ROK 1999Styczeń 1999 r. Zaczęłam delikatnie poruszać temat Marcina z jego mamą Elżbietą. Według mnie Marcin nie ma najmniejszej szansy wyjścia z nałogu; ucieka z ośrodków, bierze heroinę, wraca i tak na okrągło. Czas pracuje na jego niekorzyść. Widzę, że jest to stratą czasu. Jedyną szansę dla tego szesnastoletniego chłopca widzę w Maryi poprzez ośrodek narkomanów w Medjugoriu - Bijakovici (Bośni i Hercegowinie). Tel/fax 387 88 651-756 jest to wspólnota „CENACOLO" (Wieczernik), stowarzyszenie chrześcijańskie, które przygarnia młodych ludzi z całego świata, niezadowolonych, zbuntowanych, rozczarowanych, chcących odnaleźć własną tożsamość, radość i sens życia. Ta wspólnota zrodziła się w 1983 roku dzięki powołaniu pewnej siostry zakonnej Elwiry, która zapragnęła podarować swoje życie Bogu służąc narkomanom i wszystkim zagubionym młodym ludziom. Dwadzieścia siedem domów tej wspólnoty jest rozmieszczonych po całym świecie. W tej wspólnocie leczona jest dusza i ciało - jest to przede wszystkim szkoła życia, która przynosi wspaniałe owoce. Jedyną terapią wspólnoty jest „Chrystusoterapia". Dzięki światłu modlitwy (kontynuują ją w ośrodku nawet niewierzący) odkrywają, że wszelkie problemy tkwią w nich, a nie poza nimi, odkrywają, że narkotyki czy inne nałogi nie są problemem, problemem jest ich niezdolność do życia. Pani Elżbieta i jej mąż niestety nie są jeszcze gotowi na tak dalekie i długie rozstanie się z synem. Marcin też nie chce słyszeć o Medjugoriu. Widzę jasno, że jest to przedłużenie agonii u tego chłopca bez nadziei na powrót do życia. Jednakże żywię nadzieję, że jeśli Maryja Królowa Pokoju weszła już w tę rodzinę, to stanie się tak jak Ona zechce, a nie jak człowiek, bo nie zawsze człowiek wie, co jest dla niego najlepsze, niestety. Nie codziennie klękam wieczorem do rozmowy z Panem, tak jak o
to
prosił, przerastają mnie obowiązki jakie wzięłam na siebie. Jestem
zmęczona, chciałabym więcej czasu mieć dla Pana. Samotnie z Nim w
ciszy, to wspaniałe chwile, za którymi stale tęsknię. 30 stycznia 1999 r. Jezus: Dziecko, masz ostatnio wielkie trudności z utrzymaniem pokoju w sercu, a wiesz dlaczego? Lękasz się prawdy, przecież dobrze wiesz, że nic złego nie uczyniłaś, a ten kawałek ziemi (chodzi o trawnik przed moimi oknami, który jest niszczony przez właścicieli aut) chcesz ochronić przed zniszczeniem mojego daru - ziemi. Nie bój się ludzi, widzisz, prawda kosztuje, a ty powtarzaj: „Któż, jak Bóg". Jeśli walczysz w dobrym zamiarze, jeśli twoja intencja jest czysta, oddawaj każdy lęk i myśl, która cię nim napawa, oddaj to Mnie, a wtedy uciszy się twoje trzepoczące serce. Wszystko, radości, smutki, ból, lęk i różne nieprzyjemne odczucia, które dotykają twojej duszy oddawaj Mnie, czyń to często. Ja to uchwycę z twego serca, a wniosę pokój. Nie lękaj się, lęki te pochodzą od złych duchów i chcą w tobie zabić walkę, do prawdy chcą cię zniechęcić, wyolbrzymiają, urastają w twojej wyobraźni, by cię powalić na ziemię. Te męki, które utrzymują się w tobie to atak złych duchów. Przyzywaj Maryję: „Daj siłę wytrwać", a Mnie oddawaj się zaraz w tym stanie ducha w jakim jesteś. Moje dziecko, moje umiłowane dziecko, niech żaden dzień nie kończy się bez rozmiłowania we Mnie, w moim słowie poprzez Ewangelię. Tam odnajdziesz moją miłość, bądź Jej wierna, tam odnajdziesz umocnienie w swojej samotni. Ja cię umocnię siłą, której człowiek dać nie może, a tego będziesz potrzebowała i do „Wieczernika" i do sytuacji, w których będę cię stawiał dla wypełnienia mego zadania. Czy sądzisz, że książka, którą piszesz będzie podobała się czytelnikom? Anna: Jezus: To nie ty masz martwić się o moje dzieło. Ja sam się o nie troszczę, by owoc wydało dziesięciokrotny. Moja droga czyń to, o co cię proszę, a Ja dostarczę ci środków. Powiedz Kasi, że chociaż nie udzieliłem jej daru, który ty posiadasz, to obdarzyłem ją darem miłości, mojej miłości, nie ludzkiej, bo po ludzku ona kochać by nie potrafiła w sytuacjach, jakich ją stawiam. Jest wodą na ogień, pokojem podczas wojny, balsamem na rany, a to najkrótsza droga do świętości. Niech czyni to nadal w swojej rodzinie. Ona nie musi się modlić, aż tyle co ty. Jej modlitwą jest posłannictwo czynienia dobra, pokoju i miłości, ty zaś módl się o umocnienie dla niej w tej walce o pokój. Tak was wszystkich łączę w jednym ogniwie i każde z osobnych ziarenek siejecie w różnych ogrodach najpiękniejsze kwiaty, które są wonią najszlachetniejszych róż moich ogrodów. Pogodę i warunki wzrostu daję Ja i mój Ojciec, a do was należy praca. Ty Aniu módl się, módl się, módl się, a Kasia niech w dalszym ciągu pełni swoją rolę na gruncie, w którym ją osadziłem. Tak, powiedz, a raczej przekaż młodej dziewczynie Izie, żeby z
sercem
wypełniła to zadanie, które otrzymała, bo jest to małym zaczątkiem
prezentu, jaki otrzyma ode Mnie na drogę jej życia, to ją umocni i ich
związek nie będzie niszczycielskim, a budującym o mocnych korzeniach
wiary. To właśnie Iza będzie tą, która umocni swoją rodzinę w chwilach
burz i złej pogody. Ja ich oboje już pobłogosławiłem i nigdy nie
zostaną już sami, jako rozbitkowie, będę im sternikiem. Jezus. 2 lutego 1999 r. Jezus: Zatem proszę okazuj więcej taktu w rozmowach, przemilcz cierpienie, które nosisz. Paweł, dopóki nie ureguluje swoich spraw przed Bogiem, nie wróci do ciebie. „Wróci" to oznacza okazywanie serca, ale i należnych uczuć tej, która ma do tego prawo. Ty nie jesteś dla niego partnerką, ale Paweł tego nie chce na razie zrozumieć. Musi on zmienić, odwrócić hierarchię wartości i uporządkować ją, przestać obciążać cię wszystkim i za wszystko. Dziecko, nie tłumacz się przed nim i pozostań na uboczu dopóki
wszyscy
nie powrócą do miłości. Nie mogą oceniać twojej surowości jako brak
miłości z twojej strony. Niech Paweł zastanowi się, ile zawdzięcza
tobie, dopóki tego nie zrozumie, nie zapanuje pokój miedzy nim, a tobą.
Pierwszy krok do sakramentu pokuty i więcej pokory, a ty moje dziecko
módl się za nich i nie daj się unieść diabelskim pokusom, zamąceniem
pokoju. Módl się i zostań na uboczu. 5 lutego 1999 r. Złożyłam w ofierze swoje życie Panu Jezusowi, choroby i
wszystko, co
Bóg dopuści na mnie za życie wieczne i zbawienie Pawła, Magdy i Wiktora. Luty 1999 r. - Niedziela Staliśmy dziś całym „Wieczernikiem" przed ogrodzeniem kościoła z własnoręcznymi plakatami, informacjami o pielgrzymce z naszej parafii do Medjugoria. Z pewnych względów nie dane nam było uczynić tego w warunkach parafialnych jako wspólnota, trochę było mi przykro z tego powodu, gdy wymieniałyśmy się na zmianę. Praktycznie wszystkie Msze święte w niedzielę wystawałyśmy na
oblodzonym terenie ulicy, było bardzo ślisko, marzły ręce.
Dwudziestoletnia Róża, najmłodsza z „Wieczernika" umocniła mnie
stwierdzeniem pełnym humoru: „pod płotem też jest dobre miejsce". 25 lutego 1999 r. Spytałam Pana Jezusa, czy moi rodzice są zbawieni, zachęciła mnie do tego pytania siostra zakonna. Zacytuję tylko niektóre urywki z moich prywatnych rozmów z Panem Jezusem. Nauczyciel zaznaczył w tym orędziu wyraźnie, że jednorazowo udzieli mi informacji na temat dusz czyśćcowych, gdyż nie chce, aby w przyszłości zadawano przeze mnie podobne pytania powodowane ciekawością ludzką. Może to przyćmić sens Jego przesłań, Jego myśli. Jezus: Twoi rodzice patrzą na wasze życie innym wymiarem i innym czasem. Ty moje dziecko, módl się za nich, dobrze czynisz zamawiając za nich Mszę świętą, choć są już zbawieni oboje. Widzisz, ta współpraca polega na tym, że każda Msza święta za twoich rodziców jest balsamem na wasze rany, to procentuje na korzyść waszych dusz i oni mogą w ten sposób więcej pomóc we wzroście waszej świętości. Dobrze, że twoja siostra zamówiła trzy Msze święte, bo wasza mama doznała ulgi, odpoczęła po bólu jaki jej zadajecie nie zawsze współdziałając z łaską Bożą. Sama wiesz Moje dziecko, ile bólu zajmuje w twoim sercu członek twojej rodziny, bo jego życie to śmierć dla duszy. Jego babcia i dziadek z tego powodu cierpią i każdego dnia ofiarowują Panu Bogu modlitwy za was. Powinniście wynagradzać im ten trud, co oznacza jakby zaciągnięty dług wobec nich, wypraszających łaski dla was, czy pojęłaś moje dziecko? Anna: Jezus: Luty 1999 r. Marcin znowu uciekł z ośrodka narkomanów, powrócił do domu,
wyniósł
pewne wartościowe rzeczy z domu rodziców i ponownie wszedł w środowisko
narkomanów. Powiedziałam pani Elżbiecie, żeby go już nie wpuszczała do
domu. Jedyny ratunek widzę w jego natychmiastowym wyjeździe do
Medjugoria, inaczej popłynie z prądem. Jest bardzo słaby i już bardzo
uzależniony od heroiny. 26 lutego 1999 r. Jezus: Powtórzyłam to p. Elżbiecie. Jezus: 9 marca 1999 r. Zdarza się tak, że gdy chcę się złączyć duchowo z Jezusem, to przychodzą same przeszkody i utrudnienia. Chciałam zapisać słowa, które Pan Jezus wypowiadał do mnie, nie mogłam znaleźć okularów, gdy je znalazłam zaczęłam zastanawiać się, gdzie położyłam swój notes, następnie zadzwonił telefon. Zaczęłam złościć się sama na siebie, na swoją niezaradność, mówię: - Ojcze, kogo Ty wybrałeś, ja nie nadaję się, by spełnić Twoje oczekiwania. Jezus: Anna:
10 marca 1999 r. Wracając z kościoła zajrzałam do pani Elżbiety, jej syn Marcin został wywieziony daleko od Warszawy, do dziadków na czas wyjazdu do Medjugoria. Wyjeżdża z ojcem. Pani Elżbieta jest bardzo słabiutka, choroba wyniszczyła jej organizm. Leży, nie wstaje. Jest rozkochana w Chrystusie cierpiącym. Zamykamy się obydwie w jej sypialni i rozmawiamy długo. Widzę, jak bardzo jest szczęśliwa właśnie teraz pośród wszystkich doświadczeń, cierpień fizycznych i psychicznych, jakie Pan na nią dopuszcza. Patrzę na zegarek, to już prawie cztery godziny. Wiem, że bardzo cierpi, a imię Jezus nie schodzi z jej ust. Jezus: Martwisz się moje dziecko stanem zdrowia Elżbiety. Nie martw się, wyniszczenie organizmu posuwa się u niej na tyle, na ile Ja zechcę, jak i wszystko inne, co dotyka jej rodzinę, a czynię to z wielkiej miłości do nich. Moje dziecko, jej wyniszczone ciało jest uwielbieniem mego wyniszczonego ciała, a to w Wielkim Poście jest łaską dla niej samej. Urzeczywistnia się moja męka w jej ciele i jej męka w moim. Jesteśmy oboje zespoleni w jednym bólu i cierpieniu, a to przyniesie wielkie owoce i korzyści dla biednych grzeszników. Jej syn pierwszy dozna łaski nawrócenia, jak tylko matka jego, opuści ten świat, a dalej członkowie jej rodziny. Powiedz Elżbiecie moje dziecko, że ją sobie wybrałem, by była świadkiem współcierpienia mego w jej ciele dla tych, co widzą, co są wokół niej zgromadzeni, a także „Wieczernik". Ona w swoim bólu wyprosi łaski również dla was Moje dzieci i waszych rodzin, a zatem módlcie się, by obopólnie się wspierać. Teraz pragnę podyktować ci moja córko do niej samej słowa, bo wiem, że oczekuje mojej miłości. Jezus do pani Elżbiety. Jezus: Ja przyjdę po ciebie kiedy nadejdzie czas najodpowiedniejszy dla nas obojga na wielkie radosne spotkanie w niebie. Zatroszczę się o ciebie Ja sam Jezus. O bliskich twoich nie martw się, będą uzdrowieni twoim bólem, syn twój zaraz po odejściu twoim z tego świata przejrzy. Dałem ci dziecko najlepsze cenne perły, które ty podjęłaś za zbawienie bliskich, i za to ci dziękuję. Już niedługo moja córko, choć chwile męki wydają się być zawsze wydłużeniem. Niech będzie ci radością chwila, w której szczęście swoje ujrzysz w przepięknych ogrodach bujnej zieleni, wielkiego pokoju i miłości, to przygotowałem dla ciebie za to, co Mi ofiarowałaś. Twój Zbawiciel Jezus Chrystus. Podałam list pani Elżbiecie, a ona rozpłakała się. Wyjęła z
szufladki
swój miłosny liścik, który napisała do Pana Jezusa oczekując na
odpowiedź, o czym mi nie wspomniała, po prostu nie śmiała o nic pytać
Jezusa przeze mnie. Jest szczęśliwa i list ten przytula do serca jako
wielkie umocnienie dla niej. Marzec 1999 r. Odpowiedź dla pewnej siostry zakonnej, która spytała Pana Jezusa o swoją niedawno zmarłą siostrę rodzoną. Jezus: Podałem poprzez świętych, poprzez bł. s. Faustynę środki pomocne w zbawieniu duszy dla żyjących, którzy mogą wyprosić łaski dla zmarłych. 1. Przede wszystkim Msza święta. 2. Nieustanna twoja praca nad sobą samą przynosi wielką ulgę krewnym duszy oczyszczającej się, tak jak 3. Dobre uczynki i pełnienie miłosierdzia względem najuboższych. 4. Różaniec i Koronka do Bożego Miłosierdzia, to są środki, z
jakich
siostra zakonna może i powinna skorzystać, by pomóc rodzonej siostrze. 19 marca 1999 r. -
Piątek Jezus: Moje dziecko, Ja ci dziękuję żeś przyszła na adorację mojego Ciała i Najdroższej Krwi, którą za was grzesznych wylałem. Dziecko, nie martw się tym, że ręce mdleją i trudno ci utrzymać pióro. To wszystko jest dla Mnie cenne i drogie, co ofiarowałaś na ręce mojej Matki. Twoja adoracja jest dziś szczególnie dla Mnie cenna, bo wiele wysiłku w nią wkładasz. Widzę, że trudność ci sprawia utrzymanie ciała w ławce. Wiem, że źle się czujesz, że mogłabyś zostać w domu, w łóżku. Widzisz moja mała sekretarko, ci, którzy się dziś dobrze mają również w wolny czas nie pomyślą, by przyjść do Mnie i przepraszać przynajmniej za swoje przewinienia. Ty czynisz to za nich, a dziś szczególnie łaski swe na nich wszystkich wylewam, bo okupione są twymi niedomaganiami. Błogosławię cię moja Aniu za ten akt oddania się Mnie i nie wyrzucaj sobie, że ból przeszkadza ci się modlić. Trwaj w milczeniu, wypowiadaj moje Imię, a Ja będę ci błogosławił. Nie jestem Bogiem wymagającym ponad to, co możesz Mi ofiarować. Przyjmuję wszystkie twoje wyrzeczenia, a szczególnie post. Dziękuję za te piękne słowa, które skierowałaś do kobiet w temacie dyspensy, którą dziś Kościół udziela na okoliczność świętego Józefa. Jesteś droga memu Sercu za te właśnie ciche wyrzeczenia, znane tylko Mnie. Moje dziecko, proszę nie martw się o swoją przyszłość, o swojej chorobie nie rozpamiętuj. Ja nie pozwolę byś leżała bez opieki, jeśli zażądam od ciebie cierpienia w formie choroby i długiego leżenia, jeśli tak miałoby się stać, to poślę ci ludzi na opiekę mojej duszyczki - co nie oznacza, że tak się stanie. To wszystko, co przyjdzie przyjmuj z miłością, nawet to, że aktualnie lekarze nie potrafią ci pomóc, bo zakryłem twoją chorobę przed wszystkimi nawet w dobrym twoim wyglądzie. Nie zamartwiaj się, bo Ja jestem z tobą i słyszę każde twoje wezwanie do Chrystusa, które zanosisz. Cierpię w twoim ciele, jest to twój mały udział w Mojej Męce i
całej
Drodze Krzyżowej, która jest jakby rozciągnięta, rozłożona na lata
twojego życia. Błogosławię cię tu na tym miejscu w kaplicy. Jezus
Chrystus, twój Pan. 20 marca 1999 r. Jezus: Widzisz moja mała sekretarko, czym Mnie ranisz? Właśnie nieposłuszeństwem w drobnych sprawach, ale o znaczeniu wielkim dla twojej duszy. To Ja zaplanowałem twój dzień, prosiłaś Mnie narzekając, że gubisz się, że nie zdążysz w sprzątnięciu mieszkania ze względu na złe samopoczucie. Wiem, że sobota jest dniem, w którym planujesz czas na swoje domowe porządki, Ja to rozumiem, więc powiedz Mi, jak się dziś czujesz? Anna: Jezus: Anna: Jezus: Marzec 1999 r. Jezus do siostry zakonnej. Jezus: Moje dzieci, ranicie Mnie bardzo poprzez swoje tchórzostwo w cierpieniu, poprzez swoje dociekania, co zadaje Mi ogromny ból. Wy, którzy nauczacie innych, sami gubicie się w cierpieniu, zadajecie pytania, a pod waszym sercem w głębi chcielibyście zdjąć swój krzyż, by ciężar was nie ugniatał. Ja jestem Tym, Który cierpi, więc czyńcie podobnie i nie dociekajcie, nie buntujcie się wewnętrznie, że ciężar za duży na wasze barki włożyłem. To nie Ja - to grzech kosztuje i na każdy dzień trzeba spłacać długi tego świata ze swego skarbczyka i poczytujcie sobie to za wielkie dobrodziejstwo. Z miłości ucałuj droga Celino swój krzyż i nie pytaj dlaczego i jak z niego się wykupić, bo właśnie niosąc jego ciężar wykupujesz siebie i inne dusze. Czyń to co ci mówi lekarz, bo Ja przez niego też pragnę ci pomóc, ale jeśli po wizycie u niego doznajesz przeciwności i leki nie skutkują to trzeba ci większego światła? Ja przyjąłem od świętej Marii Magdaleny największe wynagrodzenie z ludzkości, jakie mi ofiarowała sercem. Ona ból swego serca oddała Mi, by Mnie ulżyć. Oddaj i ty Celinko ból swój, który niesiesz, bym Ja mógł choć przez chwilę zaznać odpoczynku w sercu twoim bo cierpię bezustannie. Nie szukaj nadzwyczajności, przyjm swoją chorobę i uciążliwości w pokorze, bo jak już wspomniałem przyjdą większe, że i lekarze nic nie pojmą. Nie szukaj ratunku w uzdrowieniu swego ciała, ale szukaj pomocy w uzdrowieniu duszy. Rozpoznaj znaki szczególnie rozważając moją Mękę w okresie Wielkiego Postu, bo trudno by ci było rozeznać moje cierpienie bez twego maleńkiego udziału. Zostań w moich ranach jako maleńka kropelka twojej krwi, która
wyda
owoce, gdy staniesz przed moim obliczem w majestacie mojej Chwały jako
moja oblubienica. Amen. 30 marca 1999 r. Zatelefonowała do mnie siostra Eulalia i powiedziała:
„Słuchaj, pewien
młody przyszły kleryk z San Giovanni Rotondo nocował u mnie, napisał
list do Pana Jezusa i prosi o odpowiedź na adres włoski, tam gdzie
mieszka". Odpowiedziałam mechanicznie, teraz nie mogę, może za dwa,
trzy tygodnie, jak będę bardziej wolna przyjadę do siostry i odbiorę
jego list. Odpowiedź wyślę mu pocztą do Włoch. 31 marca 1999 r. - Wielka Środa Adoracja Najświętszego Sakramentu Jezus: Anna: Jezus: Anna: Jezus: Zaczynasz patrzeć oczami moimi, oczami duszy uświęconej i dziwią cię pędzący ludzie w szaleństwie świątecznych zakupów z wypełnionymi siatkami uginającymi się pod ich ciężarem. Trzepanie dywanów, mycie okien, przeróżne jarmarki, głośna muzyka, ale to wszystko jest Mi obce i nie ma nic wspólnego z tajemnicą mojej Męki i tajemnicą radosnego Zmartwychwstania. Odwracam od nich oczy, bo Mi dodatkowo rany zadają na moim umęczonym już ciele. Katolicy, a są Mi obcymi, żaden z nich nie przyjdzie do Mnie na adorację, nie zegnie kolan i nie wypowie ani jednego słowa współczucia w mojej boleści. Jestem sam, widziałaś dziecko garstkę wiernych, która przyszła na dzisiejszą adorację, a pośród nich widziałaś tę dziewczynę i chłopaka, którzy nawet nie przyklęknęli przed moim Majestatem, jakby Mnie w ogóle tu nie było, a przyszli oboje do spowiedzi przed Wielką Nocą. Nie zdają sobie już sprawy, jak obrażają swego Boga nie uginając kolan choć przez chwilę przede Mną, by Mnie pozdrowić. Ustawiają się w kolejce do konfesjonału, jakby do sklepu, by załatwić jeszcze jeden sprawunek przed świętem. Świętem, ale jakim, czy Ja tam jestem główną Osobą? Jakim Bogiem dla nich zapędzonych i zabieganych jestem? Bogiem, czy bożkiem, dla którego „świętowania" tyle cennego czasu się oddaje. Niektórzy moje dziecko, tak dokładnie zabrali się za sprzątanie swych mieszkań, że w ogóle nie uprzątnęli swej duszy na czas rekolekcji, a i spowiedź też odbędą w pośpiechu. Moje dziecko, zostanie zaledwie garstka tych co naprawdę sercem w tych dniach łączy się z moim bólem, współczujących tylko garstka. Proszę choć ty bądź ze Mną, złącz się z moim cierpieniem, oddaj się cała w rozważaniu mojej Męki. To dziecko o wiele więcej, niż całoroczne umartwianie się, to jest czas szczególnej łaski. Niech twoje kolana w tym czasie będą zgięte przed Bogiem, który dał się ukrzyżować. Okres, czas Świąt Wielkiej Nocy, radosnego Alleluja przygotuję ci Ja, a teraz nie marnuj tych cennych skarbów, które na ciebie wylewam. Skorzystaj również w Wielki Piątek z łaski trwania przy Mnie w kościele św. Marcina, ale proszę nie skupiaj się na swoim wyglądzie i rozglądaniu się za znajomymi. Trwaj we Mnie. Błogosławię cię dziecko na Wielki Czwartek, Piątek i Sobotę.
Wytrwaj w
ciszy i miłosnym uwielbieniu krzyża. Jezus Chrystus, Bóg i Zbawiciel
świata, tego świata, który go odrzucił i czyni to po dzień dzisiejszy.
Amen. 3 kwietnia 1999 r. W tym roku po raz pierwszy Marta ustąpiła we mnie miejsca Marii. Adorowałam Pana Jezusa przy grobie w swojej parafii, aż do wieczornej uroczystości. Przed wyjściem z domu otworzyłam Pismo Św. prosząc - przemów do mnie mój Panie: Iz. 54,4-10: Miłość Pańska „Nie lękaj się, bo już się nie zawstydzisz, nie wstydź się, bo już nie doznasz pohańbienia. Raczej zapomnisz o wstydzie twej młodości. I nie wspomnisz już hańby twego wdowieństwa. Bo małżonkiem twoim jest twój Stworzyciel, któremu na imię Pan Zastępów; Odkupicielem twoim - Święty Izraela, nazywają Go Bogiem całej ziemi. Zaiste, jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu, wezwał cię Pan. I jakby do porzuconej żony młodości, mówi twój Bóg: Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę. W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem, mówi Pan, twój Odkupiciel. Dzieje się ze mną tak, jak za dni Noego, kiedy przysięgałem, że wody Noego nie spadną już nigdy na ziemię; tak teraz przysięgam, że się nie rozjątrzę na ciebie ani gromić nie będę. Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą". Łzy radości spłynęły po moich policzkach. Najpiękniejsze słowa
wlałeś
Panie w serce moje i uczyniłeś najbogatszą tego świata. 5 kwietnia 1999 r. - Poniedziałek Wielkanocy Po Mszy świętej zostałam zaproszona przez moją siostrę do jej
domu.
Radosne Alleluja ogarnęło mnie i naszą rodzinę chyba po raz pierwszy od
pięciu lat. Bawiłam się na dworze z moim małym wnuczkiem, patrzyłam z
boku na tę trzyletnią kruszynkę i serce moje radowało się z tych chwil,
które dał mi Jezus. Paweł dał mi odpowiedź, jedzie ze mną do
Medjugoria. Nadzieja owładnęła mnie całą. Dziękuję Maryjo. 7 kwietnia 1999 r. Dziś w nocy przyśnił mi się na krótko Ojciec Święty. Nie było między nami dystansu, odczułam wielką miłość i bezpośredniość od Jana Pawła Il-go. Powiedział do mnie: „Odmawiaj zawsze Anioł Pański w południe", to wszystko. Nad ranem usiadłam na łóżku i zastanawiałam się, co miały oznaczać te słowa, przecież w każdym dniu pamiętam o tej pięknej modlitwie Maryjnej, dołączałam też modlitwę za Ojca Świętego. Tego samego dnia zadzwonił telefon, osoba, która dzwoniła zaprosiła mnie na dziesięciodniową pielgrzymkę do Włoch z udziałem we Mszy świętej beatyfikacyjnej - wyniesienia na ołtarze ojca Pio na placu Świętego Piotra. Odłożyłam słuchawkę, było osiem minut po dwunastej.
Uklęknęłam,
odmówiłam Anioł Pański dziękując Bogu Ojcu, Matce Najświętszej, ojca
Pio i naszemu Papieżowi za to zaproszenie. Poprzez ojca Pio odmawiam
każdego dnia koronkę do Najświętszego Serca Pana Jezusa w intencji
Pawła. Wiem, że ojciec Pio również codziennie odmawiał tę koronkę w
intencjach ludzi, którzy polecali się Jego modlitwie. 9 kwietnia 1999 r. Zadałam pytanie pewnej siostrze zakonnej, jak powinnam się zachować, jaką przyjąć postawę w trudnej dla mnie sytuacji wyjeżdżając na dłuższy okres czasu w województwo lubelskie. Po ludzku wolałabym tam nie jechać, by uniknąć ataków na swoją osobę. Niestety ta rozmowa nie umocniła mnie, wprost przeciwnie. Jezus: Ty dziecko doskonale wiesz jaka jest twoja droga i jakie stawiam przed tobą zadania, czy trudne, nie aż tak trudne, które nie mogłyby objąć twoje siły, Ja to wiem najlepiej. Sądziłem, że temat, który cię znowu dręczy został już przerobiony w pierwszym i drugim zeszycie. Ty wiesz dziecko, czym możesz Mnie rozradować, nie wszystkim dałem to rozeznać, więc nie stawiaj już podobnych pytań osobom duchownym. Jesteś świadkiem na obecne czasy, jesteś tą, której zostało okazane wielkie Miłosierdzie Boże. Powstałaś z grzechu, zostało ci moje dziecko wiele odpuszczone. Zadaję ci pytanie, czy bardziej cenisz sobie więź ze Mną i uczucie, które tobą kieruje, a które ściśle związane jest z wielkim szacunkiem do mojego Majestatu i chwały mojej? Nie wszyscy są tak subtelni w okazywaniu swoich uczuć, myślę, że już tak u ciebie zostanie, że nie zgubisz tej łaski rozpoznania, którą ci udzieliłem. Pytaj najpierw Mnie, bo ludzie mają oczy, ale nie widzą, zdarza, się, że i osoby duchowne. Właśnie ciebie stawiam na ich drodze byś była znakiem sprzeciwu jako ta, która pokochała swego Pana sercem, a serce nie szuka dogmatów, nie szuka pism, wyjaśnień, podpisów zwierzchników. Miłość po prostu kocha i spala się dla niej samej. Idź tą drogą prosto przed siebie moje dziecko, a wichry cię nie zachwieją, bom Ja jest z tobą na wieki wieków. Amen. Jeśli znajduję się w kościele, w którym „przyjął się zwyczaj"
przyjmowania Ciała i Krwi Pana Jezusa na stojąco lub na rękę, to bardzo
przeżywam tę sytuację, gdyż moja postawa była i zostanie jednoznaczna.
Łączę wtedy mój ból z cierpieniem Chrystusa ukrzyżowanego. 22 kwietnia 1999 r. Anna: Jezus: Moje ukochane dziecko, Dominiku, synu, to nie jest przypadek, że usłyszysz moje słowa, które kieruję przez Annę do ciebie, Zarówno na jej, jak i twojej drodze stanęła moja Matka, Królowa Pokoju z Medjugoria, również jej jak i tobie jest szczególnie bliska bł. siostra Faustyna i ojciec Pio. Ona po swoim nawróceniu przechodziła i teraz też przechodzi przez pewne ciemności, zwątpienia i załamania, bo na swojej drodze spotyka się z niewdzięcznością. Tak się dzieje, gdy weszła na drogę apostołowania, mimo jej wewnętrznych słabości, porywa moją nauką tych, którzy tak jak ona niegdyś zagubili Mnie na swej drodze życia, uwikłali się w ciężkie grzechy. Tę drogę ma już poza sobą, przeszła nią, wyszła z niej, dlatego doskonale prowadzi moje owieczki. Mówię ci mój synu o tym, byś uwierzył, że ta prosta kobieta nie jedną już duszę przyprowadziła do mojego stada i pasą się wszystkie na zielonych łąkach. Gorącym sercem prosiła o odpowiedź dla ciebie. Mój synku drogi, ukochany, najmilszy mój synku, jestem Jezusem Chrystusem w Bogu Ojcu. Ja i Ojciec jesteśmy Jedno, a więc Moja odpowiedź równa się odpowiedzi Ojca Mego Niebieskiego. Ja będę cię nazywał moim synem, bo jakąkolwiek drogę obierzesz - zawsze nim pozostaniesz. Wiesz dobrze, że zaczynasz już prawidłowo odczytywać znaki na twej ścieżce życia. Moje dziecko, Ja dałem ci wolność i ukochałem cię w wolności całym sercem, jak każdy Ojciec pragnę zaoszczędzić ci cierpień, bólu, upadków, ale tego nie mogę odwrócić, bo i te są nieodzowne w życiu każdego człowieka i prowadzą do zbawienia. Jak sądzisz mój chłopcze, czego chciałby kochający ojciec dla swego dziecka? Miłości, dobra i by jego dziecko wiecznie radowało się w bezpiecznym domu ojca. Otóż, to Ja wysłałem cię zarówno w podróż do Medjugoria, jak i teraz do San Giovanni Rotondo. To ojciec Pio upatrzył sobie ciebie wiedząc, że jesteś zdolny przyjąć to co ci przygotowałem - drogę najlepszą. Nie wspominaj mój synu o swoich upadkach, tych Ja już nie pamiętam, Ja ukochałem cię nade wszystko, ale jest tak jak już wspomniałem; nie mogę ci niczego narzucić, bo zerwałbym przymierze z człowiekiem w darze wolności, jakie wam podarowałem. Stoję z boku z bijącym sercem i patrzę z drżącą, wyciągniętą dłonią do ciebie z zaproszeniem; przyjdź synu, bo czekam na ciebie. Jednakże decyzję pozostawiam tobie i dodam, że moja droga jest wypełniona trudem i pełna wyrzeczeń, ale na końcu jej czeka cię wypoczynek w komnacie. Tu na ziemi nie obiecuję ci radości i powabu ziemskiego, jesteś jeszcze młody, wiec sam wiesz, że bój trzeba będzie nie jeden stoczyć. Niech mój krzyż będzie ci drogowskazem, na nim odnajdziesz ślad mojego wołania i wyciągniętej dłoni ku tobie. Wyciągam prawą dłoń do ciebie z krzyża, czy odpowiesz na moje wołanie? Pomóż Mi, pomóż, bo jest Mi bardzo ciężko, czy odpowiesz na moje wołanie, mój synu, mój ukochany synu? Ojciec Pio wstawia się za tobą i będzie cię prowadził
niezależnie od
twojego wyboru. Jest twoim orędownikiem, zwracaj się do Maryi przez
Niego. Już teraz dam na twoje dłonie ślady moich ran, niech one będą
przypieczętowaniem i potwierdzeniem słów, które do ciebie dziś
wypowiedziałem, a jako dodatkowy znak mojej miłości do ciebie, będzie
to, że Anna sama przekaże ci moje słowa w miejscu, na które was oboje
wybrałem. To jest prezentem ojca Pio danym przez mego Ojca.
Podziękujcie moje dzieci Matce mojej, bo Ona wszystkiemu patronuje.
Jezus Chrystus, który zwyciężył wszystkie pokusy tego świata.
Błogosławię cię mój synu. 3 maja 1999 r. Podczas kolacji w hotelu spotkałam się z rażącym egoizmem pewnej osoby, którą darzę szacunkiem, było to dla mnie pewnego rodzaju zaskoczeniem. Zwierzyłam się z tego mojej współtowarzyszce, z którą podróżowałam. Jezus: Przeprosiłyśmy obie Pana Jezusa modląc się jeszcze przez
chwilę u grobu
św. Benedykta. 5 maja 1999 r. Płynąc kanałem równoległym do La Grande podziwiałam piękno, jakie Bóg stworzył. Jezus: To co widzisz, to wszystko stworzył Bóg i poddał pod stopy człowieka, bo Bóg jest dobrem i miłością, a jedynie człowiek przemienia to w cierpienie. Zapamiętaj Aniu, proszę, nie mów ludziom, że cierpienie pochodzi od Boga. Cierpienie jest konsekwencją grzechu, do którego człowiek się przyczynił. A teraz weź Kasię za rękę i powiedz, że ją kochasz. Nie uczyniłam tego. Kasia również podziwiała widoki, pomyślałam, że to nie czas dla niej właśnie teraz mówić jej o moich rozmowach z Jezusem i mojej sympatii dla niej. Pan Jezus powtórzył swoje życzenie po raz drugi, ja jeszcze miałam opory. Jezus powtórzył po raz trzeci: - Nie daj, by Bóg przemawiał do ciebie trzy razy i cię prosił,
weź ją
za rękę i powiedz, że ją kochasz, że Ja ją kocham. Stoję pośrodku was,
przytulam i błogosławię. Nie bójcie się wody ani ognia, on was nie
dosięgnie. Nie bójcie się moje dzieci, Jestem z wami aż po skończenie
świata. Jezus Chrystus, Syn Boży. Amen. Gdy dopływałyśmy do Wenecji, Pan Jezus wypowiedział jeszcze ostatnie zdanie: - Nie bójcie się krzyża, po powrocie będziecie cierpieć, nie bójcie się cierpienia, Ja jestem z wami. Po powrocie do Warszawy zarówno Kasia jak i ja uchwyciłyśmy
mocno swoje
krzyże. Wydaje mi się, że tym razem jej jest cięższy od mojego. Pragnę
podziękować Katarzynie na łamach tej książki za jej bezinteresowną
miłość i dobro, jakie rozsiewa wokół siebie zachowując przy tym wielki
takt, by nie urazić obdarowywanego. 18 - 26 maja 1999 r. Wyjechałam z rodziną po raz kolejny w pielgrzymkę do Medjugoria. Autokar wyjechał spod mojej parafii wypełniony po brzegi (tak jak mi obiecał Pan Jezus jeszcze miesiąc wcześniej). W tym roku dołączyła siostra Eulalia i Paweł, odpowiedzieli w ten sposób na zeszłoroczne zaproszenie Pana Jezusa. Tak więc z woli Pana Jezusa i Jego Matki zostałam organizatorem pielgrzymek. Myślę, że po raz pierwszy od pięciu lat odnaleźliśmy się z
Pawłem w
autokarze; wyraźnie czułam działanie Królowej Pokoju. Paweł prowadził
również często rozmowy z o. Tomaszem, który był opiekunem duchowym
naszej pielgrzymki. Ojciec Tomasz głosił wspaniałe konferencje
(kopalnia wiedzy) na różnorakie tematy, szczególnie dotyczące zagrożeń
dla człowieka, rodziny, zniewoleń. Widziałam, jak bardzo Paweł otwiera
się na działanie łaski Bożej. Kriżewac, piątek. Jezus: Udźwigniesz je, bo to jest dziecko twój krzyż, ciężar twoich
grzechów,
które przyjęłaś jako pokutę, a zatem będzie mi ona miła, jeśli
przyjmujesz ją z miłością, bez skarżenia się ludziom. Czy nie widzisz,
że w pewnym sensie u twoich bliskich następuje wzrost ich duchowości?
Ich nawrócenie zależy od twojej pracy nad sobą. Z cierpliwością i
miłością weźmiesz udział ze Mną w ich odkupieniu. Błękitny Krzyż - miejsce objawień Maryja: Sobota. - Wigilia Zesłania Ducha Świętego Sanktuarium Medjugorie, adoracja. Anna: Jezus: Możesz milczeć, a duszą złączyć się ze Mną. Możemy rozmawiać bez słów, bez spojrzenia, wystarczy, że czujemy swoją obecność, ty i Ja. Rozpalam twoje serce dziś moją miłością, niech ten ogień Ducha Świętego wylany na ciebie iskrzy dalej i na tych, co złączą się z tobą. Rozlewam dziś hojnie mego Ducha na wszystkich w świątyni, proś
zatem o
dary. Teraz jeszcze masz czas przed Mszą świętą, proś o dary dla siebie
i Pawła. Jestem hojny i nie poskąpię tym dzieciom, które zwrócą się do
Mnie o łaski. Błogosławię cię moje dziecko. Jezus. Amen. Medjugorie - Bijakovici Wchodzę ze swoją czterdziestotrzy-osobową grupą do ośrodka. Po raz kolejny słucham świadectw narkomanów. Serce mi szybko bije, patrzę na zegarek, czas ucieka. Myślę o tym, żeby zdążyć w czasie i spotkać się z Marcinem, który przebywa w tym ośrodku od początku maja. Po ludzku jest to niemożliwe, gdyż przechodzi on okres kwarantanny. W tym czasie jest odizolowany od wszelkich kontaktów ludzkich z zewnątrz ośrodka. Pytam jego „Anioła Stróża" Grzesia - również Polaka, czy pozwoli mi widzieć się z Marcinem, tłumaczę, że chcę zrobić zdjęcie. Pozwala, słyszał już o mnie od Marcina. Zabiera mi aparat fotograficzny, sam zrobi zdjęcie. Wchodzę do środka prowadzona labiryntami. Zastaję Marcina przy pracy w stolarni, uśmiecha się do mnie. Widzę, że czekał na mnie, wiedział, że zobaczymy się, choć to praktycznie było niemożliwe, jak już wspomniałam. Tulę go w swych ramionach, za jego matkę i ojca przekazuję mu uściski, przecież to jeszcze dziecko. Sama się rozpłakałam. Marcin powiedział mi po cichu: „Chciałem już raz uciec, ale teraz już tego nie zrobię, zostanę. Powiedziałam mu, że tu ma szansę, że w Polsce nie ma tej szansy. Jeśli zostanie, to Maryja mu pomoże, powróci zdrowy, założy w przyszłości rodzinę. Rozmawiam z jego „Aniołem Stróżem" - Grzesiem, który pilnuje Marcina 24 godziny na dobę (sam z tego już wyszedł). Mówi mi, że Marcin ma szansę wyjść z nałogu. We wspólnocie „Wieczernik" - „Cenacolo" szczególny nacisk
kładziony
jest na uzdrowienie serc narkomanów poprzez codzienną modlitwę, która
odmawiana jest tylko na kolanach. Niedziela - Zesłanie Ducha Świętego, Sanktuarium godz. 17.30 Jezus: Po Komunii świętej Anna: Jezus: Medjugorie - konfesjonał. Po spowiedzi. Zadania, które otrzymałam od mego kierownika duchowego: Rano: Listy Ef. Flp. Kol. - zdawaj obowiązki na innych - oddawaj i zawierzaj Jezusowi - modlitwa życiem - nieustanna adoracja - praca nad sobą 44 sytuacje - pokora na podstawie wersów z Ewangelii oraz a) myśli pochodzących z Apoftegmatów Ojców Pustyni, b) myśli pochodzących od Matki Teresy z Kalkuty. Mój kierownik podsumował tę pracę, którą mam rozpocząć nad sobą: „Jeżeli jest na ziemi dusza prawdziwie szczęśliwa, to tylko dusza prawdziwie pokorna". Bł. s. Faustyna, Dzienniczek. Paweł po powrocie z Medjugoria odmawia z Magdą różaniec w obecności ich małego synka. Postanowił zrezygnować z telewizji, nosi na palcu koronkę, sprzedaje motor „Harleya", myśli o postach. Zaczyna apostołować. Królowo Pokoju, jak Ty to uczyniłaś, ja przez pięć lat spotykałam się z odwrotną reakcją, gdy wspominałam o różańcu. Poza tym widzę, że bardzo się wyciszył i powziął pewne dobre postanowienia. Powiedział mi, że na drugi rok pojedzie ze mną Magda, a później ich syn. Medjugorie jest cudem świata. Medjugorie to wielka łaska Boga
Ojca
przez Maryję dla ludzkości, niech nikt w to nie wątpi. 31 maja 1999 r. Po powrocie z Medjugoria czekały na mnie ważne zaproszenia do udziału we Mszy świętej z Ojcem Świętym, pierwsze w Warszawie, drugie w Licheniu... Radość, radość, radość. Oddaję moje zeszyty na komputer i do wydruku, następnie w ręce teologów, a przede wszystkim na ręce Matki Najświętszej modląc się, do Jezusa poprzez księdza Kłopotowskiego, który jest orędownikiem apostołów prasy i wydawnictw, by za jego wstawiennictwem książka, o którą prosił Pan Jezus została wydana. Oddaję ją również w ręce ojca misjonarza Zdzisława Pałubickiego, jak życzył sobie mój Nauczyciel i proszę Pana Boga, by wola Ojca spełniła się w tym, nie moja. NIECH SIĘ ŚWIAT ŚMIEJE, BYLEBY DZIEŁO BOŻE BYŁO WYKONANE. „Nie wolno jednak mówić o Chrystusie, nie będąc Jego
świadkiem, gdyż
świat ze szczególną wnikliwością słucha świadków, więcej - gotów jest
ich naśladować. Słowo więc musi być potwierdzone życiem; Tylko wtedy
prowadzi do Chrystusa." *** Zmartwychwstanie Pana Jezusa i
moje. „Różaniec" - grudzień 1999 r. Ksiądz TYMOTEUSZ.
ZAKOŃCZENIE (tomu pierwszego)
|