DO MOICH CZYTELNIKÓW - wstęp do trzeciego tomuMój powrót do Boga zapoczątkowały misje, prowadzone przez o. Pałubickiego w 1993 roku. Trzy lata później, na początku roku 1996, zaczęłam rozpoznawać w swoim sercu głos Pana Jezusa, a potem — na Jego wyraźne polecenie — zapisywać otrzymywane pouczenia. Najpierw skierowane one były wyłącznie do mnie, potem i do innych ludzi. Wiele z nich, głównie jako świadectwo mojego nawrócenia, zawarłam w pierwszej swojej książce „Jezus Miłosierny nawraca". Kiedy dwa lata później druga moja książka „Jezus Twój Nauczyciel" ukazała się w druku, nie przypuszczałam, że dalsza droga życiowa Pawła będzie jeszcze powodem wielu udręk, zarówno jego jak i moich, fizycznych i duchowych. Choć wszystko zapowiadało się tak dobrze, a jednak... rany nie zabliźniły się. Rany, które były powodem wszelkich poniżeń, jakich zaznał Paweł od ukochanej kobiety (bożka!), matki swojego syna. Mój syn, szukając zapomnienia, stanął w samym centrum zła, o czym ja jeszcze nie wiedziałam. Wtedy jeszcze nie rozumiałam tego wszystkiego, o czym teraz — we wstępie do trzeciej książki — piszę. Zadawałam sobie często pytanie: dlaczego?, co jest powodem jego ucieczki od Boga i ode mnie? Aby odpowiedzieć na to pytanie, będę musiała wejść głębiej w rzeczywistość. Poruszyć pewne fakty, o których tak bardzo trudno jest mi pisać, fakty wypływające ze słabości ludzkiej i całej nędzy człowieka grzesznego, jakim jestem ja, ale i Ty, Bracie i Siostro — ukochana Jerozolimo Jezusa. Tak szybko oceniamy ludzi, gorszymy się ich ułomnościami, ale przecież nigdy nie wolno się ślizgać po powierzchni zła. Jedynie Bóg wie, co tak naprawdę jest przyczyną takiego, a nie innego postępowania ludzi. Jedynie Bóg przenika nas na wskroś, jedynie ON zna nasze wnętrze i zawsze okazuje nam swe Miłosierdzie, które nie ma ani początku, ani końca. Nikt z nas nie jest w stanie zgłębić tej Miłości Miłosiernej. Myślę, że kiedy nastąpiło rozwiązanie niesakramentalnego, cywilnego związku Pawła z Magdą — uczucie Pawła, choć od samego początku ulokowane niewłaściwie, jeszcze nie wygasło: świadczyło o tym zachowanie syna. Kiedy kończyłam pisać tę książkę, dowiedziałam się, że podczas istnienia związku Paweł był dość często wyrzucany z domu. Szukał wtedy (z podręczną torbą) mieszkania u kolegów. Były noce, kiedy Paweł spał na podłodze we własnym domu, na który łożył bardzo duże pieniądze. W tym czasie była to fala niegodziwości, jakiej zaznał od ukochanej kobiety, dla której odwrócił się od Boga i od rodziny, co Magda zaakceptowała. Związek niesakramentalny już sam w sobie jest grzechem ciężkim (życiem w cudzołóstwie), a więc złem, w które świadomie wkracza człowiek wierzący i praktykujący. Zrywa wtedy z praktykami religijnymi i nie zdąży nawet zauważyć, jak bardzo oddala się od Pana Boga, zdany na własny „dekalog", który pisze mu życie, jakie sam wybrał. Dalsze rodzaje zła są już tylko konsekwencją tego grzechu ciężkiego. Z takiego stanu rzeczy bardzo trudno jest powrócić na drogę PRAWDY. Dobry Jezus puka zawsze do sumień ludzkich, ale te zagłuszone są już chwastami namiętności, pożądań. Nieraz długie lata upłyną, i dopiero kiedy nadchodzi starość, mija pożądanie — ludzie przypominają sobie o Panu Bogu. Wielu wcześniej rozchodzi się, kiedy dopuszczony szatan sieje złość i nienawiść w takiej „rodzinie". Najczęściej za ten egoizm rodziców płacą dzieci. Jest też tak, że nienawiść sięga zenitu, a oni oboje przechodzą piekło, lecz rozstać się nie mogą ze względu na trudną sytuację mieszkaniową — po prostu nie stać jednej ze stron na kupno nowego mieszkania. Wielu takich nieszczęśliwych pisało do mnie po przeczytaniu moich książek. Powracając do trudnej sytuacji Pawła nie wszystko mogę opisać, jako że Dobry Pan Jezus poczynił mi pewne uwagi: mam osłonić Magdę przed obnażeniem, jako że i ona jest przedmiotem Jego miłości, przecież oddał swoje życie również za nią. Paweł przez lata oddawał kobiecie swego życia wszystkie bardzo wysokie, jak już wspomniałam, zarobki. Nie jadał obiadów w domu. Nie był uzależniony od używek. Wiem, że nigdy nie podniósł na Magdę ręki. Kochał bardzo Michała i był dobrym ojcem — tak powiedziała do mnie Magda. Paweł nigdy nie skarżył się do mnie na Magdę, nigdy nie powiedział o niej złego słowa. To wszystko, o czym dowiedziałam się po latach, pochodziło od osób, które znały się ze sobą. Magda stosowała kary wobec mojego syna, i to tak zaskakujące, że trudno sobie wyobrazić. Poza tym wyznawała kult pieniądza. Paweł podzielał kult Magdy — za wszelką cenę. Kiedy wyrzuciła go z domu, nie ubiegał się nawet o podział majątku. Nie wniósł sprawy do sądu o zabrany mu samochód. Był pod wpływem silnego stresu — tak dalece silnego, że praktycznie trudno mu było prawidłowo funkcjonować — nie miał też pieniędzy na adwokata. Magda zawsze je miała, i nawet dziecko wykorzystała do swoich przetargów. Paweł na wszystko się zgadzał, aby tylko mógł widywać syna. Zgodził się na bardzo wysokie alimenty, z którego to zobowiązania nie mógł się wywiązać — był przecież bez pracy. Chciałam mu pomóc swoją obecnością jako świadek podczas rozprawy — nie wyraził zgody. Magda, kiedy osiągnęła od strony cywilno—prawnej wszystko co chciała, zaczęła utrudniać i ograniczać mu kontakty z Michałem. W takiej sytuacji Paweł poczuł się bezsilny. Przestał sypiać nocami. Pytał mnie: „Mamo, ile człowiek może wytrzymać nieprzespanych nocy?" W jego wnętrzu wrzał kocioł z ukropem. Nie mógł przebaczyć Magdzie tego wielkiego spustoszenia, którego dokonała w jego życiu. Najpierw usidliła jego ciało, później duszę, wreszcie wyrzuciła go prosto na ulicę, jak coś nieużytecznego. Decyzją Magdy Paweł ma już nigdy nie oglądać syna... A ja patrzyłam kątem oka, jak Paweł w swoim pokoju układał prezenty dla Michała: różne słodkości i zabawki, w nadziei na spotkanie z synem. Słuchałam, jak przez telefon prosił, by Magda pozwoliła mu widywać się z dzieckiem. Odpowiedź brzmiała „Nie zobaczysz go!" Paweł coraz częściej ucieka w zapomnienie, które prowadzi go w niewolę sił zła, a te z kolei poddajągo strasznym torturom. Gdzieś przeczytałam, że człowiek, który nienawidzi swojego kata, w dużej mierze pogrąża się w różnych uzależnieniach. Pragnienie zemsty jest powodem problemów zdrowotnych. Jak ważne jest przebaczenie naszemu wrogowi... Posłużę się tu słowami o. Roberta de Grandis: „Przebaczenie nie oznacza zapomnienia lub wymazania z pamięci, nie jest również zdjęciem odpowiedzialności z osoby, która popełniła zło. Człowiek, któremu przebaczyłem, dalej musi odpowiadać za swoje grzechy przed Bogiem, sobą i ludźmi. Przebaczając nie rozgrzeszam sprawcy, bo to może uczynić tylko Chrystus, nie zwalniam go z odpowiedzialności. Przebaczam — znaczy zło dobrem zwyciężam, na wszelką krzywdę i krzywdzącą niesprawiedliwość odpowiadam miłością i przebaczeniem. Taka jest logika działania Chrystusa... «Do Mnie należy pomsta. Ja wymierzę zapłatę — mówi Pan». Jeżeli na zadaną mi krzywdę nie odpowiem miłością i przebaczeniem, wtedy zło przejmie nade mną kontrolę i będzie to moja wielka przegrana... Odpowiadając złem na zło, nienawiścią na nienawiść stanę się niewolnikiem grzechu i otworzę diabłu drogę do kierowania moim życiem. Do głosu dojdzie egoizm i zaczną kierować mną złe emocje. Jeżeli natomiast na wyrządzoną nam krzywdę odpowiemy miłością i przebaczeniem, wtedy stajemy się wolni, a szatan nie ma dostępu do naszej twierdzy wewnętrznej... Dalej o. Robert de Grandis pisze, że gorycz, żal, nienawiść — te uczucia poddają ludzi pod działanie sił demonicznych. Widziałem to i wiele razy doświadczyłem, w jaki sposób działają duchy nieprzebaczenia, duchy złości i duchy nienawiści..." Gniew szuka ujścia... Tak też stało się w przypadku Pawła. Pomimo to Pan Jezus nigdy nas nie opuścił. Był z nami, przekazywał przeze mnie swoje umocnienie. Dobry, cierpliwy, pełen miłości, cudowny nasz NAUCZYCIEL, cierpiał razem z nami, czekając aż wypełni się każde JEGO SŁOWO, które do mnie wypowiedział: „Anno, Moja córko, nie martw się, uzdrowię każdą ranę Pawła, obmyję każdy brud, wyleczę jego wnętrze. Wyniosę go do pełnej godności człowieka, bo to Mój syn umiłowany". Od naszego ostatniego kontaktu, Drodzy Czytelnicy, upłynęły następne dwa lata, które zaowocowały „zrodzeniem się" (w niemałym bólu, nie tylko moim) tej właśnie, trzeciej książki. Powierzając Waszym rękom i Waszym sercom to moje najmłodsze „dziecko" ufam, że dostrzeżecie w nim nie tyle mnie, mojego syna czy inne osoby, lecz Naszego Umiłowanego Pana i Uzdrowiciela, którego Miłosierdzie jest bez granic. Co więcej: otworzycie Mu swoje serce, by mógł dokonać w Was i przez Was wielkich rzeczy, podobnie jak dokonał ich w sercach nas, swoich dzieci, o czym niech zaświadczy ta książka... W JEZUSOWYM „SANATORIUM"„Biegliście tak wspaniale. Kto przeszkodził wam trwać przy prawdzie? Wpływ ten nie pochodzi od Tego, który was powołuje. Trochę kwasu ma moc zakwasić całe ciasto (Ga 5,7—9). Oto czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie
pożądania
ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż duch, a duch do czego
innego niż ciało, i stąd nie ma między nimi zgody, tak że nie czynicie
tego, co chcecie. Jeśli jednak pozwolicie się prowadzić duchowi, nie
znajdziecie się w niewoli Prawa. Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki
rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie
bałwochwalstwa, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń
za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym
podobne" (Ga 5,16—21). Koniec grudnia 2001. To nowe mieszkanie dał nam Pan Jezus, a Jego Miłosierna Matka przyjęła nas do swego pobliskiego Sanktuarium parafialnego. Jeszcze trudno mi się odnaleźć po generalnym remoncie, w tym mieszkaniu Pawła i moim. Ciągle pomiędzy kartonami, trochę zagubiona, a poza tym nie mogę przyzwyczaić się do tzw. nowej techniki budowlanej: stolarki okiennej, podłóg, sanitariatów itp. Co prawda ładnie to wygląda, ale jakże niestabilne, kruche, sprawiające wrażenie, że wszystko zaraz się rozklei, urwie, popsuje. Wolę przedwojenną szkołę, kiedy to meble i sprzęty przechodziły z pokolenia na pokolenie. Sama przeprowadzka, remont i dziesiątki związanych z nim spraw spowodowały spory zamęt w moim życiu duchowym. Jak nieporadne małe dziecko wołam: „Panie Jezu ratuj mnie, zagubiłam się! Brakuje mi czasu na modlitwy w ciągu dnia, na rozmowy z Tobą. Zaczynają pojawiać się dni, kiedy nie mogę być na Mszy świętej. Czuję się w tym źle, bo żyjąc bardziej materią niż duchem, zaczynam pogrążać się w chaosie, jak niegdyś, kiedy żyłam z dala od Ciebie! Znika też pokój w duszy i choć przyjmuję Cię do swego serca, to serce jest zajęte i przeciążone mnożącymi się wciąż sytuacjami i sprawami, na które nie mam wpływu i których w żaden sposób nie da się przeskoczyć..." Na Pawła nie mogę liczyć, jest jakby poza tym wszystkim. Jest jakiś nieobecny, a ja krążę pomiędzy starym mieszkaniem a nowym. Mówię Jezusowi: „Tęsknię, Panie, za naszym sam na sam." Późnym wieczorem kładę się spać i ledwie poruszając wargami szepczę: „Jezu, ratuj mnie, ja nie chcę i nie umiem już żyć bez Ciebie. To wszystko, co mnie teraz tak bardzo absorbuje, nie daje mi takiej radości jak przebywanie z Tobą. Jezu, wiesz, że wszystko to czynię z myślą o Pawle, aby poczuł, że ma swój dom i mnie, dopóki jeszcze żyję". Po remoncie nastąpił czas reklamacji (teraz to podobno normalne) i ciągle obcy ludzie kręcą się po mieszkaniu, zostawiając po sobie bałagan. Brakuje mi już sił fizycznych. Pytam: „Pewnie gniewasz się na mnie, sprawiam Ci ból tym, że nie potrafię połączyć życia czynnego z życiem duchowym...?" Jezus: 24 grudnia 2001, Wigilia Miała być radość, a jest smutek i łzy... Coraz bardziej zauważam, że Paweł jest obecny tylko ciałem w mieszkaniu. W ten cudowny wieczór wychodzi z domu i zostawia mnie samą płaczącą, na kartonach, w których są jeszcze nasze nie rozpakowane rzeczy. Mija tak kilka godzin... Pytam: dlaczego? Tak wiele włożyłam trudu i pracy! Poszły na to wszystkie oszczędności, jakie miałam po rodzicach — wszystko na nic! Nic z tego nie rozumiem; widzę, że to już jakby nie mój Paweł, a ktoś obcy, któremu ja też wydaję się obca, a nasz dom jest dla niego tylko hotelowym pokojem, przystankiem, niczym więcej... Po kilku godzinach wraca do domu, podchodzi do mnie i mówi: „Mamo, wszystko będzie dobrze, jeździłem autobusem poza Warszawę w stronę miejsca zamieszkania Michała i Magdy, to moja pierwsza Wigilia bez nich". Pomyślałam: „To moja pierwsza wigilia z tobą po siedmiu latach chudych, z tobą i jakby bez ciebie: nadal jestem sama. Ty tęsknisz za swoim synem, a ja za swoim. Jakie to wszystko jest trudne... bo Chrystus jeszcze się w nas nie narodził!" Podeszliśmy do siebie, wzięliśmy biały opłatek do rąk. Nie
było nawet
radosnej kolędy, a z oczu popłynęły łzy. Czy już wszystkie Wigilie w
moim życiu będą tak smutne i samotne? Myślę, że to mój czyściec na
ziemi za złamanie piątego przykazania. Jeszcze raz o związku niesakramentalnym. Młoda dziewczyna, niepraktykująca, z dzieckiem, żyjąca w związku niesakramentalnym, znalazła się w kłopotach mieszkaniowych. Jednocześnie u obojga z nich dochodzi do ciągłych kłótni i coraz większych nieporozumień. Jej kuzyn pyta, jak można pomóc. Jezus: Synu, ty nie możesz pomóc ani materialnie, ani duchowo osobie bardzo bliskiej twemu sercu, jednak daleko żyjącej ode Mnie. Ona teraz nie przyjmie tego, co Ja chcę jej dać. Nic nie zrozumie z twego gestu, bo życie, które chcesz zaproponować, wydaje się jej nie do przyjęcia. Jedyne co możesz, to zdać się na MNIE. Obecny stan ducha, w jakim znajduje się to biedne dziecko, można porównać do stanu przed wstąpieniem do piekła. Czy chcesz, by to piekło wprowadziła w twój dom? Czy można nakarmić kogoś, kto odrzuca posiłek? Możesz, a nawet powinieneś, podyktować warunki, na których ona
może
przyjść pod twój dach na czas określony, i ona powinna je przyjąć.
Jednak teraz ich nie przyjmie, bo choroba toczy tkankę, czyniąc
spustoszenie. Powiedz temu choremu dziecku, że twój dom jest otwarty
dla niej samej i dziecka na czas określony. Ja o was się zatroszczę.
Nie możesz natomiast, i nie wolno ci, przyjmować pod dach ludzi
trzecich, obcych, bo to oznacza wpuszczenie wroga. Wszystko, co nie
pobłogosławione i nie żyjące PRAWEM, pochodzi od złego. Kiedy twoja
kuzynka będzie u kresu sił, wtedy MNIE odnajdzie, a JA ją uratuję, nie
zginie. Teraz jest czas, aby to wszystko pojęła, aby zrozumiała, kto
jest jej Panem i Komu należy się pokłon. Wytrwaj w bólu i nie trać
nadziei — bo jeśli doświadczam, to kocham — i uwielbiaj Pana, tak jak
powiedziała ci Anna. Jezus Nauczyciel. Pożyczyłam dużą sumę pieniędzy swojej znajomej, a ta uchyla się od zwrotu... Jezus: |