Anna – BOŻE WYCHOWANIE –

 

X

ROK 1990

 

Proś, abym razem z tobą prosiła Boga...

8 I 1990 r., Anna, o. Jan, Grzegorz

Maryja pyta nas o nasze problemy i prośby:

– Jak mam się przygotować do wyjazdu? (pyta Grzegorz, wyjeżdżający na dłużej za granicę).

Maryja:

– Nie lękaj się niczego i niczym się nie trap, bo masz Matkę, która się o ciebie troszczy.

Dziękuję wam, dzieci. Tobie, Grzegorzu, za wszystko, coś zdołał ukończyć, i tobie, Janie, za twoje korekty – bo dopiero po nich możemy kończyć dzieło (podlega ono ocenie Kościoła).

O co chcesz Mnie prosić, Janie?

O. Jan:

– Aby pisanie referatu szło mi łatwiej...

Maryja:

– Dam ci jedną radę. Nie wertuj od razu wszystkiego. Bierz to, co było najistotniejsze dla zagadnienia, które poruszasz, w poglądach każdego z wybranych myślicieli i filozofów – a to, synu, znajdziesz w każdej encyklopedii – resztę zaś odrzuć. (...) A gdy będziesz wygłaszał prelekcje, to też powinieneś się dostosować do poziomu słuchaczy. To ma być rzut oka, jak gdyby z góry, na rozwój duchowy i umysłowy społeczeństw, przyjmujących i odrzucających to, co im dano – i jakie z przyjęcia tych „darów umysłu” wynikły skutki. Pamiętaj, synu, że nieprzyjaciel wasz potrafi równie dobrze działać przez rozum filozofów, jak przez głupotę ludzi tępych. (...)

Nie mów o szatanie, ale mów o rozwoju zła, o poszerzaniu się błędów i skażonym przez to widzeniu i rozumieniu świata (np. konieczność „walki klas”). A podsumowując, znowu nakreślisz obraz współczesny ze wszystkimi skutkami negatywnymi. Ponieważ chodzi o mój Kościół (Maryja mówi to jako Matka Kościoła), wskażesz skutki rujnujące duchowo narody chrześcijańskiej Europy.

O. Jan:

– A wspomnieć o teologach...?

Maryja:

– Możesz wskazać, jaki zakres myślenia filozoficznego objął sceptycyzm i zwątpienie. Wszystko, co nie jest oparte na Bogu, kończy się zwątpieniem i niepewnością.

O. Jan:

– Dziękuję Ci, Matko.

Maryja:

– Synku, przecież dla Mnie pracujesz – „ad maiorem Dei gloriam”. Zawsze możesz liczyć na Mnie.

O. Jan:

– Proszę o światło, o dary Ducha Świętego dla tej mojej pracy...

Maryja:

– Dlaczego sądzisz, synu, że My ci ich poskąpimy? Każdego dnia, kiedy zaczniesz pracę, módl się, abym razem z tobą prosiła Boga o światło umysłu dla ciebie. Nie myśl, synu, że kiedykolwiek skąpił ci Bóg umiejętności, więc po cóż te lęki?

A teraz, dzieci, uklęknijcie i przyjmijcie błogosławieństwo. +


Budź nadzieję na nowy, odrodzony świat

11 I 1990 r. Anna, Grzegorz

Prosimy Pana o wskazówki w związku z wyjazdem Grzegorza do Anglii. Pan mówi:

– Synu, chciałbym, żebyś Święta Wielkanocne spędził w Warszawie – w kraju i z rodziną, (...) żebyś, Grzegorzu, pozostał sobą, zawierał przyjaźnie, by móc potem zapraszać do siebie fachowców z innych krajów (jako naukowiec naukowca – dla dobra kraju).

Pamiętaj o Mnie. Bądź, synu, przy moim sercu, a Ja ci poradzę; będę ci drogi otwierał. Nie odrzucaj starej Polonii, jeśli znajdziesz się wśród nich, bo im też jest potrzebna optymistyczna wizja przyszłości. Chociaż może prędzej przyjmą ją kobiety... Ale w tym, synu, polegam na tobie. Chciałbym, żebyś moim orędziem zainteresował duchowieństwo polskie, dlatego że jest ono częścią waszej Ojczyzny i powinno też wyjść z marazmu i życia gnuśnego, gdyż żyje bez porywającej wizji przyszłości, jaką miało pierwotne chrześcijaństwo, a jaką Ja wam daję. (...)

Grzegorz:

– Co powinienem mówić przede wszystkim?

Pan:

– Budź nadzieję, synu, na nowy (oczyszczony i odrodzony) świat – wedle tego wszystkiego, co znasz. I pamiętaj, że będę z tobą (będę cię podtrzymywał).

Dzieci, jesteście zmęczeni. To, co wybraliśmy, na razie wystarczy. Uklęknijcie teraz. Chciałbym objąć was i przytulić do serca. Niech miłość moja was ogarnie, nasyci i osłoni. Niech nigdy was nie opuści. Kocham was, moje dzieci.

Bądźcie spokojni. Przeciwności przyjmujcie jako część składową życia i pewni bądźcie oboje, że jesteście i nadal będziecie Mi pożyteczni, że cieszę się wami, a Matka moja przyjęła was ze szczególną miłością do swojego serca na moje życzenie (w znaczeniu: Maryję wzrusza, że staraliśmy się gorliwie służyć Jej Synowi). Matka moja nigdy o was (waszych rodzinach i wszystkich bliskich) nie zapomni. Oddawajcie Jej każdego, kto odpowie na nasze wezwanie (porywem duszy – sercem i rozumem). A ty, synu, nie zapominaj o Mnie.

Maryja mówi:

– Być może spotkasz się z Ukraińcami i innymi przedstawicielami narodów sąsiednich. Zawieraj przyjaźnie i mów im o naszej miłości i o naszych staraniach. Bo nic nie stoi na przeszkodzie, żeby i oni poszli z wami.

Dziękujemy i prosimy o zdrowie dla chorej żony Grzegorza, Grażyny. Pan mówi z uśmiechem:

– Za to ma czas na naukę (ponieważ mając zwolnienie lekarskie jest w domu).

Trudno nam skończyć rozmową. Wtedy Pan dodaje:

– No, dzieci, przecież się nie rozstajemy...


W tej pracy Ja jestem z tobą

12 I 1990 r. Anna, Andrzej, Grzegorz

Podczas rozmowy na temat udziału Andrzeja we współpracy z nami, gdy zaczynamy się modlić, „włącza się” Pan:

– Skoro jesteśmy tu razem, to chciałbym zapytać cię, Andrzeju, jakie masz w tej chwili największe problemy i zmartwienia?

– Praca w zakładzie dla niewidomych... czy mam odejść?

– Może Ja cię zapytam o coś, synu. Powiedz Mi, czy wielu jest chętnych na twoje miejsce?

– Raczej niewielu w tej chwili...

– Powiedz Mi jeszcze, czy ty te dzieci kochasz (w znaczeniu: czy im współczujesz, czy budzą w tobie chęć dopomożenia im; nie chodzi o łzawą litość).

– Myślę, że jakoś tak...

– Widzisz, synu, one pochodzą z tak różnych środowisk, z rodzin, które im tak mało dawały. I te dzieci otrzymały ode Mnie o tyle mniej niż wszyscy inni zdrowi ludzie. Czy sądzisz, że nie chciałbym im dać wszystkiego, co najlepsze? A jeśli tym najlepszym jesteś ty, to Ja im daję... Siebie w tobie. (W znaczeniu: najlepsze, co można im dać, to troska ludzka – nie książki, lecz człowiek; jest to najlepsze, bo budzi duszę. A Pan nie może się udzielić inaczej niż przez człowieka).

Wiesz, mój synu, że zanim człowiek dojrzeje do przyjaźni ze Mną, długo szuka wzorców i autorytetów – i biada, jeżeli są to wzorce złe; biada dawcom zgorszenia i fałszywych wartości. A dobrych wzorców jest tak mało. Dlatego proszę cię, synu, abyś pozostał jeszcze z nimi, zwłaszcza przez czas zagrożenia. Chciałbym, żebyś w tym czasie wychował sobie następców, a wtedy Ja zaproszę cię do innej pracy, ale w tej pracy Ja jestem z tobą – uświęcam ją swoją obecnością...

Pan zwraca się do nas, gdy wahamy się, co mówić:

– Dzieci, korzystajcie z czasu... (na rozmowę). Oczywiście wiem o was wszystko, lecz też bardzo pragnę rozmowy z wami.


Tak bardzo potrzebne są wasze uprzedzające modlitwy

Po pewnym czasie Pan mówi:

– Przystępuję do dzieła odrodzenia świata

Jeszcze jedno chciałem wam powiedzieć. Pamiętajcie, że jesteście osłaniani przeze Mnie, a całego narodu broni Maryja, wasza Królowa – bądźcie więc spokojni. O ile przedtem dopuszczałem, aby szatan mógł działać wedle waszych ludzkich pragnień (wojny światowe, rzezie, mordy, aneksje państw, podboje, walki wewnętrzne itp.), o tyle teraz przystępuję do dzieła odrodzenia świata.

Oczyszczenie wasze jest uzależnione od waszej zbiorowej woli. Bo każdy naród widzę tak jak człowieka (przypomnij sobie, jak mówiłem o Izraelu czy Jeruzalem), z jego własną osobowością wytworzoną przez wieki. Dlatego będzie to „sąd nad narodami”, lecz nie zmiażdżenie ich, ale szansa odrodzenia dla jednych, a zguba fizyczna (lecz nie duchowa) dla innych, bardziej zdeprawowanych. Jednakże lęk przed śmiercią i zagrożenie uratuje więcej istnień dla życia w Moim królestwie niż dalsza egzystencja w wyuzdaniu, egoizmie i zupełnej obojętności na cierpienia ludzkie (ludzi i narodów). To będzie ta ostatnia szansa, jaką im daję i dlatego tak bardzo potrzebne są wasze uprzedzające modlitwy. O tym, dzieci, pamiętajcie, zwłaszcza w czasie Przeistoczenia.

Teraz uklęknijcie, bo chcę was specjalnie umocnić i podnieść na duchu. Powinniście się radować już teraz, mając zapewnienie mojej opieki i pewność, że Maryja w swoim królestwie dzięki wierności wielu z was dokona przemienienia dusz ludzkich i zbuduje dom dla Mnie.

 

Jesteś Mi potrzebna, jesteś niezbędna...

26 I 1990 r.

Modlimy się we dwie z zaprzyjaźnioną siostrą zakonną. Pan mówi do niej:

– Córko, chciałbym, żebyś się modliła za wszystkich kapłanów, zakonników i świeckich, których Ja powołuję na misje (na Wschód), aby odpowiedzieli Mi i zrozumieli moją troskę a własną odpowiedzialność za dusze głodne Mnie, oczekujące Mnie z utęsknieniem, gdyż stałem się ich ostatnią nadzieją. (...)

Kiedy Ja cię wezwę, nie będziesz się mogła doczekać momentu wyjazdu, ale jeśli nie widzisz tam siebie, przymuszał cię nie będę. Jednak módl się za tych, co jadą. A ponieważ masz wiele znajomości, zbieraj dla nich potrzebne pomoce (książki dla dzieci, Pismo święte, obrazki). Nie zapominaj też o książkach mówiących o polskiej historii i kulturze.

Moje dziecko, wszystko czym się martwisz, chętnie od ciebie przyjmę, tylko chciej Mi to powierzać. Rozumiem twoją troskę o dobro zakonu, ale każda z was swoim postępowaniem pociąga ku Mnie lub oddala wszystkich innych. Dlatego pamiętaj o tym, że nie ilość sióstr oddanych Mnie ma znaczenie, gdyż dobro jest zawsze silniejsze od zła. Dobro ze swej natury udziela się i rozsnuwa na innych, podczas gdy zło zamyka człowieka przed łaską i dzieli ludzi.

Ty i Ja bądźmy taką dobrą wspólnotą udzielającą się dookoła. Trzymaj się Mnie, córeczko, pomimo wszystko, gdyż przeciwności cię hartują, a niechęć i złośliwość są sprawdzianem, ile w tobie zdolności przebaczenia, współczucia i chęci udzielenia pomocy takim osobom przez orędownictwo. Bądź, córeczko, moją wspólniczką na drodze nawracania ku Mnie opornych i nie rozumiejących.

A teraz udzielam ci mojego błogosławieństwa, otaczam cię moją miłością i troską. Bądź, córeczko, niewzruszenie spokojna we wszystkich okolicznościach życia, bo jesteś Mi tak droga, że dałem za ciebie życie. Jesteś Mi potrzebna, jesteś niezbędna, bo w całym Moim królestwie nie ma drugiej takiej samej jak ty. Każdy z was jest dla Mnie jedyny i niepowtarzalny, każdy staje się bogactwem Mego królestwa. Tulę cię, córeczko, do serca. Trwaj we Mnie tak, jak Ja jestem zawsze przy tobie.


Pragnę dawać ludziom was przemienionych

9 II 1990 r.

Na spotkaniu grup charyzmatycznych w Magdalence, gdzie byli moi znajomi, Pan powiedział słowa tak współbrzmiące z tymi, które sama słyszę, że bardzo się ucieszyłam i zamieszczam je:

– Pragnę wejść w wasze życie, pragnę wejść w wasze serca. Chcę je wypełnić, uczynić je w pełni otwartymi na Mnie, uczynić je przejrzystymi. Przenikam was, znam wasze wnętrze, znam wasze upadki, zniewolenia i nałogi. Tego wszystkiego dotykam Swoją łaską.

Trwajcie we Mnie. Ja nieustannie czuwam. Posyłam Swoich aniołów, aby was strzegli, „abyście nie urazili nogi o kamień”. Cały jestem dla was, bez reszty...

Jesteście bezpieczni. To Ja zbawiam. To Ja ponoszę cały ciężar waszego życia...

Chcę was uczynić wolnymi. Nie lękajcie się wyzwolenia – tej pełni, którą wam daję. Daję wam nowe życie, przemieniam was tutaj, teraz. I takich przemienionych pragnę dawać was ludziom.

Moja światłość spływa na was. Znam te najboleśniejsze miejsca ukryte w was. Tam tylko Ja mogę dotrzeć Swoją łaską.

Pragnę waszej zgody na to wszystko, co chcę uczynić z waszą pomocą. Bardzo obficie was obdarzę. Chcę wam odebrać lęk o wasze życie. Chcę, żebyście poczuli się strzeżeni moją łaską, by lęk o życie nie przesłaniał tego, co chcę, byście czynili.

Pokój wam.

 

Abyście podejmowali okazje

10 II 1990 r.

Modlimy się wspólnie z o. Janem. Mówi Pan:

– Dzisiaj, kiedy macie więcej czasu, mogę z wami porozmawiać swobodnie i bez pośpiechu. Janie, czym się trapisz najbardziej?

O. Jan:

– Martwię się, że służę Ci, Panie, zbyt mało gorliwie, nie zawsze skutecznie...

Pan:

– Synu, chcę, żebyś wiedział, że Ja się tobą cieszę. To samo powiedz pani Stasi. I pani Kazimierze, bo ona swoją pracą chce Mi się przysłużyć.

Dzieci, nie możecie zrobić więcej, niż wam to umożliwię. Chodzi o to, abyście podejmowali okazje, a nie odrzucali, abyście podejmowali okazje pomimo wszystko.

Moja córko, Ja wiem, jak martwisz się upływem czasu według ciebie bezużytecznego. A przecież dałem ci teraz chorobę jako zadanie. Musisz się, córko, liczyć z siłami, a Ja ci w tym okresie dopomogę. Każdy dzień i noc oddawaj Mi tak, jak to zrobiłaś wczoraj. (Bez wyszczególniania intencji oddałam Panu wszystko, co obecnie przechodzę, łącząc się z Jego cierpieniami). (...)


Tak wszystko czyńcie, jak gdyby nie było żadnego zagrożenia wokół was

Pan mówi, że powinniśmy budzić w ludziach nadzieje, i pewność w opieką Bożą i że możemy w tym celu posługiwać się odpowiednimi tekstami.

– Moi kochani przyjaciele! Pragnę wam dać wolność samodzielnego działania, zgodnie ze zrozumieniem moich planów waszego ratunku, ponieważ zaakceptowaliście je i uznaliście za dobre.

Pomyśleliśmy, że nie tylko „dobre”, lecz „najlepsze”, ale Pan przypomniał, że wszystko, co Bóg stworzył, było dobre (Rdz 1).

Pan uspokaja nas też, że nie powinniśmy obawiać się potęg tego świata, a w szczególności naszych potężnych sąsiadów, ponieważ naszych granic strzeże Maryja, i tłumaczy:

– Niemcy jako mocarstwo skończą się bezpowrotnie i koniec tego państwa wstrząśnie całą Europą. To, co się w tej chwili wśród nich ujawnia, ukazuje Europie ich właściwą naturę, do tej pory skrywaną pod maską „ucywilizowania”. Dlatego nie będą mieć żadnej pomocy ani przyjaciół, gdy ich dotkną kataklizmy. (...) Niemcy ze Wschodu (zwłaszcza Prusacy) mają za sobą wychowanie sowieckie, a dalszą przeszłość zbrodniczą – przeszłość, której nigdy nie żałowali (poza małymi grupami). Dlatego podatni będą na wszelką prowokację nieprzyjaciela (szatana).

Ale wy się nie lękajcie. Już nigdy stopa żołnierza niemieckiego nie stanie na waszej ziemi (będącej królestwem Maryi, w którym Ona już ma władzę). Kataklizmy dokończą dzieła zniszczenia w Niemczech, w niektórych zaś krajach dopuszczę je dużo wcześniej. (...)

Rosja przejdzie przewroty ( w znaczeniu: narastające wciąż tendencje separatystyczne na tle narodowościowym, o różnym nasileniu konfliktów, aż do wojen domowych). Wy umocnicie się wtedy w swoich obecnych granicach. Ale ponieważ waszym zadaniem jest okazanie miłosierdzia i nawrócenie sąsiadów waszych, bądźcie otwarci na ich potrzeby, zwłaszcza tych najbiedniejszych. Nie obawiajcie się uboższych od siebie, bo ich wdzięczność będzie większa i ona was zespoli.

Pomoc religijną nieście tak daleko, jak tylko możecie. Wspomóżcie Kościół mój na Białorusi, Litwie i Łotwie. Dajcie gościnność klerykom stamtąd, studiującym na uniwersytetach katolickich, i przygarniajcie tych, którzy zechcą zostać klerykami.

Tak wszystko czyńcie, jak gdyby nie było wokół was żadnego zagrożenia – bo tak istotnie jest. Stoicie na opoce miłości Boga, który was kocha. Zniszczyć was mogłoby tylko powszechne i świadome odrzucenie Mnie. A tego, moje dzieci, nie zrobicie. (...)

Zwracajcie, dzieci, uwagę, na państwa (i narody) nie tak silne, ale chętne do współpracy (Szwecja, Finlandia, Estonia, Łotwa, Białoruś, Słowacy, Morawianie, Czesi, Węgrzy, Austria, Włochy; sojusz z Europą środkowo–wschodnią). Okazujcie dobrą wolę i zrozumienie dla ich problemów, nie poniżając się zawsze do próśb o pożyczki. Raczej starajcie się nawiązywać współpracę i liczne kontakty, aby poznawać się wzajemnie. Mówcie o tych swoich ideach, planach i ciążeniach, których oni nie mają. Zjednoczenie – wyłącznie konsumpcyjne

– Europy bogatej, bezbożnej, rozkładającej się duchowo, odrzucającej Mnie i zadufanej w sobie, tak skażonej moralnie – musi runąć.

Inaczej jest po wschodniej stronie Alp. (Pan wskazuje cały pas państw mniej znaczących obecnie, lecz i mniej zagrożonych przez kataklizmy – po wschodniej stronie Alp, od Finlandii aż po Grecję i Włochy). Te zwłaszcza narody, którym Mnie odebrano siłą, są Mnie głodne, ale nie wiedzą, że Ja pragnę stanąć w pełnym blasku swojego panowania w kraju, którego prawa opierają się na Mnie, w którym Ja jestem gwarantem wolności, sprawiedliwości i miłości społecznej. Wy jesteście moim zarzewiem. Chciejcie to zrozumieć, a ułatwię wam to w najbliższym nadchodzącym okresie zagrożeń.

Nie będzie godnym naśladowania to, co runie w całej swej pysze wśród nienawiści wzajemnej, obojętności wobec słabszych, wśród walki o życie w społeczeństwach pozbawionych miłości społecznej i sumienia (cała bogata Europa Zachodnia i USA). (...)

Zwróćcie uwagę na pozytywne wartości jedności Europy bez granic. (W znaczeniu: dziś jest jedność konsumpcyjna Europy, a nie mówi się o zjednoczeniu, by wzajemnie podnosić się wzwyż przez wymianę wartości duchowych własnej kultury). Głoście możliwość wymiany wartości duchowych osiągniętych przez każdy naród, bo ona jest ważniejsza (od wymiany wartości materialnych) dla budowania organizmu intelektualnego człowieka i rzutuje na jego stan duchowy.


Czy ty, dziecko, nie chciałabyś być przyjacielem Moim?

13 II 1990 r.

Rozmawiamy z Polką, która przyjechała na krótko ze Szwecji, gdzie mieszka na stałe. Pan zachęca, żeby zwrócić się do Niego:

– Śmiało, dzieci. Ja jestem z wami.

I odpowiada w sprawie, którą poruszałyśmy w rozmowie:

– Nigdy nie chciałem, byście byli podobni jeden do drugiego; zawsze chciałem mieć was różnych.

Po czym pyta, zwracając się bezpośrednio do niej:

– Co chciałabyś, córko, wiedzieć?

– Nie wiem.

– Może zapytam cię inaczej. Co budzi twój największy niepokój? Z czym się nie możesz pogodzić, co ci nie daje spokoju?

– To, co nadchodzi, i moje miejsce...

– Moja córeczko! Mój cel polegał na tym, żebyś ty była wśród nich (w Szwecji), bo kiedy nadejdą dni powszechnego lęku przed śmiercią, oni będą się mieli do kogo zwrócić. Sama widzisz, jak wygodne życie i poczucie bezpieczeństwa oddala ode Mnie. Możesz porównać tamten bogaty kraj i tak straszliwie doświadczony twój kraj. Gdzie Ja mam więcej przyjaciół? Czy tam, gdzie mają wszystko beze Mnie i nie jestem im do niczego potrzebny, czy tu, gdzie kochają Mnie pomimo wszystko. Ty jesteś moim posłem tam, dlatego że nie tylko twoje korzenie są w królestwie mojej Matki, ale całe twoje serce. Dlatego na pewno będziesz Mi potrzebna, kiedy przyjdzie czas zamętu i będzie się wydawało, że zagrożone jest samo istnienie ludzkości, a groza będzie tak wielka, że nie pozwoli na spokojne korzystanie z nagromadzonych dóbr – nawet bez bezpośrednich zwiastunów śmierci. Wtedy ty, córko, powinnaś być dla nich ostoją pokoju i zawierzenia.

Pamiętaj, że jesteś pod opieką mojej Matki, jeżeli będziesz Ją prosiła jako swoją Królową (w znaczeniu: prawem każdego członka społeczeństwa jest liczenie na opiekę swojego władcy). Włączaj w swoje prośby wszystkich swoich przyjaciół i obcych, których chcesz uratować i proś, aby Maryja zechciała wziąć ich pod swój płaszcz litości i miłosierdzia. Bóg twój, moja córeczko, ma bardzo czułe serce, dlatego wzrusza Go i zobowiązuje każdy akt człowieczej miłości bliźniego. Muszę ci powiedzieć, dziecko, że jest on zawsze dowodem twojego podobieństwa do Ojca.

Każdy z was, wierzących i ufających Mi, jest prawdziwym ambasadorem królestwa mojej Matki, a znaczy to, że reprezentuje sobą jej Osobę. Kiedy nadejdzie pora lęku, ty, córko, powinnaś budzić w nich nadzieję, mówić im o moim zamiarze oczyszczenia i odrodzenia świata. Ucz ich nadziei, wiary w to, że jestem rzeczywiście Ojcem, który karze swoje dzieci, ale nie potępia ich i do ostatniej sekundy daje im szansę odwrócenia się od własnych win (w znaczeniu: które polegają często na egoizmie, obojętności wobec potrzeb bliźnich, stawianiu siebie „ponad”). Ja zawsze czekam na każde z moich stworzeń, które powołałem do bytu dla szczęścia, życia nieśmiertelnego, przyjaźni, miłości wzajemnej. Jestem rzeczywistym Ojcem waszym, a wy moimi dziećmi. Żaden ziemski ojciec nie wyrzeka się i nie odrzuca swojego dziecka, choćby było najgorsze. Ojciec czeka na powrót ze świata synów marnotrawnych nie po to, aby im wypominać ich winy, lecz aby ich przyjąć do serca i wspólnie się weselić. Dlatego powrót do mnie jest radosny. Towarzyszy mu ukojenie i poczucie bezpieczeństwa w ramionach Moich. Ale jeśli byłoby to zbyt trudne, to mów przyjaciołom swoim, że mają Matkę i mogą powrócić do Mnie przez Nią prowadzeni. Maryja, Matka moja i wasza, dysponuje bezmiarem mojego miłosierdzia. Każdy, kto słusznie lęka się sprawiedliwości mojej, może chronić się w Jej miłosierdziu.

Córeczko, będziesz Mi bardzo potrzebna i Ja licząc na ciebie umieściłem cię tam, gdzie przebywasz. Ten kraj tak daleko odszedł ode Mnie! Odsunięty jestem na margines zainteresowań ludzkich, jako „zabytek przeszłości”, a przecież Ja żyję wśród was, jestem Bogiem–Człowiekiem. Cała moja natura człowiecza spragniona jest przyjaźni, zrozumienia, wymiany miłości. A tu jest tak smutno. Cierpię zimno, samotność. Z kim mógłbym zawrzeć przyjaźń, abyśmy stali się wspólnotą miłości? Czy ty, dziecko, nie chciałabyś być moim przyjacielem? (w znaczeniu: nieistotna jest niegodność ludzka, bo nikt nie jest godny Pana, ale On chce się udzielać wszystkim).

Nie żądam od ciebie odpowiedzi teraz, ale kiedy tylko zechcesz, powiedz Mi „chcę”, a Ja natychmiast stanę przy tobie. Pamiętaj tylko, córko, że Ja jestem wierny i jeśli przychodzę zamieszkać w sercu ludzkim, to już na wieczność – pomimo nieustannych, niezliczonych niewierności każdego z was. Bo taka jest natura ludzka. Wy przecież wciąż walczycie ze światem, a przede wszystkim z nieprzyjacielem waszym, nie widząc go i na ogół nie rozeznając.

Dzisiaj pragnę ci powiedzieć to jedno, że kocham cię tak, jakbyś była jedynym człowiekiem na ziemi. Pamiętaj o tym zawsze, że cokolwiek robisz, jesteś kochana taka, jaka jesteś. Ja nie pragnę was przekształcać, lecz dopiero przy Mnie możecie stać się dojrzali w pełni swej własnej osobowości. Wszystko, czymkolwiek obdarzyłem cię, córko, jest wyrazem mojej miłości i nie pragnę ci nic odbierać – przeciwnie, jedyne, czego pragnę, to otwarcia się twojego serca na przyjęcie całego bogactwa, które pragnę wylać na ciebie. Pamiętaj, im bardziej ty będziesz udzielała się innym – myślą, troską, orędownictwem – tym więcej okazji będę ci dawał, bo liczę na ciebie; i jeżeli Mnie samego nie chcą widzieć, to może wraz z tobą uda Mi się wejść do ich domów i serc.

Teraz, córeczko, uklęknijcie, pragnę dać wam błogosławieństwo moje, a ty zatrzymaj je i weź ze sobą, bo przez ciebie przekazuję je dla kraju, w którym mieszkasz. Pamiętaj, moja mała córeczko, że nie istnieje w nim żaden człowiek, którego bym nie kochał, nie pragnął mieć w moim domu. Daję wam moje błogosławieństwo w imieniu Boga Wszechmogącego. Niechaj ogarnie tych, z którymi przestajecie, tych, za których prosicie, tych, których kochacie i tych, którym przebaczacie ich winy względem was. Kocham was, moje biedne, zmęczone dzieci.


Polacy z Zachodu powinni chcieć tu powracać

l III 1990 r. Anna

Przed wyjazdem do Grzegorza jego żony zwracam się. do Pana:

– Proszę cię, Panie, powiedz, co jeszcze chciałbyś przekazać Grzegorzowi (przebywającemu w Anglii)?

– Polacy z Zachodu powinni chcieć tu powracać, jeśli mogą, i to w tym celu, by wspomagać was wiedzą i umiejętnościami, których nabyli, teraz kiedy jest to ojczyźnie waszej potrzebne i staje się służbą, nie zaś okazją do dorabiania się. Jeśli jednak wybrali wygodny sposób życia i stał się on ważniejszy od miłości, którą każdy z was jest jej winien (choćby za to, że stał się człowiekiem dojrzałym, zdolnym do wyrzeczeń dla osiągnięcia dobra wspólnego), do takich ludzi zew miłości nie ma dostępu, gdyż stali się obywatelami świata Zachodu i sprzedali swoje pierworództwo za kęs pożywienia. Nie warto ich wzywać. Niechaj podzielą los tych, których wybrali.

Mnie tu potrzeba ludzi ofiarnych, ludzi służby i wierności – niekoniecznie Mnie samemu, lecz ideałom wyższym niż wyznaje cywilizacja Zachodu, takim, jakie wytworzyła ojczyzna wasza w was. Inaczej jakże mógłbym z wami planować odrodzenie ludzkości? Mówcie, kto Mi jest potrzebny i w jakim celu. Wielu ludzi mogłoby tu osiąść, a tam nadal pracować, podtrzymując znajomości i stosunki – wtedy uzyskaliby pomoc i opiekę Matki naszej i ocaleliby. Jeśli jednakże miłość i tęsknota nie zmuszają ich do powrotu, niechaj pozostaną tam, gdzie wrośli. Nie potrzeba Mi was wielu – potrzebni Mi są tylko ci, którzy dobrowolnie Mnie wybierają i moim zamiarom pragną służyć.

– Czy jeszcze coś przekazać?

– Zapytaj Grzegorza (przez Grażynę) o to, co chcesz wiedzieć, a kiedy wpadniesz do niej wieczorem, by odnieść list, proście o moje błogosławieństwo dla nich obojga.

Wieczorem, gdy modlimy się wspólnie, prosząc o błogosławieństwo, mówi Maryja:

– Chciałabym, żeby was jak najwięcej wracało tu do Mnie. Wszyscy jesteście Mi potrzebni, ale dużo bardziej Ja jestem potrzebna wam i mogę w okresie kataklizmów być waszą jedyną obroną.

Proszę was (Maryja zwraca się do Grażyny i nieobecnego tu Grzegorza), módlcie się za Anglię wszędzie, gdzie będziecie. Oddawajcie Mi w ochronę te kraje, miasta, wsie czy budowle (które pragniecie uratować), bo przecież jestem Matką jednakowo kochającą wszystkich ludzi. Wiem, Grażyno, że ty i Grzegorz rozumiecie plany Jezusa i uznaliście je za swoje, a to znaczy, że możemy na was liczyć. Dlatego żadnych wskazówek więcej wam nie dam.


Dołączajcie do próśb ofiary

5 III 1990 r. Anna, ks. Grzegorz, Wojciech

Wojciech:

– Chciałem Ci, Matko, polecić obsadę stanowiska do spraw opieki społecznej w województwie. Wybierz sama kandydata i spraw, aby został zatwierdzony na tym stanowisku.

Maryja:

– Ja mogę wybierać tylko z tych, którzy chcą służyć.

Wojciech:

– ... jest odpowiedni i chce Ci służyć.

– Proście więc o to i dołączajcie do tych próśb jakieś ofiary w intencji tej części dobra wspólnego, którą ów człowiek będzie się opiekował (ofiary rozumiane jako duchowy wysiłek pracy nad sobą i w kontakcie z innymi). (...)

Moje dzieci, uklęknijcie teraz, a Ja przekażę wam błogosławieństwo naszego Pana, Boga w Trójcy Jedynego, wy zaś oddawajcie Mu się tak, jak o to prosiłam. +


Potrzeba Mi przyjaciół w służbie

12 III 1990 r.

Pan odpowiada na rozterki młodego kapłana z Czechosłowacji, który zamyśla wstąpić do Karmelu, ale nie jest pewien, czy jego zamiar jest zgodny z wolą Bożą i prosi o światło w tej sprawie.

– Mój synu, jesteś Mi bardzo drogi. Dlatego możesz Mi zaufać, że nie przestanę nad tobą pracować (współpracować z wolą twoją), aby cię jak najbardziej przybliżyć ku Sobie. Miłość człowieka, synu, nie może być porównywana z miłością Boga ku niemu. Ale jest sposób, aby ją zmierzyć: zawsze możesz porównać miłość do siebie z miłością, jaką obdarzasz innego człowieka. Wiesz przecież, dziecko, że Ja żyję w każdym z was.

Ja przyszedłem na ziemię, aby wam służyć i wciąż poszukuję współtowarzyszy służby. Wyposażyłem cię, synu, bogato, abyś mógł być użyteczny bliźnim twoim i Mnie, oczekującemu twojej pomocy w każdym z nich. Twoja miłość do Mnie, synu, jest miłością moją (czyli daną przez Boga), a staje się miłością naszą, wspólną, kiedy darzymy nią głodnych i potrzebujących. A takich jest niezmierna ilość w twoim kraju. Poszukiwanie Mnie i potrzeba mojej pomocy, wspomożenia i ratunku będą wciąż rosły, bo żniwo zapowiada się wielkie, a robotników tak mało.

Proponuję ci, synu, wspólną pracę, w której będziesz wspierał się na Mnie i naśladując Mnie, twojego Przyjaciela, stawał się do Mnie podobny. Zapewniam cię, dziecko, że najkrótsza droga ku Mnie prowadzi przez czynienie miłosierdzia bliźnim (Pan przypomina, że w Ewangeliach dawał przykłady ludzi czyniących dobro, np. Samarytanina, i sam przez całe swoje ziemskie życie darzył dobrem). Nadal przejmuje Mnie każde cierpienie ludzkie, każdy lęk, płacz, głód, każde wołanie. Ale teraz odpowiadam na nie waszymi rękoma, waszym sercem.

Potrzeba Mi towarzyszy, którzy pragną przyjść Mi z pomocą w mojej służbie światu. Jeżeli zechcesz wybrać to, co wydaje się bliższe twojemu sercu (Karmel), nie będę ci zabraniał ani nie odrzucę cię. I mniej cię kochać nie będę. Pozostawiam ci wolność wyboru, synu.

Daję ci błogosławieństwo moje na dalszą drogę życia.


Niech wolę czynienia dobra odda w ręce Matki mojej

15 III 1990 r. Anna

– Co mam uczynić, Panie, w sprawie tego księdza, z którym mam się spotkać?

– Bądź dla niego dobra. On rzeczywiście jest chory i dlatego nie wymagam od niego wiele, tylko to co najważniejsze: by zmienił nienawiść w miłość, by zamiast osądzać i potępiać starał się usprawiedliwiać i szukać najlepszych cech obecnych w każdym człowieku, nawet najgorszym. Niech czyni codzienne wysiłki, bo daję mu okazję. Niech też wolę czynienia dobra odda w ręce Matki mojej i prosi Ją o stałą pomoc i orędownictwo.

Najważniejszy jest jego stosunek do poszczególnych ludzi, z którymi go codziennie spotykam, i jeśli w tym odmówi Mi posłuchu, nie pomogą mu żadne inne trudy, prace, kazania, a przede wszystkim działalność oragnizacyjna, bo w nią ucieka i przez nią spodziewa się usprawiedliwienia z wszelkich innych zaniedbań i uchybień, zaś głównym jest tu brak miłosierdzia i kierowanie się emocjami i nastrojami. To musi przezwyciężyć. Nie on ma wybierać ludzi (których lubi lub nie), lecz Ja, gdyż Mnie się poświęcił, i jeśli będzie Mi posłuszny, potrafię go zbawić pomimo innych przeciwności w nim samym. Lecz brak miłosierdzia u tego, który ma ukazywać ludziom Mnie samego – żyjącego w nim – obraża Mnie i niszczy mój prawdziwy obraz w duszach ludzkich, jest więc działaniem przeciwnym mej woli.

Niech to przemyśli, a ty proś o obecność Matki mojej w czasie waszej rozmowy. Nie odmawiaj mu naszego domu, lecz uprzedź, że nie masz sił na spotkania częstsze niż raz na dwa miesiące na przykład i powiedz, żeby się do tego stosował. Bądź spokojna, moje biedne dziecko, Ja tu jestem.


Przyjęcie woli Bożej

22 III 1990 r.

Maryja mówi do pana Stanisława, którego żona niedawno zmarła po długiej chorobie nowotworowej, znoszonej z wielką pogodą, z poddaniem woli Bożej:

– Synu, ty wiesz, że twoja małżonka jest w domu Bożym. A kiedy będę wam błogosławić, i ona przez moje ręce przekaże wam błogosławieństwo Boga. Chciałam ci powiedzieć, synu, że jej choroba była tym, czym jest szlif dla diamentu. Dlatego powinieneś być wdzięczny Bogu za ten dar, tak jak i ona dziękuje.


Rozmowa Pana z wychowawcą

25 III 1990 r. Anna, o. Jan, Szczepan

Mówi Pan:

– Mówcie, dzieci, słucham.

O. Jan:

– Kiedy będą ludzie, których Maryja, Królowa nasza nam przyobiecała?

Pan:

– A wy kim jesteście – swoi czy obcy? Przecież oni już żyją i są koło was.

Anna:

– Przyszedł czas zbierania się i łączenia ludzi.

Pan zwraca się do Szczepana:

– Czy teraz widzisz, synu, jak bardzo ciebie kocham, jak bardzo się staram, żebyś dostał do rąk potrzebne materiały i pomoce?

Szczepan:

– Mnóstwo młodzieży wyjeżdża za granicę, żeby zarobić. Ale są w rozterce: głupio im wycofywać się z propozycji bezinteresownej służby w naszych grupach, a równocześnie czują się znękani brakiem możliwości materialnych. Ja mówię im: jedźcie! Ale czy Ty, Panie, tego chcesz?

– Wprost przeciwnie: na pewno nie należy wysyłać ich za granicę. Poradzę ci, synu. Z każdym, kto będzie wyjeżdżał, rozmawiaj o zawarciu przyjaźni ze Mną i o zawierzeniu Mnie. Potrzebne im to będzie na obczyźnie. A sam, jako ich wychowawca, masz obowiązek oddawać każdego z nich Mnie w opiekę.

Nie dla wszystkich taki wyjazd jest bezużyteczny. Wielu z nich pozna obcość i w innym świetle ujrzy swój kraj. Pozna też samotność i obojętność, brak litości środowisk, w których się znajdzie. Czasami ważniejsze jest to, czego doświadczą w duchu, od tego, co zdobędą (materialnego). (To zrozumiałe).

Radź im, by stale odwoływali się do naszej wspólnej Matki. Bo jeżeli nie przestaną Jej za Matkę uważać, to Ona na pewno o nich nie zapomni.

Powiedz Mi, Szczepanie, co Ci najbardziej leży na sercu i przygniata. Chodzi Mi o tych ludzi, którymi się zajmujesz.

Szczepan:

– Gdy chodzi o moją pracę jako wykładowcy, to boję się, żeby własnych złudzeń (o ile coś z tego, co mówię, jest w rzeczywistości złudzeniem) nie przenosić na innych.

Co do moich współpracowników – boję się, by nie zostali przeze mnie zawładnięci i „wmanewrowani” w pomysły, które pochodzą tylko ode mnie, tzn. wynikają z jakichś moich nie zaspokojonych ambicji osobistych, z których nie zdaję sobie sprawy. Z drugiej strony, traktując wszystkich jako równych partnerów, uzgadniając z nimi każdy ruch, obawiam się „rozwydrzenia” mniej dojrzałych osób. Czekam na współpracowników, którzy byliby nimi z woli Bożej. Ciągle chciałbym, żeby ludzie przebudzili się do służby bez presji wynikającej z sytuacji, w które są „wstawiani” przeze mnie.

Pan:

– Synu, bardzo Mnie ucieszyłeś mówiąc to. Ja cię znam i rozumiem, ale tak gorąco pragnę być z tobą w przyjaźni. A przyjaźń to przecież wymiana. Stąd moje pytanie. Twoje problemy są dowodem twojego rzeczywistego powołania – wychowawcy. Są one wspólne tym wszystkim, którzy chcą wychować ludzi dla Mnie, a nie dla siebie samych. Ale mogę ci dopomóc. Jeżeli każdą sprawę, każdą rozmowę czy prelekcję, wszystkie działania w stosunku do każdego człowieka będziesz w swojej wyobraźni dzielił ze Mną, wtedy odpowiedzialność też będzie podzielona, a Ja jako twój Przyjaciel i współtowarzysz pracy przejmę ją na siebie i błędy możliwe sam naprawię. Bo widzisz, synu, jeżeli ty pragniesz dobra dla innego człowieka, wtedy Ja sam braki uzupełniam. Synu, przecież od dawna idziemy razem. Tyle że Ja pragnę być coraz bliżej, coraz pełniej udzielać się w sercu twoim.

Chcę ci powiedzieć, że Ja ufam twojej dobrej woli i zamierzam naszą współpracę uczynić skuteczniejszą. Dlatego tu jesteś i otrzymujesz teksty, które mówią o moich pragnieniach względem waszego narodu. A jeżeli Ja tego pragnę, oznacza to, że dałem ci odpowiednie do tej służby narzędzia, tak że reszta zależna jest wyłącznie od twojej wierności i bezinteresowności w wybranym kierunku. Ja polegam na tobie. Zobaczysz jak będę układał warunki i naginał okoliczności, abyś mógł pracować skutecznie.

Wasz naród był demoralizowany przez pięćdziesiąt lat i najbardziej mu potrzeba wychowawców takich, którzy sami będą wzorcem i przykładem. Sam wiesz, że młodzieży potrzebne są wzorce żywe. Będziemy się więc wspólnie starać o rozbudzenie duszy tego pokolenia, które powinno niedługo wkroczyć w służbę narodowi, zrozumienia jego istotnych potrzeb.

Może powiesz Mi, synu, jakie one są według ciebie.

Szczepan:

– Przede wszystkim potrzeba rechrystianizacji naszej codzienności. Obecnie dominuje wśród nas mentalność krypto–niewolnicza połączona z brakiem odpowiedzialności. Upadek etyki służby publicznej woła o nowe powołania do tej służby.

Pan:

– Synu, mogę ci tylko jedno obiecać. Wyleję na wasz naród Ducha Świętego, ponieważ sami się nie podniesiecie. Jesteście teraz jak człowiek po długotrwałej wyniszczającej chorobie – jeszcze nawet nie w rekonwalescencji – dlatego nawet nie macie jeszcze sił cieszyć się. Ale Ja to wszystko wiem, rozumiem, tłumaczę i bardzo wiele usprawiedliwiam. A to dlatego, że sam dopuściłem, aby zniszczono elitę waszego narodu (od początku wojny przez lata stalinowskie aż do tej pory). Duża też część inteligencji nie powróciła z zagranicy. Dlatego krzywdy wam wyrządzone postanowiłem uzupełnić sam. Dlatego otrzymujecie i będziecie otrzymywać coraz to większą pomoc (z „polskiego Nieba”). Wszystkie moje polskie dzieci będą wam pomagały mocą Bożą. Otrzymaliście największy dar, jaki mogłem dać waszemu narodowi: dzielę się z wami miłością Matki mojej. Dla Jej próśb uczynię wszystko.

Nie obawiaj się, synu, nie zostaniesz bez pomocy. Kiedyś mówiłem wam: „Dziękujcie już za to, co dla was uczynię”. Dalej to powtarzam, a wy Mi nie wierzycie. Ty też za mało wierzysz w możliwość zmiany psychiki waszych rodaków, a przecież Ja to uczynię.

Rzeczywiście, wciąż jesteście spętani. Tym niewolnictwem psychicznym jest brak wiary, brak nadziei. A Ja obiecałem wam wyzwolenie pełne. Czy zdarzyło się, abym kiedykolwiek obietnic swoich nie dotrzymał? Teraz, synu, toczycie walkę z niewidzialnym złem, które za nic nie chce opuścić opanowanych terenów (w duszach ludzkich). Ma jeszcze ogromną liczbę zwolenników. Jednak przed Maryją musi ustąpić. Nie jest możliwe, żeby Maryja nie zwyciężyła. A Ona nie straciła waszej miłości. W najcięższym momencie mówiłem wam: „Sursum corda” (Pan się powołuje na figurą Chrystusa sprzed kościoła św. Krzyża mającą taki podpis, która po Powstaniu Warszawskim leżała w gruzach z ręką wyciągniętą do góry).

Jeszcze raz to mówię: najstraszniejszą rzeczą byłoby, gdybyście stracili wiarę w możliwość odrodzenia waszego narodu. Ale tego się po was nie spodziewam. Dlatego, synu, rób, co możesz, nie przejmując się „statystyką” (ile osób odeszło i odpadło). Bo pragnę od ciebie tylko bezinteresownej służby wedle twoich możliwości, rezultaty zaś sprawiam Ja. I będą wspanialsze i powszechniejsze, niż możecie sobie wyobrazić.

Teraz potrzebna Mi jest wasza wierność naszym zamierzeniom i wytrwałość. Ale ten czas już się kończy – czas postu, pokuty, oczyszczenia.

Błogosławię każdego z was w waszej służbie światu. I chcę wam powiedzieć coś, co sprawi wam radość: każde z was trojga idzie zgodnie z moim zamiarem względem was. Dlatego cieszcie się, dzieci. I Ja się cieszę, że nie zawodzicie nadziei mojej. Nie obiecałem wam „świętości” za życia ani tym bardziej doskonałości, nie obiecałem, że wszystko, co zamierzycie, uda się wam, zwłaszcza że żyjecie w okresie bardzo ciężkim i bardzo trudnym, w świecie, który was rani. Ale Mnie, kochane dzieci, przynosicie swoim trudem tym większą chwałę. Dlatego nie myślcie o swoich niedociągnięciach i niedoskonałościach. Pomyślcie o tym, jak bardzo was kocham, jak cieszę się wami, jak blisko was jestem i jak z każdym z was współpracuję. Macie, moje dziatki, Przyjaciela wiernego, pewnego i niezwyciężonego.

Razem uda się nam uzdrowić to, co chore, biedne i nieszczęśliwe w waszej ojczyźnie. Bo nie jesteście jedynymi. Mam jeszcze wielu innych przyjaciół, i to jest ta prawdziwa wspólnota miłości, żywa i działająca.

Podnieście głowy i powiedzcie Mi szczerze z całego serca: „Dziękujemy Ci, Ojcze, za wszystko, cokolwiek nam w swojej miłości dajesz”.

– Dziękujemy Ci, Ojcze, za wszystko, cokolwiek nam w swojej miłości dajesz – powtarzamy.

– Powiedzcie: „Dziękujemy Ci, Ojcze, w imieniu całej naszej ojczyzny”. Bo Ja moich przyjaciół uważam za reprezentantów, pełnomocników waszego narodu.

Umacniam was i przyciskam do serca. Jeszcze raz mówię: Nie turbujcie się niczym, bo Ja zdejmę ten ciężar, który was gniecie. Ujrzycie światłość moją (jasne i wyraźne działanie Pana w naszym kraju). Błogosławię was. +

 

Czyń użytek z daru rozumu.

28 III 1990 r. Anna

– Proszę Cię, Panie, o twoją opinię o tym, co robię, i o ludziach, z którymi spotykam się ostatnio. Czy wszystko jest wedle twej woli, czy też zrobiłam coś samowolnie?

Pan:

– Wiesz przecież, że nad tobą czuwam. (...) Jesteś słaba i walczysz z narzucanym ci przekonaniem, iż stać cię na bardzo mało, a jednak obserwując cię widzę, że kiedy stajesz wobec konieczności (termin przyjazdu kogoś lub ważne sprawy czy spotkania), nie odmawiasz – nawet wtedy, gdy rzeczywiście czujesz się źle. Tym sprawiasz Mi radość, Anno.

Wszystkie osoby, które ostatnio spotykasz, są ci niejako przedstawiane do akceptacji, bo wiesz, że pozostawiam ci swobodę wyboru jako współpracownicy tych, którym zaufasz. Ty masz ich wprowadzać w nasze sprawy i rozmowy. Dlatego powinna was łączyć życzliwość, zrozumienie i wola współpracy, a z ich strony konieczna jest bezinteresowność i prawdziwe pragnienie służenia Mnie, nie zaś własnym korzyściom.

Potwierdzam to, córko, i jeszcze raz mówię: wybieraj, oceniaj, czyń użytek z daru rozumu, intuicji, wrażliwości, bo one służą moim zamierzeniom, które przyjęłaś do serca jako własne.


Ja już stoję w drzwiach

7 IV 1990 r.

Modlimy się w pięcioro. Pan mówi:

– Moje dzieci, Ja już stoję w drzwiach. Nie ustawajcie w modlitwie za świat. Wzywajcie mojego miłosierdzia, proście – dla całej ludzkości – o wszystkie łaski potrzebne w godzinie śmierci.

Przygotujcie się starannie do dnia, który sam ustanowiłem Świętem Miłosierdzia. Powinniście oczyścić wasze myśli, serca i umysły z wszystkiego, co nie jest moje, aby pozostawić puste miejsce Mnie, który pragnę w nie wkroczyć z całą pełnią potrzebnych wam łask. Obiecałem wam, że cały wasz naród napełnię Duchem Świętym, oczekujcie Mnie więc i wzywajcie.

Teraz daję wam, dzieci, moje błogosławieństwo – każdemu na jego własną drogę służby. +


Czyńcie moją Ewangelię

9 IV 1990 r. Anna, s. Ewelina, ks. Grzegorz

Rozmawiamy o sytuacji ogólnej w świecie, a także o naszych chorobach i złym samopoczuciu oraz o złości i agresywności ludzkiej. Pan prosi nas, byśmy każdą osobę czyniącą zło oddawali Niepokalanemu Sercu Maryi, a potem mówi:

– Przykładajcie się, dzieci, do rozniecania miłości bliźniego wszędzie, gdzie jesteście. Czyńcie moją Ewangelię! Zwracam waszą uwagę zwłaszcza na Kazanie na Górze, tj. na życie błogosławieństwami.

Jeśli nie będziecie atakować zła, ono będzie atakować was. Nie ma rozejmu pomiędzy nieprzyjacielem a rodzajem człowieczym. A Ja na was liczę, dzieci, na każdego z was. Jeżeli ktoś może uczynić dobro, a tego nie czyni, wy zróbcie je za siebie i za niego.

Dzieci, Ja nigdy nie mówię wam niczego, czego byście już nie wiedzieli (z Pisma świętego), tylko staram się wskazywać wam w danej chwili to, co jest najważniejsze. Teraz stoicie wobec momentu decydującego dla przyszłości waszego kraju. Dlatego wspomagajcie się wzajemnie i działajcie tak, jak gdyby losy Polski zależały wyłącznie od każdego z was.

Ja nie wymagam od was wysiłku ponad siły, a tylko tego, abyście wasze powszednie obowiązki wypełniali gorliwie, z gorącą miłością, i aby ta miłość, którą ze Mną dzielicie, objęła każdego, z kim się w danym dniu spotykacie, bez względu na waszą opinię

o nim. Dotyczy to również wszystkich, o których mówicie, myślicie, których oglądacie w telewizji i słuchacie w radiu lub czytacie w gazetach. Miejcie świadomość, że biednym ludziom, zmęczonym i zabieganym, jakich widzicie dookoła siebie, brak jest zrozumienia celu i sensu życia. (...) Moje dzieci, do waszych starań Ja mogę dodać nieskończoną moc, jeżeli wyrazicie chęć darzenia dobrem bliźniego.

Pytamy, czy to już jest ten zapowiedziany czas żniw. Pan wskazuje na swoje słowa o drzewie figowym z Łk 21, 25–33; i z l, 8–11.

– Moje dzieci, dlatego tak usilnie was proszę, gdyż nie ma już czasu na gnuśność i zwlekanie. Proszę was, gromadźcie się przy Mnie, służcie Maryi w Jej planach odrodzenia waszego narodu wiernie i ze stałością. Mówcie też o potrzebie mobilizacji wewnętrznej. Bo będziecie świadkami zagłady połowy świata, a nie jest was dość wielu, by wasz kraj został ocalony – chyba że nastąpi ogólny zryw ku czynnemu udziałowi w realizacji planów Boga. Okoliczności będą was przynaglać, ale Ja chciałbym, abyście wy – znający plany moje – już od tej chwili rozpoczęli zdecydowanie współpracę ze Mną.


Wiem, Komu zawierzyłem

W odpowiedzi na prośbę, ks. Grzegorza o siły na najbliższe dni Pan mówi:

– Nie obawiaj się, że mógłbym cię opuścić.

– Spraw, Ojcze, bym prawdziwie, głęboko zawierzył Tobie.

– Dobrze wiesz, synu, że zawierzenie nie polega na uczuciach i emocjach. Teraz, kiedy będziesz wracał (kilka godzin jazdy samochodem),chciałbym, abyś przez całą drogę mówił Mi o wszystkim, co ci leży na sercu, co cię irytuje, boli i martwi, czego byś pragnął dla innych i dla siebie – bo jesteś dla siebie pierwszym bliźnim.

– Ojcze, polecam Ci wszystkich chorych w mojej parafii.

– Powiedz Mi o tym w drodze.

– Chciałbym nie tylko żyć wiarą, ale słyszeć odpowiedź, wiedzieć.

– Wierzysz, że jestem, czy wiesz, że jestem?

– Wiem, Komu zawierzyłem.

– Moje dzieci, wiem, że się spieszycie. Dlatego uklęknijcie, a Ja dam wam moje błogosławieństwo na drogę. Klękamy. Pan udziela nam błogosławieństwa.


Jesteście moimi współpracownikami

13 IV 1990 r. Wielki Piątek. Anna, Grzegorz

– Oddajemy Ci, Panie, ten najbliższy czas...

– I Ja tego pragnę.

– ... czy dobrze służymy Ci, Panie?

– Jesteście moimi współpracownikami.

– „Już nie jesteście sługami (ale przyjaciółmi) ...” – Grzegorz przypomina fragment Ewangelii. Pan dopowiada:

– Nie sługami, lecz dziećmi.

Anna:

– Jest tak cicho, tak przyjemnie...

Pan:

– Nie cicho, lecz bezpiecznie – przy Mnie.

Grzegorz dziękuje za opieką Pana nad nim w czasie pobytu w Anglii. Pan mówi:

– Grzegorzu, chciałem wykorzystać (dla naszej przyjaźni) twoją samotność i cieszę się, żeś Mi odpowiedział – zaaprobował moją propozycję. O ileż szybciej dojrzewalibyście, gdybyście każdą z moich nowych inicjatyw przyjmowali z zapałem. Próbujcie!

Anna:

– Tak, Panie, ale to nie jest przyjemnie aprobować te reumatyczne bóle rąk; to wszystko nie jest wesołe. Tak z zapałem przyjmować to...

Pan:

– Bólu czy choroby nikt nie przyjmuje z radością, ale można z zapałem wykorzystywać możliwości, jakie ta sytuacja wam stwarza: możliwość orędownictwa, ofiarowania za innych i spłaty własnych win. W okresie gdy cierpicie, wasze szanse „wymuszenia” na Mnie tego, czego chcecie, niepomiernie wzrastają.

Anna:

– Panie, nie mogę tak co minutę Ci mówić, że te pięć minut ofiarowuję za to, a następne za to...

Pan:

– Ja wcale nie wymagam tego od ciebie (tego sposobu), ale gdybyś w czasie choroby pamiętała o mojej drodze krzyżowej, szlibyśmy nią razem...

Anna:

– Ale moja choroba jest taka nijaka, nie gwałtowna, a przewlekła, taka nużąca.

Pan:

– Spokojnie. Ja wiem, co komu mogę dać. Nie chcę, żebyś stała się zupełnie niezdolna do współpracy ze Mną. (...) To jest taki sprawdzian, ile możesz robić „pomimo wszystko” – z miłości do Mnie.

Anna:

– Małe dziecko bywa takie ufne w stosunku do rodziców jakże często niegodnych tego, a my nie potrafimy być tacy ufni w stosunku do Ciebie. Panie Boże, jak strasznie chciałabym tego. Wtedy cały ciężar spada z duszy, nie ma tylu problemów...

Pan:

– Właśnie o to Mi chodzi. Ale przyznasz, Anno, że już kilka kroków na tej drodze zrobiłaś.

Anna:

– Tak ... ale z drugiej strony denerwuję się, że nic nie robię (bo nie mogą pisać), a tu ciążą nad głową nadchodzące wydarzenia.

Pan:

– Czyż nie Ja jestem Panem wydarzeń? Tak się cieszę, dzieci, że mam was teraz przy sobie.

Następuje dłuższa dygresja.

Anna:

– Panie, ja ciągle mówię i mówię. Czy w niebie też tak będę gadać?

– Nie wiadomo, czy ktoś będzie chciał cię słuchać (Pan mówi to żartobliwie).

– Nie zapisuj tego – mówi Anna do Grzegorza.

Grzegorz:

– Zapiszmy, Pan ukazuje tu takie poczucie humoru...

Anna:

– Pan śmieje się, że my Go analizujemy, Jego cechy. (...)

Pan:

– Przecież wszystko, co macie, macie ze Mnie. Macie ziemskich rodziców i dziedzictwo wielu pokoleń, ale poprzez całe wasze ziemskie dziedzictwo przenikam Ja.

Rozważamy, że Pan każdego obdarowuje różnorakimi cechami – i próbujemy nazwać te cechy. Pan dopowiada:

– ...to, co wam będzie przydatne do waszej indywidualnej służby, abyście mieli czym obdarowywać świat (bliźnich).

Nawiązując do aktualnej sytuacji w kraju, w której dostrzegamy wiele niebezpieczeństw, m.in. ludzi prowadzących Polskę, w niewłaściwym kierunku, prosimy o przejrzenie dla nas wszystkich, dla całego narodu, abyśmy wiedzieli za jakimi wartościami się opowiadać.

Pan:

– Już bardzo szybko ogarnie was lęk, a wobec takiego zagrożenia, jakie się ujawni, śmieszne i niepoważne staną się prywatne spory i walki o karierę i władzę. Widzisz, synu, ile dla was zrobiła Matka moja. Jak sam czytasz w dawnych tekstach, wojna miała was zaskoczyć jeszcze pod „starymi” rządami. My daliśmy wam już przedsmak wolności, abyście mieli większą samodzielność przeciwdziałania (zagrożeniom) i samoobrony. Dopiero ten czas was zjednoczy, tak jak okupacja niemiecka nauczyła was wspólnej walki. (...)

 

Nowenna do Miłosierdzia Bożego

Pan:

– Cieszę się, że od dzisiaj zaczynacie wspólną modlitwę do Miłosierdzia Boga Wszechmogącego – miłosierdzia niezmierzonego, niezmożonego, zdolnego wszystko zmienić. Proście o skrócenie dni grozy, o miłosierdzie dla ślepych i nieświadomych, o miłosierdzie dla was samych z powodu wielu ciężkich grzechów, którymi Mnie ciągle zasmucacie (w znaczeniu: wstrzymujemy wylew łaski i ograniczamy jej działanie w nas, w naszym kraju).

W modlitwie ofiarowujcie – wspólnie z waszymi zmarłymi braćmi – wszelkie cierpienia i ofiary waszego narodu za przyspieszenie czasu przejrzenia i świadomego odwrócenia się od zła.

Dzieci, zostawcie Mi cały ten tydzień do dyspozycji (...), oddajcie Mi waszą dobrą wolę i proście, abym Ja kierował wszystkimi naszymi wspólnymi sprawami. Uklęknijcie. Teraz, Grzegorzu, ty przyjmij moje błogosławieństwo dla całego twojego domu i tak serdecznie je przenieś, jak je otrzymałeś.

Anna:

– Oddaję Ci, Panie, Litwę, która jest tak niewdzięczna, wroga. Oddaję Ci Białoruś i Rosję, tę prawdziwą Rosję, jak powiedziałeś: „Rosję naszych prześladowców”, z Leningradem i Moskwą. (...) Ale za Niemcy i Stany Zjednoczone nie proszę...

Pan:

– Ja się nimi zajmę, a wy na pewno będziecie się za nich modlić...

Anna:

– No tak, bo my jesteśmy tacy „durni” (naiwni i prostoduszni).

– Nie „durni”, tylko – moi. I umiecie współczuć i przebaczać. Może dla świata jest to głupie, ale wy, moje drogie, kochane dzieci (Polacy), odnosicie wasze normy wartości do Mnie, nie do świata. A teraz nadchodzi czas odsłaniania się prawdy o ludzkiej kondycji (całej ludzkości). Kto do kogo się odwołuje, od tego otrzyma odpowiedź – wedle siły swoich pragnień i dążeń (w znaczeniu: jeżeli naród pragnie np. zabijać czy nienawidzić, odpowiedź otrzyma od tego, który jest zabójcą i „ojcem nienawiści”). Tak, dzieci, to jeszcze nie jest dzień Sądu, ale jest to koniec takiego świata, jaki stworzyliście działając wspólnie z księciem tego świata, z władcą ciemności, sądząc, że czynicie to dla własnych korzyści.

Teraz daję wam moje błogosławieństwo, przytulam was do serca i cieszę się wami. Tobie, Anno, szczególnie są potrzebne te moje słowa. +


Przygotowania do Niedzieli Miłosierdzia

16 IV 1990 r. Drugi dzień Świąt Wielkanocnych. Anna, Ewa, o. Jan, Wojtek, Grażyna, Grzegorz

Po powrocie z Mszy św. i odmówieniu nowenny do Miłosierdzia Bożego pytamy Pana, czy chce nam coś powiedzieć. Anna wspomina przy tym, że Pana cieszy, gdy się gromadzimy przy Nim. Pan nawiązuje do tego:

– Słusznie powiedziałaś, Anno, że cieszę się, gdy mam was koło siebie. W takich chwilach wiem, że jesteście moi, że jesteście bezpieczni, że nic wam w mojej obecności zagrozić, nie może.

Moje kochane dzieci, cieszy Mnie, że podjęliście przygotowania do dnia mojego Miłosierdzia. Jest to dzień, który sam wybrałem, aby w roku liturgicznym mojego Kościoła następował w pierwszym dniu świętym po dniu, w którym czcicie pamiątkę mojego Zmartwychwstania. Gdyż po to wybrałem śmierć krzyżową, aby móc do końca istnienia rodzaju ludzkiego wylewać na was nieustannie potoki mojego miłosierdzia. Moje przyjście na świat i śmierć za was świadczyły o stosunku Boga do biednego stworzenia, które samo zagubiło się i teraz nie może odnaleźć prostej drogi ku swemu Ojcu. Jak inaczej możecie nazwać postępowanie swego Boga, jeżeli nie miłością miłosierną? Dlatego tak spieszę się w rozdzielaniu wśród was darów mojego miłosierdzia – lecz wedle waszych pragnień i potrzeb. (Ze zrozumienia: Miłosierdzie Pana trzeba przyjąć świadomie i pragnąć go. Pan zna nasze potrzeby lepiej niż my sami i może nas obdarzać niekoniecznie wedle naszych chęci, lecz według naszych rzeczywistych potrzeb).

Prosiłem was, dzieci, abyście się modlili za cały świat, za wszystkich ludzi, którzy zginą, za tych, których dusze są zagrożone. Prosi za nich całe Niebo i wasi oczyszczający się bracia. Jeżeli i wy dołączacie do nich wasze prośby, wtedy jednoczycie się, a wasza modlitwa jest nieskończenie potężniejsza, bo staje się wspólną modlitwą całego mojego świętego Kościoła.

Cieszy Mnie wasz odzew na moją prośbę. Dlatego i Ja pragnę przybliżyć się do was (zwłaszcza w Niedzielę Miłosierdzia) i proszę, abyście w tym tygodniu przygotowania mówili Mi serdecznie i szczerze o wszystkich waszych troskach, niedostatkach, bo przypominam wam, że jesteście pierwszymi z waszych bliźnich. Mówcie Mi też o waszych pragnieniach względem innych ludzi (jest to nasza lekcja, bo miarą naszego człowieczeństwa jest szerokość zauważania cierpienia świata; Pan Bóg powoli poszerza nasze serca) i nie obawiajcie się, że Mnie zanudzicie (ostatnie słowa Pan mówi z uśmiechem).

Chciałbym też, dzieci, żebyście w tym tygodniu mówili Mi o swoich marzeniach. Nie bójcie się marzyć o Królestwie Bożym na ziemi. Na przykład, jeżeli żal wam Chin, proście Mnie o miliard ludzi, bo moja łaska nie zna ograniczeń (ilościowych).

Rozumiemy, że Pan pragnie spełniać nasze marzenia wynikające z miłości do ludzi. Pan potwierdza:

– Tak, tego chcę. Ponieważ trudno wam w ciągu całego roku ciągle o tym myśleć, dlatego proszę was o to w tym jednym tygodniu. Nie bójcie się też prosić o siebie, zwłaszcza zaś o to, co wam pomoże w skuteczniejszej służbie Bogu, a Ja już sam osądzę, czy wam to jest rzeczywiście potrzebne – ale waszą rzeczą jest prosić. Ja nie cierpię na braki w moim skarbcu, nie potrzebuję niczego oszczędzać, a nadto moją radością jest obdarzanie was, dlatego nie obawiajcie się, dzieci.

Proście o powołania, proście za ludzi z waszych dawnych ziem, a jeżeli chcecie sprawić Mi specjalną radość, proście za wszystkich waszych wrogów osobistych i wrogów waszego narodu, jednocześnie usprawiedliwiając ich przede Mną tak, jakbyście usprawiedliwiali swoich bliskich.

Chciałbym, dzieci, abyśmy się spotkali na dłużej w Niedzielę Miłosierdzia. A teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo i chciejcie wierzyć, że w rzeczywistości każdego z was przygarniam do swego serca. +


Pan mówi o historii polskiej

17 IV 1990 r. Anna, o. Jan

Ojciec Jan prosi Pana o radę, jak ma przygotować zamówiony u niego projekt przemówienia kardynała Casarollego z okazji doktoratu honoris causa PAT. Pan odpowiada:

– Synu, jeżeli znasz jego poglądy i jego zainteresowania, staraj się mówić właśnie o tym. Wiadomości masz dosyć. Nie wydaje Mi się słuszne, abym cię musiał pouczać. Ja też szanuję twoją wiedzę. Staraj się przedstawić to, co wiesz, w taki sposób, aby znajdowało to oparcie w faktach (chodzi o to, żeby nie wyglądało to jak przepowiednie). Oprzyj się też na historii swego kraju, powiedz w kilku zdaniach, jakie różnorodne tereny kraj łączył, jak zgodnie i harmonijnie współżyły ze sobą na nim różne grupy, nie tylko narodowościowe, ale i religijne. Przypomnij sobie najpiękniejsze akty prawne twojego narodu, oraz akty kościelne i zacne postacie („Neminem Captivabimus”, Wstęp do Unii Lubelskiej; kardynał Hozjusz, Paweł z Włodkowic w Konstancji...). Mów, synu, o pokojowych dążeniach twojego narodu.

Wymieniłem ci, synu, kilka punktów. Reszta zależy od ciebie. To są tylko propozycje – nie musisz słuchać ślepo. Wierzę w twoją inteligencję i takt. (Można wspomnieć o wpływach włoskich u nas, o Koperniku na uniwersytecie w Bolonii).

Sześć stron to niewiele miejsca. Na pewno dasz sobie z tym radę. Wezwij Ducha Świętego i oddaj to na chwałę Bożą.

Pan przypomina nam jeszcze swoje słowa z 5 II 1985 roku o Polakach w niebie:

– „Ze Mną są ci, którzy starali się usilnie wprowadzać w świat ludzki moje prawa: sprawiedliwość, wolność wyboru, szacunek dla godności człowieka, miłosierdzie i czynne współczucie, pomoc skrzywdzonym, słabym, bezbronnym i zniewolonym. I za te dobra i wiele innych – aby je zdobyć dla wielu, a nie tylko dla waszego narodu – gotowi byli oddać trud całego życia, przyjąć cierpienia, więzienie i śmierć. I tak żyli, a bardzo wielu zginęło”.

Anna:

– Co chcesz nam powiedzieć, Panie?

Pan:

– Cieszę, że się poznajecie wzajemnie. Zawsze cieszy Mnie zgoda między wami i jednomyślność, życzliwość i pragnienie wymiany wszystkich darów, które ode Mnie otrzymaliście.

Anna:

– Jan jako cenzor kościelny jest dla mnie wielkim darem.

Pan udziela jeszcze kilku wskazówek, po czym kończy rozmową, gdyż jest już późno:

– Teraz, dzieci, pożegnam się z wami. A ty, Janie, zatelefonuj do domu (zakonnego), że przyjedziesz później.


Bądź, córko, radosna

19 IV 1990 r. Anna

– Proszę Cię, Panie, o wskazówki dotyczące najbliższych spotkań.

Pan:

– W sobotę spotkajcie się po południu u ciebie, a jeżeli przyjdą obaj panowie, to u Grzegorza. Natomiast w niedzielę, abyście byli razem w naszym domu: Jan, ty i Grzegorz, a jeżeli Grażyna zechce, to i ją chcę zobaczyć. To będzie nasz dzień wspólnej miłości.

O stosunki przyjaźni z Czechosłowacją módlcie się usilnie, gdyż jesteście im potrzebni w odbudowie Kościoła, zakonów i uczelni katolickich, a na razie otwórzcie dla nich szeroko KUL i ATK.

Oddaj te trzy dni Mnie, Anno, tak abym mógł dysponować twoim czasem. Zapraszaj też dzieci moje (z mojego domu), twoją rodzinę i przyjaciół. (...)

Oddawaj Mi wszystkie swoje cierpienia w intencji odrodzenia duchowego waszej ojczyzny i bądź, córko, radosna. Czyż nie wypada ci być szczęśliwą i oczekiwać Mnie, przybywającego w szacie pocieszenia i miłosiernej miłości? (...)

Bądź, córeczko, spokojna i licz na Mnie, twojego Ojca niebieskiego. Błogosławię cię, Anno +


Przychodzę jak wicher, by was ratować

21 IV 1990 r., Anna, o. Jan, Grażyna, Szczepan, Grzegorz

Rozmawiamy o wizycie Ojca Świętego w Pradze. Gdy zastanawiamy się, jak rozpocząć rozmowę z Panem, Pan zaczyna ją sam:

– Tylekroć mówiłem wam, że radością Boga jest przestawanie ze swoimi dziećmi. Dlatego nie jest Mi wcale potrzebny nastrój specjalnego namaszczenia i powagi. Cieszę się wami i pragnę, żebyście wy cieszyli się Mną. Niechaj to będzie spotkanie w rodzinie.

Pan prosi, byśmy wypowiedzieli przed Nim swoje największe marzenia:

Grażyna:

– Żeby Królestwo Boże nastało w każdym sercu – od jutra, od Niedzieli Miłosierdzia.

– Grażyno, córeczko moja, mamy wspólne marzenie. Ja niczego tak nie pragnę, jak każdego z was obdarować Królestwem Bożym – Mną. Wiesz, córko, że czasem wolna wola ludzka odmawia Mi wejścia, ale tam gdzie będę mógł, pomnożę moje wysiłki i otrzymacie więcej łask, więcej darów. Duch Święty rzeczywiście nadchodzi ku wam z pełnią miłości Boga.

Zrozumieliście dzisiaj, że Ja pragnę, aby Duch Boży napełniał i odradzał całe narody. (Zauważyliśmy, że Papież mówił do Czechów w Pradze z taką miłością, jakby to mówił sam Pan). Wam przyobiecałem to już dawno i zdradzę wam jeszcze jedną tajemnicę: Ja tym szybciej przychodzę, z tym większą pełnią odradzającej miłości, im bardziej ktoś (człowiek lub cały naród) jest jej głodny; a jeśli z głodu mojej obecności zamiera w nim życie duchowe, przychodzę jak wicher, burząc wszelkie przegrody i nie zwracając żadnej uwagi na waszą niegodność, ponieważ chcę was ratować ... (Pan mówi tu o Polsce, o Czechosłowacji, ale jeszcze bardziej o Białorusi, a także o rdzennej Rosji).

– To będzie piękne, Panie!

– A wy będziecie moimi świadkami. A czy wiecie, dzieci, co to znaczy świadek?

Anna:

– Apostoł.

– Obiecałem wam przecież czasy apostolskie.