List nr 8 - Kiedy Nauka popełniła ten największy błąd?

Sądzę, że Twoje pytanie jest źle postawione. Tobie chodzi o to, kiedy ugruntowały się u ogółu naukowców złe wyobrażenia o świecie materialnym? Na tak postawione pytanie chyba można odpowiedzieć, bo Nauka postępuje w rozwoju nieprzerwanie, jedynie "skoki paradygmatu" są momentalne, bo wiążą się ze zmianą systemu odniesienia (czyli ze zmianą przesłanek filozoficznych).

Żeby odpowiedzieć na Twoje pytanie zajrzałem do Wikipedii do hasła potencjał. Oczywiście do potencjału kiedyś wrócimy, bo to materiał na duży list, teraz jedynie chcę powiedzieć, że jest to kluczowe pojęcie dla Teorii Systemów. Mówiąc najkrócej, moje właściwe rozumienie TS zaczęło się od zrozumienia, że residua, które obliczamy w szeregu Laurenta są dziurami w potencjale, że to właśnie tędy może wlewać się do systemu wolna energia. Otóż zajrzałem do potencjału, poskakałem na pojęcia z nim związane i znalazłem winowajcę. To Izaak Newton. Ten mason bawiący się w alchemika dokonał wielkiego, niestety brzemiennego dla nas, odkrycia. Piszę brzemiennego, bo to odkrycie niesłychanie posunęło do przodu nasze rozumienie praw rządzących materią czyli Światem. Bóg naukowcom przestał być potrzebny! Newton zajmując się astronomią sformułował zasady dynamiki, a idąc śladem starożytnych i bawiąc się kwadraturami (określaniem powierzchni ograniczonej krzywą) i znajdowaniem stycznych - wymyślił rachunek całkowy i różniczkowy. Gdy dodamy do tego odkrycie przyciągania, mamy kompletny wytrych do Wszechświata.

Odkrycie przyciągania było wielkim odkryciem. Wszyscy zdawali sobie z niego sprawę, ale dopiero Newton z tego prozaicznego faktu uczynił poezję fizyki. Można powiedzieć, że nikt przed Newtonem tak naprawdę nie uświadamiał sobie, że to przyciąganie Ziemi jest powodem obiegania jej przez Księżyc. Przyciąganie jest powodem wirowania. Ale na to wielkie odkrycie można spojrzeć z dwóch punktów widzenia, jednak z tego już Newton nie zdawał sobie sprawy, a chwilę później ten błąd został głęboko ukryty. To Kartezjusz swoim genialnym dziełem Rozprawa o metodzie, a właściwie wydanym równocześnie traktatem Geometria, zasugerował Newtonowi sposób patrzenia na wirowanie. W nim to po raz pierwszy został zaprezentowany sposób łączenia geometrii z algebrą, czyli kartezjański układ odniesienia. Jest to jak wiemy układ odniesienia prostokątny. Istnieje jeszcze alternatywny układ odniesienia, biegunowy, w którym położenie punktu wyznacza kąt i promień wodzący. Stop, to tutaj jest początek problemu, bo tak naprawdę alternatywnie położenie punku wyznaczają dwie liczby: wycinek koła (o wartości podanej w radianach) i długość promienia. Wycinek koła nie jest wielkością liniową tylko dwuliniową! Sto lat po Newtonie, gdy Lagrange wprowadził swoje współrzędne uogólnione, cały rachunek stał się tak krystalicznie jasny, spójny i piękny, że już nikt nie mógł mieć do niego jakichkolwiek zastrzeżeń - stał się kanonem. Od tej chwili Wszechświat zaczęto rozumieć tak jak zapoczątkował to Newton.

Zastanawiałem się kiedyś, dlaczego Jezus powiedział, że kto chce być największy musi być najmniejszy. Że On, Bóg-Człowiek musi się uniżyć tak bardzo by przyciągnąć do siebie nawet najgorszych. Spójrzmy na to Jezusowe stwierdzenie oczami fizyka. (Teraz właściwie aby nie narazić się fizycznym ortodoksom co drugie słowo powinienem pisać w cudzysłowie, ale nie zrobię tego.) Wyobraź sobie Ziemię (patrząc z góry na jej biegun) - gdyby z nieskończenie daleka pod wpływem siły grawitacji przybliżyła się do niej jakaś cząstka, to odbiwszy się od niej sprężyście poszybowałaby z powrotem prosto do nieskończoności. Widok na równiku wydaje się zupełnie inny: cząstka zagina swój tor, jednak zdąża do nieskończoności, którą osiągnie po nieskończenie długim czasie. Wydaje się, że nie ma sposobu by sama weszła na orbitę, bo cyklicznie jej energia potencjalna zmienia się w kinetyczną. Każdy potencjał (generowany siłami zachowawczymi) rozciągający się od nieskończoności do nieskończoności sprawia wrażenie, że jest bezźródłowy, że istnieje "od zawsze", że energia kinetyczna może się w nieskończoność w nim zamieniać na energię potencjalną i na odwrót - ale to złudzenie. Tak jak do Jezusa nie można zbliżyć się nie zostawiwszy za sobą swojego zwierzęcego "ja", tak potencjał nie może fizycznie istnieć bez przepływu przez niego energii. Dlaczego o tym nie wiemy? Bo i fizycy i matematycy nie szukają prawdy tylko własnej chwały.

Gdyby fizycy uważniej słuchali biologów i chemików to już dawno dotarłoby do nich, że ewolucja postępuje od nieożywionego do ożywionego, od mało skomplikowanego do bardziej skomplikowanego, od mało inteligentnego do mądrego. A to co nie ewoluuje, wypływa wraz ze spadkiem potencjału, wypływa przez upust (to fachowe określenie).