X. Grzegorz Śniadoch IBP





MSZA ŚWIĘTA TRYDENCKA
Mity i Prawda

Wydawnictwo CENTRUM KULTURY I TRADYCJI




Poniżej przedstawiam czwarty rozdział z książki księdza Grzegorza Śniadocha "Msza Święta Trydencka". Jak jej podtytuł mówi, jest to rozprawa z bzdurami krążącymi na temat mszy przedsoborowej, a że tych bzdur jest co niemiara przeto i książka jest gruba. Dlatego przytaczam tylko jej czwarty rozdział, który wyjaśnia jak doszło do powstania Novus Ordo Missae.
Ciekawostką jest to, że ksiądz Grzegorz Śniadoch choć nie jest lefebrystą należy do zgromadzenia, którego charyzmatem jest odprawianie Mszy Świętej wyłącznie w rycie przedsoborowym (trydenckim).


OTO PRAWDA

1. Diabeł boi się łaciny
2. Stary Mszał nie jest ekumeniczny
3. Msza trydencka odpowiednia dla mężczyzn
4. Stara liturgia lepiej wyraża dogmaty i wiarę katolicką
5. Zmiana w liturgii prowadzi do zmiany wiary i życia
6. Dążenia innowatorów
7. Lekceważenie ostrzeżeń
8. Ekumeniczne założenia nowej liturgii
9. Nadzieja

1. Diabeł boi się łaciny

Temat łaciny jako języka sakralnego przewija się nieustannie w tej książce. I zapewniam, że to jeszcze nie jest ostatni raz. Dlaczego to takie ważne? Bo szatan boi się łaciny.

Ordynariusz Diecezji Isernia położonej na południu Włoch, biskup Andrea Gemma, znany jest we włoskich mediach jako „Wróg Szatana” lub „Bohater Synów Winy”. Ten stary hierarcha osobiście egzorcyzmuje ciężkie przypadki opętanych przez szatana. Napisał on także kilka książek o tematyce walki duchowej. Tenże biskup, który współpracuje z Papieskim Uniwersytetem Regina Apostolorum i współorganizuje kursy dla egzorcystów, tenże wybitny wróg szatan, ujawnia również, że ma tajną broń przeciwko Szatanowi. Jest nią... łacina: Gdy mówię po łacińsku, to diabeł też mi odpowiada w tym języku. Jednak brzydzi się on tym językiem - twierdzi włoski duchowny133.

Biskup Gemma nie powiedział nic nowego. Jeśli jednak tak się sprawy mają, to my nie powinniśmy życia diabłu umilać, ale przeciwnie - uprzykrzać. To, czym brzydzi się szatan, jest wspaniałą muzyką dla aniołów i świętych. Nie dziwi więc fakt, dlaczego ów nieprzyjaciel rodzaju ludzkiego taką wojnę wydał temu świętemu językowi.

Kiedy na nowo rozgorzał spór o język liturgii w fazie przygotowywania projektów dokumentów Soboru Watykańskiego II, watykański dziennik L'osservatore Romano w dniu 25 marca 1961 roku, opublikował na pierwszej stronie artykuł, podpisany trzema gwiazdkami, pt. Latino, lingua delta Chiesa, [Łacina, język kościoła] rygorystycznie broniący potrzeby posiadania przez Kościół języka powszechnego, niezmiennego i nietrywialnego. Artykuł rozwija w sposób obszerny i złożony pogląd św. Piusa X, według którego język łaciński jest słusznie używany i pozostaje językiem własnym Kościoła134, a we fragmencie listu Piusa XI Officiorum omnium z 1 sierpnia 1922 roku, czytamy, że Kościół wymaga, ze względu na własną naturę, języka który byłby powszechny, niezmienny i nietrywialny135. Warto przytoczyć istotne tezy tego artykułu, któremu, nawiasem mówiąc, nigdy nie przedstawiono przekonującej kontrargumentacji.

Pierwszą cechą języka Kościoła, jak naucza Papież, jest jego uniwersalność. Jego rolą jest służenie instytucji kościelnej i uczynienie z centrum Kościoła zwornika gotowego, pewnego i równego w kontakcie dla wszystkich, względem promieni, które kierują się do tegoż centrum. Jeżeli podczas okazyjnych uroczystych przemówień do takiej czy innej nacji Papieże chętnie używają poszczególnych języków narodowych, to w przypadku gdy zwracają się do całej uniwersalnej katolickiej rodziny, użycie takiego czy innego współczesnego języka jakiejś jednostkowej wspólnoty, byłoby jej faworyzowaniem kosztem innych. Kościół wraz ze słowami św. Pawła głosi, że: „ubi non est gentilis et iudaeus... barbarus et Scyta, servus et liber" (Kol. 3,11; Gal. 3,28; Rm. 10,12), nigdy nie rzuci na szalę, w celu uprzywilejowania interesów ziemskich jakiegoś ludu kosztem innych, ciężaru odwiecznych wartości, których jest strażnikiem. Przenigdy również nie zmusi narodów o mniejszej sile politycznej czy też kulturowej względem tych silniejszych, aby oddawały im pokłon jak snopy w proroczym śnie Józefa (Rdz. 37,6). Zatem język łaciński, który nie przynależy do żadnego ludu nie faworyzuje, czy też częściowo defoworyzuje, kogokolwiek; dzięki temu spełniony jest istotny warunek, który język uniwersalny musi spełnić w ramach porządku chrześcijańskiego.

Używanie języka łacińskiego przez Kościół nie ogranicza się tylko do funkcji negatywnej, jaką jest eliminacja stronnictw i roszczeń. Daje łatwość, która wszystkim kapłanom całego świata umożliwi: precyzyjne rozumienie aktów magisterialnych, legislacyjnych, adhortacji Ojca świętego; daje możliwość śledzenia w Acta Apostolicae Sedis rozporządzeń rzymskich dykasterii; możliwość bezpośredniego dostępu w czasie studiów i po nich do dzieł Ojców i wielkich mistrzów; używania precyzyjnej terminologii, niezmiennej i powszechnej; daje tę rozpowszechnioną zdolność do sięgania po źródła jako fundamentu nauki; szybkość pojmowania tekstów liturgicznych i w końcu jest wspólną nadkulturą, która ubogaca a nie niszczy kultury narodowe, to wszystko co stanowi siatkę więzi przyczyniającą się do wzmocnienia jedności wszystkich członków Kościoła, w pierwszym rzędzie hierarchii kapłańskiej, a przez jej pośrednictwo wszystkich wiernych. Pius XI (Epistola Officiorum omnium, 1 sierpnia 1922 r.): To jest wynikiem opatrzności, że łacina zapewnia najbardziej wykształconym spośród chrześcijan każdej nacji potężny zwornik jedności, pozwalający im na głębsze poznanie tego, co odnosi się do Matki Kościół i, wraz z Głową domu, przylgnięcie do niego jeszcze bardziej intymnie. A Pius XII podsumowywał i porządkował: Liturgia łacińska jest cennym nośnikiem Kościoła Katolickiego.

Oprócz cechy jaką jest postawa otwartości na powszechność etniczną i geograficzną, język Kościoła, mówi Ojciec święty, musi posiadać cechę niezmienności: Kościół, który istnieje, aby trwać aż do końca wieków, wymaga ze względu na własną naturę, języka który byłby niezmienny. Jest faktem, że żywe języki podlegają ciągłej przemianie. Im bardziej narody używają danego języka uczestnicząc w wydarzeniach historycznych, tym bardziej ich języki zmieniają się. W okresach bardziej intensywnych wystarczy czasami dekada, aby zmienić oblicze języka, a tym bardziej jest ona większa gdy mowa o okresach międzywiekowych. Która ze współczesnych nacji o wielkiej kulturze nie potrzebuje słowników, aby czytać własną klasykę sprzed pięciu, sześciu wieków? Teraz gdyby Kościół musiał umieścić depozyt swoich prawd w ten zmieniający się druk niektórych lub licznych języków współczesnych, a przy tym żaden z nich nie miałaby większego autorytetu nad innymi, siłą rzeczy ich sformułowania zostałaby poddane zafałszowaniu o licznym pochodzeniu i o różnorakiej skuteczności. Nie byłoby jednej i niezmiennej miary do której inne mniejsze miary mogłyby się odnieść jako normy. To są fakty oczywiste, które współczesna lingwistyka, ukazując diachroniczny wymiar dynamiki języków, precyzyjnie i bogato ukazała. W przeciwieństwie do innych języków łacina, niepoddana zmianom spowodowanym codziennym użyciem pewnego kolektywu w pełnym zawirowaniu historycznym, funkcjonuje w krystalicznej, czystej i zdefiniowanej przestrzeni. Modyfikacje semantyczne, których ona doświadczyła jako żywy język ludowy definitywnie się zakończyły; modyfikacje sensów spowodowane rozwojem doktrynalnym, polemiką i kontrowersjami, zostały w zasadzie już wyraźnie zidentyfikowane i nie wpływają perturbująco na prawowierne definicje doktrynalne.

Trzecia cecha języka Kościoła, kontynuuje swój wywód Ojciec święty, wymaga, aby nie był on potoczny. Nikt nie będzie myślał, że Kościół, który modli się do Pana, aby spojrzał łaskawie na boleści ludu, niebezpieczeństwa narodów, jęki więźniów, nędzę sierot, potrzeby podróżujących, biedę słabych, rozpacz chorujących, wyczerpania starych, westchnienia młodych, śluby dziewic, lamentacje wdów (Brewiarz rzymski, Praeparatio ad missam, feria ąuarta), wraz z ludzkością, która czerpie ze słów Jego Boskiego Założyciela: ,Wy wszyscy jesteście braćmi' i z komentarza św. Pawła: ,W Chrystusie nie ma już barbarzyńcy ni Scyty, niewolnika ani wolnego człowieka', że ten Kościół - a nikomu nie przyszłoby to na myśl - mógłby ulec horacjańskim malowidłom dążącym do ,profanum vulgus'. ,Vulgus' to zanurzona masa w codzienności życia wraz z ich interesami i namiętnościami. A Kościół choć z jednej strony uczy się i używa nieznanych dialektów małego plemienia Konga lub Amazonki dla ewangelizowania tych synów powierzonych jemu przez Chrystusa, z drugiej strony odczuwa konieczność i obowiązek powierzenia świętego depozytu swoich prawd językowi, który nie będzie się identyfikował z takim czy innym pojedynczym ludem ani zniżał się do poziomu namiętności i partykularnych interesów. Również te wzniosłe cechy odnajdujemy w łacinie, które są prawd odwiecznych i niezmiennych ,skarbcem o nieporównywalnej wzniosłości' (Pio XII, przemówienie Magis quam). Gdyby łacina nie była mu dana przez Opatrzność na początku jego długiej historii, musiałby szukać języka, który posiada te trzy cechy wymienione przez Papieża Piusa XI. Zatem Ojciec święty konkluduje, że ,od momentu gdy łacina w pełni spełniła ten potrójny wymóg cudownie przybywając z posługą Kościołowi nauczającemu, uznaliśmy że stało się to z rządzenia boskiej Opatrzności'. (Epist. Apost. Officiorum omnium).

Wobec powyższego siłą i istotą powodów dla których Kościół opiera się na łacinie, są argumenty religijne. Kościół, jako instytucja uniwersalna w przestrzeni i niezawodna w czasie potrzebuje nośnika językowego, który spoi kontakt pomiędzy środkiem, a jego promieniami, przeszłością, teraźniejszością i przyszłością; język który w miarę upływu czasu wyraża prawdę krystalicznie, bez korupcji i pozostaje niedostępny dla szarganymi uczuciami niepokojów136.

2. Stary Mszał nie jest ekumeniczny

Jest bezspornym faktem, że ekumenizm to jedna z głównych idei Soboru Watykańskiego II. Ponieważ nie jest to książka o ekumenizmie, ale o mszy to nie będę rozwijał tego wątku. Trzeba jednak wspomnieć; że także w starym mszale np. w uroczystych modlitwach wielkopiątkowych o nawrócenie heretyków, schizmatyków i pogan, czujni Stróże „ducha soboru” dopatrzyli się nieprawidłowości. Wspomniany już wyżej ks. Pawlikowski w liście do kard. Kaspera stwierdził, że stary Mszał zawiera modlitwy za żydów, muzułmanów [w przekładzie polskim: za „pogan”], aby Bóg usunął „nieprawość z ich serc” i by „porzucili swoje bałwany” i innych chrześcijan - heretyków i schizmatyków, o których mówi w słowach, które mają wymowę - podkreślił - „głęboko poniżającą” [„dusze zwiedzione przez podstęp szatana”]. Tego rodzaju sformułowania - napisał - uderzają w rozwinięte w ostatnich czterech dekadach dialogi ekumeniczne i międzyreligijne, szczególnie z Żydami. Jesteśmy zaniepokojeni - stwierdził 23 kwietnia Edward Kessler, dyrektor wykonawczy Centrum Studiów Relacji Chrześcijańsko-Żydowskich na Uniwersytecie Cambridge w Anglii. - Czy zamierzamy wrócić do negatywnych stereotypów? Kessler podkreślił, że Żydzi niepokoją się, iż „neokonserwatyści” w Kościele chcą zawrócić reformy Soboru Watykańskiego II, które promują zrozumienie między religiami137.

Nie są to głosy odosobnione i nieraz słyszałem, że stara Msza zawiera już nieaktualną teologię relacji Kościół - świat, i że nie jest ekumeniczna w posoborowym tego słowa znaczeniu. I to akurat jest prawda. Stary mszał jest ekumeniczny w przedsoborowym sensie i nieekumeniczy w posoborowym.

Szkoda czasu na komentowanie tych „uwag i zastrzeżeń”, gdyż znowu trzeba powiedzieć, że spór nie toczył się o konkretne sformułowania, czy takie lub inne określenia, ale intencje: powrót „braci odłączonych” do jedynego prawdziwego Kościoła Katolickiego, którego głową na ziemi jest wikariusz Chrystusowy - każdorazowy rzymski papież, oraz nawrócenie pogan do Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga i Człowieka. Tego zaś różnej maści ekumeniści i dialogiści przełknąć nie mogą. Papież Pius XI w 1928 r. wydał encyklikę O popieraniu prawdziwej jedności religii, w której powtarza i streszcza prawie dwutysiącletnie nauczanie Kościoła iż:

Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli. Powtarzamy, by powrócili do jednego Kościoła Chrystusa, który jest wszystkim widomy i po wsze czasy, z woli Swego Założyciela, pozostanie takim, jakim go On dla zbawienia wszystkich ludzi ustanowił.

Tego jasnego i zdrowego nauczania nowocześni ekumeniści już nie uznają. Gdy zaś przeczytamy co ten papież pisze odnoście dialogu z innymi religiami:

W tym celu urządzają, zjazdy, zebrania i odczyty z nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, ba, nawet tych, którzy - niestety - odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu. Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ one polegają na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i wpadając krok po kroku w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera.

to zrozumiemy jak bardzo modlitwy „o nawrócenie heretyków, schizmatyków i pogan” ze starego Mszału irytują tych, którzy promują ich zdaniem „nowy, prawdziwy” ekumenizm, będący jakąś inną nauką niż ta, która jest jasno przedstawiona powyżej.

Poniżej zamieszczam jeszcze wybrane trzy fragmenty z Pisma Świętego odnośnie pogan. Jeśli kogoś nie przekona Pismo Święte, to choćbym przytoczył tysiąc cytatów i świadectw świętych i Doktorów Kościoła, to i tak nic do niego nie przemówi.

Oto jak Bóg rozprawia się bogami pogan: (Wj 12,12) Tej nocy przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła i odbędę sąd nad wszystkimi bogami Egiptu - Ja, Pan.

Prorocy wielokrotnie ostrzegali przed kultem bożków: (Iz 44,9-18) Wszyscy rzeźbiarze bożków są niczym; dzieła ich ulubione na nic się nie zdadzą; ich czciciele sami nie widzą ani nie zdają sobie sprawy, że się okrywają hańbą. Kto rzeźbi bożka i odlewa posąg żeby nie mieć pożytku? Oto wszyscy czciciele tego bożka zawstydzą się; jego wykonawcy sami są ludźmi (...) Rzeźbiarz (...) wykonuje boga, przed którym pada na twarz, tworzy rzeźbę, przed którą wybija pokłony. (...) Z tego zaś, co zostanie, czyni swego boga, bożyszcze swoje, któremu oddaje pokłon i pada na twarz, i modli się, mówiąc: Ratuj mnie, boś ty bogiem moim! Tacy nie mają świadomości ani zrozumienia, gdyż mgłą przesłonięte są ich oczy, tak iż nie widzą, i serca ich, tak iż nie rozumieją.

Św. Paweł nazywa sprawę po imieniu, że bogowie pogan to w istocie demony: (1 Kor 10,19-22) Lecz po cóż to mówię? Czy może jest czymś ofiara złożona bożkom? Albo czy sam bożek jest czymś? Ależ właśnie to, co ofiarują poganie, demonom składają w ofierze, a nie Bogu. Nie chciałbym, byście mieli coś wspólnego z demonami. Nie możecie pić z kielicha Pana i z kielicha demonów; nie możecie zasiadać przy stole Pana i przy stole demonów. Czyż będziemy pobudzali Pana do zazdrości?

3. Msza trydencka odpowiednia dla mężczyzn

W całości zacytuję tekst za stroną The catholic Gentelman138, gdyż zgadzam się z autorem w omawianej kwestii, a jasność i klarowność tego wywodu warta jest opublikowania, tym bardziej, że autor jest konwertytą z anglikanizmu.

Dzisiaj chciałbym poruszyć dość kontrowersyjny temat. Wiem dobrze, że wywołam nim pewne zamieszanie. Porozmawiajmy o męskości w Liturgii. Ostrzegam: to nie będzie, ani krótki, ani łatwy tekst.

Rozpocznę od kilku istotnych uwag. Po pierwsze: wierzę, że liturgia nie powinna być tematem kontrowersyjnym. Liturgia nie jest kwestią polityki, frakcyjności, osobistych preferencji czy mód kulturowych. Niestety jednak wielu ludzi uczyniło z niej swój własny plac zabaw, co sprawia, że nie sposób ominąć powyższą tematykę.

Po drugie, wszelkie wygłoszone opinie są jedynie... opiniami. Jestem niewykształconym laikiem. Nie jestem teologiem ani uczonym. Jeśli chcesz pogłębić swoją wiedzę o liturgii, przeczytaj „Ducha liturgii" papieża Benedykta. Mimo wszystko jednak, z racji tego że jestem mężczyzną, chcę się podzielić moimi spostrzeżeniami na ten temat.

Pragnę także dowieść, dlaczego uważam, że liturgia jest teraz mniej męska niż kiedyś.

Wreszcie, ujawniając w pełni swoją tożsamość, oświadczam, że uczestniczę w Mszach łacińskich. Nie jestem sedewakantystą. Kocham Papieża Franciszka, kocham naszych kapłanów i kocham Kościół Katolicki.

Moje doświadczenia

Chciałbym zacząć od podzielenia się z wami moimi doświadczeniami, które stały się moim udziałem na początku mojej drogi nawrócenia. W końcowym etapie mojej podróży do Rzymu spędziłem sporo czasu z wysoko postawionymi przedstawicielami Kościoła anglokatolickiego, którzy regularnie uczestniczyli w seminariach liturgicznych organizowanych w parafii nieopodal mojego domu. Ci anglikanie podchodzą poważnie do liturgii, a ich sposób jej praktykowania jest piękny i dostojny.

Nabożeństwa anglokatolickie wydają się tak bardzo katolickie, że samo uczestniczenie w nich doprowadziło mnie do pogłębiania wiedzy, która mi pozwoliła zrozumieć, dlaczego anglikanie odeszli od Rzymu. Reszta tej historii wykracza poza ramy tego artykułu. Mówiąc w skrócie: przeszedłem na katolicyzm doświadczywszy głębi i powagi liturgii - klęcząc przed przyjęciem Komunii św. w atmosferze świętości.

W końcu, po wielu miesiącach studiowania wiary katolickiej, zdobyłem się na odwagę, aby przyjść na katolicką Mszę Świętą. Nie miałem pojęcia, jak ta Msza będzie wyglądała, ale myślałem, że będzie ona piękniejsza i bardziej uroczysta od anglikańskiej liturgii. W końcu doszedłem do wniosku, że przecież katolicy przyjmują Ciało, Duszę, Krew i Bóstwo Jezusa Chrystusa, podczas gdy anglikanie nie.

Pewnej niedzieli wraz z żoną przekroczyłem drzwi przepięknej parafii urządzonej w hiszpańskim stylu. Wzniesiono ją w pobliżu naszego domu. To, co stało się wkrótce potem, otworzyło mi oczy. Szczerze mówiąc, rozczarowałem się. Muzyka była tandetna, o ile w ogóle była to muzyka, a pianista wraz z gitarzystą grał jakieś płytkie przyśpiewki. Ołtarz był nagi, ogołocony. Tam, gdzie wcześniej mieścił się niesamowity ołtarz (z którego pozostał jedynie obraz z tyłu kościoła), powstał dziwaczny witraż w egzotycznych barwach. Szaty kapłanów wyglądały jak prążkowane prześcieradła. Nawet język używany podczas Mszy Świętej był daleki od wymiaru sakralnego - przypominał bardziej używany w przedszkolu. Kiedy przyszedł czas Komunii Świętej, zgłosiła się grupa świeckich szafarzy, chętna do jej rozdawania. Udzielano jej na stojąco i w dodatku podawano ją do ręki.

To wszystko stało w opozycji do mojego pojmowania świętości oraz tego, czego doświadczyłem u konserwatywnych anglikanów. W tym konkretnym przypadku deklasują oni katolików.

Okazało się to dla mnie trudne do strawienia - mimo iż z moich studiów nad doktryną katolicką wiedziałem, czym jest potężna siła Eucharystii. Kiedy jednak zatknąłem się z nią w rzeczywistości, miałem wrażenie, że daleko mi do doświadczenia transcendencji. Było raczej blado i banalnie. Kilka miesięcy po tym doświadczeniu przyjąłem wraz z żoną sakrament bierzmowania. Od tej chwili zaczęliśmy uczęszczać na Msze łacińskie.

Gdzie są mężczyźni?

Mój przyjaciel, katolik z Irlandii powiedział mi kiedyś, że jego dziadek, górnik, wstawał przed świtem, żeby - wspólnie z kolegami - zdążyć na Mszę o godzinie piątej nad ranem. Ci ludzie podchodzili do wiary poważnie i kochali Mszę Świętą. I nie był to wyjątek. Parafie były wręcz zapchane ludźmi, którzy uważali, że uczestnictwo we Mszy Świętej należy do obowiązków prawdziwego mężczyzny a czerpana z niej siła jest warta poświęconego czasu.

Kilkanaście lat później to kobiety przejęły pałeczkę pierwszeństwa. To one przejęły czytania i ministranturę. Poza kapłanami mało mężczyzn angażowało się w liturgię.

Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie chodzi mi o to, żeby w jakikolwiek sposób deprecjonować kobiety. To właśnie one są w końcu najbardziej chwalebnymi istotami, jakie kiedykolwiek stworzył Bóg. Nie twierdzę, że w życiu parafialnym nie byli obecni mężczyźni, bo to nieprawda. Teraz skupiam się jedynie na liturgii.

Zamiast szczegółowej analizy, przedstawię siedem powodów, dla których uważam, iż mężczyźni przestali kochać Mszę Świętą.

1. Brak dyscypliny.

Oprócz kilku okazyjnych zmian sezonowych, mamy do czynienia z ustalonym wzorem, łatwym do zapamiętania. Działania kapłana i jego pomocników są uporządkowane, a Msze Święte wyglądają z zasady identycznie - bez względu na to, do którego kościoła uczęszczasz. W skrócie można powiedzieć, że Msze są prowadzone w zdyscyplinowany sposób - wręcz z wojskową precyzją.

Msze w Novus Ordo odprawiane są bardziej elastycznie. Kapłan ma wybór między różnymi modlitwami eucharystycznymi a akt pokuty wygłaszany podczas Mszy jest wybierany według uznania księdza. Ministrantów nigdy nie brakuje - nawet wtedy, kiedy mało ludzi uczestniczy w Eucharystii.

Nabożeństwo Novus Ordo może być albo bardzo piękne i transcendentalne, albo nadzwyczaj ubogie. Sęk w tym, że często zwyczajnie nie wiadomo, czego się spodziewać. Różnica między dwiema formami sprawowania Mszy Świętej jest duchowym wyborem między podejściem obiektywnym a subiektywnym.

2. Ekskluzywność ról zarezerwowanych dla mężczyzn przestała istnieć.

Radykalny feminizm sprawił, iż znikły już prawie klasyczne role zarezerwowane jedynie dla mężczyzn. Płeć przestała być czynnikiem decydującym o roli życiowej.

To zacieranie ról wkradło się niestety także do liturgii.

Bycie ministrantem stanowiło niegdyś wysokie wyróżnienie, wręcz przywilej. Było uważane za potencjalny pierwszy krok w kierunku kapłaństwa. A jeśli nawet dany chłopak nie zostawał później księdzem, służba ministrancka stanowiła dla niego niepowtarzalną okazję przypatrzenia się z bliska temu, czym jest godność kapłańska.

Dzisiaj nawet dziewczęta mogą być ministrantkami, jeśli chłopcy nie są tym zainteresowani.

Przypomina to przyjmowanie dziewczyn do drużyn futbolowych - to proces zmierzający do zniwelowania męskości. Kobietom czasem trudno to zrozumieć, ale podejmowanie ról przewidzianych wyłącznie dla mężczyzn dobrze służy rozwojowi chłopców.

Jeżeli chodzi o „ministrantki”, szczególna rola księdza - rzecz jasna, rola męska - została nieco zdeprecjonowana przez wprowadzanie do liturgii ludzi świeckich. Efekt jest taki, iż kobieta może obecnie rozdawać Komunię Świętą oraz czytać Pismo Święte w czasie Mszy. A to sprawia, iż liturgia zostaje ograbiona z pierwiastka męskiego.

Można przytoczyć kontrargumenty mówiące o tym, że kapłaństwo nadal pozostaje zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. I jest to prawda. Ale jeśli zaczniemy cedować obowiązki kapłana na świeckich, wtedy sam fakt, że kobiety nie mogą pełnić tej godności wydaje się bez znaczenia, ponieważ i tak podejmują one niektóre obowiązki należące do księdza.

3. Sentymentalna muzyka.

Muzyka w większości parafii jest po prostu fatalna. Pasuje ona bardziej do szopek Greenpeace'u niż do Domu Bożego. Jest toksycznie słodka a element sentymentalny bierze w niej górę aż do tego stopnia, iż ludziom o zdrowych umysłach odechciewa się śpiewać. Teksty traktują głównie o naszych uczuciach i niejasnych wieloznacznościach, opisujących nasz stosunek do Boga. Trzeba powiedzieć, iż spora (i wciąż rosnąca) rzesza wiernych dąży do zmiany takiego stanu rzeczy. Większość jednak wciąż tkwi w marazmie.

Nie piszę o muzyce po to, żeby się czego czepiać. Muzyka w znacznym stopniu tworzy atmosferę w czasie Mszy. Uważam po prostu, iż nie można grać «Wont you be my neighbor» autorstwa Mr. Rogersa podczas Komunii Świętej, ponieważ straszliwie trywializuje to źródło i szczyt życia katolickiego.

Znamy przecież piękny, dostojny, męski i zakorzeniony głęboko w tradycji śpiew chorału gregoriańskiego. Jego uroczysty ton inspiruje do wniesienia ducha i serca ku Bogu.

4. Ksiądz, który nie patrzy ludziom w oczy.

Szczerze mówiąc, większość ludzi nie zwraca na to uwagi. Jeśli nawet ksiądz nie patrzy ludziom w oczy, co może mieć to wspólnego z męskością - nic, prawda?

Błąd. Ma z nią wiele wspólnego.

Ksiądz wskazuje ludziom drogę i idzie razem z nimi (ad orientem). Prowadzi ich przed tron Boży. On stoi na czele ludu Bożego - jest to rzeczywistość nadprzyrodzona, a zarazem obiektywna.

Kapłan ofiarowuje siebie za nas i za nasze grzechy - sami tego nie możemy zrobić. On jest kapitanem, który nas prowadzi do nieba.

Zgromadzenie wiernych jest zorientowane w kierunku określonej osoby: Jezusa Chrystusa, obecnego w tabernakulum. Trzeba jasno powiedzieć, kto jest centrum Mszy Świętej (podpowiadam: nie my!). Kiedy kapłan patrzy nam wprost w twarz, przenosi ceremonię do naszego wnętrza, a to zmienia nasze subiektywne uczucia i pozwala nam doświadczyć Boga.

To on zmienia obiektywną i transcendentną rzeczywistość w uobecniający się akt.

Kapłan, z odwagą i pokorą stający przed Bogiem, uczy nas, w jaki sposób powinniśmy słuchać Mszy Świętej. Stopień naszego zaangażowania zależy od tego, co widzimy i czujemy. Niewłaściwie sprawowana liturgia przestaje kierować nas w stronę nieba, a staje się celebrowaniem wyłącznie nas samych, dając nam poczucie wspólnoty i przynależności.

Odwrócenie kapłana odprawiającego Mszę Świętą, przedstawiciela Jezusa Chrystusa, ku ludziom, przypomina zmuszanie dowódcy batalionu do maszerowania tyłem do bitwy. To nie ma sensu. Jest przeorientowaniem działania w kierunku obiektu, który nigdy nie miał takiego przeznaczenia.

5. Utrata szacunku dla tradycji.

Mężczyźni kochają tradycję. Podczas, gdy kobiety odnajdują się we wspólnocie dzięki rozmowom, mężczyźni  realizują się za sprawą wspólnych działań. Wolą, kiedy łączy ich wspólny okrzyk bojowy niż konwersacje przy herbacie. Dlatego właśnie mężczyźni kochają braterstwo i przyjaźnie nawiązywane w wojsku.

Nadzwyczajna forma rytu rzymskiego jest głęboko zakorzeniona w tradycji. Mam w domu Mszał, zawierający wytyczne średniowiecznego rękopisu poświęconego Mszom Świętym. W 900 roku sposób odprawiania Mszy był prawie taki sam, jak dzisiaj. Kapłan odprawiający Mszę według starego rytu, dostępuje wtajemniczenia w znaki i rytuały. Także rola wiernych uczestniczących we Mszy Świętej w dużej mierze pozostała w rycie rzymskim niezmieniona.

Potrzeba poczucia uczestnictwa w Kościele istnieje od wieków. Pragną tego mężczyźni i, jak sądzę, także kobiety. Jako mężczyźni, musimy wiedzieć, że w kościele klękamy tak samo, jak klękał kiedyś wielki święty żołnierz - Ignacy Loyola. Chcemy wejść do rzeczywistości większej i starszej od nas, niczym członkowie tajnego stowarzyszenia.

Jeśli nauczysz się tekstów mszalnych, szybko zrozumiesz, że modlitwy zostały w znacznym stopniu zmienione. Nawet gdyby nie jednak zostały one zmodyfikowane, to w czasie większości parafialnych Mszy spotykają nas jakieś innowacje. Nigdy nie wiesz, co cię tam właściwie czeka. Nie ma tam poczucia majestatu tradycji ani też wspólnego działania. Niektórzy składają ręce podczas odmawiania modlitwy Ojcze Nasz, inni tego nie robią. Niektórzy podają sobie ręce podczas znaku pokoju, inni nie.

Mężczyźni nie lubią tej nieprzewidywalności. Pragniemy porządku. Pragniemy majestatu tradycji, aby podporządkować mu nasze działania.

6. Brak łaciny.

Niezależnie od tego, czy ci się to podoba, czy też nie, łacina jest językiem Kościoła. Łacina nie zasługuje na deprecjonowanie jej i na to, aby pozostała domeną kilka skrajnych tradycjonalistów. Jest niezbędna nam wszystkim, katolikom.

I wiecie co? Łacina brzmi niesamowicie męsko. Jest silna i konkretna w swoich kadencjach. „Credo in unum Deum.”„Omnipotens Deus.”„Adveniat Regnum Tuum”. Zaprzestanie odprawiania Mszy Świętej po łacinie nie było nigdy intencją Soboru Watykańskiego II. Warto przeczytać dokumenty na ten temat. Sobór Watykański II postulował odprawianie Mszy w języku łacińskim.

Łacina zapewnia nam także wyżej wspomniane poczucie zakorzenienia w tradycji. Chroni liturgię przed ciągłymi rewizjami i nowymi tłumaczeniami, przed zmianami zachodzącymi wraz z ewolucją języka.

Łacina może początkowo wydawać się czymś obcym albo dziwacznym, ale myślę, że przyciąga ona ludzi swoją potęgą. W pewnym sensie szukamy inności we Mszach, jest to bowiem odkrywanie nowych terenów, przystępowanie do czegoś wyjątkowego.

Łacina zapewnia nam także poczucie świadomości sakralności.

7. Umniejszanie roli Ofiary.

Msza Święta jest uobecnieniem Kalwarii. Ta prawda bywa jednak niestety ukrywana. Niektóre parafie nie mają nawet krucyfiksu w pobliżu ołtarza. W efekcie sprawowanie liturgii zaczyna przypominać coś na kształt celebrowania spożywania „wspólnego posiłku.

To osłabia wymowę Mszy Świętej i jej centralnej prawdy, którą stanowi ofiara Chrystusa, dodająca nam sił do tego, abyśmy sami umieli się ofiarowywać za innych. Mężczyźni kochają poświęcać się w słusznej sprawie. Szukają rozpaczliwie możliwości oddania się czemuś większemu niż oni sami. Nie chcemy w kościele „wspólnych posiłków"- możemy je dostać w każdym pubie.

Usunięcie bądź też deprecjonowanie elementu poświęcenia oddala ludzi od świętości Mszy.

Dlaczego to ma znaczenie?

Możesz teoretycznie - czytając to wszystko - myśleć, że zwyczajnie się czepiam, albo że krytykuję zwykłą formę odprawiania Mszy Świętej. To nieprawda.

Kocham Mszę i dlatego chcę, by była sprawowana najlepiej jak tylko można, żeby była działaniem godnym Ludu Bożego.

Poświęciłem czas na ten wpis, ponieważ uważam, że transcendentność liturgii nie jest jedynie „opcją”. Jest wszystkim, całością. A zdrowie liturgii, to zdrowie Kościoła.

Msza Święta to inkarnacją wiary w sensie dosłownym. «Lex orandi, lex credendi». To miejsce, gdzie wiara styka się z rzeczywistością naszego życia. I dokładnie z tego powodu nie ma ważniejszej sprawy od konieczności utrzymania świętości liturgii.

Powodem, dla którego aż 50 procent katolików nie wierzy w prawdziwą Obecność, są Msze Święte odprawiane w taki sposób, jak gdyby Obecność ta nie była prawdą. Dzieje się tak nie tylko za sprawą braku określonych słów, ale i też z powodu zaniechania gestów pełnych czci i szacunku dla sacrum.

Kiedy liturgia jest zwyczajnie słaba, zaczynają ją zastępować programy telewizyjne, kluby, książki etc. Liturgia zaczyna wydawać się czymś banalnym - szczególnie mężczyznom, którzy utracili miłość do tej pięknej rzeczywistości.

W efekcie będą się oni męczyć i robić wszystko na pół gwizdka - bez zaangażowania... w najlepszym przypadku. Oczywiście, że mimo wszystko mężczyźni powinni uczestniczyć we Mszach Świętych. Chodzi tu jednak o coś innego, a mianowicie o fakt, że źle sprawowana liturgia nie będzie stanowiła dla nich inspiracji do świętości albo do poświęcenia. Nigdy.

Jeśli wrócimy do świętej i starej liturgii, gwarantuję, że zauważymy nową dynamikę w Kościele: więcej nawróceń, więcej powołań. I więcej mężczyzn, którzy ponownie obejmą przywództwo w sprawach wiary.

4. Stara liturgia lepiej wyraża dogmaty i wiarę katolicką

Wiele osób, tak świeckich jak i duchownych, mimo wszystko w pewien sposób instynktownie to przyznaje. Jeśli stara Msza Św. lepiej oddaje katolickie dogmaty, to oznacza, że dla wyrobienia w duszach katolików zdrowego sensus fidei (zmysłu wiary), jest bardziej pożądana.

1. Dogmat i liturgia

Stosunek między dogmatem, a liturgią wyraża się w słynnym aksjomacie lex credendi - lex orandi, co się tłumaczy jako: prawo (norma) wiary jest prawem (normą) modlitwy. Sformułowanie tej zasady przypisuje się papieżowi Celestynowi I (422-432 r.), tak naprawdę jednak po raz pierwszy użył jej św. Prosper z Akwitanii (ok. 390-465 r.), który był jego sekretarzem, a także przyjacielem św. Augustyna. Broniąc augustiańskiej nauki, a zwłaszcza doktryny o łasce, użył argumentu, który wyraził w zdaniu : legem credendi lex statuat supplicandi. (tłum. O prawie wiary niech stanowi prawo modlitwy błagalnej). W owym czasie, toczył się spór z semipelagianami139 o to, czy łaska Boża jest konieczna do tego, aby uwierzyć. Dla św. Prospera już sam fakt, że Kościół modli się o nawrócenie niewierzących, oznacza, że wierzy, iż nawrócenie zależy od Boga i od Jego łaski. W ogniu sporów św. Augustyn pisze w liście do Walentyna: Powiedz więc otwarcie, że nie powinniśmy się modlić za tych, którym głosimy Ewangelię, aby uwierzyli, a samo głoszenie wystarczy... i kiedy słyszysz kapłana Bożego..., który wzywa do modlitwy za niewierzących, aby Bóg nawrócił ich na wiarę..., śmiej się z tych pobożnych słów. Można zatem powiedzieć, że to właśnie on jako pierwszy zastosował argument liturgiczny w teologii.

Zasada lex orandi lex credendi pozostaje w Kościele katolickim zawsze aktualna, choć przez długi czas liturgia jako źródło dla teologii była niedoceniania140. Ujmuje ona w konkretne słowa i obrzędy prawdy wiary wyznawane przez Kościół, dlatego jest uprzywilejowanym środkiem kształtowania wiary u katolików, którzy przecież uczestniczą w niej przez całe życie. Papieże nowożytni wielokrotnie to podkreślali. Na przykład Sykstus V w Konstytucji Immensa aeterni Dei z 1588 r. przypomina, że: Święte obrzędy zawierają w sobie wielką naukę dla ludu chrześcijańskiego i świadectwo jego autentycznej wiary. Papież Pius XI w encyklice Quas primas (O ustanowieniu święta Naszego Pana Jezusa Chrystusa Króla) z 1925 r. podkreślił, że: Doroczne obchodzenie świętych tajemnic ma dla ludu chrześcijańskiego więcej znaczenia w nauczaniu wiary, niż uroczyste wypowiedzi Kościoła i powołał się przy tym na słowa św. Roberta Bellarmina, doktora Kościoła, który mówi, że: Nieraz stare obrzędy lepiej udowadniają dogmaty niż wiele objaśnień. W czasie audiencji u Piusa XI don Bernard Capelle (opat z Mont César) usłyszał, iż liturgia jest najważniejszym organem zwyczajnego magisterium Kościoła. Nie jest ona didaskalią czynioną przez taką czy inną osobę, ale przez Kościół.

Liturgia nie tylko kształtuje wiarę ludu, ale dostarcza też argumentów w uzasadnianiu tez dogmatycznych. Bł. Pius IX, ogłaszając dogmat o Niepokalanym Poczęciu, powołuje się na argumenty z liturgii141. Na lex orandi powołuje się także Pius XII, ogłaszając dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny: Ta prawda posiada aprobatę w kulcie kościelnym od najdawniejszych czasów. W tej samej Konstytucji stwierdza: Liturgia Kościoła nie stwarza wiary, lecz raczej idzie za nią, gdyż obrzędy kultu wyłaniają się z niej jak owoce z drzewa142. Najszerzej o „argumencie z liturgii” wypowiada się Pius XII w 1947 r., w Mediator Dei, najpiękniejszej encyklice poświęconej w całości liturgii świętej:

Cała liturgia więc zawiera wiarę katolicką, gdyż publicznie świadczy o życiu Kościoła. Z tej to przyczyny, ilekroć chodziło o definicję jakiejś prawdy objawionej przez Boga, Papieże i Sobory, czerpiąc z tzw. «źródeł teologicznych», nierzadko również i z liturgii przytaczali argumenty.

W dalszym ciągu rozważań papież precyzuje również, jaki jest walor takiego argumentu:

Liturgia święta nie określa wiary katolickiej ani jej nie ustala swoją własną mocą w sposób absolutny; lecz raczej będąc wyznaniem prawd nadziemskich, które podlegają najwyższej władzy Kościoła, może podsuwać argumenty i świadectwa niemałej zaprawdę wartości dla określenia szczególnych artykułów nauki chrześcijańskiej143.

Wobec podnoszonych postulatów radykalnej reformy liturgii na międzynarodowym kongresie liturgicznym w 1956, ostatni z wielkich Piusów przypomniał jeszcze raz, że liturgia „przekazuje obfite skarby depositum fidei, prawdy Chrystusa”144.

Gdy weźmiemy pod uwagę powyższą argumentację, staje się dla nas oczywistym fakt, że:

w istocie Msza Św. rzymska nie jest niczym innym, jak liturgiczno-symbolicznym przyobleczeniem prawdy. Ośrodek świętego mysterium stanowi przeistoczenie, dokonane za pomocą słów Chrystusa. Dzięki temu poznaniu ukazuje się nam istota tej liturgii mszalnej, którą określamy mianem Matki wszystkich Kościołów145.

To z niej miliony katolików na całym świecie, przez całe wieki, uczyły się katolickiej wiary, której depozyt Kościół przekazywał wiernie z pokolenia na pokolenie. Dietrich von Hildebrand, niemiecki filozof i teolog katolicki, zwany przez papieża Piusa XII „XX-wiecznym Doktorem Kościoła”, rozważając nad doskonałością Mszy Św. pisał:

Msza Św. trydencka bardziej niż cokolwiek innego przepojona jest duchem prawdziwej czci, a tych którzy nią żyją, pociąga wprost ku temu duchowi. Właściwy, fundamentalny stosunek wobec Boga i stworzenia żyje we wszystkich jej częściach. Cała liturgia jest przeniknięta tą czcią wobec majestatu Boga, maiestas Domini, jasną świadomością Jego absolutnej zwierzchności i uznaniem faktu, że wszystko od Niego otrzymujemy146.

Niedawno wyniesiony na ołtarze John Henry kard. Newman, sławny konwertyta z anglikanizmu, pisał o Mszy Św.:

Nic nie jest bardziej pocieszające, przenikające, poruszające, ogarniające niż Msza Św., która jest dziś pośród nas odprawiana. Mógłbym wiecznie uczestniczyć we Mszy i nie być zmęczonym. Nie jest to jedynie forma słów, to wielka akcja, największa czynność na ziemi. Jest to przywoływanie Przedwiecznego. Staje On obecny na ołtarzu w swoim Ciele i Swojej Krwi. Ten, któremu kłaniają się święci aniołowie i przed którym drżą złe duchy147.

Warto przytoczyć również niektórym dobrze znane słowa innego XIX-wiecznego konwertyty, o. Franciszka Fabera:

Jest to najpiękniejsza rzecz po tej stronie nieba. Wychodząc z wielkiej myśli Kościoła wynosi nas ponad ziemię i ponad samych siebie; i otacza nas obłokiem mistycznej słodyczy i wzniosłości liturgii więcej niż anielskiej; sama nas oczyszcza i oczarowuje swym niebiańskim urokiem tak, że wszystkie nasze zmysły zdają się widzieć, słyszeć, czuć, smakować i dotykać czegoś, czego ta ziemia dać nie może148.

Nic też dziwnego, że również ostatni sobór naucza, iż w liturgii znajduje się element konstytutywny świętej i żywej Tradycji: I tak Kościół w swej nauce, w swym życiu i kulcie uwiecznia i przekazuje wszystkim pokoleniom to wszystko, czym on jest, i to wszystko, w co wierzy149. Jest to ten sam Sobór Watykański II, który tak dowartościował liturgię, że dziś mocniej jeszcze uwypukla się jej znaczenie dla wyrażania się i kształtowania wiary, a jednocześnie zainicjował reformę, która z całą pewnością „przerosła” oczekiwania ojców soborowych i przyniosła skutek odwrotny od zamierzonego.

5. Zmiana w liturgii prowadzi do zmiany wiary i życia

Wobec powyższego można zupełnie słusznie postawić tezę, że nie da się dokonać gwałtownej zmiany w liturgii (lex orandi), bez jednoczesnej zmiany jej lex credendi. Tak radykalna i nagła zmiana formy musiała za sobą pociągnąć zmianę w rozumieniu samej nauki o Mszy Świętej. I tak się właśnie stało. Nowa Msza miała być pasem transmisyjnym dla nowej teologii, ta zrodziła nowe pojmowanie Kościoła (czyli nową eklezjologię), a to znowu otworzyło szeroko możliwości dla „nowego ekumenizmu”. Reforma i jej konkretna aplikacja w Kościele rzymskim miała zmienić wiarę katolików. I robi to, permanentnie i dokładnie, ale czy na lepsze? Zmiana samego rytu Mszy, pod wydatnym wpływem nowej teologii150, konsekwentnie prowadzi do pomieszania sfery sacrum i profanum, a to w prostej linii wiedzie do desakralizacji, obecności kobiet przy ołtarzu, pojawienia się świeckich szafarzy Komunii Świętej, podawania Jej na rękę, co powoduje zanik należytej czci dla Najświętszego Sakramentu. Nie mówię tutaj o nadużyciach w sensie ścisłym, bo wiele z tych zmian jest wprowadzonych przez Konferencje Episkopatów, a nie samowolnie przez konkretne wspólnoty parafialne.

To tylko niektóre jaskrawe przykłady, jakie w konsekwencji osłabiły wiarę w katolickie dogmaty, dotyczące Realnej Obecności Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie oraz w ofiarny i przebłagalny charakter samej Mszy Świętej. Takie są smutne rezultaty jej nowych założeń. Zmiana liturgii prowadzi do zmiany tego, w co i jak się wierzy. Wiara zaś bezpośrednio przekłada się na życie. Innymi słowy: lex orandi lex credendi lex vivendi - jak się modlisz tak będziesz wierzył, a jak wierzysz, tak będziesz żył. Jeśli szukamy jednej z głównych przyczyn kryzysu życia katolickiego to właśnie mamy jego źródło. Gdzie nie ma szacunku do Najświętszego Sakramentu i uniżenia przed Bogiem, które ma fundamentalne znaczenie, tam sypie się wszystko.

Cytowałem już fragment książki151 długoletniego ceremoniarza papieża Jana Pawła II, abp. Piero Mariniego, który jako młody ksiądz był sekretarzem abp. Bugniniego, architekta nowej Mszy. Abp Marini expresis verbis pisze, że reforma soborowa była jedną z największych reform liturgicznych w dziejach Kościoła zachodniego. I dalej: W odróżnieniu od reform potrydenckich, te były większe, gdyż zreformowano również doktrynę (sic!). Zwróćmy uwagę, że tenże sam autor nazywa „reakcjonistami” tych, którzy przez lata mówili, że odnowiona liturgia była zainspirowana odmienną doktryną, by nie rzec dosadniej - pochodzącą z innego źródła. Annibale Bugnini, główny architekt Nowej Mszy, jasno stwierdził, że już w 1967 r., gdy opracowywano nowe ryty sakramentów, nie chodziło wcale o reformę starego rytu:

Nie jest to prosta kwestia odnowienia cennego arcydzieła. W niektórych przypadkach koniecznym będzie dostarczenie nowych struktur dla całych rytów. Jest to problem fundamentalnej rekonstrukcji, można by nawet powiedzieć przeróbki, a w pewnych szczegółach będzie to całkiem nowy twór152.

Pod kierunkiem ks. Bugniniego powstała nowa Msza Św., jako efekt pracy specjalistycznej komisji. Tylko czy kiedykolwiek liturgia była projektowana przy biurku? Nie! Wyrastała powoli i była owocem organicznego, trwającego całe wieki wzrostu. Dlatego znany liturgista o. Joseph Gelineau SI, widząc nowe obrzędy i sposób, w jaki są one przyjmowane napisał, że:

Liturgia nie jest tylko środkiem przekazywania informacji - lekcją, w której nic się nie liczy oprócz zawartości. Liturgia stanowi symboliczną akcję dzięki formułom o ściśle określonym znaczeniu. Jeśli zmieniają się formuły, zmienia się ryt. Niech ci, którzy tak jak ja znali i odprawiali uroczystą, łacińską Mszę Św. ze śpiewem gregoriańskim, przypomną ją sobie, jeśli potrafią. Niech porównają ją z naszą dzisiejszą Mszą Św. Zmieniły się nie tylko słowa, melodie czy pewne gesty. Prawdę mówiąc, jest to inna liturgia Mszy Św.. Trzeba to powiedzieć jednoznacznie: ryt rzymski, jaki znaliśmy, już nie istnieje. Został zniszczony153.

6. Dążenia innowatorów

Przez całe wieki różni prześladowcy, w najróżniejszy sposób, niszczyli widzialne struktury Kościoła. Jednocześnie najprzeróżniejsi heretycy próbowali zasiać kąkol wśród zdrowej nauki Kościoła, którą podaje on swoim wiernym. Najgroźniejszy wróg, to jednak nie ten, kto atakuje otwarcie np. prześladując wiernych, czy niszcząc dobra materialne, ale ukryty wewnątrz, niczym wilk w owczej skórze. Największy tryumf odniesie nieprzyjaciel, gdy uda mu się oddziaływać na myślenie wpływowych ludzi w Kościele. Najlepiej, aby sami, w dobrej wierze, wprowadzili zmiany, które okażą się katastrofą dla Kościoła. Czyż może być lepsza metoda, jak wprowadzenie zmian w kulcie Bożym? Skoro ten jest źródłem i szczytem życia Kościoła oraz jego sercem, wystarczy zanieczyścić źródło, aby wierni pijąc z niego popadali w choroby. Tak uszkodzić serce, aby całe ciało straciło kondycję i sprawność. Wszystko to spowoduje stopniową utratę katolickiej wiary najpierw u kapłanów, a w konsekwencji wśród rzesz wiernych.

Aby zrozumieć, co się stało, trzeba wiedzieć, jakie były dążenia innowatorów. Postulaty reformy liturgii wychodziły już w XIX w. z kręgu tzw. liberalnego katolicyzmu. Ten zaś ukształtował się pod wpływem rewolucyjnego myślenia, płynącego szerokim strumieniem od czasu wielkiej rewolucji francuskiej. Wtedy jednak owe niebezpieczne tendencje spotkały się z czujnym okiem papiestwa, które nie pozwoliło, aby tezy te znalazły szerszy oddźwięk. Nie zapominajmy, że każda rewolucja rozpoczyna się od zmiany w tendencjach. Tendencje przeradzają się w idee, idee zaś rodzą fakty. Przypomnę co, pisał o „antyliturgicznej herezji” Prosper Guéranger, opat z Solesmes, nestor Ruchu Liturgicznego154:

Pierwszym znamieniem antyliturgicznej herezji jest nienawiść do tradycji, wyrażonej w sformułowaniach używanych w kulcie Bożym. Każdy sekciarz, który pragnie wprowadzenia nowej doktryny, niezawodnie staje w obliczu liturgii, będącej najgłębszym, najlepszym wyrazem Tradycji, i od tej pory nie spocznie, dopóki nie zagłuszy tego głosu tradycji, dopóki nie porwie na strzępy owych stronic przypominających wiarę minionych stuleci. W istocie, w jaki sposób mogły zainstalować się i przejąć kontrolę nad masami luteranizm, kalwinizm, anglikanizm? Wszystko, co musiały zrobić, to zastąpić stare księgi i wyrażenia nowymi, i dzieło zostało dokonane. (...)

Drugą zasadą antyliturgicznej sekty jest zastąpienie sformułowań nauczania kościelnego czytaniami z Pisma Świętego. Przynosi im to dwie korzyści: po pierwsze, uciszenie głosu Tradycji, którego zawsze się lękają. (...) Wiadomo od wielu stuleci, że pierwszeństwo przyznawane przez heretyków Pismu Świętemu przed definicjami Kościoła nie ma innego uzasadnienia, jak tylko ułatwienie uczynienia Słowa Bożego według ich własnych wyobrażeń i manipulowanie nim do woli. (...) Wszyscy oni bez wyjątku zaczynają od powrotu do starożytności. Chcą oczyścić chrześcijaństwo ze wszystkich ludzkich błędów i sentymentów, które mogły się z nim zmieszać; chcą je oczyścić ze wszystkiego, co „fałszywe" i „niegodne Boga". Wszystko czego chcą, to powrót do źródeł, dlatego też stwarzają pozory powrotu do kolebki chrześcijańskich instytucji. W tym celu skracają, wymazują, wycinają; wszystko biorą w swoje ręce. Ktoś, kto czekał na ukazanie się pierwotnej czystości kultu Bożego, w pewnej chwili orientuje się, że został zasypany nowymi formułami, powstałymi poprzedniej nocy, niezaprzeczalnie ludzkimi, ponieważ ten, kto je stworzył, wciąż stąpa po ziemi. (...)

Dążą do usunięcia z liturgii wszystkich ceremonii, wszystkich sformułowań, które wyrażają tajemnice. Nazywają przesądami i bałwochwalstwem wszystko, co nie wydaje im się całkowicie racjonalne, a przez to ograniczają wyrażanie wiary, zaciemniając przez wątpienie, a nawet przez negację, każde spojrzenie otwarte na świat nadprzyrodzony. (...)

Dlatego dość już sakramentaliów, błogosławieństw, obrazów, relikwii świętych, procesji, pielgrzymek etc. Koniec z ołtarzem, wystarczy tylko stół; dość już ofiary tak jak w każdej religii, wystarczy jedynie posiłek. Koniec z kościołem, wystarczy dom zgromadzeń. Dość architektury religijnej, gdyż brak już tajemnicy. Dość chrześcijańskiego malarstwa czy figur, gdyż nie ma już religii doświadczanej zmysłami. A wreszcie dość poezji w kulcie, którego nie chroni już miłość ani wiara. (...)

Odzierając liturgię z upokarzającego dla rozumu misterium, protestantyzm postarał się nie zapomnieć o praktycznych konsekwencjach, to znaczy o uwolnieniu od trudu i wysiłku dla cielesnej natury, nałożonego przez reguły „liturgii papistów". A zatem, po pierwsze i najważniejsze, koniec z postami, koniec ze wstrzemięźliwością, koniec z klękaniem na modlitwie. Koniec z codziennymi obowiązkami sług świątyni, nigdy więcej kanonicznych modlitw do odmówienia w imieniu Kościoła. Bieg wydarzeń pokazał, że wiara i miłość, które karmią się modlitwą, szybko wyparowały z szeregów reformatorów, podczas gdy wśród katolików cnoty te nieustannie karmią wszelkie akty poświęcenia Bogu i człowiekowi, ponieważ chronią je niewyczerpane skarby liturgicznej modlitwy kleru diecezjalnego i zakonnego, w której ma swój udział cała społeczność wiernych155.

Trudno uwierzyć, że Dom Guéranger napisał te słowa ponad sto pięćdziesiąt lat temu. Perfekcyjnie ujął sedno zmian postulowanych przez innowatorów, które dziś zostały zrealizowane niemalże w stu procentach. Podkreślał on, że prawdziwa wiara katolicka jest gwarantowana przez biskupa Rzymu, a skoro wiara jest wyrażana przez liturgię, stąd słuszny wniosek, że liturgia rzymska jest miejscem prawdziwej wiary w najczystszej postaci i jest gwarantem Magisterium rzymskiego. Według niego to właśnie Mszał św. Piusa V doskonale wyraża dogmaty katolickie.

Dom Guéranger mistrzowsko opisał rewolucję w tendencjach, które w sto lat później będą już głównymi tezami liturgicznych „autorytetów”. Sam opat stał się nestorem rodzącego się Ruchu Liturgicznego, który po upływie wieku od pięknych założeń i wielkiego zapału do pójścia „w głąb” liturgii, ewoluując w niewłaściwą stronę, doprowadzi do posoborowych reform156. W listopadzie 1947 r. papież Pius XII wydał encyklikę Mediator Dei w całości poświęconą liturgii. Była ona jednocześnie ustosunkowaniem się papieża do tego Ruchu i jego zalet, ale też do idei, które już niezgodnie z prawem były wcielane w życie. Papież pisał, że dzięki powstaniu

szczególnego zapału do nauk liturgicznych (...) wzniosłe ceremonie Ołtarza i Mszy Św. doznały lepszego poznania, zrozumienia i docenienia. Zaczęto coraz tłumniej i częściej przystępować do Sakramentów św. i smakować słodyczy modłów liturgicznych. Kult Eucharystii został uznany za źródło i ośrodek prawdziwej pobożności chrześcijańskiej.

Niestety zdaniem papieża, Ruch ten już wtedy budził pewne obawy

Jeśli bowiem z jednej strony wielce bolejemy nad tym, że w niektórych krajach duch świętej liturgii, jej znajomość i ukochanie są niekiedy nikłe lub prawie żadne, to z drugiej strony z wielką troską i lękiem zauważyliśmy, że niektórzy skłaniają się zbytnio do nowości i zbaczają z drogi zdrowej nauki i rozwagi.

Pius XII przypomniał, że kult publiczny Kościoła w żadnym wypadku nie podlega samowoli „osób prywatnych, choćby nawet należały do stanu duchownego”, a od organicznego rozwoju należy odróżnić zuchwałe usiłowania tych, którzy z rozmysłem wprowadzają w życie zwyczaje liturgiczne lub też żądają wskrzeszenia obrzędów przeżytych, niezgodnych z obowiązującymi dziś przepisami i rubrykami. Wskazując na przykłady błędów ostro piętnował błędne rozumienie tzw. „powrotu do źródeł”:

Nie jest rzeczą ani mądrą, ani godną pochwały wracać we wszystkim i za wszelką cenę do starożytności, w związku z tym błądzą ci, którzy chcą ołtarzom przywrócić pierwotny kształt stołu.

Pius XII to był naprawdę wielki umysł, a do tego mistyk, wciąż jeszcze za mało doceniony, który potrafił odczytać przesłanie z Fatimy (nota bene pierwsze objawienie Matki Bożej portugalskim dzieciom było w dniu jego biskupiej konsekracji). W rozmowie ze swoim przyjacielem, Enrico Galeazzi powiedział:

Zmartwiło mnie przesłanie Matki Bożej skierowane do małej Łucji z Fatimy. Poprzez jednoznaczne słowa Maryi na temat niebezpieczeństw, które zagrażają Kościołowi, Bóg ostrzega nas przed samobójczym w skutkach wypaczaniem wiary, [poprzez dokonywane modyfikacje] w jego liturgii, w jego teologii, w jego duszy. Wokół mnie słyszę głosy uprawiających dywersję nowinkarzy, pragnących rozebrać Przybytek świątyni, zagasić płomień powszechności Kościoła, odrzucić piękno i ozdoby, które są jego chlubą i sprawić, by poczuł wyrzuty sumienia rozważając swe minione lata. Cóż, moi drodzy, jestem przekonany, że jeśli Kościół Piotrowy odrzuci swoją przeszłość - tym samym wykopie dla siebie grób. Będę prowadził tę walkę z największym zaangażowaniem, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz Kościoła, nawet jeśliby siły Zła któregoś dnia miały przemóc moją osobę, moje poczynania czy też pozostawione przeze mnie pisma, tak jak już dziś próbują zdeformować historię Kościoła, a wszystkie dotychczasowe herezje humanizmu, które fałszowały Słowo Boże, wracają ponownie w świetle jupiterów. Przyjdzie dzień, kiedy cywilizowany świat odrzuci swego Boga, kiedy Kościół zwątpi, tak jak zwątpił Piotr. Będzie kuszony, by wierzyć, że człowiek stał się Bogiem, i że jego Syn jest jedynie symbolem albo filozofią, jakich wiele. W naszych kościołach chrześcijanie szukać będą bezskutecznie czerwonej lampki, [wskazującej miejsce] gdzie czeka ich Bóg. Podobnie jak Maria Magdalena, płacząca przy pustym grobie, będą pytać: „Dokąd Go zabrali”?157

Błędne idee, przemieniają się w fakty zgodnie z logiką rewolucji. Głosu papieża nie posłuchano, z nieposłuszeństwa zaś nie może powstać nic dobrego. Jerzy Zawieyski w swoim dzienniku pod dniem 22 lipca 1956 zapisał to, co zobaczył w jednym z kościołów we Francji:

W kościele St. Severin na Mszy Św. (...). Uderzyło mnie to, że ksiądz odprawiający Mszę Św. jest zwrócony do wiernych. Spowiedź odbywa się przed ołtarzem, tak jak u nas, później ksiądz obchodzi ołtarz i staje naprzeciw zebranych. Ołtarz - prosty stół z sześcioma świecami - jest ustawiony na środku prezbiterium. Msza Św. była recytowana. Ludzi dość dużo jak na Francję. Wszyscy z mszałami w ręku, skupienie, powaga. Kazanie dobre, inteligentne, bez patosu. Najbardziej zajęło mnie to, że prawie wszyscy obecni w kościele przystępowali do Komunii św., którą przyjmowali stojąc. Tak samo w czasie Podniesienia wszyscy stali z pochylonymi głowami. Czy taki tutaj obyczaj? Czy liturgia nie wymaga oddania czci Bogu na klęczkach?158

Myliłby się ten, kto sądzi, że owe „błędne rozumienie” powrotu do źródeł, o którym pisał Pius XII, rozprzestrzeniało się tylko na Zachodzie. Docierało także do Polski. Daleko nie trzeba szukać: „Wujek”159 na wycieczkach ze studentami wprowadzał „elementy nowej liturgii” jak to relacjonuje Jerzy Janik opisując wyprawę na Turbacz160.

Z mojego doświadczenia duszpasterskiego mogę powiedzieć, jak bardzo oddalają się dusze katolików od prawdziwego rozumienia, czym jest Msza Święta. W jednej ze szkół, gdzie uczyłem dzieci religii, zrobiłem prostą kartkówkę z jednym pytaniem: „Czym jest Msza Święta?”. Na prawie trzydzieści osób w klasie tylko dwie napisały m.in. że jest to Ofiara Krzyżowa Pana Jezusa. Czy to nie mówi samo za siebie? Dzieci te były wychowane na nowej Mszy Św., a przede wszystkim na tzw. Mszy Św. „dla dzieci”. Nasz Pan Jezus powiedział, że po owocach ich poznacie.

7. Lekceważenie ostrzeżeń

Gdy papież Jan XXIII ogłosił zwołanie Soboru Watykańskiego II, od razu przystąpiły do pracy pewne komisje. W ramach Przygotowawczej Komisji Liturgicznej pracowano nad schematem Konstytucji o Liturgii Świętej. Od razu dał się wyczuć ostry podział na dwa obozy: zwolenników radykalnych zmian i tych, którzy najwyżej opowiadali się umiarkowanymi zmianami. Kontrowersje podzieliły nawet kierownictwo Komisji. Podczas gdy przewodniczący kard. Gaetano Cicognani usiłował zabezpieczyć pozycję łaciny, sekretarz komisji ks. Annibale Bugnini sprzyjał zmianom w tej dziedzinie. Ostatecznie w schemacie przygotowawczym zapisano użycie łaciny w liturgii zachodniej powinno być absolutnie utrzymane, jak i dopowiedzenie, że używanie języka narodowego jest pożyteczne i konferencje episkopatów mogą rozważać te kwestie w porozumieniu ze Stolicą Apostolską. Łacina to jednak tylko jedna z wielu zmian, które budziły kontrowersje. Furtka została otwarta - na tamie pojawiły się pęknięcia. Kard. Cicognani przeczuwał jednak w którą stronę wieje wiatr, i nie chciał, aby pewne dwuznaczności w tekście zostały później wykorzystane przez progresistów, gdyż ten dokument jego zdaniem otworzy puszkę Pandory. Ralph Wiltgen SVD, w swojej historii Soboru Watykańskiego II pt. Ren wpada do Tybru, opisał tę sytuację. Kardynał odnosił się z wielką rezerwą do zmian i nie spieszył się z ich zatwierdzeniem, miał też za sobą wielu członków Świętej Kongregacji Obrzędów, ale też przeciwników:

Abp Felici, który zdawał regularnie sprawozdanie przed Ojcem Świętym z postępu prac, wyjaśnił papieżowi trudności, które stwarzał kard. Cicognani. Trudności były poważne, ponieważ bez podpisu kardynała projekt schematu nie podlegał zatwierdzeniu, nawet jeśli aprobowała go większość członków Przygotowawczej Komisji Liturgicznej. Nim audiencja dobiegła końca, obmyślono plan, w jaki sposób uzyskać podpis. Ówczesny papież Jan XXIII, wezwał Sekretarza Stanu, który był bratem kard. Cicognaniego. Polecił mu odwiedzić brata i nie wracać bez podpisu na dokumencie. Dnia 1 lutego 1962 roku Sekretarz Stanu podążył do biura kardynała i poinformował go w obecności abp. Feliciego i o. Bugniniego o życzeniu papieża. Eksperci komisji opowiadali później, że stary kardynał był bliski łez, gdy to usłyszał. Machał w powietrzu kartką i powtarzał: Oni chcą, żebym to podpisał, ale nie wiem, czy ja tego chcę. Potem położył dokument na biurku, wziął pióro i podpisał projekt. Cztery dni później umarł.161

Puszka Pandory została otwarta.

Aby uciąć kontrowersje i spory w kwestii języka łacińskiego Jan XXIII kilka dni później, być może poruszony nagłą śmiercią kardynała, ogłosił w sposób niezwykłe uroczysty przygotowaną przez Kongregację ds. Seminariów i Uniwersytetów Katolickich Konstytucję Apostolską Veterum Sapientia, w której czytamy:

W obecnych bowiem czasach w licznych miejscach posługiwanie się mową Rzymian zaczyna być przedmiotem sporu, a nadto wielu chciałoby wiedzieć, jakie stanowisko w tej sprawie zajmuje Stolica Apostolska. Z tego względu przypominamy i postanawiamy odpowiednimi wskazówkami zawartymi w tym wielkiej wagi dokumencie strzec tego, aby w całej mocy był zachowany stary zwyczaj posługiwania się językiem łacińskim, a gdzie by już prawie zanikał, tam należy go w pełni na nowo przywrócić (...) Biskupi w swojej ojcowskiej trosce powinni mieć się na baczności, by nikt w ich jurysdykcji nie był skłonny do rewolucyjnych zmian, nie pisał przeciwko używaniu łaciny w studiach religijnych lub w liturgii lub poprzez jednostronność osłabiał wolę Stolicy Apostolskiej w tej sprawie bądź ją fałszywie interpretował.

Papież podpisał ten dokument nie na biurku w swoim apartamencie, ale na konfesji św. Piotra, aby nadać mu jeszcze donioślejszą rangę, a podpisując go powiedział:

Można by mówić, że Ojciec Święty, mając już swoje lata, niewiele rozumie z tego, jaki dokument zatwierdza swoim podpisem, że podpisuje go tylko dlatego, że inni mu go dali do podpisania. Ja jednak mówię wam: Ja wiem, co ja podpisuję, treść tego dokumentu naprawdę stanowi moją wolę i dlatego uroczyście podpisuję go na waszych oczach na ołtarzu św. Piotra.

Mimo tak uroczystego ogłoszenia woli papieża, nie udało się zahamować wpływu sił liberalnych. Podczas burzliwej debaty, na auli soborowej padały najcięższe argumenty w obronie łaciny i ostrzegające przez konsekwencjami jej usunięcia. Amerykański kardynał McIntyre162, wsparty przez kardynała Spellmana przypomniał, że zmienianie liturgii oznacza zmienianie dogmatów:

Atak na język łaciński świętej Liturgii jest pośrednim atakiem, choć rzeczywistym, skierowanym przeciwko stabilności świętych dogmatów, ponieważ święta Liturgia siłą rzeczy niesie ze sobą dogmaty. (...) My wszyscy tu obecni na Świętym Soborze możemy przypomnieć sobie fundamentalne zmiany w znaczeniu słów w językach narodowych, które są w codziennym użytku. Z tego wynika, że jeżeli święta Liturgia byłaby w języku narodowym, jej niezmienność doktrynalna byłaby zagrożona. Jeżeli zostaną wprowadzone języki narodowe przewidujemy, że nastąpią niezliczone interpretacje świętych dogmatów. Aby wyrazić odwieczną prawdę doktryny, święte dogmaty zachowują na sposób niezmienny znaczenie i formę pierwotną! Zatem wdrażanie języka narodowego musi być oddzielone od samej akcji Mszy świętej. Msza święta musi pozostać taką jaką jest. Głębokie zmiany w liturgii prowokują głębokie zmiany w dogmatach163.

Mimo iż ostatecznie Sobór potwierdził, że w obrzędach należy zachować język łaciński, w dwa lata po podpisaniu Veterum Sapientia i dziesięć miesięcy po śmierci Jana XXIII164, jego następca Paweł VI, 7 marca 1964, odprawił po raz pierwszy Mszę Św. po włosku i „twarzą do ludu” (tylko Kanon był po łacinie), a w homilii powiedział:

Kościół składa ofiarę ze swego własnego języka, łaciny - która jest językiem sakralnym, poważnym, pięknym, wyjątkowo ekspresyjnym i eleganckim. Kościół składa tę ofiarę z wiekowych tradycji, a zwłaszcza z jedności językowej różnych ludów, dla dobra większej uniwersalności, aby dotrzeć do wszystkich. To dla was, wierni - abyście potrafili przejść ze stanu zwykłych widzów do stanu wiernych uczestniczących i aktywnych165.

Doprawdy zdumiewające słowa głowy Kościoła, nie tylko dlatego, że w dobie globalizacji rezygnował z tak potężnego narzędzia jedności, ale że uważał, iż przez tyle wieków wierni byli tylko widzami podczas świętej liturgii. Nieprzyjaciel łaciny, o którym pisałem wcześniej, odetchnął z ulgą i satysfakcją...

Sobór, a raczej cała atmosfera w Kościele, jaka pod wpływem Pawła VI i przy wydatnej pomocy mediów została stworzona, otworzyła pole do największych przeobrażeń liturgicznych w dziejach i to pomimo deklarowanych najlepszych chęci. Najważniejszy po papieżu kardynał, sekretarz Świętego Officium - kard. Ottaviani - ostrzegał w przemówieniu na auli soborowej 30 października 1962 r., kiedy w pełnym emocji przemówieniu skrytykował propozycje modyfikacji rytu Mszy, widząc w tym prawdziwą Rewolucję liturgiczną:

Ordo Missae zostało ustalone wiele wieków temu; Msza jest środkiem całego kultu liturgicznego; jest najświętszą materią, dobrze znaną przez każdego wiernego, który głównie ze względu na formację duszpasterską, dobrze zna jej poszczególne części. To z kolei sprawia, że na skutek zbyt dużych zmian, powstaje niebezpieczeństwo spowodowania zdziwienia a nawet skandalu. Chodzi tutaj o materię niezwykle świętą, która nie może być w każdej generacji zmieniona wedle własnych upodobań; o materię świętą w jej szczytowym stopniu, do której należy podejść ze świętym szacunkiem i nabożeństwem i nie może ona być dotykana bez zastosowania pewnych granic. Właśnie teraz przychodzą na myśl słowa Boga skierowane do Mojżesza, kiedy zbliża się do płonącego Krzewu: «Zdejmij sandały z nóg gdyż miejsce na którym stoisz, jest ziemią świętą». Zatem pozostajemy ostrożni w proponowaniu reformy rytu Mszy świętej.166

Ale raz puszczonego, progresywnego koła w ruch, nic już nie zdołało zatrzymać. Mógł to zrobić jedynie papież Paweł VI, ale ten zdawał się sprzyjać liberalnym poglądom modernistów. Zaczęły się ziszczać sny i marzenia masonerii o rewolucji wewnątrzkościelnej w „tiarze i kapie”. Dokumenty o liturgii były interpretowane nie według tradycyjnych założeń, ale według progresistowskich tez liberalnej teologii oraz „zdobyczy” socjologii i psychologii lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych167. Rozpoczęła się najbardziej destrukcyjna reforma w historii Kościoła, przeprowadzona w wielkim pośpiechu, uwzględniająca skrajne liberalne propozycje i postulaty. Dzisiaj kiedy po latach mamy dostęp do dokumentów i dzienników członków Komisji liturgicznych, przecieramy oczy ze zdumienia, czytając w jaki sposób była „robiona” liturgia - serce naszej wiary, a skutki wprowadzenia tego produktu, były z góry do przewidzenia. Skrajnie liberalna interpretacja soborowego nauczania, wskutek czego powstała „odnowiona liturgia”, wywołała negatywną reakcję Synodu Rzymskiego w 1967, a jeszcze tuż przed samym jej wprowadzeniem w 1969 roku kardynałowie Ottaviani i Bacci ostrzegali Pawła VI168.

(...) dlatego też błagamy gorąco Waszą Świątobliwość - w chwili, gdy czystość Wiary i jedność Kościoła narażone są przez tak okrutne rozdarcia i rosnące niebezpieczeństwa, które codziennie znajdują odgłos w zasmuconych słowach Ojca nas wszystkich - abyś zechciał nie pozbawiać nas możliwości uciekania się do nieskazitelnego i obfitującego w łaski Mszału św. Piusa V, tak otwarcie sławionego przez Waszą Świątobliwość i tak głęboko ukochanego i otaczanego czcią przez cały świat katolicki. (...) Dziś oficjalnie uznaje się, że podziały i schizmy istnieją już nie tylko na zewnątrz, ale w samym łonie religii katolickiej. Jedność Kościoła jest nie tylko zagrożona, ale znajduje się w bardzo poważnym niebezpieczeństwie, zaś błędy przeciwko wierze nie tyle się wkradają, co są narzucane za sprawą liturgicznych nadużyć i aberracji, które również zostały zatwierdzone. Wydaje się, że porzucenie tradycji liturgicznej, która przez cztery stulecia była znakiem i gwarancją jedności kultu, oraz zastąpienie jej inną - zdolną być jedynie znakiem podziału, ponieważ zezwala pośrednio na niezliczone swobody, zaś sama roi się od insynuacji i otwartych błędów przeciw czystości wiary katolickiej - stanowi, mówiąc oględnie, nieobliczalny błąd.

Cytowany przeze mnie już wielokrotnie angielski pisarz i konwertyta z anglikanizmu Evelyn Waugh widział, jak na jego oczach dokonuje się dewastacja liturgii, wskutek liberalnych i protestanckich założeń. Przed śmiercią pisał: Wielkanoc zwykle tak wiele dla mnie znaczyła. Przed Papieżem Janem i Jego Soborem - oni zniszczyli piękno liturgii. Nie oblałem się jeszcze benzyną i nie dokonałem samospalenia, ale obecnie wytrwanie w Wierze wymaga wysiłku i jest pozbawione radości. Chodzenie do kościoła stało się wyłącznie spełnieniem obowiązku. Nie ujrzę już w moim życiu odnowienia tego piękna. A wielu krajach jest jeszcze gorzej169.

Zdumiewające, że właśnie konwertyci, ci którzy niedawno odkryli wiarę i liturgię katolicką, najbardziej ubolewali nad jej niszczeniem przez tych, którzy mając od dawna ten nieprzebrany skarb, nie cenili go. Francuski pisarz, konwertyta z protestantyzmu i członek Akadami Francuskiej Julien Green, w swoich pamiętnikach, których lekturę polecam ze względu na relację świadka tego, co działo w m.in. w Kościele w ramach „odnowy liturgicznej” przed, w trakcie i po soborze, pod datą 21 marca 1968 r. zapisał:

Kaplica przy rue Cortambert: usunięto kratę prezbiterium i prezbiterium jest puste. W kaplicy z pięć kobiet. Przenajświętszy Sakrament umieszczony w monstrancji na stole - czy można to nazwać ołtarzem? Na kościoły Francji dmucha wiatr, który je dewastuje. Kościół, który znałem odszedł na zawsze. Był wielkim schroniskiem dla dusz. Gdzie jest? Powiedzą mi: w Bogu. Tak, tylko tam170.

Znany filozof Etienne Gilson, pisał w roku 1967 na kartach swej książki w rozdziale pod znamiennym tytułem Światem ruin:

We Francji, także tam masa wiernych, spokojnych i zadowolonych ze swego losu, przeżywa narzucone reformy liturgiczne, którym się poddaje z rezygnacją. Ołtarze zmieniły miejsce; ustawieni twarzą do publiczności księża spełniają tam obecnie wszelkie tajemnicze obrzędy, wykonywane w różnych kierunkach znaki krzyża, które - pozbawione znaczenia dla wszystkich poza celebransem - są z daleka podobne do jakichś uprzejmych gestów. Skoro to podoba się ich księżom - niegdyś zwróconym do Boga, a teraz do nich - wierni mogą już tylko podążać za nimi, jednak nie bez zadawania sobie pytania, po co te zmiany, kto o nich decyduje, jakie reguły stanowią dla nich granice. Jeśli mamy tam rewolucję, to przychodzi ona z góry, a to zwalnia ją z dawania jakichkolwiek uzasadnień. Zresztą szeroka publiczność nie wie o wszystkim. Pewien świecki, który przychodził służyć do Mszy Św., zauważył ze zdziwieniem, że ksiądz miesza po Mszy Św. hostie nie konsekrowane z pozostałymi po Komunii hostiami konsekrowanymi. Na zrobioną mu uwagę, ksiądz odpowiedział, że to bez znaczenia171.

8. Ekumeniczne założenia nowej liturgii

Jednym z celów odnowionej liturgii była najważniejsza z idei soborowych, czyli nowy ekumenizm. W nadziejach reformatorów odnowiona liturgia nie miała już więcej dzielić katolików i innowierców. W gorącej atmosferze lat 60. spodziewano się szybkich sukcesów w dialogu ekumenicznym, a w niedalekiej przyszłości wspólnego celebrowania tej samej liturgii. Nie wolno, by modlitwa stała się skandalem dla naszych braci odłączonych; dlatego usuniemy z mszy wszystko to, co może wydać się choćby cieniem zgorszenia dla naszych braci odłączonych, powiedział ks. Annibale Bugnini172 w wywiadzie opublikowanym przez Ossewatore Romano 15 marca 1965 r. Nic dziwnego, że do pracy nad nowym rytem mszy zaproszono również protestanckich teologów.

Sami protestanci najlepiej potwierdzają, jak bliski ich wierze jest „odnowiony” Mszał Rzymski. Max Thurian, jeden z braci luterańskiej wspólnoty z Taize, pisał w „Le Monde” z 30 maja 1969 r., że odtąd również niekatolicy mogą odprawić Wieczerzę Pańską, używając tych samych modlitw, co Kościół Katolicki. Teologicznie jest to możliwe. Czy mógłby to samo powiedzieć o rycie Mszy Świętej św. Piusa V? Teolog protestancki Rogel Mehl, po przestudiowaniu książki szwedzkiego teologa Vajta stwierdza: jeśli weźmie się pod uwagę zdecydowaną ewolucję liturgii katolickiej, możliwości zastępowania Kanonu Mszy Św. innymi modlitwami liturgicznymi, przytłumienie idei czyniącej z Mszy Św. ofiarę, możliwości komunikowania pod obu postaciami, to nie istnieją już żadne powody zakazywania członkom Reformowanych Kościołów uczestniczenia w Eucharystii w Kościele rzymskim173. W oficjalnej deklaracji Najwyższego Konsystorza kościoła wyznania augsburgskiego Alzacji i Lotaryngii z 8 grudnia 1973 r., napisano:

...mając na uwadze obecne formy eucharystycznej celebracji w Kościele katolickim oraz zbieżności jakie zachodzą obecnie w teologii, wydaje się, że stopniowo zanika wiele przeszkód, które mogłyby powstrzymywać protestanta od brania udziału w jego eucharystycznych celebracjach. Dzisiaj możliwym się staje dla protestanta rozpoznanie w katolickiej celebracji eucharystycznej wieczerzy ustanowionej przez Pana. Przykładamy wielką wagę do wprowadzenia nowych modlitw, dla nas swojsko brzmiących i posiadających zaletę umożliwiającą nadawanie ofierze innej interpretacji niż ta, którą dotąd przyzwyczailiśmy się przypisywać katolicyzmowi. W tych modlitwach rozpoznajemy ewangelicką teologię ofiary174.

Deklaracja wywołała niemałe poruszenie, tak, że Jean Guitton stwierdził w jednej z audycji radiowych poświęconej problemom reformy w Kościele:

Jest wielka różnica między Pańskim sercem, a moim, lecz mogę tylko powtórzyć, że Paweł VI robił wszystko co mógł, aby oddalić katolicką Mszę od tradycji Soboru Trydenckiego, na rzecz protestanckiej wieczerzy pańskiej. Asystował mu w szczególności Abp Bugnini, aczkolwiek nie cieszył się on zawsze pełnym zaufaniem Pawła VI. Dlatego jestem zdziwiony zastrzeżeniami, jakie Pan przedstawia... Msza Św, Pawła VI jest przede wszystkim i głównie uroczystym posiłkiem, czyż nie? Silnie podkreśla się aspekt udziału w posiłku, a znacznie mniej aspekt ofiary, rytualnej ofiary w obecności Boga sprawowanej przez księdza ukazującego tylko swe plecy. Dlatego nie sądzę, abym się mylił, kiedy mówię, że intencją Pawła VI, a także nowej liturgii, która nosi jego imię, było skłonić wiernych do większego uczestniczenia we Mszy Świętej, uczynić więcej miejsca dla czytań z Pisma Św. i mniej dla tego, co niektórzy nazywają «magią», (...). Innymi słowy widzimy u Pawła VI ekumeniczną intencję wyrzucenia wszystkiego lub przynajmniej skorygowania wszystkiego, co jest zbyt katolickie ze Mszy oraz zbliżenia Mszy, powtórzę to raz jeszcze, tak silnie jak to możliwe do kalwińskiej liturgii175.

Z racji tego, że Guitton bardzo dobrze znał Pawła VI176 jego słowa stają się bardzo wymowne. Podobnie mówił dr J. W. Charley, teolog anglikański, stwierdzając, że:

Jesteśmy zmuszeni zadać sobie jedno pytanie: Czy ze strony rzymskiego katolicyzmu nie mamy do czynienia ze zmianą stanowiska teologicznego? Jeśli «zmiana» jest zbyt mocnym słowem, to przynajmniej przy porównaniu obecnych dokumentów z poprzednimi oficjalnymi orzeczeniami, wydaje się, że mamy do czynienia ze znacznym przesunięciem akcentów177.

Profesor teologii protestanckiej na uniwersytecie w Strasburgu, Gérard Siegwalt pisał do pewnego katolickiego biskupa twierdząc, że w odnowionej Mszy nie ma nic, co mogłoby krępować ewangelika178. F. Schutz, pastor luterański zauważa fakt, że nowe katolickie Modlitwy Eucharystyczne posiadają „strukturę odpowiadającą mszy luterańskiej”179, a inny pastor stwierdza: Tu, w mojej parafii w Hamburgu, na przykład regularnie używamy II Modlitwy Eucharystycznej, z laterańską formułą wprowadzenia i z pominięciem modlitwy za papieża180.

Powyższe wypowiedzi dowodzą, że posoborowe reformy dokonały takich zmian, które choć nie naruszają istoty sakramentu (konsekracja jest ciągle ważna), umożliwiają protestantom zaakceptowanie „największej ohydy”, jak nazywał katolicką mszę Marcin Luter. Peter L. Berger, profesor socjologii i luteranin, w następujący sposób skomentował zmiany wewnątrz Kościoła katolickiego:

Społeczności katolickiej narzucono nadzwyczajne zmiany, i to w dziedzinach, w których władze mogły działać w sposób o wiele bardziej ostrożny. Rewolucja liturgiczna - gdyż nie można tego inaczej nazwać - jest tutaj najważniejszym przykładem, dotykającym samego rdzenia życia religijnego milionów katolików. Wspomnijmy tylko nagłe zniesienie, a właściwie zakaz łacińskiej Mszy Św., odwrócenie księdza tyłem do ołtarza (pierwsza zmiana symbolicznie pomniejszyła aspekt powszechności Mszy Św., druga jej transcendentne odniesienie) oraz gwałtowny atak na całą gamę form ludowej pobożności. Gdyby doradcą Kościoła był z gruntu zły socjolog, nakierowany na wyrządzenie jak największych krzywd katolickiej społeczności, nie mógłby lepiej dokonać swego dzieła.181

Nietrudno więc sobie wyobrazić, jaki ból musieli przeżywać konwertyci, którzy wrócili do Kościoła z protestantyzmu. Wtedy ufnie przyjęli katolickie Credo i zachwycili się katolicką Mszą Św., a teraz to wszystko im zabrano. Cytowany już przez mnie Julien Green, znany pisarz i konwertyta, po obejrzeniu transmisji nowej Mszy Św. w telewizji, napisał:

To, co odkryłem, było dość prostym naśladownictwem nabożeństwa anglikańskiego, które było nam znane w dzieciństwie. Stary protestant, który drzemał we mnie w mojej katolickiej wierze, obudził się nagle wobec oczywistego i absurdalnego oszustwa, oferowanego przez ekran. Gdy ta dziwaczna ceremonia się skończyła, zapytałem moją siostrę: po co przeszliśmy na katolicyzm ?(...) Uznaję autorytet papieża i myśl o opuszczeniu Kościoła naprawdę by mnie przeraziła. Jednak pozostaję wierny mojemu wyznaniu wiary z 1916 roku i nie odejdę od niego w ani jednej linijce182.

Oczywiście nie brak było i głosów, które dostrzegały grożące niebezpieczeństwa. Przede wszystkim w samej Kurii Rzymskiej. Kardynałowie Ottaviani i Bacci, przedstawiając Pawłowi VI Krótką analizę krytyczną Novus Ordo Missae, określili nowy ryt jako wyraźnie oddalający się od katolickiej teologii Mszy Świętej, takiej jaka została sformułowana na XXII sesji Soboru Trydenckiego.

Zacytowane powyżej stwierdzenia są bardzo ważne, gdyż przewodnia idea ekumeniczna ostatniego soboru miała stać się głównym kierunkiem działań Kościoła na najbliższe dziesięciolecia. Jednak ekumenizm ten jest diametralnie inny od tego, czym był w ujęciu „przedsoborowym”. Architekt183 nowej Mszy, ksiądz Bugnini, mianowany arcybiskupem przez Pawła VI w 1972 r., dwa lata później powiedział: Reforma liturgiczna jest głównym zwycięstwem Kościoła katolickiego, posiadając swój wymiar ekumeniczny, gdyż różne Kościoły i wyznania chrześcijańskie postrzegają ją nie tylko jako coś wartego podziwu, lecz również jako znak dalszego postępu184. Reformatorzy pragnęli otworzyć Kościół na świat i przybliżyć go do protestantów. Jednak w rezultacie to nie protestanci zaczęli nawracać się na katolicyzm, ale katolicy zaczęli przyjmować myślenie protestanckie. Nietrudno też dostrzec, jak jednocześnie oddaliliśmy się liturgicznie od prawosławnych. Analogicznie stopniowe powracanie do tradycyjnej liturgii, będzie miało odwrotny efekt. To dlatego Patriarcha Moskwy i Wszechrusi, Aleksy II, wyraził uznanie dla Benedykta XVI, za jego decyzję o przywróceniu tradycyjnej Mszy Świętej. W opublikowanym wywiadzie dla dziennika Il Giornale czytamy: Przywrócenie i dowartościowanie dawnej tradycji liturgicznej jest faktem, który odbieramy pozytywnie - powiedział Aleksy II, odnosząc się do papieskiego motu proprio zezwalającego na odprawianie przedsoborowej mszy łacińskiej. W rozmowie z watykanistą włoskiej gazety Andreą Tornellim dodał następnie: My bardzo mocno trzymamy się tradycji. Bez wiernego stania na straży tradycji liturgicznej rosyjski Kościół prawosławny nie byłby w stanie oprzeć się epoce prześladowań w latach 20. i 30. XX wieku185.

Wszystkie te zmiany zostały wprowadzone pod hasłem „duszpasterskich korzyści”. Sam sobór, określał się mianem duszpasterskiego a nie dogmatycznego. Czy jednak duszpasterze i wierni domagali się aż tak wielkich zmian? Przywoływani już kardynałowie Ottaviani i Bacci w liście do Pawła VI, dołączonym do Krótkiej analizy krytycznej Novus Ordo Missae, napisali:

Nie wydaje się, by argumenty natury duszpasterskiej, do których odwoływano się dla uzasadnienia tak poważnego zerwania, były dostateczne, nawet jeśli uznać, że wolno je przeciwstawiać argumentom doktrynalnym. W Novus Ordo Missae pojawia się tyle nowości, zaś z drugiej strony, tyle rzeczy odwiecznych zostaje zepchniętych na dalszy plan lub przesuniętych na inne miejsce - jeśli zostało dla nich jeszcze jakieś miejsce - że grozi to, iż pewna wątpliwość, która wkrada się, niestety, do niektórych środowisk, wzmocni się i przerodzi w pewnik. Uważa się bowiem, że prawdy Wiary, wyznawane od zawsze przez wierny lud, można zmieniać lub pomijać milczeniem i nie będzie to zdradą świętego depozytu nauczania Kościoła, z którym wiara katolicka związana jest na zawsze. Ostatnie reformy stanowią wystarczający dowód na to, że nie da się wprowadzić nowych zmian w liturgii, nie powodując kompletnej dezorientacji u wiernych, którzy wyraźnie okazują, że są im one nieznośne i niezaprzeczalnie osłabiają ich wiarę. Przejawem tego wśród najlepszej części duchowieństwa, jest dręcząca rozterka sumienia, czego niezliczone świadectwa napływają do nas codziennie.

Być może dla niektórych szokujące wydają się powyższe twierdzenia. Niektórzy zapewne pierwszy raz w życiu czytają tak radykalne tezy. Być może zostanie mi zarzucone tendencyjne dobieranie cytatów. Ja jednak i tak wybrałem tylko niektóre wypowiedzi pośród całego mnóstwa, a i sam będąc klerykiem wiele razy słyszałem od starszych pobożnych kapłanów, że „w gruncie rzeczy to Msza Św. została sprotestantyzowana”. Czy ktoś potrafi znaleźć podobne wypowiedzi na temat Mszy trydenckiej? Coś musi być na rzeczy, skoro w 2001 roku kardynał Ratzinger w wystąpieniu pt. Teologia liturgii, wygłoszonym na konferencji liturgicznej w opactwie w Fontgombault, stawiał retoryczne pytanie: „Kto dziś mówi jeszcze o boskiej Ofierze Eucharystycznej?” i cytując Stefana Ortha powiedział:

Faktycznie wielu katolików ratyfikuje dziś samemu werdykt i konkluzje Lutra, że mówienie o ofierze jest «największą i najbardziej przerażającą okropnością» oraz «przeklętą bezczelnością»: dlatego właśnie wolimy się powstrzymać od wszystkiego, co ma tonację ofiary, włączywszy w to cały Kanon, a zachowując tylko to, co czyste i święte. Ta maksyma została po Soborze Watykańskim II przyjęta również w Kościele katolickim, przynajmniej co do tendencji i doprowadziła do myślenia, że w kulcie Bożym zwłaszcza w oparciu o święto Paschy relacjonowane w opisach Ostatniej Wieczerzy. Nawet jeśli pominiemy pierwsze twierdzenie redaktora - widząc w nim tylko retoryczną przesadę - pozostaje niepokojący problem, z którym należy się zmierzyć. Wydaje się, że niemała część liturgistów katolickich doszła praktycznie do takiego rezultatu, że trzeba przyznać zasadniczą rację Lutrowi przeciw Trydentowi w debacie z XVI: to samo stanowisko można stwierdzić często w posoborowych dyskusjach na temat kapłaństwa.

Ówczesny Prefekt Kongregacji Doktryny Wiary a późniejszy papież konkludował:

Tylko na tej podstawie, na podstawie praktycznej dyskwalifikacji Trydentu, można pojąć zacietrzewienie towarzyszące walce z niemożliwością celebrowania nadal, po reformie liturgicznej Mszy według mszału z 1962. Ta możliwość jest najmocniejszym, a stąd najtrudniejszym do zniesienia sprzeciwem wobec opinii tego, kto sądzi, że wiara w Eucharystię sformułowana przez Trydent utraciła swoją ważność.186

Niedawno znalazłem list jednego z czytelników amerykańskiego pisma dla tradycyjnych katolików The Remnant, konwertyta z luteranizmu, napisał do redakcji187 o różnicach między luterańską a katolicką liturgią i o meandrach ekumenizmu, który nie doprowadza do Kościoła. Jako luteranin nigdy nie spotykał się z oskarżeniami o herezję, jako katolik szukający tradycyjnie katolickiej duchowości i wiary słyszy, że... jest heretykiem.

Jestem niedawno nawróconym konwertytą z „konfesyjnego” (czytaj: tradycjonalistycznego) luteranizmu, bycie po tej stronie Tybru stało się dla mnie rozczarowującym doświadczeniem. Zostałem wychowany jako konfesyjny luteranin, oczywiście bardzo dobrze znam mój laterański katechizm (pewnie mógłbym nawet teraz wyrecytować większość jego treści z pamięci) i uważam, że ryt Pawła VI jest dziwaczny. W treściach modlitw Nowej Mszy nie ma niczego, co byłoby typowo katolickie. Jeśli już, to wydają się one mieć raczej „neutralny” lub „radosny” ton, zostały one oczyszczone z dogmatów typowych dla katolicyzmu, ale pominięte też zostały odniesienia do grzechu, śmierci, piekła, dzieła Szatana, walki aniołów. Dla porównania, modlitwy mojej dawnej laterańskiej Mszy były pełne nawiązań do takich „trudnych” tematów. Co więcej, niektóre ze słów Kanonu nowej Mszy - w tym „Błogosławiony jesteś, Panie Boże wszechświata... ”, uderzają moje uszy byłego luteranina jako doktrynalnie podejrzane. Moi laterańscy przyjaciele uważający że jest to modlitwa szczególnie dziwna, twierdzą, że pomniejsza ona Realną Obecność. (...) Żaden z pastorów konfesyjnego luteranizmu nigdy nie odmówiłby takiej modlitwy przed konsekracją”.

Autor listu dalej słusznie stwierdza, że doktryny prezentowane w tradycyjnej liturgii są sprzeczne z luteranizmem. Chodzi o składanie ofiary przebłagalnej, zasługi i wstawiennictwo świętych i wiele innych. Tymczasem, te aspekty zniknęły z zaprojektowanej w drugiej połowie lat sześćdziesiątych mszy. To z mojej perspektywy jest szalone. Zupełnie tego nie rozumiem - podkreśla - Równocześnie, ryt Pawła VI dalej pozostaje nieodpowiedni dla luterańskiego kultu, teraz ironicznie nie dlatego, że zawiera typowo katolickie dogmaty (bo już ich nie zawiera), ale dlatego, że jest zbyt łagodny w kwestiach grzechu, piekła, aniołów i złego dzieła Szatana. Potem oczywiście pojawia się kwestia sposobu, w jaki nowa Msza jest „celebrowana - tłumaczy konwertyta.

Młody luteranin, uczestnicząc w Nowej Mszy, dojdzie do wniosku, że to jego dotychczasowe wyznanie jest najbardziej „konserwatywne” i „tradycjonalistyczne”. Najdziwniejsze jest to, że nasz młody luterański gość uważałby katolików za heretyków. Jednak ci sami katolicy nie odwzajemniliby komplementu - dodaje. Wskazując na te kwestie konwertyta jest atakowany jako... „radykalny tradycjonalista”. Nie chodzi tu o same problemy posoborowej reformy, także o to, dlaczego do liturgii wprowadzana jest kiepska muzyka. Ale nikt się tym nie przejmuje... nawet jeśli ludzie się ze mną zgadzają (choć zazwyczaj tak nie jest). Problem, mówią mi, leży we mnie. Mówią mi, że jestem heretykiem - podkreśla luteranin nawrócony na katolicyzm188.


9. Nadzieja

Kościół trwa i upada wraz z liturgią. Gdy uwielbienie Boskiej Trójcy znika, gdy w liturgii Kościoła wiara nie przejawia się już w pełni, gdy duszą ją słowa, myśli, intencje człowieka - wówczas wiara traci swe miejsce wyrazu i swój dom189. Wbrew temu, co sądzą niektórzy zacięci krytycy reformy, odnowiona liturgia nie zawiera expresis verbis żadnej herezji. Ma też wszystko, co potrzeba, aby sprawowana przez kapłana katolickiego, była ważna. Tym, którzy bronią starej Mszy Świętej i wskazują, że powinna być ona głównym punktem odniesienia postulowanej przez papieża Benedykta XVI „reformy reformy”, nie o ważność samej Mszy chodzi. Spór toczy się przede wszystkim o wyrazistość katolickiej doktryny, którą liturgia powinna odzwierciedlać. Wielu z moich kolegów w kapłaństwie jest przekonanych, że uczestniczenie w nowej Mszy Św. może (acz nie musi) prowadzić do uszczerbku na wierze. Ta powolna zmiana wiary jest pozornie bezbolesna. Czy można mieć katolicką wiarę i tolerować, lub wręcz samemu wprowadzać tak drastyczne uchybienia w kulcie? Praktycznie każdy z nas może powiedzieć, że widział Msze Św. sprawowane przez kapłanów, którzy dopuszczali się okropnych nadużyć. Dobrowolne zmienianie formuł, projektowanie liturgii według dowolnego uznania, desakralizacja i wielki zanik szacunku do Najświętszego Sakramentu, a co za tym idzie do Majestatu Bożego, to tylko niektóre „owoce”. Bezduszne i pozbawione świętości nowe świątynie, zbudowane „zgodnie z zasadami odnowionej liturgii” odzierają do reszty kult z należnego mu majestatu. Jeśli dodamy do tego pozbawione gustu i piękna szaty liturgiczne i inne sprzęty potrzebne do liturgii - mamy wynik „działania” nowej Mszy na wiarę i rozum.

Ojciec Święty Benedykt XVI doskonale zdawał sobie sprawę z bolączek reformy, a przede wszystkim z tej przerażającej desakralizacji, jaka ma miejsce w naszych kościołach, dlatego tak bardzo od początku swego pontyfikatu dbał o dostojną, godną Majestatu Bożego, oprawę papieskich ceremonii. Papież doceniał znaczenie piękna sakralnego, tradycyjnych szat liturgicznych, muzyki kościelnej i sztuki. To wszystko mogliśmy zobaczyć na własne oczy. Szkoda tylko, że tak mało naśladujemy papieża w tym co czynił. Pamiętam, jak będąc młodym klerykiem oburzałem się na wiele spraw związanych z nieprzestrzeganiem prawa podczas Mszy Świętej. Wtedy często słyszałem w odpowiedzi, że „w Rzymie też tak jest” (wtedy na tronie Piotrowym zasiadał Jan Paweł II), gdy ja używałem później tego argumentu wskazując na papieża Benedykta, aby pokazać u nas pewne nadużycia, to słyszałem znowu „to tylko w Rzymie - liturgia papieska jest wyjątkowa”. Jakże często kapłani Pańscy mierzą podwójną miarą...

Być może ten bezprecedensowy kryzys Kościoła, jaki przeżywamy jest „dopustem Bożym”, aby wiara, która przechodzi przez ogień próby, mogła się wydoskonalić. Duch hartuje się w walce o obronę zasad. Jestem przekonany, że ci, którzy walczą i wkładają tyle wysiłku, aby przywrócić starą Mszę, są przekonani o jej istotności i doniosłości o wiele bardziej niż ci, którzy mieli ją dostępną na co dzień w naszych kościołach, bez przeszkód. Być może Bóg, jako sprawiedliwy Ojciec, dopuścił, aby ten cenny skarb został na pewien czas zabrany, gdyż nie był należycie szanowany przez samych kapłanów. Być może - nie jestem tego pewien, ale co do jednej rzeczy nie mam wątpliwości - czas próby skończy się.

Dzisiaj gdy widzimy na naszych mszach tyłu wspaniałych ludzi, gdy widzimy rodziny z licznym potomstwem, które tak dzielnie opierają się współczesnemu myśleniu, gdy dostrzegamy ten niegasnący ale wciąż na nowo pojawiający się entuzjazm, gdy patrzymy na tych dzielnych ojców i pełne poświecenia żony i matki, to wraca nadzieja, że spustoszona winnica znowu się zazieleni... ale nawet jeśli nie zdąży się zazielenić, zanim przyjdzie czas jeszcze większej próby, to będzie już przygotowane pokolenie, które przeniesie płomień czystej wiary dalej, aż do czasu gdy wyjdą na spotkanie Tego, którego czekamy. Marana tha!

----------------------------------------------------------

133. Zob. informacja na stronie http://www.ekumenizm.pl/content/article/20051201150940691.htm

134. Pio X, Lettera Vehementer sane. Ad episcop. universos, 1 luglio 1908, in Ench. Cle, p. 470.

135. Pio XI, Lettera Officiorum Omnium, 1 agosto 1922, in AAS, 14 (1922), pp. 449-458.

136. Cyt za: Roberto de Mattei, Sobór Watykański II. Historia dotąd nieopowiedziana, Ząbki 2012, s.140-142

137. Józef Majewski, Porzućcie swoje bałwany. Nadchodzi kryzys w relacjach katolicko-żydowskich?, Tygodnik Powszechny Nr 18, 6 maja 2007

138. http://catholicgentleman.net/2013/09/03/masculinity-and-the-liturgy/ wersja polska: http://www.pch24.pl/meskosc-a-liturgia,19371,i.html

139. Semipelagianizm to pogląd w teologii chrześcijańskiej dotyczący w głównej mierze relacji między łaską Bożą, a wolną wolą człowieka. Semipelagnianie nawiązując do pelagianizmu, starali się uniknąć radykalności jego tez. Według nich wiara zaczyna się od aktu woli ze strony człowieka, a dopiero później dołącza się do niej łaska Boga. Używali metafory pierwszego kroku człowieka w kierunku Boga człowiek sam dochodzi do wiary, a dalej prowadzi go Bóg. W świetle dogmatyki katolickiej semipelagianizm jest herezją, jako że odrzuca pojęcie łaski wystarczającej, koniecznej do przyjęcia wiary. Jako herezję zdiagnozował go pod wpływem pism św. Jana Kasjana i ostro potępił św. Augustyn z Hippony.

140. Np. Melchior Cano (1509-1560 r.), hiszpański dominikanin, w swoim słynnym dziele De locis Theologicis (O źródłach i argumentach teologicznych) wydanym w Salamance w 1563 (miało ponad 30 wydań, ostatnie w 1890 r.), uznanym za klasyczne, nie wylicza liturgii jako locus theologicus (łac. miejsce teologiczne, czyli źródło dla teologii) i wielu go w tym pomijaniu liturgii naśladowało. Dzisiaj zaś na nowo liturgię traktuje się jako jedno z locus theologicus.

141. (...) nauka, którą Niepokalane Poczęcie Panny wyznajemy, jest zupełnie zgodna z nabożeństwem kościelnym i słusznie za taką bywa uważana, że ona jest dawna i prawie powszechna, a tego rodzaju, iż Kościół Rzymski podjął się pielęgnowania i bronienia jej, zupełnie godna, ażeby nawet we Mszy Świętej i w modłach uroczystych była używana. W: bł. Pius IX, Bulla Ineffabilis Deus, Warszawa 2004, s.9n

142. Pius XII, Konstytucja apostolska Munificentissimus Deus ogłoszona 1 listopada 1950 r.

143. Pius XII, Encyklika Mediator Dei, Warszawa 2010.

144. Pius XII, alokucja do Międzynarodowego Kongresu ds. Pasterskiej Liturgii, 22 września 1956.

145. Cyt za: Johannes Brinktrine, Msza Święta, Warszawa 1957, s. 258.

146. D. von Hildebrand, Liturgy and Personality, New Hampshire 1986, s. 55.

147. J. H. Newman, Loss and Gain, cz. II, rozdz. XX.

148. Cyt. za: N. Gihr, The Holy Sacrifice of the Mass, St. Louis 1908, s. 337.

149. Sobór Watykański II, Konstytucja Dogmatyczna o Objawieniu Bożym Dei Verbum n.8.

150. Nowa teologia (nouvelle théologie) to nurt, który pojawił się pod koniec lat 30. XX w. we francuskiej teologii, opowiadając się za tzw. ressourcement (powrotem do źródeł), radykalnie odmiennym od tradycyjnego ujęciem relacji natury i łaski. Głównym antagonistą nouvelle théologie był wybitny dominikanin Reginlad Garrigou-Lagrange, reprezentujący neotomizm, zainicjowany w 1879 przez Leona XIII encykliką Aeterni Patris. Na nim opierała się klasyczna szkoła rzymska w teologii, która od czasów św. Piusa X miała mocno antymodernistyczny charakter. Ostatnim „oddechem” tej szkoły było opublikowanie przez Piusa XII encykliki Humani generis, pod wpływem której część teologów nouvelle théologie musiała zaprzestać nauczania, bądź odwołać niektóre z głoszonych tez. Jednak od czasów Jana XXIII, nurt nouvelle théologie nabrał ogromnego znaczenia i radykalnie wpłynął na treść soborowych dokumentów. Do kręgu najbardziej wypływowych teologów tej szkoły zaliczają się: Henri de Lubac SJ, Jean Danielou SJ, ale także Pierre Teilhard de Chardin, Hans Urs von Balthasar, Yves Congar, Hans Küng, Edward Schillebeeckx, Marie-Dominique Chenu, Louis Bouyer, Etienne Gilson, Jean Mouroux, Joseph Ratzinger oraz reprezentujący idealizm transcendentalny Kanta Karl Rahner SJ.

151. Zobacz mit: „Tylko nowa Msza Św. w pełni odpowiada zamierzeniom ojców Soboru Watykańskiego II, a powracanie do starej Mszy Św. jest zaprzeczaniem ich woli”.

152. Cyt za: La Documentation Catholique, nr 1493, 7 maja 1967 r.

153. J. Gelineau SI, Demain la liturgie, Paryż 1976, s9n.

154. Zob. przypis nr w micie „Nie znam łaciny, nie mogę w pełni uczestniczyć”

155. Zob. Dom Prosper Guéranger, Institutiones liturgiques 1840 - 1851, Editiones de Chiré 1977, s.l07nn

156. Ciekawe jest, że jego postać stawiana przez ostanie dziesięciolecia jako wzór i spiritus movens odnowy liturgicznej, dzisiaj zaczyna być negowana, a jego zasługi dla Ruchu Liturgicznego podważa się i przez wielu „niestety nie może być uznany za prawdziwego założyciela ruchu liturgicznego”, gdyż: W skrócie można stwierdzić, iż Guéranger bardziej niż ojcem nowoczesnego Ruchu liturgicznego jest raczej perfekcyjnym realizatorem Tridentinum. Liturgia jego zdaniem nie tyle wymagała zmian, co doskonałej realizacji jasnych zaleceń soborowych, skądinąd wcale nie pozbawionych wysokiego waloru teologicznego. W ruchu liturgicznym propagowanym przez niego zabrakło jednakże dwóch założeń, dziś charakterystycznych, mianowicie właściwej elastyczności do zreformowania ceremonii i ksiąg liturgicznych, a z drugiej strony możliwości użycia języka narodowego. Niemniej w Solesmes przy udziale mnichów miał Guéranger możność zademonstrowania praktycznie swojego projektu, tak że klasztor przez niego przywrócony do świetności stał się centralnym punktem odniesienia dla Kościoła w ogóle. (...) Miał on również zasługę w uświadomieniu wiernym obecności Ducha Świętego w celebracji liturgicznej: i nie chodziło tu tylko o kwestię zbiorowości, ale o osobiste pojęcie owej szczególnej obecności w świadomości każdego chrześcijanina. Poza tym Guéranger chciał promować powrót do śpiewu gregoriańskiego, w którym upatrywał oficjalny śpiew Kościoła Rzymskiego, i pragnął wprowadzić go w miejsce śpiewów ludowych. [cyt. za www.liturgista.pl]

157. Cytat pochodzi z rozmowy Piusa XII z jego przyjacielem, Enrico Galeazzi, którą zamieszczono w biografii: ks. prał. Georges Roche i dr Phihppe Saint Germain Pie XII devant 1'histoire (Pius XII naprzeciw historii) Paris, Editions Robert Laffont, 1972 r. str. 52-53

158. J. Zawieyski, Brzegiem cienia. Kartki z dziennika, Kraków 1960, s.l70n.

159. Tak studenci zwracali się do ks. Karola Wojtyły.

160. «Wiecie co, w Kościele próbują wprowadzić elementy nowej liturgii. Jednym z tych elementów jest pozycja kapłana odprawiającego Mszę św. Ma on mianowicie stać twarzą do wiernych. Zróbmy tak». W drzwiach szałasu umocowaliśmy deskę, dla wzmocnienia konstrukcji, wsunęliśmy kopkę siana. Wujek stanął wewnątrz szałasu, twarzą do nas, przy desce, która stała się ołtarzem a my na zewnątrz szałasu. Cytat za: Tadeusz A. Janusz, Chodź na Turbacz!, „Niedziela” 23 (2003).

161. R. Wiltgen, Ren wpada do Tybru, Poznań 2001, s. 180n.

162. James Louis McIntyre (1886 - 1979), Amerykanin, przyjął święcenia kapłańskie w roku 1921, był arcybiskupem Los Angeles w latach 1948 - 1970, mianowany kardynałem w roku 1953.

163. AS, I/l, pp. 370-371 (pp. 369-371).

164. Papież Jan XXIII zmarł 3 czerwca 1963 r. w Watykanie.

165. Cyt. za. P. Milcarek, Historia Mszy, Dębogóra 2009, s.l88

166. AS, 1/2, p. 18 (pp. 18-20).

167. Dla zapoznania się z wpływem ówczesnej socjologii i psychologii na kształtowanie się reformy, polecam znakomitą pozycję o. Aidana Nicholsa OP, Patrząc na liturgię. Krytyczna ocena jej współczesnej reformy wydaną przez Klub Książki Katolickiej

168. Zobacz cały tekst: Krótkiej analizy krytycznej Nowego Porządku Mszy, dołączonej jako załącznik do tej książki.

169. Zob. Gorzka próba Evelyna Wauhg, tłum. i opr. Tomasz Glanz, „Christianitas” 8 (2001), s. 86n

170. J. Green, Dziennik 1966 -1976, Warszawa 1982, s.40

171. Etienne Gilson, Les tribulations de Sophie, Paryż 1967, s. 141

172. Annibale Bugnini (1912-1982), arcybiskup, główny architekt Nowej Mszy i sekretarz Komisji Liturgicznej - Consilium, która miała przygotować nowe ryty sakramentów. Jest faktem, że w 1976 roku papież Paweł VI nagle zwołnił go z funkcji sekretarza kongregacji Kultu Bożego, mianował pronuncjuszem w Teheranie (Iran). Ta nagła decyzja odnośnie arcybiskupa odbiła się szerokim echem w Kurii Rzymskiej, zwłaszcza w związku z posądzaniem o przynależność do masonerii, czemu sam arcybiskup zawsze zaprzeczał. Grobowiec arcybiskupa znajduje się Civitella Del Lago (gmina Baschi, Włochy). Jest wolno stojącą konstrukcją, osłoniętą murem z dala od cmentarza.

173. Le Monde 10 września 1970 r.

174. Zob. Consistoire supérieur de la confession d’Augsbourg et de Lorraine. Deklaracja z 8 grudnia 1973 r. opublikowana w L'Eglise en Alsace, styczeń 1974 (publikacja biura informacyjnego diecezji) w: Louis Salleron, La nouvelle Messe, Collection Itinéraires, wyd. II, Paryż, s.l93.

175. Fragment zapisu audycji radiowej Ici lumiere 101 w: Latin Mass, zima 1995.

176. Jean Guiton był znanym pisarzem i przyjacielem Pawła VI. Jest on autorem wydanych, także w języku polskim, Dialogów z Pawłem VI, Pallottinum 1969.

177. Dr J. W. Charley, komentarz do opracowania Agreement on the doctrine of the Ministry, Grove Books 1973, s.24

178. Lettre ŕ évęque de Strasbourg w. Le Monde, 22 listopada 1069 r.

179. Studia Liturgica 1976, nr 2, s.l03

180. Ibidem, s.l04

181. P. L. Berger, przemówienie w Klubie Harvarda w Nowym Jorku, 11 maja 1978 r. w: Homiletic and Pastoral Reviev, luty 1979 r.

182. J. Green, Ce qu'il faut d'amour ŕ l'homme, Paris 1978, p.135-138.

183. Znamiennym jest fakt, że można wskazać konkretny czas i osobę, która odegrała największą rolę w konstruowaniu nowej Mszy. Nie da się tego uczynić w przypadku starego rytu, gdyż ten wzrastał organicznie przez stulecia.

184. Cyt za: Notitiae, kwiecień 1974, nr 92, s.l92

185. Sylwia Wysocka, Patriarcha Moskwy i Wszechrusi pochwalił Benedykta XVI, depesza Polskiej Agencji Prasowej z dnia 29 sierpnia 2007 r.

186. J. Ratzinger, Teologia liturgii, w: Christianitas nr 9 (2001), s.22n

187. http://www.remnantnewspaper.com/Archives/2013-0930-lutheran-convert.htm

188. http://www.pch24.pl/liturgia-wiekszosc-sie-nia-nie-przejmuje-19422-i.html

189. J. Ratzinger, wypowiedź w: Die heilige Liturgie. Referate der „internationalen Theologischen Sommerakademie 1997” des Linzer Priesterkreises, pod red. Franza Breida, Ennstthaler Verlag, Steyr 1997, s.9