List nr 18 - Czy ty byłeś joginem?

Nie wiem czy byłem joginem, jednak był taki czas, gdy kroczyłem ścieżką jogi. A było to tak.

Wychowany w tradycji katolickiej chciałem na studiach trafić do duszpasterstwa akademickiego, ale miałem pecha(?) i trafiłem na Jogę dla Ciebie, Czytelniku Bragdona, niezłą książkę, choć kładącą za duży nacisk na efekty jakie towarzyszą zaawansowanym ćwiczeniom. Potem dziwnym trafem w rodzinnym domu znalazłem w bibliotece jedną z najlepszych, wydanych przed wojną książek o jodze - Drogi Dojścia Yogów Indyjskich Yogi-Ramaczaraki (mój ojciec nigdy wcześniej nie przyznał się, że w młodości też interesował się jogą). Ta książka jest komentarzem do jednego z najwspanialszych dzieł traktujących o jodze: Light on the path (Światło na ścieżce). Książka ta zrobiła na mnie takie wrażenie, że katolicyzm przy niej wydał mi się pokrętny i nieefektywny w pomocy, na drodze do Boga. Bo musisz wiedzieć, że wierzyłem w Niego zawsze, tylko chciałem mieć z Nim namacalnie bezpośredni kontakt. W tamtym czasie choć trochę ćwiczyłem, hatha-joga wydawała mi się czymś zupełnie bez znaczenia - ja chciałem, by Bóg mnie dotknął. To oznaczało medytację i lektury związane z rozwojem świadomości i doskonałością (dzisiaj w tych właśnie książkach widzę ogromne niebezpieczeństwo). Gdy byłem na studiach natrafiłem na grupę aktywnie dyskutującą o religii, składającą się z katolików, ewangelików, świadków Jehowy, wśród których ja, adept jogi, reprezentowałem pozycje... katolickie, bo katolicy w tej grupie byli naprawdę słabi. Zresztą mnie też dostało się, bo w kontaktach z grupą moja znajomość Biblii też okazała się kompromitująco słaba. Ale w tym czasie trafiłem na książki Mircea Eliadego, genialnego rumuńskiego religioznawcy, który też był przez pewien czas joginem. I on mi dopiero otworzył oczy. Pokazał religijność jako zjawisko samo w sobie, gdzie joga na tle innych form religijności wypada blado. We wszystkich czasach, na całej Ziemi, w najróżniejszych religiach pojawiają się te same elementy religijności, związane ze sposobem przejawiania się sacrum. Eliade je nazwał i uporządkował; pokazał mityczność, ponadczasowość i transcendencję zjawiska religijnego. Pokazał, jak modalność zjawiska religijnego zmienia się i staje z upływem czasu coraz bardziej dojrzała, a jego ukoronowaniem, kwintesencją jest zstąpienie Boga z Nieba na Ziemię, z Wieczności w Czas. Zwieńczeniem zjawiska religijnego jest narodzenie z Dziewicy Boga-Człowieka: Jezusa. I w tym czasie dyskusje na tematy religijne przestały mnie interesować.

W medytacji pojawił się nowy element - wizje, i to mnie naprawdę przeraziło. Przestałem medytować i wziąłem się za matematykę... Problem nad którym wtedy pracowałem doprowadził mnie do czterowymiarowego zespolonego potencjału, z którym nie mogłem dać sobie rady. Ta rozmaitość była jednostronna (z punktu widzenia fizyki zjawiska), co rachunkowo zupełnie nie miało sensu bo potencjał jest rozmaitością zorientowaną; jeżeli wiesz jak wygląda butelka Kleina, to wiesz co mam na myśli. To ciągłe nurkowanie w pozaprzestrzeń, żeby zrozumieć co się dzieje, sprawiło, że pewnego dnia wszystko nagle wydało się proste i olśniewająco piękne, a ja odczułem, że powinienem pójść do spowiedzi. Na moment Bóg poruszył zasłoną skrywającą Go, ale to wystarczyło, bym poczuł się nieprzygotowany do spotkania. I tak skończyło się moje kroczenie ścieżką jogi, ale muszę Ci jeszcze wytłumaczyć dlaczego uważam, iż joga nie tylko nie jest dobrą drogą, ale jest drogą bardzo niebezpieczną.

Chociaż wszystkie ćwiczenia jogi prowadzą do obudzenia kundalini i osiągnięcia mocy, to istnieją ćwiczenia sidhis, które szczególnie do niej prowadzą. Fruwanie, bilokacja, telepatia i wiele innych magicznych możliwości jest w zasięgu ręki i to wcale nie bajka ani cud - tylko najprawdziwsze niebezpieczeństwo czyhające na adepta, któremu wydaje się, że czyni postępy w rozwoju. Tymczasem miernik rozwoju nie istnieje, nie ma czegoś takiego. To, że możesz chodzić po wodzie lub znasz przyszłość, nakłada na Ciebie większą odpowiedzialność, ot, dostałeś jeden talent więcej i będziesz musiał się z niego rozliczyć.

Odkrycia Roberta Monroe w zakresie możliwości wpływania na częstotliwość czynnościowych fal mózgu, odarły z tajemnicy fizjologię odmiennych stanów świadomości i wizje, (które kiedyś tak mnie przeraziły w trakcie medytacji) potrafimy wywoływać za naciśnięciem guzika odpowiedniej aparatury. Również efekty mocy nie wymagają obudzenia kundalini a tylko zażycie np. proszku złota (jednoatomowego), jakiego otrzymywanie opatentował David Hudson. Jeżeli jeszcze dogłębnie przestudiujemy pisma Mircea Eliadego w aspekcie doktryny katolicyzmu, to dojdziemy do wniosku, że czas jogi jako systemu religijno-filozoficznego skończył się, jej miejsce jest wśród systemów higieniczno-gimnastycznych.

Jest jeszcze jedna sprawa, najmniej zrozumiała dla ludzi, którzy zawsze-wszystko-wiedzą-najlepiej - sprawa niebezpieczeństwa opętania. Jest dość obszerna literatura poświęcona zjawisku udostępniania swojego ciała do działań bytom bezcielesnym. Są ludzie, którzy twierdzą, że przez nich działają zmarli, np. tak działają niektórzy uzdrowiciele. Są ludzie określający się jako czarownicy, którzy nie tyle wykorzystują swoje zdolności wynikające z rozwoju czakramów, ile korzystają z usług duchów (dusz, które nie odeszły z Ziemi, tylko kręcą się w jej pobliżu), a także różnych tajemniczych istot bezcielesnych i bytów wyższych (bytów z wyższych płaszczyzn wibracji). Są w końcu ludzie, którzy takim tajemniczym istotom oddają się bez reszty. Przykładem tych ostatnich był popularny u nas Sai Baba lub cytowany przeze mnie Geoff Boltwood. Nie wiemy co za istoty opanowały tych ludzi; nie można o nich powiedzieć, że są jednoznacznie złe, bo ci ludzie świadczą dużo dobrego jednak są totalnie ubezwłasnowolnieni przez swoich "gości".

Ci, którzy wysługują się duchami zmarłych i innymi bytami bezcielesnymi "podają paluszek diabłu", bo ten sposób działania uzależnia i wiąże, jak każde działanie w którym człowiek karmi swoje ja.

O uzdrowicielach, którzy mają czyste serca i dobre intencje gdy udostępniają swoje ciała, by przez nich działały duchy nie mam swojego zdania... Ale jest jeszcze jedna płaszczyzna kontaktów z bytami bezcielesnymi. Idzie mi o tych, którzy szukają mistrzów i przewodników na drodze rozwoju duchowego. Człowiek, który chce się doskonalić jest idealnym kandydatem do opętania. Niebezpieczeństwa są dwa. Jedno polega na postawie wewnętrznej ucznia. Dam konkretny przykład.

Ostatnio ogromną popularnością cieszy się u nas Enneagram, system klasyfikacji typu i dynamiki charakteru człowieka, jaki został udostępniony nam przez tajemniczego Georgija Gurdżijewa, (jako system pochodzący od sufich) a spopularyzowany przez P.D.Uspieńskiego, rosyjskiego pisarza i podróżnika. System ten dotykając rudymentarnych mechanizmów regulacji dynamiki charakteru człowieka, pozwala wręcz zobaczyć mechanizm działania jego charakteru i powiedzieć co da się z człowiekiem zrobić, a co nie - oczywiście mówimy o człowieku zdrowym, choć nie w pełni wykorzystującym możliwości tkwiące w jego charakterze. Taki człowiek wie jaki ma typ charaktru i co może, a co nigdy nie będzie dla niego osiągalne. Wie na czym polega jego wrażliwość, która jest jego słabością ale równocześnie największym darem. I w tym momencie może powiedzieć: Panie Boże, już nic mi nie mów - wiem jakie cechy i talenty mi dałeś, i co mam z nimi począć. Od tej chwili człowiek przestaje słuchać sumienia, zaczyna pracować nad swoim charakterem, dążyć do doskonałości! On wie na czym ta doskonałość polega, ma naprawdę świetną ściągę w garści. Najtragiczniejsze w tym wszystkim jest, że jest to zupełnie nie rozumiane przez księży, którzy kupili Enneagram jako świetną instrukcję obsługi do wyregulowania charakteru człowieka.

Drugie niebezpieczeństwo to poszukiwanie mistrza lub przewodnika duchowego. Chyba wszystkie systemy Wschodu zakładają, że wiedza nie przychodzi z Nieba tylko od człowieka, który WIE. On ma wiedzę, mądrość i doświadczenie, on przeszedł tą drogę pierwszy i należy się na nim oprzeć. Co więcej, niektórzy mistrzowie lub systemy wręcz każą otworzyć się na światło i prosić o zjawienie się przewodnika duchowego (bezcielesnego). I on się zjawia!!! Jest samym światłem - tylko nie pytaj mnie dokąd zaprowadzi adepta wyższych wtajemniczeń. Najgorsze jednak jest to, że taki opętany człowiek nie jest w żaden sposób świadom opętania, jest odporny na wszelkie próby egzorcyzmowania - jest przekonany, że kroczy Ścieżką Jasności.