Anna – BOŻE WYCHOWANIE –

 

 

Tak mało potrzeba, żeby Mnie usłyszeć i zobaczyć w świecie

30 III 1992 r. Anna, Grzegorz

Omawiamy list przygotowany do Anglii (właściwie artykuł, dokończony ostatniej nocy). Potem skupiamy się na modlitwie. Pan zwraca się do Grzegorza:

– Czyżbyś nie zauważył, synu, że i z tobą rozmawiam, choć w inny sposób: przez Pismo święte, przez wydarzenia, przez ludzi, ale też często inspiruję cię, gdy pragnę, abyś coś dla Mnie wykonał. Wszystkie wybory (tekstów), które robiłeś, są tego dowodem, a o twoim liście powiem ci tylko: „Wysyłaj, synu, wysyłaj”.

Sam widzisz, że traktuję was jak swoje dzieci, a nie sługi. Tylko z dziećmi – ze swoimi dziedzicami – ojciec omawia swoje plany. Ale Ja nie umieram ani nie odchodzę. Stale jestem z wami i od listów apostolskich poczynając, wszystko co piszecie w czystej intencji służenia Mi, Ja inspiruję, wspomagam was i zachęcam, a czasem sam mówię, jak to już tyle razy działo się w moim Kościele: Apostołowie, Augustyn, Katarzyna (sieneńska), Teresa (wielka) i tylu innych.

Tak mało potrzeba, żeby Mnie usłyszeć i zobaczyć w świecie (w waszym życiu ziemskim) – potrzeba tylko zawierzenia Mi, czystej intencji i dobrej woli. Dlaczego tak mało jej mam na ziemi...? Czy to jest dla was takie trudne? A przecież rezultaty naszej współpracy mogą być wspaniałe.

Anna:

– Właściwie świat jest przeciw Tobie.

Grzegorz:

– I nam nie było łatwo zaufać Ci. A teraz bolejemy widząc, jak trudno innym zdobyć się na zaufanie.

Anna:

– Twoje słowa trafiają do sumienia.

Grzegorz:

– I do serca.

Pan:

– Ja mówię do waszej duszy, ale okazuje się, że dusza człowieka może Mnie bardzo dobrze słyszeć – kiedy chce.

Anna:

– To, co się dzieje teraz w naszym stuleciu, nie zachęca do wiary w Ciebie. Bezbronni cierpią, a triumfują zbrodniarze. I my oglądamy ten triumf.

Pan:

– Mówiłem wam, że świat wybierając błędy, musi dotrzeć do ich kresu, aby zauważyć, że poszedł fałszywą drogą. Inaczej niczego się nie nauczy. Mówię tu o zbiorowej woli państw. Powiedziałem już dosyć” (o ZSRR). Teraz powtórzę to nie tylko Związkowi Radzieckiemu, lecz całemu światu. Chcę jednak, żeby Zachód zauważył, że kataklizmy są tylko formą realizacji moich planów, że za nimi stoi wola moja, która raz jeszcze chce dać wam szansę nowego życia.

Grzegorzu, czy masz jakieś pytania?

Anna:

– Widzę, że chcesz, Panie, żeby oni (Zachód) powiedzieli „nostra culpa” całemu światu. Chcesz od nich żalu za ich winy. Ale od kogo? Przecież ci ludzie żyją tak, jak gdyby nie mieli duszy.

Grzegorz:

– Ale są przecież rejony w Stanach, gdzie czytają Pismo święte, więc może nie jest tak beznadziejnie. A poza tym strach może spowodować, że ludzie będą powracali do tego, co dawało im oparcie – jeśli nie im samym, to przynajmniej innym – do wiary w Boga, do Boga, do Ojca.

Pan:

– Właśnie na to liczę, synu. Dlatego dopuszczam, aby zagrożenie narastało powoli i dlatego wzywam was do modlitwy za tych, co giną.

Grzegorz:

– Co możemy uczynić ponad to, że przygotowujemy kolejny wybór tekstów? Przyszło mi na myśl, że mogę zasugerować znajomej w Anglii przetłumaczenie Twoich słów.

Anna:

– A „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”? Miało być tłumaczone i nic nie słychać (ani ze Wschodu, ani z Zachodu). Czyżby miało się przydać dopiero „po wszystkim”?

Pan:

– „ Naśladowanie” (chodzi o „Naśladowanie Chrystusa” Tomasza a Kempis) też nie od razu się rozeszło, a jak służy ludziom do dziś? Nie chcę, aby „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” traktowano jako sensację. Pragnę, aby ta książka i to co przygotowujecie pod nazwą „Boże wychowanie”, było przyjmowane z potrzeby serca i owocowało rzeczywistym przybliżeniem ku Mnie. Na taką postawę gotów jestem długo czekać. Bądźcie i wy cierpliwi. To jest wasz ślad na ziemi.

Grzegorz:

– Ale też brakuje słów, żeby Ci dziękować za taką „okazję”.

Anna:

– A ja tyle zawdzięczam Norwidowi, Słowackiemu...

Pan:

– Oni też przyjęli życie pełne trudu, ponieważ chcieli się dzielić, chcieli pomagać i obdarowywać. Zależało im na was. A Ja, jak widzicie, podtrzymuję wszystkie dobre pragnienia, aby wydały owoce. (Każde pokolenie – tyle czerpiące od poprzednich pokoleń – powinno samo coś zostawić następnym; to jest współpraca we wspólnocie narodu). Pamiętajcie, że Mnie cieszy wasza praca i Ja jestem jej gwarantem: Ja dbam o to, aby każde dobro udzielało się innym. Waszym jest trud rolnika, a mąką ze zbiorów zbóż Ja się zajmuję.

Teraz, dzieci, przyciskam was do serca, błogosławię oba wasze domy i Grażynę w jej pracy. Grażyna też się uczy, że na mojej niwie ważny jest wasz trud.

– Kochamy Cię, Panie, cieszymy się Tobą.

Pan:

– Tak jak Ja wami. Przyjmijcie więc moją radość. Niech spocznie na was i udziela się z domów waszych. A wy, dzieci, cieszcie się moją miłością i błogosławieństwem. +


Powiedz Mi, synu, co cię teraz najbardziej gnębi, bo chciałbym ci pomóc

31 III 1992 r. Anna, s. Maria, o. Jan, Grzegorz

Pan rozpoczyna zwracając się do ojca Jana:

– Synu, dziękuję ci, żeś zechciał dwa razy odprawić ofiarę Mszy świętej (w domu chorej Anny). Cieszę się tobą.

Ojciec Jan stwierdza, że odprawi Mszę świętą także w Niedzielę Miłosierdzia. Pan kontynuuje:

– Synu, widzę, że nie przestajesz myśleć o naszych tekstach. (O. Jan przekazał w ostatnim czasie „Misję samarytanina” w seminariach duchownych w kilku miastach). Sądzę, że tym razem jakiś odzew będzie. (...) Módl się, synu, cały czas proś Maryję o Jej udział w tej sprawie (obecnie modlitwa powinna polegać na „przypominaniu” Maryi, aby towarzyszyła osobom czytającym te teksty). Powiedz Mi, synu, co cię teraz najbardziej gnębi, bo chciałbym ci pomóc.

O. Jan:

– Ciągle mi wypominają, że nie daję książek gotowych do druku.

Pan:

– To teraz zajmij się tamtymi tekstami (do Wielkanocy).

O. Jan:

– Miesiąc to mało.

Pan:

– Jeśli Mnie poprosisz, to Ja ci pomogę. Nie będę cię uczył (bo sam wiesz), że swoje obowiązki, których się podjąłeś, trzeba wykonywać.

O. Jan:

– A jeszcze referat po niemiecku o wkładzie Polski do Europy.

Pan:

– Synu, masz Matkę, która jest Królową Kościoła. Na kogóż możesz bardziej liczyć? Zastanów się nad planem, przedstaw go Jej, a moja Matka na pewno zwróci ci uwagę na jakieś niedopatrzenia. Janie, tyle lat już jesteś ze Mną, a przecież wiesz, że Ja z twojej służby jestem zadowolony i nic ci nie wyrzucam. Powiedz sobie: robisz to, na co cię stać – z moją pomocą, synu – i więcej nie wymagaj od siebie. A jeśli chcesz, to możesz dać motto z wypowiedzi Hansa Franka (chodzi o jego słowa na temat Matki Boskiej Częstochowskiej: „Gdy wszystkie światła dla Polski zagasły, to wtedy zawsze jeszcze była Święta z Częstochowy i Kościół” – St. Piotrowski, „Dziennik Hansa Franka”, Warszawa 1956, str., 147).

Mój synu, czy możesz powiedzieć po tyloletniej znajomości, że Mnie nie rozumiesz albo że się Mnie nadal obawiasz?

O. Jan:

– Nigdy w życiu nie miałem wątpliwości. Jestem spokojny, ufny... Jestem zdumiony, bo widzę, że całość życia jest przeniknięta działaniem łaski, przygotowującej mnie do współpracy z planami Twoimi, Panie. Cieszę się i jestem szczęśliwy. (...)

Pan:

– Synu, kiedy będziesz uczył waszą młodzież (wykładał), ucz ich traktować poważnie zobowiązania i konstytucje zakonu. Nie chciałem, aby zlekceważenie ich w życiu spłacali potem mojej sprawiedliwości. Bo śluby składają nie zakonowi, lecz Mnie. Mów im o czystości intencji i o tym, co im mój syn, Ignacy, zalecał: żeby zawsze szukali „większej chwały Bożej”, żeby zawsze porzucali to co „dobre”, na korzyść „lepszego”. W życiu każdego, kto poświęca swoje życie służbie mojej, powinien trwać nieustający wybór pomiędzy „dobrym” a „doskonalszym” (jeśli on ustanie, to człowiek duchowo nieruchomieje). Tego bym od ciebie chciał (w nauczaniu). Taki wybór powinien w życiu każdego człowieka trwać aż do śmierci (człowieka, który oddaje się na służbę Panu) w sprawach ważnych i drobnych.

O. Jan:

– Dziękuję Ci, Panie.

Pan:

– Cóż chciałbyś, Janie, wiedzieć?

O. Jan:

– Chciałbym więcej światła, jak swe obowiązki zakonne pogodzić ze służbą Twoim planom, Panie.

Pan:

– Umówmy się, synu, że w tym miesiącu robisz to, na co oczekują twoi przełożeni, i proś Nas o współudział w tej pracy. A potem, jak przyjedziesz, porozmawiamy o dalszych sprawach. Widzisz, synu, twój zakon nie jest różny od innych starych zakonów: stały się ociężałe i przy szybkich ruchach „skrzypią” (Pan mówi to żartobliwie, porównując stan zakonów do starości człowieka). Teraz kiedy Ja odnawiam oblicze ziemi, potrzeba Mi prężnych, zdrowych i ochoczych żołnierzy. Nazywacie się Towarzystwem Jezusowym, a o ileż kroków Ja was wyprzedzam! Nie idziecie (jako całość) ze Mną, a za Mną, i to z dużymi wahaniami i oporami. Wybierajcie Mi chociaż najlepszych na najtrudniejsze drogi: na Wschód, do Afryki... (na misje). To nie są czasy na drzemkę, młodych trzeba uczyć żołnierskiej odwagi.

Anna:

– Ale, Panie, ci którzy pojechali (na Wschód), są tacy wspaniali. Daj, by młodzież zakonna była w 80–90 procentach taka.

Pan:

– Pragnę tego jak najbardziej, a wy Mnie wspomagajcie. Janie, jeśli masz jeszcze jakieś pytania, to pospiesz się (żeby zdążyć na pociąg).

O. Jan:

– Chcę dobrze spełnić Twoje życzenia.

Pan:

– Synu, ale najpierw zrób to, do czego się zobowiązałeś. (...) Widzisz, Ja dbam o twój prestiż. Nie chciałbym, żeby przełożeni uważali cię za człowieka nie dotrzymującego zobowiązań. (...) A teraz zostaw nasze sprawy, niech dojrzewają, a ty zrób to, na co przełożeni czekają. Synu, jeśli nie będziesz zbyt zmęczony, to mogę ci pomóc nawet w drodze (w pociągu).

O. Jan:

– Dziękuję Ci, Panie, za te wszystkie ułatwienia, z jakimi się spotkałem, gdy spełniałem Twoje polecenia w seminariach duchownych.

Pan:

– Teraz proszę was, powstańcie i oddajcie mojej Matce te wszystkie seminaria duchowne, w których Jan był.

Mówi Maryja:

– Moje dzieci, przypominajcie Mi o nich. Proście o prawdziwą miłość dla moich kleryków, dla tych, którzy powinni chcieć zanosić głodnym Chrystusa.

Mówi Pan:

– A teraz, dzieci, przygarniam was do serca, błogosławię was i obdarzam moim pokojem. Czemuż zresztą mielibyście się niepokoić wiedząc, że spoczywacie przy moim sercu. Kochamy was, dzieci. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego. +


Pamiętaj o moim Synu, który samotnie oczekuje was w tabernakulum

13 IV 1992 r. Anna, Wasyl, Grzegorz

Mówi Maryja:

– Moje dzieci. Sama mówiłam, że ten dzień jest dniem moim (jako 13 dzień każdego miesiąca – czytaliśmy o tym w książce o Maryi, Róży Duchownej, według objawień w Montichiari). Jakżeż bym mogła nie przyjść do was?

Maryja zwraca się do Wasyla:

– Powiedz Mi, synu, co cię najbardziej zabolało w ostatnich przejściach.

– Obawa przed przeszkodami.

– Powierzaj Mi, dziecko, całą tę sytuację. Przez cały czas jazdy pociągiem możesz Mi mówić o wszystkim, co cię boli, bo Ja cię przecież nie opuszczę. Chcę, abyś wiedział i pamiętał, że masz Matkę, do której możesz przyjść w każdej chwili i powiedzieć Jej o wszystkich swoich utrapieniach. Ale teraz pomyśl, przecież jedziesz na studia. Zobacz, ile już osiągnąłeś. Otrzymałeś prawo pobytu. Czy mógłbyś to osiągnąć bez naszej pomocy? Jakież to proste: oznacza, że chcemy cię tu mieć, synu, czyż nie tak? Proszę cię, syneczku, żebyś miał myśli pełne nadziei, żebyś starał się cieszyć tym, co otrzymałeś teraz, a wszystkie przewidywania i lęki odrzucaj, bo w nich uzewnętrznia się działanie szatana. Traktuj je jako napad na ciebie i broń się. Jakaż to obrona? Całą wolą powiedz: „Ufam Matce mojej, Maryi, a Ona jest Poskromicielką szatana, jest niezwyciężona”. (Nie chodzi o to, żeby samemu walczyć, lecz żeby „schować sią” za Maryją).

Powierzyłeś Mi się, synku. Przecież to jest powierzenie się na wieczność, a nie na rok lub miesiąc. Nawet gdybyś ty zapomniał o tym, Ja będę pamiętać. Powiedz Mi, czy teraz poczułeś się bezpieczniejszy?

– Trochę tak.

– Im bardziej brak ci rodziny, przyjaciół, ojczyzny, tym bardziej możesz liczyć na Mnie, bo Ja zawsze będę ci towarzyszyła. Moje biedne dziecko, oddaj to wszystko co przeszedłeś Jezusowi Ukrzyżowanemu jako współcierpienie za grzechy świata. Prawda, że nic nas nie rozłączy? Bo Jezus i Ja ufamy ci, że ty Nas nie porzucisz. Wiem, że Mnie kochasz, a Ja kocham całą twoją ojczyznę (każdego człowieka w niej). Dlatego poszukuję pomocników w moim dziele waszego nawrócenia ku Jezusowi. Przecież Ja szykuję mojemu Synowi tron na ziemi (wśród ludzkości, którą odkupił). Jeżeli zapraszamy ciebie – Jezus i Ja – do współpracy i torujemy ci drogi, to nie po to, żeby cię od siebie odepchnąć (jest to jedna z sugestii szatana). Może się stać, że odejdziesz (od Boga), lecz tylko wtedy, kiedy sam tego zapragniesz. Jeśli twoja wola i serce mówi: „chcę służyć”, My nigdy cię nie odrzucimy. (...)

Jeśli chcesz Mi sprawić radość, proszę cię, zrób to w drodze (kilka godzin jazdy pociągiem): oddaj Mi imiennie wszystkie osoby, które ci zadały ból, i proś, abym wejrzała w ich serca i wspomogła je. A nigdy nie zapominaj o prośbach za swoich bliskich, za tych, o których się troszczysz. Chciałabym, abyś we wszystkich swoich strapieniach uciekał się do Mnie. Pamiętaj o moim Synu, który samotnie oczekuje was w tabernakulum. Odwiedzaj Go. Mów Mu o wszystkim. Powierzaj Mu zwłaszcza swoich kolegów i profesorów. A jeśli znajdziesz przyjaciół, módlcie się razem za całe seminarium, zwłaszcza za tych kleryków, u których zauważacie braki – orędujcie za nimi. Bo My pragniemy was podnosić i uświęcać, a nie usuwać.

Teraz, synku, przytulam cię do serca i daję ci przez moje ręce błogosławieństwo Boga Wszechmogącego w całej pełni Trójcy Świętej, Świętego Świętych. Niech cię osłania i obdarza pokojem i odwagą. +

 

Sami widzicie, jak bardzo potrzeba tu pomocy

14 IV 1992 r. Anna, Alicja i Henryk (częściowo nie rozumiejący przekazu z powodu złej znajomości języka polskiego), Bogusław, Grzegorz

Mówi Pan do Alicji i Henryka (przybyłych z USA):

– Moje dzieci. Cieszy Mnie, że przyjechaliście tutaj, aby służyć swoimi umiejętnościami i uczyć ludzi uczciwej, rzetelnej i pożytecznej pracy, która nie szkodząc nikomu równocześnie potrafi przynosić rezultaty większe niż nieuczciwość i spryt. Bo w waszym kraju (Polsce) wyrobiono przekonanie – poparte wieloletnią praktyką – że tylko sprytem, nieuczciwością i wszelkiego rodzaju omijaniem przepisów można osiągnąć sukces, zwłaszcza materialny. Moi kochani, nie zrażajcie się niezrozumieniem i błędami ludzkimi, bo te moje biedne polskie dzieci tak długo były poddawane presji kłamstwa i obłudy...

Czy chcesz Mnie, córko, o coś zapytać?

Alicja:

– Ja tylko chcę, żeby Pan mnie prowadził, żebym pełniła Jego wolę, a nie swoją, i żeby Duch Święty mnie oświecał...

Pan:

– Córeczko, jeżeli mamy jeden cel, a tym jest pragnienie służenia ludziom, pozostawiam ci całkowitą wolność działania, bo przecież Ja ci ufam i wiem, że świadomie nigdy nie zechcesz przekroczyć moich praw. Rozumiem, że możecie działać w takim zakresie, w jakim macie doświadczenie i umiejętności. Dlatego tak działajcie, jak wam wskazuje wasze rozeznanie, a Ja będę waszym światłem.

Teraz daję wam moje błogosławieństwo, ale zachęcam też, nie załamujcie się, nie rezygnujcie. Wzywajcie innych przyjaciół pośród tych, którzy chcą i potrafią darzyć, a nie tylko brać. Proszę was, przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej pełni Trójcy Świętej, Świętego Świętych, waszego Ojca kochającego i pragnącego podnosić ku sobie, leczyć, uzdrawiać i napełniać was radością. +

Po wyjściu gości zostajemy we dwoje z Grzegorzem. Mamy mieszane uczucia z powodu napastliwej postawy rodaków z USA wobec Maryi Panny, ujawnionej w rozmowie. Pan mówi:

– Dzieci, cóż innego mogę wam powiedzieć jak nie to, że kocham was i jestem przy was, i cieszę się wami; cieszę się czasem, który Mi chcecie poświęcić. Anno, mówię o tym, że nie odrzucasz tych, których mogłabyś nie przyjąć (z powodu swojej choroby) , że rozumiesz już, iż trzeba dawać mój chleb tym, którzy są go głodni.

Nie martwcie się, bo Ja jestem pomiędzy wami (wami a nimi), a wspomagam każdego, kto chce czynić dobro wedle swoich umiejętności, lecz opierając się na Mnie. Weźcie sobie do serca dzisiejszy obraz, bo to jest dowód, jak trudno jest moim dzieciom z Zachodu – pomimo całej prawości duszy – zobaczyć zadanie Maryi, Matki mojej i waszej, i jak trudno im zrozumieć, że Maryja, która jest prawdziwą Koroną Ludzkości i umiłowaną Córą Boga, realizuje na ziemi zamysł Boży (w obecnych czasach – odrodzenia ludzkości), bo najdoskonalej i najwierniej odpowiedziała (jako człowiek) Bogu na Jego życzenie i w chwale reprezentuje całą ludzkość. Jest jej Matką i Królową. Pismo święte mówi o tym, ale wnioski powinniście wysnuwać sami.

Ze zrozumienia: Maryja od Zwiastowania do Ukrzyżowania towarzyszyła Jezusowi, a do Zesłania Ducha Świętego swoim zawierzeniem Bogu podtrzymywała młody, rodzący się Kościół. Od tego momentu Jezus, Bóg, Słowo Boże, jest związany w całości i w pełni z Maryją. Maryja zawiązała przymierze pomiędzy Bogiem a człowiekiem, które trwa na wieki wieków. „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego” jest to bezwarunkowe zdanie się na Boga.

Nie martwcie się. Jeśli dłużej zostaną w Polsce, zrozumieją waszą miłość do Matki mojej, a także staną się świadkami Jej działania.

– Cieszę się, Panie. Dziękuję.

– I Ja się cieszę. Przytulam was gorąco do serca.

 

Jeżeli chcecie skutecznie walczyć z szatanem, zawsze proście przez Maryję

21 IV 1992 r. Anna, o. Jan, Grażyna, Grzegorz

Zastanawiamy się nad pytaniami, z którymi chcielibyśmy zwrócić się do Pana.

– Zapraszamy Cię, Panie.

Pan:

– Może najpierw odpowiem na wasze pytania.

Anna:

– Dziękuję za Andrzeja, za to, że się odnalazł. Znalazł się wprawdzie w więzieniu, ale za to w tym, do którego chodzą z pomocą więźniom nasi przyjaciele, więc mam nadzieję, że stopniowo otworzy się na Ciebie. Co możemy dla niego zrobić? Co przekazać Bogdanowi?

Pan mówi, że Bogdan powinien poznać Andrzeja, a wtedy dostanie odpowiedź:

– A wy wszyscy módlcie się za niego w czasie każdej Mszy św., w jakiej uczestniczycie, bo jemu potrzeba pomocy i silnego wstawiennictwa. Jeżeli chcecie skutecznie walczyć z szatanem, zawsze proście przez Maryję. Wy jesteście słabi i szatan może was zaatakować, natomiast nigdy nie ośmieli się zaatakować (bezpośrednio) mojej Matki. Ona was osłoni.

Anna:

– Dziękuję Ci, Panie, za te moje lektury z Wielkiego Tygodnia, tak zbieżne...

Pan:

– Bo jeżeli powierzasz Mi swoją lekturę, to Ja ją dobieram.

O. Jan:

– A ja też dziękuję za lekturę ks. Bartnika na temat teologii narodu.

Pan:

– Janie, widzisz, jak Ja dbam o wasze dokształcanie się. Staram się uzupełniać wasze braki. Jeżeli Jan zdobędzie artykuły ks. Bartnika, najprościej będzie zrobić z nich kilka odbitek, i wtedy będziecie je mogli pożyczać innym.

Co jeszcze chcielibyście usłyszeć?

O. Jan:

– Na sesji naukowej będą goście zagraniczni. (W podtekście: czy powinienem im coś przekazać?)

Pan:

– Nie licz na zrozumienie ze strony gości z Zachodu. Oni żyją w błogim przeświadczeniu o swojej wyższości, a mylą stan posiadania z wyższością intelektualną. Pamiętaj, Janie, że „postęp” to jest hasło szatana, które ma służyć ośmieszeniu i zniechęceniu was do tradycji starej europejskiej kultury.

O. Jan:

– Ja widzę, że to hasło toruje drogę ateizmowi.

Pan:

– Gdyby hasło „postępu” było realizowane powszechnie i konsekwentnie, wtedy moja Ewangelia powinna być wymazana z powierzchni ziemi – łącznie z całym Starym Testamentem.

Moje dzieci, teraz Ja wam coś powiem. Otóż życzyłbym sobie, żebyście przygotowali się do Mszy św. w Niedzielę Miłosierdzia, bo Ja tam przybędę w tym dniu jako Król Miłosierdzia. Dlatego zaproście na tę Mszę całe Niebo, wraz z jego Królową, czyściec i wszystkich waszych bliskich zmarłych. Chciałbym, abyście wraz z waszymi niewidzialnymi gośćmi pod przewodem Maryi i przez Jej Niepokalane Serce obejmowali swoją miłością i prosili za wszystkich potrzebujących i o wszystko, co jest potrzebne wam i innym, o których pamiętacie, a Ja wysłucham was i spełnię te prośby, które uznam za pożyteczne wam. Pragnę, abyście stali się świadkami tego, co uczynić może miłosierdzie moje, kiedy się do niego uciekacie. Powiedz o tym, Janie, krótko siostrom (w kaplicy) przed dzisiejszą Mszą. Jeżeli boicie się, że zapomnicie o tym w czasie Mszy, mówcie Mi to rozpoczynając od tej chwili, ilekroć wam się przypomni. Gdybyście wzięli pod uwagę moją radę, to od dzisiaj rozpoczynając możecie oddawać Mi każdy brak, w którym widzicie niedostatek miłości. Jak wam się mój plan podoba?

O. Jan:

– Z góry dziękujemy za wszystkie dary.

Anna:

– Proszę, Panie, abyś nam przez te dni wyostrzył wzrok na potrzeby ludzkie.

Pan:

– Dobrze, że o to prosisz, Anno, bo pragnę, abyście byli świadomi tego, że jeśli czegoś od was oczekuję, to równocześnie daję wam więcej siły i zdolności do postępowania wedle moich rad. We wszystkim cokolwiek robicie wedle przykazania miłości, jestem obecny z moją miłością, którą obejmuję was i tych, o których dobro się troszczycie. Jeszcze jedno chciałbym wam doradzić: proście o dobrą wolę, zwłaszcza dla osób publicznych. Troszczcie się o swój naród, bo któż ma orędować za nim, jeśli nie wy sami?

A teraz powiedzcie Mi jeszcze przed ofiarą Mszy świętej – przed moją Ofiarą – o co pragniecie prosić dzisiaj.

Anna:

– Za nasz naród, o dobrą wolę dla niego. (Duch Święty może działać tam, gdzie jest dobra wola).

Grażyna:

– Panie, proszę za tych, którzy boją się religii w szkole.

O. Jan:

– Proszę za tych, którzy zhańbili Imię Boże. (Ez 36, 21–38)

Wychodzimy do pobliskiego domu sióstr zakonnych, w którym o. Jan będzie sprawował ofiarę Mszy świętej.


Włączajcie w wasze modlitwy przyszłość waszego narodu

26 IV 1992 r. Niedziela Miłosierdzia

Anna, Bogna, Hanna, s. Maria, Bogdan, Grzegorz, Jacek, o. Jan, Michał, Szczepan.

Podczas Mszy św. w kaplicy u sióstr, po Komunii Pan powiedział do Anny:

– Kocham was, dzieci, jakże Ja was kocham. Przygarniam was do serca. Bo wy wszyscy tu obecni ze wszystkich dóbr tego świata wybraliście największe – Mnie.

Anna pomyślała o swoich słabościach i grzechach. Pan dodał wówczas w odpowiedzi:

– W ogóle o tym nie myślcie, bo to wszystko Ja przesłonię swoją świętością. Pokój mój daję wam, radość moją daję wam, nadzieję moją daję wam. Cieszcie się i dziękujcie za to wszystko, co uczynię dla waszego narodu.

Po Mszy Anna powtórzyła nam te słowa. Dziękujemy Panu. Pan mówi:

– Powiedziałem wam, dziękujcie Mi z góry za wszystko, co dla was uczynię. Powiedziałem wam, że przeniosę was przez ogień i wodę, ochronię przed zagrożeniem, podniosę w oczach świata, abyście mogli wypełnić to zadanie, które dla was wybrałem i do którego przygotowywała was Matka moja przez tysiąclecie.

Dałem wam dzisiaj mój pokój, moją radość i moją nadzieję; cieszę się, że przyjęliście je do serca. Pomyślcie, jak wielką wiarę musieli mieć moi uczniowie – tych kilkudziesięciu ludzi nic nie znaczących w oczach świata – których postawiłem przed zadaniem nawrócenia wszystkich ludów ziemi, choć jej granic ani kształtu nawet nie znali.

O. Jan:

– Dziękujemy Ci za to, że nas posyłasz i że jesteś z nami, dajesz okazje, torujesz drogę.

Pan:

– Dzieci, czy pamiętaliście w modlitwach o tych, którzy pójdą niosąc Mnie do narodów Azji?

– Nie, nie pomyślałem. I ja też nie. I my także nie – odpowiadamy kolejno.

O. Jan:

– Maryjo, przez Twoje Serce Niepokalane prosimy o dobrą wolę dla narodu, dla przywódców, dla elit, dla wyborców, wolę współdziałania ku dobru wspólnemu, dla Ojczyzny, wyproś, tak jak wyprosiłaś Zesłanie Ducha Świętego w Wieczerniku.

S. Maria:

– To znaczy, Panie, jeżeli my Ci ufamy i wierzymy w to, co obiecałeś dla całego narodu, to znaczy, że jesteśmy błogosławieni?

Pan:

– Tak, wtedy spoczywa na was moje błogosławieństwo.

Zalega na dłuższą chwilę milczenie; nie wiemy, co powiedzieć.

Pan:

– Dzieci, jesteśmy tu dzisiaj, Ja i Matka moja, Pani waszych serc. Nie bójcie się, rozmawiajcie z Nami.

Grzegorz:

– Dziękuję, Panie, za wystąpienie w Sejmie ministra Stelmachowskiego w sprawie religii w szkole, które przebiegło nieźle.

Pan:

– Tu właśnie widzisz, synu, moją odpowiedź na dobrą ludzką wolę służenia Mi. (...)

Bogdan:

– Chciałbym Ci podziękować, Panie, za tego więźnia, w którym przejawia się tak bardzo Twoja moc. I proszę za pozostałych więźniów, zwłaszcza za tych z izby chorych. I dziękuję...

Pan:

– Pragnę, żeby żaden więzień nie był pozbawiony waszej życzliwości, pomocy i miłosierdzia. Mów o tym, synu. A jeśli chodzi o więzienie, to zawsze idę przed innymi do najcięższych przypadków (bo jestem lekarzem dusz i ciał) – i cieszę się, że Mnie w tym naśladujecie. Bardzo byłoby źle, gdybyście omijali tych w najcięższej sytuacji.

Bogdan:

– Czy możemy my, laicy, egzorcyzmować więźniów?

O. Jan:

– Odmawiać modlitwę w formie prośby (np. „Potężna Niebios Królowo...”) – można, natomiast rytuału urzędowego nie wolno sprawować bez zgody biskupa nawet kapłanowi.

Pan:

– Synu, zawsze proście Matkę moją o patronowanie tym rozmowom i modlitwom. Szukajcie pod płaszczem osłony i chowajcie też tych, za których się modlicie. A módlcie się również o wzbudzenie wśród księży ducha odwagi, żeby chcieli przeciwstawić chwałę danego przeze Mnie Sakramentu Kapłaństwa sile szatana, który nigdy i w niczym dorównać Mi nie może.

Po wspomnieniu przez Bogdana o przypadku widomego oddziaływania szatana na więźniów Pan mówi:

– Tam gdzie działa szatan, nie idźcie bez mojej Matki.

Bogdan:

– Ja zawsze Maryję zapraszam.

Anna:

– Ty nie „zapraszaj”. Ty żądaj pomocy, jak dziecko domaga się jej od matki. Przecież to Matka!

Bogdan:

– Jeszcze chciałem podziękować za Zygmunta. Dziękuję za łaski, za dary i za spokój, i proszę o dalsze, i o siły...

Pan:

– Nie bój się o swoje siły, tylko proś Mnie o dobrą wolę. A siły Ja ci dam. Proś za każdym razem, kiedy jedziesz do więźniów, bo to jest łaska na określoną pracę i jej czas.


Kapłan jest wybrany, by razem ze Mną służyć światu, a nie sobie

S. Maria:

– Panie, chciałam Ci powierzyć ks. Janka, który został wybrany na kapelana więziennego i zrezygnował z tego, a teraz w parafii jest uwikłany w jakieś sprawy i jest pełen niepokoju...

Anna:

– Myślę, że powinien porozumieć się z jakąś grupą modlitewną i razem z nimi zacząć odwiedzać więźniów. Ale zobaczmy, co Pan powie.

Pan:

– Czy Ja przez ciebie nie mogę poradzić? Ale ty, Mario, módl się o siły dla niego. Bądź jego wsparciem w tej sprawie. A przede wszystkim napisz mu, że kapłan wybrany jest po to, by razem ze Mną służyć światu, a nie sobie.

– Pan ostro mówi (Anna w myśli).

– Czasem trzeba mówić ostro – (Pan odpowiada na myśl Anny).

S. Maria:

– Panie Jezu, proszę Cię o dar pełnego nawrócenia narodu polskiego. W audycji redakcji katolickiej Polacy zaprezentowali się jako nie znający treści Świąt Wielkanocnych.

Przez chwilę rozmawiamy o różnych audycjach z ostatniego okresu, w których przejawiała się manipulacja, fałszowanie prawdy. Narzekamy na dziennikarzy. Pan włącza się w rozmowę:

– Słuchajcie, czy nie macie innej drogi niż zbiorowe narzekanie? Otóż Ja wam proponuję: oddajcie Mi każdy taki fakt jako wasze cierpienie. Nie jest ono mniejsze niż ból głowy czy zęba. Przecież to, co mówiliście teraz, bardzo was rani i boli. Oddawajcie Mi je jako wasz udział w zadośćuczynieniu za winy tych, którzy grzeszą przeciw Mnie, prawom moim (prawu miłości społecznej, miłosierdziu, także przykazaniu „nie zabijaj” i innym) i przeciw waszemu narodowi. Ileż to już spraw moglibyście Mi oddać, gdybyście o tym pamiętali!

Pan się uśmiecha i mówi:

– Wiem, że jesteście ubodzy, ale dodając grosz do grosza możecie uzbierać sumę wystarczającą do wykupu niewolników z władzy szatana. Bo Ja do waszych „grosików” dodam swoje złoto (w ilości potrzebnej, bo skarbce łask Bożych są nieprzebrane). Mówcie, kochani.

Po narzekaniu na księży.

– Musicie czekać cierpliwie na młode pokolenie księży, Ja próbuję ich sobie wychować.

Ojciec Jan mówi, że udało mu się przekazać „Misję samarytanina” do sporej liczby seminariów duchownych.

– Dziękuję ci, synu, za współpracę.

W odpowiedzi na nasze biadolenie Pan mówi:

– Dzieci, nigdy ziemia nie stanie się niebem, ale macie obowiązek w myśl moich słów „jako w niebie tak i na ziemi” starać się przybliżać oba Kościoły (walczący i triumfujący) ku sobie. Nigdy nie powiedziałem, że ziemię macie pozostawić samej sobie; powiedziałem: „abyście uczynili ją sobie poddaną” – poddaną duchowo (Rdz l, 28). Przyszedłem, aby wykupić was i służyć wam. Kościół mój powstał jako „Ja w was służący światu” przez waszą miłość ku bliźnim podzielaną ze Mną, przez wasze ręce, przez wasze ochocze nogi, przez głoszące Mnie wasze usta, których wezwanie jest słyszane, jeżeli sami swoim postępowaniem nie zaprzeczacie słowom waszym.

Moi drodzy przyjaciele. Przecież Kościołem jesteście wy. Nie jest on poza wami i ponad wami. Więc ileż od was zależy...?

Zaczynamy rozmawiać, że nawet grupy Odnowy w Duchu Świętym (i różne inne grupy modlitewne) zamykają się w sobie samych i nie podejmują służby.

Bogna:

– Ale w grupach winni są (w znacznym stopniu) animatorzy, którzy nie wychowują do służby.

Pan:

– Powiedz im, córko, niech się za siebie wzajemnie modlą. Grupa powinna się modlić o światło dla swoich pasterzy, a oni powinni prosić o to, by pełnili wolę Pana, a nie swoją. Dlaczego się tak mało modlicie w grupach? Powoli pozostawiacie na boku modlitwę wstawienniczą.

Bogna:

– Chciałam powierzyć Panu Włodka i Małgosię (małżeństwo), Jego miłosierdziu, i prosić o światło, jak mogę im pomóc w drodze do Pana.

Pan:

– Córko, nie ma innej drogi, jak być moim znakiem. Stawaj się nim, a Ja ci pomogę. A ponadto kochaj ich moją miłością, tak jak Ja ich kocham: pomimo wszystko i zawsze jednakowo.

Bogna:

– Chciałam jeszcze bardzo powierzyć brata i jego zespół i prosić o siły i światło.

– I my się dołączamy do tej prośby – prosi kilka osób.

Pan:

– O to się nie martw, bo Ja im daję światło potrzebne na daną chwilę. Wiem, że teraz przechodzą ciężkie czasy. Taka jest w tym czasie służba tych, co opowiadają się za Mną, ponieważ jest ich mało. Ale będzie ich przybywać, tylko niech nie ustają.

Pan radzi, żeby iść do zakonów zamkniętych (np. do sióstr karmelitanek, wizytek, sakramentek), i prosić je o stałą modlitwą w naszych intencjach.

Bogna:

– Dziękuję Ci, Panie, za Danusię, za to że ją kierujesz do pomocy. I proszę teraz o pomoc w działaniach i w rozpoznaniu dalszej drogi dla tej grupy. Powierzam Ci ich serca.

Pan:

– Chciałbym ci coś poradzić, Bogno. Czy próbujesz przed spotkaniem nawet małej ilości osób, poruszyć sprawę jednomyślności, życzliwości wzajemnej i zgody? Bardzo istotna jest jedność w grupie. Powiedz, że jeśli ktoś żywi urazę do innej osoby w grupie, powinien to powiedzieć przed modlitwą (niekoniecznie publicznie). Nigdy wasze prośby nie będą skuteczne, jeśli będzie was dzieliła niezgoda, niechęci, żale i pretensje. Uczcie się szczerości i przebaczania sobie wzajem, a także przyjmowania innych takimi, jacy są, tak jak Ja traktuję was. Gdybym dobierał sobie sługi wyłącznie doskonałe, mój Kościół nie istniałby na ziemi. Nie wychowasz ich na przyszłych wychowawców, jeśli nie nauczą się miłować wzajemnie ponad wszystkim, co ich dzieli lub różni. Tę moją radę potraktuj poważnie, córko. I zacznij od siebie.

– Dziękujemy Ci, Panie, te słowa są do nas wszystkich. (...)


Czy pragniecie oczyszczenia i odnowienia świata, w którym tak trudno się wam żyje?

Anna:

– Mówiłeś, Panie, że przyjdziesz do nas jako Król Miłosierdzia. Czy mógłbyś, Panie, powiedzieć o swoim miłosierdziu wobec Polski i świata obecnie?

Pan:

– Moje dzieci, trochę zamarudziliśmy, więc powiem wam tylko to, co jest dla was obecnie najważniejsze.

Jestem Nieskończonością Miłosierdzia, ale dla tych, którzy go oczekują. Jan dobrze wam dzisiaj mówił o woli przyjmowania moich darów. Otóż miłosierdzie jest darem dla was podstawowym. Gdybym nie trwał w miłosierdziu wobec ludzkości, niebo moje byłoby puste (bez ludzi) – tak nieskończona jest różnica pomiędzy moją miłością do was a waszą do Mnie. Dlatego też miłosierdzie moje trwa (nigdy nie przestaje działać). Potrzeba jednakże waszego świadomego przyjęcia tego daru, który niweczy wszelkie wasze winy, nawet najcięższe.

Moje dzieci, Ja nie mówię tu o waszej głębokiej skrusze, bo ona zakłada dar pełnego rozeznania, a od chwili grzechu pierworodnego wy tej pełnej świadomości nie macie. Tak więc nie żądam od was jasnego zrozumienia waszych win i ich konsekwencji, ale chcę widzieć wasze mocne pragnienie, waszą potrzebę otrzymania mojej miłosiernej miłości, potrzebę przyjęcia jej jako leku uzdrawiającego was i odnawiającego wasze właściwe życie we wzajemnej wymianie miłości. Bo moje miłosierdzie jest obmyciem was („obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję.” Ps 50), przyobleczeniem na nowo i wciąż od nowa w białe szaty dziecka Bożego.

Ze zrozumienia: Miłosierdzie jest istotą sakramentu pokuty, tego daru Bożego złożonego w Kościele. Spowiedź jest darem dla każdego, ale to jest tylko cząstka tego miłosierdzia, które Pan daje nieustannie całej ludzkości i każdemu indywidualnie, np. na jedno najkrótsze wezwanie „Panie, zmiłuj się”. Spowiadać się możemy tylko z grzechów własnych, ale prosić o miłosierdzie możemy także dla innych, dla całej ludzkości.

Dzieci, po prostu zrealizuję teraz swój zamiar obdarzenia was miłosierdziem, ale proście o nie za wszystkich i o wszystko, co wam przychodzi na myśl. Ja wam w tym pomogę. Powstańcie, dzieci.

Czy pragniecie otrzymać moją miłosierną miłość dla wszystkich, których kochacie i o których się troszczycie?

– Prosimy Cię, Panie.

– Daję ją wam.

– Dziękujemy Ci, Panie.

– Czy pragniecie przyjąć moje miłosierdzie dla wszystkich waszych wrogów osobistych, wrogów waszego narodu, wrogów mojego Kościoła i wrogów moich?

– Pragniemy, Panie.

– Niech spocznie na nich i przez wasze miłosierdzie skruszy ich serca (to nie znaczy, że skutek będzie widoczny natychmiast; czyjeś nawrócenie może nastąpić po pewnym czasie, np. za dwadzieścia lat).

Czy pragniecie, aby moje miłosierdzie ożywiło działanie Ducha Świętego, który „zawisł” nad waszym krajem?

– Pragniemy i prosimy Cię, Panie. I dziękujemy Ci za to.

– O to proście w każdej chwili, kiedy zetkniecie się z działaniem dążącym do zniszczenia waszego narodu lub jakiegoś dobra w nim (np. przywrócenia religii w szkołach, przywracania sprawiedliwości).

– Czy chcecie, aby moje miłosierdzie przemieniło każdego z tu obecnych i uświęciło go?

– Prosimy Cię, Panie.

– Tylko to jest bardzo bolesne (wobec naszych braków), to będzie bardzo bolesne: jak zdrapanie brudu szczotką ryżową (liczcie się z tym) zwraca się do zebranych Anna.

– Nie strasz ich. Ja nie używam ryżowej szczotki. Ja będę was obmywał delikatnie, bo mam środek niszczący każdy brud – moją Krew, którą za was przelałem. Nie obawiajcie się więc bólu, ale obawiajcie się zaniedbania współpracy w moim dziele uświęcania was.

– Dziękujemy Ci, Panie. Przyjmujemy, Panie. Pragniemy tej łaski uświęcenia...

– Czy pragniecie oczyszczenia i odnowienia świata, w którym tak trudno się wam żyje?

– Pragniemy z całego serca, Panie.

– Stanie się wam to, o co prosicie.

– Dziękujemy Ci, Panie.

– Ale dziękujcie Mi stale wobec wszelkich wydarzeń, które się już rozpoczynają. A Ja was umacniam i daję wam odwagę zawierzenia Mi wobec wszystkiego, co nastąpi (katastrofy, klęski żywiołowe, wojny, epidemie); bo ludzie będą złorzeczyć. Pamiętajcie, że za sprawiedliwością moją kroczy miłosierdzie, i w owym trudnym czasie biedny, sponiewierany człowiek znajdzie odpoczynek w pokoju i miłości tylko wtedy, kiedy umieszczę go (za granicą śmierci) w moim Sercu. Tak stanie się w wielu krainach ziemi.

Teraz, proszę, powiedzcie Mi, czy i wy pragniecie żyć w mojej miłości.

– Pragniemy całym sercem, Panie, całą świadomością, całą wolą. Tylko w Twojej miłości można żyć.

– Kocham was, dzieci, kocham was tak bardzo, że do miłosierdzia mego dołączam wszystkie potrzebne każdemu z was dary, a wszystkim wam daję pokój mój pełen radości, nadziei i zawierzenia. Bądźcie moimi świadkami.

Błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej pełni świętości i mocy Trójcy Świętej niech spocznie na was, pozostanie i wzrasta. Pragnę, aby każde z was stało się żywym płomieniem mojej miłości i w tym będę wam pomagał.

Tulę was do serca. Pozostańcie w pokoju i kochajcie się, dzieci. +


Jeżeli idziecie ze Mną, stajecie się uczestnikami zwycięstwa

6 V 1992 r. Anna, Grzegorz

Pragniemy rozmowy z Panem, ale zaczynamy od odmówienia „Apelu Jasnogórskiego”:

– Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam.

Anna dodaje:

– I Ty pamiętaj o nas, Matko.

Maryja odpowiada:

– Dzieci, stale jestem z wami, pamiętam o was i czuwam nad wami.

Mówi Pan:

– Wy wszyscy (obecne pokolenia) jesteście już późnymi świadkami zmartwychwstania. Nie stawiajcie siebie w roli uczniów z Emaus i tych moich uczniów, którzy nie uwierzyli kobietom powracającym od pustego grobu. Wy wszyscy już wiecie, że zmartwychwstałem.

Chcę, żebyście zrozumieli, że wszystko, cokolwiek robicie dla Mnie i ze Mną, kończy się radością. Bo na końcu waszych starań otwierają się bramy niebios i stajecie w świetle chwały mojej. Jeśli zapowiadam wam oczyszczenie i odrodzenie świata, to znaczy, że ostatecznie daję mu nowe życie. Tam gdzie Ja jestem, jest na końcu zawsze radość zwycięstwa. Jeżeli idziecie ze Mną, stajecie się uczestnikami zwycięstwa.

Otwieramy Pismo św. na modlitwie Mojżesza za lud wyprowadzony z Egiptu (Wy 32, 11–14; 30–31). Przy wersecie 11 („Dlaczego, Jahwe, płonie gniew Twój przeciwko ludowi Twemu, który wyprowadziłeś z Egiptu wielką siłą i przemożnym ramieniem?”) Pan dodaje:

– Czyż was (Polaków) nie wyprowadziłem z niewoli?

A przy 31 („I poszedł Mojżesz do Jahwe, i powiedział: «Oto niestety lud ten dopuścił się wielkiego grzechu, gdyż uczynił sobie boga ze złota») mówi cicho (ze smutkiem):

– Czcicie złotego cielca.

Następnie otwieramy Księgę Rodzaju na rozmowie Pana z Abrahamem, w której Abraham „targował się” z Panem, czy zgładzi Sodomę, jeśli znajdzie w niej sprawiedliwych, poczynając od pięćdziesięciu, a kończąc na dziesięciu (Rdz 18, 17–33). Gdy przeczytaliśmy, Pan zwraca się do nas:

– Anno i Grzegorzu, czy wy dwoje sądzicie, że nie znalazłem w waszym kraju dziesięciu sprawiedliwych? A może nie dziesięciu, a stu? A może tysiąc spośród was trwa przy Mnie? A może dziesięć tysięcy?

Nie bójcie się i nie osądzajcie swoich bliźnich zbyt surowo, bo Ja wiem (o nich wszystko) i znam po imieniu każde z dzieci moich, które wynagradza Mi grzechy innych, które cierpi i prosi, które kocha Mnie, polega na Mnie i wierzy w moje miłosierdzie dla was. A oni wszyscy nie mylą się (wierząc Mi). Lecz Ja doskonalszy jestem od wszystkich waszych wyobrażeń, bardziej litościwy względem was i wspaniałomyślny, a moje zmiłowanie wyleję na was w hojności niewyobrażalnej – bo takie są moje obyczaje. Nie odmierzam „kwaterką” łaski mojej, lecz zalewam was...

Anna próbuje określić, jak to widzi: „Łaska Boża jest jak pełne złotego światła mieniące się kaskady wody spływającej z potężnych wodospadów. Ale one nie topią człowieka, bo są samym blaskiem, bez ciężaru, i nie uderzają nas, lecz przenikają i nasycają światłem...” W końcu mówi:

– Nie, nie da się tego wyrazić słowami.

– Bo mojej miłości oczyszczającej was i jednoczącej ze Mną nie da się, Anno, opisać słowami rzeczywistości ziemskiej. I prorocy mieli tu problemy (np. „choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją”, Iz l, 18 lub „to są ci, co (...) opłukali swe szaty, i w Krwi Baranka je wybielili”, Ap 7, 14b). Należy tu użyć przenośni, lecz prawda jest taka, że w każdej spowiedzi odradzacie się na nowo, czyści jak niewinne dzieci. Czyż tego, co czynię z jednym, nie wolno Mi uczynić z wieloma? (Ze zrozumienia: chodzi o naród; naród będzie oczyszczony, ale nie cały, lecz ci, którzy tego zapragną.)

Wy Mi dajcie swoje pragnienie (jak trędowaty z Ewangelii proszący: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”, Mt 8, 2), a Ja wam je spełnię. Przecież wiecie, że szczęściem moim jest obdarzanie, uszczęśliwianie was... a raczej: „uszczęśliwianie dusz waszych”, żeby jasne się stało, że daję wam dary moje, a nie złoto ziemi. Czy teraz oboje prosicie Mnie o to dla siebie?

– Tak, prosimy. Nie tylko we własnym imieniu, ale i naszych bliskich... Prosimy też w imieniu kapłanów i zakonnic, dzieci (szczególnie dzieci chorych, kalekich, niedorozwiniętych), a także więźniów... Jesteśmy przecież częścią narodu; jak byśmy wyglądali sami – bez innych? Prosimy w imieniu Polaków na Wschodzie i Zachodzie. A na początek z Papieżem Janem Pawłem II i jego otoczeniem. W imieniu pasterzy Kościoła też prosimy, i w imieniu tych zakonów, które „zurzędniczały” i tak mało promieniują Tobą. Oczyść nas, Panie, uczyń nas godnymi Twojej Matki. Prosimy jeszcze w imieniu posłów i sprawujących funkcje w aparacie władzy, w imieniu tych, z którymi pracujemy i wśród których mieszkamy. Prosimy za tych ślepych i zagubionych, którzy służą złu, którzy uciekają w samobójstwo, prosimy za narkomanów i alkoholików, a także za bandytów i zboczeńców...

Pan:

– Tak, tego od was potrzebowałem – wstawiennictwa za innych, bo przecież wy jesteście przyjaciółmi mymi, a jeśli człowiek jest zdolny wszystko uczynić dla przyjaciela, czyż Bóg da się człowiekowi zawstydzić?

Anna:

– Czuję teraz, Panie, taką absolutną niemożność swoją – oprócz proszenia Ciebie – nie tylko niemożność dopomożenia innym, ale i oczyszczenia siebie samej.

– Anno, zyskałaś sobie miłość Pana Niemożliwości. Czy sądzisz, że będę pamiętał o twoich prośbach, a o tobie zapomnę? Potrzeba wam tylko jednego: abyście „zawiśli” (zupełnie, na stałe, z taką pewnością, jakby nie dotykając ziemi) na możliwościach Boga, zawierzyli Jego miłości.

Jeśli wam trudno, wyobraźcie sobie moje Serce jako wielkie obronne miasto („miasto warowne” otoczone murami nie do zdobycia; tu nie chodzi o to, że Bóg się przed człowiekiem zamyka, lecz że chce mu zapewnić poczucie pełnego bezpieczeństwa), którego bramy Ja dla was otworzyłem na zawsze, dla was i dla każdego, kogo wy (weźmiecie za rękę i) przyprowadzicie ze sobą (straże są uprzedzone, że jesteśmy przyjaciółmi Pana, a także każdy, kto z nami idzie; jest to obraz tego, czym jest modlitwa wstawiennicza). Wprowadzajcie więc każdego, kogo możecie – w myślach, w intencjach, w orędownictwie – w te otwarte bramy, poza którymi nic złego spotkać was już nie może. Bo potęga moja osłania was.

A teraz wejdźcie wy – prosto w moje ramiona. Przygarniam was do serca (jako Król siedzący na tronie w centrum tego miasta) i proszę, radujmy się wspólnie, bo tego, co obiecałem, dokonam.

– Chwała Ci, Panie. Dziękujemy Ci.

– Pamiętajcie, że te drzwi są dla was otwarte – na zawsze.

Anna:

– Dziękuję Ci, Panie, bo tak, przez wyobraźnię, łatwiej jest wprowadzać innych do Ciebie (łatwiej niż słowami).

– Nawet nie wiesz, ile osób doprowadziłaś już do Mnie słowami książki „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”. Bo moje słowa trwają, leczą i uzdrawiają tych, którzy tego pragną.

Zaczynamy rozmawiać między sobą o sytuacji w Polsce i na świecie. Schodzimy na temat seksu: jego swoistego kultu (w środkach przekazu i w reklamie) i jego wpływu na zmianę, obyczajów.

Anna:

– A jednak będzie to (kiedyś) uważane za objaw bezwstydu.

Pan:

– Raczej za objaw gnicia i rozkładu.

Wracamy jeszcze na chwilę do poprzedniego tematu, ale Pan mówi:

– Cieszcie się. Odsuńcie te myśli. Cieszcie się moją miłością. Chcę, żebyście zachowali świadomość, że uczyniłem was przyjaciółmi swymi i pragnę, aby to czyniło was śmiałymi w zwracaniu się do Mnie (w orędowaniu... we wszystkim).

Anna z niedowierzaniem:

– Panie, Ty zdaje się masz do nas zaufanie?

Pan:

– Ja was kocham.

Anna do Grzegorza:

– To znaczy, że my otrzymujemy od Pana samo dobro.

Pan:

– Tak, ale Ja również dzielę się z wami (moim życiem).

– Pan chce nas zbliżyć do siebie: dzieli się z nami swoim życiem (wiecznym i ziemskim). A droga krzyżowa? – (Anna pomyślała o swojej chorobie).

Pan:

– Tak, ale i „chodzenie po wodzie”.

Anna:

– To znaczy, będziemy świadkami cudów, ale mało zdajemy sobie z tego sprawę.

Rozweseliliśmy Pana. Pan uśmiecha się i mówi:

– A to, co TERAZ piszecie, czy jest takie „zwyczajne”?

Anna:

– My Cię, Panie, bawimy?

Pan:

– Nie, Ja się cieszę wami. I wy cieszcie się Mną – choć trochę.

Zaczynamy rozmawiać o strasznym „Nowym wspaniałym świecie” przedstawionym przez Huxleya, o zaślepionej ludzkości. Pan mówi:

– Ale wy jesteście moi. Już im (mocom zła) nie uda się was zaślepić.

Pan po chwili:

– Kocham was. Kocham was.

Maryja:

– I Ja was kocham. Kochamy was.


Bez mojej pomocy człowiek nie jest w stanie oprzeć się szatanowi

14 V 1992 r. Anna, Grzegorz

– Panie, prosimy Cię za zmarłą sąsiadkę, która zapewne bardzo potrzebuje pomocy.

Kobieta ta miała zapewne na sumieniu ciężkie zbrodnie. W czasie wojny była zamieszana w sprawę wydawania Niemcom ukrywających się obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, władze Polski podziemnej wydały wyroki, które zostały wykonane, z tym że akurat w stosunku do niej dochodzenie nie zostało zakończone. Po wojnie natychmiast wstąpiła do partii. Nie sprawiała wrażenia, żeby żałowała swoich czynów, niemniej do śmierci okazywała chorobliwy lęk (ciągłe zmiany zamków i zabezpieczanie drzwi, podsłuchiwanie i podpatrywanie ludzi przychodzących do sąsiadów na tym samym piętrze). Koniec życia miała ciężki: opuszczona przez bliskich, cierpiąca na zanik pamięci, niespokojna, uciekająca przed czymś.

– Witam was, dzieci. Ponieważ Grzegorz się spieszy, a spieszy się do Mnie (na Mszę), więc szybko wam odpowiem.

Twojej sąsiadce nie grozi już piekło – nad którym balansowała przez długie lata. Dlatego dałem jej chorobę. I nie potępiłem jej, ale długo będzie trwała jej droga do Mnie, droga do zrozumienia sensu własnego życia. Widzisz, córko, człowiek wybierając zło zostaje zmuszony do kontynuowania tej drogi i z czasem ślepnie całkowicie, a więc jest niezdolny do odczuwania żalu; tym bardziej do zadośćuczynienia (jeżeli nie można zadośćuczynić bezpośrednio ludziom skrzywdzonym, to zawsze można czynić dobro innym, ale trzeba widzieć tego potrzebę czy wartość, a ona nie widziała potrzeby). Dlatego tak się dzieje, że bez mojej pomocy człowiek nie jest w stanie oprzeć się szatanowi i staje się jego ofiarą (jest zmuszony do podporządkowania się mu). Ja lituję się nad wami i dlatego staram się ratować tych, którzy tego chcą lub przynajmniej nie odrzucają świadomie mojej pomocy. Dlatego czasami jest korzystne, a nawet zbawienne dla człowieka, że zapada na chorobę psychiczną.

Módl się za nią, dziecko, kiedy sobie przypomnisz, bo ona należy do tych, za których prawie nikt się nie modli. (...)

A teraz daję wam moje błogosławieństwo. +


Pragnę choć odrobiny wzajemności

17 V 1992 r. Anna, Wasyl, Grzegorz

Rozmawiamy o Rosji. Gdy wspominamy o zadaniu Rosji – nawrócenia Azji, Pan potwierdza i przypomina, co mówił nie tak dawno i co Anna zobaczyła:

– Azja na Mnie czeka. (Pan mówił to głosem pełnym miłości i współczucia, idąc z wyciągniętymi ramionami w stronę wschodu słońca). Po chwili, gdy mówimy o Syberii, Pan dodaje:

– Wcale nie chodzi Mi tylko o Syberię, ale o wszystkich, którzy tam zachowali wiarę lub szukają Mnie. Ale powiedz, Wasylu, czego byś pragnął ode Mnie.

Po chwili milczenia:

– Powiedz chociaż, że zauważyłeś to – iż Ja ciebie kocham. (Chodzi o potwierdzenie, że Wasyl zauważył działanie Pana w swoim życiu, w ostatnich wydarzeniach).

Wasyl kiwa głową potakująco i pyta:

– Czego naprawdę Pan może ode mnie oczekiwać? Co mam robić według Jego woli?

– Mój synu, kochaj Mnie! Tego od ciebie oczekuję. Przez czyny wasze wyraża się wasza miłość. Pamiętaj o tym i mów komu możesz, że Ja tak bardzo potrzebuję waszej miłości, chociaż odrobiny uczucia. Przecież zachowałem naturę ludzką. Chociaż kocham was niewymierną miłością Boga, to jednak pragnę choć odrobiny wzajemności.

Chciałbym cię o coś prosić, synu. Mów ludziom, że Ja nie pragnę od was pochwał ani hołdów, ani ciągłych podziękowań. Bóg obdarza was z natury swojej, ponieważ wszystko posiada, a wy tak mało macie i tacy biedni jesteście (w sensie zarówno materialnym jak i duchowym: np. mało hartu, odwagi, czystości...). Mów, że pragnę, abyście mówili ze Mną, jak ze swoim najbliższym, najlepszym przyjacielem. Bo Bóg jest przyjacielem człowieka (o miłości Boga do człowieka mówi całe Pismo święte). Mówcie Mi więc o wszystkim, co was boli, co was smuci i napawa przerażeniem.

Proszę, powierzajcie mi swoje troski i zmartwienia. Oddawajcie Mi swoje przygnębienie i bezradność, bo Ja chcę i mogę wam dopomóc, przede wszystkim wtedy, kiedy wasze smutki i cierpienia dotyczą waszej natury ludzkiej (np. jestem słaby, brak mi silnej woli, brak mi odwagi, siły w chorobie...) lub bólu, zmartwień i cierpienia innych ludzi, za którymi się wstawiacie.

Anna mówi, że Pan często zaczyna rozmowę z człowiekiem od zadawania mu dwóch pytań:

1. Powiedz Mi, czego się boisz.

2. Powiedz Mi, czym się martwisz.

a Pan dodaje teraz trzecie:

3. Powiedz Mi o wszystkim, co cię przejmuje troską

i mówi dalej:

– Bo chcę, abyście poszerzali swoje serca i oddawali Mi bóle i smutki innych. Wasza dobra wola jest jedyną konieczną dla człowieka podstawą mojej współpracy z wami. Bez zgody waszej woli nic dla was zrobić nie mogę, ponieważ dałem wam (całemu rodzajowi ludzkiemu)pełną wolność wyboru raz na zawsze. Abyście mogli zyskać pełnię mojej pomocy, musicie powierzyć Mi waszą wolność „w depozyt”.

Twoim przyjaciołom i księżom, z którymi będziesz się dzielił, możesz powiedzieć, że kto zawierza Mi swoje życie, otrzymuje już teraz dar współpracy ze Mną wedle moich dla niego zamierzeń. Wszystko, co wam obiecałem (Mk 16, 15–18), stanie się wam możliwe, bo Ja jestem Panem Niemożliwości. Pamiętajcie o tym, nie rezygnujcie nigdy z wołania ku Mnie, nawet w najcięższych przypadkach (kiedy po ludzku ciśnie się na usta: „ten człowiek już jest stracony”).

Po was spodziewam się nieustannego pośredniczenia pomiędzy Mną a tymi, którzy sami prosić nie potrafią (są daleko ode Mnie). Pamiętaj o tym, synu, że jestem nie tylko lekarzem dusz, ale ich Zbawicielem i uzdrowicielem („wskrzesicielem”).

Teraz, synu, chciałbyś otrzymać błogosławieństwo ode Mnie, czyż nie tak? Pamiętaj więc, że jestem twoim Przyjacielem, zatem licz na Mnie, a nie na swoją słabość. Nie martw się też o stan swojej duszy, bo Ja cię prowadzę. Ty tylko trwaj przy Mnie. Daję ci teraz ducha wiary, pokoju i wytrwałości. Proszę, opieraj się całym swoim ciężarem na Mnie. Ja mam silne ramiona. Potrafię cię podtrzymać, wesprzeć i poprowadzić. Kochaj Mnie, synu, bo Ja ciebie pokochałem na wieczność. +


Powinniście uszanować wzajemnie swoją odrębność

21 V 1992 r. Anna, Jarek, Szymon, Grzegorz

Zwracamy się do Maryi (odmawiamy „Regina Coeli”). Maryja pyta:

– Moje kochane dzieci, co byście chcieli usłyszeć ode Mnie? (Czego potrzebujecie, w czym wam mogę poradzić?)

Jarek:

– W zespole redakcyjnym (pisma katolickiego) zaczęliśmy się wspólnie modlić. Tak bym chciał, żebyśmy stali się takim miejscem (zespołem ludzi), którym, Matko, mogłabyś się posługiwać. Martwię się, bo czuję, że ludzie uczestniczą w tej modlitwie powierzchownie, a nie całym sercem.

– Wypróbuj, synu, tutaj swoje umiejętności „pasterskie”: spróbuj uczynić z nich wspólnotę (Jarek przez wiele lat był „pasterzem” jednej z grup Odnowy w Duchu Świętym). Wytłumacz im, że wspólnota jest tym lepsza, im większe łączy bogactwo osobowości, gdyż wtedy może działać wszechstronnie. Dlatego powinniście uszanować wzajemnie swoją odrębność. Jeżeli chcecie, aby Bóg potraktował waszą pracę jako służbę Jemu, a nie tylko zarabianie pieniędzy, musicie usiłować kochać się wzajemnie („abyście się wzajemnie miłowali”): od tego zacząć i... na tym zakończyć.

Tu potrzebna jest wam wzajemna tolerancja, życzliwość, pragnienie zrozumienia motywów postępowania innych osób i szczerość względem siebie. Pamiętajcie też, że obojętność, jak mówi mój Syn, jest bierną formą nienawiści i nie ma nic wspólnego z tolerancją. Jest zamykaniem się przed innymi (jak gdyby zatrzaskiwaniem drzwi przed nimi), podczas gdy miłowanie wzajemne polega na pragnieniu służenia sobą tym, wśród których się przebywa.

Chciałabym wam powiedzieć, że naśladowca mojego Syna, czyli chrześcijanin, jest nim przez całą dobę, a nie tylko w domu w stosunku do tych, których kocha. Zawsze możesz, synu, przedstawić to, co ci teraz mówię, jako swoje wyobrażenie o postawie chrześcijańskiej.

Mówiłam wam o tolerancji. Jest to wyrozumiałość wobec osobowości i poglądów, być może najzupełniej wam obcych, pragnienie poznania ich i zrozumienia celem wzbogacenia waszych wspólnych wyobrażeń. Jeśli wiecie, że sami nie jesteście doskonali, nietrudno wam zdobyć się na wyrozumiałość dla cudzych błędów, przy czym wy, moje dzieci, już wiecie, że taka postawa jest cechą dojrzałości i poczucia braterstwa w człowieczeństwie. Inni mogą to zrozumieć dzięki waszej pomocy, a wszystko razem (te działania) pomoże wam samym w dojrzewaniu. Mogłabym je określić jako osiągnięcie postawy ojcowskiej lub macierzyńskiej wobec innych.

Próbuj. Byłeś tam pasterzem, teraz próbuj tu.

W sprawie zaręczyn...

– Proście, abym wam obojgu była Matką, a wtedy będę czuwać nad wami (ku jedności). Jeżeli oddacie Mi waszą wspólną przyszłość, Ja się o nią zatroszczę (Maryja przypomniała gody w Kanie).

O co jeszcze Mnie pytasz?

Szymon:

– Niepokoję się o to, co dzieje się w rządzie i z prezydentem. Niepokoję się o kaplicę w sejmie. Jest jeszcze kwestia zaufania temu politykowi. Myślę, że zapiszę się do jego partii, jeśli będzie ją tworzył.

Maryja:

– Synu, proszę cię, bądź w partii Jezusa. Ten polityk i inni przemijają, a ty pragnij, aby twój kraj służył Jezusowi. Ja radziłabym ci tak: codziennie oddawaj Bogu rządzących i proś o światło dla nich i dobrą wolę. To możesz zrobić. Róbcie to wszyscy, którzy do tej partii (partii Jezusa) się zaliczacie. Codziennie też proś o obecność Ducha Świętego – Ducha miłości, zgody, ładu, rady – na sali obrad. Jeśli zacznie się coś (złego) dziać na sali, proś tym bardziej. Wzywaj pomocy. Zapraszaj też Mnie jako waszą Królową, a Ja wezmę ze sobą mój dwór. Nie żyjecie na ziemi sami. Może być niebo wśród was, jeśli go zapragniecie, tak jak inni pragną zapraszać do tej sali szatana.

W tej chwili najważniejszą rzeczą nie jest kaplica (materialna), a Chrystus obecny w sercu każdego z was. Przede wszystkim ważna jest wasza postawa – nie załamujcie się, lecz wytrwale dążcie do osiągnięcia możliwych w obecnej chwili celów a po ich osiągnięciu przystąpcie do realizacji następnych. Nie dajcie się spychać do defensywy. Ale pamiętajcie, że wasza przynależność do Jezusa zobowiązuje do zachowywania postawy Jezusowej. A Ja obiecuję wam zwycięstwo, ponieważ jestem Panią waszych losów. Wszystkie porażki, smutki i kłopoty oddawajcie za tych, którzy je wywołali. To im o wiele bardziej pomoże niż wasz gniew i myśli nieprzyjazne.

Chciałabym cię jeszcze prosić, synu, żebyś nigdy nie przewidywał sytuacji „przykrych”, ponieważ takich nie ma. Są tylko okazje do sprawdzenia siebie i swojego stosunku do danej osoby i jest szansa proszenia za nią. Dla niektórych ludzi być może jest to jedyna szansa zwrócenia na siebie uwagi innych – nie po to, aby ich przeklinano, ale żeby za nich proszono i wzywano Miłosierdzia Bożego.

Nie obawiajcie się, bo obiecałam wam, że zajmę się sprawami mojego królestwa i w ten chaos, który u was panuje, wprowadzę ład, sprawiedliwość i pokój – pokój mojego Syna. Nie wiem, czy potrafilibyście (wy, Polacy) wydobyć z siebie tyle nienawiści i złości, aby moje plany mogły być zniweczone. Prosiłam, abyście zawierzyli mojej miłości do was i obietnicom Syna mego. Nie ma dla was innej drogi jak pełnia zawierzenia (Maryja nawiązuje do słów Pana z 6 maja o „zawiśnięciu” na możliwościach Boga). W innej sytuacji nie wytrzymacie presji zła. Ale obiecano wam wyzwolenie i już je macie (w podtekście: tym bardziej możemy liczyć na spełnienie dalszych obietnic). Kiedy spłyną brudy i szumowiny, pozostaną ci ludzie, którzy w tym czasie wykrystalizowali się (dojrzeli do pełni człowieczeństwa, oparli się na Bogu i już się nie ugną) i mogą świadczyć o swoim Mistrzu i Zbawicielu. Nie obawiajcie się, nie jest ich tak mało.

Po chwili ciszy Maryja dodaje:

– I na was liczę.

A teraz przyjmijcie błogosławieństwo Syna mojego.

Mówi Pan:

– Dzieci, sursum corda. Przecież Ja jestem z wami (Pan mówi to tak, jakby był z nami na łodzi na Morzu Galilejskim w czasie burzy). Tulę was do serca, udzielam wam więcej pokoju, więcej nadziei, a pragnę też, abyście przyjęli moją radość. Uwierzcie Mi, że koniec waszych starań będzie samą czystą radością. I wiem, że każde z was czworga przyniesie Mi chwałę wedle udzielonych mu darów. Ufam waszej miłości, dzieci. Zaufajcie Mnie i wy, bo moja miłość nie zna granic. Błogosławię was. +

Grzegorz:

– Proszę jeszcze o objęcie tym Szczepana, który upada pod ciężarem pracy.

Pan:

– Powiedz mu, synu, aby nie rezygnował, bo jest Mi potrzebny. Błogosławię mu tak jak i wam. Przecież on już dla Mnie dużo zrobił.

 

Chciałbym, żebyście pojmowali, jak wielką pomoc macie i jaką ciągłą opieką jesteście otoczeni

24 V 1992 r. Anna, s. Maria, Hanna i Jacek, o. Jan, Grzegorz

Spotykamy się po Mszy św. (na którą zapraszaliśmy także „polskie niebo”, a nawet czyściec). Zastanawiamy się, z kim chcemy rozmawiać, z Panem czy z Maryją; stwierdzamy że z obojgiem. Czekamy chwilę...

– Jesteśmy z wami. Zwykle to My na was czekamy (na nasze skupienie). Pragnęlibyśmy, żebyście dzisiaj odczuli naszą miłość do was.

Mówi Pan:

– Pragnę, abyście wiedzieli, że nigdy nie jesteście sami. Wiem, że już nie odczuwacie osamotnienia, ale chciałbym, żebyście pojmowali, jak wielką pomoc macie i jaką ciągłą opieką jesteście otoczeni. Niebo patrzy na was i kocha was jak własne dzieci, tak samo jak wy w przyszłości będziecie otaczali troskliwą miłością następne pokolenia.

Mówią nasi bliscy, ale nie wiemy kto konkretnie:

– Bronimy was zwłaszcza od ataków szatańskich (nie tylko tych duchowych, ale np. od wypadków). Ileż pomysłów wam podsuwamy, ile okazji do czynienia dobra! Ile pocieszenia i nadziei, która jest tak wam potrzebna, staramy się wam przekazać. Niebo rzeczywiście współpracuje z ziemią „na co dzień”, starając się nie krępować waszej wolności. Nie chodzi nam jednak o umniejszanie waszych wysiłków i oszczędzanie wam trudu, chyba że bardzo potrzeba wam pomocy. Gdybyście wiedzieli, jak bardzo poszerza się w królestwie niebieskim nasza potrzeba służenia wam naszą miłością...

Zastanawiamy się nad tymi słowami.

– My podzielamy miłość Jezusa do was, a miłość Pana obejmuje każdego człowieka. Dlatego możecie poinformować wszystkich, którzy pracują wśród więźniów, że zawsze jesteśmy z nimi, nie mówiąc już o pomocy wszystkich aniołów, którzy mają sobie zleconą opiekę nad wami i nad więźniami.

Zawsze i wszędzie, gdzie pobudza was do działania miłość Boga i miłość bliźnich potrzebujących pomocy, wspomaga was też miłość całego nieba. Chcemy, żebyście wiedzieli, jak blisko was jesteśmy, jak uczestniczymy w waszym życiu. A dlatego teraz wam to mówimy, że w obecnym okresie oczyszczenia i odrodzenia ziemi współpraca nasza zacieśni się, stanie się o wiele wyraźniejsza, po prostu widoczna lub odczuwalna („namacalna”). W walce o dalsze istnienie ludzkości bierzemy udział wszyscy. Przecież jesteśmy jedną (ludzką) rodziną, a Pan nasz nigdy nas nie rozdzielał. Warunkiem jest jednak istnienie we wspólnym miłowaniu.

Dzisiejszy dzień, w którym zaprosiliście nas na Ofiarę Chrystusa (we Mszy świętej), chcemy zakończyć uczestnicząc w spotkaniu wraz z Panem i Maryją – bo nie powiedzieliście, że zapraszacie nas tylko na Mszę (z uśmiechem). Nie możemy wymienić wszystkich, którzy biorą w nim udział, ale są przy was ci, których znaliście i kochaliście, którzy was znali i kochali, a także ci, którym jesteście wdzięczni za to, że wam pomogli w drodze ku Bogu, ku dojrzałości duchowej, ku poznawaniu wiedzy oraz ci, którym wy pomagaliście (modlitwą za zmarłych).

Grzegorzu, ponieważ jutro jest dzień twojego Patrona, otrzymasz od niego błogosławieństwo, a dzisiaj mówi do ciebie Matka, która serdecznie ci dziękuje za pamięć, za miłość, którą ją obdarzasz. Jest szczęśliwa, jest wzruszona, że dajesz jej tę miłość nie znając jej (Grzegorz matki nie pamięta), i dziękuje ci za to, co robisz, nawet w tej chwili, bo twój wysiłek przyspiesza plany Boże – tak samo jak praca Jacka, o. Jana, s. Marii, Hanny. Wy wszyscy (tu obecni) uczestniczycie w przyoblekaniu w ciało zamiarów Pana względem waszego narodu, a właściwie względem naszego narodu – każdy wedle swoich możliwości. Tak bardzo nas cieszy, że wspomagacie się wzajemnie. Tak widzimy przyszły gmach Rzeczypospolitej, jako jeden wspólny dom całej rodziny polskiej, gdzie wszyscy troszczą się o siebie nawzajem, o wspólne dobro.

Teraz nie odchodzimy, ale oddajemy głos naszej ukochanej Matce, Królowej Polski, Maryi.

Anna tłumaczy:

– To tak jak gdyby przybliżali się do nas i przytulali nas do serca jak bliska rodzina. I zarazem odczuwam to jako zapowiedź bliskiego spotkania (widzialnego).

– Cieszymy się, że jesteście (z nami). Kochamy was – mówimy.

Odpowiadają nam bliscy:

– Kochamy was. Jesteśmy z wami. Chcemy wam przekazać naszą radość, rodzinną miłość, ciepło. Chcemy, żebyście odczuli w sobie tę przyjacielską, serdeczną więź, która nas łączy. A tobie, siostro Mario, dziękuje twoja rodzina, jak również rodziny tych, którymi się opiekujesz lub opiekowałaś (i zmarłe siostry z zakonu)...

– a nawet koledzy szkolni – dopowiada kolejna osoba „stamtąd”.

Mówi Maryja:

– Moje dzieci. Tak bardzo chciałam, żebyście odczuli bliskość swoich rodzin, przyjaciół i bliskich, np. ludzi, za których się modliłaś (do Anny). Sami wiecie, że nie ma żadnych „zmarłych”. Bóg jest Bogiem żywych – myślących, czujących, kochających was, współczujących wam i proszących w waszych sprawach.

Moje biedne, zatroskane (codziennymi kłopotami) i zmęczone dzieci. Czy wiecie, jak wiele waży wasza postawa w oczach Pana? Wy, tak jak i cała wasza wspólnota w moim Królestwie, staracie się czynić tyle dobra, ile możecie – tyle, ile wam pozwalają siły i możliwości.

Grzegorz:

– Nam się wydaje, że mniej niż możemy.

Anna:

– ...bo przeceniamy nasze siły i umiejętności.

Maryja:

– A przecież potrzeba Mi tu, na ziemi, tych, którzy mój naród kochają. Panu memu zawsze wystarczała garstka (biblijna „resztka”), tak jak garść ziarna wystarczy na rozmnożenie zboża. Wiecie przecież, jak mój Syn rozmnażał chleb i ryby. Czyż tego nie dokona wśród was? Aby tylko tych kilka chlebków i trochę ryb było. Dzieci, w waszym kraju jest wielu ofiarnych i kochających, a więc i zbiory wasze będą obfite (w znaczeniu: określenie „zbiory wasze” – czyli nasze odnosi się do tego, co będzie się budowało, zmieniało tu za życia na ziemi). Nie przerażajcie się niczym, nie lękajcie się nawet Golgoty (zagrożenia cierpieniem i śmiercią), bo w Bogu nie ma śmierci ani zagłady: zawsze jest zmartwychwstanie. Mówię wam to, aby uprzedzić wasze lęki (chodzi o te wszystkie zagrożenia, które będą w nas uderzały, nie tylko wojny i kataklizmy, ale np. choroby popromienne, zarazy, głód, wiele braków...).

Mówimy o okropnościach wojny w Jugosławii, o okrucieństwie. Maryja dodaje:

– Ale tutaj tego nie będzie.

Do Anny, która wspomniała o wydanej w Kanadzie książce „Orędzie Zbawienia” i o swoich zastrzeżeniach co do jej treści:

– Dziecko, nie przejmuj się cudzymi przepowiedniami (nie uznanymi przez Kościół). Traktuj poważnie tylko to, co ci mówi Syn mój lub Ja z Jego woli, czy dzieci z naszego domu.

Janie, chciałabym, żebyś do jutrzejszego wieczornego spotkania zajrzał do zbioru „Słów Pana” wedle wskazówek mojego Syna. I ty, Anno, zrób to samo. Nie zaniedbujcie wykonania tego, o co was mój Syn prosił. Pomożemy wam (chodzi o papier, na brak którego skarżyliśmy się). Mówcie Mi o wszystkim, co jest wam potrzebne.

Zrobiło się bardzo późno.

Tak, dzieci, kończymy nasze spotkanie, ponieważ już jest późno, ale chciałabym, aby przy was pozostała radość i ciepło naszej miłości. Przekazuję wam błogosławieństwo Pana. Pozostańcie w pokoju, radujcie się. Właściwie nic wam w tym nie powinno przeszkadzać, skoro macie naszą miłość. +


W naszej współpracy najważniejsze jest ratowanie ludzi potrzebujących pomocy

25 V 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz, Łukasz, Michał

Łukasz:

– Co mam robić, żeby pomóc moim kolegom?

Pan:

– Co masz na myśli, synu?

Łukasz:

– W ich problemach wewnętrznych, urazach.

– Pan się wyraźnie ucieszył z pragnienia Łukasza – tłumaczy nam Anna i przekazuje dalsze słowa od Pana:

– Przede wszystkim oddawaj każdego z nich Mnie. Oddawaj też pod opiekę Maryi jako waszej wspólnej Matki (nie musisz im tego mówić, tylko to rób w ich imieniu). Bądź wobec nich zawsze równie życzliwy i otwarty (chodzi o stałość – żeby np. nie objawiać humorów); muszą wiedzieć, że akceptujesz ich takich, jacy są, i że mogą na tobie polegać.

Dobrze, niech to będą twoje pierwsze kroki współpracy ze Mną. Bądź uprzejmy względem nich, wyrozumiały i życzliwy, tak żeby wiedzieli, że mogą się do ciebie zwrócić w razie trudności. Pamiętaj, że Ja każdemu z nich dałem istnienie z miłości. Każdy jest przeze Mnie równie kochany i zrobię dla niego wszystko – do czego jego wola dopuści – aby go uratować (w krańcowym przypadku) i przyciągnąć do siebie. Po to każdemu z nich dałem istnienie, aby był szczęśliwy. A jeśli ty, Łukaszu, chcesz Mi w tym pomóc, pamiętaj, że najważniejszą sprawą jest nieprzeszkadzanie Mi w moich zamiarach (nie płoszenie lub zrażanie czy krytykowanie tych osób), a następnie, że Ja najbardziej troszczę się o tych, którzy są najciężej chorzy, których istnienie (życie wieczne) jest zagrożone. Dlatego jeśli chcesz im rzeczywiście pomóc, zbliżaj się ku tym, co się najgorzej mają, a nie wyszukuj najmilszych sobie. Bo w naszej współpracy najważniejsze jest ratowanie ludzi potrzebujących pomocy. Dlatego musisz wziąć w karby swoje własne emocje, przywiązania i wygodę twojego „ja”.

I ty, Michale, możesz wejść do takiej współpracy. Bo dla miłości bliźniego nie ma granic wieku. Ja zapraszam każdego z was. Obiecuję moją silną opiekę i staranie również o was samych. Widzicie, chłopcy, nigdy nie okażecie Mi większej miłości, niż miłując wraz ze Mną swoich bliźnich, zwłaszcza tych, którzy miłości tak bardzo potrzebują, ponieważ w dzieciństwie wcale jej nie otrzymali lub otrzymali za mało, są do kochania „trudni”.

Czy chcecie, chłopcy, rozpocząć taką współpracę?

– Tak. Tak.

Pan:

– Nie przestraszyłeś się, Łukaszu?

Łukasz:

– Trochę.

Anna:

– To niczego się nie bój, bo 99 procent starań to jest działanie Pana, a tylko ten l procent to działanie człowieka. A wysiłek tobie samemu pomoże w szybszym dojrzewaniu.

Pan:

– Czyż nie stworzyłem was do świętości? (Ze zrozumienia: życie jest właśnie drogą do świętości).

Pan do Łukasza:

– Synu, przecież Ja nie wymagam od ciebie świętości ani doskonałości (już w tej chwili). Proszę tylko, żebyś szedł ze Mną, a nie sam. A Ja każdego z was prowadzę najłatwiejszą dla niego drogą, ponieważ was znam.

A teraz, dzieci, uklęknijcie. Przyjmijcie moje błogosławieństwo, przyjmijcie moją miłość i przyjmijcie moją moc. A tobie, Grzegorzu, pragnę dać dzisiaj Ducha rady, Ducha mądrości i światła. Otwórz serce i przyjmij moje dary, abyś mógł nimi służyć (również wspomagać synów). Błogosławię was. +


Nie jestem sędzią, lecz Ojcem

28 V 1992 r. Anna, Grzegorz

Po zakończeniu pracy nad zbiorem „Słów Pana” pytamy:

– Czy dobrze zrobiliśmy?

– Moje dzieci. Nie jesteście moimi skrybami, lecz przyjaciółmi. Staracie się wedle waszej najlepszej woli i „Słowa” moje wiele dla was znaczą. A Ja w odpowiedzi pozostawiam wam swobodę wyrażania w naszej wspólnej pracy waszej osobowości – tak jak to zawsze robiłem (chodzi o Proroków i Ewangelistów). (...)

Widzisz, Anno, kiedy dyktuję ci coś ważnego dla wszystkich, dbam o poprawne wyrażenie każdego słowa, bo będą one tłumaczone i trzeba się starać o precyzję przekazu. Lecz kiedy rozmawiamy, pragnę abyście czuli się swobodnie i nie krępuję was w waszym własnym słownictwie. A to że uzgadniacie poprawki we wszystkich tekstach, świadczy tylko o waszym wzajemnym zrozumieniu, szacunku waszym dla naszych słów (naszych jako Bożych, Trójcy Świętej), dbałości o dokładność przekazu.

Jeszcze raz powtarzam, cieszę się wami, dzieci. Przytulam was do serca razem z wszystkimi nieobecnymi (Grażyną, Szczepanem, Jackiem, o. Janem, s. Marią).

Anna:

– Co zrobić z małym Maćkiem? Jak z nim rozmawiać, kiedy on prosi o konkretne sprawy ziemskie?

– Maciej posłuchał Cię i przyszedł powiedzieć Mi o swoich zmartwieniach (przed tabernakulum), a Ja mu już pomagam. Nie martw się z góry. Przecież kocham go nie mniej niż was. (Dla niego są to najważniejsze sprawy w tej chwili). Przekaż mu błogosławieństwo moje dla całej rodziny.

„ Sursum corda” mówię wam wszystkim.

Grzegorz mówi o swoim koledze, przygnębionym po śmierci rodziców (i długotrwałej przykrej chorobie ojca). Jego rodzice żyli z dala od Kościoła (tzw. „wierzący nie praktykujący”), a sam kolega odszedł zupełnie od wiary. Grzegorz pyta, jak może mu pomóc.

– Powiedz mu, że jego rodzice są już przy Mnie. Powiedz mu, że w moim świecie najłatwiej naprawić błędy rozumu, gdyż staje się w pełnym blasku prawdy mojej, i jeśli skutkiem jest wstyd, żal i pragnienie naprawienia błędów, Ja jestem skłonny użyć swojego miłosierdzia. A zrozumienie mojej miłości wyzwala w odpowiedzi pełną wdzięczności miłość człowieka. Wtedy Ja otwieram szeroko moje ramiona i takie biedne, zawstydzone, stęsknione i cierpiące (z tęsknoty za miłością) dziecko przygarniam do siebie.

Mówiłem wam: nie jestem sędzią, lecz Ojcem. Prawdziwy Ojciec zawsze przebaczy proszącym o przebaczenie i zawsze przed marnotrawnymi dziećmi otworzy swój dom. Dlatego też dałem im takie, a nie inne przygotowanie do śmierci.

Mówi wzruszony Grzegorz:

– Bardzo dziękuję za te słowa dla Piotra.

Pan odpowiada z lekkim wyrzutem:

– Synu, przecież Ja was kocham!


Pracujecie obdarowani sakramentem kapłaństwa

l VI 1992 r. Anna, ks. Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz

– Prosimy Cię, Panie, o słowa, a zwłaszcza o Twoje wskazówki dla ks. Krzysztofa.

– Mój synu, musiałem to zrobić (dopuścić chorobę – zagrożenie gruźlicą), ponieważ nie chciałeś Mnie słuchać. Mówiłem ci, żebyś poprosił o zmianę tej parafii (ze wzglądu na zdrowie). Chcę, żebyś Mi długo służył, a ty nie rozumiałeś, że Ja, twój Ojciec, troszczę się o zdrowie swojego dziecka. Pomyśl, synu, jakie byłoby twoje życie, gdybyś był stale chory. Nie mógłbyś Mi służyć.

A teraz składam ci propozycję, o której już raz mówiłem ks. Grzegorzowi. Czy nie chciałbyś zostać kapelanem więziennym? Pamiętaj, że więzienia to już nie są ciemne i wilgotne lochy (czyli nie musisz obawiać się o swoje zdrowie) – tam są ludzie w różnych stadiach choroby duszy, niektórzy zagrożeni śmiertelnie (śmiercią wieczną). Sami nie mogą iść po pomoc, bo są uwięzieni, a sobie wzajemnie przekazują raczej zło niż dobro. Im potrzeba mojej miłości, ale musi znaleźć się ktoś, kto im ją zaniesie. Wciąż szukam posłańców. Na terenie twojej diecezji jest wiele więzień... Nie bój się, tam nie będziesz miał „ośmiu godzin” pracy.

Ks. Krzysztof:

– Zgadzam się, ale się w tym nie widzę...

Anna opowiada o przypadkach nawróceń w więzieniach.

Pan:

– Liczę na ciebie, bo ty, Krzysiu, potrafisz postawić dobro innych ludzi przed swoim własnym – i dobrze robisz, ponieważ o ciebie troszczę się Ja sam.

Po chwili Pan dodaje:

– Synu, zawsze możesz spróbować. Ja cię nie zmuszam. Zaproponuj to swojemu biskupowi z zastrzeżeniem, że chciałbyś się przekonać...

– że się sprawdzę – dopowiada ks. Krzysztof.

– Nie na próżno Grzegorz ci czytał to, co mówiłem do Łukasza. We wszystkim i zawsze jest to moje działanie, ale poprzez was, bo przecież oddaliście Mi życie dla służby bliźnim. Wy nie służycie Mnie – służycie wraz ze Mną światu, który Mnie potrzebuje. Pracujecie obdarowani sakramentem kapłaństwa, o którego mocy i wielkości prawie nic nie wiecie (nie rozumiecie). Udzielacie sakramentów moich – bo nie wy odpuszczacie grzechy, lecz Ja przez waszą osobę; spełniacie ofiarę Mszy świętej – ofiarę mojej śmierci; udzielacie mojego Ciała i Krwi, które uświęcają dusze; przyjmujecie nowe dzieci do mojego Kościoła i odprowadzacie ciała na miejsce spoczynku, a w modlitwie orędujecie za dusze zmarłych. Udzielacie Sakramentu Chorych, który gdybyście naprawdę wierzyli, stawałby się o wiele częściej sakramentem uzdrawiania...

Ks. Krzysztof:

– Panie Jezu, czy już teraz zacząć, czy po zakończeniu kuracji?

Pan:

– Oczywiście, że musisz być zdrowy, synu, i nadal jako Ojciec zalecam ci: dbaj o siebie, lecz się, nie marnuj tego czasu (który dano ci na wyleczenie). Możesz złożyć taką propozycję biskupowi...

Ks. Krzysztof:

– Dobrze. Jestem chętny na to.

Pan:

– Pamiętaj, synu, że ich (więźniów) trzeba kochać, ponieważ tam gdzie są, nie otrzymują nawet śladu miłości.

Krzysztof mówi, że na jego obrazkach prymicyjnych umieszczony był tekst z Iz 58,6; 61,1 i n., który Jezus czytał w Nazarecie, a którego fragment odnosi się do więźniów: „Duch Pański... posłał mnie, abym... więźniom głosił wolność, a ślepym przejrzenie...”

Pan:

– Synu, to jest moje zaproszenie. Pomyśl, że ci ludzie są po stokroć od ciebie biedniejsi, bo zagrożona jest ich przyszłość wieczna, i wiedz, że Ja nad tym bardzo boleję. Jeżeli spojrzysz na nich poprzez Krew moją za nich przelaną, zrozumiesz, że szatan usilnie pracuje, aby w każdym z nich ofiara moja była bezowocna.. Pomyśl też o tym, że tylko przez was mogę teraz jawnie wejść do więzień, lecz niewidzialnie moc moja może działać nieskończenie, jeśli znajdą się posłańcy. Bo to jest współpraca Boga z ludźmi dla ratowania świata.

Ks. Krzysztof:

– Dziękuję...

Pan:

– Synu, przemyśl to sobie. Spytaj czy nie potrzeba kapelana w twojej diecezji. Powiedz, że po zakończeniu kuracji mógłbyś się taką pracą zająć.

A teraz, dzieci, sądzę, że spotkamy się tutaj w lecie. Daję wam moje błogosławieństwo. Daję wam więcej siły, umacniam was w Sobie. Nie bójcie się o swoje zdrowie, bo Ja o nie dbam. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego. Przyjmijcie pokój mój, moją miłość do was i moją moc. Niech spoczną na was i pozostaną. +


Liczcie na Mnie, dzieci

4 VI 1992 r. Anna, Hanna i Jacek, Jacek (z innego miasta), Jarek, Grzegorz (nieco później)

Po modlitwie uwielbienia zwracamy się do Pana:

– Kochamy Cię, Panie.

Pan:

– I Ja was kocham. Chcę, abyście wiedzieli, jak was kocham. Co pragnęlibyście wiedzieć, moje dzieci?

Jacek:

– Chciałbym wiedzieć, co sądzisz, Panie, o „przebudzeniu ewangelicznym” w naszym mieście. Mam księgarnię i chcę przez nią prowadzić ewangelizację.

Pan:

– A czy sprzedajecie moje słowa? (książkę „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”).

Jacek:

– Już się skończyły.

Pan:

– Synu, sprzedaż książek, które mówią o Mnie żywym, przebywającym z wami i wspomagającym was, to właśnie efekt „przebudzenia” duchowego. Pierwszym sygnałem świadczącym o działaniu Ducha Świętego ożywiającego duszę człowieka jest poszukiwanie Mnie, pragnienie zbliżenia się do Mnie. Przede wszystkim szuka się Mnie w Piśmie świętym, w Ewangeliach. Ale czasami zdarza się, że Ja sam przychodzę wcześniej, gdy głód serca człowieka Mnie wzywa, wtedy gdy człowiek potrzebuje miłości, miłosierdzia, zrozumienia i przebaczenia. Im dotkliwsza jest samotność i większe są utrapienia człowieka, tym prędzej przychodzę. Jestem przecież lekarzem dusz.

Dlatego ci to mówię, żebyś wiedział, iż poszukiwania duszy ogniskują się na pragnieniu odnalezienia Mnie. Jedną z dróg są książki, inną – wejście w obręb jakiejś wspólnoty. Są osobowości, które szukają Mnie poprzez intelekt; one potrzebują żywego „soku” Kościoła: sakramentów, bo inaczej wyschną. Po co ci to mówię, synu? Abyś umiał doradzać, wspomagać i zwracać uwagę swoich gości na to, co może im pomóc. Radziłbym ci, abyś twoje miejsce pracy oddał Mnie jako Gospodarzowi i codziennie zapraszał Mnie do stałej współpracy. To jest twoja droga apostolstwa (ta zawodowa, związana z pracą, to nie znaczy, że tylko ta), ale warunkiem jej jest zdobywanie sobie przyjaciół, nielekceważenie nikogo, kto do ciebie przychodzi.

Anna:

Czy do ciebie przychodzą Rosjanie?

Jacek:

– Mam Biblię po rosyjsku. Dewocjonalii nie mam. Ale mało przychodzą.

Pan:

– Mogą przyjść do ciebie Polacy z Białorusi. Staraj się ich zauważyć i doradzić. Zwracaj uwagę nie tylko na tych ze Wschodu, ale i na tych, którzy tam jadą. Wszystkie książki, które świadczą o Mnie żywym i współpracującym z wami, są ważne. Dbaj o to, synu, aby nie były to wydawnictwa spoza Kościoła (w znaczeniu: chodzi o to, żeby nie przemycić jakiejś herezji; niemniej chodzi przede wszystkim o treść, nie zaś o zupełne wykluczenie wydawnictw niekatolickich).

Mówimy o różnych podejrzanych książkach i czasopismach, które są do nabycia w niektórych księgarniach katolickich, np. pisma i książki ocierające się o okultyzm, magię, a nawet satanizm. Pan mówi:

– Synu, w razie niepewności zawsze możesz poddać je mojemu osądowi.

Rozmowa schodzi na rodzinę. Jacek mówi o pochłaniających go zajęciach, w które angażuje się kosztem czasu poświęcanego rodzinie, i pyta o radę. Pan odpowiada:

– Przeczytaj to żonie. Przecież macie wspólne zainteresowania.

I po chwili dodaje:

– Powiedz swojej żonie, że w moich oczach najważniejsza w małżeństwie jest wasza wspólna droga ku Mnie, ale każde z was idzie poprzez indywidualny rozwój swojej osobowości w oparciu o wasze cechy, wykształcenie, zainteresowania, uzdolnienia (nie chodzi o to, żeby wszędzie być razem, lecz żeby być w duchu razem; wtedy rozwija się w was wyrozumiałość i wspomaganie się wzajemne).

Teraz, dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo. Obdarzam was dzisiaj moim pokojem, umacniam was we Mnie. Pamiętajcie zawsze, że Ja jestem opoką. Opoka „moja” nie zachwieje się nigdy. Liczcie na Mnie, dzieci, bo jeśli Ja na waszą współpracę liczę i na was polegam, czyż wy moglibyście zwątpić w moją pomoc i opiekę?

I daję wam dzisiaj nowe zadanie: Dziękujcie Mi za to, że naród wasz uratuję, osłonię i podźwignę. Dziękujcie Mi za moją miłość do waszej polskiej wspólnoty. W żadnej sytuacji nie zapominajcie, że o to was prosiłem. Błogosławię was. + Jedźcie w pokoju.


Po was spodziewam się powrotu do tych wartości, które służyły wam setki łat

11 VI 1992 r. Anna, Grażyna, Hanna, Grzegorz i Jacek

Anna:

– Prosimy Cię, Panie, o pomoc dla Polaków z Kazachstanu, gdzie tak bardzo rośnie nienawiść do białych, o to żeby mogli jak najszybciej powrócić do Polski. Czy my zawsze musimy płacić za cudze winy?

Pan:

– Już nadchodzi pora, kiedy każdy naród będzie płacił za siebie sam, za swoje winy wobec całej ludzkości, a rządy – za winy wobec swoich obywateli. A wtedy właśnie was uchronię.

Teraz ujawniają się wasze braki. Ujawniają się najstraszniejsze skutki życia w komunizmie, te które podważyły w duszach waszych prawdziwą hierarchię wartości i przygotowały was do tego, abyście żyli na poziomie zwierząt – bo powiedziano wam, że ważne jest tylko to, czego każdy z was chce, a dla waszego widzenia szczęścia nie istnieją żadne ograniczenia.

Anna:

– Czy my się z tego upadku wydobędziemy? Przecież jest wolna wola ludzka...

Pan:

– Czy sądzisz, Anno, że dopuściłbym do tego, żebyście przepadli jako naród? Czyż nie dźwigałem was tyle razy z niebytu? Przecież tak wielu waszych braci jest u Mnie: wspólnie was kochamy, a oni nie ustają w prośbach. Chcę wam powiedzieć, że oni też błagają Mnie o przyspieszenie mojej interwencji, ale nie dlatego, że Mi nie ufają, a po to, żeby wam zaoszczędzić cierpienia. Przestań się obawiać, że nie zdążysz Mi być potrzebna w okresie szybkich zmian waszej samoświadomości narodowej. Mówiłem wam, kiedy to nastąpi, ale rozważ, jak reagujecie na wojnę w Jugosławii, na walki na Kaukazie...

Anna:

– Tak, my na to patrzymy z coraz większym zażenowaniem, wstydem, wstrętem (wobec okrucieństw) i współczuciem dla ofiar. I coraz mniej mamy ochoty na podobny konflikt u nas. Ale też ile sił pracuje nad tym, żeby doszło do konfliktu. (...)

Pan:

– Posłuchajcie. Narody, które przeżyją ten okres, dopiero wtedy zaczną się zastanawiać, jak doprowadziły siebie do stanu zezwierzęcenia, nie tylko fizycznego, ale duchowego, odrzucając istotę kultury europejskiej, którą stworzyło chrześcijaństwo. Waszym zaś zadaniem nie będzie wtedy rachunek sumienia, a konsolidacja narodu wokół prawdziwych wartości. Najważniejszą z nich powinno stać się dla was wspólne dobro (dążenie do osiągnięcia pełnego zdrowia duchowego, psychicznego i fizycznego każdego człowieka i narodu jako całości).

Dzieci, dookoła was rozsypywać się będą najpotężniejsze państwa. (Ze zrozumienia: te „pomniki”, które teraz „adorujemy” ze względu na ich potęgę i bogactwo, np. USA, Anglia, Szwecja – w tych krajach, uważanych przez nas za znaczące dla cywilizacji, rozsypywać się będzie więź społeczna, wprost przestanie istnieć. Anna zobaczyła ogromne, wspaniałe miasto zawieszone w powietrzu – bez fundamentów; w pewnym momencie miasto runęło na ziemię jako kupa gruzu).

To co zobaczyłaś, jest symbolem upadku ideologii, a z nim razem – upadku organizmu państwowego; bo to co wy widzicie jako potęgę materialną państwa (grupy państw), jest w istocie budowlą przeżartą przez sprzeczności interesów różnych grup ludzkich, upadek moralności, a przede wszystkim zniszczenie chrześcijańskiej hierarchii wartości. Nad takim stanem długo pracował szatan, mając bardzo wielu wyznawców, bogatych i wielce aktywnych wyznawców (Pan powiedział to z ironią). Zbudowano społeczeństwa na piasku, odrzuciwszy opokę. A teraz przyjdą deszcze... – Pan nawiązuje do swoich słów z Ewangelii: „Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”. (Mt 7, 27).

I dodaje:

– I tak się właśnie stanie. Będziecie się zdumiewać, jak mogliście widzieć wielkość i trwałość państw zawieszonych w „próżni” (bez oparcia o prawdziwe wartości).

Mówimy, że Pan zaczął obnażać pseudojedność bogatych państw Europy (mając na myśli odrzucenie przez Duńczyków traktatu z Maastricht i reakcje na to w innych państwach).

– Powiedziałem wam wielokrotnie, że nadchodzi czas oczyszczenia ziemi. Ale ludzie, nawet najgorsi, nie są szkodliwym robactwem, które się niszczy (truje i wymiata). Szkodliwe są ideologie, które sprowadzają ludzi do poziomu bezmyślnych, leniwie wegetujących stworzeń, nie pragnących niczego poza tym, co osiągalne w materii, niezdolnych do osiągania człowieczeństwa. Bo człowieka stworzyłem z miłości po to, aby miłości szukał, znajdował i darzył nią innych, po to, aby zadawał pytania i szukał odpowiedzi. Dałem mu głód prawdy, poszukiwanie dobra i pożądanie piękna. Rozważcie sobie, jak na to obecnie odpowiadają najbogatsze i najwięcej znaczące narody i czy w ogóle podejmują jakiekolwiek działania, które byłyby wyznacznikiem powołania człowieka różniącego go od świata zwierzęcego.

Anna przypomina, że była mowa o tym, iż „czynić sobie ziemię poddaną” to znaczy napełniać ją wartościami duchowymi, przynależnymi człowiekowi jako dziecku Bożemu.

– Spójrzcie na waszą sztukę. Przecież ona teraz krzyczy! (Nie szuka harmonii, nie modli się ani nie dziękuje. Ten krzyk jest przejawem lęku, bólu, zagrożenia, głodu duchowego, w ogóle chaosu, w jakim żyją społeczeństwa. Pan nie mówi jednak o całej sztuce).

Po was spodziewam się powrotu do tych wartości, które służyły wam setki lat i spowodowały, że przetrwaliście te wszystkie „potopy”. Zachować, to nie znaczy jedynie trwać przy nich, ale pogłębiać je, poszerzać i dzielić się z innymi, którzy ich nie wytworzyli i są ich głodni, szukają istoty człowieczeństwa (a trudno im, bo nie mieli tych wysokich „stopni”, które my musieliśmy pokonywać).

A teraz odpowiedzcie Mi, co jest istotą człowieczeństwa?

Jacek:

– Wolna wola. Świadomość własnego istnienia.

Hanna:

– Wrażliwość.

Grzegorz:

– Ufność w stosunku do Ciebie i życzliwość wobec innych.

Grażyna:

– Miłość do Boga i do całego stworzenia z sobą włącznie.

Anna:

– Świadomość, że jesteśmy dziećmi Bożymi, że Ty, Panie, kochasz nas wszystkich, że powinniśmy żyć w miłości z Panem i z bliźnimi.

Pan zwraca się do nas mówiąc żartobliwie:

– Ja stopni nie stawiam, ale cieszę się, że wszyscy uznaliście prymat wartości duchowych.

Moi drodzy, długo mógłbym z wami rozmawiać, ale jesteście zmęczeni. Czeka was jutro dzień pracy. Dlatego przyjmijcie teraz moją miłość zawartą w moim błogosławieństwie dla was.

Anna:

– Pan jakby kładł ręce na naszych głowach.

– Błogosławię was, moje ludzkie dzieci. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Jedynego w pełni majestatu i świętości Trójcy Świętej. +