Anna – BOŻE WYCHOWANIE –

 

XII

ROK 1992

 

Wy macie być rękoma mojego Syna i Jego Sercem

6 I 1992 r., Anna, Hanna, Jacek, Zbyszek, Grzegorz

Maryja odpowiada na pytanie Zbyszka dotyczące wyboru specjalizacji w seminarium:

– Odpowiedz Mi sam, czego najbardziej pragną i do czego mogą najbardziej tęsknić ci, którym nakazywano wierzyć tylko w „ciało”, podczas gdy dusze ich odczuwały nieustanny głód (chodzi przede wszystkim o ludzi z byłego ZSRR). Synu, głód duchowy jest tak straszny, że kiedy nie można go zaspokoić prawdziwym pożywieniem, człowiek gotów jest jeść każdą truciznę. I jedzą. Czym jest rozbujały seks, czym narkomania, czym wszelakie perwersje, jeśli nie próbą zaspokojenia głodu duchowego? To co powiedziałam, przemyśl sobie i zastanów się, czy nie dlatego właśnie szukałeś Boga (powołania)tak długo, żeby samemu odczuwszy głód zrozumieć go u innych?

Już wiele razy mówiliśmy wam, że Kościół Wschodni (prawosławny) nie zna zorganizowanych form działania miłości społecznej, jakimi w Kościele Katolickim są zakony, dzieła i ruchy charytatywne. Teraz kiedy narody rozbitego Związku Sowieckiego stają każdy przed swoją wolnością, lecz wszystkie niesłychanie zubożałe, po prostu głodne, trzeba im będzie zorganizowanego działania, skupiającego się na niesieniu pomocy chorym, słabym, niedołężnym, dzieciom i innym; najbardziej jest potrzebna pomoc dla domów dziecka, domów dla chorych nieuleczalnie i niedołężnych, domów dla chorych psychicznie i więzień. Kto tym się zajmie, jeśli nie Kościół, czyli wy wszyscy wspólnie, lecz każdy wedle własnych charyzmatów. Wy macie być rękoma mojego Syna i Jego Sercem, musicie zatem być miłosierni dla duszy i ciała ludzkiego. Czy może człowiek samotny, cierpiący i nieszczęśliwy uwierzyć w miłosierdzie Boże, jeśli nie spotyka się z nim wśród ludzi, a co gorsza wśród chrześcijan! (Maryja powiedziała to z naciskiem i z goryczą).

Chciałabym, synu, aby dookoła każdego z was – braci Jezusa w kapłaństwie – formowała się grupa ludzi najbardziej wrażliwych i pragnących zaspokajać biedy ludzkie. Potrzebne to jest zwłaszcza tam, gdzie miłosierdzia nie znano, gdzie ludzie byli sobie wrogami, gdzie panowała pomiędzy nimi podejrzliwość i strach.

Czy potrafisz, synu, odpowiedzieć na to zadanie, jakie stawiam przed wami (Polakami) jako wasza Matka i Królowa? To, co tobie proponuję, dotyczy wszystkich moich dzieci pragnących Mi służyć na Ziemiach Wschodnich.

Anna odpowiada:

– I tam, gdzie są Polacy, mają służyć sobie i innym. Mają być wzorcem.

Maryja odpowiada zwracając się do nas wszystkich:

– Ostatecznie byliście w kręgu jednej ojczyzny przez tyle wieków (Rzeczpospolitej Obojga Narodów).

I ponownie zwraca się do Zbyszka:

– Powiedz Mi, synku, czy to, co ci powiedziałam, uznajesz za ważne dla siebie. Czy to ci coś mówi?

– To mi mówi bardzo dużo. Czułem niepokój, a teraz mam pokój w sercu.

– Synu, nie oznacza to, że nie chciałabym, żebyś wiedział jak najwięcej. Nie zamykam przed wami żadnych drzwi. Chciałam tylko, żebyś zrozumiał nasze troski o tereny, na których żyjesz (o ludzi tam żyjących).


Współpraca

16 I 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz

Anna:

– Wiesz, Panie, że się niepokoję, czy tego, co robimy, nie robimy nadgorliwie, a może zbyt mało gorliwie, i czy nie za rzadko pytamy Cię o Twoją wolę w naszej współpracy. Może to dość bezczelnie nazwałam „naszą współpracą”?

– Jak mogłaś powiedzieć inaczej? Przecież to jest nasza współpraca.


Jestem waszą Matką i czuję smutki i cierpienia moich dzieci

21 I 1992 r. Anna, o. Jan, Paweł, Grzegorz

Po dłuższej rozmowie, kiedy nie udawało się nam skupić do modlitwy, prosimy, by przyszła do nas Maryja. Matka Boża mówi:

– Ależ od dawna już jestem pomiędzy wami, dzieci. Nie wiem, czego się po Mnie spodziewacie, bo wasze myśli są chaotyczne, ale Ja przyszłam, żeby jak zawsze umocnić was, dać wam więcej pokoju, radości, pocieszenia. Wszak jestem waszą Matką i czuję smutki i cierpienia moich dzieci.

Wahamy się jak zacząć. Wtedy Matka nasza zabiera głos:

– No to Ja rozpocznę rozmowę. Powiedzcie Mi, co was w obecnej chwili najbardziej martwi, co wam odbiera spokój i siły.

Paweł:

– Nie umiem tego nazwać.

– To co pan powiedział przed chwilą: rozbicie partii w sejmie, niemożność zjednoczenia się, czyż nie? – zwraca się do Pawła ojciec Jan.

Paweł:

– Co robić, Matko, żeby dobrze służyć?

Maryja:

– Pamiętaj, synu, że chciałeś Mi służyć, zwracałeś się do Mnie jako do Matki i Ja podjęłam zadanie wychowawcze (płynące z miłości macierzyńskiej). To są właśnie rezultaty. Gdybym nie czuwała nad tobą, mógłbyś popaść w pychę, nawet tego nie zauważając – masz wiele tego przykładów. Jednak Ja pragnę ukształtować cię na życie wieczne. Pragnę, abyś służąc swojemu krajowi służył Synowi mojemu wedle Jego zamiarów dla waszego narodu. To jest o wiele trudniejsze zadanie, synu, niż służenie sobie samemu, swoim ambicjom lub ambicjom swojej partii.

Ale widzę pragnienia twojego serca, pragnienie świadczenia o Nas – czyż nie tak, synu? (z uśmiechem) – i wedle tego pragnienia wspomagam cię (na tej drodze). Widzisz, Ja pragnę mieć w moim kraju, w jego władzach (szeroko pojętych) te dzieci moje, które Nas rozumieją i kochają (rozumieją też nasze zamiary wobec Polski). (...)

A czy nie chciałbyś Mnie prosić o spokój wewnętrzny dla siebie, o większą wyrozumiałość i łagodność?

Paweł:

– Proszę Cię o to.

Maryja:

– Mogę ci w tym pomóc. Ale pamiętaj, że Mnie prosiłeś.

Anna do Pawła:

– A to historia! Teraz będzie miał pan próby.

Paweł:

– Tylko mnie nie zostaw samego, Matko.

Maryja:

– Jakże bym mogła, synu, przecież jestem ci potrzebna. Wszedłeś w krąg mojego wojska (moich sług, którzy chcą Mi służyć). Czy sądzisz, że mogłabym cię odsunąć? Przecież motywacją twoją nie było zrobienie kariery, ale pragnienie służenia krajowi wedle moich życzeń, czyż nie tak?

No to teraz proszę cię, oddawaj Mi każdy swój dzień i każde spotkanie z innymi ludźmi ważne dla ciebie. Zapraszaj Mnie, bo może nikt inny tego nie zrobi. Pamiętaj, że Ja mogę i chcę wam pomagać, ale tylko tym, którzy tego pragną. Więc pragnij. A jeśli chcesz Mnie ucieszyć, pragnij tego samego dla swoich przyjaciół. A jeśli jeszcze bardziej chciałbyś uradować moje serce, oddawaj w moje matczyne ręce tych, którzy ci szkodzą, którzy cię chcą zagłuszyć, słowem – swoich wrogów, tych których uważasz za własnych wrogów i wrogów Jezusa. Jeśli tak będziesz postępował, staniesz się łagodniejszy względem nich, bo nie można odrzucać lub żywić odrazę i niechęć do tego, kogo się jednocześnie oddaje pod moją opiekę. A Ja mogę ich przemienić. Ale pomyśl, synku, może oni nie mają nikogo, kto by ich chciał oddać mojej opiece?

Paweł:

– Tak.

W dalszym ciągu rozmowa Maryi z Pawłem:

– Jednak pamiętaj, że dla żadnego z moich dzieci nie jestem surową matką. Moje działanie jest delikatne, łagodne i cierpliwe. Zapewniam cię, że w ten sposób można dla człowieka więcej uczynić. Powiedz Mi, synu, czy teraz czujesz się lepiej?

– O wiele.

– Przecież nie jesteś już sam. Pamiętaj, że stoi przy tobie Pani waszych serc i losów.

Wracając do początku naszej rozmowy, chcę ci powiedzieć, że Ja jestem wychowawczynią cierpliwą, która nigdy się nie nuży, a tym bardziej nigdy nie zniechęca i swojego zadania nie porzuca. Nie martw się więc sobą, nawet jeśli ci będę wyraźniej ukazywać twoje błędy i zaniedbania lub cechy charakteru, które mógłbyś zmienić lub ulepszyć. Wy sami siebie nie widzicie, lecz jeśli Mnie prosicie, zawsze spieszę dopomóc wam w uzyskaniu tej pełni, którą Bóg dla was przeznaczył. I nie spocznę, dopóki nie oddam was w Jego ramiona w godzinie Spotkania (wchodząc do nowego życia). Synu, czy masz świadomość, że prosiłeś Mnie o uświęcenie?

– Tak.

– A czy wiesz, że w żadnym innym wypadku nie mógłbyś w moim polskim królestwie (takim, jakie będzie) brać udziału w służbie państwowej?

– Tak powinno być.

Maryja roześmiała się śmiechem cichym, radosnym, dżwięczącym jak akord muzyczny:

– Tak, zgadzamy się z tym oboje.

Ja pragnę dla was pełni szczęścia, pełni pokoju, bezpieczeństwa, radości i... dobrobytu; bo nie chcę, żeby choć jedno z moich dzieci było głodne. Ale liczę też na wasze miłosierdzie, na waszą samopomoc i samoopiekę.

Proszę cię o jedno, Pawełku, nie daj sobie wmówić, że to co dzisiaj się dzieje, tylko ci się zdawało. Bo ja jestem prawdziwą Matką, która kocha swoje dzieci na zawsze i nigdy żadnego z nich nie porzuci. Nie wątp też, że tą samą miłością obejmuję twoich bliskich. Bo twoje dzieci są następcami twojego pokolenia i pragnę, aby one żyły w moim kraju w pełni poczucia bezpieczeństwa, miłości wzajemnej – po prostu w kraju szczęśliwym! Fundamenty (tego bezpieczeństwa – europejskiego, światowego) zakładacie jednak wy.

Po pewnym czasie, kiedy rozmawialiśmy na ten temat, Maryja pyta:

– Co jeszcze was trapi?

Grzegorz:

– Niepokoi mnie, że w redagowanych obecnie wyborach tekstów zmieniam pisownię wielu wyrazów (które przez szacunek pisane były wielkimi literami) na małe litery...

Anna:

– ...zgodnie z zasadami ortografii.

– Czyńcie to zgodnie z ortografią – mówi Maryja z uśmiechem. – Mnie przez to chwały nie ubędzie. Moją największą chwałą jest to, że jestem Służebnicą Pańską.

No to wstańcie, dzieci. Przyjmijcie moje błogosławieństwo na waszą służbę w najbliższych dniach aż do naszego spotkania w najbliższym czasie (2 II 1992 r.). Wzmacniam, dzieci, wasze siły, daję wam więcej wytrwałości. A wytrwałością jest również to, że się nie poddajemy – my, ludzie – zniechęceniu w spotkaniu z trudnościami i niepowodzeniami. Niech nic was nie załamie, bo przecież walczycie w moich sprawach. Ja was prowadzę, stoi więc za wami cała nieskończona moc Boga.

Niech błogosławieństwo Świętego Świętych, Pana wszystkiego co istnieje, Ojca waszego, spocznie na was, pozostanie i wyda owoce. A tobie, Anno, mówię, nie kłopocz się o swoje zdrowie, bo ono jest w moim ręku. +


Proś Mnie w imieniu tych wszystkich, którzy Mnie nie proszą

30 I 1992 r. Anna, Szymon (osłabiony chorobą), Grzegorz

Anna mówi o wspaniałych ludziach, którzy działali w konspiracji, wszyscy jako ochotnicy (gdzie każdy samorzutnie robił jak najlepiej to, co mógł), tylko niestety odchodzili (ginęli, trafiali do obozów...). Do rozmowy „włącza się” Maryja:

– Ja też razem z wami cieszę się z nich. Tyle tylko, że nikt z nich nie zginął: wszyscy są ze Mną.

Anna:

– Matko, Szymon chce z Tobą mówić.

Szymon:

– Właśnie jestem takim ochotnikiem i pragnę służyć. Ale potrzebuję światła, żeby być narzędziem w ręku Pana, tam gdzie mnie pośle, a nie kierować się egoizmem czy pychą. Czuję się zagubiony przez to swoje zabieganie i rozdwojony między obowiązkami posła i obowiązkami pełnionymi na moim terenie.

Maryja:

– A czy już wychowałeś sobie zastępcę, który by potrafił przejąć twoją pracę?

Szymon:

– I tak, i nie. Jest taka osoba, ale on nie chce być zastępcą, tylko zająć moje miejsce, i do tego nie wiadomo, czyby przeszedł w wyborach.

Maryja:

– No to musisz poczekać, synku, ale staraj się „nie wypuszczać cugli z dłoni” (nie zaniedbywać tych obowiązków).

Moim zdaniem, synku (uśmiechając się), teraz przede wszystkim potrzebne ci zdrowie. Dlatego pytam cię, czy chcesz, żebym ci pomogła.

Szymon:

– Tak, bo chcę jechać w sobotę do Ciebie (z pielgrzymką na Jasną Górę).

Maryja:

– Czy nie zauważyłeś, Szymusiu, że Ja jestem wszędzie tam gdzie wy?

Po chwili milczenia (cichej modlitwy).

– Więc dobrze, ty zażywaj lekarstwa, a Ja będę prosiła o twoje zdrowie. Ale mam do ciebie prośbę. Na takich zjazdach na ogół trudno jest wam się skupić i modlić. Dlatego proszę cię, wykorzystaj drogę i przedstaw Mi wszystkich (znajomych), którzy będą jechali razem z tobą (tzn. oddaj Mi ich), bo może nie każdy to zrobi. Dlatego proszę ciebie. (...) Zrób to za nich i za siebie. A przy okazji oddaj Mi w opiekę wszystkich swoich przyjaciół, rodzinę, bliskich i... cały teren, którego jesteś gospodarzem. Bo widzisz, synu, ty zarządzasz tym terenem, więc powinieneś czuć się odpowiedzialny za każdego z mieszkających tam ludzi – a przed kim, jeśli nie przede Mną? (Z uśmiechem; w domyśle: jeśli wierzysz, że jestem rzeczywiście Królową waszego narodu). Proś też za miasto, w którym przebywasz, za sejm, za wszystkie partie. Proś Mnie w imieniu tych wszystkich, którzy Mnie nie proszą, zwłaszcza za tych, co nie rozumieją lub odrzucają moją władzę nie rozumiejąc, iż odrzucają w ten sposób opiekę, miłosierdzie i miłość. Powiedz to też Jankowi i tym, którym możesz.

Sądzę, że rozumiesz, synu, iż potrzebna jest wasza decyzja powierzenia Nam was samych i waszej pracy, bo bez tego nie może ona stać się naszą wspólną pracą. A w moim domu (w sanktuarium na Jasnej Górze) powtórz Mi, że wolą twoją jest współpraca z Nami.

O co jeszcze chciałbyś spytać, Szymeczku?

Szymon:

– Potrzebuję Twojej opieki, abym zawsze wypełniał Twoją wolę, Twojego wstawiennictwa za rodzinę, dla której mam mało czasu, daru pokory w wypełnianiu mojej misji.

Maryja:

– Synku, jestem tak samo Matką twoich dzieci, twojej żony i wszystkich otaczających cię ludzi, jak i twoją. Jeśli praca odrywa cię od rodziny, tym bardziej licz na Mnie. Jeżeli chodzi o twoją pracę, pamiętaj zwłaszcza to, że pełnisz służbę, i to służbę – moją, więc powinieneś świadczyć o Mnie swoim postępowaniem i zachowaniem. A więc jest to służba Królowej Korony Polskiej, a nie „objęcie stanowiska”. Wierzę, że nie przyniesiesz Mi wstydu, w przeciwieństwie do niektórych twoich współobywateli.

Jeszcze coś ci poradzę. Kiedy będziesz miał odpowiadać na pytania lub samemu przemówić, w duszy proś Mnie o wyrażenie twoimi ustami mojego zdania. Masz szczęście, synku, że twoja Królowa jest twoją Matką, zawsze przy tobie obecną, i może ci w każdej chwili pomóc. Jakie jeszcze masz pytania, synu?

Szymon:

– Najpierw chciałbym Ci podziękować za tę Twoją opiekę nade mną, nad moją rodziną, przeprosić za moje odejścia od Ciebie...

Maryja:

– Nie pamiętam tego, co było. Dawno upatrzyłam sobie ciebie i pragnęłam, abyś mógł Mi służyć wedle swoich darów i predyspozycji. Wierzę, że się na tobie nie zawiodę, gdyż chcę, abyś pracował dla Mnie w sprawach mojego królestwa, dopóki ci siły pozwolą. Dlatego pewien bądź mojego prowadzenia i pomocy. Licz na Mnie, polegaj na Mnie i kochaj mojego Syna, który otworzył wam Zbawienie. On zasługuje na najczystszą i najwierniejszą służbę, a ty przecież już wiesz, że My realizujemy Jego zamierzenia. Co jeszcze, synu?

Szymon:

– Oddaję Ci, Maryjo, wszystkie najbliższe dni: spotkania, rozmowy...

Maryja uśmiecha się i mówi:

– Oddawaj Mi je „na bieżąco”.

Szymon:

– Jest jeszcze problem dyrektora szkoły. Czy Ty też pragniesz tej zmiany?

Maryja:

– A co z nim będzie, synu? (Z tym, który miałby odejść).

Szymon:

– Będzie nauczycielem dalej, będzie uczył.

Maryja:

– A czy masz już kandydata?

Szymon:

– Tak, mamy, ale trudno nam osiągnąć większość w komisji konkursowej.

Zaczynamy rozmawiać na ten temat. Szymon mówi o swojej żonie jako o darze Boga dla niego, o swojej rodzinie, w której tak odczuwają opiekę Maryi... W pewnej chwili Maryja dodaje:

– Tak, nie zawodzę się na nich.

Wracając zaś do wątku głównego mówi:

– Synu, wy się módlcie w tej sprawie (za ludzi, za tych „złych”, a nie o usunięcie człowieka ze stanowiska) i proście Mnie o rozwiązanie waszego problemu, a ty powierzaj go Mnie, ile razy sobie o tym przypomnisz.

Anna:

– Dziękujemy Ci, Matko, i prosimy o błogosławieństwo.

Maryja:

– Czyż mogłabym odmówić? Ale w podróż na Jasną Górę ubierz się ciepło, syneczku. Dzieci, przytulam was do serca. Pragnę, abyśmy zawsze byli razem. Daję wam Błogosławieństwo w imieniu Boga w całej pełni świętości Trójcy Świętej. +

Syneczku, nie martw się już niczym, skoro oddałeś Mi wszystko.


Szansa bycia pożytecznym dla innych...

31 I 1992 r. Anna, Bogdan

Prosimy o wskazówki, jak pomóc znajomemu, który zginął w wypadku samochodowym, a także jego rodzinie. Odpowiada Maryja:

– Powiedzcie, że Zygmunt już niedługo będzie mógł wejść do królestwa Bożego, jeśli mu pomożecie („wy” to przede wszystkim rodzina, ale także przyjaciele, znajomi). Oczekuje na waszą pomoc i prosi, żebyście w jego imieniu czynili jak najwięcej dobra, bo on nie wykorzystał w pełni swoich możliwości. Czynienie dobra to nie tylko łożenie pieniędzy ze zbywających środków; to modlitwa za innych, też oczekujących w czyśćcu – stała modlitwa.

Zapraszajcie Zygmunta do współpracy. Rozglądajcie się dookoła, komu potrzebna jest pomoc i jaka. On tego zaniedbał, róbcie więc co możecie z nim i w jego imieniu. Żadne Msze święte „zakupione” przez tych, których na to stać, nie zastąpią czynów miłosierdzia, bo tylko one prawdziwie świadczą o was jako o chrześcijanach. Dlatego możecie sprawić, by Zygmunt szybciej wszedł do mojego Królestwa, skąd będzie mógł pomagać wam, troszczyć się o was bardziej, niż żyjąc na ziemi. On bardzo prosi was o pomoc i dziękuje, zwłaszcza tobie, synu, za twoją pamięć.

Ja zaś proponuję ci, abyś tam, gdzie jedziesz służyć, zabierał, Zygmunta, i proś go wtedy o współudział. Zapewniam cię, synu, że będzie ci towarzyszem i potrafi ci pomóc, bo to jest jego szansa bycia pożytecznym dla innych, pomimo że fizycznie sam nic już uczynić nie może.


W moim domu każde dobro i każde piękno stworzone przez ludzi trwa

2 II 1992 r. Anna, Grażyna, o. Jan, Grzegorz

Wysłuchaliśmy „Akatystu” (z nagrania), radując się pieśnią: jej spokojną melodią i głęboką, a zarazem uroczą (nawet niekiedy żartobliwą) treścią sławiącą Maryję. Następnie zwracamy się do Pana i Maryi:

– Oto jesteśmy.

– I My też jesteśmy z wami, dzieci – odpowiada Pan. – Słuchaliście pieśni ku czci mojej i waszej Matki. Czyż nie jest to przykład tego, jak wiele człowiek, kiedy kocha, może stworzyć piękna na ziemi? Ludzkość zawsze potrafiła burzyć i budować, niszczyć i tworzyć piękno, a co ważniejsze – tworzyć dobro. (Ze zrozumienia: o ile piękno pozostaje w dziele, o tyle dobro polega na przemijających czynach. Czynienie dobra buduje człowieka: np. święci swoim przykładem porywali innych; powstawały w ten sposób zakony; te z kolei ochrzciły i ucywilizowały Europę... – dobro trafiło do ludzi, którzy dzięki niemu stali się dojrzalsi).

Chcę wam powiedzieć dzisiaj, dzieci, że w moim domu każde dobro i każde piękno stworzone przez ludzi trwa, jest w skarbcu ludzkości (widoczne, istnieje, działa – jak muzyka i śpiew – trwa); nie tyle „działa”, ile jest w ludziach, którzy dojrzeli do nieba...

Wobec trudności, jakie mamy ze znalezieniem odpowiednich słów, Pan wspomaga:

– Możesz powiedzieć: ...chodząc w słońcu mojej miłości – i w tej dojrzałości istnieją.

Anna mówi:

Ponadto w niebie ta dojrzałość jest „młoda”; to jest pełnia radości.

Pan dodaje:

– Bo dojrzałość (taka, jakiej Pan życzy sobie od ludzi)jest w pełnej świadomości, w pełnej wolności wyboru i w radości wynikającej z gorącego umiłowania swojej służby Temu, którego się umiłowało.

Moi drodzy, istnienia w moim domu nie da się opisać, bo szczęście bytu duchowego przekracza wszelkie granice wytrzymałości natury fizycznej (ludzkiej) – tak jak działanie Boże przekracza w swojej wspaniałej hojności i wyrozumiałości wszelkie granice ludzkiego wyobrażenia. (Pan przywołuje tu fragment „Akatystu”: „Śpiew pochwalny zawodzi, gdy objąć chce pełnię Twych zmiłowań”). Musicie mi wierzyć, dzieci.

Sama mówiłaś, Anno, że ofiara Boga–Człowieka za ludzkość nie mogłaby zostać wymyślona przez człowieka: na taki plan mógł się zdobyć jedynie Bóg – największa miłość bezinteresowna. Bo Bóg dokonał ofiary w odpowiedzi na zdradę, zaparcie się i odwrócenie się od Niego człowieka (zamiast ukarać człowieka, Bóg wobec niego występuje z o wiele większą miłością).

Zrozumieliśmy, że taka postawa Boga mogła wywołać wstrząs w świecie duchowym: bunt jednych istot, a jeszcze większe uwielbienie i przylgnięcie do Boga innych.

– Moi drodzy przyjaciele. Będziemy mówili teraz o rzeczach prostszych. Czy chcecie posłuchać o mojej miłości do was?

– Tak, Panie, prosimy.


Muszę wystąpić w obronie tych, którzy sami obronić się nie mogą

– Otóż Bóg, który jest Ojcem każdego z was, widzi was zupełnie inaczej, niźli wy widzicie siebie. Wy widzicie w obecnej chwili świat jako miejsce skażone, zepsute, jako miejsce rozkładu wszelkich wartości, a rozkwitu przeróżnych trucizn. Ojciec ogląda tragedie swoich dzieci, ich nieszczęście i płacz, widzi, że Jego ukochani są chorzy, odczuwa ich cierpienie – ale Bóg ciągle pamięta o godności człowieka, polegającej na jego wolności wyboru. Teraz kiedy dopuściliście, aby władzę nad wami objęły jednostki, które same dobrowolnie oddały się w ręce nieprzyjaciela, płacą za to miliony ludzi (wiele części świata podczas II wojny światowej, obecnie różne miejsca zapalne w Afryce i Azji, a także w Europie, jak Chorwacja).

Teraz muszę wystąpić w obronie tych, którzy sami obronić się nie mogą. Mogę to zrobić dlatego, że miliony innych, wierzących Mi, błagają Mnie o ratunek, gdyż nie widzą znikąd pomocy. Czyż mogę zawieść moje biedne, bezbronne dzieci? Z drugiej strony, jeśli pospieszę z ratunkiem dla nielicznych, cóż stanie się z pozostałymi? Jeżeli mam uratować istnienie całej ludzkości, jest to już ostatni czas. Powiecie, że to „kara Boża” na świat, rozumiejąc, że na nią zasługujecie – a przecież jedynym ratunkiem dla was jest obalenie starych, zmurszałych struktur, obecnie wam panujących, z których sami nie potraficie się oswobodzić. Dlatego uczynię to Ja dla waszego dobra, dzieci. Nie tylko was oswobodzę, ale stworzę wam właściwe warunki do oczyszczenia się i odrodzenia duchowego. Jednakże jest to ostateczny sposób uratowania was i więcej się już nie powtórzy. Jeśli teraz nie zdobędziecie się na przylgnięcie do Mnie i zaufanie Mi we wszystkim, co uczynię, nie odrodzicie się i dalsze istnienie ludzkości będzie już tylko schyłkiem biologicznej wegetacji, aż do martwoty i rozkładu.

Zrozumcie, dzieci, że teraz macie czas ostatecznego wyboru: albo ludzkość przez straszliwe przejścia zrozumie swoje błędy i odwróci się od zła, albo pozostawię ją już do końca jej wyborowi. Jeszcze raz wam mówię o moim ojcowskim bólu, bo wiem, że i wy cierpieć będziecie nad tym, co się dziać będzie, i zrobicie wraz ze Mną wszystko, co tylko będziecie mogli, aby ratować dusze ludzkie, a jeśli będziecie mogli, to i ciała.

Dlatego chciałbym, żebyście szybko rozpowszechnili „Misję samarytanina”. Wiecie, że wasz naród ochronię, ale to nie znaczy, że nie przeżyjecie lęku, choroby, a nawet głodu. Ale to już od was samych zależy. Wierzę w to, że dla was (Polaków) będzie to okres mobilizacji najlepszych ludzi w narodzie i ufam, że wtedy właśnie przyjmiecie właściwą Polsce hierarchię wartości i staniecie się jednością. W ciężkich chwilach historii tak właśnie postępowaliście. Jeśli wtedy zwrócicie się do Mnie, otrzymacie wszystko, co będzie wam potrzebne dla prawidłowej odbudowy waszego gmachu państwowego. W tym zaufajcie Maryi i starajcie się jak najszybciej rozpowszechnić Jej słowa. Jeszcze raz powtarzam: „Słów Matki mojej będziecie słuchać”. (...)

A teraz, dzieci, odpocznijcie na chwilę.

Po dłuższej przerwie, w uszczuplonym gronie:

– Panie, wracamy do Ciebie.

– Moi drodzy, teraz chciałaby z wami pomówić moja Matka.

O. Jan:

– Przecież dzisiaj jest Jej święto.

Maryja:

– Dzieci, przygotowaliście moje słowa jako wybór, a czy wiecie, że Ja wam w tym pomagałam? Mieliście całą moją pomoc ponieważ takie jest życzenie Pana mojego.

O. Jan:

– A imprimatur...?

– Będę wam pomagać aż do wydania. We wszystkim, co Syn mój wam mówił dzisiaj, macie zapewnioną moją pomoc, bo Jego wola jest święta (nie tylko dla Mnie).

Proszę was teraz o jedną rzecz: aż do wiosny starajcie się wpływać na innych ludzi w duchu uspokajania ich, a nie jątrzenia, za wszystkich zaś, którzy sieją niepokój, módlcie się. Mówiliście dzisiaj o bulwersującym, jątrzącym wystąpieniu w sejmie jednego z posłów, a czy pomyśleliście, że może za niego nikt się nie modli? Zróbcie to. Pomagam wam z całym moim Królestwem, ale wy musicie dołączać się do tej współpracy. Wiem, że niewiele możecie, ale w czym możecie, wykonujcie moją wolę trwania ze Mną w spokoju, zawierzeniu i życzliwości dla bliźnich. Ciągle powtarzam: to musi być współpraca, nawet jeśli wy osiągniecie jeden procent skuteczności, a My dołożymy dziewięćdziesiąt dziewięć. Nie możemy przecież ratować was wbrew waszej woli. Róbcie więc wszystko, co możecie, a skutki zawierzajcie Mnie i całemu niebu.

Dzisiaj zakończymy rozmowę. Wiecie przecież, że nigdzie od was nie odchodzę. Stale oręduję za wami. Teraz przyjmijcie błogosławieństwo Pana, które wam przekazuję. Pragnę, abyście otrzymali więcej sił, więcej wiary i spokoju wewnętrznego. Niech błogosławieństwo Boga Najwyższego spocznie na was i towarzyszy wam w codziennym życiu. +

Znowu wkrótce spotkamy się z wami, dzieci. Niech mój Syn będzie z wami!


Sprzeciwia Mi się nieprzyjaciel wasz, bo wie, co jest dla was pożywne, i broni was przed tym

5 II 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz

Mówi Maryja:

– Czy zauważyliście, dzieci, że wasze prace i korekty postępują coraz szybciej?

O. Jan:

– Dziękujemy za pomoc.

Maryja:

– To oczywiste, że wam pomagamy.

O. Jan:

– I czas: byłem tyle czasu (w Warszawie), ile było potrzeba (do przeprowadzenia korekty). Dziękujemy.

Maryja:

– Chodzi Nam o to samo: o pomoc ludziom, którzy są ogromnie zawiedzeni, smutni i błąkają się jak owce nie mające pasterza, mimo że przecież w większości są to chrześcijanie (chodzi o Polaków).Tak bym chciała, aby szybciej czyniono tłumaczenie ze słów mojego Syna („Pozwólcie ogarnąć się Miłości” i pojedynczych „Słów”, m.in. „Słowa do cierpiących, chorych”). Sprzeciwia Mi się nieprzyjaciel wasz, bo wie, co jest dla was pożywne, i broni was przed tym.


Bardzo trudno Mi dziś trafić do waszych serc

Smutno Mi, że utrzymują się u was dalej stare nawyki. Przed wojną było w tym kraju tak wiele form katolickiego działania społecznego, teraz nie spieszno wam do udziału w Sodalicji Mariańskiej, w Milicji Niepokalanej, w grupach różańcowych, nie odtwarzacie Juventus Christiana ani Akcji Katolickiej.

O. Jan:

– Ale jest teraz teologia dla świeckich...

– Na tych wszystkich kursach i w grupach bardziej wam zależy na osobistym dokształceniu się niż na przygotowaniu do działania lub samej pracy – wobec tylu ogromnych potrzeb. Tak wygląda, jakby zerwane zostały wszystkie więzy łączące was. Niezmiernie trudno wam zjednoczyć się wokół wspólnego działania charytatywnego. Nauczono was, dzieci, egoizmu (również rodzinnego). Gdzie jest wasza miłość chrześcijańska? Co się z nią stało? Z bólem obserwuję, że więcej jej znaleźć można w wielu sektach lub innych odłamach chrześcijaństwa (a nawet wśród wyznań niechrześcijańskich, np. u buddystów, chociaż oni stosują tą miłość tylko wobec własnych wyznawców).

Powoli wszystkie nasze ostrzeżenia stają się aktualne. Wczoraj przypomnieliście sobie o tym, co mówiliśmy dawno o przeciwdziałaniu bandytyzmowi; i oto macie w waszym kraju rosnące: mord, gwałt i grabież. Dalej jednak pretensję macie do policji, która jest tąż samą milicją, którą przez wiele lat wychowywano we wrogości do przeciwników politycznych, ale nie wytworzono w niej poczucia powinności przeciwdziałania złu.

Nie nauczono też was (Polaków) dzielić się, a umiecie tylko wymagać dla siebie i swojej grupki przywilejów większych, niż mają je inni. Bardzo trudno Mi dzisiaj trafić do waszych serc i umysłów, gdyż nie angażujecie ich w wolę działania, a tylko w emocje i uczucia.

Zamilkliśmy na długo.

Grzegorz:

– Czy to znaczy, Matko, że trzeba nam silnego wstrząsu, żebyśmy mieli szansę otrzeźwieć?

– I będziecie go mieli – potwierdza Maryja.

Anna:

– Czy chciałabyś, Matko, przekazać coś tym paru naszym znajomym posłom?

Maryja:

– Owszem, ciągle powtarzałabym to samo: jednoczcie się w imię ważniejszych spraw niż wasze osobiste, przeciwstawiajcie się złu, ale nie pojedynczo, a zbiorowo. Jakże was mam nauczyć, że w dobrej chrześcijańskiej rodzinie każde z dorosłych dzieci powinno myśleć o tym, jak najwięcej może pomóc pozostałym, a nie – tak jak wy to robicie – jak pomóc „mojej rodzinie” kosztem rodzin pozostałych.

Przydałoby się im (posłom) pełne nawrócenie lub chociażby zrozumienie postępowania prawdziwie chrześcijańskiego, np. takiego, jakiego uczy jeden z ruchów mojego Syna „Ku lepszemu światu” („Monimento Mondo Migliore”).

Anna:

– Co ja mogę zrobić w tej sprawie, Matko?

– Ty im tylko powiedz, że taki ruch istnieje i działa w Polsce.

Rozmawiamy przez chwilą o tym, w jaki sposób odnaleźć i nawiązać kontakt z jedną z osób z tego ruchu.

– Prosimy Cię, Maryjo, o pomoc w tym.

– Obiecuję wam pomoc we wszystkim, w czym pracujecie dla Nas. A teraz, dzieci, przekazuję wam błogosławieństwo Boże i czekam do następnego spotkania; bo spodziewam się, że w tym czasie skończycie już wiele prac. Wiecie przecież, że wszystko o was wiem.

Teraz przyjmijcie błogosławieństwo. Błogosławię was w imieniu Boga Najwyższego, Świętego Świętych, Pana Wszechmogącego. Przyjmijcie do serc Jego dar pokoju, łagodności i męstwa w przeciwnościach. Bądźcie pewni miłości Ojca waszego i Matki waszej. +


Kiedy stałam pod krzyżem, Jezus włączył macierzyństwo w zadanie mego życia

10 II 1992 r. Anna, ks. Grzegorz, ks. Krzysztof, Grzegorz

Odmawiamy Anioł Pański. Prosimy:

– Matko, prosimy, porozmawiaj z nami.

Maryja Panna odpowiada nam:

– Cóż chcielibyście wiedzieć, dzieci?

Grzegorz:

– Czy w redagowanym teraz wyborze: „Zadanie Polski” pomijać teksty adresowane do Kościoła (hierarchicznego)?

– To zależy od tego, czy chcecie tekst o Polsce dawać również księżom. Jeśli macie taki zamiar, powinniście zamieszczać to, co ich dotyczy. (...) Czy uważacie, że księża są wykluczeni z ciała narodu?

– Zasugerowałem się tym, że wybór ten miałby być przeznaczony dla osób „działających” w państwie (na stanowiskach).

– A czyż oni nie działają? Czyż to nie oni powinni zająć się dziełem miłosierdzia społecznego? Kiedyś Pan mój mówił wam, że jestem Królową Kościoła, i że wybraliście Mnie Królową waszego narodu. Dlatego pomiędzy Kościołem mego Syna a całym narodem nie powinno być żadnych tarć ani sprzeczności w działaniu. Ja przynajmniej, będąc Królową waszą, uważam się również za Matkę Kapłanów i Matkę Kościoła. Kiedy stałam pod krzyżem, Jezus włączył macierzyństwo w zadanie mego życia. Jeśli zatem jestem Matką każdego człowieka, to czy z moich rad, opieki, wskazówek i ostrzeżeń mam wyłączać kapłanów?

– Matko, zawstydziłaś nas.

Po chwili milczenia ks. Krzysztof:

– W mojej parafii pojawili się świadkowie Jehowy. Co mam robić?

Zaczynamy rozmawiać o tej sekcie, o książkach i dokumentach na jej temat, o powodach wstępowania do niej w warunkach polskich. Jeden z księży wspomina o świadectwie świadka Jehowy, że wstąpienie do ich sekty łączy się z podeptaniem krzyża.

Maryja:

– Jeżeli ktoś depcze krzyż mojego Syna, odrzuca Jego Ofiarę, odrzuca tym samym miłość Boga do siebie i sam się skazuje na pozostanie poza nią. Możecie się za nich modlić, ale nie przyjmować u siebie, nie przekonywać, nie zapraszać do swoich domów; wiecie przecież, że są to wrogowie waszych dusz. A tobie, Krzysztofie, mówię, że twoim obowiązkiem jest bronić tych, nad którymi wyznaczono ci opiekę.

Ks. Grzegorz:

– Chciałem podziękować za ostatni okres, za kolędę, za łaski otrzymane przez innych ludzi... Proszę o łaski dla parafian, dla konkretnych osób.

– To jest twój obowiązek, synu, modlić się za tych, których Bóg ci powierza. Mów to mojemu Synowi w tabernakulum i proś Go zawsze o współudział w twoich staraniach – mówi Maryja.

– A w jaki sposób mogę pomóc mojej babci?

Maryja:

– Za twoją babkę ofiarowuj wszystkie cierpienia, wszystko, co cię boli. To jej dużo więcej pomoże niż twoje modlitwy.

Pamiętajcie, dzieci, że Bóg was nigdy nie skrzywdzi. Krzywdzicie się wyłącznie sami (także wzajemnie, ale głównie sami siebie). Kto jest w ręku Boga, spotyka się z miłością, gdyż Jezus jest waszym Orędownikiem. Dlatego sprawiedliwość Boża nigdy nie przeważy miłosierdzia, chyba że człowiek sam miłosierdzie Boże odrzuca: odrzuca Boga z Jego miłością i miłosierdziem, gardzi nimi; i taka postawa woli ludzkiej to jest właśnie dojrzałość do piekła.

– Dziękujemy Ci, Matko, i prosimy o błogosławieństwo i o Twoją obecność, działanie i orędownictwo wśród nas (wieczorem, gdy będziemy modlić się wspólnie o zdrowie w Wesołej).

– Macie, dzieci, błogosławieństwo Boże przez moje ręce. Przyjmijcie je. +


Moje słowa, jeśli będą czytane, powinny wam pomóc

13 II 1992 r. Anna, Jarek, Szymon, Grzegorz

Maryja mówi:

– Jestem z wami. Co pragnęlibyście usłyszeć, dzieci? ... A ty, Grzegorzu?

Po chwili milczenia, kiedy nikt z nas nie zwrócił się do Maryi, Maryja mówi do Grzegorza:

– Posłuchaj, synu. Chcę, żebyś wiedział, iż widzę twoje szczere starania i doceniam twój trud w przygotowywaniu naszych tekstów. Cieszę się też, że już tyle dokonaliście.

Grzegorz:

– My też się ucieszyliśmy – patrząc na listę zestawów tekstów (którą właśnie sporządziliśmy).

Mówimy o pragnieniu wydania wyboru słów Maryi Panny i słów Pana o Niej. Wtedy mówi Maryja:

– Moje słowa, jeśli będą czytane, powinny wam pomóc. Przecież dlatego są wam dawane. Będę was wspomagała, ale nie mogę narzucić swojej woli tym, którzy jej przyjąć nie chcą; o tym już wiecie. (...)

Grzegorzu, jest tu ze Mną twoja matka, która mówi ci, że cieszy się, iż może ci pomagać w sprawach tak dla niej teraz ważnych (gdyby żyła, robiłaby to razem z tobą) i daje ci swoje błogosławieństwo w imieniu Pana. Matka twoja prosi cię, żebyś się o nic nie troskał, bo masz pomoc i opiekę (chodzi o sprawy rodzinne).

A teraz, dzieci, powiedzcie Mi o swoich największych strapieniach – jeśli je macie.

Jarek:

– Piszę pracę o unitach. Ta praca jest dla mnie jednym z największych strapień.

Maryja:

– Masz teraz możliwość ujawnienia tylu męczenników, tak wielu ukochanych dzieci moich, które traciły życie lub cierpiały, gdy opierały się presji okupanta (władzy carskiej). Jeszcze tyle spraw pozostaje nieznanych, tyle tragedii ludzkich, może mógłbyś jeszcze dotrzeć do faktów przekazywanych w tradycji i do nazwisk. Tak wielu jest bezimiennych świętych w waszym kraju. (Maryja powiedziała to ze smutkiem. Pragnęłaby ich radości w niesieniu nam pomocy, ale nikt się do nich o pomoc nie zwraca, bo są nieznani. Tu Maryja przypomniała o możliwości zgłaszania męczenników zbiorowych, o której wspomniał o. Jan).

W czym ci pomóc, synku?

Jarek:

– W jaki sposób mam teraz służyć Chrystusowi? Jest tyle możliwości, tyle inspiracji... Myślałem o studiowaniu teologii, nie wiem jednak, czy to jest moje egoistyczne pragnienie, czy też jest to wola Boża.

Maryja:

– Synku, czy nie widzisz, że już sięgasz do tej dziedziny, pisząc o męczennikach Boga? Musisz wiedzieć, że historię w waszym kraju trzeba zacząć wykładać na nowo i potrzebni są wykładowcy, którzy swoim sposobem życia stanowiliby wzór dla uczniów. Teologia, synu, ma bardzo szeroki zakres. Co cię interesuje?

Jarek:

– Biblia (biblistyka).

Maryja:

– Synu, jeśli będziesz miał dość sił i czasu, możesz studiować dalej, ale chciałabym mieć w moim kraju jak najwięcej ludzi znających, rozumiejących i potrafiących przekazać innym historię Polski. Jeśli będą to robić ludzie niewierzący, sfałszują ją, a przecież zawsze (w ciągu kilkuset lat) łączyliście swoją działalność publiczną z moralnością chrześcijańską, i tego wymagaliście od swoich królów i przywódców (Maryja przypomina słowa Zygmunta Augusta: „Nie jestem panem waszych sumień”).

Cieszy Mnie, że chcesz poznawać więcej i będę ci w tym pomagała, ale pamiętaj, że jesteś dłużnikiem poprzednich pokoleń i to, co zdobywasz, powinieneś przekazywać następnym. Dlatego prędzej czy później będziesz musiał zdecydować, co w twoim życiu jest najważniejsze.

W rozmowie, która się wywiązała, wspominamy m.in. o strajku dzieci polskich we Wrześni nie chcących odmawiać „Ojcze nasz” po niemiecku, i o Niemcach z NRD nie znających już tej modlitwy (z doświadczeń Grzegorza).

– Teraz, dzieci, może zakończymy rozmowę. Kończąc ją odmówmy razem „Ojcze nasz”.

Odmówiliśmy modlitwę z radością.

– Przyjmijcie błogosławieństwo Pana. +


Potrzebuję przyjaciół gotowych na wszystko, szczerych kochających Mnie i moje dzieło

17 II 1992 r. Anna, Grzegorz

Rozmawiamy o zmianach zachodzących na świecie, zapowiadanych przez Pana (ogólnie, lecz pomimo to zaskakujących nas). Mówimy też o zagrożeniu rozprzestrzenienia się broni jądrowej do państw muzułmańskich oraz o zawziętości demonstrowanej przez Izrael w swoich wypowiedziach i działaniach (po zamordowaniu trzech rekrutów izraelskich).

Pan „włącza się”:

– Moi kochani przyjaciele. To, o czym mówicie, jest teraźniejszością: cała ludzkość wkracza w okres oczyszczenia (od momentu upadku Rosji jest to dla nas widoczne).

Anna:

– Czy Ty się, Panie, nie obawiasz, że muzułmanie się zjednoczą i pójdą podbijać świat?

Pan:

– Nie. Pora na wojny religijne dawno już minęła. Zresztą ich także pragnę wyzwolić. Pojedyncze twory fanatyzmu będą powoli ginęły. Ja dopuszczam do tego, aby się same kompromitowały swoimi zakusami, napadami (np. Irak napaścią na Kuwejt). Czy nie widzicie, że dzieje się tak tam, gdzie jest najniższy poziom rozwoju człowieczeństwa w jego wolności wyboru? (Jeszcze nie dojrzeli do zrozumienia ludzkiej godności – swojej i swoich przeciwników; brak im zrozumienia pojęcia braterstwa w człowieczeństwie).

Anna:

– Ale Żydzi (Izrael) stosują zasadę „oko za oko, ząb za ząb” (zabicie przywódcy „Partii Boga”, jego rodziny i ludzi z jego otoczenia w odwecie za zamordowanie trzech rekrutów izraelskich, oraz buńczuczne wypowiedzi z tym związane).

Pan:

– Ale jeśli tego chcą, tak im się stanie.

To, co teraz się stanie, przyspieszy rozwój duchowy i zrozumienie współzależności w społeczeństwach prymitywnych, a jednocześnie zniszczy wszelkie złudzenia, które wytworzyła sobie cywilizacja pieniądza, występująca przeciw Mnie, bo sprzeciwiająca się wszystkim moim prawom, przede wszystkim przykazaniom miłości Boga i bliźniego. To, sami wiecie, obejmuje cywilizacje technicznie najbardziej postępowe, a wyzbyte wszelkich hamulców moralnych (was też przecież sprzedano) – poza zasłoną pruderii, fałszu i zakłaania, którą się osłaniały przed ostatnio zmniejszającą się liczbą ludzi żyjących według moich praw. Ja teraz osądzę wszystkie poczynania rządów wybranych przez ich społeczeństwa i wina spadnie nie tylko na te rządy, lecz i na ludność, która je wybrała i im zawierzyła. Nie zawsze jest to sprawa zniewolenia – tak jak u was było – bywa, że to rezultat u jednych przekupstwa (politycznego), u innych absolutnej obojętności na moralne skutki swojego wyboru. Chodzi o „demokracje” zachodnie (Pan mówi to z ironią). Bałwochwalcza cześć dla pieniądza sięga tam aż po najwyższe struktury władzy. Powiedziałem „bałwochwalcza”, bo dwom panom służyć nie możecie. Jeśli liczycie na zapłatę, otrzymacie ją – od księcia tego świata. Ja nie płacę za służbę u Mnie, gdyż Ojciec wszystko daje dzieciom swoim, ale im nie płaci za miłość do Siebie; spodziewa się po nich wzajemnej miłości i liczy na podobieństwo do Siebie w nich złożone. Prawda, że się rozumiemy?

– Tak, Panie. Tak, Ojcze – odpowiadamy.

– Teraz chcę wam powiedzieć, dzieci, że trud wasz w pracy dla Mnie jest tym właśnie, co raduje moje serce. Bo nie to, co robicie, tylko wybór wasz pomimo zmęczenia, chorób i wszelkich obciążeń waszych – woła do Mnie o waszej miłości. Pamiętajcie, dzieci, że to właśnie jest egzaminem człowieka, którego zapraszam do współpracy. I wielu ludzi go nie zdaje: albo wycofuje się i rezygnuje, albo szuka dla siebie zapłaty. Ja nie przeciwdziałam temu, ponieważ to jest własny wybór człowieka, ale taki zły wybór zanieczyszcza naszą współpracę, kompromituje ją, a wreszcie uniemożliwia. Czasem do tego dochodzi, że taki człowiek staje w szeregach moich wrogów i od nich bierze zapłatę (tu Pan mówi nie tylko o masonerii i jawnych czcicielach szatana, ale także np. o działaczach komunistycznych, którzy zaczynali od współczucia ludziom, a kończyli na deptaniu tych, dla których mieli walczyć). Czy nie rozpoznajecie u siebie tego zjawiska? To jest naturalna selekcja, dzieci. Każdy wreszcie opowiada się za tym, co kocha najbardziej.

Wszystko co trzeba już wam powiedziałem. Dlatego nie chcę mówić więcej o zagrożeniach i kataklizmach. Teraz pragnę, abyście się poznawali. Cieszę się, Anno, że „przypadła ci do gustu” moja córka Halina. Bądźcie pewni, że za nią pójdą inni; bo ona ma swoje środowisko, dość rozległe. I nie o to chodzi, aby wszyscy tu się gromadzili, lecz aby zapoznawali się z tekstami o tematyce społecznej, które otrzymaliście. Natomiast oczekuję i spodziewam się po takich ludziach jak Halina, że włączą się aktywnie do naszej współpracy: aktywnie, czyli działając samodzielnie na rzecz zapoznawania z moją wolą tych, których uznają za przygotowanych do służby. Ja potrzebuję przyjaciół gotowych na wszystko, szczerych, kochających Mnie i moje dzieło i działających bezinteresownie dla jego budowy. A dzieło moje jest powodowane również bezinteresowną miłością do was, moje dzieci.

Powodowany miłością do was przekraczam teraz moje pierwotne zamierzenia, aby was uratować od zguby. Bo walka toczy się z mocami ciemności, które wciągnęły w swoją mroczną i nikczemną służbę tak wielu z was (większość ludzi mających znaczenie w świecie). Dlatego bronię was (Polaków), którzy dla szatana nie macie żadnego znaczenia. Błogosławieni ubodzy i ci, którzy płaczą, bo oni ziemię posiądą. Ja sam ujmę się za nimi i wyprowadzę na żyzne pastwiska. Dam dzieciom moim pokój, bezpieczeństwo i przyszłość bez lęków, zagrożenia i niepewności jutra. Stanę się wam Ojcem miłosiernym, łagodnym i wszystko wybaczającym, gdyż to, co przeżywacie, rani moje serce, i tak bardzo pragnę jak najszybciej objąć moim błogosławieństwem was oraz całą biedną ludzkość i jak chore dziecko przytulić do serca.

Tego się spodziewaj, Anno, jeszcze za twojego życia, bo śpieszę ku twojemu narodowi przynaglany współczuciem, aby jak najszybciej usunąć ciernie z waszej drogi (niesprawiedliwość, afery, krzywdy, brak prawa, brak miłosierdzia, zagrożenie przestępczością, głodem, brakiem pracy, brak rzeczywistej wolności wyboru, niepewność jutra...). Przecież to od was, od was, moje ukochane dzieci, pragnę rozpocząć budowanie królestwa mojego na ziemi. Dlatego miejcie nadzieję, oczekujcie działania mojej mocy, gdyż Maryja, Matka moja (Boga) i wasza, w całej pełni mocy Bożej, wypełniając wolę moją, otacza was opieką, broni i ku zwycięstwu prowadzi. Jeżeli zawierzycie Mi, będziecie już teraz dziękować za wszystko, co stanie się wam z woli mojej. (...)

– Chwała Ci, Panie.

Pan:

– Ludzkość stawiam teraz przed ostatecznymi wyborami. Tego wymaga sprawiedliwość moja wobec ogromu krzywd i zbrodni, jakich wy, ludzie, dopuściliście się wobec siebie wzajemnie. Kto dąży do podboju i zguby tych, których uważa za swoich przeciwników (np. teraz Serbia i Chorwacja), otrzyma to, co pragnął dać innym. Lecz ci, którzy potrafią wybaczać, którzy chcą załatwiać swoje spory spokojnie, rozważnie i nie krzywdząc nikogo, nawet jeśli sami byli skrzywdzeni, ci otrzymają ode Mnie nagrodę za swoje postępowanie. Więcej osiągną, niż się spodziewali, gdyż wszystkie ludy poszukiwać będą przyjaźni i wiązać się ze sprawiedliwymi.

Dlatego, dzieci, bądźcie cierpliwi, łagodni i wybaczający – bo dopiero to ukaże światu, że wy (Polacy) sojusz ze Mną trzymacie. A Ja wam pomogę we wszystkim, czego będziecie potrzebować w sprawach wewnętrznych przede wszystkim.

To co dzisiaj wam mówię, Grzegorzu, postaraj się przepisać, bo chciałbym, aby poznali moje słowa ci, na których liczę.

Kocham was, dzieci, obejmuję was oboje i przytulam do serca. Bądźcie pewni mojej łaskawej miłości. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga Najwyższego. Niech spocznie na was, pozostanie i udziela się wszystkim, którzy te słowa moje czytać będą.

Anna i Grzegorz:

– Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak było na początku, tak teraz i zawsze, i na wieki wieków.

– Tak będzie.


Jeżeli mam czegoś dokonać dla was w waszym narodzie, muszę mieć w tym waszą pomoc

26 II 1992 r. Anna, Halina, o. Jan, Jarek, Paweł, Szymon, Grzegorz

Przy rozpoczęciu modlitwy, gdy pada pytanie, czy pragniemy (wolimy), żeby rozmawiał z nami Pan czy Maryja, jedno z nas odpowiada, że oboje.

– Witajcie, dzieci, w naszym domu. – Nie jest dla nas oczywiste, czy mówił to Pan, czy Maryja, czy ... oboje; chyba właśnie oboje. Dalej mówi Maryja:

– Może Ja rozpocznę rozmowę. Jeżeli nurtują was jakieś ciężkie problemy osobiste, to powiedzcie Nam o nich, bo przychodzimy, żeby wam dopomóc.

Wobec naszego wahania Maryja dodaje:

– Może zaczniemy od Haliny.

Halina:

– Zawsze się pytam, czy droga, jaką idę, jest moją drogą, czy ją dobrze odczytałam.

Maryja uśmiecha się i mówi:

– Córeczko, czy byłoby możliwe, żebyś tyle lat szła błędną drogą bez odczucia wyrzutów sumienia? Przecież chcesz służyć Nam, czyż nie tak?

Halina:

– Nie mam innych problemów, tylko ten jeden: tak działać, jak mam działać; odczytać to, co mam w tym momencie zrobić, aby nie iść za swoim „zdaje mi się”. Nie mam innych problemów. Po chwili namysłu: – Jednak mam. Jak pomóc tym, którzy zostali w domu?

– To jest największy problem wszystkich, którzy chcą Mi służyć przez służbę społeczeństwu, gdyż bardzo trudno obecnie te dwie sprawy pogodzić. A jednak mówię wam: potrzebni Mi jesteście. Jeżeli mam czegoś dokonać dla was w waszym narodzie, muszę mieć w tym waszą pomoc. Na kogóż mamy liczyć, mój Syn i Ja, jeżeli nie na tych, którzy liczą na Nas i proszą Nas o pomoc? Teraz My prosimy was: nie rezygnujcie, nie odchodźcie, starajcie się zrobić to co możecie i nie upadajcie na duchu, jeśli wam to nie wychodzi. Tylokrotnie mówiłam wam, dzieci, że dla Boga ważny jest tylko wasz wysiłek, wasz trud. Bóg nie chce waszego cierpienia z powodu rozdzielenia z bliskimi (to wynika jednak z tej służby), ale Bogu chodzi o wydobycie z was – dla dobra was samych i całego kraju – wytrwałości, męstwa, cierpliwości, gdyż wszystko inne otrzymaliście od Boga (dary i umiejętności potrzebne do służby), a wkładem waszym jest tylko to, co was kosztuje na drodze ku tworzeniu właściwego kształtu współżycia narodowego. (Ze zrozumienia: Pan nie tylko daje odpowiednie uzdolnienia, ale i pomaga, natomiast człowiek musi włączyć w to swój trud. Ten trud jest to jedyny możliwy dla nas wkład, a z drugiej strony jest to nasza chwała w niebie).

Paweł:

– Czasem jest tak, że służymy w jakimś dobrym dziele, ale widzimy, że to nasze służenie nie daje dobrych owoców, wręcz przeciwnie, powoduje konflikty. Wtedy lepiej jest odstąpić, ustąpić miejsca innym.

Maryja:

– Pamiętajcie, że dla waszych wytrwałych wysiłków gotowi jesteśmy obdarować was bardziej, niż to się wydaje możliwe – ale nie od razu: w czasie, który uznamy za odpowiedni.

Halina:

– Jak poznać tych, na których możemy polegać?

Maryja:

– Moi drodzy przyjaciele. A może dopiero trzeba ich sobie wychować? A może jeszcze oni sami nie wiedzą, na co ich stać i komu właściwie warto służyć? Czy przypadkiem wasz przykład (postawa) nie byłby tu pomocny?

Paweł:

– My właściwie musimy służyć naszymi pracami publicznymi już dziś. Wielu pracuje nad wychowaniem młodych ludzi, ale to wymaga czasu... Mam trudności z rozpoznaniem, na kim już dziś można się oprzeć.

– Anno, podaj im przykład. (Maryja przypomina Annie pewną sytuacją).

Anna:

– Było to 8 III 1980 r. w Łodzi na spotkaniu wielu wspólnot Odnowy w Duchu Świętym. Po czytaniu Ewangelii o drzewie złym i dobrym (Mt 7,15–19), podczas rozważania, gdy zrozumiałam, że te owoce to owoce działania Ducha Świętego w nas, usłyszałam pytanie Pana:

– Wiesz, jakie są owoce Ducha Świętego? Czy masz je?

– Nie – odpowiedziałam.

– Czy zatem jesteś drzewem złym?

– Na to wygląda.

– Nie. Jesteś drzewem młodym, które owocu jeszcze nie przynosi.

Zrozumiałam, że Pan cierpliwie czeka, aż dojrzejemy, a na razie nas pielęgnuje, czyli leczy, uzdrawia, obdarza i uczy dobrotliwie. Zrozumiałam też, że dotyczy to każdego, a jednak męczyłam się zachowaniem jednej osoby. Nie mogłam jej polubić, bo ilekroć modliłam się o miłość do niej, ona zachowywała się tak, że moje zastrzeżenia ożywały na nowo. Pomyślałam, że bardzo trudno jest zmusić się do miłości, kiedy jest się atakowanym przez cudze błędy; usłyszałam wtedy:

– A ty ich nie popełniasz?

– Tak, ale nie takie – odpowiedziałam. Na to Pan powiedział z westchnieniem:

– Tak, każdy z was błądzi wedle własnych wad. Nie jest trudno pokochać ludzi miłych sercu, i nie tego dla ciebie pragnę. Chcę, abyś uczyła się kochać pomimo różnic i przeciwieństw, bo to jest właśnie miłość prawdziwa – moja – kończy opowiadanie Anna.

Paweł:

– A tymczasem musimy podejmować decyzje podnosząc rękę za lub przeciw człowiekowi, mając wątpliwości co do jego intencji.

Pan:

– Mój synu, kiedy nie masz pewności, musisz wybierać to, co spowoduje mniej zła. (Wstrzymywanie się od głosu, ogólnie biorąc, nie jest odpowiedzią; jest unikiem. Pan nie pochwala uników).


Od kogo możemy wymagać postawy chrześcijańskiej, jeśli nie od was

Maryja:

A teraz Ja chciałabym was spytać. Czy kiedykolwiek modlicie się za tych ludzi, których wybieracie?

Wobec naszego zakłopotania Maryja dodaje:

– Spróbujcie, dzieci, każdego z tych ludzi, których etyki nie jesteście pewni, stawiać pod krzyżem mojego Syna i prosić w postawie braterskiej (a nie protekcjonalnej, czyli w postawie faryzeusza wobec celnika; Łk 18, 9–14) o to, aby Krew Jego obmyła ich, oczyściła i otworzyła ich sumienia. Lecz tak się modląc, czyż możecie nie okazywać im jednocześnie życzliwości, pragnienia zrozumienia...? Przecież nie możecie zaprzeczać sobie (działać jednocześnie w kierunkach przeciwstawnych).

Anna:

– A ja tak robię, choć nie równocześnie.

Maryja:

– No tak, ale ty nie jesteś wzorcem. Dzieci, bądźcie wyrozumiali i cierpliwi. Przecież nikt z was też nie jest ideałem. Jeśli My pomimo to ufamy wam, spróbujcie wykrzesać z siebie odrobinę miłości do tych, którzy was nie lubią. Przez takie wasze postępowanie może i oni zmienią swoje poglądy na chrześcijan. Pomyślcie, dzieci, od kogo możemy wymagać postawy chrześcijańskiej, jeśli nie od was, którzy się publicznie chrześcijanami nazywacie?

Czy bardzo was to zabolało?

Szymon:

– Trochę.

Paweł:

– To jest prawda.

Maryja:

– No to teraz poproście Mnie o więcej Bożej pomocy. Mówcie Mi, o co prosicie, a Ja będę prosiła razem z wami. Przecież nie pozostawimy was takimi, jakimi jesteście teraz (bez pomocy). Liczcie na łaskę Boga, której wam potrzeba. Ponadto, dzieci, przecież to Ja jestem waszą Królową. Czyż ci, którzy Mi służą, nie powinni liczyć na moje wsparcie?

Paweł:

– Najtrudniejsze sprawy teraz to:

– żeby się nie załamało funkcjonowanie państwa (finanse publiczne),

– Polska jest wciągana w sferę działania europejskiego „anty–kościoła”, a my nie jesteśmy w stanie temu przeciwdziałać.

Maryja:

– Wiemy o tym. Ale już nadchodzą czasy klęsk żywiołowych i wstrząsów politycznych (np. postępujący rozpad ZSRR) – a to was zmobilizuje. Starajcie się łagodzić spory, a nie zaostrzać ich. Ponadto oddajcie się Jezusowi i oddajcie Mu cały obecny aparat władzy. Róbcie to w imieniu ich wszystkich. Bo Nam nie zależy na ilości proszących (tylko na samej interwencji).

Paweł odczytuje „Akt Zawierzenia Parlamentarzystów Polskich”, odczytany oficjalnie na Jasnej Górze 2 II 1992r.; uzupełniamy go prośbami za aparat władzy – w jego (aparatu władzy) imieniu.

Anna:

– Wstawiaj się za nami, Maryjo.

Maryja:

– Czynię to i będę dalej czyniła, ale widzicie, potrzebne Mi jest wasze wsparcie (nasze ludzkie „fiat” – opowiedzenie się za wolą Boga).

O. Jan:

– Żeby wszystkie przeszkody w działaniu Ducha Świętego ustąpiły.

Maryja:

– Na to trzeba właśnie świadomości powszechnego zagrożenia.

Włącza się matka Anny cytując:

„ Narody ziemskie, kiedy was porażą, kiedy stracicie nadzieję, słuchajcie wieszczów, żebyście wiedzieli, co każą”.

Maryja dodaje:

– Czytajcie teraz Psalm dobrej woli (Zygmunta Krasińskiego) tak jak się czyta modlitwę.

Odnaleźliśmy i przeczytaliśmy obszerne fragmenty.

Jarek po przerwie:

– Ja mam ciężki problem. Przestałem się zajmować wspólnotą, bo zająłem się pracą naukową. Jest to problem i dla mnie, i dla ludzi z tej wspólnoty. Czegoś nie dokończyłem i nie wykorzystuję otrzymanych darów. Czy nie jest to jakieś moje odejście?

– Czy pozwolicie, że Ja odpowiem? – mówi Pan z uśmiechem.

– Mój synu, pamiętaj, że dla każdego człowieka najważniejsze są dobrowolnie na siebie przyjęte obowiązki stanu, natomiast nie jest dobrze, jeśli one kolidują ze sobą. Powiem ci jednak, że twoja nauka musi wydać owoce, ponieważ przez lata korzystałeś z pomocy innych ludzi ucząc się, i ty teraz jesteś zobowiązany oddać społeczeństwu to, czego osiągnięcie ono ci umożliwiło, a zrobisz to zwielokrotniając swoje działanie poprzez swoje osobiste uzdolnienia (Pan przypomina tu przypowieść o talentach). To jest twój obowiązek służebny względem twojej wspólnoty narodowej.

Natomiast wspólnota, którą prowadziłeś, pozostaje twoją „rodziną”, ale dobrze się stało, że teraz inne osoby przejęły odpowiedzialność za nią i są obowiązane jej służyć. Bycie we wspólnocie nie jest tym samym, co kierowanie nią. Pozwól, niech inni się uczą. Prawdziwa wspólnota winna się dzielić na nowe wspólnoty. Niech więc wielu ludzi pozna obowiązki kierownicze. Mów im to i przekonuj, żeby się wprawiali jak najusilniej, bo Ja liczę na waszą miłość bliźniego, która powiedzie was poza wasze obecne granice Rzeczypospolitej na północ i wschód. Kiedy będziesz w domu, odwiedzaj ich, kochaj ich, czuj się członkiem wspólnoty, ale zmuszaj ich do samodzielności. Paweł też nie siedział stale w Koryncie.

Teraz – kiedy odpowiedziałem na wasze problemy – posłuchajcie, co mam wam do powiedzenia.

Bardzo pragnę, abyście ćwiczyli swoje zawierzenie Mi. Na czym to ma polegać? Na niepoddawaniu się naciskom mocy zła, co możecie zrozumieć jako niepoddawanie się depresji, smutkowi, załamaniu, nietracenie nadziei. Wszystko to jest wam narzucane, sugerowane po to, aby was osłabić, zniechęcić i ostatecznie spowodować rezygnację z podjętych obowiązków służby. Pamiętajcie o tym, że walkę toczycie nie „przeciw krwi i ciału”. Pan wskazuje tym cytatem na fragment listu do Efezjan 6, 12b: „lecz przeciw zwierzchnościom, przeciw władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła w niebieskich przestworzach”.

Gdy kończymy go odczytywać, pyta:

– Co powinniście zatem uczynić?

Czytamy dalej (Ef 6, 13–18a):

„ Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i, zwalczywszy wszystko, się ostać. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, jakim jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym wypadku weźcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest Słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu”.

Pan dodaje:

– A Ja pragnę, abyście wszyscy, spotykając się z bliźnimi, żywili do nich myśli życzliwe i traktowali każdego jako ukochane dziecko moje, chociażby w tej chwili zajmował taki człowiek miejsce przy korycie pomiędzy świniami. (Tu Pan przypomina dno upokorzenia z przypowieści o synu marnotrawnym Łk 15,11–32 – świnie były dla Żydów zwierzętami nieczystymi – i jednocześnie ukazuje nam, że my widzimy jedynie bieżący fragment z życia bliźniego, ale nie znamy jego zakończenia). Pamiętajcie, że Ja do każdego z was tęsknię i pragnę go mieć w domu moim, nawet jeśli ten człowiek jest tak dla was odrażający (odrzucamy go w myślach, „skreślamy”; Pan wskazuje dla przykładu na jedną z osób publicznych, do której mamy właśnie taki stosunek). Ja w takim człowieku widzę jego przyszłą tragedię, a jednocześnie jego ciągłe poszukiwanie szczęścia po omacku, a często i w błocie (właściwie w gnoju). Gdybyście posiadali prawdziwą miłość bliźniego, czyli gdybyście chcieli podzielać moją miłość do każdego stworzenia, widzielibyście tych ludzi inaczej. Nie odrzucałyby was od nich ich wady, a raczej przyciągało – tak jak Mnie przyciąga – zagrożenie ich dusz. Ja chcę ratować każdego z was, ale wy, dzieci, tak mało Mi w tym pomagacie...

– Mea culpa – mówimy.

Pan:

– Dlatego oddawajcie Mi siebie na każdy nowy dzień służby i proście, abyście mogli współdziałać ze Mną w ratowaniu ludzi (w ratowaniu świata). Nie martwcie się z góry waszą nieudolnością, obiecuję wam moją silną pomoc przy każdym waszym „chcę”.

A teraz, dzieci, wstańcie, przyjmijcie moje błogosławieństwo. + Przyjmijcie moją miłość i troskę o każdego człowieka do swoich serc. Napełniam je i umacniam w was dobrą wolę, aby trwała w was i rosła. Kocham was, dzieci.


Od kapłanów wymagam więcej

16 III 1992 r. Anna, Grzegorz

Pewien kapłan zwrócił się do Anny z prośbą o spotkanie. Wobec naszej niepewności, w jaki sposób moglibyśmy odpowiedzieć na jego potrzeby (czego on pragnie, czy zapraszać go na spotkania modlitewne, czy tylko porozmawiać o interesujących go tekstach), pytamy Pana, co byłoby zgodne z Jego pragnieniem. Pan mówi:

– Chcę, naturalnie, żebyś mu pomogła, ale nie musisz robić tego osobiście. Nie mogę przecież zlecać ci, abyś nawracała moich księży, ponieważ to oni mają nawracać innych i w tym celu powinni być bardzo mocno ustaleni we Mnie. Wtedy nie mieliby tylu wątpliwości i kłopotów sami ze sobą. Oni Mnie mają codziennie przy sobie, przyjmują moje Ciało i Krew, które powinny ich oczyszczać i przybliżać ku Mnie. Godzę się, abyś przyjmowała w naszym domu tylko tych kapłanów, którzy z głębi serca pragną służyć Mi jak najlepiej i niepokoją się, czy wybierają drogą właściwą (np. wyjazd na misje na Wschód). (...)

Anna mówi o swojej niechęci do ewentualnego spotkania, tłumaczy, że nie jest od tego, by rozeznawać czyjąś drogę życiową. W końcu, zreflektowawszy się, pyta:

– Czy ja nie mówię tego od siebie?

Pan:

– Nie, dziecko, Ja nie chcę wprowadzać do naszego domu ludzi, którzy nie wejdą do naszej współpracy. Natomiast przysposabiam tu tych, których pragnę wprowadzić w sprawy Polski (wewnętrzne, w tym i polityczne) i w problemy misji (zewnętrzne). W innych sprawach ulegałem dawniej twojemu pragnieniu niesienia ludziom pomocy, ale obecnie trzeba te kontakty ograniczać, a nie mnożyć, ze względu na twój stan i na przygotowanie do nowego etapu współpracy.

Grzegorzu, powiedz mojemu synowi, że miał dosyć czasu na nawiązanie bliskiej przyjaźni ze Mną. Tym bardziej powinien ją nawiązać, jeżeli chce ku Mnie prowadzić innych ludzi – a to jest jego powinnością jako kapłana. Musi mocno stać przy Mnie i przestrzegać praw mojego Kościoła. Niech nie szuka innych niż ja pośredników pomiędzy Ojcem a wami (rodzajem człowieczym). Życzę sobie, aby się oczyszczał i doskonalił, a wtedy przykład jego postawy będzie pociągał innych. Na to nie trzeba więcej słów ani opinii od ludzi, trzeba samemu być świadkiem prawdziwym, w całej czystości swojej służby (myśli, intencji woli, słów i działań).

Rozważ, synu, komu służysz. Czyż Doskonałemu nie należy się służba najdoskonalsza?

(W znaczeniu: kapłan powinien mieć jednego przewodnika – Pana – i nie szukać innych; tym bardziej jeśli chce ku Bogu prowadzić świeckich). Powiedz mu to, synu, swoimi słowami, że od kapłanów wymagam więcej, bo daję im więcej, lecz czynię ich odpowiedzialnymi za stan dusz, które im się powierzają. Ponieważ wstąpili do mojej służby dobrowolnie, nie będą mieli usprawiedliwienia, jeżeli służba ich nie będzie czyniona „z całego serca, ze wszystkich sił swoich i z całej duszy swojej...”

Mówię mu to, ponieważ pragnę go mieć w domu moim. Te słowa, które ci poleciłem przygotować dla niego, powinny mu pomóc w jego służbie ludziom. To wystarczy, dzieci. A teraz uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. +

Przytulam was do serca, dzieci. Nie chcę, żebyście się do niego uprzedzali, dlatego razem zmówmy za niego „Ojcze nasz” – ze Mną, bo Ja was tej modlitwy uczyłem.


Abyśmy wspólnie zakładali nowy porządek prawny

23 III 1992 r. Anna, Grzegorz

Anna:

– Oglądając dzisiaj program telewizyjny o Ukrainie zrozumiałam, że nasz ustrój oparty na Twoich prawach jest potrzebny już! I nie tylko nam, ale i naszym sąsiadom. Ukraina jest zagubiona tak jak Rosja i Białoruś. W innych nowych republikach rozwija się nacjonalizm, rośnie nienawiść; w kilku już toczą się walki. Nie mają się na kim wzorować. Zachód jest we władzy utajonych sił pieniądza; ich prawa są oparte na czci dla własności i dla bogactwa. Reszta jest obchodzeniem prawa i nadużywaniem wolności przez możnych. Zresztą to wszystko runie. A teksty podane nam z Twojej woli dla nas nadal nie znajdują oddźwięku u tych nielicznych, którym mogliśmy je udostępnić. Co mamy robić w tej sprawie?

Pan:

– Moje dzieci. Nie bójcie się, że teksty podane wam zmarnują się lub okażą niepotrzebne czy spóźnione. Wasi bracia (z królestwa niebieskiego) się o to zatroszczą.

I wy musicie dojrzeć. Sprzyja temu sytuacja, bo stajecie się coraz bardziej świadomi zagrożeń i niebezpieczeństw, a także sił, które wam szkodzą. W miarę narastania niebezpieczeństwa wokół waszych granic – a tak będzie – zaczniecie się mobilizować i uczyć poznawać swoją historię i kulturę i szanować je. Na szczęście wy uczycie się szybko. Dlatego pewien jestem, że i te wewnętrzne zagrożenia potraficie pokonać. Ja wam ufam.

Wydaje się wam, że zbyt wolno działam i wciąż się niepokoicie bezradnością – bo tak to odczuwacie – tymczasem wszystko, co teraz przygotowujecie, będzie potrzebne i szybko zostanie wykorzystane. Nie obawiajcie się, bo Ja jestem z wami. Czuwam nad realizacją moich planów. Nie bójcie się, że będą one spóźnione, ponieważ Ja sam wybieram porę najlepszą. Jeśli jeszcze nie realizują się, to znaczy, że byłyby przedwczesne.

Anna:

– Nie wiem, czy zdążę wziąć w tym udział... (W podtekście: „A sam mi to obiecałeś”).

Pan:

– Córeczko, przypomnij sobie historię twego kraju za twojego życia. Mieliście 19 lat wolności, którą zniszczyła agresja niemiecka w ciągu jednego miesiąca. Przez kilka następnych lat przeszliście więcej niż inne państwa w ciągu dziesięcioleci. Potem znowu wiele lat byliście w niewoli waszych wrogów ze Wschodu, nie spodziewając się wyzwolenia inaczej niż przez straszliwą – obecnie – wojnę, a teraz jakże szybko rozpadł się Związek Sowiecki. Jeżeli zechcę, wydarzenia tak się zagęszczą, że w ciągu kilku...kilkunastu miesięcy zmieni się mapa polityczna całej ziemi, a kataklizmy sprawią, że i kształt jej kontynentów ulegnie zmianie.

Ja tak działam, aby spełniały się moje plany ratowania was lub też usuwam przeszkody, które budowaliście przez stulecia (np. kolonializm zmieciony w następstwie dwóch wojen światowych w tym stuleciu; a teraz usunę te państwa, które stanowią zaporę, tamę dla dalszego rozwoju narodów, np. w Europie przede wszystkim Niemcy). I runie cała sytość Zachodu. Ile wieków przetrwało cesarstwo rzymskie? A kiedy Ja zdecydowałem: „dosyć”, rozpadło się pod naporem plemion gockich w przeciągu kilkudziesięciu lat. Jeszcze tysiąc lat dodałem cesarstwu bizantyjskiemu, by zachowało mądrość starożytności i wieków chrześcijaństwa, dopomagając w ten sposób w rozwoju duchowym i kulturalnym młodej Europy, lecz skamieniało i dlatego jeszcze szybciej runęło. Lecz zawsze ruina tego, co stare, zmurszałe i zepsute, czyli niezdolne do odrodzenia się, tego, co stało się zarazem więzieniem, tamą i kajdanami krępującymi ludy młode i ubogie, otwiera im (tym ludom) wrota ku lepszemu światu, daje szansę wniesienia własnych idei, świeżej myśli i nadziei, umożliwia realizację nowych struktur przybliżających ludzkość ku Mnie.

To dla was, dzieci, otwieram przestrzeń działania i sam z wami idę, abyśmy wspólnie zakładali nowy porządek prawny: bliższy mojemu miłosierdziu i sprawiedliwości i jaśniej ukazujący moją miłość do was, pomoc moją i opiekę. A więc nie uczynię ludzkości sierotami; przeciwnie, dam im opokę mojej ojcowskiej miłości i macierzyńskiej troski. Dlatego też prowadzi was Maryja, abyście poznali miłość Matki i doświadczyli jej. Bo takiej miłości potrzeba wam, moje biedne ludzkie dzieci.

Dlatego Matka moja zbiera (tu na ziemi) wszystkich, którzy zawierzają Jej, i niebo całe prowadzi wam ku pomocy. Wytrwajcie więc. Nie stanie się wam krzywda. Będziecie Mi świadkami. Błogosławię was, obdarzam wytrwałością i męstwem. +


Jeśli Pan zobaczy, że podzielacie Jego miłość...

25 III 1992 r. Zwiastowanie Pańskie

Spotykamy się w szesnaście osób w domu Grzegorza. Są młodzi i starsi, kobiety i mężczyźni, świeccy i duchowni; m.in. Halina, Hanna, Bogdan, Jacek, ks. Jan i o. Jan. Mówi Maryja:

– Cieszę się, dzieci, że się dzisiaj spotykamy. Zanim przyjdą gospodarze, powiedzcie Mi może o waszych najpilniejszych sprawach.

O. Jan:

– Będę głosił rekolekcje na Wybrzeżu. Jak tam powinienem ludzi przygotować?

Maryja:

– Posłuchaj, Janie. Nie strasz ich. Mów bardziej o Bożym miłosierdziu i o mojej roli jako waszej opiekunki, Matki i wychowawczyni. Kataklizmy będą, ale możecie wyprosić opiekę dla waszych miast. Panu naszemu nie chodzi o to, abyście się modlili ze strachu, w obawie o swoją własność i życie. Chodzi Mu o waszą miłość bliźniego, troskę o innych i współdziałanie z Jezusem w Jego służbie światu. A na to (zorganizowanie wielu działań społecznych, np. hospicjum, opieki nad więźniami, chorymi, dziećmi opuszczonymi itd.)macie jeszcze trochę – choć niewiele – czasu.

Troszczcie się o siebie wzajemnie, organizujcie ośrodki pomocy, pomagajcie sobie, bo jeśli Pan zobaczy, że podzielacie Jego miłość do każdego potrzebującego... Pan nie będzie burzył waszych zorganizowanych działań, ale wspomagał, wspierał je. Wasze usiłowania mogą wam wyprosić konieczne łaski.

Janie, tyle wiesz, że to ci powinno wystarczyć na spotkaniach. Nie narzucaj naszych tekstów tym, którzy ich nie chcą. Przyjdzie czas, kiedy sami zwrócą się do ciebie (tzn. w okresie zagrożenia). Teraz zaś dopuść do głosu tych, którzy rzadziej mają ku temu okazję.

Kto ma do Mnie poważne pytania? Kogo z was coś gnębi? (Ze zrozumienia: to jest jak audiencja u Królowej w tym uroczystym dniu).

Halina:

– Co jest najważniejsze, co powinniśmy przekazać Ojcu świętemu?

Maryja:

– Cieszę się, że traktujecie z powagą ten wyjazd. Ale przecież macie Syna mojego, Jezusa, na co dzień i znacie jego nauki. Papież jest też (tak jak wszyscy) tylko Jego uczniem, chociaż ma „łaskę stanu”. Mój ukochany syn, Jan Paweł II, kocha Mnie i pragnie służyć Mi jak może najlepiej. Sądzę, że zjednoczycie się w tym pragnieniu. Pragnęłabym, abyście mówili nie tylko o tym, co jest złe wokół was. Dodajcie też trochę nadziei mojemu synowi. Mówcie również o tym, co się tworzy dobrego, co zamierzacie, czego pragniecie. Mówcie o wszystkim, co zamierzacie czynić w imię Jezusa. Chciałabym, aby nie same smutki i żale dochodziły do niego z mojej ziemi. Pragnę, aby syn mój dowiadywał się o nowych inicjatywach, które zamierzacie podjąć, ale najchętniej widziałabym was mówiących o tym, co już robicie. Mój syn jest bardzo silny, ale z całego świata dochodzą do niego biadania i wiadomości o „klęskach chrześcijaństwa”. Chciałabym odpowiedzieć na wasze pytania, abyście potem wy wysłuchali, co Ja mam do powiedzenia.

Bogdan:

– Jest problem, Maryjo, z jednym z kapelanów więziennych: zaczął pracę, a teraz „nie ma czasu”. A poza tym chciałbym podziękować za ks. Stanisława i za Józefa, i za tych więźniów, którzy złożyli tak piękne świadectwa nawrócenia. A dla siebie chciałbym prosić o łaskę wytrwałości w tej pracy.

Maryja:

– A nie dziękujesz za pomoc udzieloną twojej żonie...?

Bogdan zażenowany:

– Dziękuję za udaną operację i za modlitwę charyzmatyczną, która tak zmieniła osobowość żony. Dziękuję Ci za żonę, Maryjo.

Maryja:

– Tacy wy jesteście... Najpierw prosicie, potem dziwicie się, gdy wasze prośby spełnią się, a później zapominacie podziękować.

Bogdan:

– Ale przede wszystkim proszę o ks. Pawła.

Maryja:

– Czy potrafiłbyś, synu, wytłumaczyć mu spokojnie i logicznie, że jeśli się podejmuje jakieś obowiązki, to się je wypełnia uczciwie? Czy on uważa, że do tej pracy został przymuszony?

Bogdan:

– Nie. I jest do tej pracy przygotowany.

Maryja:

– Powiedz mu też, synu, że Bogu się służy „z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich sił swoich...” (przykazanie miłości Boga).

Bogdan:

– Ale ksiądz nie będzie chciał słuchać takiego prostaczka.

Maryja:

– Zaproś Mnie do tej rozmowy i staraj się mówić tak, jak Ja bym mówiła. Niech widzi w tym twoją troskę o niego, o stan jego duszy, a nie niezadowolenie z jego pracy. Ale jeśli cię nie posłucha, to nie przynaglaj go więcej. Każdy z was sam wybiera i jeśli wybiera dobrowolnie, powinien pełnić swoją służbę chętnie, gorąco i z całych swoich możliwości.

Bogdan:

– Jest taki ksiądz...

Maryja:

– Synu, imienne prośby mów Mi w tej samej chwili (kiedy o tym pomyślisz).

Ks. Jan:

– Co Marek ma robić dalej?

Maryja:

– To są sprawy, których nie chciałabym poruszać w szerszym gronie... On powinien mieć teraz jak najwięcej serdeczności, oparcia, nie odwracajcie się od niego. Powiedz mu, synu, niech się schroni pod moim płaszczem, niech się upewni, zawierzy (ta sprawa nie jest skończona). Póki człowiek wierzy, że Bóg go kocha, wszystkie przeciwności życia nie są takie straszne.

Jacek:

– Proszę Cię o dociążenie pracą dla Ciebie.

Roześmieliśmy się wszyscy.

Potem Maryja zwraca sią do nas:

– Moje dzieci, chciałabym was prosić, żebyście – ci którzy chcą (nie musicie tego mówić głośno) – oddali Mi się z pełnym zaufaniem w moją opiekę, abyście powiedzieli Mi to z serca, że chcielibyście, bym była wam opiekunką, matką, obrończynią. I proszę was jeszcze o jedno: dołączcie do tego oddania wszystkich, którzy są wam bliscy (wasze rodziny, przyjaciół...).

Po chwili ciszy.

– Czy pozwolicie, że potraktuję was jako reprezentację waszego narodu? Pytam o to, ponieważ dzisiaj są tutaj reprezentanci różnego wieku (kilku pokoleń), różnych zawodów i różnego stanu (zastanowiliśmy sią, że rzeczywiście reprezentujemy wiele grup). Dlatego proszę was teraz, oddajcie Mi, każdy tych, których reprezentuje.

Modlimy się w milczeniu.

– Dłużej już was nie będę męczyć, ale proszę, stale, zawsze pamiętajcie o mojej prośbie i oddawajcie Mi zaraz każdego, o kogo się zatroszczycie (spotykacie pijanego – oddajcie; widzicie osobę, której zachowanie was zasmuca – oddajcie). Was to tak mało kosztuje, a być może o niektórych z nich nikt nigdy Mnie nie prosił. (Maryja mówi to ze smutkiem).

Chciałabym, żebyście mieli oczy szeroko otwarte na biedy ludzkie, na nieszczęścia, na smutki, na choroby (w tym i nałogi), żebyście pamiętali, że Ja mogę takim ludziom pomóc więcej niż ktokolwiek z was, ale potrzebne jest Mi wasze ludzkie, braterskie zainteresowanie. To buduje was i rozwija w was zdolność orędowania za innymi. A teraz tak mało ludzi w waszym kraju zwraca się do Mnie, orędując za innymi (w znaczeniu: dużo ludzi zwraca się do Maryi, ale modlą się głównie za siebie, o swoje osobiste sprawy, podczas gdy setki tysięcy ludzi potrzebuje pomocy Maryi – duchowej i fizycznej).

Syn mój prosił was kiedyś, żebyście oddawali Mu każdą wieś czy miasto, przez które przejeżdżacie, wasze miasto, ludzi z waszej ulicy, waszego domu, i żebyście pamiętali o tych osobach publicznych, które was niepokoją, których działania uważacie za szkodliwe.

Nie proszę was o długie modlitwy, a chciałabym tylko nauczyć was odruchu wstawiennictwa. Jeżeli będziecie moją prośbę traktować poważnie, wyrobi się w was stan, który nazwałabym współczuciem społecznym albo uspołecznieniem, ale jest to w istocie pośredniczenie pomiędzy Mną, waszą Matką, a tymi, którzy się do Mnie nie zwracają, bo nie potrafią lub nie chcą, lub w ogóle nie wierzą w moje istnienie. To jest jakby zarzucanie sieci współczucia, obejmowanie tą subtelną siatką współodczuwania całego społeczeństwa.

I proszę was, nie uważajcie tego za wysiłek, bo taka postawa jest wam samym potrzebna. Może jeszcze wam to wytłumaczę. Chodzi o to, że spotykając się z innymi ludźmi wyrabiacie sobie o nich sądy, czasem bardzo krótkie (podoba mi się – nie podoba; chcą utrzymywać z nim kontakt – nie chce.). Ten sposób reagowania jest jałowy. Natomiast jeśli Mnie wprowadzacie pomiędzy siebie a drugiego człowieka, o którego się zatroszczycie (czasem tą jedną myślą), wtedy Ja obejmuję swoją troską i opieką nie tylko tę osobę, za którą prosicie, ale i tę, która prosi – was samych – i razem was ogarniam miłością. (Maryję cieszy nasze współczucie i zainteresowanie innymi ludźmi; raduje ją jako Matką nasze dojrzewanie duchowe, wychodzenie poza egoizm).

Halina:

– Który anioł (chodzi o imię) albo którzy aniołowie mogą nam w tym pomagać?

Maryja:

– Ja jestem Królową Nieba. Jeśli się do Mnie zwrócicie, to Ja wam ku pomocy skieruję moje sługi. Jeżeli chcecie bronić się przed szatanami, wzywajcie Michała Archanioła. Wzywajcie go z miłością, ponieważ on kocha i troszczy się o rodzaj ludzki. Każdy z was ma również swojego Opiekuna. Szanujcie ich, zwracajcie się do nich, proście ich o udział w waszej modlitwie, zwłaszcza w modlitwie dziękczynienia i uwielbienia: wtedy będziecie modlić się wspólnie i wasza modlitwa będzie czystsza i głębsza.

Bogdan:

– W tych czasach zwłaszcza modlitwa uwielbienia jest potrzebna.

Pan:

– Te czasy niektórzy będą nazywali czasami gniewu Bożego, ale są to czasy waszego oczyszczenia i odrodzenia się ludzkości.

Mówi Maryja:

– Moje kochane dzieci. Wszyscy jesteście bardzo zmęczeni. Dzisiejszy dzień był dla was dniem pracy. Jutro czekają was obowiązki. Dlatego chciałabym, żebyśmy rozmowę zakończyli. Ale ponieważ jest to „rocznica” przyjęcia przez wolę człowieka (przez Maryję) wspaniałego Bożego planu Zbawienia, dlatego pragnę was na pożegnanie – chociaż Ja od was nigdy nie odchodzę (Maryja mówi to z lekkim uśmiechem) – obdarzyć błogosławieństwem mego Pana. To błogosławieństwo rozciągam na wszystkich, za których Mnie prosiliście, a więc na cały mój naród (którego jestem Królową). Przekazuję wam słowa Pana: Niechaj spocznie na was i pozostanie moje upodobanie w was, moja miłość, moja wola podniesienia was i poprowadzenia was ku nowemu życiu. Bowiem pragnę w waszym narodzie rozpocząć dzieło nowe. Jest to pierwsza próba powrotu do współżycia rodzaju ludzkiego ze swym Stwórcą, Ojcem, Zbawicielem i Przyjacielem we wzajemnej miłości, przyjaźni i we wspólnej służbie światu.

Błogosławię was i proszę, przyjmijcie obietnicę mojej pomocy z pełnią wiary i zaufania. Wiedzcie, że plany Boga są pewne i to, co Ja postanawiam, wspomagam mocą moją i doprowadzam do końca. Dlatego pozostańcie złączeni ze Mną miłością, zrozumieniem i przyjaźnią, a wtedy nic wam zagrozić nie zdoła i niczego obawiać się nie musicie. Ja jestem waszą skałą, waszą mocą i siłą, waszą prawdą, sprawiedliwością i miłosierdziem, którym chcę przeniknąć wasz świat. Kocham was, dzieci.

Przyjmijcie Matkę moją w sercach waszych, bo w Niej macie najpotężniejszą pomoc, miłość i miłosierdzie. Kocham was. Niech błogosławieństwo moje dla waszego narodu rozprzestrzenia się i pozostaje na tej ziemi, którą sobie wybrałem (do tego dzieła na te czasy). +

– Amen – odpowiadamy.

 

Próbuj dziękować Mi za wszystko, co ci dałem i daję

27 III 1992 r. Anna, Grzegorz, Tadeusz

Anna jest zaniepokojona tym, że ma przyjść jej dawno nie widziana znajoma, p. Helena, która domagała się usilnie, by pozwolono jej przyjść, a która jest zapewne chora psychicznie (być może nawet jej stan jest taki, że potrzebny byłby egzorcyzm). Chociaż Annie wydaje się, że nie może jej pomóc, a przy tym laka się atmosfery niepokoju, którą Helena wnosi, ustąpiła nie mając pewności, czy przyjścia Heleny nie życzy sobie Pan. Zwracamy się do Maryi o pomoc dla p. Heleny i o obroną dla Anny. Mówi Maryja:

– Witam was, dzieci. Cieszę się, że mogę przyjąć w naszym domu Tadeusza...

Przyszła p. Helena; poproszono ją, by wróciła za godzinę. W tym czasie prosimy o pomoc Maryję i pytamy, co przekazać Helenie. Mówi Maryja:

– Wiem, co cię gnębi, córko. Pierwszą rzeczą, którą ci powiem, jest to, że nie jesteś obowiązana przyjmować w naszym domu nikogo, kogo przyjąć nie chcesz. Masz do tego prawo tak jak każdy inny człowiek (każdy człowiek ma prawo mieć swój kąt, gdzie czuje się bezpiecznie). Wiesz, że nasza współpraca dotyczy określonego kręgu tematycznego. Pomoc poszczególnym ludziom podejmujesz sama, jeśli czujesz, że możesz pomóc, ale w żadnym wypadku nie powinnaś porywać się na pomoc osobom, których natury ich złego stanu duchowego lub psychicznego nie znasz. Nawet uczniowie Jezusa nie potrafili poradzić sobie z pewnymi problemami (Mt 17,21).

Wiem, o co ci chodziło, dziecko, i może na to ci odpowiem.

(Maryja odpowiada na nie wypowiedzianą myśl)

Mój Syn odkupił i kocha każdego człowieka bezwarunkowo, więc wybór – cała przyszłość (w wieczności) jest w waszych rękach, a że Pan prowadzi ku sobie rozmaitymi drogami, pomóc możesz tylko tym, których drogi są tobie bliskie (znajome). Jedną z dróg, których nie znasz i na które pomóc nie możesz, jest choroba psychiczna – najczęściej wynikająca z choroby duszy. Nie jesteś spowiednikiem, nie jesteś psychologiem ani pedagogiem, nie jesteś też lekarzem, a tym bardziej nie jesteś egzorcystką – i słusznie bronisz się przed podejmowaniem jakichkolwiek prób pomagania „na oślep”. Ponadto obecnie musisz liczyć się ze swoim złym stanem fizycznym i (w konsekwencji) psychicznym. Nie podejmuj ciężarów ponad siły.

A teraz Syn mój przekaże ci kilka słów dla Heleny.

Mówi Pan:

– Przekaż Helenie, aby starała się zaaprobować swój stan i przyjąć go jako mój wybór i mój dar dla niej. Wiem, że cierpi, ale na ziemi wszelakie cierpienie jest waszą drogą ku Mnie (np. kalectwo od urodzenia, którego ona nie zaznała). Powiedz, że zgoda na to, co Ja jej wybrałem, jest warunkiem jej przemiany i oczyszczenia – takiego oczyszczenia, które da jej szansę uniknięcia czyśćca. Wszelki bunt przeciw mojemu wyborowi powoduje dodatkowe cierpienie i stałą niemożność przyjęcia łask potrzebnych do jego zniesienia. A przecież Ja pragnę pomagać każdemu z was.

Pan zwraca sią teraz do p. Heleny (nieobecnej):

– Życzą sobie, żebyś poważnie przyjęła moje słowa. Próbuj, nie zniechęcając się, dziękować mi za wszystko, co ci dałem i daję. Ważna jest tylko twoja dobra wola w przyjęciu takiej sytuacji życiowej, w jakiej jesteś. Jeśli przyjmiesz moją wolę z poddaniem – skoro nie możesz z radością – nic nie przeszkodzi ci w spotkaniu ze Mną.

W waszym życiu poważnie liczy się tylko stosunek Bóg–człowiek i odpowiedź człowieka na miłość Boga do niego. Ja kocham cię na zawsze – niezależnie od wszelkich okoliczności, w jakich ty uważasz, że kochać cię nie mogę lub nie powinienem. Dla ciebie ważna jest tylko twoja miłość do Mnie, a ona wyraża się w przyjęciu takiego życia, jakie Ja dopuszczam. Przyjmij moją wolę, córko, i przestań się niepokoić, bo nic ci nie może zagrozić (na wieczność) oprócz twojego złego wyboru. Pamiętaj, że kocham cię, a jestem Panem wszystkiego, co istnieje. Masz miłość Króla swego (i Ojca) i staraj się kochać Mnie. To jest zadanie twojego życia – pomimo wszystko, bo to, co cię spotyka, jest twoją próbą daną po to, abyś wyszła z niej zwycięsko. Przyjmij te słowa na całe życie i nie szukaj następnych, bo w tym, co ci powiedziałem, mieści się moja wola względem ciebie.

Te moje słowa przekaż swojemu spowiednikowi. Pozostań, córko, w pokoju.

Pani Helena wróciła. Okazało sią, że Anna pomyliła dwie osoby o tym samym imieniu i że to nie była ta, której tak sią obawiała. Okazało się zarazem, że przekazane dla niej słowo Pana zawierało właśnie to, czego ona potrzebowała. Odeszła uszczęśliwiona i spokojna.


Nienawidzić powinieneś zła i nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego, ale nigdy ludzi

Powracamy do modlitwy. Do Maryi zwraca się. p. Tadeusz – zaangażowany w ruch obrony wiary przed działalnością świadków Jehowy:

– Cieszę się z listów, które otrzymuję (po wygłoszonych rekolekcjach i wydanych książkach), z dobra, o jakim one świadczą: o powracaniu do Boga wielu, wielu ludzi.

Maryja:

– Ciesz się, synu, że działasz w czasach, w których Ja objęłam już berło władzy (Królowej Polski) i realizuję swoje zamiary, bo (gdybyś żył) w innych czasach, może dopiero z mojego Królestwa mógłbyś zobaczyć rezultaty twojej pracy.

– Proszę za ruch, któremu przewodniczę, o to żeby wszyscy odczuli głód Boga i wynieśli pożytek duchowy...

Maryja:

– Jeżeli wy będziecie Mnie godnie reprezentować, tak się stanie. A wiesz, synu, jakie cechy powinniście wykazywać? Cierpliwość, łagodność, umiejętność wysłuchiwania innego człowieka, dążenie do zrozumienia bliźnich i zawarcia z nimi przyjaźni. Pamiętaj też, że Ja jestem Królową Miłosierdzia, Królową Pokoju i Ucieczką grzeszników. Dlatego występując przeciwko nieprzyjaciołom Jezusa pamiętaj, że powinieneś szanować ich godność ludzką, wolność ich woli, i dlatego nie stawiaj żadnej sprawy na ostrzu noża. Chciałabym, abyście zawsze pozostawiali im szansę powrotu. Starajcie się zatem szukać platformy pojednania – jeżeli nie teraz, to w przyszłości – ale nie pozostawiajcie ich w postawie swoich wrogów.

Jeżeli będziesz pamiętał, synu, że Bóg każdego z nich kocha, o każdego z nich się stara – tak jak pasterz szukający zagubionej owcy (Łk 15,3–7) – jeżeli zrozumiesz dogłębnie cenę Krwi mojego Syna i Boga, nie będziesz mógł nienawidzić tych, których On kocha. Nienawidzić powinieneś zła i nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego, ale nigdy – ludzi. Współczuj im i w duchu stawiaj ich pod krzyżem Jezusa, tak aby Krew Jego spływała na nich, bo ona ma moc zbawczą.

Pamiętaj, że w końcu pokonuje ich wyłącznie miłość Boga, a nie wasze słowa. Lecz Bóg współpracuje z wami w tej walce.

Maryja pyta:

Co jeszcze chcesz wiedzieć, synu?

Tadeusz zwraca się do Pana:

– Przymnóż mi wiary (jak ziarnko gorczycy), aby Twoja wola się spełniała, a nasza małość... utonęła w Twoim miłosierdziu.

Pan:

– Dobrze, synu, ale pamiętaj o swojej prośbie wtedy, kiedy ci się nie powiedzie.

Tadeusz:

– Bądź wola Twoja.

Mówi Maryja:

– Wiem, dzieci, że się spieszycie. Dlatego teraz uklęknijcie i przyjmijcie przez moje ręce błogosławieństwo Pana.

Kocham was, dzieci, Widzisz, Tadeuszu, jak bardzo cię kocham. Zatrzymywałam cię tu, żeby z tobą zamienić parę słów, żebyś naprawdę poczuł, że masz rzeczywistą Matkę z krwi i ciała, która chce rozmawiać z wami.

Przyjmijcie miłość Pana. Niechaj w was rozkwita i udziela się innym. Dziękujcie Mu – już z góry – za wszystko, co zrobi dla waszej ojczyzny. Dziękujcie Mu wraz ze Mną, bo Ja to czynię stale w waszym imieniu. Bądźcie pełni nadziei. Cieszcie się już tym, co nastąpi, ponieważ możecie w ten sposób wyrazić Jezusowi swoje zawierzenie. Chciałabym, aby moje polskie dzieci przynosiły Mu radość swoją ufnością i pogodą, z jaką pełnią swoją służbę. Pragnę tego dla was, dzieci. „Otrzyjcie łzy, podnieście czoła”, bo dla was nadchodzi oczekiwane święto zmartwychwstania. Przytulam was do serca i błogosławię. +