Anna - BOŻE WYCHOWANIE -

 

 

XL ROZMOWA – Oczyszczajcie się na przyjście Pana (przed drugą pielgrzymką Papieża Jana Pawła II do Polski)

12 V 1983 r., czwartek, Warszawa

– Posłuchaj Mnie, córko. Pragnę, ażebyś poszła do ojca Krzysztofa i przekazała mu – z mojej woli – to, co powiedziałem do twojego narodu, te kilka „słów”, w których mówię, czego od was oczekuję: nawrócenia ku Mnie, a więc żalu za winy popełnione, szczerego postanowienia poprawy i starań w tej mierze. Najważniejsze w moich oczach jest nawrócenie serc – oczyszczenie ich z miłości do bogów waszych: pożądliwości oczu i serca. A od Kościoła mego oczekuję pokory i posłuszeństwa Mnie, a nie własnym koncepcjom i planom, oraz umiejętności służenia mojemu ludowi z pozycji sługi, a nie władzy i wywyższania się.

Łączcie się wszyscy w miłości do siebie, w staraniach o siebie – wzajemnie. Porzućcie nienawiść, niechęci i uprzedzenia, darowujcie krzywdy, zapominajcie winy – z miłości do Mnie, tak jak Ja wam zapomniałem je. Oczekując mego przybycia przygotowujcie się ofiarą, modlitwą i pojednaniem, jeżeli prawdziwie pragniecie, abym was wyzwolił. Kapłani moi powinni przodować nie w słowach pustych, a w porzuceniu wszystkiego, co im przeszkadza w służbie prawdziwie Mnie godnej. Od nich żądam, by nie gorszyli ludu mojego, ale szli przed nim w czystości, pokorze i miłości ofiarnej, nie pamiętając o sobie. Wedle ich troski o lud mój będą bowiem osądzeni.

Gotujcie drogę Panu swemu. Bo przybędę ze sługą moim Janem Pawłem II i wspomogę was, jeśli zastanę oczekiwanie czystych serc i oczyszczone sumienia. Znam je i żadne pozory Mnie nie zadowolą. Pragnę waszej wiary, czystości i miłości ogarniającej Mnie żyjącego w was, i wedle niej obdarzę was łaską moją.

O pojednanie i przebaczenie sobie wzajem

15 V 1983 r., niedziela, Warszawa

– Napisz, Anno, to, co ci mówię:

Posłuchajcie Mnie, dzieci! Tak bardzo pragnę wam pomóc, a wy uniemożliwiacie mi to przez trwanie z uporem w złości i niechęci wzajemnej. Dla waszego dobra wzywam was do pojednania się ze sobą wzajem, do przebaczania sobie krzywd i odwrócenia się od waszych wspólnych win.

Jeżeli uważacie się za wyznawców Jezusa Chrystusa, czemuż Go nie naśladujecie? Dlaczego nie staracie się zadośćuczynić wezwaniom Pana swego? Dlaczegóż zaślepiacie swoje oczy i serca? Wszak widzicie, że źle się dzieje w ojczyźnie waszej. Czyżbyście już miłość do niej stracili...?

Oto Ja sam przychodzę, aby wam dać wyzwolenie i pokój, a wy nie czynicie żadnych przygotowań prawdziwie Mnie godnych. Jestem Panem waszych dusz i w duszach własnych przyjmować Mnie będziecie. Cóż więc czynicie w tej sprawie?

Oczyszczajcie się, abym was zastał czystych i gotowych, bo moje plany względem was nie pozwolą wam na trwanie w gnuśności. Jeżeli nie przygotujecie, nie miast i placów waszych, ale dusz i serc waszych na przyjęcie mojego działania, nie zdołacie zrozumieć, ku czemu was kieruję i nie rozpoznacie mojego głosu. Stracicie możność służenia Mi i świadczenia o Mnie, stracicie też łaskę, którą chcę was posilić i umocnić. Jeżeli zaś odwrócicie się od słów moich, które są wam znane i są fundamentem życia społecznego: „abyście się wzajemnie miłowali”, „abyście stanowili jedno”, nie zniesiecie ciężaru nadchodzących dni i ojczyzna wasza dozna klęsk wspólnych z całym rodem ludzkim, klęsk, których chcę wam oszczędzić. Nie uciekajcie więc w puste słowa od wezwań moich, lecz stawajcie w gotowości, by dać świadectwo o Mnie czynem i przykładem. Tego oczekuję od was i nic innego nie zadowoli Mnie.

– Czy powinnam te słowa przekazać i komu?

– Tak, Anno, pragnę byś przepisała te słowa, jak również to, co wiesz o moich zamiarach co do waszego narodu – z ostatnich rozmów naszych, i oddała je ojcu Krzysztofowi. Powiedz, że ciebie przygotowałem sobie do zadania pośredniczenia i tłumaczenia słów moich innym, na czasy, które nadeszły.

Kres królestwa pychy, zbrodni, fałszu i obłudy już nadciągnął. Przekształcę wasze losy. Możnych pozostawię głodowi i rozpaczy, a biednych i niepozornych osłonię i wyzwolę, a także pomoc moją im dam i słowa prawdy, które zaniosą w środek ciemności, kłamstwa i gwałtu. Szykujcie się, bo nie znacie ani dnia, ani godziny, w których przybędzie śmierć zwielokrotniona a straszliwa. Niech zastanie was mocno wspartych na Mnie w wierze, miłości i zaufaniu, wy bowiem macie być świadectwem dla ludów ziemi, jak żyje i działa naród wyznający czynem Mnie i miłość moją, której zawierzył. Jeśli wy zechcecie zawierzyć Mi tak, by przebaczyć krzywdy i niesprawiedliwe prześladowania, jak ongiś Szczepan konając przebaczył wrogom – współbraciom swoim – gdy go kamienowali (dzisiejsza Ewangelia), wtedy Ja, Pan Nieskończoności, odpuszczę wam wasze wielkie winy względem Mnie. Wymazując zaś grzech dam deszcz darów moich, aby was przemieniały. Staniecie się narodem przyjaciół moich, wykonawcą planów moich, moim ludem wyprzedzającym inne na drodze ku lepszemu – bo mojemu – ładowi i pokojowi. Nie tylko wyzwolę was, lecz tak ubogacę i uzbroję w dary moje, iż pokonacie zło w sobie i staniecie się tym ludem, jaki chciałem mieć: ludem moim żyjącym wespół z Panem swym i Zbawcą w szczęściu, obfitości, radości i pokoju; ludem ożywiającym inne narody, chrzczącym je w Duchu moim.

Tak chcę Ja, Pan Zastępów, Ojciec wasz i Pan wiekuisty.

XLI ROZMOWA – Ja sam staram się zjednoczyć was

20 V 1983 r., piątek, Warszawa

Spotkałyśmy się w mojej wspólnocie domowej, trwającej już trzy lata. Po raz ostatni byłyśmy razem wszystkie cztery, ponieważ jedna z nas jutro wstępuje do zakonu. Pytałam Pana, czy coś jej mam przekazać. Pan odrzekł:

– Posłuchaj, córko. Teraz Ja sam kieruję jej losem. Wszystko, co będzie jej potrzebne, dam jej. Więzów przyjaźni pomiędzy wami nie przecinam, a przeciwnie, umacniam je moją miłością, która ogarnia was i jednoczy. Dlatego też chcę, abyście wzajemnie wspomagały się. Dałaś jej moje „słowa” i pragnę, aby one wspomagały ich wysiłki ku nawróceniu świata. Błogosławię was w miłości wzajemnej.

Po południu.

– Wiem, córko, na czym ci zależy. Pragnieniem moim jest, abyście się wzajemnie miłowali. Miłować, to znaczy rozumieć się, dzielić swoje troski, wspomagać się zawsze, szanować i robić wszystko, co tylko można, dla zbawienia swoich bliźnich, tak jak dla samego siebie. Dlatego powstawały zgromadzenia, zakony, ruchy powszechnie ogarniające mój lud, kiedy życie wydawało się szczególnie trudne.

Teraz przeżywacie chwile bardzo ciężkie i dlatego specjalnie silnie odczuwacie potrzebę łączenia się dla pewniejszego przeciwstawienia się złu i wzmożenia waszej własnej siły oddziaływania. Ja sam staram się zjednoczyć was i zachęcam was do poszukiwania takiej formy życia społecznego, która wyda się wam najbardziej dla was odpowiednia i w której służba wasza stanie się możliwie najlepsza. Dlatego tak wielki ich wybór od wieków wam daję. Moim pragnieniem jest, aby lud mój żył we wspólnotach, a nie rozproszony pośród świata.

Wiesz, córko, ilu moich synów i córek zdradziło Mnie w waszym kraju? Ilu codziennie odchodzi ode Mnie, chociaż Ja przygarnąłem ich i dałem im samo dobro – siebie samego? „Świat” tworzą ludzie żyjący poza łaską moją, w grzechu, duchowo ślepi i martwi. Ten świat jest obecnie bardzo silny i aktywny. Atakuje was nieustannie i żeby mu nie ulec, trzeba szukać oparcia w braciach. Dlatego szukajcie takiej formy przyjaźni, jaka wyda się wam najlepsza w drodze ku Mnie poprzez bliźnich waszych. Ja was w tym wspieram, zachęcam i błogosławię.

Nie obawiaj się też mojego niezadowolenia, jeśli nie udało ci się od razu załatwić tego, czego życzyłem sobie. Nie jestem twoim

szefem ani dowódcą, a Ojcem bardzo wyrozumiałym. Widzę wysiłki twoje i dobrą wole, dlatego proszę, przestań niepokoić się i martwić. Nieprzyjaciel ludzkości chętnie taki niepokój wznieca i podsyca, a wtedy gubisz się i tracisz ciszę wewnętrzną i spokój. Ja jestem przy tobie i kocham cię zawsze tak samo gorąco, a tylko to jest istotne i tylko to powinno cię zajmować. Wiedz, że póki sumienie nie wyrzuca ci, żeś Mnie świadomie obraziła, niepokój twój nie ma podstaw.

Powiedziałam, że sumienie mi mówi, że jestem nie w porządku względem różnych spraw.

– Znam twoje wady i cechy charakteru. Nie możesz stać się kimś zupełnie innym, niż jesteś. Ale skoro oddajesz się Mnie i na Mnie liczysz, możesz być pewna, że zbuduję w tobie moje królestwo. Potrzeba na to jednak czasu, zaufania i cierpliwości w znoszeniu swoich wad. One są też twoim krzyżem i dlatego znoś je pokornie prosząc Mnie i oczekując w pewności, mego wspomożenia.

XLII ROZMOWA – Jakże pragnę stać się wam nieodzownie potrzebny

26 V 1983 r., czwartek, pod Warszawą

– Ojcze mój, pomóż mi w opracowaniu rozmów z Tobą. Pomóż mi zrozumieć jak najgłębiej wszystko to, co mi powiedziałeś.

– Pomogę ci, córko. Nie spiesz się i powoli, spokojnie rozważaj moje słowa. Chcę, abyś powracała do nich, abyś przyjęła je w sobie z przyzwoleniem, tak aby mogły zakiełkować w twojej duszy i róść. Dlatego czytając pamiętaj, że każde moje słowo jest dowodem mojej miłości do ciebie i do każdego, kto je będzie czytał. To moja pomoc dla was i zachęta do zwracania się do Mnie w ufnym oczekiwaniu na pomoc i odpowiedź, jakiej dziecko ma prawo spodziewać się od kochającego je Ojca.

Przez ciebie tak bardzo pragnę zbliżyć do siebie moje nieśmiałe, zalęknione dzieci, niepewne, czy kocham je dostatecznie, by zajmować się nimi stale, osobiście i z najwyższą troskliwością. Pragnę nauczyć was prostoty w zwracaniu się do Mnie, szczerości i bezpośredniości, aż staną się one waszą stałą predyspozycją duszy wzywającej Ojca. Jakże spragniony jestem waszej ufności i zawierzenia Mi we wszystkich sprawach waszego życia. Jakże pragnę stać się wam nieodzownie potrzebny. Cierpię stale głód nie odwzajemnionej miłości. Dlatego kiedy znajdę dziecko szczerze i mocno kochające Mnie, zajmuję się nim z wielką radością i prowadzę je, ucząc i oczyszczając, chroniąc i wspomagając. Ubieram je też we wszystkie łaski, jakie podźwignąć może. Szczęście moje z odzewu duszy na moją miłość jest tak nieskończone, że nie zaniedbam niczego, aby duszę taką, niezależnie od jej słabości, braków i wad, doprowadzić do mego domu. Nie rozstaję się z nią nigdy i wiem o wszystkim, co jej dotyczy. Każdy odruch serca pobudza mnie do ogarnięcia jej moją miłością, a każdą słabość czy brak zapominam natychmiast, gdy dusza przeprasza i wzywa Mnie.

Pytasz, dlaczego mówię o „duszy”. Widzisz, córko, ku Mnie zwraca się pierwsza, najgłębsza część waszej istoty – wasza dusza. Ona potrzebuje Mnie i woła, a kiedy przyjdę, od niej rozpoczynam dzieło waszego uświęcenia. Dusza przeze Mnie ogarniona powoli skupia wszystkie władze duszy i ciała ku służbie mojej, aż cały człowiek stanie się przemieniony, bo w głębi jego duszy płonie już stały ogień mojej obecności. On niszczy grzech i przez coraz czystsze naczynie ujawnia się światu światło mojej miłości. To jest celem mojego działania w życiu człowieka – by stał się on moim świadkiem.

Aby spotkać się ze Mną, trzeba wam ciszy i czasu

30 V 1983 r., wtorek, pod Warszawą

– Ojcze mój, potrzebuję Ciebie.

– Jestem zawsze obecny. I Ja czekam na twoje słowa. Posłuchaj, córko. Beze Mnie jesteście wciąż trapieni głodem. Ponieważ nie zdajecie sobie sprawy z istoty waszego głodu, czynicie wysiłki, by zaspokoić go tak, jak to wam wydaje się najlepsze. Każdemu jego natura wskazuje inne środki: jednemu gromadzenie bogactwa, drugiemu – wiedzy, trzeciemu – uznania i pochwał. Każdy z was stara się zapełnić pustkę w sobie. Stwarzacie sztuczne podniety. Mnożycie hałas; zgiełk tłumu poszukującego emocji otacza was. Wzrasta ilość sztucznych namiastek „szczęścia”, w które zanurzacie się. A to wszystko po to, aby nie pozostawać samemu z sobą, gdyż wtedy głód wasz staje się dręczący. Ta ucieczka niszczy wasze zdrowie i waszą wytrzymałość, oślepia was i ogłusza. Dlaczego tak postępujecie?

Tym sposobem życia utrudniacie sobie powrót do Mnie, gdyż zatracacie umiejętność trwania w spokoju, który sprzyja refleksji. Aby spotkać się ze Mną, trzeba wam ciszy i czasu. W im większym ruchu i gwarze żyjecie, tym więcej czasu wam potrzeba, aby uspokoić się, odrzucić szum zbędnych, błahych myśli i opróżnić dusze wasze z wszelkich emocji, pożądań i planów. Ja przemawiam w ciszy. Kto chce spotkać się ze Mną, powinien porzucić wszystko to, co mu przeszkadza w trwaniu przede Mną w pokoju wewnętrznym.

Wiem, córko, że nie jest ci łatwo, dlatego tak bardzo pomagam ci, jednak i ty musisz czynić wysiłki, a Ja, widząc je, przybliżę się. Wszystko, cokolwiek mówię ci, czynię dla twojego dobra. Lecz potrzebna jest współpraca, bo tylko ona wykazać może, czy prawdziwie ci na Mnie zależy. A teraz pozostań przy Mnie przez chwilę w milczeniu. Ja jestem z tobą.

XLIII ROZMOWA – O Eucharystii

2 VI 1983 r., Boże Ciało, pod Warszawą

– Chcesz dowiedzieć się, córko, czym jest Komunia święta. (Myślałam o tym). Hostia jest widoczną dla was rzeczywistą obecnością Boga. Przyjmując w siebie opłatek, wiecie z całkowitą pewnością, że w tym momencie osoba wasza, słaba, chwiejna, nigdy nie dość czysta, zawsze spragniona i głodna, łączy się z Bożym Ciałem – ze Świętością Najświętszą, bo napełnia ją Osoba Boga Najwyższego, aby ją uświęcić, umocnić, nakarmić i pociągnąć ku sobie.

– Ale przecież jesteś, Panie, zawsze z nami?

– Jestem zawsze przy was obecny. Podtrzymuję was i prowadzę. Komunia nie daje wam Mnie bardziej, niż kiedy jestem w sakramencie pokuty, bierzmowania lub w sakramencie chorych. Zawsze jestem z wami – cały, w pełni swojej świętości.

Jednak Komunia łączy Mnie z duszą w inny sposób. Kiedy przychodzicie do stołu mojego, mówicie Mi tym, że potrzebujecie Mnie – Chleba Życia – aby żyć pełniej, że pragniecie zaspokoić głód i wiecie, że nic go nie nasyci poza Mną, wreszcie, że kochacie Mnie i pragniecie przyjąć Mnie w duszy waszej w sposób najpełniejszy z możliwych na ziemi. Jest to świadome wasze wyznanie miłości i ufności, i wiary we Mnie. Teraz bowiem nie możecie zobaczyć Mnie, jakim jestem prawdziwie. Stoję przed wami osłonięty zasłonami wiary, ufności i miłości, i poprzez nie oddaję się wam cały, lecz dla zmysłów niewidzialny. Tajemnica mojego oddania się wam większą jest i bardziej niepojętą niż rzeczywistość mojej obecności w opłatku Hostii.

Pomyśl tylko, córko, jak nieskończoną jest miłość, która zdaje się – całkowicie bezbronna w malutkim okruchu materii – na waszą wolę. Zastanów się też, jak wielką jest wiara Boga w waszą dobrą wolę i nadzieja Boga w wasze uratowanie i zbawienie, jeśli pozwala tak się traktować, jak dopuszczam do tego Ja, Pan Nieskończoności . Miłość moja w tym sakramencie umniejszyła się do nicości prawie, a wszystko po to, aby was ośmielić i pociągnąć ku sobie.

XLIV ROZMOWA – Co jest „honorem” Boga

8 VI 1983 r., wtorek, Warszawa

– Pisz, córko. Tak bardzo cenisz „honor”. Czy wiesz, co jest „honorem” Boga? Jego wierność stworzeniu swojemu bez względu na niewierność i przewrotność człowieka. Wierność Boga jest bowiem stałością Jego działania. Bóg nie zmienia się, nie błądzi, nie waha; dokonuje tego, czego zapragnie Jego twórcza miłość i nic odmienić lub zburzyć Jego planów nie zdoła.

W stosunku do człowieka wiernością Boga jest niezmienna miłość i miłosierdzie, zawsze i każdemu pragnące przebaczać. Wrota miłosierdzia zawsze są szeroko otwarte. Nie ma takiego potwora w ludzkim ciele, który nie byłby godzien i nie otrzymałby przebaczenia, gdyby tego zapragnął prawdziwie, chociażby w ostatniej sekundzie życia. Honorem Boga jest bronić każdego swojego stworzenia, wspomagać je, tłumaczyć i usprawiedliwiać, wciąż odnajdywać i na nowo próbować zdobyć jego serce.

Nieskończona świętość Boga tak bezgranicznie przerasta możliwości pojmowania jej przez człowieka, że złość i nikczemność, chociażby całego rodzaju ludzkiego, jest wobec niej drobiną pyłu i dymu. Tylko czułość i delikatna, niezmiernie subtelna miłość Boga zapewnia ludzkości istnienie. Troskliwość, łagodność i umniejszenie swej mocy – tak by stała się wam niewyczuwalna prawie – wyrozumiałość, cierpliwość i nieustające, stałe, niewzruszone podtrzymywanie w was życia, bronienie i ochranianie was przed potęgą niewidzialnych dla was sił nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego – oto honor Boga Wszechmocy wobec słabości i nędzy Jego stworzeń, które dla tej ich „jednodniowej” kruchości życia tak nieskończenie umiłował Ten, który jest Dawcą.

Bezmierna, niewyczerpana nigdy jest ojcowska i macierzyńska zarazem miłość Boga wobec tych, których zechciał On powołać do istnienia. Lecz nigdy i wobec żadnych innych bytów stworzonych nie jest ona bardziej bezgranicznie cierpliwa i wyrozumiała niż wobec rodzaju ludzkiego. Godność i honor Wszechmocnego leży w Jego bezwarunkowym umiłowaniu tego, co najsłabsze, najmniej rozumiejące, bezradne i bez pomocy Boga skazane na zgubę; godność tak wspaniałomyślna, że nic i nigdy zrazić Jej i zniechęcić nie zdoła, tak hojna, że tylko darzy, tak miłosierna, że zawsze przebacza, tak kochająca, że za jedno ludzkie westchnienie miłości oddaje człowiekowi samą siebie.

Wszelka ludzka tęsknota za prawością, godnością, honorem i szlachetnością jest w istocie pożądaniem niewzruszonej, nieskończonej, niezmiennej natury Boga – jedynej pewnej Pełni Bytu, jaka jest („Jestem, Który Jestem” Wj 3, 14), była i będzie zawsze.

Tak, dziecko. Kiedy tęsknicie do niezachwianej, prawdziwej, fundamentalnej pewności – Mnie wzywacie. „Ja Jestem, Którym Jest” – wszystko inne ze Mnie i przeze Mnie powstało. Ja i tylko Ja jestem waszą pewnością, niezmiennością, odniesieniem. Kto Mnie zaufa i odda Mi siebie, zachowa życie swoje na wieki – we Mnie – bowiem Ja oddaję Miłość za miłość. Ja wszystko ogarniam i nasycam sobą każdą pustkę, bo pełnia moja boleje nad głodem szczęścia i natychmiast spieszy, aby głodnemu zaofiarować siebie. Bezgraniczna godność mojej świętości sprawia, iż udzielam się moim stworzeniom ze szczodrobliwością natury Boga, bez względu na nędzę i słabość ludzką. Żyjąc cieleśnie nie możecie przyjąć więcej, niż znieść może wasz ludzki organizm, lecz w moim domu napełniam was i ubogacam wedle moich zamiarów – bo szczęście moje cieszy się uszczęśliwianiem tych, których umiłowałem odwiecznie i na zawsze.

XLV ROZMOWA – Wasza niedoskonałość nie przeszkodzi Mi budować na was planów moich

18 VI 1983 r., trzeci dzień wizyty Jana Pawła II, sobota, Warszawa

– Moja córeczko, proszę cię, nie martw się tak sobą. Wszyscy jesteście słabi. Rozpoczynając współpracę naszą wiedziałem, jak jesteś słaba. Znam ciebie o wiele głębiej niż ty sama siebie. Gdybym wymagał od was doskonałości fizycznej i duchowej, stworzyłbym was takimi. W moim świecie mam wiele bytów o wysokiej, a nawet nieskazitelnej, doskonałości, ale nie istnieją słabsze, bardziej kruche i wątłe od rodzaju ludzkiego.

Dlatego też wy otrzymujecie całe moje miłosierdzie, współczucie, zmiłowanie, całą moc mojej troskliwości, wyrozumiałości i łagodności, pełnię przebaczenia i macierzyńskiej miłości. Jesteście moimi najmłodszymi dziećmi i darzę was taką opiekuńczą miłością, jaka innym bytom, które istnienie ode Mnie otrzymały, nie jest potrzebna.

Pragnąłbym tego tylko, ażebyście swoją słabość i absolutną zależność rozumieli i przyjmowali tę prawdę o sobie bez protestu, nie ubierając się w kłamstwo pychy i wielkiego o sobie wyobrażenia.

Gdybyście chcieli uznać, że cokolwiek z dobra powstało na ziemi, Ja wam to dałem w wasze głodne dłonie, i nie dla wartości waszych i zasług, lecz aby stało się to waszą radością. Wszelkie talenty, zdolności, umiejętności kładę przed wami, abyście wybierali, to, co wam sprawi więcej przyjemności, a także pozwoli wam darzyć bliźnich, uszczęśliwiać ich, wzbogacać i ułatwiać im życie, a przede wszystkim pozwoli im i wam samym zbliżyć się ku Mnie, który czekam. Dary wołają o Dawcy, lecz jeśli oślepli ci, którzy je przyjmują, biorą oni wszystko, co daję wam, jako należną sobie własność. Teraz biorą już zdrowie i życie ludzkie jak zabawkę, którą zepsuć mogą,  gdy  zechcą. Nigdy ślepota wasza nie była  straszliwsza w skutkach, które sprowadza na ziemię.

Dlatego też moja pomoc wzrasta i staje się „widzialna” i „dotykalna”, kiedy przez wasze usta mówię do was, kiedy schodzę pośród was, aby was ratować, wspomagać i bronić. Z gwałtowną miłością Ojca zatrwożonego o wasze bezpieczeństwo przybywam i nie szukam wśród was czystości, nieskazitelności nie pokalanej grzechem, gdyż ich nie znajdę na ziemi. Szukam najsłabszych, najbardziej bezbronnych wśród tych, którzy Mi uwierzyli i wzywają Mnie, Do tych przychodzę najpierwej, dla których jestem jedynym oparciem, bezpieczeństwem, poręką ich życia.

– Ty, moja mała córko, tak bardzo potrzebujesz Mnie, że oprzeć się nie mogę pragnieniu obdarzania cię moimi bezcennymi darami. Ale moja miłość w swej nieskończoności pragnie więcej: nie tylko darzyć, lecz samej się oddać tej, która Mi kiedyś tak zawierzyła, że oddała Mi szczęście całego swojego życia. Czyż mógłbym nie przyjąć od dziecka największego daru, jaki ono może ofiarować?

– Ja nie myślałam o całym życiu, a tylko o czasie niewoli, bo nie chciałam szczęścia osobistego w czasie, kiedy cały kraj jest zniewolony, a inni ludzie są zabijani lub więzieni.

– Wiem, córko, że nie myślałaś o całym życiu, lecz o kilku lub kilkunastu latach. Wiem też, że uczyniłaś to z miłości do swojej ojczyzny – nie do Mnie samego, jak się zastrzegasz. Ale któż z was zna Mnie samego – jakim jestem...?

Znacie Mnie przez podobieństwa, poprzez to, co wyraziłem przez moje stworzenia i poprzez słowa moje, wreszcie przez Osobę Syna mego. A tyś pragnęła dla swojej ojczyzny mojego przybycia i królowania. Czyż więc nie wezwałaś Mnie? A Ja, czyliż mógłbym nie przybyć?

Słabość twoja nie oznacza „zła” w oczach moich. Niedoskonałość, która tak was boli, jest oznaką waszego wieku niemowlęcego. Mnie ona nie przeszkodzi budować na was planów moich. Widzisz, córko, płaczesz i bolejesz nad niewiernością swoją, nad zaniedbaniami i brakami, a Ja widzę, jak służysz Mi, jak nigdy nie odmówiłaś pośredniczenia w rozmowie mojej z wami. Ty martwisz się swoją istotną niedojrzałością, Ja zaś cieszę się każdym twoim wysiłkiem, każdą myślą do Mnie skierowaną, każdym twoim wezwaniem Mnie ku pomocy. Wołaj Mnje jak najczęściej. Tak bardzo pragnę być potrzebny, a nawet – niezbędny. Któż wzywa częściej niż dziecko? Do kogóż matka przybiega najszybciej, z największą troską? Do niemowlęcia. Nie martw się więc twoim stanem, bo on wzmaga moją czułość i nasila opiekę. Ty, dziecko, wołaj Mnie jak najczęściej sobie i innym ku pomocy.

XLVI ROZMOWA – Papież przygotowuje was

22 VI 1983 r., środa, Warszawa, czas pielgrzymki Jana Pawła II

– Córko moja! Dlaczegóż jesteś taka smutna? Czy to, co oglądasz w telewizji, słyszysz w radiu i czytasz w waszej prasie – czy to wszystko nie cieszy cię?

– Powinno, Ojcze, ale nie czuję radości. Wiem, że Papież powoli przesuwa nasz sposób rozumowania w kierunku miłości społecznej i współdziałania, lecz czy to wszystko nie rozpłynie się w emocjach? Papież wyraźnie przygotowuje nas do nadchodzących czasów, czyli zna je i wie, że już są blisko, ale my tego nie rozumiemy – a tylko wielkość celu mobilizuje na miarę zadań. Oni nic o tym, co nas czeka, nie wiedzą, więc i potrzeby rzeczywistego zrywu nie czują, poza może młodzieżą i głęboko, mądrze wierzącymi. A reszta? Jakoś trudno mi o radość...

– Widzisz, córko, tylko to, co powierzchowne. Ja sieję moje ziarno w głębi dusz ludzkich. Ważne jest, aby tam spoczywało, oczekując pory kiełkowania i wzrostu. Cieszę się wami – waszą gotowością przyjęcia rad i zaleceń mojego syna Jana Pawła II. Zapewniam cię, że słowa moje, które on głosi wam – bo moje są słowa o miłości, która zwycięża zło, o przebaczeniu i pojednaniu – te słowa zapadają w wasze serca. Są rozumiane i uważane za słuszne i właściwe dla wierzących Mi i wyznających Mnie. A to już nie są emocje, a otwarcie się na prawdę i uznanie jej.

Zauważ, że Papież przygotowuje was również do właściwego formowania waszych własnych władz, gdy nadejdzie pora. Gdy mówi wam o sprawiedliwości, o prawdzie, o współpracy całego narodu, o tym, że rząd winien mu służyć i wypełniać wolę społeczeństwa, mówi to z mojej woli. Podaje wam obraz prawidłowego ustroju, aby wyrył się w waszych sercach, kiedy jego tu nie będzie. Robi on, co tylko może, dla przygotowania waszego, a Ja daję mu łaskę trafiania do waszych serc. Darzę go siłą i Duch mój towarzyszy mu.

Przyjrzyj się uważnie twarzom ludzi: to nie entuzjazm emocjonalny, ale zawierzenie mu. Przyjmujecie słowa, które wam daję, wierzycie im i ufacie w prawdziwą miłość Jana Pawła II do was i do waszej wspólnej ojczyzny. Pojmujecie, że są one podane wam dla jej dobra. Ja zaś umocnię je w sercach waszych, aby wzrastały, bo chcę waszego ratunku, waszej służby, i waszej miłości nie zawiodę. Dziękuj Mi, córko, i ciesz się obietnicą.

XLVII ROZMOWA – Ja jestem Panem waszych dokonań

26 VI 1983 r., niedziela, Warszawa

– Ojcze mój, co chciałbyś, żebym zrobiła?

– Idź, dziecko, spokojnie, zabierając to, co przygotowałaś. (...) A teraz przestań się już kłopotać, bo to są moje plany i Ja sam czuwam nad nimi. Ty, dziecko, pisz i staraj się załatwić to, co ci polecam, lecz zawsze pamiętaj, że Ja jestem Panem waszych dokonań i nie od ciebie zależy czas i miejsce, a tylko wysiłki są twoje, i to wedle twoich możliwości. Nie żądam od ciebie tego, czego załatwić nie potrafisz, a tylko szczerych chęci wykonania próśb i rad twojego Ojca, który zna ciebie tak dobrze i jest tak wyrozumiały i cierpliwy. Wieczorem chcę mówić z tobą, żeby odpowiedzieć ci na twoje wątpliwości. Teraz błogosławię cię, córko.

Wieczorem.

– Chciałem, córko, powiedzieć ci, ażebyś nie spodziewała się zawsze niepowodzeń i smutku. Jesteś ze Mną, a Mnie cieszy sprawianie wam radości. Dlatego przygotuj się do wyjazdu, który uczynię pożytecznym dla ciebie, a przez ciebie i dla innych.

XLVIII ROZMOWA – Pragnę, abyście przyzwyczajali się do mojej stałej obecności

28 VI 1983 r., wtorek, Warszawa

Spytałam Pana, jak się przygotować do wyjazdu na rekolekcje i czego się Pan po mnie spodziewa.

– Córko, spodziewam się po tobie, że będziesz świadczyć o Mnie swoim zachowaniem i słowem. Będę wśród was i będę was prowadził dzień po dniu.

Powinniście zatem, razem z Wojciechem (klerykiem) trwać przy Mnie, w każdej wątpliwości zwracać się do Mnie o radę, prosić o pomoc, o światło, o Ducha Mądrości, Rady i Pokoju. Pilnie będę oczekiwał waszych wołań i próśb, a jeśli zgodnie prosić będziecie, dam wam to, co potrzebne wam będzie w służbie waszym bliźnim, nawet gdyby to było coś „niezwyczajnego”. Pragnę, abyście przyzwyczajali się do mojej stałej obecności, pomocy i współpracy, bowiem potrzebna będzie wam – w waszej służbie w przyszłości – pewność mojego z wami współdziałania pełnego mocy i nie znającego niemożliwości. Tylko od waszej postawy względem Mnie i waszych braci zależeć będzie, ile dobra zdziałacie.

Ja pragnę napełnić was sobą do granic możliwości człowieka, ale czyńcie Mi miejsce, bo tam, gdzie Ja wchodzę, nie dzielę się z nikim. Jestem jedynym Panem, jedynym nauczycielem i władcą, tak jak każdy z was jest dla Mnie jedynym, niepowtarzalnym, ukochanym dzieckiem. Moja miłość oddaje się cała, lecz pożąda wyłączności. Pozwólcie zatem, bym objął was moją miłością, zamiast byście kochali sami siebie, bowiem wasza miłość własna nic dobrego wam nie da: ani was nie przemieni, ani nie uszlachetni, ani nie podźwignie, gdyż słaba jest i ślepa. Bardziej kocha ciało niż duszę, bardziej przyjemność niż obowiązek, bardziej to, co pochlebia, niż to, co prawdę o was wyraża. Miłość własna zarozumiała jest i egocentryczna, szuka własnej chwały i pragnie uznania, a w bliźnich z upodobaniem ogląda własne oblicze.

Widzisz, córko, jak bardzo dziecinna, niedojrzała i nierozsądna jest miłość własna człowieka? A Ja kocham cię miłością ojcowską, troskliwą i przewidującą, która wychowuje, karmi i napełnia prawdziwym dobrem, dlatego że czyni cię zdolną do darzenia dobrem, które Ja ci daję. Bo Ja pragnącym dawać napełniam ręce niezniszczalnym złotem mojej miłości dla was. Oczekuję, Anno, waszych próśb i pragnień, aby je spełniać i cieszyć się waszą radością. Spodziewajcie się wszystkiego ode Mnie.

XLIX ROZMOWA – Nie ma „zbyt marnych” zajęć

2 VII 1983 r., sobota, Warszawa

– Moja córko. Chciałbym, ażebyś w ciągu dnia, kiedy zwracasz się do Mnie, oddawała Mi to, co właśnie robisz, jako twój akt miłości.

– Przecież przeważnie są to sprawy prozaiczne – konieczne, ale nie twórcze?

– Wiem, że są to sprawy i czynności codzienne, zwykłe, „przyziemne” – według ciebie, ale dla Mnie jest to oddawaniem Mi części twojego życia. Pomyśl, życie dałem ci Ja i Ja wybrałem dla ciebie takie a nie inne warunki. Zmuszają cię one do wielu czynności absorbujących twój czas i siły, prawda? Wydają ci się nudne, mozolne i sadzisz, że jest to czas stracony. Ale czy ze Mną i przy Mnie może być cokolwiek zmarnowane? A przecież jest to część twojego życia, które – całe – oddałaś Mi i pragnęłaś, abym został jego Panem. Wysłuchałem cię, i jestem Nim. Jednakowoż prawdziwie stanę się Nim wtedy, kiedy będę mógł wejść w każdą sytuację i każdy moment twojego życia. Czy zrozumiałaś Mnie?

– Tak, Ojcze. Do tej pory bardzo rzadko zapraszałam Cię do udziału w moim codziennym życiu, a Ty tego pragniesz – ale dlaczego? Czy nie nudzi Cię bycie ze mną, kiedy sprzątam, gotuję czy robię zakupy w długich kolejkach? Dla mnie to strata czasu i przykrość.

– Widzę to, córko, i dlatego właśnie pragnę być i brać udział w każdym momencie, ażeby te „nudne” i „puste” zajęcia stały się pełne treści. Będą takimi, kiedy zostaną Mi oddane. Ja je przyjmę jako twój dar, bo cóż oddać Mi możesz, jeśli nie to, co Ja ci ofiarowałem?

Dowiedz się, Anno, że nie ma „pustych” ani „zbyt marnych” zajęć, nie istnieje też „czas stracony” – istnieje wykorzystany właściwie lub odrzucony. Ty właśnie „odrzucasz” z lekceważeniem moje dary, zamiast ofiarować je Mnie. Powiedz, co możesz Mi ofiarować prócz tego, co Ja sam przygotowałem ci...? Zatem jeśli chcesz ucieszyć Mnie, oddawaj Mi stale, po kolei każdą chwile twego życia. Zobaczysz, że staną się one pełne blasku i znaczenia.

Teraz, Anno, skończ pisanie. Jesteś zmęczona. Daję ci moje błogosławieństwo.

L ROZMOWA – Wychowuję was także poprzez błędy i upadki

6 VII 1983 r., środa, rekolekcje, Śląsk

– Ojcze, proszę Cię, pomóż nam. Widzisz, jak ograniczone są niektóre z tych dzieci. Nie można do nich trafić, bo nic ich naprawdę nie obchodzi oprócz „życia”, czyli robienia co się chce i szukania przyjemności. Jak pomóc?

I, Ojcze! Dlaczego nie chcesz dać nam deszczu? Tu padało ostatnio w kwietniu. Nie daj się prosić dłużej, bo rolnicy cierpią. Oni tak proszą.

– Porozmawiamy, córko, jak wrócisz. Zapytaj Wojciecha, czy nie ma on pytań i próśb, gdyż pragnę mu pomóc.

8 VII 1983 r., piątek, Śląsk

– Moja córko. Nie zawsze i nie zaraz otrzymujecie wszystko, o co prosicie. Niekiedy spodziewam się po was wytrwałości w prośbach, a także silnej wiary w to, że was wysłucham. Lituję się nad wami, lecz litością mądrej matki, która pragnie, aby jej dzieci zyskały pełne człowieczeństwo. Lecz deszcz dam wam wkrótce. Ty, wierząc w to, możesz Mi już dziękować.

Uwaga. W niedzielę o godzinie 16 było nabożeństwo błagalne o deszcz. Na drugi dzień, w poniedziałek po południu spadł ulewny deszcz i przez trzy dni przechodziły burze z dużymi opadami.

– Powiedz Wojciechowi, ażeby we wszystkie swoje kontakty z ludźmi wprowadzał Mnie i prosił Mnie, abym pośredniczył pomiędzy wami. Sługa mój, o którego zapytywał, jest człowiekiem chorym, a chorych trzeba znosić z miłością i cierpliwością. Naśladujcie w tym Mnie, który tak z wami postępuję nawet wtedy, kiedy wasze zachowanie niszczy lub opóźnia realizację moich planów. – a one są zawsze, jak to rozumiesz, dla was najlepsze. A jednak godzę się na ich burzenie, czyli dopuszczam, aby z powodu złej woli lub grzechu jednostek cierpiały masy ludzi. Skrzywdzonych bowiem i potraktowanych bez miłosierdzia Ja dźwigam i umacniam, i Ja im w wieczności gotuję zapłatę nieskończonego szczęścia, podczas gdy ci, którzy moje plany psują, wypaczają, opóźniają albo wręcz walczą z nimi, pozostawieni zostają samym sobie, aby zaznali goryczy grzechu, samotności, opuszczenia i znikomości własnych sił i dążeń. Ja wychowuję was także poprzez błędy, upadki, a nawet zdrady kiedy wasza pewność siebie, miłość własna i pycha zaczynają was niszczyć.

Dlatego módlcie się, proście i ponoście ofiary za tych, którym powodzi się w czynieniu zła, sianiu niepokoju i zgorszenia, zwłaszcza jeżeli są to ludzie, którzy oddali życie na służbę moją, a rozpoczęli służenie... sobie. W ten sposób pomożecie im w powrocie ku Mnie. Bo takie jest moje pragnienie. Nie chcę karać was i bić batem trwogi. Nie pragnę potępienia grzesznika, lecz jego nawrócenia – a to dlatego, iż znam waszą słabość, ograniczenia, a i to także, że
ojciec kłamstwa łatwo was zwodzi podając zło jako dobro, i kto nie żyje stale w mojej obecności, staje się podatny pokuszeniu i żyje w złudzeniach.

Powiedz, córko, Wojciechowi, aby rozmawiał z dziećmi pojedynczo, a przed każdą rozmową Mnie tę osobę oddawał. Niech wierzy Mnie, który ich miłuję, że nie omieszkam wejść w serca tych, którzy zechcą przyjść do Mnie. Jeżeli on stwarza warunki, Ja je wykorzystam. Nie dla wszystkich, bo nie wszyscy właśnie w tym czasie przygotowani są do odnowy życia, ale dla tych, którzy pragną Mnie, stanę się mocą i opieką i pociągnę ich ku sobie. Niech ufa Mi i liczy na Mnie, a nie kłopocze się nadmiernie, gdyż odpoczynek spoczywa w ufności. Życzę zaś sobie, abyście żyli spokojni, radośni i ufni ponad wszystkim, co skłóca i poza troskami dnia codziennego. Poproś go, abyście mogli wspólnie stanąć przede Mną i prosić za resztą, a Ja umocnię was. Daję wam moje błogosławieństwo.

Jeszcze przed wyjazdem kupiłam w antykwariacie rzeźbę Chrystusa odjętą od krzyża. Nie mogłam patrzeć, że traktowany jest jako rzecz do sprzedania na równi z meblami i porcelaną i że jest sprzedany, sponiewierany (bo na nogach zawieszono kartkę z ceną), bezradny.

– Anno, słyszałaś, co ci powiedziałem. (Słyszałam, bo Pan mówił do mnie, kiedy niosłam rzeźbę na ulicach Opola i w autobusie). Chcę być w tym wizerunku w naszym domu po to, by skupiał na sobie myśli gości naszych i odnosił je ku Mnie, który cierpię za nich, kocham, przebaczam i czekam na ich oddanie się. Jesteś moja tak, jak Ja jestem twój. Przez ten wizerunek będę wam dawał umocnienie i wszelkie potrzebne wam łaski. Ucieszyłaś Serce moje, gdy zapragnęłaś, aby sponiewierany kupczeniem i nikomu niepotrzebny wizerunek mojej miłości i męki stał się znowu czczony i uwielbiony. Dlatego obiecuję ci, że przyniesie on błogosławieństwo domowi twojemu, a moja żywa obecność ożywi się i objawi w sercach tych, którzy w jego „zasięgu” zwracać się będą ku Mnie.

Tak bardzo pragnę być kochany, a tak samotny jestem w wielu krzyżach służących ku ozdobie, wiszących w muzeach i zbiorach ludzkich, w opuszczonych kościołach, kaplicach, na cmentarzach i rozstajach dróg. A przecież to miłość moja wychodzi wam naprzeciw i poprzez przypomnienie mojej ofiary za was pragnie odwrócić was od zła, w którym żyjecie.

Pragnę, aby mój wizerunek, którym kramarzono, został na nowo poświęcony i aby już nigdy nie doznał opuszczenia. Przynoście przedeń swoje troski, cierpienia, niepokój i grzech, a Ja zdejmę z was wszelkie ciężary. Ty, Anno, pragnę, abyś pokochała miłość moją tak, by całkowicie i zawsze we wszystkim polegać na Niej. Tego pragnę, a mój wizerunek ma ci to przypominać w każdym momencie życia.

Tak nieskończenie, szaleńczo was kocham. Tak pożądam waszej miłości i waszego zaufania. Nie pozostawię was samych wobec nadchodzącej śmierci i grozy żywiołów. Oddawajcie się w moją opiekę! Polegajcie na Mnie! Liczcie na Mnie!

LI ROZMOWA – Chciałbym, ażebyś zrozumiała wartość orędownictwa

25 VII 1983 r., Śląsk

– Córko moja. Chciałem, ażebyś odpoczęła – a plany moje nie wymagały od ciebie wielkiego wysiłku, prawda? Ty zaś martwiłaś się, że nie jesteś Mi potrzebna. Owszem, w tym, w czym mogłaś, służyłaś Mi. Wydaje ci się to sprawą małą? A przecież jeden człowiek, któremu pomożesz w zbliżeniu się do Mnie, w poznaniu mojej miłości, w zrozumieniu prawdy o moim stęsknionym oczekiwaniu i nieskończonym pragnieniu objęcia was moją miłością, staraniem i opieką – czyż to jest mało?

Wartość każdego z was jest nieskończona w Ofierze Jezusa Chrystusa. Wy krwią Jego jesteście obmyci, uświęcani Jego świętością. Nad każdym z was z pomocą pochyla się Bóg w Trójcy Świętej Wszechmocny, a wy, współpracujący z Bogiem swym, jesteście wieloma maleńkimi cząsteczkami tej pomocy. Wy tylko współpracujecie – prowadzi i naucza sam Bóg. Dlatego każdy z was dojrzewa przy współpracy tysięcy braterskich rąk wedle woli Mistrza. On wie, kto z was i kiedy, i komu dopomóc może. Do was należy przede wszystkim pragnienie służenia sobą i stan gotowości, który osiąga ten, kto wciąż przy Mistrzu swym przebywa baczny na Jego wolę.

Jeżeli zechcesz ściśle zjednoczyć się z Jezusem, codziennie na nowo owo zjednoczenie odnawiając, odgadywać będziesz bez słów Jego pragnienia, kochać będziesz Jego Sercem i służyć Mu całą swą osobą: myślą (orędownictwem), słowem i czynem. Nie będzie wtedy w życiu twoim czasu „pustego”, jak to odczuwasz, kiedy wydaje ci się, że nie robisz nic dla Mnie. Nie jest tak. Kiedy bowiem dusza twoja staje przede mną w gotowości, w pragnieniu służenia Mi, inni trudzą się czynem lub słowem, a ty im towarzyszysz, tak jak twoim słowom i działaniu towarzyszą modlitwy i prośby innych. Po co istnieć miałyby zakony zamknięte, jeśli nie po to, by wspierać pracujących – potęgą swej wierności i stałej, ofiarnej modlitwy. Ich wiarą, ufnością i miłością wy osiągacie zwycięstwo.

Chciałbym, ażebyś zrozumiała, córko, wartość orędownictwa. Kiedy w rozmowie ze Mną szczerze przedstawiasz swoje zamierzenia, troski i pragnienia w stosunku do bliźnich twoich i ciebie samej, dzieje się tak, iż to, co dotąd tylko ciebie przygniatało i napełniało żalem, teraz staje się naszą wspólną troską. Przyjaciel bowiem dzieli wszystkie myśli i dążenia tych, których kocha. Ja, nieskończenie wierny i miłujący przyjaciel, nie tylko przejmuję je, ale natychmiast zaradzić pragnę, dopomóc, rozwiązać trudności, ulżyć tobie i tym, za których prosisz. A to dlatego, iż mam moc uczynić to, kocham ciebie i kocham tych, o których Mnie prosisz.

Pytasz, dlaczego trzeba Mnie prosić, jeśli sam wiem, czego, wam potrzeba. Ty prosisz Mnie, gdy sama pomóc nie możesz, prawda? Ja zaś związany jestem wolnością woli waszej, którą wam dałem; jej pokonać ani naruszyć nie chcę. Jeśli jednak prosicie Mnie – ze względu na waszą dobrą wolę, zaufanie Mi i pragnienie dopomożenia tym, co się źle mają, Ja potrafię okoliczności tak ułożyć, by zła wola, opory i niechęci ucichły, a nieprzyjaciel wasz porzucił swój łup.

– Jak rozpoznać jego obecność i co wtedy robić?

– Jeżeli z nim się spotkacie, a wyczuwacie to po niepokoju, który was ogarnia, po bezowocności waszych starań, po nienawiści z jaką – poprzez człowieka – darzy was wróg wasz, wtedy zwracajcie się do Mnie i proście, a nie ustawajcie. Szatan i słudzy jego bardzo was niszczą. Opanowali rządy wielu krajów i dusze milionów ludzi. A jednak Ja zwyciężę. Gdy oni przystąpią do żniwa, plony wy – Mnie przynosić będziecie. Na ten czas potrzeba Mi wielu pomocników. Szykuję sobie spośród was tych, którzy pragną ratunku dla świata i we Mnie szukają go.

Ty, dziecko, jesteś jednym z nich, lecz pracuje was wielu. Dlatego ty kończysz to, co inni zaczęli; a obok ciebie trudzi się mnóstwo. I każdego z was wezwę, gdy jego udział stanie się niezbędny; jeśli czuwa i przy Mnie trwa, wezwanie usłyszy. Dlatego czuwajcie, abyście pory stosownej nie przespali. Trwajcie w miłości mojej i w niej szukajcie ucieczki, pomocy i nadziei. Kocham was i błogosławię wam.
 

LII ROZMOWA – Dobrze jest, kiedy przyjmujesz to, co Ja ci podaję

4 VIII 1983 r., czwartek, Warszawa

– Córko moja, wciąż martwisz się. Niepokoi cię zarówno twoje zmęczenie i brak sił, jak i twoja bezczynność w mojej służbie. Słuchasz ojca niepokoju i zamętu. Gdybyś ufała Mi w pełni, przyjmowałabyś, radośnie wszystko to, co ci na ten dzień ofiarowuję. Prawdziwie służysz Mi, kiedy wypełniasz moją wolę – a jest nią to, co cię spotyka w dniu codziennym – ty zaś pojmujesz służbę Mnie jako nieustające działanie.

– Tak, Ojcze.

– Ja sam daję ci ludzi potrzebujących Mnie prawdziwie – a o tym wiem Ja, nie ty. Dlatego często mylisz się i mówisz o Mnie nieprzygotowanym jeszcze; sobie trudu dodajesz, a im nie pomagasz. Bądź spokojna i pomyśl o tym, że inni ludzie, jak teraz Wojciech, też wspomagają cię w tym. Wiem, że czynisz to z gorliwości, wiedząc że powiedziałem ci: „Mów”, „Przekaż to innym” – ale i wtedy posłuchaj, co Ja ci mówię. Teraz jest pora przygotowania na żniwa moje. Trzeba nabrać sił i sprawności. W tym cię wspomagam. Jechałaś sądząc, że będziesz służyła moim słowem, i dałem wam tę radość, ale dzielić będziecie się jesienią. Natomiast ty uczona byłaś cierpliwości, uciszenia, wyrozumiałości, i dziękujesz Mi za to. Leczę cię, dziecko, i uzupełniam twoje braki. Dobrze jest, kiedy przyjmujesz to, co Ja ci podaję, bez okazywania zawodu, żeś spodziewała się innych darów. Dobrze jest, kiedy trwasz przy Mnie w każdym dniu i spokojnie znosisz przykrości, krzywdy czy bezczynność – jeśli tego chcę Ja, twój mistrz.

Znam twój organizm. Dlatego daję ci teraz ciszę, samotność i czas na refleksję – nie na działanie. Nie chcę twego przemęczenia i napięcia, dlatego sama nic nie przyspieszaj. Do ojca Kazimierza pójdź. (...) Jeśli zechce przyjść, poproś o poświęcenie mojego wizerunku. Pragnę królować w nim w naszym domu.

Wczoraj, kiedy starałaś się jak najdelikatniej zdrapać skalpelem pleśń i spękaną farbę z rzeźby, tak aby drewna nie zadrasnąć, powiedziałem ci: „O ileż bardziej wrażliwy jest na cierpienie żywy człowiek, którego Ja staram się oczyścić; i dlatego pracuję nad każdym z was z najwyższą delikatnością, bardzo powoli, bez pośpiechu, aby nie sprawić wam bólu. Czy teraz lepiej rozumiesz moją metodę...?

– Jezu, widzę, jak mnie oszczędzasz, jak Jesteś cierpliwy i nigdy mnie nie przynaglasz, a jeśli ganisz, to robisz to tak subtelnie, aby nawet nie zadrasnąć naszej śmiesznej ambicji, godności, czy dobrego mniemania o sobie. Nie znam nikogo tak wyrozumiałego, tak szlachetnego, tak wrażliwego jak ty, Panie. Przecież ty obchodzisz się z nami łagodniej i czulej niż my sami ze sobą. Ty nas szanujesz nawet wtedy, gdy my się sami nie szanujemy, nie lubimy i gardzimy sobą. Popatrz, Jezu, na mnie. Tyle mi dajesz, objawiasz mi siebie samego, a jak ja ci się odpłacam? Zapominam o Tobie, odwlekam rozmowę lub ją przerywam, nie pamiętam o twoich życzeniach, nie mówię do Ciebie, nie proszę o wszystko i zawsze, jak powinnam. Każdy przyjaciel zraziłby się i odszedł, a ty wciąż mnie kochasz. Mam ciągle poczucie winy względem Ciebie, ale nie potrafię się zmienić. A Ty to znosisz!

– Córko, jakże mogłabyś nauczyć się przyjaźni, gdybym nie ukazywał ci, jak postępuje prawdziwy przyjaciel. Jak mogłabyś nauczyć się kochać, gdybym Ja cię nie kochał? W prawdziwej miłości jest niezmienność, trwałość, pewność, w której spoczywa ufnie ten, który uwierzy, że jest kochany. Takiego zawierzenia Mi pragnę dla ciebie, bo moja miłość obejmuje cię, lecz ty wciąż jeszcze nie jesteś jej pewna. Uszczęśliwia Mnie możność dania wam takiej pełni miłości, która przeważa całe zło świata, która osłoni was, zabezpieczy i przeniesie ponad cierpieniem, samotnością, złośliwością i nienawiścią nieprzyjaciela uderzającego na was poprzez słabości innych ludzi, a nawet bezpośrednio, zwłaszcza tam, gdzie zdobył władzę i może niszczyć, rozdzielać i szkodzić jawnie, w złych prawach i poprzez złych wykonawców władzy.

Nie niszczę ich, ale was pragnę uchronić, wziąć na ręce, nieść ponad złem. Dotyczy to nie tylko kleru i powołań zakonnych. Właśnie wy, żyjący w świecie, najbardziej narażeni jesteście na ciosy i rany, a także najbardziej bezbronni stajecie się, jeśli – ze względu na Mnie – nie odpowiadacie odwetem. Do was zwracam się z pragnieniem przyjaźni, obrony i opieki, z tarczą mojej miłości, lecz jakże często wy widzicie tylko mój krzyż, jako znak jeszcze cięższego cierpienia, i uciekacie przed nim.

Moja męka wyzwoliła was. Ja zapłaciłem za was sam. Krzyż jest zwiastunem miłości wielkiej i wiernej na wieczność. Krzyż mój jest świadectwem umiłowania was ponad śmierć. Jest znakiem przebaczenia i nadziei, tak bardzo często odrzucanej. Jestem źle na ziemi widziany, nie chciany, wzgardzony, wyszydzony i sponiewierany. Moja miłość i przyjaźń nie przynosi materialnych korzyści, dlatego nie chcecie jej. (Pan mówi to z wielkim smutkiem).

Jeśli zauważę, że któreś z moich dzieci pragnie Mnie i wzywa, biegnę jak kochająca matka, z pośpiechem i wzruszeniem, i nie odwrócę się, nie zapomnę, nie zaniecham niczego, by to moje ukochane, płaczące dziecko przygarnąć. Nigdy nie pozostawię głosu wzywającego Mnie bez odpowiedzi. Nie odstąpię i nie oddam nieprzyjacielowi duszy ufającej Mi. Kto wzywa Mnie – ten Mnie ma. Kto pragnie przyjaźni mojej – otrzyma ją. Przelotne, kruche i liche ogarnięte zostanie i przyobleczone w moc, czystość i męstwo, a spragnionemu otworzę źródło wody żywej nieprzebranej obfitości ze skarbów Ojca Nieskończoności.

Bo taka jest wola moja, hojność moja, miłość moja. Darzę was wedle swojej natury, bo jestem Bogiem nieprzebranego miłosierdzia i łaski.

LIII ROZMOWA – Ja słabość ludzką rozumiem

6 VIII 1983 r., pierwsza sobota miesiąca, Warszawa

Wczoraj byłam u spowiedzi; zapomniałam powiedzieć o wszystkich niewiernościach, opuszczeniach modlitwy, niepisaniu itp. Powiedziałam Panu o nich teraz. Pan spytał:

– Czy świadomie chciałaś sprawić Mi ból?

– Nie! – przeraziłam się.

– W takim razie winy twoje wynikają ze słabości, a Ja słabość ludzką rozumiem.

Potem modliłam się słowami Staffa:

– „Nie widzą Ciebie moje oczy, nie słyszą Ciebie moje uszy, a jesteś światłem w mej pomroczy, a jesteś Duszą mojej duszy”.

Wtedy Pan powiedział:

– To prawda. Jestem Duszą twojej duszy. Jestem jej życiem – Tym, który ożywia – bo dusza beze Mnie jest martwa (jak trup bez duszy). Kiedy odchodzę, zabieram ze sobą wszystko, co jest moje – całą miłość, dobroć, litość, miłosierdzie. Dusza zostaje z tym tylko, co jest jej, co sobie wybrała, ukochała, wyhodowała sobie...

Zrozumiałam, że dusza w piekle jest jak zeschły wiór. Istnieje, bo Pan jej nie unicestwia, ale tylko z tym, co miała „swojego”, ludzkiego, co wybrała sobie sama, a nic, co „Bożego”, nie pozostaje. Śladu dobra, miłości, przebaczenia, współczucia – uczuć, w których był Pan – tam nie ma. Przerażające! Pustka, głód, rozpacz. Jest tylko to, co Bogu zaprzecza.

LIV ROZMOWA – Ukazuję ci twoją słabość, ażebyś częściej zwracała się ku Mnie

12 VIII 1983 r., piątek, Warszawa

– Moje dziecko. Jeśli nie przynaglam cię, znaczy to, że teraz nie pragnę ci nic przekazać. Nie jest to jednak równoznaczne z unikaniem rozmowy z tobą. Ty jesteś tą, która unika Mnie i odkłada wciąż spotkanie się ze Mną. Dlatego teraz odłóż pióro i przeproś Mnie, a także oddaj Mi te wszystkie sprawy, które dawno oddać Mi powinnaś. Boli Mnie, że tak lekceważysz zmartwienia i kłopoty ludzkie, o których wiesz, a zwłaszcza te, z których nie widać wyjścia (z ludzkiego punktu widzenia).

Kiedy wczoraj w trakcie waszego spotkania ze Mną powiedziałaś Mi ze zmartwieniem, że chyba niemożliwe jest, abym potrafił zjednoczyć taką „przypadkową grupę ludzi w jedność modlitewną”, odpowiedziałem ci dając wam poznać moją troskę o was, miłość i moc. Czyś wyciągnęła z mojego stosunku do was wnioski praktyczne? Czemuż nie prosisz Mnie i nie dziękujesz Mi?

Przerwałam. Zaczęłam oddawać Panu sprawy ludzkie i dziękować.
 

15 VIII 1983 r., Wniebowzięcie Maryi – święto Matki Boskiej Zielnej, Warszawa

– Córko, ukazuję ci twoją słabość po to, ażebyś częściej zwracała się ku Mnie z prośbą o umocnienie, o pomoc, o siły duchowe i fizyczne. Jeżeli będąc tak słabą, jaką jesteś, nie zwracasz się do Mnie, nie wzywasz Mnie na ratunek, znaczy to, że wolisz trwać w swojej słabości, niż prosić o siły do służby. Nie przynaglam cię teraz, to prawda, ale nie oznacza to, że moją wolą jest, abyś pozostawała bierna i bezczynna z dala ode Mnie.

Ja zawsze pragnę być z tobą. Miłość, Anno, pragnie otoczyć opieką, bronić i osłaniać tę, którą kocha, zwłaszcza wtedy, gdy jest ona słaba, bezsilna i zmęczona, taka, jaką ty teraz jesteś. Miłość pragnie się udzielać, oddawać cała tej, którą upodobała sobie; pragnie podzielić się swoim dobrem, swoją mocą i bogactwem. Moja miłość jest wciąż bijącym, nieskończenie zasobnym źródłem wszelkiej miłości, jaka może istnieć. Pragnie ona nasycić sobą ludzkie dusze – pustynie jałowej i spękanej z posuchy ziemi. Beze Mnie, Anno, dusza twoja jest miejscem pustynnym, na którym nic zakiełkować i wzrastać nie może.

To Ja jestem życiem duszy, „żywą wodą”, która budzi życie, wzrost i powoduje, że dusza staje się bogata w owoce. Lecz są to owoce mojej pracy, chociaż z jej gleby wyrastają.

Ja jestem ogrodnikiem, gospodarzem, organizatorem życia duszy. Uwierz Mi, córko, iż tylko przy mojej stałej obecności i nieustannej pielęgnacji możesz Mi przynieść pożytek. I wiedz, że nie od bogactwa gruntu zależą owoce.

Ja jestem ogrodnikiem doskonałym. Jeśli ziemia jest uboga – ubogacę ją, jeśli sucha – dam wiele wody łaski, jeśli kamienista i pełna chwastów – wyrwę je, a kamienie odrzucę. Wszystko, co potrzebne, zdziałam sam, jednakże warunkiem jest, aby to była ziemia – moja. Tam, gdzie spotkam się z ufnością, gdzie zawierzą Mi i poddadzą się moim staraniom z zupełnym zaufaniem, gdzie z radością i wdzięcznością przyjmują moje zabiegi – tam osiągnę plony stukrotne.

Ale nie chcę być krępowany i traktowany podejrzliwie. Przychodzę wszak do swojej własności; mam prawo do niej – kupionej tak bardzo drogo. Spójrz na Mnie. Czyż nie oddałem ci, Ja pierwszy, samego siebie...? Krzyż, Anno, był spełnieniem ofiary całkowitej. Podjąłem go dobrowolnie i ochotnie dla waszego ratunku.

Kiedy wy oddajecie się Mnie, nie prowadzę was na krzyż, a od cierpienia wyzwalam., Wyprowadzamwas z niewoli grzechu, z ciemności kłamstwa, z lęku, z bezcelowości istnienia, z błędnych dróg – ku prawdzie. Wyzwalam was ze świata pogardy, żądz, pychy, nienawiści i przemijania. Za smutek i ból daję radość, za samotność, głód przyjaźni i miłości – samego siebie. Staję się ojcem, mistrzem i towarzyszem, sam was prowadzę, osłaniam i bronię jako swej własności.

Pragnę, Anno, twojego zaufania na co dzień. Proszę, zawierz mojej miłości...

LV ROZMOWA – O ileż bardziej walczyłbym w twojej obronie, gdybyś chciała być broniona

23 VIII 1983 r., wtorek, Warszawa

– Pisz, córko. Kiedykolwiek zauważysz, że jesteś „odciągana” niejako od rozmowy ze Mną, wiedzieć musisz, że to nieprzyjaciel atakuje cię, i to w sposób podstępny, ponieważ pragnie oszukać cię i ukraść ci czas. Czas jest też moim darem i trzeba starać się wykorzystywać go jak najlepiej.

Pomyślalam, że przecież nie robię nic złego.

– Jeśli nie robisz nic złego, nie znaczy to, że korzystasz z czasu umiejętnie. Wiesz dobrze, że tego nie umiesz. Czyż nie należałoby tym bardziej prosić Mnie, abym nim gospodarzył? Postaraj się, dziecko, pamiętać o oddawaniu Mi prawa do dyspozycji Twoim czasem, a wtedy – wspólnie – wykorzystamy go prawidłowo. Widzisz, córko, potrzebna Mi twoja zgoda nie jednorazowa, a tysiąckrotna w ciągu jednego dnia. Razem z życiem obdarowałem cię czasem i mogę dysponować nim tylko za twoją zgodą.

Moje dary są pełne i nigdy ich nie cofam ani nie naruszam. Chcę, abyście rzeczywiście byli wolni. Twoja wolność względem Mnie jest zupełna. Ja nikogo nie wabię ani nie przynęcam. Zbyt szanuję moje stworzenie, aby je tak traktować. Tylko twoje dobrowolne zwrócenie się do Mnie może Mnie uradować. Jeżeli jestem ci potrzebny prawdziwie – zawołasz Mnie, jeśli nie – nie narzucam ci mojej obecności (która trwa w ukryciu).

Spytałam, czemu Pan nie odejdzie, bo zasługuję na to.

– Bardzo Mnie potrzebujesz, dlatego jestem tak blisko. Moja miłość nie pozwoliłaby Mi odejść i porzucić cię wśród tylu niebezpieczeństw.

– Wydaje mi się, że mam za dużo, żeby ufać w pełni? (emerytura, mieszkanie).

– Widzisz, Anno, to zabezpieczenie, jakie ci dałem, ma na celu stworzenie ci poczucia bezpieczeństwa. Dotyczy ono zaledwie sfery spraw materialnych, podczas gdy twoje potrzeby są o wiele szersze. Nie ciało, a dusza twoja potrzebuje opieki – tym większej, im bardziej chcesz Mi służyć bo wtedy narażgna jesteś na ciągłe ataki nieprzyjaciela. A ty go w ogóle nie rozpoznajesz.    

– Panie, jak to jest możliwe, że szatan jest tam, gdzie Ty jesteś? Przecież on powinien uciekać od Twojej świętości?

– Jest on księciem tego świata, który zapragnął przywłaszczyć sobie i nad wami panować. Ludzkość wyraziła zgodę i potwierdza ją każdym grzechem, każdą niewiernością każdego z was. Grzech jest jego własnością. Przez grzech jesteście terenem jego łowów. Ci, którzy w grzechu żyją, są jego ofiarami, jego niewolnikami – to znaczy, że wola ich jest spętana. Wy, którzy staracie się od grzechu wyzwalać i oddajecie się Mnie, walczycie o swoją wolność duchową, nieskończenie ważniejszą niż jakakolwiek niewola. Maksymilian (Kolbe) był zupełnie wolny w miejscu najstraszliwszej próby, na jaką wystawiał dzieci moje szatan. Prawdziwą niewolą jest zniewolenie przez grzech.

Szatan jest przebiegły i podstępny. Metody swoje zmienia i dostosowuje do okoliczności. A ty, Anno, jesteś prostoduszna i otwarta, nie stosujesz podstępów i brzydzisz się nimi, stąd trudno ci zrozumieć, z jak perfidnymi metodami się spotykasz. Wchodzisz w pułapki nie zauważając krat. Tak jak w okresie wojny i długo jeszcze potem chroniłem cię i osłaniałem przed niebezpieczeństwem zewnętrznym, tak wciąż cię osłaniam i bronię przed nieprzyjacielem duszy – na tyle, na ile Mi zezwalasz.

– Panie, przecież oddałam Się Tobie?

– Jesteś moja, boś zapragnęła tego, ale wybór swój musisz potwierdzać czynami. Czynem jest zarówno działalność, jak i myśl. Dlatego przypominam ci, ze możesz Mi się oddawać w opiekę w każdej chwili – lub nie – Twoją wolę zawsze uszanuję.

Pragnę otoczyć cię murem mojej opieki, ażebyś tak nie cierpiała wciąż narażona na prowokacje i podstępy. Twoja łatwowierność powoduje, że jesteś bezradna. Tracisz siły, spokój i radość nie wiedząc dlaczego, a to on wciąż stara się zerwać porozumienie twoje ze Mną.

– Więc broń mnie, Panie!

– Bronię cię, ale o ileż bardziej bym walczył w twojej obronie, gdybyś chciała być broniona – w każdym momencie.

– Jak mam to zrobić?

– Oddawaj Mi swoje noce, kiedy zasypiasz, a gdy się budzisz, wołaj Mnie, który czekam, abyś oddala Mi swój dzień i swoją wolę, swoje zamiary, plany i spotkania z ludźmi, a także twoje zajęcia domowe, twoje prace i odpoczynek, twoje zdrowie i służbę Mnie. Tego oczekuję od ciebie. Błogosławię cię. Anno.

LVI ROZMOWA – O Kościele: Byś miała współudział ze Mną w trosce o Kościół mój

25 VIII 1983 r., czwartek, Warszawa

– Ojcze, proszę Cię, pomóż mi.

– Gdy wzywasz Mnie, dziecko, spieszę z pomocą.

Gdybyś wiedziała, jak bardzo wszystkim wam jestem potrzebny. Jak niewiele z tego, co od dwóch tysięcy lat czyni Kościół mój, zrobione zostało z mojej woli, wedle moich planów.

– A reszta?

– Cała reszta – to plany ludzkich ambicji, działających dla dobra Kościoła utożsamianego ze Mną, ale traktowanego jako instytucja świecka. Starano się usilnie, by gmach Kościoła był potężny, piękny, by miał silną władzę i znaczenie w świecie – tak jak gdyby świat był sędzią mojego Kościoła, a nie Ja. Chciano podobać się światu o wiele częściej i goręcej niż Mnie. Gdyby można było zobaczyć i ocenić całe dzieje Kościoła moimi oczyma, zobaczono by, że mniej go prowadzę, niż go ratuję. Istnieje bowiem z mojego nieskończonego miłosierdzia pomimo ogromu zła, jakiego się dopuszczał, pomimo ciągłej niewierności, ambicji ludzkich, żądzy władzy, bogactwa, znaczenia, pomimo ustawicznych zdrad, zaparcia się Mnie, braku miłosierdzia i litości, pomimo nieposłuszeństwa, pychy i niezrozumienia Mnie i moich dróg. Ale Ja jestem wierny, cierpliwy i wciąż was wychowuję, ciągle wybaczam i naprawiam sam wasze błędy.

Nic co „ludzkie” nie jest obce wam – mojej owczarni – a tak mało w was podobieństwa do Mnie, waszego Ojca...

Bolejesz i cierpisz w zetknięciu z niektórymi z moich kapłanów. Pomyśl, o ile silniej cierpię Ja, który dałem za nich życie i dopuściłem ich do największej poufałości ze sobą. Zechciej przyjąć ten ból, który cię spotyka, jako współudział ze Mną. Potrzeba Mi przyjaciół, którzy podzielą ze Mną cierpienia i troski moje. Sama nie wiesz, jak ciężkie jest twoje strapienie, jakie cię przygniata. Ja to wiem i pragnę, byś ciężar ten Mnie oddała. Wiedz, że wiem o wszystkim, co cię spotyka, i jeśli cię przed tym nie bronie, to dlatego, byś miała współudział ze Mną w trosce o Kościół mój, skoro pragniesz Mi w nim służyć.

Wszystko, co rodzi się w nim nowego, jest odrzucane i prześladowane zawsze, zanim wyrośnie i wyda owoce. „Ludzkie” zawsze walczyć w nim będzie z „Bożym”, a Kościół mój jest aż nazbyt „ludzki”. Potrzeba mu oczyszczenia i dam mu je – z największej miłości – ale będzie to silne lekarstwo. W krajach, które przejdą chrzest krwi i grozy, Kościół mój oszczędzony nie będzie. Nie w ilości sług moich leży jego moc, a w świętości. Doświadczę więc ich, jak złoto w ogniu się sprawdza, a czego nie dokonała dobroć moja, tego – być może – dokona lęk.

Pytasz o Kościół mój w twoim kraju. (...) Ja obudzę was z letargu. Oddzielę was od tego, co światowe, wygodne, od pożądań sławy, znaczenia, bogactwa, od stawiania siebie przede Mną w czynach i myślach.

Pamiętaj, że we wszystkim, co dziać się będzie w Polsce spełnia się moja wola. Dlatego też zawsze musisz pamiętać, że nie krzywda spotyka was, a moje wychowanie. Będziesz to mówić innym, gdy pora stosowna nadejdzie, a te moje słowa będą świadczyły o moich zamiarach. Nie stanie się wam krzywda, a przeciwnie – odrzucicie to, co zbędne, dla tego, co moje. Zmężniejecie i zawierzycie Mnie, i tylko Mnie. Wtedy będziecie służyć Mi z ufnością i oddaniem.

Tylko służba szczera i gorąca – aż do przelania krwi – świadczy o Mnie. Wy zaś macie być moim świadectwem. Dam wam warunki do takiej służby, jaką pełnili słudzy moi w pierwszych wiekach Kościoła – do życia ze Mną i dla Mnie. I nie odstąpię was, a otoczę pomocą, uświęcę i sam przez was działać będę. Zbliża się pora oczyszczenia i pora żniwa. Czuwajcie, bo nie znacie dnia ani godziny. Liczę na wierność waszą i błogosławię wam.

LVII ROZMOWA – Maryja liczy na was   

26 VIII 1983 r., święto Matki Boskiej Częstochowskiej, piątek, Warszawa

– Córko, oddaj się dzisiaj Matce mojej jako Jej własność – aby mogła tak cię bronić, jak tego potrzebujesz i abyś mogła tak służyć Jej, jak tego Maryja, Matka moja i wasza zapragnie.

5 IX 1983 r., poniedziałek, Warszawa

– Co chcesz, Panie, żebym zabrała i na co się przygotować?

– Pragnę, córko, przygotować cię i oczyścić. Weź papier i pióro; nic innego nie będzie ci potrzebne. Oczekuję na ciebie w domu Matki mojej i twojej. Chciej przyjmować to, co ci dawać pragnę, z radością i wdzięcznością.

8 IX 1983 r., święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w sanktuarium Maryi, Pani Podlasia, w Leśnej Podlaskiej

– Pragniesz, córko, abym powiedział wam o Maryi, Królowej świata, i o planach moich względem waszego narodu. Dobrze. Słuchaj i pisz uważnie.  

Maryja przyjmując wolę Boga bez zastrzeżeń, całkowicie i z pełnią dobrej woli ludzkiej oddała się Jemu na własność jako Jego służebnica. Wszystko, co następuje od chwili tej decyzji jest jej konsekwencją.

Ta, która pierwsza powróciła do stanu pierwotnie istniejącej ufnej zależności od woli i postanowień Stwórcy i Ojca, stała się pierwszą w domu Ojca. Jest Jego radością, chlubą i włada Jego Sercem. Była Matką, przyjacielem wiernym i sługą Syna Bożego, Jezusa, Zbawiciela waszego. On czcił Ją i był Jej posłuszny, a wyniósł Matkę swą do udziału w Odkupieniu ludzkości poprzez udział w swej Męce aż do granic wytrzymałości Maryi. Mianował Ją – sam – Matką waszą i aż do zgonu stała silnie i nieugięcie na straży dzieła Syna, złączona z Nim sercem, wolą, umysłem. Zanurzona w Bogu, w jasności Ducha Świętego podtrzymywała chwiejność i słabość natury ludzkiej tych, którzy głosili słowo Jezusa: Ona była tabernakulum pierwszych dni Kościoła, jego największą świętością; Ona była ogniem płonącym wiecznie, równo i spokojnie przed Panem – była modlitwą Kościoła. Podczas gdy inni trudzili się fizycznie, Ona trwała w uwielbieniu, przebłaganiu, wstawiennictwie. Jej obecność, Jej osoba, była ośrodkiem, z którego Duch Święty nasycał, oświecał i ożywiał, a także prowadził i poprawiał błędy młodej wspólnoty Kościoła, gdyż Maryja była wypełniona Duchem Bożym, jak przejrzyste naczynie pełne ognia i blasku.

Bóg utrwalił na wieczność wszystko to, co Maryja przyjęła od Niego w swoim życiu, gdyż to, co Boże, nie przemija, a istnieje w wieczności. Nikt z ludzi nigdy nie przyjął i nie przyjmie więcej. Najukochańsza Córa Boga posiada Go tak w pełni, jak On ogarnął Jej ludzką naturę i uświęcił Ją sobą. Maryja jest nieskończenie doskonałą pełnią Boga zwróconego ku rodzajowi ludzkiemu, a więc pełnią Miłosierdzia i macierzyńskiej Miłości. Ona zawiera wszystko, co w sobie mieści pojęcie doskonałego Macierzyństwa: stałą troskę, pomoc, orędownictwo, wstawiennictwo, pociechę, zachętę, nieskończenie cierpliwe prowadzenie, przebaczenie, wyrozumiałość, bezinteresowność miłości, pragnienie zbawienia każdego człowieka i nieskończenie doskonałą pełnię darów Ducha Świętego. Oto Ona – Królowa nieba i ziemi, Pani władająca (przez wstawiennictwo) Sercem Boga, Chwała rodu ludzkiego i jego Nadzieja...!

Maryja – sobą – wypełniła najdoskonalej zamiary Boga. Stawszy się Matką Słowa Bożego, przez doskonałą służbę otrzymała udział w zbawieniu ludzkości. Jej cierpienie ofiarowane za was pod krzyżem, włączone w cierpienie Boga–Człowieka, zespolone z Męką Jezusa stało się wspólną ofiarą, czystą, świętą, i trwa w wieczności. Jest pierwowzorem każdej ofiary ludzkiej, dzięki której człowiek kiedykolwiek połączy się ze swym Zbawicielem.

Maryja jest Współodkupicielką i nauczycielką ludzkości. Cokolwiek Syn uczyni dla was, czyni to z Matką swą, Maryją. Miłość Boga jest stała i niezmienna. Współudział Maryi jest nie tylko stały, lecz wciąż wzrasta, gdyż staje się wam coraz bardziej potrzebny. Pamiętajcie, że teraz kiedy doszliście do granicy istnienia rodzaju ludzkiego przez dobrowolnie przyjętą niewolę i gorliwą służbę ojcu nieprawości, teraz polegać możecie jedynie na miłosierdziu Pana. Bóg odwiecznie sprawiedliwy postawił Maryję u furty miłosierdzia. Przez Nią płynie potok przebaczenia, bo Ona jest głosem błagającym u tronu Boga o zmiłowanie dla was.

Maryja jest Matką. Matka wierzy zawsze w odmianę swoich dzieci i nie przestaje prosić o litość, przebaczenie i przywrócenie wam dziecięctwa Bożego. Jeżeli chcecie ocaleć, musicie trwać w zjednoczeniu z Nią – nieskończenie czystą – jedynie zdolną uprosić miłosierdzie.

Maryja jest Matką Kościoła, jest w pełni świadomą zamierzeń Bożych. Syn Boży założył Kościół swój, aby objął on całą ludzkość i przywrócił jej utracone synostwo. Po to przyszedł na świat, by przez swoją Ofiarę tę utraconą więź miłości przywrócić. Póki ona trwa, choćby w niewielu ludziach – istnieje nadzieja na odrodzenie świata. Wszelkie wysiłki Maryi mają to na celu.

W sytuacji obecnej, kiedy rozum ludzki, ułomny i wciąż błądzący, podporządkował się szatanowi, pracującemu nad rozbudowaniem pychy w człowieku (gdyż nic szybciej i skuteczniej nie niszczy daru rozróżniania dobra od zła), szatan doprowadził go do stanu zaślepienia tak obłędnego, że ludzkość z całą pasją buduje własne zniszczenie – w tej sytuacji ratunkiem jest Maryja: najcichsza i najpokorniejsza, najwierniejsza i pełna zawierzenia. Jest Ona drogą powrotu do Chrystusa – Zbawiciela i Króla przyszłych wieków odrodzonej ludzkości.

Pysze i szyderstwu, cynizmowi i zakłamaniu Władca wszechrzeczy przeciwstawia wzór pokory, ufności i absolutnego zdania się na Jego wolę. Te cnoty jednoczą was z Maryją i czynią z was Jej współpracowników w zbawianiu świata, a w obecnym czasie – w ratowaniu nieszczęsnej zaślepionej ludzkości.

Maryja – Królowa świata, ludzkości, Kościoła, jest Królową waszego narodu, ponieważ od wieków upatrzyła was sobie i zechciała przyjąć to bolesne berło, by was przygotować, wychować i przysposobić do zadania czasu obecnego. Jeżeli zrozumiecie, iż Ona jest waszą przewodniczką i wodzem najwyższym w tej strasznej walce o ocalenie i odrodzenie ludzkości i was wybrała w swojej macierzyńskiej miłości jako straż przyboczną (tak jak królowa, kiedy do walki przystępuje w otoczeniu młodocianych synów swoich), zrozumiecie też, jak wiele zależy od waszej woli – służenia Maryi lub nieposłuszeństwa wobec Niej.

Służyć Matce swej może tylko ten syn, który Ją kocha, czci i naśladuje, przy postępowaniu odmiennym każde nabożeństwo jest pozorne, jest zdradą i prędzej czy później ujawni się jako służba wrogom Chrystusa. Kto prawdziwie czci Matkę, ten podziwia Jej charakter i cnoty, zachwyca się Jej mądrością i pięknością, pragnie zrozumieć Jej zamierzenia i mieć w nich swój udział jak największy, gdyż miłość nie zadowala się małym.

Otóż udział taki Maryja pragnie wam powierzyć. Jeśli zechcecie zawierzyć Jej metodom i w uciszeniu i pokorze (która jest zrozumieniem waszej dziecięcej zależności od Ojca, lecz i przyjęciem Jego pewnej do was miłości) postępować zgodnie ze wskazaniami Jej Syna – Maryja sama stanie się waszym wodzem. Wtedy nietykalni staniecie się dla nieprzyjaciela, a od żywiołów i grozy broni ludzkiej Ona was ochroni.

Walka nie toczy się tylko w świecie materii. Teraz nieprzyjaciel występuje jawnie i czelnie przeciw prawom Bożym, pragnąc obrócić w niwecz Jego święte plany. Ludzkość stoi u bram piekła. Swoją zdobyczą mieni ją szatan. Lecz póki jest zawierzenie Panu, poty nadziei. W zawierzeniu Maryja, Maryja, Maryja jest orędowniczką, pomocą i mocą waszą. Sami nie wytrwacie przeciw światu, lecz z Nią i pod Jej dłonią nic was zniszczyć nie może. Dlatego nie naśladujcie świata, nie walczcie jego bronią: pychy, nienawiści, pogardy i kłamstwa. Te środki przyniosą zagładę sługom i niewolnikom szatana. Świat niszczy się sam, a żagiew gniewu i zaślepienia rozpala już nowe olbrzymie stosy, na których spopieli się cywilizacja bez Boga, bez miłości, litości i wstydu. Wy ocalejecie, lecz tylko pod płaszczem Maryi. Królowa nieba – Wódz wojsk nieprzeliczonych – przejmie pole walki i wyzwoli zniewolonych. Ona obdarzy wolnością i pokojem ziemię, aby Słowo Boże, Syn umiłowany zstąpić mógł i objąć królowanie.

Maryja – najcichsza i najpokorniejsza, w której nie ma grzechu – zdepcze głowę węża, gdyż wobec Jej świętości jest on bezwładny i do oporu niezdolny. Teraz jednak ma on wielką władzę na ziemi i wasz kraj nie jest od niej wolny. Czyńcie zatem wszystko, by wyzwalać siebie i swoich bliskich. Wobec słabości waszej jedynie Maryja pomóc wam może. Lecz Ona jest niezwyciężona.

Nie patrzcie więc z zazdrością na świat, który przemija w pełni swych grzechów. Patrzcie oczyma Maryi na ludzkość odkupioną Krwią Jej Syna, ludzkość biedną, bezwolną, nieszczęśliwą i swoim cierpieniem wzywającą miłosierdzia Bożego. Patrzcie ze współczuciem i miłością na bliźnich waszych. Spieszcie im z pomocą, orędujcie za nimi, oddawajcie Maryi wszystkich, nad których grzechem bolejecie. Proście imiennie i w Jej sercu składajcie niewolników szatana. Nie żywcie nienawiści ani gniewu, odrzućcie mściwość, która zaślepia. Burzcie wszelkie przegrody, jakie nieprzyjaciel wzniósł pomiędzy wami.

Przestańcie pragnąć wciąż więcej dla siebie w przededniu zagłady całych narodów, milionów bliźnich waszych. Ożywcie wasze serca miłością Maryi. Ona jest Matką. Nie tylko was uchroni, lecz da wam więcej, niż sami potraficie zdobyć. Da wam ojczyznę wolną, oddychającą pokojem, szczęśliwą i jednomyślną. Da wam ludzi mądrych i dojrzałych do służby narodowi. Da wam urodzaj i chleb w obfitości. Zawierzcie Matce. Stańcie się Jej chlubą. Ona pragnie podźwignąć was z niedoli i uczynić świadectwem dla świata.

Maryja liczy na was. Otwiera wam wolny, ogromny świat, w który możecie wprowadzić Jezusa Chrystusa – Pojednanie, Bramę i Drogę Życia.

Jeśli Jej zawierzycie prawdziwie: życiem i czynem, pokutą i pojednaniem się, oczyszczeniem dusz i serc waszych – Ona stanie się wam opoką i tarczą, ratunkiem i wspomożeniem tak rzeczywistym, że będziecie wielbić Matkę swą aż do skończenia świata.

Maryja – Królowa nieba i ziemi jest wśród was żywa, kochająca, gotowa do pomocy. Prosi za was, wciąż przeprasza za wasze winy i wyprasza wam zmiłowanie. Bądźcie Jej godni. Zawierzcie Jej! Ufajcie Jej! Słuchajcie Maryi!

LVIII ROZMOWA – Nie uświęcam was natychmiast i całkowicie

25 X 1983 r., wtorek, Warszawa

– Jestem, córko, przy tobie. Wcale cię nie opuściłem. To ty tak bardzo uciekasz przede Mną. Dlaczego? Odpowiedz Mi na to pytanie.

– Nie wiem, Ojcze, ale jest mi ogromnie trudno zwrócić się do Ciebie. Nie mogę się modlić ani pisać. Czuję się zupełnie bezwładna, pozbawiona woli i energii, zmęczona. A teraz zaczynam sobie zdawać sprawę ze swojej grzeszności. Proszę, Cię, Boże, zmiłuj się nade mną. Nie wierzę, że mogę się przemienić. Masz przed sobą, Boże, kłębek brudu i nieszczęścia. Nic więcej nie potrafię powiedzieć.

– Dlatego jestem, aby cię podnieść i nasycić nadzieją. Córko, szatan działa przez twoje wady, i przez zaniedbanie pracy nad sobą dałaś mu mejsce w sobie. On wchodzi wszędzie tam, gdzie Mnie nie ma. Jeżeli przez swoją wolę nie czynisz miejsca Mnie, trzymsz je dla nieprzyjaciela. A przecież Ja pragnę być z tobą, by chronić cię, leczyć i prowadzić. Ty zaś pragnęłaś odpoczynku. Dałem ci to, czego pragnęłaś, abyś się przekonała sama, czy lepiej jest iść ze Mną, czy trwać w uporze bierności.

Cieszy Mnie, że pragniesz podnieść się i dalej iść. Życie na ziemi zawsze jest walką, pokonywaniem przeciwności. Lecz Ja idę z człowiekiem; czego on nie potrafi, Ja mogę. Idę jako najbliższy przyjaciel, pragnąc tego i prosząc, aby zmęczony człowiek oddał Mi swój ciężar i przestał martwić się o drogę, bo Ja ją znam. I nie może zdarzyć się, by zabłąkał się ten, kogo Ja prowadzę.

Kłębkiem grzechu i nieszczęścia jest człowiek, kiedy jest sam; nawet wtedy, gdy mniema, że wszystko posiadł i świetnie sam sobie radzi. Cóż poradzić możesz, córeczko, moje małe, biedne dziecko, przeciw przemocy niewidzialnego zła? Beze Mnie stajesz się jego ofiarą, gdyż szatan zna twoje wady i działa chytrze, przewrotnie, na tysiąc sposobów. Zapamiętaj, że tam, gdzie człowiek spotyka się z nieprzyjacielem dusz sam bez mojej pomocy, przegrywa zawsze; świat pełen jest jego nieszczęśliwych niewolników.

Ale Ja czuwam i bronię tych, którzy Mnie wzywają i ufają Mi. Jeśli dopuszczam, by zwyciężał, robię to, abyście zobaczyli i uznali swoją rzeczywistą słabość, a przez to uciekali się do mojej pomocy. Ja jestem blisko.

Teraz powierz Mi się z pokorą i zaufaniem. Właśnie dla twojej słabości tak troszczę się o ciebie. Najbardziej potrzebują Mnie ci, którzy pragną Mi służyć, lecz z powodu swojej słabości nie czynią tego tak, jak powinni. Oni mają całą moją cierpliwość i wyrozumiałość, troskliwość i podtrzymanie. Mam upodobanie w tych, którzy nie rezygnują, nie ustają w wysiłkach, nie poddają się zniechęceniu pomimo świadomości własnej nicości. Iluż bym miał sług, gdyby służyć Mi szli tylko sprawiedliwi i nieskazitelni? Nikogo, gdyż nie ma na świecie człowieka bez grzechu. Piętno grzechu dźwigacie wszyscy, a Ja jestem tym, który przebacza, oczyszcza i usprawiedliwia zawsze każdego, kto mówi Mi: „Zgrzeszyłem, Ojcze, przebacz mi”. Obiecuję ci przebaczenie pełne zawsze, kiedy powiesz Mi: „Zgrzeszyłam względem bliźniego swego, przebacz mi, Ojcze”.

Nie uświęcam was natychmiast i całkowicie. Droga do Mnie na ziemi trwa w trudzie poprzez czas życia, ale daje wam moja miłość, pomoc i przebaczenie. Winy wasze wciąż usuwam w niepamięć. Ciągle was dźwigam i kocham zawsze tak samo silnie. Dlatego podnieś się, córko, i nie bój się. Ze Mną idziesz. A teraz dziękuj Mi za miłość, jaką cię obdarzam pomimo wszystkich twoich wad. Ufaj Mi, córko.  
 

LIX ROZMOWA – Kto kocha plany moje, temu dam udział w wypełnianiu ich

31 X 1983 r., poniedziałek, Warszawa

Bylam w kościele, kiedy usłyszałam, że Pan chce ze mną mówić, gdy wrócę do domu.

– Córko, pragnę, abyś wypełniła wolę moją: udaj się do N. (...) Nie myśl, co mówić masz, gdyż teraz będziesz moim posłem i stosowne słowa włożę w twoje usta.

Wiedz, córko, że sama z siebie nic dobrego uczynić nie możesz, ale Ja, który cię prowadzę i czuwam nad tobą, mogę – o ile Mi się szczerze oddajesz i pragniesz usłużyć Mi z całego swego serca. Ja mogę wykorzystać każde narzędzie, nawet tak oporne i nieumiejętne, jakim ty jesteś – dla dobra twojego narodu wedle twoich próśb i oddania.

Prosisz, abym zmiłował się nad tobą. Nie ustawaj w prośbach, bo potrzebujesz mojego zmiłowania, a Ja, wciąż przebaczający i podnoszący was z prochu, nie odrzucę próśb twoich. Proś o twoją ojczyznę. Oddawaj memu miłosierdziu każdego, o kim wiesz, że żyje w grzechu.

Cieszy Mnie, kiedy pomimo swej niegodności przynosicie przede Mnie swoje troski o bliźnich waszych, wtedy bowiem liczycie tylko na Mnie i ufacie miłości mojej. Dlatego, córko, pomimo twoich wad i zaniedbań, ufaj miłości mojej do ciebie. Niech nic i nigdy nie odrywa cię ode Mnie. Ani słabość twoja, ani ułomności, ani zaniedbania nie oddzielą cię od mojej ojcowskiej opieki, jeżeli sama nie odwrócisz się. Kocham cię dla słabości twojej i biedy, i dla nich tak bogato cię obdarowuję, bo sama z siebie nic nie posiadasz i niczym podobać się nie możesz.

Lecz Ja, Ojciec twój, obdarzam cię moimi darami, ażebyś mogła dzielić się i rozdawać dobra moje, skoro swoich nie masz, a pragniesz udziału w moim dziele. Kto pragnie i prosi, ten otrzyma. Kto sam się oddaje, tego nie pozostawię za drzwiami mego domu. Kto kocha plany moje, temu dam udział w wypełnianiu ich na miarę jego możliwości, a nawet więcej – na miarę mej szczodrości i wielkoduszności.

Jesteś moim świadkiem, córko, żyjącym dowodem mojego nieskończonego zmiłowania i mojej wierności, dlatego niech cię nie trwoży i nie niepokoi twoja słabość. Znam ją i na niej opieram wielkość moich planów, aby okazało się moje upodobanie w tym, co słabe, potrzebujące mojej pomocy, opieki i troski. Ażeby nikt z powodu nędzy swojej, słabości czy grzeszności nie lękał się podejść do Mnie, wzywać mnie i zaufać Mi.

Zaufania waszego pragnę ponad wszystko. Zawierzcie mojej miłości do was. Uwierzcie, że chcę wam pomóc i uwolnić od zła – jeśli Mi na to zezwolicie. Pragnę przecież szczęścia swych dzieci. Dla szczęścia was powołałem do bytu i wciąż podtrzymuję wasze istnienie.

Dzieci moje, zawierzcie Mi, wzywajcie Mnie, dajcie się ratować i leczyć. Jak matka biegnie do dziecka, tak Ja czekam na wasz pierwszy krzyk, aby natychmiast przyjść wam z pomocą. Jestem waszą mocą, męstwem, radością i miłością waszą. Otwórzcie serca. Pozwólcie Mi wejść. Pozwólcie się kochać.

LX ROZMOWA – Służba Mnie nie jest smutkiem i utrapieniem

15 XI 1983 r., wtorek, Warszawa

– Córko, niepotrzebnie martwisz się i niepokoisz. Spełniłaś moją wolę i to tylko jest ważne. Nawet gdyby teksty te nie znalazły zrozumienia, nie jest to twoją winą, i Ja – nie ty – pokieruję dalszymi ich losami. Bądź spokojna, gdyż dbam o moje dzieła i nie pozwolę im przepaść.

Wiem, że obawiasz się spotkania z tym księdzem, z którym pragnąłem, abyś zawarła znajomość. Jest to potrzebne. Czas jest, abyś rozpoczęła dzielić się z innymi tym, co ci powiedziałem.

16 XI 1983 r., środa, Warszawa

Zaproponowano mi wyjazd do miasta, w którym powstaje nowa grupa.

– Daję ci do tego sposobność. Zrozumiałaś moją troskę o ludzi, którym jestem tak niezbędnie potrzebny, chociaż oni sami nie są tymi, z którymi chciałabyś przestawać. Lecz właśnie ci potrzebują pomocy. Wiedz też córko, że pomoc moją daję wedle waszych potrzeb. Dlatego niczym martwić się nie masz powodu. Ja cię wspomogę, Ja będę z tobą, Ja będę uzdrawiał i darzył. Jeśli ty pełnisz wolę moją, Ja działam wraz z tobą i wspieram cię moją mocą. Dlatego lepiej jest wypełniać to, czego Ja pragnę od człowieka, niż samemu budować dzieła szumne i głośne. Ja działam w uciszeniu, ale moje działanie jest ożywiające, skuteczne i przynosi skutki trwałe. Jeśli człowiek odpowiada na moje wezwanie, Ja działam poprzez niego. A Ja szukam zagubionych owiec, smutnych i nieszczęśliwych, wołających Mnie poprzez swoje błędy, poszukiwania i tęsknotę. Przypomnij sobie, jaką byłaś, gdy cię wezwałem. Co by się stało z tobą, gdybym nie przyszedł z ratunkiem?

Służba Mnie nie jest smutkiem i utrapieniem: „jarzmo moje jest lekkie”, bo Ja je podtrzymuję. Chcę cię mieć tam, gdzie pomóc możesz najwięcej, bo czasu jest bardzo mało a ludzie tak mało świadomi tego, co nadchodzi. Trzeba ich przygotować: mówić im o Mnie, jakim jestem dla was, jak was kocham, jak wam pomagam, leczę, strzegę i prowadzę, jak pragnę waszego szczęścia. (...)

– Czy powinnam mówić do grupy?

– Jeśli będzie potrzeba, abyście byli tam w grupie, pomogę w tym. Zależy Mi bowiem na moich dzieciach i nie chcę, aby błądziły i wikłały się, lecz by szły do Mnie drogą jasną, szeroką i prostą. Ty ją znasz i pomożesz Mi naprostować to, co skrzywione.

Pytałam, dlaczego nie w mojej dzielnicy.

– Odpowiadam zawsze na wezwanie człowieka, lecz tam, gdzie nie potrzebują Mnie, nie narzucam się.

– Ale, Ojcze, cóż są winni ludzie, że tutaj duchowieństwo nie chce słyszeć o tym ruchu odnowy w Kościele?

– Oni pierwsi powinni zrozumieć potrzebę odnowienia życia – ze Mną. Oni są moimi pasterzami. Im powierzyłem opiekę i przewodnictwo i oni odpowiadać będą przed sprawiedliwością moją, jeśli służyli Mi leniwie i niedbale.

Ciebie, córko, pragnę posłać tam, gdzie Mnie chcą przyjąć, gdzie pragną mojej pomocy i oczekują przemiany.

Córko, ciesz się moją miłością i poddaj się prowadzeniu. Ze Mną nie zabłąkasz się i innych na manowce nie powiedziesz. Kiedy pójdziesz po odbiór tekstów, powiedz słudze mojemu, że czas dany wam już się kończy. Teraz nadchodzi okres pokuty i oczyszczenia. Oszczędzę was (Polaków) tym bardziej, im wy powszechniej odrzucać będziecie wasze grzechy i przywary. Im prędzej i goręcej uznacie swoje winy, zaprzestaniecie niezgody i nienawiści wzajemnej, a zapragniecie pojednania i miłości mojej w bliźnich waszych. Przyjmij miłość moją!

LXI ROZMOWA – W moim sercu nie ma „gorszych”, „niepotrzebnych”, „niekochanych”...

19 XI 1983 r., sobota, Warszawa

Zastanawiałam się, czy pytać Pana, czy lepiej nie być za ciekawą.

– Mówiłem ci, córko, że cieszę się, kiedy zwracasz się do Mnie pytając o to, czego nie rozumiesz. Przez ciebie dowiedzą się też inni. Przecież Ja nic przed wami nie taję, lecz prawie nikt pytać Mnie nie chce. Gdyby mieli do Mnie taki stosunek, jaki ma dziecko do ojca, którego kocha i którego nie lęka się nigdy, wtedy byliby otwarci i szczerzy.

– A bojaźń Boża?

– Cześć oddajecie Mi uznając moją miłość do was, a nie bijąc czołem i uniżając się pełni lęku. Czyż można tak bardzo bać się kogoś, kto kocha? Wiem, że przeraża was moja czystość i majestat wobec waszej nędzy, lecz przecież Ja was powołałem do bytu w takiej słabości i „jednodniowości” życia na ziemi. Znam was takich, jakimi będziecie w domu moim, w mojej świętości, którą was przyoblekę. To, co ziemskie, jest skażone z natury swojej, ale jest też spragnione czystości, świętości, nieskazitelności mojej, w której odnajdzie się w swej właściwej istocie – skończonej, lecz podobnej Ojcu.

Nie pragnę onieśmielać nikogo, pragnę przyjaźni waszej, zaufania, pełnego zawierzenia Miłości. Czyż nic wam nie mówi moja śmierć za was? Wciąż stoicie z dala, biedni, chorzy i nieszczęśliwi, sami ze sobą przeciw światu. A moja miłość ukrzyżowana, pełna mocy i łaski, pragnąca darzyć, leczyć, uzdrawiać was i chronić, trwa bezradna wobec waszej wolności i wciąż nasłuchuje, aby biec na pierwsze zawołanie. Czyż taka miłość onieśmiela?

Taką postać przybrała miłość moja dla waszej słabości, i jeśli zwracacie się do Mnie, idźcie pod krzyż, gdzie ogołociłem się do granic możliwości, aby nikt z was nigdy nie czuł się ode Mnie biedniejszy, niegodny mego miłosierdzia, zbyt nędzny. Czyż może być większy dowód miłości mojej do was?

Dlatego, Anno, córko moja, pragnę, abyś mówiła o Mnie ukrzyżowanym, współcierpiącym, rozumiejącym was, współczującym wam i wybaczającym; o Mnie, Jezusie Chrystusie, Bogu–Człowieku, przyjacielu waszym, Zbawicielu, doradcy i opiekunie, towarzyszu waszych dróg; o Mnie takim, jakim jestem dla ciebie. Niech wielkość i nieskończony majestat Boga nie przerażają was i nie onieśmielają, gdyż ponad wszystkim jest miłość. Miłość miłosierna, wyrozumiała i pragnąca przebaczać czeka, abyście ją dopuścili do swojego życia, tak bardzo smutnego beze Mnie.

Mów, Anno, że sprawiedliwość moja nie jest waszą, że usprawiedliwiam was bardziej niż wy siebie wzajemnie. Mów o niewyczerpanym miłosierdziu dostępnym każdemu, kto o nie prosić będzie. W moim sercu nie ma gorszych, niepotrzebnych, niekochanych. Choćbyście Mnie codziennie krzyżowali, Ja was kochać będę. Istotą moją jest miłowanie.

Miłuję też twój naród, taki jakim jest, bo jego nieszczęście większe jest niż grzech. Dusze wasze są zniewolone, zagubione, oślepione. Tak bardzo potrzebne jest wam ciepło mojej miłości. Mów o tym, że kocham was, cokolwiek zrobicie. Pomimo że wciąż ranicie moje serce nienawiścią i szkodzeniem sobie wzajem, Ja kocham was nie mniej, niż gdybyście doskonali byli, a nawet bardziej jeszcze się troszczę (ze zrozumienia: ze względu na nasz zły stan i zagrożenie życia wiecznego).

Mów o moim miłosierdziu, zawsze gotowym zapomnieć i darować, o mojej radości z każdego waszego aktu miłości i dobrej woli, o mojej nieustającej pomocy, o nieskończonym strumieniu łask, które czekają na proszących o nie. Mów, Anno, że Ja, Jezus, Pan wasz i Bóg, usprawiedliwiam was przed Ojcem, że macie orędownika, na którego może liczyć każdy z was. Nie bójcie się przyjść do Mnie. Ja jestem łaskawą Miłością.

Chcę, abyś i ty miała udział w moim obdarowywaniu.

Po przerwie.

– Córeczko, przecież Ja jestem przy tobie wtedy, kiedy Mi służysz. Zawsze jestem obecny przy każdym, kto Mi się oddał i pełni moją – a nie swoją – wolę. Nie zawsze odczuwalny, rozpoznany przez waszą świadomość, ale jestem, ponieważ razem budujemy moje dzieło w świecie. Natomiast ty, tak słaba, masz oparcie we Mnie silne i pomocne. Jeżeli odejmuję środki własne, jak tobie – pamięć, nad czym tak bolejesz, to daję ci moje słowa. Głos mój słyszysz, uwagi moje przyjmujesz, a w miarę twojej służby coraz jaśniej i pełniej będziemy się rozumieć. Nie obawiaj się swojej nieumiejętności, bo Ta ją znam. Duch mój towarzyszy ci i wspomaga w tym, czego nie posiadasz.

Wiedz, że lepiej jest nie mieć nic własnego, niż korzystać tylko ze swoich darów – one są skończone, choćby najwspanialsze były. Lecz moje możliwości są nieograniczone i przyjaciołom oddaję je do dyspozycji; owszem, raduję się, jeśli dużo z nich korzystają i o wiele proszą. Przecież wiem, córeczko, że chcesz pomagać i służyć i wiem, jak niewiele możesz. Czyż mógłbym pozostawić cię z pustymi rękoma? Będziemy zawsze razem służyć biednym i potrzebującym, a Ja dawać ci będę to, co jest im potrzebne wedle ich braków i niemocy. Z dnia na dzień dawać ci będę to, co konieczne, oraz to, co Ja zechcę dać wam, nawet wtedy, kiedy o nic nie prosisz, bo wyobrazić sobie nie potrafisz, co i ile dać mogę ze szczodrości mojej. Już doświadczasz niespodziewanego bogactwa, jakim cię obdarzam. Chcę, abyś i ty miała udział w moim obdarowywaniu. Dlatego trzymaj się Mnie mocno i zawsze słuchaj, co mówię.

23 XI 1983 r., środa, Warszawa

– Moje dziecko, powiedziałaś Mi, że tylu z was chciałoby coś dla Mnie zrobić w świecie, a Ja wam tak mało daję szans. Wiem, że przemawia przez ciebie rozgoryczenie. Wiesz, ile ci dałem, ale wiesz też, że nie służysz Mi tymi darami, ponieważ „nikt ich nie potrzebuje”. Czujesz się bezużyteczna i nikomu niepotrzebna? Mnie jesteś potrzebna, a to jedynie jest ważne. (Pan mówi to z naciskiem.)

Posłuchaj, córko. Ja jestem dawcą darów i o czasie ich użycia też tylko Ja zadecyduje.

– Czy teraz oczyszczasz mnie, Ojcze?

– Owszem, oczyszczam cię, bo potrzebujesz oczyszczenia, a to, co daję ci, jest ci nieodzownie potrzebne. Leczę cię, dziecko, z chorób, które nabyłaś, ale nie sądź, że winię cię za nie, przeciwnie, współczuję ci, bo nosiłaś wiele nie zawinionych ciężarów i te z ciebie powoli zdejmuję. Dlatego obdarzam cię nadmiernie i przedwcześnie, lecz miłość moja nie może się temu oprzeć. Nie jesteś jeszcze gotowa służyć Mi tak wiernie i gorliwie, jak powinno wdzięczne dziecko usługiwać ojcu swemu, a przecież daję ci tyle okazji i możliwości, abyś właśnie czuła się potrzebną Mi. Dla Mnie każdy człowiek ma wartość bezcenną, a przecież pomagasz, jak możesz, wielu osobom...

– Nie wszystkim.

– Tak, wiem, że nie wszystkim, że są tacy, których unikasz, ale przyjdzie czas i na zrozumienie, że służba Mnie wiąże się z trudem i cierpieniem twojego „ego” dopóty, dopóki ono nie jest gotowe dla miłości mojej na wypełnienie wszystkiego, co stawiam przed moim sługą. Zrozumiesz, dziecko, że nie efekty cenię, a gorliwość w tym, czym człowiek usłużyć Mi może, i nie wielkich czynów i dzieł pożądam (bo one wszystkie są moje), a ufności i wykorzystywania takich szans, jakie Ja podaję. We wszystkim innym jest czynna miłość własna, która pragnie osiągnięć i sukcesów, podczas gdy Ja daję codzienny trud i krok po kroku was prowadzę. W tym, córko, wzrastać powinny ufność twoja i zawierzenie mojej miłości do ciebie. Widzisz sama, ile masz braków?

– Tak, Ojcze, to prawda. Ale ja wtedy czuję się tak odrzucona, że tracę siły i chęć do życia, i jeszcze mniej Ci służę.

– Bo jesteś jeszcze bardzo małym dzieckiem; byle co cię zraża i męczy. Ale Ja cię wychowuję, dlatego nie masz się czym martwić.

– Tak, Ojcze, wiem, że nigdy Mnie nie odrzucisz i zawsze kochasz, a jednak powiedz, czyż dary Twoje nie powinny być cenione? Czy te cudowne plany Twoje i Twoje słowa nie powinny być przyjęte, a nie odrzucane? Przecież one tyle mogą pomóc! Czy zawsze mam być strażnikiem niepotrzebnych skarbów? Jeśliś Mi je dał, czyż nie powinny być użyte?

– Będą użyte i będą bardzo potrzebne. Jeśli ty, córko, nie zmarnujesz ich sama, a wiem, że nie chcesz tego, Ja sam będę je rozdzielał i mnożył, bo moje są i przeto godne czci, ożywiające i pożyteczne wam. Czas przyjdzie, gdy staną się pożądane i upragnione, ale ty, dziecko, musisz stać się dojrzałą do rozdawania ich. Ja ci pomagam, a czyż Mnie może się coś oprzeć?

– Oprócz mojej złej woli.

– Tak, słusznie powiedziałaś: oprócz twojej złej woli. Ale widzisz, ojciec zawsze wierzy, że Jego dziecko go kocha, a jeśli kocha, to stara się pełnić jego wolę i nie zasmuca ojca. Ty, córko, jesteś bardzo, bardzo słaba, dlatego usprawiedliwiam cię i daję ci tyle pomocy. Teraz dam ci pomoc twoich przyjaciół i bliskich z domu mojego. Oni dodadzą ci sił, przyniosą radość i miłość. To wszystko czynię dla ciebie z wielkiej miłości, która nigdy nie patrzy na to, czy dziecko zasłużyło sobie na nią, gdyż kocha je nieskończenie i troszczy się o nie.

– Co mam zrobić? I gdzie pójść...?

– Dałem ci, córko, zajęcie na dni najbliższe. I wiesz już, że nie cieszy Mnie, kiedy zrywacie ze sobą z gniewem lub żalem. Dlatego powoli i spokojnie rozluźniaj więzy ze starą grupą, bo z niej cię zabiorę do innej pracy, ale rób to z dobrocią. Z dobrocią staraj się służyć tam i tym ludziom, których stawiam na twojej drodze dziś, a Ja cię wspomogę. Świadcz o Mnie tam, gdzie o to cię proszą, przyjmuj tych, którzy cię potrzebują, i idź tam, gdzie możesz pomóc. Dlatego dobrze będzie, jeśli pomożesz koleżance, która ma wiele darów, ale nie wszystkie.

Uwaga dopisana 23 Xl 1985 r.: Pan zabrał mnie, ale z jakim bólem i przykrościami spotkałam się. I dopiero po odejściu z tej grupy (a sami o pomoc prosili) zaczęłam pisać. Od 4 IX 1984 r. do 14 V 1985 r. dyktował mi Pan „Pozwólcie ogarnąć się Miłości”. We współpracy z Panem trzeba się liczyć z bólem, cierpieniem, chorobą, pogardą i odrzuceniem przez ludzi, bo to nasz wkład i cena.

– Przeczytałaś (z „Księgi starców”), że spokój ma ten, kto cieszy się ze spełnienia woli mojej, a nie z powodzenia swoich planów. Takim spokojem pragnę cię napełnić. Dlatego mówię ci teraz, że wykonałaś moją wolę. Ciesz się i dziękuj Mi za wielką miłość moją.

24 XI 1983 r., czwartek, Warszawa

– Czy pragniesz, Jezu, coś mi polecić na drogę do tego miasta?

– Będę tam z tobą. Oddaj Mi swoje usta, swój głos, swój umysł – wszystko to, czym pragniesz Mi służyć, a Ja to wykorzystam. Posyłam cię nie na smutek, a na radość, wiec po cóż ten lęk? Czyżbyś bała się, że cię nie wspomogę? W rozmowie ze sługą moim bądź szczera. Zapytaj też, czy nie pragnie on moich słów – a Ja go umocnię. Nie zabieraj nic poza tym, co mówiłem o Kościele moim. (...) Błogosławię cię, dziecko, przyjmij miłość moją.

LXII ROZMOWA – Talenty dane wam muszą zaowocować pożytkiem dla waszych bliźnich

29 Xl 1983 r., wtorek, Warszawa

– Ojcze, dziękuję Ci, żeś zechciał mną się posłużyć. Przekazywałam Twoje słowa tak często, aż zaczęłam się obawiać, że to ja sama mówię. Uspokoiły mnie dopiero Twoje słowa podane mi przed wyjazdem, kiedy je po powrocie przeczytałam. Cieszę się, że byłam tam pożyteczna. Dzięki Ci, Ojcze!

Ale teraz boję się iść do tego księdza po przekazane mu teksty; boję się bólu i smutku. Czy chcesz, Ojcze, żebym tam poszła już jutro, czy mogę iść we czwartek? Dziś już dowiedziałam się, że on wycofuje się, że się boi, że nie chce mieć „nic wspólnego”. Dlaczego tak jest? Przecież Twoje słowa są tak mądre, pełne dobroci i miłości do nas. Dlaczego takie skutki wywołują? I co mam robić dalej, Ojcze, jak odbiorę teksty? Gdzie mam iść?

– Córko, pragnę, ażebyś nie przewidywała z góry wyników smutnych i przykrych wydarzeń. Kiedy służysz Mi prawdziwie, ważne jest dla ciebie tylko wypełnienie mojej woli. Cierpienie, smutek i zawody są znakiem, że służysz Mnie, bo ta służba nie daje korzyści, zadowolenia z siebie, szybkiego powodzenia i nie jest łatwa. Świat i szatan sprzeciwiają się prawdzie i walczą z nią. Poprzez przywary, nie opanowane wady ludzkie i grzech anioły ciemności starają się zniszczyć moje dzieło. Ale czyż jest to możliwe?

Kościół mój trwa i wzrasta w świętości poprzez walkę i trud. Taką jest droga ludzkości od chwili upadku. Każdy, kto Mnie wybiera, wybiera sprzeciwianie się złu. Nie ma od tej drogi wyjątków. Chociaż niektóre dusze zabieram prędko ze świata, a inne osłaniam odbierając im możność rozeznania, gdyż umysł chory nie może wybierać (lecz nie ma też winy, a tylko cierpienie). Wy lękacie się chorób umysłowych, niedorozwoju, kalectwa, a przede wszystkim śmierci, a przecież to Ja decyduję o drodze człowieka i jeśli odejmuję mu moje dary, daję mu tym większe przebaczenie i tym mniej wymagam, im mniej go obdarzyłem i ubogaciłem. Wy zaś pragniecie wszelakiego bogactwa nie pomnąc, że „talenty” dane wam muszą zaowocować pożytkiem dla waszych bliźnich, zwłaszcza tych, którzy ubożsi są od was. Bogactwo jest ciężką odpowiedzialnością, ponieważ Dawca was z niego rozliczy.

Mówię ci to, córko, abyś zastanowiła się nad tym, ile ci dałem już i ile wdzięczności jesteś Mi winna – bo szansę użytkowania darów daję Ja w porze stosownej, ale ty już masz świadomość ich bogactwa. Czyż nie powinnaś zatem wielbić Mnie i dziękować Mi już teraz...? Ty zaś czekasz, aż ludzie je ocenią i przyjmą.

– To prawda, Ojcze, nie rozumiałam tego. (Dziękuję Panu...).

– Pamiętaj, córko, że wdzięczność jest przyznaniem Mnie przywileju dawcy, jest uczczeniem mojej miłości i łaskawości dla was, a więc uznaniem sytuacji rzeczywistej – czyli stawia was w prawdzie i czyni zdolnymi do odbierania dalszych darów, gdyż Ja raduję się obdarowywaniem was i tylko dla dobra waszych niedojrzałych dysz ograniczam je. Dla tych zaś, którzy z radością przyjmują je i z wdzięcznością rozdają, mam skarby nieograniczone. Im więcej pragniecie dawać innym bez myślenia o sobie, tym bardziej gotowi jesteście do współpracy ze Mną.

Dlatego nie myśl, Anno, jak ktoś przyjmie to, co dajesz, i czy odrzucenie tekstów przyniesie ci ból. Wiesz, że dary te ode Mnie otrzymałaś, a więc muszą być „dobre”, bo Ja nie daję nic prócz dobra. Wiesz, że pragniesz przez nie nieść pomoc służąc Mi wedle twego zrozumienia i umiejętności – i to niech ci wystarczy. Twoja jest wola dobra i trud, rezultaty – moje. Lecz przecież daję ci i radość, prawda? (Pan przypomniał mi niedawny wyjazd).

LXIII ROZMOWA – O powstawaniu wspólnoty

11 XII 1983 r., niedziela, Warszawa

– Ojcze, dziękuję Ci za Twoją miłość do cioci Niuty (otrzymałam wiadomość o jej śmierci). Zamiast smutku czuję wielką radość i szczęśliwa jestem, że tyle osób z mojej rodziny jest z Tobą. Bądź uwielbiony przez nas wszystkich. Dzięki Ci, Ojcze!

– Cieszy Mnie, córko, że pytasz Mnie, co powinnaś robić wedle mojej woli i planów dla ciebie. Widzisz, dziecko, tam gdzie reguła i święte posłuszeństwo prowadzą, wystarczy poddać się im, a tam gdzie obowiązki ściśle są określone, wystarcza wykonywanie ich gorliwie i w pełni. Lecz ty żyjąc w świecie i w nim służąc Mi sobą, chcąc służyć mi dobrze, powinnaś szukać moiei woli, bo prowadzę cię z dnia na dzień bez planów dalekich. Zgodziłaś się na takie moje kierownictwo, a w zamian Ja chętnie rozmawiam z tobą. Nie chcę, abyś niepokoiła się swoją „niepotrzebnością”. Widzę, że uczysz się czekać i zaczynasz rozumieć, że każde działanie ma swoją właściwą porę. Tak trzeba, córko. Ja pragnę mieć pełną wolność działania z tobą.

Pytasz Mnie o tę parafię, w której, jak słyszałaś, zawiązuje się wspólnota. Wiesz, że to Ja jestem Odnową Kościoła. Im szybciej obejmie ona wasz kraj, tym bardziej gotowi będziecie do świadczenia o Mnie. Lecz pragnąłbym, ażebyście zebrali się razem w małej grupce i poznali się lepiej. Stwórzcie małą wspólnotę i niech ona stanie się wam wspólnotą prawdziwą. Nie „zespół kierowniczy” jest wam potrzebny, a miłość wzajemna, która was połączy tak, abym Ja stał się jej (wspólnoty) Panem. Musicie poznać nie wasze umiejętności – bo Ja wam je dam wedle potrzeb – a waszą zdolność współpracy w miłości, wyrozumiałości i szacunku wzajemnym. Nie szukajcie pierwszego miejsca, oddajcie je – Mnie. Ja was poprowadzę. Od waszej bezinteresownej miłości do siebie wzajemnie i do tych, którzy przyjdą na moje wezwanie po pomoc do Mnie i dla których wy stać się macie moim obrazem – od waszej rzeczywistej postawy służenia Mnie i im zależeć będzie, czy w tej parafii powstanie nowe ognisko mojej miłości.

Chcesz wiedzieć, jak zacząć. Módlcie się za te osoby, które wejść mają do współpracy z wami. I módlcie się o to, aby we wszystkim działa się wola moja, a nie wasza. Ustępujcie sobie wzajemnie i poznawajcie moją miłość do każdej z was. Kochajcie się jak siostry, aby moja miłość mogła was napełniać, a Ja będę żył wpośród was.

Taka jest wola moja. Przekaż ją, Anno, i przekaż też błogosławieństwo i zachętę moją. Uczcie się, córki, miłować moją miłością, bo ją macie rozdawać, nią służyć innym i ku niej prowadzić. To jest zadanie, które stawiam przed wami.

LXIV ROZMOWA – O zadaniach i odpowiedzialności kapłanów

13 XII 1983 r., wtorek, Warszawa

– Przekaż synowi mojemu (zakonnikowi), że w okresie nadchodzącym wspomogę go. Dam mu więcej sił, aby podołał obowiązkom, które na niego spadną. Dlatego niech go nic nie przeraża i niech się niczym nie martwi. Jestem przy nim. Pragnę, aby był głosem moim, by zapowiadał moje zmiłowanie nad wami i moje przebaczenie. Kiedy nadejdzie pora oczyszczenia, niech gotów będzie nieść orędzie Janowe. Pragnąłbym rozmnożyć głos wołający:

„Prostujcie drogi Pańskie, bo oto siekiera już jest przyłożona do pnia. Żałujcie i odmieńcie wasze życie, abyście żyli i mogli cieszyć się moją miłością. Nie pragnę śmierci grzesznika, lecz jego nawrócenia”.

Dla wielu czas ich się kończy. Niechże powracają ku Mnie z pośpiechem największym, aby zdążyli uzyskać ojcowskie przebaczenie...

Nie pragnę waszego upadku, chcę was ocalić, jeżeli powrócicie na drogi moje. Zapragnąłem uczynić was (Polaków) świadectwem o Mnie dla świata. Lecz jakże mam tego dokonać, skoro winy wasze wzywają sprawiedliwości mojej na wasze głowy...? Tak jak niegdyś prowadziłem naród Izraela przez cierpienie, niewolę i śmierć – dla ich krnąbrności – tak i dziś mogę spuścić na was mój gniew, jeśli nie opamiętacie się.

Nie do władz waszych wołam, gdyż usunę je sprzed moich oczu, bo samozwańcze są i z uporem trwają w grzechu, lecz do waszych władz w moim Kościele wołam: Podejmujcie wszystkie wysiłki, ogarniajcie troską i miłością cały naród, wszystkie jego pokolenia i środowiska, aby nie pozostał nikt nieświadomy tego, kim jestem: Sprawiedliwością dla upartych w błędzie, Przebaczeniem dla żałujących i porzucających swój grzech, Miłosierdziem dla wiernych Moim przykazaniom. A najważniejszym z nich jest to: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem... a bliźniego swego, jak siebie samego” (Mt. 22, 37–39). Kto zaś jest bliźnim waszym, to wiecie. Wedle waszego miłosierdzia i Ja wam je okażę.

Niechże więc Kościół mój zatroszczy się o wszystkich potrzebujących opieki i pomocy, o dusze ich i ciała. Lekarz, gdy zaraza panuje, nie o swoim zdrowiu myśli, lecz o ratowaniu chorych i zagrożonych. Wy niesiecie moje lekarstwo dla świata – udzielajcie go hojnie i bez ograniczeń. Bądźcie też gorliwi w służbie mojej, bo rozliczę was wedle waszego poświęcenia i trudu dla całego ludu mojego. I ostrzegam, że surowość moja jest dla złych i niedbałych sług moich wedle darów, jakie im dałem, i przyjaźni i poufałości, z jaką żyłem z nimi. Czuwajcie, abyście nie usłyszeli wyroku mojego: „nie znam was”.

Synu, mówię to tobie, ażebyś ostrzegał, zachęcał i zagrzewał innych, zwłaszcza wśród kapłanów, w zgromadzeniach zakonnych, wśród braci i kleryków. Wasza odpowiedzialność jest wielka. Jeśli to zrozumiesz, nie pychę będziesz odczuwał, a lęk, gdyż bogato cię obdarowałem. Rozważam dary moje dla ciebie, a i to, że wciąż cię wspomagam i ubogacam. Czyż lepszy jesteś od innych, że tak wiele otrzymałeś? Nie. Lecz Ja kocham cię i darmo daję to wszystko, abyś miał Mi czym służyć. Pragnę dać ci o wiele więcej jeszcze, by twoje słowa budziły sumienia i poruszały śpiących. Ty zaś głoś orędzie Janowe tak, jak możesz. Nie mam dla ciebie, synu, innego zadania na cały ten czas, jak to. Ono jest najważniejsze. Udzielaj przebaczenia mojego skruszonym, ratuj błądzących, wspomagaj odwagą i nadzieją zalęknionych. Mów im, że raduję się nawróceniem grzesznika i grzechów jego nie chcę pamiętać, że oczekuję synów marnotrawnych z tęsknotą, bo szczęściem moim jest uszczęśliwianie was, nie zaś karanie. Moc moja jednym tchnieniem może spopielić ziemię, lecz po cóż niszczyć bym miał to, co tak słabe jest i bezbronne? Stworzenie moje, które powołałem do istnienia, uchronić pragnę i od zguby ocalić. Dlatego miej nadzieję i głoś ją wszędzie. Bo ja chcę waszego powrotu i oczekuję was w pełni miłosierdzia. Tobie zaś, synu, daję moją moc słowa i błogosławieństwo w służbie mojej. Jestem z tobą i nie opuszczę cię.

Okazało się, że patronem zakonnika jest św. Jan Chrzciciel, a ja go znam pod imieniem zakonnym.

LXV ROZMOWA – Oczekuję waszego złączenia się ze Mną w krzyżu – takim, jaki wam daję

26 XII 1983 r., Boże Narodzenie, Warszawa

– Dałeś mi, Panie, bardzo smutne święta. Powiedz mi, Ojcze, co chciałeś ode mnie otrzymać?

– Córko moja. Wiesz, czego chciałem, a tylko oczekujesz potwierdzenia, prawda?

– Tak, Ojcze.

– Świat jest w przededniu straszliwego cierpienia i potrzeba mu ofiar i pokuty. Od wszystkich, którzy to rozumieją, oczekuję złączenia się ze Mną w krzyżu, takim jaki wam daję.

Takim wielkim krzyżem jest dla ciebie odrzucenie cię, brak serca i dobroci u bliźnich twoich, ich obojętność i zakłamanie w miłości bliźntego. To jest dla ciebie boleśniejsze niż samo uczestniczenie w świątecznym obrządku i dlatego dałem ci w dniu radości rodzinnej i wspólnotowej samotność i opuszczenie. Idź i oddaj je Mnie. Tego oczekuję od ciebie i błogosławię cię, córko moja. Ja jestem blisko.