waszym kraju chcę rozpocząć moje współżycie z wami, mój stały, wyraźnie odczuwalny pobyt, owocujący atmosferą miłości. Jeżeli będą wprowadzone moje prawa, to nie będzie ludzi samotnych, sierot i odrzuconych.

Obiecałem wam, dzieci, że wspomogę was mocniej i do waszych starań dodam moją moc, ponieważ jesteście bardzo osłabieni. Chciałbym tylko, abyście pamiętali, że nie jesteście sami, abyście oddawali Mi nie tylko waszą służbę, ale – z góry – tych wszystkich, z którymi macie się spotkać. Czy myślisz, Szczepanie, że za wasze środowisko pracy nie należy orędować? Nie należy oddawać Mi ludzi pracujących z wami i tych, którym służycie?

Pan przypomina, że mówił, abyśmy się zwracali do zakonów zamkniętych z prośbą o wspomaganie nas modlitwą. Mamy prosić o stałą modlitwę w intencji planów Pana, zapraszać do niej. Polecać ludzi, sprawy.

Anna do Grażyny:

– Byłaś?

Grażyna:

– Byłam dwa razy, i u sióstr sakramentek i u sióstr wizytek.

Pan:

– No to pójdź jeszcze. Polecajcie wciąż nowe sprawy, nowe zagadnienia, nowe zespoły ludzkie.

Anna:

– Pan się i o nie troszczy.

Anna do Grażyny:

– A jak będziesz, to możesz im powiedzieć o rezultatach.

Pan:

– Dzieci, czy jeszcze chcecie Mnie pytać?

Szczepan waha się, co powiedzieć. Pan mówi:

– Synu, jesteś Mi potrzebny. Dlatego nie martw się o siebie, bo Ja cię wspomogę.

Dla Mnie nie ma ludzi niepotrzebnych. Wszyscy jesteście niezbędni we wspólnym działaniu. Bo każdy z was może dodać do wspólnej budowy swoją własną formę wyrażania miłości.

Jacek:

– Dziękuję Ci, Panie, za radość przeżywania Twoich narodzin. Nie ma bardziej radosnych świąt, w których wielu z nas się otwiera.

Pan:

– Jeżeli tak, to proszę cię, uśmiechaj się dzisiaj do każdego, kogo spotkasz.

Szczepan, nie mogąc sformułować „konkretnego” pytania lub prośby:

– Co zrobić, jak głowa pusta?

Pan:

– Oddać Mi swoje zmęczenie.

Szczepan:

– Proszę.

Pan:

– A Ja przyjmuję. To jest twój dar „pastuszkowy”. Ty masz zmęczenie, daruj Mi więc zmęczenie.

Szczepan:

– Daję zmęczenie, bo nic u mnie nie ma prócz pragnienia snu.

Pan:

– Synu, nie wydaje Mi się to pełną prawdą. Nie byłbyś zdolny do działania, gdybyś nie miał choć trochę nadziei. A Ja pragnąłbym, abyś twoją nadzieją rozpalał (innych).

Kiedyś zobaczysz rezultaty. Ty walczysz na pierwszej linii frontu – mojego frontu – ale czyż nie dałem ci odpowiedniego wyposażenia? (W znaczeniu: tak jak żołnierzowi dostarcza się dobrej broni, amunicji, umundurowania, zaopatrzenia, tak tu – inteligencji, wiedzy, umiejętności jej przekazywania, praktyki). Ja cię nie opuszczam. Nikogo z was nigdy nie pozostawiam samemu sobie, jeżeli walczycie o moje prawa. To samo dotyczy ciebie, Grażyno. Przecież wiesz, o co walczysz.

Wszyscy, którzy tu dzisiaj jesteście, jesteście w pełni świadomi tego, co robicie i dla kogo to robicie – a to jest właśnie miłość, czyli pragnienie darzenia, ulepszania, pomagania. W was wszystkich już zakorzeniło się pragnienie służenia moim prawom. Inaczej, jest to walka o uszczęśliwienie jak największej ilości ludzi.

Dzieci, dzisiaj radujcie się. Przygarniam was wszystkich do serca. Każdemu z was daję moją radość i dziękuję wam, żeście tu przyszli, bo tym sprawiliście wielką radość Mnie samemu. (Ale to Pan zadbał, aby wszyscy przyszli o tej samej porze, a przy tym nie przyszedł nikt nie przygotowany do spotkania z Panem, dla kogo mogłoby ono być tylko sensacją).

Teraz przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w pełni Jego świętości i chwały. Niech was umocni i da wam więcej siły, więcej nadziei, więcej męstwa na następny rok.

Błogosławieństwo moje rozciągam nie tylko na wasze rodziny i bliskich, ale na cały ten biedny naród, sponiewierany, nie widzący przed sobą perspektyw, i z tego powodu smutny. Pragnę ożywić w was wiarę w pomoc moją. Wytrzymajcie, dzieci, bo już niedługo stanie się jasne, co jest dobrem, a co złem na ziemi. Wówczas praca wasza zyska więcej siły i oparcia w społeczeństwie.

Kocham was. Wspomagam was. Liczcie na Mnie, dzieci. Niech błogosławieństwo moje spocznie na narodzie, który jest królestwem mojej Matki. +


Ci, którzy żyją w przyjaźni ze Mną, uczą się ode Mnie

28 XII 1992 r. Anna, Grzegorz

Mówimy o różnych uciążliwych sprawach.

– Panie, oddajemy Ci nasze „drobiazgi”.

– A co powiedziałem Szczepanowi? Jesteś zmęczony, daruj Mi więc swoje zmęczenie (przypomina nam Pan słowa ze spotkania wigilijnego).

Mówimy o filmie „Jezus z Nazaretu” Zefirellego, nadanym w odcinkach w okresie Świąt, i o niektórych sprawach dotyczących wierności filmu względem Ewangelii, zwłaszcza w szczegółach.

– Dziękujemy Ci, Panie, za ten film, za to, że został pokazany w telewizji.

Pan:

– Nie skupiajcie się na szczegółach (fizycznych), a na istotnym sensie mojego życia. A to zostało w dużej mierze ukazane w tym fiknie. Dlatego wyniki pracy reżysera i całej jego ekipy dobrze świadczą o nich. Cieszę się, że to zrobił, bo wielu ludziom ten film pomógł w zbliżeniu do Mnie.

Jeżeli chodzi o waszą pracę nad książką „Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu”, jestem zadowolony i nie sądzę, abyście mieli coś jeszcze w niej poprawiać. Ciekawe teraz, jak się do całej sprawy odniesie wydawca.

Anna:

– Panie, a co z książką „Zaufajcie Maryi”? To tak jak gdyby szatan się zaparł (że nie dopuści do wydania jej). Ale dlaczego ulegają mu księża, cały zakon? (...) Dlaczego się nie odezwą, nawet na święta? Dlaczego są tak „źle wychowani”?

Pan:

– Ja nie wymagam od nich więcej niż to, na co ich stać. Pogódźcie się z tym i naśladujcie Mnie.

Anna:

– Ale chodzi mi o trochę „kindersztuby”, o wrażliwość, o delikatność.

Grzegorz:

– To też są dary. Nie każdy je wynosi z domu.

– Zgadzam się z Grzegorzem. Bądź jednak pewna, Anno, że ci, którzy żyją w przyjaźni ze Mną, uczą się ode Mnie. I nie słyszałem o takim „świętym”, który byłby grubiański, ordynarny, nieżyczliwy – Pan powiedział to żartobliwie.

Anna:

– Wiem, Panie, co chcesz mi powiedzieć.

Pan:

– Ale nie każdemu od początku daję równą wrażliwość. Jedni otrzymują ten dar ode Mnie, drudzy muszą się jej nauczyć – a to trwa. A poza tym nie zawsze to, co wy uważacie za delikatność, jest nią w istocie. Może to być także tchórzostwo, lękliwość, nieśmiałość, a nawet obojętność, która chroni przed angażowaniem się. Może też być specjalnie przybraną pozą, obłudą lub fałszem świadomie czynionym.

Moje dzieci. Teraz starajcie się załatwić wasze sprawy bieżące, a w ostatnim dniu roku porozmawiam z tobą, Anno, o moich dalszych planach – i dam ci możność pisania (chyba że Grzegorz znalazłby czas i przyszedł notować).

Teraz, dzieci, obejmuję was mocno i przytulam do serca. Kocham was, moi przyjaciele na wieczność.

Anna:

– I my, Ciebie, Panie. Choć dopiero u Ciebie będziemy kochać Cię tak, jak na to zasługujesz – w każdym razie z całego serca, z całej duszy.

Pan:

– A Ja uważam, że już Mnie kochacie tak, jak możecie. I wiem, że ani ciebie, Anno, ani ciebie, Grzegorzu, nikt i nic ode Mnie oderwać już nie potrafi.

Grzegorz:

– Dziękujemy Ci, Panie, bo to Ty nas prowadziłeś, to Ty dawałeś się nam poznać i umacniałeś nas (na tej drodze).

Anna:

– To proste. Bo poza Tobą nie ma nic piękniejszego, wspanialszego – i nie ma w ogóle innej miłości. Jeżeli my tu, na ziemi, kochamy się albo chociaż lubimy lub przyjaźnimy się, to też w tym jesteś Ty. Bo Ty zbliżasz ludzi do siebie.

Pan:

– Moje dzieci. Na początku było wasze szukanie i pragnienie – które Ja pobudzałem. Ale czy naprawdę tak wielu ludzi pozostaje przy Mnie? A ilu ich odchodzi? Większość! (Pan mówi to o chrześcijanach). A przecież Ja każdemu daję się poznać – na miarę jego pragnienia.

Grzegorz:

– Nie wiemy, co na to powiedzieć, Panie. Nam żal tych ludzi, którzy odchodzą od Ciebie. A jak Tobie musi być ich żal... Przecież każdy z nich jest odkupiony Twoją krwią.

Po chwili Anna dodaje:

– Panie, coraz mniej czuję się samotna. Coraz więcej odczuwam ciepło Twojej obecności.

Pan:

– Przecież powiedziałem ci, jaki jestem dla chorych i cierpiących. To co teraz przechodzicie, jest tak bardzo potrzebne. Stanowi okup (za wielu) i stanie się dla wielu ratunkiem. I nie sądź, że nie będą wiedzieli, komu zawdzięczają swoje ocalenie. W ten sposób tworzę więzy miłości pomiędzy wami a moim królestwem. Jak myślisz, córko, jak reaguje człowiek, kiedy rozumie, że ocalony został przez wstawiennictwo i cierpienie innych ludzi?

Anna:

– W każdym razie rozumie, że jesteśmy jedną rodziną.

Pan:

– Tak, ale w niebie jesteście moją rodziną. Dlatego żyjecie we wzajemnej miłości między sobą.

Anna:

– Cieszę się, Panie. Bardzo.

Pan:

– A ty, Grzegorzu, możesz ofiarowywać jako akty miłości wstawienniczej każde przejściowe zmartwienie, zmęczenie lub kłopot; a i cierpienia, jak ta źle gojąca się rana. To jest udręczenie (w domyśle, tylko udręczenie, a nie coś poważniejszego), bo nie chcę ci przyczyniać większych cierpień, abyś był zdolny do czynnej służby.

Grzegorz:

– Dziękuję, Panie. I proszę za Grażynę, o siły i światło dla niej, przede wszystkim w dokończeniu pracy magisterskiej. I oddaję Ci tych prokuratorów, z którymi będę rozmawiał.

Pan:

– Będę z tobą, synu. Grażyna niech się zwróci do Mnie na początku tygodnia, abym jej pomógł zorganizować czas tak, by mogła coś zrobić.

Daję wam moje błogosławieństwo ...aż do końca tego roku. + – dodaje Pan z uśmiechem, bo wiemy, że przy następnej rozmowie otrzymamy nowe.